Przez okres zimowy to niewiele ruszam się z wioski, zimna nie jest moją ulubioną porą roku, ale jak już się ruszę to, albo jestem przewrażliwiony, albo ze mną jest coś nie tak. Ciągle widzę marnotrawstwo kasy publicznej. Jadę w pt. do 824 poc., a nim przy słonecznej pogodzie o 13:00, zapalone całe, nawet nie połowa, oświetlenie i nikomu nie przyjdzie z obsługi poc. do głowy to wyłączyć. Policzyłem w wagonie, w którym byłem, zapalonych było 33 świetlówek 18W. Plus oświetlenie ubikacji i tzw. przedsionków, jeszcze reklamy i oświetlenia innych przyrządów, które świecą się niezależnie od oświetlenia w wagonie. Ale te 33 świetlówki dają 594W, przyjmijmy 650W na wagon. Skład zespolony złożony z 8 wagonów czyli 5200W. Takim prądem z tylko jednego poc. to zagrzeję całe mieszkanie i jeszcze go oświetlę, i jeszcze zostanie mi dla sąsiada. Czy qrwa tylko, ja to widzę, czy to ten system jest na przeciwnym biegunie do tzw. komuny, która paradoksalnie była znacznie bardziej oszczędnym systemem. W tram podobnie jak jechaliśmy z 979 kiedyś na pizzę, opisywałem to tu, również dzień, jasno, a w tram oświetlenie załączone, jakby nikt nic nie wiedział i z tego powodu przewracali się. To już nawet w roku milenijnym było, jak studiowałem na uczelni. Budynek wielki, 5 piętrowy, to w dniach takie jak te, kiedy w ciągu dwu dni temp. rośnie o 17C (w pt. wieczorem było 2C, w nd wieczorem 19C) nad ogrzewaniem nikt nie panował. Brałem kombinerki na uczelnie i zakręcałem trochę po kryjomu kaloryfery, aby mnie za wariata nie wzięli [no właśnie, czy to ja byłem wariatem, czy cieć na uczelni, dziekan, rektor, którzy nie umieli zapanować nad ogrzewaniem i najnormalniej zakręcić o 12:00 kurek z ogrzewania, a odkręcić go o 19:00]. W całym budynku pozakręcałem wtedy ponad 20 kaloryferów, a i tak okna na korytarzach w następnych ciepłych dniach były otwarte i przeciągi, bo jednak przy 5-ciu piętrach robi się komin, takie, że czasami czułem się jak na kopalni w chodniku z ciągiem powietrza. I też wtedy nikomu to nie robiło różnicy, wszystko jest ok, uczelnia kasy ma w chuj i może ją wypierdalać w kosmos. Wynika z tego, że faktycznie ze mną jest coś nie tak, skoro w takie dni lezę i u siebie zakręcam główny zawór, a tzw. większość robi zupełnie inaczej, i co najciekawsze z tego powodu nikomu nic się nie dzieje. Nikt nie ma interesu w oszczędzaniu, a to przecież powinno być naturalne. Dodatkowo wynikać to może z braku kultury technicznej. Dopiero od jakiegoś czasu, powiedzmy że, w pełni rozumiem pojęcie "złotej rączki". To nie tylko gość, który umie naprawić wiele prostych urządzeń w życiu bieżącym, w obejściu, ale jednocześnie taki, który widzi co się rozpada, co można, choćby, zaoszczędzić, co przerobić, aby było sprawniej. To samu tu u 824, na dworze termometr pokazuje 22C, a w 10 piętrowym bloku kaloryfery ciepłe. Po co, do cyca?! Nie ma jak zaoszczędzić, bo nie ma podzielników ciepła, nie ma komu odpowiedzialnemu iść i zakręcić zawory główne. Kasa leci, wszyscy się cieszą. I tak by można wymieniać i wymieniać w tym prawie wszystkie urzędy miast, bo tam sytuacja analogiczna, ogrzewanie leci, okna pootwierane jest ok.
Co do kultury technicznej, to 374 dał na yt. filmik jak jedzie w okolicach Żywca po górach autem. To jest jeden wielki ryk silnika żyłowanego aby tylko szybciej, aby prędzej skończyć, a następnie z pretensjami do szefa:
- zepsuło się, nie dbasz o auto!
Tyle, bo mi ogólnie jak to wszystko widzę ciśnienie rośnie, a nie wiem po co. Przynajmniej wiadomości z TV i radia wyciąłem 2,5 roku temu, to na tym polu oszczędzam nerwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz