wtorek, 31 grudnia 2019

Wtorek #1634

  To już chyba trzeci, (a nie, sprawdzę w archiwum własnym), nie czwarty rok kiedy nie robię imprezki na st. mac. Uzasadnienie nadal jest takie samo, nadto ludzie, z którymi powiedzmy, 5 czy 6 lat temu robiłem imprezki postarzeli się, częściowo założyli rodziny i prowadzą inne życie. Te młodzieńcze extrrawagancje już minęły, eksperymenty seksualne też. a i sam też się zestarzałem. Widzę to przy spotkaniach ze 172. Nim przyjdzie, to mam takie wizje co z nim zrobię, a jak już jest, to wygląda to zupełnie inaczej. Może dlatego, że ostatnio znowu 172 jest poszkodowany, jakas belka w pracy spadła mu na plecy. Mnie to zawsze powstrzymuje przed pewnymi czynnościami, bo przecież nie chodzi o jakieś zmasakrowanie go.
   Czasem, co wykorzystuję, odnoszę wrażenie, że moje eksperymenty mu się podobają. Sam niekiedy mówi, że seks z laską go już nudzi i nie podnieca go tak jak dawniej. To jest niestety stała przypadłość, że w związkach nie chcą eksperymentować. Trudno jest się przemóc i podjąć coś nowego, czego nie było. Często przed drugą osobą nie chcemy źle wypaść stąd proponując jakieś udziwnienie możemy tak wypaść, przeto rezygnujemy z tego. Niekiedy, co słyszę od mięśniaków, druga strona nawet sugeruje, co zrobić by było lepiej, to samce nie chcą na to przystać z różnych powodów. Czasem, czego już na pewno nie przyznają, nie są takimi aktywami w seksie jakby się wydawało, a laska właśnie chciała by mieć takiego małego skurwiela w łóżku, a tu ciepłe kluchy. Może to utrzymywało przez lata spotkania z innymi mięśniakami wioskowymi, że, co już pisałem wielokrotnie, otrzymywali tu to, czego nie chcieli, nie umieli, nie proponowali swoim partnerkom w łóżku. Może to tak jest, że w życiu skurwiele, a w łóżku ciepłe kluchy, a tu jakby wbijałem się w to, ze swoimi upodobaniami. Nie mieli tego od lasek, za to dostawali to tu. Mnie pozostaje się tylko cieszyć, że przez lata udawało się utrzymywać.
   Nawet jak szukałem w swoich notkach, to natrafiłem na wpis z 01-01-2016 tu kiedy to 174 mnie kusił i skorzystałem.
   Ok. bo wnet się na stacji, mimo nie robienia imprezki, zapełni składami. Wczoraj zapowiedział się 230, a dziś stękacz osiedlowy, a (UWAGA!) z flachą, bo jak stwierdził dawno nie pił.
   Jeszcze wiata kolejowa, towarowa z Warszawy Pragi w innym ujęciu.
   Ponieważ ostatni dzień w roku, to do spotkania w przyszłym roku. Miłej zabawy, jeżeli ktoś się będzie bawił, a jak nie to przyjemnego spędzenia czasu.
   Narka.

poniedziałek, 30 grudnia 2019

Poniedziałek #1633

  Dostanę do gowy. Dwa dni temu i przedwczoraj obudził mnie bezdomny. Jeszcze chce tu funkcjonować, choć mnie to co raz mniej bawi. W piątek, ze względu na wolne, od rana do nocy tory zajęte. Jakiegoś przepełnienia nie było, ale stale jeden tor był zajęty. Mało tego, jak odszedł o 22:15 834, to już myślałem - wolne, pusta stacja, a tu o 23:00 na stację wszedł 230 i powiedział, że zostaje do rana i skierowaliśmy go na grupę D. W sob. rano, co wyżej, obudził mnie bezdomny, ale grupa D zajęta, jednak dogadał się z 230 i zajął jego miejsce. 230 zmienił msc. postoju na grupę A i tu stacjonował do 21:10. W tym czasie przewinęły się 815, 826, 834. Popołudniu już myślałem, że dostanę do gowy. No ciągle ktoś. Ale z drugiej strony przypomniałem sobie, jak kiedyś tam, co pewnie opisywałem, ze stałego postoju na stacji zrezygnował 979 i pewnego dnia odszedł. Jak mu mówiłem, że po jego odejściu będzie pusto, to nie wierzył. Jednak zrobiło się tak, że przez tydzień prawie nikogo nie było. Po tygodniu bycia prawie samemu na stacji, już trochę (również) dostawałem do gowy.
   Jak to się mówi - i tak źle, i tak niedobrze. Z dwojga złego nie wiadomo co wybrać, choć wybór po mojej stronie na razie jest niewielki. Czekam, aż pewne sprawy się same rozwiążą. Tzn. większość mięśniaków już pracuje, to do popołudnia w zasadzie powinienem być sam. Jeszcze tylko bezdomnego trza się na stałe pozbyć i powinno już być dobrze. Gorzej, jak od rana w torach jakiś skład funkcjonuje, a dziś, w zasadzie w czasie odsłaniania zasłon, jakby czatował pod wjazdowym, objawił się znów bezdomny, ale dziś wypowiedział, że dziś ostatni raz, to jak jutro wróci to mu to powiemy. Dzwonek miałem wyłączony, co by nas niepotrzebnie nie budzili rano, w tym bezdomny.
   Wczoraj byłem 3h u 979 bo on przejął własne mieszkanie po matce i teraz szykuje się do remontu. Sprzątania dość sporo, ale wyciepliśmy na śmietnik dużo śmieci, to się zrobiło trochę lepiej. Posprzątał w łazience i już trochę lepiej wygląda. Cieszy, że pewne zachowania, które usiłowałem mu wszczepić działają. To uchroni go trochę przed nadmiernymi wydatkami. Dobrze, bo kapitalizm wysysa ostatnie pieniądze, a jak nie masz to i te, których jeszcze nie masz, w sensie kredytów na ciulstwa.
   Zacząłem trochę sprzątać po szczurach. Na razie jakieś kąty, w których, z tego co obserwuję już mniej, albo w ogóle nie funkcjonują. Ze szczurzyc robią się pomału babcie. Następna na operację idzie 7-go stycznia, bo już ma dość dużego guza. Liczebnie to chyba ich jeszcze 6 sztuk zostało, w tym dwa kiwaczki (albinoski), które mają jakąś wadę i ciągle się kiwają, na lewo i prawo, tak już od dwu lat. Jak je kiedyś wywoziłem na hurtownię, to, niestety, albinoski pierwsze szły na żer, bo niby słabe i chorowite, dlatego postanowiłem tym dwu przedłużyć życie. Jedna, co kiedyś pisałem, albo każda z nich po raz, umknęły cudem przed wywózką, a w sumie to je ułaskawiłem. Jedna z nich, czeka w kolejce na operację, druga na razie ma się dobrze.
   Tyle, bo zaś tej notki nie wypchnę ze stacji.
 Wiata towarowa na stacji Warszawa Praga. Być może służyła niedalekiej papierni "Balza".
  Narka.

piątek, 27 grudnia 2019

Piątek #1632

   Ale dziś miałem sen, dawno takiego fajnego nie miałem. W porównaniu do ostatniego, kiedy ciągle leżałem i posuwałem kogoś a'la 977 w tym było zupełnie inaczej. Akcja działa się w Krakowie w jakimś hotelu o rozłożystym parterze. Nie wiem za czym biegałem po parterze, ale czegoś szukałem. Hole ładnie wykończone, a'la pozłacane ozdoby przy sklepieniach, ładny wystrój. W końcu postanowiłem odpocząć i siąść. Wcześniej jak latałem po parterze, to moją uwagę przykuł facet ok. 40-ki z grupą nastolatków 4-ch ich było. Robiło to wrażenie jakby z nim pracowali, ale nie widziałem żadnych czynności, które by robili, ani też narzędzi, to też zastanawiałem się co ich łączy? Też łazili po hotelu, po tym parterze, jakby na coś czekali. Dwu przykuło moją uwagę bo ładne sztuki. Jeden wysoki, ciemne włosy, umięśniony, drugi blondyn niższy, chudszy, oczywiście też umięśniony, z żyłami wychodzącymi na wierz. Pora widać letnia, bo blondyn w krótkich spodenkach, aż jak się później okazało ten czarny też. Czwarty nie był ich pracownikiem. W tym łażeniu mijałem tego 40 latka, kiedy mówił do tego czwartego, że jak dobrze zda egzaminy, to zabierze go z nimi nad jezioro (tu podał nazwę, ale kompletnie nie wiedziałem gdzie to jezioro), po czym dodał, że na Mazurach. No to już wiedziałem. Ten czwarty dzwonił więc do kogoś z rodziny, przekazywał informację i mówił że nie wie gdzie to jest i nie ma się od kogo dowiedzieć gdzie to jezioro. Postanowiłem, bo ja taki dobry wujek jestem, powiedzieć mu mniej więcej gdzie to, ale nie miałem żadnej mapy, a rysować też nie bardzo było na czym i czym. Wreszcie znalazłem jakąś mapę, w oddali na ścianie, ale on mi gdzieś polazł z tym telefonem. Trzeci  z tej grupy trochę ryżawy, normalnej budowy ciała, bez nadwagi, ale nie mięśniak więc mi się nie podobał. Ten fotel, na którym siadłem, był ustawiony w rogu sali w wykuszu, a po jego lewej stronie było duże okno. Takie na 2 m. szerokie na niecały metr. W końcu 40 latek się poderwał i wyszedł na zewnątrz. Ten czarny i blondyn podeszli bliżej okna i patrzyli na zewnątrz. Obserwowałem ich od jakiegoś czasu i zastanawiałem się czy branżowi czy nie. Oboje ładni, to bardziej mnie pociągało, do tego czasem się dziwnie zachowywali względem siebie. Niby tak jak teraz młodzież, ale było w tym coś jakby więcej. Czasem się poszturchiwali coś w stylu - ej no weź, i jeden szturchał drugiego, ale właśnie tak inaczej jakby dłużej, jakby za długo.
  Oni patrzyli za okno, też spojrzałem, a pod tym oknem stał ten 40-latek i lekko się wspiął po czymś po czym chwycił szybę, ruszył ją, ona się zaczęła od góry przechylać na zewnątrz, w końcu prawie spadła na niego, ale on sprawnym ruchem przejął spadające szybę i położył obok na trawie i powiedział do nich, tak się powinno robić.
  Siadłem, w starym fotelu dość szerokim z dużymi szerokimi, miękkimi oparciami. Oparcia były takie duże że swobodnie można było na nich siąść i ten czarny siadł na lewym oparciu, ale plecami do mnie i patrzał jakby za okno, albo na ramę okna. Siadł tak, ze zasłonił mi okno swoimi ładnymi, jak pomyślałem plecami, bo był w koszulce, ale na ramiączkach. Było więc widać umięśniona szyję, kręgi szyjne kręgosłupa, ładne barki. Trochę się gibał na tym oparciu i w pewnym momencie jakby tak bardziej odchylił się na mnie, że podparłem go prawą ręką, a on w tym czasie oparł się swoją prawą ręką o moje prawe udo. Robiło to wrażenie jakby stracił równowagę od tego gibania się. Na prawej ręce od razu napięły się mięśnie tricepsa co nie omieszkałem zauważyć. Tą ręką trochę zgniatał, to luzował uścisk na moim udzie, to też włączyłem do akcji lewą rękę i położyłem na jego lewym boku, a on cały czas siedział względem mnie pod kątek ok. 45 stopni. Jak on ściskał mi udo, to ja zacząłem obmacywać jego lewy bok przez koszulkę. Również byłem w krótkich spodenkach. W końcu, ponieważ zauważyłem, że chyba to jest to, wsadziłem mu rękę pod koszulkę i teraz lewą ręką głaskałem go po lewym boku a prawą rękę zacząłem cofać tak, że przechylał się co raz bardziej. On z braku mojego podparcia poluzował swoje podparcie na prawej ręce i zaczął swoje plecy kierować na moja klatę. W końcu jakby się położył przede mną, głowę mając oparta na moim prawym barku. Gdy go głaskałem lewą ręką po płaskim, umięśnionym brzuchu, a prawą po głowie, z prawej strony zaczął się dosiadać blondyn. Podwinął lewą nogę, siadł sobie na łydce, tak że kolano było skierowane w stronę jego brzucha. Był w krótkich spodenkach, a po podwinięciu nogi na udzie pojawiły się z czasem dwie piękne żyły. Mięsień czterogłowy się uwydatnił do tego stopnia, że zaczęło mi się prawie słabo robić. Ładnie opalony, z tym napiętym mięśniem uda. Nie mogłem się powstrzymać i prawą ręką zacząłem delikatnie sunąc po tych żyłach. W przeciwieństwie do czarnego, blondyn miał koszulke z krótkim rękawkiem, ale i tak widziałem ładną rękę. Zastanawiałem się czy nie za delikatnie, czy on nie chce mocniej i zrezygnuje i pójdzie w pizdu, wszak ten czarny. co widziałem i czułem, chce mocno, ale to udo od tego blondyna mnie rozwalało, wymiękałem przy nim. W ogóle miał ciało mało owłosione gładką skórę, delikatne ręce a jednocześnie umięśnione, podobnie z nogami. Coś jak 973, ale ten jest bardzo wysoki, ale za to prawie w ogóle nie owłosiony, nawet przy organie słabo. Zajmowałem się nimi. Czarny odwzajemniał moje ruchy i również mnie głaskał po nogach, za to blondyn tylko siedział, a ja co raz bardziej nie wiedziałem jak się względem niego zachować. To czarny był tym odważnym, tym który w krótkim czasie od chwili jak siadł przeszedł do działania, a blondyn tylko siedział i patrzał za okno. Czasem odnosiłem wrażenie, że się dziwi co się dzieje między mną, a czarnym. Co ciekawe organ mi się nie wzbudził i w śnie poprzestałem na głaskaniu i byciu k/nich. Może dlatego, że wceśniej jak miałem wstać, to opróżniłem zbiorniki i zasnąłem dalej, a ten sen właśnie dział się w dostawce.
  No i nie wiem jakby się to zakończyło, bowiem pod wjazdowym stanął bezdomny, co oznajmił dzwonkiem. Ale się wkurzyłem, ze ktoś dzwoni z pod wjazdowego. Qrwa, tak rzadko mam takie fajne sny, a tu Ci przerwą taką frajdę. Aż mi się nie chciało wychodzić z łóżka, ale wiedziałem, że i tak jak nie polezę to drugi raz będą się dobijać.
  No i tyle. A i jeszcze w związku ze snem zdjęcie 973.
EDYTOWANO
Narka.

czwartek, 26 grudnia 2019

Czwartek #1631

     Wigilia. W tym roku u 979. Taka dziwna, bo on nie pije i dlatego jest dość nerwowy, co mu powiedziałem już kilka razy. Wczoraj rozmawiałem z nim, że z ludźmi starszymi trzeba zupełnie inaczej rozmawiać i niekoniecznie przedstawiać im nasze racja jako te właściwe. Oni żyją ileś lat i pewnie też mają uzasadnienie dla swoich działań. W każdym razie czasem lepiej ich zostawić samym sobie, jak ciągle usiłować zmieniać ich życie. Przerabiam to ciągle z 824 stąd podzieliłem się uwagami z 979 by wziął je pod rozwagę. Matka ma swoje przyzwyczajenia, pewnie ma lub nie uzasadnienia do tego co robi, a nawet, to po co się denerwować i usiłować to zmienić?
    On był nerwowy, ja przygnębiony po zejściu żyrafki. Jadłem i co jakiś czas wracały myśli, że jej już nie będzie i że trza będzie trochę procedur związanych z nią wycofać z działań bieżących. Na razie jednak jest jeszcze po staremu. Jakoś nie umiem tak nagle z nich zrezygnować.
    Potrawy były dobre. Barszcz, z kupnymi krokietami z kapustą, dwa gatunki ryb, kapusta z grzybami, ziemniaki, do tego wino czerwone i tak jakoś posiedzieliśmy do 20:30, a zaczęliśmy krótko po 17:00.
    Wraz z 979 pojechaliśmy na st. mac., a tu pod wjazdowym już 834. Następnie szlak, po telefonie zapowiadawczym, zajął 230, a jeszcze później przyszedł osiedlowy człowiek łykający trochę za dużo. Ponieważ ma z tym problem, to wszedł na stację z... flachą. jedną. Po jej opróżnieniu wraz ze mną oczywiście chciał drugą, ale święta i skąd tu wziąć? Mieliśmy tylko piwa i 4 wylądowały na stole.
   Jakoś po północy przetoczyłem się na grupę B spać. Zasnąłem a 230 i tego od flachy zostawiłem na grupie A. Obudził mnie ok. 02:00 ten od flachy. Przystawił się do mnie i mówi, że ma ochotę na faceta (w sensie na mnie). Zaczął mnie dotykać, mojego organu też, choć niezbyt mi się to podobało. Nawet mu powiedziałem, że nie mam ochoty, ale on zupełnie na to nie zwracał uwagi i zaczął mi obciągać. Robił to nieudolnie, zresztą co się dziwić. Po flaszce z pewnie innymi wyobrażeniami jak to powinno wyglądać. Chciał bym i jemu obciągnął, ale zacząłem mu delikatnie mówić, że jestem aktywny i średnio robię takie rzeczy. Na co on - to dobrze, zwal mnie w dupę. Zmieniłem więc temat i zacząłem mu mówić, że nie jest w moim typie, jakbym mu tego już nie mówił, i że jemu też nie wszystkie laski się podobają. Coś tam zaczęło mu w gowie świtać, wreszcie mózg przetworzył informacje i wyszedł z grupy B. Uff. Odetchnąłem i w miarę szybko zasnąłem.
    Porządków świątecznych w zasadzie nie było. By nie gderali z zewnątrz to wyprałem firany, niestety bez mycia szyb, bo jakby czasu  brakło i chęci. Natchnienie może przyjdzie to je wtedy umyję. Na grupie A taki delikatny porządek, w zasadzie głównie dot. stołu oraz biurka przy którym siedzę. Odkopać się z papierów niekiedy jest trudno.
   Przez wigilię na stacji był ponownie bezdomny. Jakoś uległem i go wpuściłem, w zasadzie to pomyślałem, nie gupi pomysł. Czasem są włamy, a tak, może z grupy D by się ruszył i kogoś wystraszył, do tego świecił światło, to jakby było, że jest ktoś na stacji. Bezdomny wyszedł na szlak ze stacji dopiero w pierwsze święto ok. 10:00, ale od wigilii pozostał na grupie A 230, który dopiero poszedł na szlak o 21:00. Oczywiście za dnia ruch prawie jak w inny niedzielny dzień. Dopiero jak wyszedł 230 z 815, to wtedy trochę odetchnąłem, bo stacja pusta. Napisałem do 172, bo on już rozrząd chciał robić w wigilię wieczorem, ale jak, jak tu pełna stacja była. Wczoraj może gdzieś był, bo nie było info zwrotnego. Myślę, że bez bezdomnego sytuacja wróci do normy. Ja se tak myślę, ale czy tak będzie. Ok. 22:10 wszedł jeszcze na stację 979 i powiedział, że przed 23:00 będzie się zbierał, ale oglądaliśmy trochę Ściganego, trochę Co wiesz o moich dziadkach, do tego jeszcze troche rozmawialiśmy i wyszło tak, że wyszedł ze stacji dopiero 23:45.
    Za to dziś miałem rano, bowiem zbiorniki już trochę nie były opróżniane, sen erotyczny. W roli głównej ktoś wyglądu 977, choć nieco chudszy, ale za to bardziej wyżyłowany. Akcja działa się w jakiejś wiosce. W zasadzie we wszystkich scenach posuwałem go od tyłu, z tym że było to w stodole, w czyimś ogrodzie w rogu działki przy dość wysokiej trawie, by nas nie było widać, w jakiś bliżej nieokreślonych pomieszczeniach. Ale wszystkie pozycje dotycząde tego, że byłem na nim. Po chyba 7-m przeskoku akcji przebudziłem się, bo organ już był gotowy do opróżnienia. Pomogłem mu ręcznie i co mózg chciał to dostał.
   Jak jeździłem w komunikacji miejskiej, to już wtedy miałem układ z panią Krysią układającą grafik służb przypisany do linii, że w święta mogę jeździć, ale sylwestra i new rok mam wolne. To też jeździłem w wigilię popołudniu na dyżurujących liniach. Pamiętam, jak miałem kurs na 184 do Pyskowic. Przez wioski po 16:00 jechałem wolno i gapiłem się z autobusu do okien domów, co się tam dzieje. W zasadzie to przetaczałem się. Ponieważ prawie nikt nie jechał, to sunąłem przy oknach wioskowych. Zdarzało się, że niektórzy byli zdziwieni czemu przed ich oknami sunie tak wolno autobus, a jedni nawet zasłonili okna. Pewnie se pomyśleli - żadnych obserwujących. Między wioskami gnałem swoim Jelczem M11 2058. Jednym kursem zjechałem do się na st. mac. Trochę pokręciłem się po stacji i pojechałem na przystanek początkowy. Kolejny kurs do Pyskowic. Myślałem nikogo nie będzie, wpadam na dworzec opóźniony już prawie 20 min, a tu wsiada laska i mówi:
- myślałem, że Pan już nie przyjedzie, bo wracam (tu podała jakąś odległą miejscowość, w której studiowała dość odległą) do domu. 
  No to rura. Przy przystankach tylko lekko zwalniałem, ale między następnymi zgarnąłem machające osoby, pewnie też myślały, że kursu już nie będzie. Trochę głupio mi się zrobiło, dlatego pamiętam to tyle lat, ale wszystkich po drodze pozbierałem, a nawet wysadzałem tam gdzie chcieli, gdzie mieli bliżej, by jakoś się zrewanżować. Jak widziałem, że wstawali to się głośno pytałem - przed przystankiem, na czy za?
   Kolejną podobną akcję miałem kiedyś przy kop. Śląsk. Jechałem tam 39 i przy kopalni było 40 min postoju, bowiem przywoziło się górników na 22:00 ok. 21:40, a odbierało po, ok. 22:20 tam był odjazd. Ponieważ przy kopalni nie chciałem stać, to jedyną droga od kopalni pojechałem jakieś 500 m i wjechałem tyłem w boczną uliczkę. To były czasy, że miałem autobus 2058 tylko dla siebie. Nie miałem zmiennika, stąd w autobusie miałem wszystko. Sztućce, talerze, kubki, budzik, rzeczy do spania, bo czasem się nocki robiło i wieli innych przedmiotów. Autobus był zamykany na kłódkę, tak że nie dało się do niego wejść bez klucza i bez wyrwania czegoś. Jak już stałem w tej uliczce, to podniosłem klapy w podłodze nad silnikiem by było ciepło, nastawiłem budzik i położyłem się. Nie wiem jak to się stało, ale, albo nie słyszałem budzika, albo nie zadzwonił, w każdym razie przebudziłem się i takie miałem uczucie, że chyba jest późno. Podniosłem się i w ciemnościach zobaczyłem przed autobusem grupę górników. Szybka myśl - teraz mnie zajebią i która, qrwa, jest godzina, skoro oni stoją już przed wozem? Okazało się, że była 22:40. Otwarłem drzwi, wpuściłem ich, przeprosiłem za sytuację i spytałem czy na dole (droga od msc. gdzie stałem prowadziła w dół do kopalni) ktoś jeszcze jest? Nie, wszyscy są tu. Zabrzmiało to jakby mi mieli wpierdolić. Jak już wsiedli, to powiedziałem by się trzymali, bo trochę pogonimy. Faktycznie z nimi przez następne miasta dość szybko jechałem, zakręty przelatywałem dość szybko, dlatego już w połowie trasy byłem punktualnie. 39 to długa linia.
  Różnych ciekawych, mniej ciekawych sytuacji z pracy w komunikacji miejskiej było sporo, może kiedyś coś tam jeszcze opiszę.
  Tymczasem jeszcze zdrowego, szczęśliwego kolejnego święta.
    Narka.

wtorek, 24 grudnia 2019

Wtorek #1630

Wczoraj o 16:42 zadzwonił weterynarz, że żyrafka zmarła po zabiegu. Zamurowało mnie przy telefonie. Dyplomatycznie zakończyłem rozmowę, by nie przeciągać, bo to niezręczna sytuacja dla obu stron, ale mnie się zrobiło słabo. To był ostatni w miarę oswojony szczur. Nawet za dużo zdjęć jej nie zrobiłem. 
   Do weterynarza jak ją niosłem to była bardzo spokojna. Nawet powiedziałbym, że nad wyraz spokojna. Miała już swój wiek, nie wiem jak tam dają narkozę, czy biorą pod uwagę też wiek zwierzątka. 
   Oddaje się zwierzątko (szczura) na zabieg z myślą, że wróci, zobaczy się go ponownie, będzie nim opiekować, a tu taka informacja. Piszę to i jeszcze do końca nie uświadomiłem sobie negatywnych konsekwencji jej śmierci. Po prostu nie przewidywałem tego, że nie wróci z tej operacji. Tak zastanawiałem się, czy w tak krótkim czasie dwie operacje to nie za wiele, ale z drugiej strony rozwijający się guz to też nie jest dobre, bo mogą być jakieś inne negatywne konsekwencje. Przedwczoraj jak grałem wieczorem w ETS 2 i ona przyszła na biurko, to przerwałem grę i zająłem się nią. Ciągle uważam, że pierwsze są one, zwierzątka, a następnie gry. Przecież te są i będą. Zwierzęta są i za chwilę może ich już nie być. 
   Cały czas mam uczucie, że nie zdążyłem się z nią pożegnać jak np. z myszakiem, któremu w ostatnich chwilach towarzyszyłem do końca i jak mogłem umiliłem mu je. Tu, pozostanie w pamięci jedynie ostatnia drogą jaką z nią odbyłem do weterynarza, kiedy była w pojemniku w siatce, do którego miałem włożoną drugą rękę i ona czuła się przy niej bezpiecznie, prawie się do niej przytulała. U weterynarza, w poczekalni, też weszła mi na rękę i na niej leżała, czuła się bezpiecznie. Nawet jak psy szczekały, bo się zdarzyło, że dwa zaczęły szczekać, to okryłem ją drugą ręką, czy wiedziała, że jest chroniona, mimo docierających do niej dźwięków.
   Nie powinienem mieć zwierząt, bo zbytnio się do nich przywiązuje. Zbytnio przeżywam ich odejście. Zbytnio udostępniam im st. mac. dla ich funkcjonowania. Przecież kiedyś u weterynarza, laska się pytała jak dużą mają klatkę. Odpowiedziałem, że w ogóle nie mają klatki. Jak to? To w tym pojemniku mieszka (ten w którym przyszedłem do weterynarza) - nie, biegają po mieszkaniu. Nie mają żadnej klatki?
   Pozostały już tylko szczury mało, czy prawie w ogóle nieoswojone. Żyrafka, to ostatnia szczurzyca, dla której były specjalne procedury. Np. co pisałem kiedyś, specjalnie uformowana na łóżku kołdra, pod którą za dnia wchodziły, ostatnio tylko ona i tam specjalnie uformowanymi kanałami poruszała się. Nawet wczoraj tam była (pod kołdrą) i dosiadłem się na podłodze przy skraju łóżka podkarmiając ją pasztetem. a jednocześnie obserwując jak przysiada  pod kołdrą na tylnych łapkach, opiera się na ogonie, a przednimi trzyma w łapkach kawałek pasztetu odgryzając z niego małe kawałki. 
  Powiedziałem to 979 już kilka razy, że nie chce mieć już żadnych zwierząt. Ich odejścia powodują u mnie kilka dni fatalnego nastroju, a dziś jeszcze na kolację idę do 979 i takie dobre miny do złej gry trza będzie robić, bo przecież tak szybko nie da się zapomnieć. 
  Niby święta, a atmosfera się zupełnie u mnie popsuła. Najlepiej bym został, ale co se pomyślą, jak z powodu szczura zrezygnuję z kolacji...
Szał zakupowy skończony. Nie, nie u mnie, bo mnie on nie dotyczy. Zatowarowany byłem praktycznie już w ub. tyg. Wczoraj tylko szczurom kupiłem dwa pasztety by miały na święta. Dostaną jeszcze gotowany ryż, makaron, mają wióry ze sklepów, więc przeżyją bezproblemowo, przynajmniej pod kątem żywienia. 
  W  nocy jak usiłowałem spać, to nasłuchiwałem inne szczurzyce. Pierwsza w łóżku była chyba dwukropek, bo ona w ogóle mieszka na grupie A, następnie do niej z kuchni przylazła jedna szczurzyca, a coś ok. 2:00 były już chyba trzy. Odnosiłem wrażenie, że szukają żyrafki. To podobnie jak zszedł myszak, to sama żyrafka przychodziła do mnie pod kołdrę go szukać, myszyn też przychodziła. Inne tylko wokół łóżka. Mimo życia w stadzie, widać rozróżniają się i jak jedno zniknie to szukają, gdzie ono jest.  Żyrafka często ostatnio zaglądało do nich do kuchni, bo tam większość urzęduje, nawet w sobotę u nich była kiedy pierwotnie miała iść na zabieg. Ostatnio częściej ją w kuchni widywałem, może na starość zrobiła sie wycieczkowa lub chciała z nimi trochę pobyć. 
   Kończę, bo jeszcze się do kolacji muszę przygotować, jakaś kreacja i trza bydzie ruszać. 
   Zdrowych życzę wszystkim czytelnikom. 
   Narka.

poniedziałek, 23 grudnia 2019

Poniedziałek #1629

  To na czerwono to odnośnie piątku
Na czerwono, no niech będzie. Jak mi się uda zapanować nad czcionką to będzie ok.
  Dzisiejsze pokolenie myśli, że jest zajebiste i może wszystko. Otóż 230 zapisał się na lekcje śpiewu. Od razu po powzięciu tej informacji, powiedziałem, ze głos się dziedziczy i się go ma lub nie. Tyle w temacie. Nagrałem go i odsłuchałem i jest średnio. Nadto musi popracować nad dykcją. Puściłem mu z yt kilka nagrań, w których jak nic widać, że dykcja to podstawa do dalszych działań. Z racji pracy w radio (czy w radiu) mamy teksty, które ćwiczyły poprawną dykcję, to pokazaliśmy je 230, by zamiast wydawać kasę na to, co od niego i tak będą wymagali, wpierw sam opanował to, i następnie zapisał się do nich. Po co bulić kasę za to, co samemu można przerobić i co jest wymagane, by dalej funkcjonować, by dalej być słuchalnym. Oni myślą, że zabulą i już będą zajebiści. No qrwa - nie. 
979 jest na abstynencji, a dziś znalazłem kartę i tu cytuję "Od 25-12-2013 nie pija" podpisane 979. Fajnie, tylko wyszło 6 lat poślizgu. No w sumie dobre i to. 
  A my, a my..., łykamy tak od tygodnia i tyle. Raz na tydz. starczy. 
  Dobra, kończę, bo jest 22:55 i ja już mam w zasadzie odcięcie, a w fotelu zasnął nieżywy 230. To tyle na czerwono, bo wyłączam się, a reszta już będzie na czarno. Narka.
  Dopiszę jeszcze jedno. To jest straszne, jak oni chcą w coś wchodzić, w sensie te media, a ja im to weryfikuję na wstępie i, w zasadzie, okazuje sie, że to nie jest tak jak oni se myślą. To musi/jest dla nich dramat. Tu se myślą, jesteśmy zajebiści, fajni, ludzie nas chcą, a tu nagle wylatuję ja i mówię im - nie qrwa, nie jesteście zajebiści, ludzie Was nie chcą. I wtedy załamka - jak to, nie lubią nas? A, no - nie.  
 nośnie piątku Święta już jutro, a tu pustka we wpisach. Miały być, ale wyszło jak zwykle. Tzn. wczoraj na stacji od południa pełno do 21:00, czyli wydłużona dniówka zaliczona z obsługi składów i całego ruchu. Po 21:00 myślałem, że już będzie pusto tak do zamkniecia posterunku, a tu wpiew wszedł 979, następnie powiedział, że w odstępie za nim wbije jego nowa niby laska.
  Pozbyliśmy się bezdomnego. W piątek pozbierał rzeczy i wyszedł k/południa i tyle. Odetchnęliśmy, wreszcie mamy wolne i do popołudnia na stacji powinien być spokój.
  No qrwa nic z tego!
  Ok. 12:30 na stację wszedł 826, który stwierdził po 2,5 m-ca, że nie będzie pracował jako wolontariat i nie poszedł do pracy. Rychło w czas, a czas na zapełnienie stacji jak najbardziej dobry. Jakby to były, żebym sam siedział na stacji. No kto by pomyślał, że należy się chwila odpoczynku od ciągłego prowadzenia ruchu. Nic, 826 siedział jakieś 2h, a to już zbliżała się pora wejścia na tor stacyjny 230. Ten ostatnio prawie się tu wprowadza. Co pisałem wyżej, może błędem było wytrącenie go z myśli, że ma zajebisty głos, bo po mojej wypowiedzi zrezygnował z dalszego kursu śpiewu. Co im przychodzi do gowy z nudów? Czasami mnie zaskakują, jak np. 979, który stwierdził, że w przyszłym roku otworzy firmę i będzie grał na weselach. Mało się nie przewróciłem, ale starałem się trzymac równowagę, bo akurat przechadzaliśmy się alejkami tesco. Najwyżej w krytycznym momencie bym się oparł na którejś bliższej.
   Że co qrwa! On chce być dj-em....
   Decyzję umotywował graniem dj. Padaki, którego opisywałem  tu   i stwierdził, skoro padaka grać może za taką kasę, to on weźmie połowę z tego i będzie ok.
   No pięknie, kolejny nawiedzony. Tylko on nie zagrał ani jednej imprezki. Nie ma głosu, co mu już dawno powiedziałem, jak też chciał śpiewać. Musiałby bardzo na mikserze podnieść wysokie tony i dodać lekko basów, bo ma głos w środkach, a to bardzo średnio, by nie powiedzieć poniżej średniej. Chce założyć firmę, bowiem mają być dotacje na założenie działalności więc chce z tego skorzystać, z obecnej firmy się zwolnić, a następnie tam przyjąć ponownie jak już tą kasę od nich dostanie.
  A wesela wcale nie są takie łatwe. Znacznie lepiej czułem się na dyskotece jak prowadząc wesela. Trzy w życiu udało mi się prowadzić i choć byli bardzo zadowoleni i nawet chcieli mnie na następne, to raz źle się w tym czułem, dwa kolidowało to z ówczesną pracą na dyskotece.  Mimo tego, że więcej bulili za wesele, to jednak musiałbym trochę, albo nawet wiyncyj poćwiczyć, by nabrać ogłady i czuć się w tym dobrze. Nawet wąski zakres muzyczny na dyskotekach w porównaniu do zakresu na weselach nie dawał mi komfortu pracy. Cały czas myślałem nad tym, jak powiązać zadowolenie muzyczne ludzi starych, rodziców pary młodej i tych naście, którzy też przychodzą. Na dyskotece, jak się siedzi już parę m-cy, to jeszcze stara się wyczuwać ludzi którzy przychodzą, Po kilku latach, to już gram w czym się dobrze czuję i jak jest pełna sala to jest dowód na to, że to co gram jest dobre, bowiem oni są, co zresztą już kilkukrotnie opisywałem. To jest wyższy stopień satysfakcji, bo np. u takiego dj. Padaki trza siedzieć, bo przecież nie wyjdzie się w połowie, bo on beznadziejnie gra. U "u mnie" w lokalu w każej chwili mogli wyjść i iść do innego.
   Po za tym jest to zawód (w sensie wykonywanej pracy) szczególny. W nim się oddaje jakąś część siebie innym. Należy nawiązać kontakt z publiką, mówić do nich, nie bać się mówić, być jednocześnie wodzirejem i dj-em. Z boku to może wyglądać prosto, ale jak się stanie na scenie, to trema na początku zawsze wystąpi. Niektórzy sobie z nią nie radzą i odpadają.
   Sam widziałem kiedyś w TVP3 Katowice młodego "redaktora", który robił materiał skądś tam i miał wejście w wiadomościach na żywo. Tym bardziej uważnie przyglądałem się, bo był ładny, a lat może miał z 20/21/23 góra. W którejś sekundzie poplątał mu się z tremy język i nic nie dało się zrobić. Materiał leciał na żywo, a ten pogrążał się co raz bardziej. Później chyba raz go gdzieś widziałem, ale nie wiem czy teraz nadal działa i robi materiały.
   Więc prosto nie jest. Mnie też w pierwszym dniu, w radiu zatkało, odcięło i na szczęście po 3-5 sek, który były jak lata świetlne dla mnie, odblokowałem się i później już poszło. Na szczęście język mi się nie poplątał, po prostu miałem zwiechę.
   Później już leciało z góry, nawet z sytuacji nietypowych wychodziłem dość zręcznie, co przełożyło się na awanse i prowadzenie materiałów co raz bardziej słuchalnych godzinach.
   I teraz 979 zupełnie nieświadomy tych zagrożeń chce otwierać firmę, w której od niego będą takie wymagania oczekiwane. No cóż, może uda się z nim o tym pogadać. Oczywiście bardzo delikatnie, bo on, może przez te święta, jest bardzo nerwowy.
   Jeszcze na szybko zdjątko:
 i w tym pośpiechu przedświątecznym, dziś to tyle. Narka. (nawet leci bez korekty, bo nie mam czasu)

czwartek, 19 grudnia 2019

Czwartek #1628

   W ramach porządków (nie, nie przedświątecznych) znalazłem swoje pytania, w starym garniturze, na obronie (jakby mnie nią atakowali) pracy magisterskiej. Oto one:
 1. Źródła industrializacji ziem Królestwa Polskiego.
 2. Specyfika polskiego ruchu robotniczego w warunkach zaborów.
 3. Ekonomiczne następstwa rozwoju dróg kolejowych.
   W ramach wspomnień jeszcze jedno, o którym ostatnio mówiłem 230. Otóż w dawnych latach, to chyba 1983 lub 1984 kiedy występował kryzys energetyczny i rzeczą naturalną były kilkugodzinne wyłączenia prądu, dotykało to również komunikacji miejskiej tramwajowej. Otóż zaczęły już kursować na liniach nowe wozy 105 Na, które na Górnym Śląsku jeździły na przednim pantografie, a tylny był awaryjny.
 Na zdjęciu klasyczna 105-ka skład 659-660.
Teraz drobne wyjaśnienie zasilania sieci trakcyjnej tramwajowej. Sieć jest podzielona na sekcje i źródła zasilania przez podstacje. To czasem tak bywało, że jechało się przez (dziś się mówi - dzielnię) dzielnicę, w której było ciemno, ale akurat zasilanie do sieci dawała podstacja z innej dzielni, albo odwrotnie, w dzielni było jasno, a tram nie miały prądu. Sieć trakcyjna jest rozdzielona tzw. przerywaczami na sieci. W zasadzie jest tak, że trzy odcinki między przerywaczami, to jedno zasilanie z podstacji. Inaczej sieć - przerywacz - sieć - przerywacz - sieć, a następna sieć za przerywaczem to już następne zasilanie. Ponieważ ten kryzys energetyczny był w zimie to jak wpadło się na odcinek bez prądu, to następnie stało się i marzło przez kilka godzin nim prąd włączyli. Szybko więc motorowi wpadli na pomysł, że przez rozdzielające sekcje zasilania przerywacze przejeżdża się z prędkością 10 km/h. To dawało większe prawdopodobieństwo, że w razie braku prądu, wdrażało się hamowanie nagłe. Skład stawał, pasażerów się informowało, że dalej jest brak prądu i koniec jazdy. Wypuszczało się ich z wozu, następnie opuszczało przedni patyk, szło się do drugiego wozu, który stał jeszcze na poprzedniej sekcji zasilania i podnosiło patyk do góry. Zamykało drzwi i jak nas nikt nie podjechał z tyłu, można było cofnąć całym składem i czekać na włączenie prądu na tej sekcji zasilania. Po chwili przed przerywaczem stało już kilka tramwai. I taki myk robili motorowi w czasach kryzysu energetycznego. Pewnie przez jakiś czas pasażerowie się dziwili, czemu w bliżej nieokreślonym miejscu, gdzie nie było przeszkód terenowych, hamowało się do 10 km/h, a następnie (jak był prąd) jechało dalej.
  Wczoraj jechałem na Pyrzowice (lotnisko) odebrać mamę od koleżanki. Jechałem tam po półtorarocznej oddanej do użytku A1. Tak, jak oni przyjeżdżają przeciąć wstęgę, tak ich wszystkich w rzędzie powinno się serią pociągnąć. Po półtora roku ograniczenia prędkości bo zapadliska, uskoki, muldy w drodze, deformacje z powodu źle przygotowanego podłoża. Ile takich inwestycji w kraju musi być zrobionych, by ludzie przejrzeli na oczy. Frekwencja w ostatnich wyborach mnie zaskoczyła, bo to znak, że ludzie chcą wydawać swoją kasę na spierdolone inwestycje, mało tego chyba się z tego cieszą skoro tak tłumnie odwiedzają urny wyborcze. Przecież oczyszczalnia ścieków w wawce, i jej kanał, który zanieczyścił Wisłe, w której w niektórych obwodach wyborczych było ponad 90% frekwencji to oznacza, że oni tak chcą. Tak lubią jak się ich dyma wlk, PL kutasem do tyłu i gmera im się w odbycie. Chyba im się robi przyjemnie wtedy, bo nie wiem czym wytłumaczyć taką frekwencję przy urnach.
   Czy od 30 lat skończono z korupcją, kopertami, układami itp.? Czy ktokolwiek doszedł do władzy zrobił z tym porządek? Ale oni tam chodzą, bo oprócz wsadzenia im od tyłu tego kutasa, jeszcze się do tego nimi manipuluje i im się wmawia, że teraz jest Ci b. dobrze. Jeszcze nim trochę pogmeram i będzie Ci jeszcze lepiej. Rozumiem, że części to na prawdę by sprawiło przyjemność, ale by to było aż 90%?
   I teraz jak już ich się raz wydyma, biorąc od nich kasę na budowę A1, szumnie przecina wstęgę, to za 4 lata, ci sami znowu ich nabijają od tyłu i mówią, teraz potrzebujemy znowu kasy od Was, by ją wyremontować, bo Ci źli Marsjanie źle zrobili drogę i trza ją poprawić. Dokładnie jak ze średnicówką między Gliwicami Centrum, a Gliwicami Sosnicą. Pierwszy jej odcinek – G1, o długości 2,8 km, został zbudowany przez przedsiębiorstwo Skanska za 244,6 mln zł i oddany do użytku 4 listopada 2014r., a już w 2017 roku na obu jezdniach przeprowadzono remont generalny nawierzchni, zrywając starą i kładąc nową. No zajebiście w chuj. Wcześniej zfrezowano ten odcinek by w ogóle sie dało jeździć, bo musieli by wprowadzić ograniczenie do 40 km/h, a tak było do 80 km/h.
od 2'20 jest jazda tą nawierzchni. Widać doskonale jak auto zachowuje się na tej jezdni, to tego te placki zfrezowane, a i tak napieprza tym autem. 
 A tłuszcza nadal chodzi i ochoczo na nich głosuje. No przecież oni są tacy zajebiści...

"W związku z pracami na odcinku Drogowej Trasy Średnicowej w rejonie wiaduktu nad ul. Wschodnią, zamknięta została jezdnia dla jadących w stronę Gliwic. Ruch odbywa się drugą jezdnią, dwoma pasami w stronę Gliwic i jednym pasem w kierunku Katowic. Prace powinny się zakończyć w IV kwartale br.
Przypomnijmy: na DTŚ, na wysokości wiaduktu przy ul. Wschodniej prowadzone są roboty gwarancyjne związane z naprawą nawierzchni jezdni.
- Prace, których zakończenie planowane jest w IV kwartale br. będą realizowane etapami wraz ze zmianami w organizacji ruchu, o których będziemy informowali na bieżąco - informuje Jadwiga Jagiełło-Stiborska, rzeczniczka ZDM Gliwice."
  Pozostaje zasadnicze pytanie, kto wziął do łapy, by oddać do użytku tak spierdoloną drogę, kto się pod tym podpisał, że ona nadaje się do jazdy. Od początku nie powinna być odebrana i poprawiona od razu, ale..., przecież tłuszcza ciepać się nie będzie, bo nas lubi i tłumnie idzie do urn wciepować makulaturę.
  Tyle, bo mi zupełnie niepotrzebnie ciśnienie rośnie. Narka.

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Poniedziałek #1627

  Oglądam filmy. W TV, na necie, nowe, czasem starsze. Filmy także obyczajowe, psychologiczne. W większości nie ma w nich scenariusza, w którym bohaterowie ze sobą rozmawiają. Czy faktycznie tak wygląda nowy świat, że w domach nie prowadzi się rozmów, tylko po prostu bytuje się ze sobą? 979, 230 się rozeszli z laskami. Czasem odnoszę wrażenie, że oni z nimi nie rozmawiali na poważnie, tylko tak byli, "siedzieli w komórkach", bo to teraz taki trend, żartowali, ale poważnych rozmów chyba nie było. Zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia. Seks, czyli to co łączy ludzi w związkach jest nieomawiany zupełnie. Czasem przy seksie któraś ze stron powie nieśmiało że coś chce, ale nie zawsze jest ro realizowane. Jak powiedziałem to w rozmowie 230, to stwierdził, że niedobory w seksie na pewno nie miały wpływu na rozpad związku. Mnie się akurat wydaje, że w odpowiednim momencie to właśnie niedobory w seksie miały wpływ na przypieczętowanie rozpadu związku.
   Seks, jak mi się wydaje, jest podstawą związku. To pożądanie partnera/ki to pierwsze co nas łączy. Następnie do tego dopasowujemy resztę. Kiedy ta reszta się rozpada, to niedobory w seksie najprawdopodobniej okazują się ważące nad całością. Jest tu jeszcze jeden aspekt. Wyczucie. Ile osób potrafi u partnera wyczuć, co mu się podoba, co nie, czego chce, czego nie chce, ile w końcu o tym gada. U 973 też musiałem wyczuć co lubi, co mu się podoba, czego nie chce itp. To pozwalało na przetrwanie kilka lat w spotykaniu się.
EDYTOWANO

  Nie jesteśmy gatunkiem monogamicznym, stąd trudno z jednym partnerem/ką przeżyć ileś lat jednocześnie uprawiając seks. W związkach, które przetrwały, tzn. są razem seks zanika już po 30-ce, co często słyszę od znajomych. Pewnie w tym wieku już dla niektórych jest za późno na diametralne zmiany, tzn. rozejście się, szukanie drugiej połówki i zaczynanie od nowa, to też decydują się być ze sobą razem, kosztem zdrad małżeńskich, bo jednak popęd seksualny im nie wygasa nagle, a (jak to mówią lokalne mięśniaki-głuptaki) dupić się chce. Następnie jak w przypadku 972 są obopólne zdrady i tak trwają razem, nie wiedzieć po co?
   Po rozejściu się 230 widzę nie umie się pozbierać. Nie ma koncepcji na życie, szybko przeszedł w etap stagnacji. 979 jako "dusza towarzystwa" na razie jest na fali, tzn. spotyka się z koleżankami, nawet zaczął z byłą się widywać. Chodzi (choć nie wiem czy to dobre słowo), albo spotyka się z laską, która zjechała z zagranicy i na razie jest sama. Jak mówi nie ma wobec niej planów, to też przekazałem mu, by nie stało się tak, że ich zapatrywania będą daleko odmienne i zmarnuje jej czas. To coś jak u 826. On se wyobraża, że ta jego niby laska go kocha, bo on ją kocha, a on, z tego co widać, jest tylko narzędziem do przeszlifowania otworu. I oczywiście nawet nie próbuję mu mówić, że jest inaczej, bo mogło by się źle skończyć. No cóż, niech żyje w przeświadczeniu, że jest taki zajebisty, potrzebny i w ogóle jest jej sensem życia z jego mało używanym mózgiem.
  Wracając do tematu notki, czyli filmów, w których nie pokazuje się rozmów między ludźmi, zastanawiam się, czy to wina scenarzystów, którzy nie doświadczyli takiego czegoś w młodości, wina kasy, bo komercyjne filmy by się nie sprzedały gdyby bohaterowie rozmawiali ze sobą, jak w francuskim filmie "Miłość", czy może jeszcze jakieś inne powody, które nie przychodzą mi do gowy. Nawet jak oglądam ponownie film "Prawie nic" tu ,  to przecież jest w tym filmie czas na wkomponowanie rozmów, poważnych, głównych bohaterów, a tego się nie czyni. Zamiast tego widzimy ich kłótnie o coś co mogło być przegadane i wyjaśnione. A może to tak ma być jak w serialach "Dlaczego ja", "Zdrady" i pochodne, w których bohaterowie od, praktycznie, 2 min się kłócą między sobą i wrzeszczą na siebie.
   Na razie nie wiem, ale może kiedyś przyjdzie jakieś oświecenie, dlaczego tak jest.

niedziela, 15 grudnia 2019

Niedziela #1626

  Szczury. A właściwie szczurzyce, co naturalne starzeją się. Trzy są po zabiegach wycięcia guzów i na razie czują się dobrze. Jednak zauważam u nich zmiany w związku z ich starzeniem sie. Nie chodzą już jak dawniej po prawie całej kuchni, po blatach, po szafkach. Ograniczyły swoje wędrówki do miejsc niezbędnych. Wieczorem trochę biegają, ale częściej po podłodze. Zauważyłem, że mniej chętnie wspinają się, no chyba, że lezą do miejsc noclegowych, to wtedy jakby muszą się wspiąć.
  Żyrafka częściej przebywa przy mnie, ale to częściej to jest kilka minut więcej, choć zjawia się też w łóżku na kilka minut, po czym lezie dalej. Ogólnie trochę schudła na grzbiecie, wszak ma już ok. 2 lat i tą starość zaczyna być na niej widać.
  Przedwczoraj musiałem złapać inne szczurzyce, bowiem okazało się, że najprawdopodobniej mają pchły. Trza im było dać środek na nie, a złapać je jest trudno. Trzy się udało, ale czwarta spierdoliła, a dwie czy reszta były w niewiadomych miejscach. W sumie 4 zostały środkiem potraktowane, a reszta..., no cóż może w przyszłym tyg. uda mi się je chwycić. Powinno to być zrobione łącznie, ale to prawie nierealne, by je wszystkie zlokalizować i chwycić jednocześnie.

  Gramy w ETS2. Tą grę symulującą jazdę ciężarówką. Widać na niej potrzebę ludzką bycia w stadzie. Jest taka miejscowość Duisburg (chodzi o grę) i w niej, choć na mapie jest b. mała, prawie zawsze jest pełno. Samochody na siebie najeżdżają, czasem wystrzeliwują w kosmos (taka przypadłość gry), czasem się bugują. W związku z tym, że na tak małej mapce jest tyle osób, czasem nawet 130, to prawie wiecznie stoi się tam w zatorze (korku) i mimo tego ciągle jest tam pełno. Od jakiegoś czasu zacząłem przeważnie trasy brać z tej miejscowości, ale nim z niej wyjadę to robię tam jedno lub dwa kółka, czyli stoję w korku obserwując co się wyprawia. Nie wiem ile takich osób jest, ale pewnie jakaś część też tak robi. Ze względu na tą ilość osób na tak małej scenerii, są miejsca, przeważnie wyjazdów z baz, które przeważnie są zaklinowane. Dużo jest innych nacji, jakiś Cyganów, Arabów, bo słyszy się na radiu ich wypowiedzi. W każdym razie coś zawsze się tam dzieje. Nie wiem czy są jeszcze inne miejscowości, w których tyle się dzieje, ale w tej od lat jest pełno, bowiem na yt są filmiki jeszcze z 2016 kiedy też tam było tak pełno.

   W nocy to tam jeździmy z jedną naczepą, ale za dnia bierzemy jamnika, czyli dwie naczepy i ich tam klinujemy.
   Gram w tą grę i tak se czasem myślę, że ta nasza PL przypadłość, czyli modlitwa z "Dnia świra", jest cały czas aktualna. ETS2 to czeska gra. Wiadomo, że jest ich 10 mln, czyli 3 x mniej jak nas, a mimo to spłodzili grę, międzynarodową, w którą jak dziś w nd. gra łącznie ok. 7000 ludzi. Grałem wcześniej w TD2 i pewnie jakieś 1,5 roku temu mieli aspiracje jak w ETS2, ale zadziałała modlitwa z filmu i się podupiło. Nastąpił rozłam w administracji i od tego momentu w zasadzie to mają już pozamiatane. Gra zaczęła już dryfować, a wcześniej była prężnie rozwijającą się. Grali w to ludzie z zagranicy, m.in. Czesi, Niemcy, Węgrzy i mogło to się dalej rozwijać, gdyby nie... No właśnie. Ta nasza polaczkowatość wyszła nawet w świecie wirtualnym. Nie możemy się tego pozbyć nawet jak funkcjonujemy na odległość, bo przecież informatycy nie siedzą w jednym pokoju, ale są w różnych miejscach. Szkoda, szkoda, bo mógł to być produkt na miarę takiego ETS2, jakby tym projektem dobrze pokierowali, ktoś skorzystał prawidłowo z tej buławy władzy, albo była tam właściwa osoba, która te nasze wojenki by zakopała głęboko pod ziemię.
   Tak pozostała gra lokalna, krajowa, w którą gra obecnie tyle samo osób co rok, czy dwa lata temu, czyli w porywach 80 osób, a np. teraz jak piszę 60 osób. Tyle dokładnie grało jakieś 2 lata temu. Więc żaden rozwój, po prostu stagnacja. I mało tego osoby, które tam cały czas mieszały, wprowadzały niezdrową atmosferę nadal mają tam mocne słowo i mocną pozycję. Że też dla dobra całego projektu tego nikt nie może zweryfikować.
   No cóż... Pewne rzeczy sami se dupimy na własne życzenie, pewne są udupiane dla dużej kasy, jak pomysł uratowania układu torowego na kopalni. Miałeś chamie złoty róg..., ostał Ci się ino sznur (chyba się do tego nigdy nie uwolnimy).
   Tyle, bo inne tematy w następnych notkach.
   Narka.

piątek, 13 grudnia 2019

Piątek #1625

  Nasz wspaniały rząd (ci co tam na górze podejmują decyzje) w ramach 500+ robi co może by znaleźć kasę na to cudo, które, co pisałem przy okazji ekologii, powinno być natychmiastowo cofnięte.
  Niestety na razie to działa i szuka się finansów by to jeszcze przez jakiś czas się kręciło. I tak, co już pisałem kiedyś, zlikwidowano w biurach pracy profile, w tym profil trzeci dla życiowo nieudolnych i społecznie nieprzydatnych, w którym to udawało nam się przez ostatnie lata funkcjonować.
  Również w ramach szukania kasy na 500+ zrobiono pewien myk w domach dziecka. Otóż, bo tego nie pisałem, najmłodszego skurwiela od 972 odnośnie którego nie tak dawno, bo w tym roku, toczyło się postępowanie o pozbawienie praw rodzicielskich dla 972 i jego żony, teraz w ramach wytycznych państwa, oddano im go do domu. Kalkulacja jest prosta. Otóż w ub. r. 972, ponieważ sprawa o pozbawienie ich praw rodzicielskich była już założona, by móc go oddać do adopcji, wyszło że utrzymanie małego skurwiela w domu dziecka kosztuje 3100 zł/m-c. Teraz w myśl wytycznych państwa, jak odda się np. 100 małych skurwieli do dom, to państwo miesięcznie zyskuje 260 tysi. Fajna kwota. To oczywiście po odliczeniu zwrotnego 500+, bowiem teraz 972 będzie na niego pobierał 500+, bo jest w doma.
  Oczywiście u 972 się nic nie zmieniło w domu, jakby kto myślał, bowiem nadal jest jak było. Ani on, ani ona nagle nie skończyli wyższych studiów, nie byli na jakiś kursach doszkalających, jak wychowywać małe skurwiele (no nie takie małe, bo najstarszy właśnie wrócił do dom na stałe, bowiem skończył 18 lat), a opinia, którą tu kiedyś przytaczałem z RODK-a jest jakby nadal aktualna.
  Napisałem o setce, ale czy tylko tyle posłali do toksycznych domów, tego nie wiem. Wiem natomiast, że proces się odbywa, w ramach szukania kasy w budżecie.
  Przy okazji małych skurwieli od 972, to drugiego, którego miałem zawieźć do Legnicy (kiedy zwichnąłem nogę w kostce), a on tam oczywiście nie pojechał, zwinęli niebiescy z domu 972 i tym razem wywieźli, za jeszcze lepsze zachowanie, do Włocławka. Ok. 400 km stąd. Na święta i tak ma zjechać do dom.
  Po tym wszystkim, bo 972 był na st. mac. dwa dni temu, stwierdziłem że pojadę kiedyś do jego wioski zobaczyć co tam się wyprawia na miejscu, a przy okazji tego, najstarszego, którego wypuścili już na stałe, bo ładne ciacho. Oczywiście miał tu chodzić (kontynuować naukę) do jakiejś miejscowej szkoły, ale co tam szkoła... WOLNOŚĆ nadeszła i teraz to jest najważniejsze. To, że nawet nie umie liczyć, co pisałem kiedyś, bo matka chciała go wziąć do pracy gdzie robi, to już mniejsza.
   To jest fascynujące. XXI w. a tu się szerzy wtórny analfabetyzm. W 2019 r. na rynek pracy wchodzą ludzie, którzy nie potrafią liczyć w wersji podstawowej. Nie jakieś tam pierwiastki, macierze (no wyżej już iść nie będę).
   Natomiast my, w ramach tego wykształcenia, które nam dało państwo (niby za darmo), poruszamy się w nowej rzeczywistości dość sprawnie. Umiemy trochę oczarować, trochę kokietować panie w biurze pracy i mimo likwidacji profilu trzeciego dla społecznie nieprzydatnych i życiowo nieudolnych, udało nam się wynegocjować następny termin na 12 lutego. No niestety na mnie państwo nie zarobi. Trudno, ale jakiś niewielki % jest na nie, tego co się dzieje.
   Powyżej jeden z mięśniaków z wioski. Czasem udaje mi się wynegocjować jakąś fotę by pokazali swoje umięśnienie. A jakbyście zobaczyli brzuch..., ach to dopiero omdlenie. Nie chciał focić brzucha, za to udało się wynegocjować pociągnięcie podkoszulka na bicepsie. No piękna ręka. Ten biceps, to przedramię (a ja to miałem we własnych rękach).
   Teraz trochę wspomnień, bo jakby trochę przeżyliśmy, to tak z dupy wspomnienie z pracy kiedyś tam. Otóż pracowaliśmy jako kierowca autobusu m.in. autosan H9-21. Ponieważ jesteśmy ciepło-lubni, to zawsze, w każdym pojeździe, dbaliśmy o ciepło wewnątrz pojazdu jakim poruszaliśmy się. I kiedyś wieźliśmy stąd do Bielska Białej zawodników z klubu piłkarskiego. J/w lubimy ciepło, to w autosanie mieliśmy przeczyszczone wszystkie nagrzewnice wewnątrz pojazdu (8 fabrycznych), to też w czasie jazdy było ciepło i zawodnicy (niektórzy) rozbierali się do klaty. Mnie to oczywiście jak najbardziej w pytę i temperaturę wewnątrz pojazdu (tego autobusu) utrzymywaliśmy na wysokim poziomie, bo tak z 50% obserwacji drogi było skierowane na lusterko wewnętrzne i ogląd młodych mięśniaków, którzy już byli w klatach. Jako jeżdżący pojazdem, oprócz, tradycyjnego wtedy lusterka wewnętrznego okrągłego (oddalającego), mieliśmy obok lusterko wewnętrzne wklęsłe, a wiec przybliżające. Mogliśmy więc w czasie jazdy rozkoszować widokiem młodych mięśniaków, sportowców i miast obserwować bacznie przedpole drogi, obserwowaliśmy je wybiórczo, a resztę czasu poświęcaliśmy na obserwację młodych mięśniaków w klatach.
  Gdzieś tak za Goczałkowicami Zdrój, wstała i podeszła do mnie nauczycielka grupy i powiedziała, że chyba za ciepło jest w autobusie, bo oni się porozbierali i na zawodach mogą być niezbyt sprawni z tego powodu i bym zmniejszył ogrzewanie. No spoko. Klient nasz pan, jak chcecie mieć zimno, to trudno wyłączę ogrzewanie. Mimo tego trochę podgrzewałem, by mięśniaki mi się tak szybko nie ubrały, ale do Bielska Białej, już temp. spadła i siłą rzeczy poubierały się. Natomiast co pozostało zarejestrowane w obrazach w mózgu, to pozostało i tego, przynajmniej w krótkim czasie się nie wymaże. Jak wracałem, to takiej sauny już nie zrobiłem, bowiem utkwiły mi w pamięci słowa opiekunki grupy. Swoje obejrzałem, a jak chcą marznąć to ich wola.
  I teraz wracamy do rzeczywistości. Ostatnio jechałem do 824 autobusami komunikacji miejskiej. Znowu pojawia się to, co kiedyś tu opisywałem - konserwacja. Tego dziś nie ma. Nikt, bo nie ma dziś ludzi odpowiedzialnych za to, nie przegląda ogrzewania. Nagrzewnice są, w solarisach, zapierdolone marasem. Mało z nich ciepła wydobywa się, więcej to jest po prostu mielenie w ogóle powietrzem w pojeździe, i tyle. Grzeją jedynie kaloryfery zrobione przy ściankach, z obiegu płynu z silnika. O ogrzewaniu nagrzewnicami trudno jest mówić.
  Kiedyś pisałem o tym, że by zlikwidować dawne Ikarusy, bo np. na lokalnej telewizji, ukazywały się materiały, że jest w nich zimno bo są stare i trza je natychmiastowo zlikwidować. Czyli - kupić nowe, to ten argument, i zimnie w środku był nadrzędny. Teraz, kiedy w solarisach jest zimno, to tego argumentu już nie podnosi się. Dlaczego? Koperty już się rozeszły, wszyscy są zadowoleni. A zimno w pojazdach, to już mniejsza..., a chodzi tylko o głupie nagrzewnice, ale manipulacja medialna nie zna granic. I tak to głupią tłuszczę robi się w wlk. wała, czy nabija na wlk. kutasa, choć oni tego niby nie chcą. Nie chcą, ale się nadstawiają.
   Dobra, tyle bo łykam i za chwilę musiałbym przejść na czerwone.
   To narka.

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Poniedziałek #1624

   To się nazywa ekonomia. W piątek łykałem stocka. 1/3 flachy 0,7 się zaprawiłem tak, że urwał mi się film i generalnie nastąpił reset mózgu. Nie wiem, co się wtedy stało, że taka mała ilość mnie poskładała. W zasadzie warunki były takie jak zwykle. W pewnym momencie mózg daje znak, że to już następuje odcięcie i akurat miałem koniec trasy w ETS 2 udało się nawet zaparkować z bonusem, zamknąć program, kompa, czego w zasadzie już nie pamiętam, bo taśma zaczęła się rwać i natychmiastowo wylądować w łóżku. Nawet nie wiedziałem, która była godzina, ale chyba młoda, bo zacząłem łykać po 15:30. Czy w stacji były składy - nie wiem (nie pamiętam). Info od drużyn trakcyjnych było takie, że niby wpuściłem 230, tzn. wylazłem z łóżka, wpuściłem go i wyglebiłem ponownie, czego w ogóle nie pamiętam.
   Może piątkowa zmiana stylu łykania miała zastosowanie. Przeważnie to łykanie zaczynało się później i dłużej trwało, bo czasem inne drużyny trakcyjne się śliniły i chętnie by się przyłączyły to z przyczaiki, przeto organizm niwelował pierwsze dawki alko, przyjmując następne po np. 4h. A w piątek postanowiłem nie pierdolić się, narzucić szybsze tempo korzystając z początkowo pustej stacji. Obsłużyłem jeszcze stękacza, to pamiętam, ale jak na stację wszedł 230 tego nie pamiętam, a jak się później przebudziłem to w pierwszym przebudzeniu słyszałem 230 i 834, a w następnym 230 i 979. Czyli mimo zgonu dyżurnego ruchu, ruch na stacji odbywał się bez większych zakłóceń.
   Reset był potrzebny. To chyba w zasadzie o to chodzi w okresowym łykaniu, by dojść do takiego stanu. Muszę zapamiętać, że istotne jest tempo. Pewnie też to, że rzadko łykam ma zastosowanie, bo organizm inaczej działa na alko, jak u kogoś kto łyka częściej.
  A żyrafka jednak wyciągnęła sobie dwa szwy i skóra jej się trochę rozeszła, wobec tego założono jej dwa nowe szwy, a z butelki 1,5 ltr. po wodzie weterynarz zrobił jej kołnierz, by następnych sobie nie wyciągała. Te szczurzyce to jakieś masochistki, przecież takie wyciąganie szwów boli. Z kołnierzem chodziła dwa dni, wczoraj jej go zdjąłem, bo znowu cały opatrunek sobie wykręciła. Nie wiem co one robią, że ciągle dłubią przy tych opatrunkach.
   W ogóle w sob. miałem z nią iść do weterynarza, ale nie umiałem jej zlokalizować z tym kołnierzem. Szukałem, szukałem u innych szczurzyc, ale nic. No pozostawiłem sprawę otwartą, a u weterynarza byłem przed zamknięciem i przekazałem mu, że nie mogłem jej znaleźć i umówiłem się na wczoraj, bowiem ma godzinny dyżur na zastrzyki to polazłem z nią. Zmienił jej styl mocowania kołnierza, na dogodniejszy, bo w poprzednim miała poważne trudności z chodzeniem i bałem się, że skądś zleci i se jeszcze gorzej narobi. A w sob. znalazła się na wieczornym karmieniu. Była w spiżarce jak nawoływałem inne szczurzyce, że żarcie zaraz zostanie podane.
   Po znalezieniu przeniosłem ją do szuflady biurka przy którym siedzę i w szufladzie spędziła już czas do niedzieli. Dawałem jej tu okresowo pić i jeść, by nie musiała wychodzić na zewnątrz. Czuła się tu w miarę dobrze, wszak wychowała tu dwa mioty młodych.
   Notka miała tradycyjnie ujrzeć światło dzienne w sobotę, ale nie udało się, wczoraj ugrzązłem w ETS-sie 2 więc też nie, zresztą na stacji przez większość dnia, właściwie do 22:30 były składy, to jak notkę spłodzić...
   Dziś ostatni dzień ciepła, więc grafik dość pełny, to więcej już nie popiszę.
   Tereny kolejowe stacji Warszawa jakaś tam. Nie pamiętam, bo to z 2016 zdjęcie z bardzo długą kładką nad torami.
   Narka.

piątek, 6 grudnia 2019

Piątek #1623

  I żyrafka po oparacji wycięcia guza i wysterylizowaniu. U weterynarza założono jej opatrunek. W sumie od weterynarza na st. mac. mam 5 min pieszo. Po dotarciu na stację okazało się, że ten opatrunek z bandażem, który go przytrzymywał, był założony jak szczewo na kiełbasę, zsunęła i pozbyła się go w ogóle. Próby założenia na nowo, mimo iż była jeszcze trochę w narkozie, nie przyniosły efektu. Budowa szczura ułatwia by przeciskać się, to też co jest na niej to zaraz może z siebie ściągnąć i to robiła. Pozostawiłem ją w takim razie bez opatrunku w kuwecie na szmatach. Jak uporałem się z czynnościami i miałem chwilę czasu, to poszedłem do kuchni, gdzie była, bowiem na grupie A jak zwykle składy, i wziąłem ją na ręce. Siedziałem na krześle z nią na rękach przed niecałą godzinę. Po tym czułem jak nogi mi zdrętwiały, bo pozycja taka średnia. Był moment, że chyba nawet zasnęła. Dobrze, bo dochodziła do siebie, a nadto rana się w tym czasie goiła. Jej było ciepło, nie musiała sunąć po nieznanym terenie - kuwecie.
   Na noc przeniosłem ją na grupę A, by ją mieć przy sobie. Obudziło mnie, bo chciała wyjść i waliła ryjkiem w kratę przykrywającą kuwetę. Odsunąłem kratę i wziąłem ją pod kołdrę. Chwilę łaziła, chwilę leżała przy moich nogach, w końcu słysząc inne szczurzyce postanowiła do nich dołaczyć. Przesunęła się do jednej poduszki, która ułatwia wejście i zejście z łóżka i polazła pod łóżko. Jak już to zrobiła pomyślałem, ależ jestem gupi. Przecież ona teraz wygryzie sobie te szwy, rana jej się otworzy, narządy wypadnę i po szczurze.
   Na szczęście inne szczurzyce były zdziwione (tak podejrzewam) jej nowym zapachem i jakoś jej nie zaakceptowały, bowiem w okolicach 5 min weszła po poduszce, wlazła pod kołdrę i przeszła za nogi. Chwilę za nią, podejrzewam że dwukropek (taką jej ksywę dałem) weszła również pod kołdrę szukać jej. Typowałem dwukropka, bowiem najbardziej jest oswojona, to wejście dla niej pod kołdrę jest do strzymania. Szukała żyrafki pod kołdrą, ale ta była za nogami. Przesunąłem trochę rękę w stronę dwukropka, z jednej strony obawiając się, że mnie ugryzie, ale na szczęście tylko powąchała i w sumie wycofała się schodząc po poduszce pod łóżko. Zapachy nie dawały jej spokoju i pod kołdrę wlazła jeszcze dwa razy, ale żyrafka cały czas była za nogami. Po jakimś czasie, a było ok. 03:00 szczurzyce gdzieś polazły. Słyszała to żyrafka i ponownie polazła pod łóżko. Tym razem nie niepokojona przez nie przesiedziała tam chwilę, po czym polazła do szafki po drugiej stronie grupy A, bo słyszałem jak się przemieszcza. To dobrze, bo do tej szafki wiele szczurzyc nie łazi. Po jakimś czasie zasnąłem, a zaśnięcie odsuwały myśli dot. czy i ile ze szwów naruszy w nocy.
   Obserwuje inne szczurzyce, jak wyglądają i jakaś następne nadawała by się na zabieg, ale muszę je dokładnie obejrzeć w tym dwie albinoski - kiwaczki. Te w sumie są prawie najstarsze, ale trzymają się dobrze.
   Dziś tyle wpisu, bo muszę z żyrafką iść na kontrolę, następnie do sklepu to czas zleci.
   Jeszcze dwa zdjęcia z przed zabiegu.
  Narka.

środa, 4 grudnia 2019

Środa #1622

   Dostaję już do gowy z bezdomnym. Dostał termin do 15-go na wyprowadzkę, bo ciągle zajęte tory na stacji to nie dla mnie. Potrzebuję czasami być sam, co dla osób samotnych może wydawać się dziwne, a tego nie mam na st. mac.
   Nawet koliduje to z rozrządem składu 172, bo kiedy to robić? Choć jak wczoraj była okazja to o tym nie poinformowałem 172 i zwaliłem to.
   Białe dziadostwo się pojawiło. Na szczęście nie przykryło jeszcze wszystkiego, tylko delikatnie pojawiło się na trawach. Przy okazji traw, to może wejdę w ekologię, bo miałem to ruszyć już jakiś czas temu. Otóż, kto zaś naciska na głupią tłuszczę z tym smogiem? Kto będzie beneficjentem kasy, która zostanie przekierowana do źródeł ogrzewania? No można się domyślać... - państwo. Jeżeli dziś najtańszym grzaniem jest spalanie węgla, to jeżeli na osiedlu domków opalają się nim, to państwo dostaje tylko kasę jako podatek od kupna węgla, przy czym do kopalń w zasadzie dokłada, to prawie nic nie ma. Teraz jeżeli, jak w Krakowie, zakazali palić węglem wszędzie, to trza będzie rozłożyć macki elektrociepłowni i samych ciepłowni, a te to mają takie koszty, że gowa boli. Oczywiście od tych kosztów państwo dostaje VAT, a więc się cieszy.
   Bo jak tak myślę na spokojnie, to o co, jakby pominąć sprawę finansową jest ta batalia? Przecież nie o czyste powietrze, to jest tylko pretekstem. Nikt od smogu nie umiera, bo jakby tak było to populacja mieszkająca na Górnym Śląsku w latach 80-ych by wymarła! Wtedy to było widać i czuć czym się oddycha. Sam, jak kiedyś wracaliśmy z basenu w trójkącie bermudzkim w Ch-wie między Azotami (zakłady chemiczne), Hutą Kościuszko, Konstalem, to dobrze że miałem ręcznik mokry z basenu, bo bym formalnie i inni pewnie też żygnął na ulicę, tak tam jebało i to nie w nocy, kiedy filtry uwalniali np. w hutach i do atmosfery leciało co się da, tylko było to popołudniu, jak leźliśmy na autobus. Do dziś to pamiętam, ten smród jaki tam był wtedy, praktycznie nie dało się wytrzymać, a mało tego wokół tych zakładów normalnie mieszkali ludzie. Przecieą fizycznie po 2 latach mieszkania tam, nie powinno tam być nikogo żywego. Teraz przenosząc się na obecne czasy, kiedy powietrze na Górnym Śląsku zrobiło się czyste i jest w zasadzie bajka, jak dobrze się oddycha, ktoś wychodzi z idiotycznymi hasłami o zabijającym smogu i wtórują temu ludzie, którzy żyli w latach 80-ych, więc są świadomi jak wtedy było. Nawet kiedyś w dyskusję n.t. wszedł 825 i nie mógł podważyć argumentu o powietrzu w tamtych latach i różnicy na duuużżżyyy plus tego teraz. Nawet jak uległ manipulacji, że teraz jest taki smog, że nigdy takiego nie było, to spytałem się go prosto:
- teraz czy kiedyś było czystsze powietrze na G. Śl.?
oczywiście coś tam usiłował stękać, ale nie schodziłem z pytania, w końcu musiał potwierdzić, bo przecież też wtedy tu mieszkałem, to co mi chciał wcisnąć inną historię?
  I teraz, kiedy zaszły takie znaczące zmiany, powietrze jest znacznie czystsze jak kiedyś, grupa nawiedzonych inaczej bredzi o jakimś kataklizmie smogowym, który ma nas zmieść z planety.
  Po pierwsze, jakby rządowi, który również bredzi jak inni zależało na ekologii i radykalnemu zmniejszenia smogu, to natychmiastowo odwołałby program 500+ ponieważ w linii prostej jest on przeciwny do ekologii. Przecież wiyncyj ludzi, to wiyncyj śmieci, wiyncyj brudnej wody, wiyncyj zużycia czystej wody, wiyncyj wyciętych lasów, wiyncyj ogólnie marasu na ziemi, w sensie globu. I teraz ten sam rząd, który wprowadzając 500+ jest przeciw ekologii, z drugiej strony cynicznie wypowiada się, że jest za. Mnie się coś podupiło, czy im?
  Taki Chorzów. W 1990 roku ludności było 131 902.  W 2017 - 109 021. Czyli, czy tylko mnie się wydaje, że jest o ok. 22 tysiące kup dziennie mnie wysranych do muszli i lecących kanalizacją do rzek. 15 tysięcy mniej wody z prania, która również leci kanalizacją do oczyszczalni i do rzek, 20 tysięcy mniej ludzi śmieci plastikiem i innymi odpadami, dla 10 tysięcy ludzi trzeba mniej mieszkań, a tereny po za ścisłym centrum zaczynają zarastać zielenią, bo nikt na odludziu nie chce mieszkać i w końcu 22 000 mniej wydycha dwutlenku węgla, przyczyniając się do smogu i wreszcie dla 10 tyś. mieszkań trzeba mniej ogrzewania, które w największym stopniu, ponoć, przyczynia się do smogu. To ogólnie jest czyściej i ekologiczniej, czy nie? I teraz na przeciw temu wychodzi idiotyczny program 500+, który miał spowodować odrodzenie się takiej populacji np. w Chorzowie jaka była, bo rząd tak chce i namnożenie ludzi, którzy będą ewidentnie przyczyniać się do większego smogu, z którym z drugiej strony rząd chce walczyć.
   By nie być gołosłownym to Ruda Śląska 1990 - 171 034, 2017 - 138 578, tu jeszcze więcej ludzi nie sra codziennie i wydycha dwutlenku węgla; Zabrze 1991 - 205 800, 2017 - 174 349; Katowice 1990 - 366 798, 2018 - 278 736.
   Tylko w powyższych wymienionych miastach ubyło 174 850 ludności. Czyli praktycznie znikło całe Zabrze z mapy, tak jakby całe Zabrze przestało emitować do atmosfery zanieczyszczenia, wywozić je na wysypiska, zanieczyszczać wody gruntowe itp. I niech mi teraz ktoś powie, że program 500+ jest proekologiczny. Nigdy w życiu! A cyniczny rząd ma jeszcze czelność mówić o ekologii. Jeden z powodów dla których nie chodzę na jakiekolwiek głosowania.
  Jutro żyrafka idzie na zabieg wycięcia guzów to dziś zdjęcia jej w szufladzie biurka.

  
  Narka.

niedziela, 1 grudnia 2019

Niedziela #1621

   Czemu nie było wczoraj wpisu? Bo ugrzązłem w grze ETS2. Na steamie przecenili ją na 17,50 zł. Taka cena, to aż żal nie brać, no to wziąłem, a tym bardziej, że z ToDramat 2 mnie wyciepli, to jakiś multik się przyda, a ten jest jak najbardziej ok.
  Na początku grałem na klawie, ale jak przekazałem stękaczowi, że se kupiłem i jeżdżę na multkiku to wypożyczył mi pada. Na padzie to rewelka. Zupełnie inaczej chodzi kierownica, płynnie, manewry jakoś lepiej wychodzą no i lepiej się jeździ, kierownica tak nie szarpie autem. Wczoraj w zasadzie to chyba przegiąłem trochę grając, bo dniówkę przy kompie zrobiłem. Oczywiście w przerwach, bo jakby bieżący ruch na stacji, ale w tej grze, w porównaniu do ToDramat 2, ciężarówkę można w miarę szybko zaparkować, jak stanie skład pod wjazdowym, jest pauza, więc bardzo przydatne funkcje. W ToDramat 2 w zasadzie to nie ma miejsc dla odstawienia składu wirtualnego pociągu. Większość stacji nie jest do tego w ogóle przygotowana, a to, zważając na bieżące życie innych, bardzo przydatna możliwość, czy funkcja - ta pauza.
   Pozdobywaliśmy rangi, czy doświadczenie w grze. Trochę inaczej jak inni, wpierw poszliśmy na kasę, czyli na krótkie, dobrze płatne zlecenia. Odblokowaliśmy sobie przesyłki wartościowe, a pozostawiliśmy długodystansowość na później. Krótkie przesyłki mają to do siebie, że szybko naliczają się punkty doświadczenia za parkowania. Niektóre w miarę proste są za 90 pkt. , średnie za 40 pkt., a można i bez jak się nie chce parkować.
   No dobra. Po za tym przekazaliśmy bezdomnemu czas do ewakuacji. On oczywiście chce to przeciągnąć, ale musimy być twardzi, a przynajmniej tak nam się wydaje. Do świąt chcemy się go pozbyć, choć to i tak za długi okres. Do tego dochodzi kwestia ogrzewania grupy D, bo na B remont jeszcze trwa, choć ścianka jest otynkowana. W ostatnie ciepłe dni zabrałem się za robotę i w zasadzie prawie ją zamknąłem na zimne drzwi. Na razie jest jedna warstwa tynku, ta pierwsza. Jeszcze pozostanie, może jak się ociepli, nałożenie drugiej, a na to pójdzie styropian, ale tak myślę styropian to już przyszły rok.
  Wracając do kosztów ogrzewania, to jak zwykle to w większości spadnie na mnie. Ci ludzie myślą, że to wszystko z Marsa leci i jest darmowe.
  Oczyściłem też klawiaturę, nawet zrobiłem zdjęcia, ale to w następnej notce, bo je muszę z aparatu na kompa przeciepnąć.
   Oprócz bezdomnego na stacji przebywa 230, po rozstaniu z laską. Widzę, że się zawiesił w przestrzeni i nie ma kompletnie co z sobą zrobić. Wczoraj przyniósł gogle VR. Pokazał nam na nich dwie rzeczy. Podwodny świat w klatce, kiedy jesteśmy pod łodzią zanurzeni oraz w okrągłej gotyckiej rotundzie odbijami piłkę padem. Rewelacja dla kogoś kto nie widział. Pierwsze wrażenia rewelacyjne. Mnie zapodał spokojne działania, bo np. jazda samochodem na torze a'la rollecoster to ponoć rozpiedala mózg, a nasz chcemy jeszcze zachować na później. Technologia jednak poszła bardzo do przodu. Choć teraz myślę, za dziecka miałem takie a'la slajdy w okularach do przyglądania też dwuwymiarowe. To taka ówczesna technologia tylko rozwinięta i przeniesiona do elektroniki z powodzeniem.
   Większość drużyn trakcyjnych składów przechodzących przez stację oczywiście skorzystała z okazji i zapoznała się z nową technologią. Stękacz nie omieszkał stękać, że to nie takie, to też mogło by być lepsze, to też jakieś takie dziwne, ale ogólnie może być. 
   Na dziś tyle, bo traska w ETS2. Jest dość wciągające. Na koniec tradycyjne zdj. kolejowe. Tym razem kolejne z Warszawy.
  Narka.

czwartek, 28 listopada 2019

Czwartek #1620

    Po raz już ktoryś słuchałem w mediach o budżecie państwa na przyszły rok. Oczywiście pojawiają się wypowiedzi opozycji, że z powodu nadchodzącego kryzysu szykuje nam się dramat, koszmar, zbankrutujemy itd. Na początku trochę się tym przejąłem, ale po jakimś czasie pomyślałem, że przecież takie stękania nt. budżetu opozycji (którejkolwiek), że jest on taki straszny, że w ogóle to nas poqrwi i państwo przestanie istnieć słucham w zasadzie od 25 lat. I co? I qrwa nic. W zasadzie dla nas tu w wiosce niewiele się zmienia. Nawet powiedziałbym, że z przyczyn demograficznych jest znacznie lepiej jak jeszcze 10 lat temu. Więc po wysłuchaniu materiału stwierdziłem bla, bla, bla, bla co 4 lata to samo, wypierdalać na drzewa. Jakie to ma odniesienie do mnie, do życia w wiosce? Jakie to ma przełożenie? Żadnego, albo prawie żadnego. Co? Że niby z powodu nadchodzącego kryzysu mięśniaki stracą pracę? Fajne żarty. 20 latków jest połowa rocznika 60 latków. Nawet jakby 10 % z powodu kryzysu straciło robotę, to i tak brakuje jeszcze 40% do pokrycia ubytków w związku z planowanymi przechodzeniami na emerytury lub nieplanowanymi kopnięciami w kalendarz. Więc kryzys to mogą mieć Ci co łykają koperty, bo mniej bydzie inwestycji i przy okazji mniej kopert. To im się zrobi gorzej. Zresztą już jest im gorzej, bo praca drożeje, to sen z powiek spędzają im nieustające podwyżki wypłat dla pracowników i ich stękania zagrożone przenoszeniem się ich w razie niespełnienia żądań do innych firm. Pewnie se część pomyśli, że to bajki, ale po mięśniakach już widzę fluktuację. Teraz doszło do poziomu, że pracodawcy sami podwyższają wynagrodzenia, by tylko pracownicy nie spierdolili. Często jest tak, że pracownicy nie informują wcześniej, ale nagle mówią, to ja za 2 tyg. odchodzę lub jeszcze ciekawsze rozwiązania, że po prostu na drugi dzień nie idą do roboty, bo lezą do innej. Nawet 979 mimo w miarę dobrych warunków chce zmienić robotę bo mu się nudzi. Oczywiście oni (zarządzający) o tym nie wiedzą.
  Inna sprawa, że nadal funkcjonują firmy dojące pracowników vide 172 i 826, którzy do dziś nie dostali wypłaty za październik, a listopad już się kończy. Zresztą, skoro sami nie potrafią dbać o siebie, to co się dziwić. Przecież po braku wypłaty dawno przeszedłbym na tygodniówki, tym bardziej, że robią na czarno. Brak tygodniówki - nie przychodzę do pracy i jeszcze wszystkim nagadam, że nie płacą. A np. 826 nadal chodzi do roboty i dostaje jakąś stówkę na parę dni. Jak ma ich ktoś szanować, jak sami tego nie robią?
   Wczoraj i dziś ostatnie ciepłe dni, to wczoraj wydajność była na zadowalającym poziomie, az popo byłem zdziwiony, że tyle udało się zrobić. Jakby tak było codziennie..., ale pomału do tego zmierza, bo wyciągnięciu nogi z gipsu wydajność wzrosła. Dziś kontynuacja, bowiem muszę grupę B po remoncie zamknąć, bowiem od niedzieli będzie już atakować białe dziadostwo i odpowiednie przy tym temperatury.
   Bezdomnemu powiedziałem, że ma jakieś 2-3 tyg. do wyprowadzenia się. Coś tam negocjował, że do świąt chciałby przetrzymać. Mnie się to za bardzo nie uśmiecha.
   Po rozstaniu z laską 230 przebywa regularnie na stacji od 16:30 do 21:30. W zasadzie już przyzwyczaiłem się do zajętości toru w tych godzinach, choć nie powiem bym pałał entuzjazmem z tego powodu. Te mięśniaki bez lasek to nie mają co z sobą zrobić. Im się totalnie nudzi, brak jakiś większych zainteresowań widzę, że ich męczy. Kurcze dwadzieścia parę lat i takie coś. W ich wieku to pałałem energią, wiecznie się coś działo, grafik był napięty, a tu lipa.
  Dobra, bo mój grafik tez na dziś napięty, to lezę do realizacji.
  Zdj. kolejowe.
Z Warszawy.
  Narka.

poniedziałek, 25 listopada 2019

Poniedziałek #1619


    Ja pierdolę, jakie zjebane filmy się robi. Obejrzałem "Cola de mono" tu . Film nowy z 2018, ale już za darmo do obejrzenia. W sumie w połowie filmu, a nawet wcześniej wiedziałem czemu jest za darmo. Takiej chały dawno nie widziałem. Zupełnie nie wiem jaki przekaz miał mieć, co ukazać. Gdzieś w 40 min zaczął zamieniać się w porniol, w ogóle nie wiedzieć po co? Chyba tylko dla wypełnienia czasu potrzebnego dla spłodzenia pełnometrażowego filmu. Sceny przydługie, dialogi beznadziejne, właściwie o niczym. Aktorzy też średnio grają, Albo tacy są, albo byli źle pokierowani przez reżysera. Zresztą sam reżyser chyba myślał, że zabłyśnie pokazując niezbyt finezyjnie goliznę, zresztą przeciętnie wyglądających aktorów. Takie ujęcia to nadawały by się dla filmu kubańskiego, gdzie aktorzy byli piękni. (wstawić link) Fabuła nic nie wnosząca nowego, a to co pokazała zrobiła bardzo średnio, jeżeli nie poniżej średniej.  Brak jakiejkolwiek spójności. Bohaterowie zachowują się nie naturalnie, sztucznie przedstawiono życie pewnej rodziny. Relacje między nimi jakby z kosmosu, jakby nie byli rodziną. Bracia, którzy są dorośli nie wiedzą o sobie, a jak się już dowiadują, to jest to pokazane jakby nimi w ogóle nie byli. Zachowanie matki już w ogóle nie jest wytłumaczalne, chyba tylko takie było dla podniesienia napięcia w filmie, choć momentami wyglądało to jak z komediowego horroru ("Krzyk 3").
Generalnie można by kiedyś powiedzieć szkoda taśmy na to, ale dziś nośniki się od jednorazowego użycia nie zużywają. Może i szkoda, bo powstają takie gnioty.

   Zupełnie innym filmem jest "Chłopak dla mojej mamy" tu też nowy film 2017, ale za to produkcja na poziomie. Jest treść, są zabawne sytuacje, jest normalność w zachowaniu (graniu) aktorów, czyli tak, jak to w większości wygląda, a nie jakieś wydumane przez reżysera, czy scenarzystę sceny mało realne w życiu. Aktorzy grają profesjonalnie. Nie są sztuczni, przynajmniej nie razi to tak po oczach jak w poprzednim filmie. Jakieś drobne wpadki się znalazły, ale na prawdę drobne.
Jest nagość, ale pokazana ze smakiem. Nie ma jej przesadnie pokazywanej, nie zbliża się to do porniola. Sceny się nie dłużą, jest pokazane tyle ile powinno być, by wyciągnąć informacje, wnioski. W poprzednim gdyby te dłużące sceny, bez szkody dla treści filmu skrócić, to mógłby się zamknąć w godzinie. Na "Chłopak dla mojej mamy" przyjemnie się  patrzy, jest spójny, choć może ten amerykański happy end na końcu, jak zwykle jest już trochę nudny. Mimo tego polecam ten film, a ten poprzedni to tak na zasadzie zobaczenia jak nie powinny wyglądać filmy.
  Wczorajsze seanse, bowiem na stacji ruch jak w niedzielę. Praktycznie stacja pusta była od 22:30 do 23:00 kiedy to wyglebiłem w łóżku. Tylko 3o min miałem dla siebie, ale nawet nie tyle, bo przed spaniem musiałem zatowarować szczury, co zajmuje ok. 10 min. Dlatego postanowiłem bezdomnemu dać 2 tyg. na wyprowadzenie się. Do niczego nie jest potrzebny, nadto zaczyna się chwiać moja psychiczna równowaga tj. zajmowaniem się ruchem na stacji z okresami kiedy jestem sam i mogę się zregenerować. Teraz takich dni nie ma i wczoraj, przy, jak zwykle, wzmożonym ruchu, zauważyłem wieczorem, iż miałem już dość pełnej stacji. Chętnie bym się wyrwał, ale jak wyjść jak 5 torów zajętych.
   Mało tego remont stoi, bo jak ktoś jest na stacji i odpoczywa (śpi) po nocnej służbie, to mnie się włącza bycie cicho by mu się dać wyspać, przeto mało co robię, bo większość spr. remontowych jest związanych z hałasem. Beznadziejna sytuacja. Nawet zbiorników nie ma kiedy opróżnić, bo kilka razy już tak było, że jak się do tego zabierałem, to on akurat przetaczał się z grupy D, co coś tam akurat chciał zrobić, np. zeżreć.
   Na koniec zdjątko kolejowe
Nie będę pisał gdzie taka ładna nastawnia kolejowa, bo widać.
  Narka.

piątek, 22 listopada 2019

Piątek #1618

   Wczoraj rano obudził mnie chopek, odkurzający chodniki, jakoś po 06:00. No pojebało go? Kto go w ogóle zamówił na taką godzinę? Jak w Dniu Świra ze ścinaniem trawy rano. Dokładnie tak samo. Po jakimś czasie słyszałem jak się z ową dmuchawą oddalał. Pomyślałem - zasnę jeszcze. Jakieś 4 min i zaś z tą dmuchawą zaczął się zbliżać do bloku. Nosz qrwa. Po chyba 10 min przestał. Znowu - może teraz jeszcze zasnę. Nic z tego. Po nim, jakiś gupi chuj zaczął łopatą to nagarniać, jakby nie wymyślono mioteł w XXI wieku. Uderzał tą łopatą w chodnik, po czym ciągnął ją po nim z charakterystycznym dźwiękiem. Co raz bardziej wyobrażałem sobie, że dalsze zaśnięcie będzie już niemożliwe. Po jakiś nastu minutach się uspokoiło. Zaś dałem sobie ileś tam minut na zaśnięcie, ale wtem po jakiś ok. 10 min dzwonek z pod wjazdowego. Nosz qrwa...
   Pod wjazdem 172. Miał szczęście, on albo ja, bowiem bezdomnego nie było jeszcze na stacji. Po krótkim czasie podłączania przez niego powerbanków i telefonów zabrałem się do rozrządu. Położyłem go na pufy i zasiadłem. Spank na klatę poleciał, trochę na brzuch, ale, ponieważ wcześniej opróżniłem zbiorniki, jak te gupie chuje te liście atakowali pod oknami, to były problemy. Mimo jego spinania klaty, o czym pamięta i b. dobrze, tak jakoś nie szło. Oczywiście jego zajebisty wygląd robił swoje ale jednak trochę brakowało czegoś. W końcu przyszło mi do gowy, że skorzystam z czegoś nowego. Leżał na pufie tak, że gowa zwisała mu do tyłu. Zawsze tak robię, bo barki są wtedy uwydatnione, szyja umięśniona jest naprężona, klata lekko podniesiona (kiedyś jego zdjęcie na blog dałem w takiej pozycji). Otóż wpadłem na pomysł, że mam czerwoną szarfę i nią mogę mu przeciągnąć po szyi, a odważnikiem ze sztangi trochę ją do podłogi dociążyć. Tak też zrobiłem. Głowa mu na stałe trochę się odgięła do tyłu, klata jeszcze wyżej podniosła, ale nadal potrafił przy spanku napinać mięśnie brzucha i klaty, co mnie bardzo ruszało. Oczywiście szarfa było lekko przyłożona, jakby potrzebował, to bez problemu by ją wyciągnął spod odważnika, bo odważnik 3,5 kg., a ona wsunięta pod niego. No pozycja rewelacyjna, pewnie jeszcze spróbuję kiedyś. Jednak nadal czegoś mi brakowało, w sumie to wiedziałem czego. Tak mocniej go walnąć. Ale by to nie było na klatę, to postanowiłem to na plecach zrobić. Pamiętam, jak zawsze 975 mi mówił, że na klatę to średnio, bo klata wrażliwa, ale na plecy to mogę napierdalać, bo one wytrzymałe. Zresztą jak 975 mi to kiedyś powiedział, to okresowo to wykorzystywałem. On sam mnie czasem drażnił, by go mocniej pomęczyć. Mnie to pasowało, bo jak tu takiego mięśniaka nie dojechać.
   I na tym zdjęciu widać, choć może nie do końca, tą jego umięśnioną szyję, co jak mu kiedyś powiedziałem, to zrobił kwadratowe oczy. Ale można zauważyć to, co pisałem kiedyś. Mięśniaki z tyłu mają płaską szyję, z widocznymi kośćmi kręgosłupa. Jak ktoś ma taką szyję z tyłu to 80% jest to mięśniak. Przetestowane w wiosce, w miastach, w których się pojawiam też. Na jesieni, czy w zimie jak widzę u kogoś szyję i ona jest z tyłu okrągła, tak że zakrywa kości kręgosłupa, to to mięśniak nie jest, nawet jeżeli ma fajną figurę to za kilka lat się mu pogorszy wygląd. A ręka..., nawet dziś jak na nią patrzę i przypomnę sobie, że miałem ją tyle razy w moich dłoniach...
  Kiedyś była taka sytuacja, że leżał na plecach, a ręce miał przywiązane do kaloryfera. Zająłem się jego klatą, brzuchem, bicepsami, na dłonie nie patrzałem. Jakoś przy wiązaniu popełniłem błąd i węzły źle zakończyłem, to też zrobiły się zaciskowe. Jak on próbował ręce podciągnąć, bo "trochę" go męczyłem, to ciągnął je do siebie, a tam węzły się zaciągały. Dopiero po jakimś czasie zauważyłem jego sine ręce. Od razu zacząłem go rozwiązywać i w czasie kiedy to robiłem mówiłem do niego:
- gupku, czemu mi nic nie mówisz? Nie zauważyłem tego.
  Na co on:
- wytrzymałbym.
  Te mięśniaki... Tyle razy wszystkim tłumaczyłem, że mają gadać co jest nie tak, a nie wytrzymywać wszystko co robię. To ma być w jakimś tam stopniu obopólnie dobre.
    Pamiętając to co mówił 975, zaproponowałem 172 zmianę, Ustawił się na czworakach i ponownie siadłem na nim. Tym razem mogłem mocniej robić spank. Górna część pleców powyżej łopatek zaczęła się trochę robić czerwona. Do rąk nabiegła krew, żyły w tej pozycji wyszły i przedramienia rozwalały swoim wyglądem, zresztą bicepsy też. Tak chlastając go po plecach zauważyłem, jak po jakimś czasie zaczął reagować. Świetnie się na to patrzało, jak po kolejnym klapsie spinały mu się mięśnie pleców, trochę się wyginał w zależności w którą część się walnęło.
   Właśnie tego brakuje na porniolach, co pisałem kiedyś. Albo reżyser się do tego nieudolnie zabiera, albo aktor, grający aktywa, nie wie co ma robić, albo jest to jeszcze źle kamerowane, co tez jest bardzo częstym mankamentem, albo nie odpowiednio jest dobrany aktor pasyw. Czasem, paradoksalnie, lepiej wypadają tu porniole kręcone przez samych aktywów na spotkaniach z pasywami, a przynajmniej takie to robi wrażenie, że nikt ich nie reżyseruje. Ciekawe jakby to z zewnątrz wypadło, jakbym nagrał siebie ze 172? Przed kamerą to bym go musiał mocniej łoić, by kamerą uchwyciła jego ruchy i zmiany na ciele. Wiadomo - oko lepiej odbiera drobiazgi, niż kamera ukazuje to na monitorze.
  Dzięki znajomościom, wczoraj po raz kolejny ostrzyżono mnie za darmo. Wioska jest jednak fajna. Będę się musiał czymś odwdzięczyć. 
  Pora to już wysłać, bo inne zajęcia czekają, w tym wyjście do weterynarza, tym razem plan jest by z trzema szczurami tam iść, a na pewno z dwoma szczurzycami po zabiegach.
   Narka.

środa, 20 listopada 2019

Środa #1617

  Przejazd do biura pracy, bo po L4 to trza się pojawić. W mieście totalna wycinka drzew, na zasadzie - drzewo wrogiem człowieka, bo ono może się przewrócić i wystąpić jako mordercze drzewo, może narobić szkód, śmieci notorycznie i same problemy z nim. Więc w ramach ekologii, z którą na ustach szumnie kandydowali radni, teraz w ramach tej samej ekologii, no chyba że jest jakaś inna jeszcze, wyrżnięto drzewa w mieście. Nie by w jednym miejscu. Piły mechaniczne obiegły część miasta. Przejazd na rowerze obnażył jak faktycznie na ekologię zapatrują się włodarze. Po cóż więc te szumne hasła o ekologii, skoro ma się ją totalnie w dupie. A..., bym zapomniał. Dla koncernów, które będą beneficjentem wymiany przez ludzi pieców grzewczych w imię dobrobytu koncernów energetycznych, gazowych i ciepłowni. Najlepsze, że ci ludzie, z krótką pamięcią łażą i ciągle, nieustająco głosują na nich. Pewnie za 4 lata zapomną już, że w ramach ekologii pozbawiono miasto i tak resztki drzew, i będa ponownie głosować na bzdurne hasła ekologiczne. Teraz w mieści wygląda jak na pustyni. więcej takich działań i tak te głupole nie będą miały czym dychać. Kafelki chodnikowe, asfalt, żwir i inne ciulstwa, którymi masowo się wykłada miasta nie zniwelują zanieczyszczeń powietrza, ale by ktoś to rozumiał, wiedział...
  Do ekologii pewnie jeszcze wrócę.
  W biurze pracy, bardzo miła pani, która mnie obsługiwała już znikła. Ze sztabu kobiet kiedyś obsługujących bezrobotnych obecnie zostały dwie. Jeszcze jak byłem w lipcu, to siedziało 6-ć. Po znalezieniu teczki, pani od razu zaczęła przebierać w ofertach, jednocześnie pytając się w jakim zawodzie szukam pracy.  Od razu zacząłem nawijać, że może nie tak szybko z tymi ofertami, bo zasadniczo mi się nigdzie nie śpieszy, a może jeszcze jakaś rehabilitacja, jeszcze inne wizyty u lekarzy, wreszcie powiedziałem jej dosłownie:
- najlepiej jakby był następny termin na styczeń,
- ja nie mam takich kompetencji, to do koleżanki trzeba się udać
- no to chodźmy.
  Do kolejnego pomieszczenia kolejka. Hmm, pewnie na koniec roku nie tylko mnie się nigdzie nie śpieszy. Tu już siedziała bardziej przyjazna pani i wyznaczyła termin na 13-go grudnia w pt. Nie wiem czy to nie będzie pechowy termin, ale się okaże i pewnie przeżyjemy. Ma być niby jakieś spotkanie aktywizacyjne.
   Co za cymbał, tak jak ta wycinka drzew, skasował ten profil trzeci - dla życiowo nieudolnych i społecznie nieprzydatnych. Taki dobry profil, mógłbym w nim siedzieć i siedzieć, i siedzieć..., a tu se wymyślili nowe warunki z powodu 500+. Te 500+ to pogrąży ten kraj jeszcze bardziej niż się wydaje niektórym.

   To jest jakieś pojebane, ale nie będzie na czerwono. Otóż, na stacji jest 230, 979 i jego (powiedzmy) nowa niby laska. Sytuacja jest na tyle niezręczna, że założyłem słuchawki i ich w ogóle nie słyszę. Ale czy to tak powinno być? (nie, nie będzie na czerwono, bo to jeszcze nie ten etap) Co to są za skurwiałe czasy, że ulega się takiemu 979 i nie bierze się udziału w imprezce na st. mac., a siedzi się w nałożonych słuchawkach, by ich nie słyszeć, z drugiej strony, by dać 979 info, że może do new niby laski pierdolić co chce bo go nie słyszymy.
   Ja pierdole. Czasy w których za chwile oprócz seksu w realu, kontakty pozostaną wirtualne. Co za czasów dożyłem...I teraz oni pierdolą na grupie A, a ja ich w ogóle nie słyszę i pewnie to 979 odpowiada. Co za shit...
   Przy czym należy nadmienić, że tam się leje ballantimes z colą, a my spożywamy z mirindakiem stocka. Choć chcieli nas poczęstować, to dwa razy mówiłem, że nie będę mieszał, bo jakby muszę funkcjonować na następny dzień. 

  Przejazd do 824 autobusem i na przystanku zdziwienie, bo za kierownicą kobieta. Bardziej uważnie przyjrzałem się jej stylowi jazdy i byłem w szoku, jak dobrze jechała. Nawet na końcowym przystanku chciałem jej to powiedzieć, bo pamiętałem, jak mnie miło łechtały uwagi pozytywne dot. mojego stylu jazdy, to i jej chciałem zrobić dobrze. No niestety w drodze pani się wymieniła z innym kierowcą, a ten niestety nie urzekł swoją jazdą. No cóż, miałkość jednak przeważa. Szkoda.

  U 824 trochę gorzej z pamięcią. Kiedyś dzwonił, że mu znikły niebieskie kombinerki i nie ma ich, i nie może znaleźć. Po czym jak do niego przyjechałem, to okazało się, że są na swoim miejscu w szufladzie.
  Oglądanie seriali przez osobę ze słaba pamięcią tez jest dobre, bo w zasadzie każdy odcinek to nowość. Na tej zasadzie 824 ogląda odcinki z ojcem dyrektorem. Przy okazji jak byłem to wymiana przewodu do zbiornika spłuczki muszli, bo po iluś latach mu się rozszczelniło. Robią takie rzeczy na 10 lat i tyle. Dobrze, że to nie geberit w ścianie, do którego nie da się dojść bez rozebrania ściany, przeważnie z płytek.
  Dobra, tyle, bo jak zwykle notka opóźniona.
Tym razem zdjęie z wawki. To peron Warszawy Odolany, udało się sfocić po odejściu pociągów, więc było pusto.
  Narka.