środa, 29 lipca 2020

Środa #1694

   Wiem, wiem jeden nr-ek się stracił w tym co było, ale nie, jest jakby dobrze. W czasie, czy po czasie jak łykałem ze 172 byłem na tyle płodny, że powstała jeszcze jedna notka (niestety) na czerwono i zawarte w niej są w niej informacje, co do których nie jestem przekonany, jak już wytrzeźwiałem, czy mogą iść w świat. Na razie odstawiłem ją na tor boczny, w krzaki i czeka, i zarasta, bo lato mokre to i roślinności się lepiej rośnie.
   Dziś w gazetce darmowej, czytałem że rynek pracy nie uległ nagłemu załamaniu, tudzież nie przybyło znacznie bezrobotnych, o czym powiadomiła Pani ekspert.
   Cholera, niech cofnę się trochę do swoich notek... i tu pisałem o tym, że żadnego szału na rynku pracy nie będzie, nie będąc w końcu ekspertem, ale co ja się tam znam...
   Oczywiście Pani ekspert wypowiedziała się, że w dużej mierze przyczyną tak małego bezrobocia są środki unijne, które szeroko pozyskujemy dla dobra naszego społeczeństwa i aktywizujemy go.
   Nic, powtarzam - nic, nie było o demografii. Tak, jakby naturalny czynnik nie był w ogóle odpowiedzialny i to on głównie, a nie jakieś środki unijne, za obecny stan rynku pracy.
  To, że teraz mamy taki, a nie inny rynek pracy jest spowodowany w głównej mierze tym, że oni (bo to w końcu Ci sami u steru, tylko inaczej się nazywają) tak źle rządzili na przełomie stuleci, że teraz mamy tak dobrze, bo w biedzie dzieci rodzono po prostu znacznie mniej. I tyle w temacie. W linku wyżej do notki jest wykres demograficzny dla Katowic to można przejrzeć jak to wyglądało.

   Jeszcze pozostańmy przy naturalnych sprawach. Obecnie już wiemy, że trzymanie gazów, nie puszczanie bąków, trzymanie pierdnięć jest niezdrowe. Nikt raczej nie daje leków na normalny poziom produkcji gazów w organizmie, bo jest to efekt uboczny trawienia pokarmu. Natomiast zaczyna się ingerować, by oczywiście wysysać znowu kasę, w inne sfery naturalnej produkcji wydzielin organizmu. I tak, ostatnio bardzo modne stają się antyprespiranty na pocenie się. Nie było by może tej notki, gdybym u 979 nie zauważył dziennego pryskania się chemią tylko dlatego, by spowolnić lub zatrzymać naturalne, prawidłowe działanie organizmu.
   Otóż, bo może ktoś nie wie, że w lecie organizm jak potrzebuje się schłodzić, to się poci, w efekcie czego na powierzchni skóry jesteśmy lekko mokrzy lub przy wyższych temp. bardziej, a jak zawieje lekko wiaterek, co zresztą jest naturalne, że przemieszczają się masy powietrza, to czujemy na skórze uczucie chłodu. Czyli jakby to przedstawić w skrócie, leziemy szybko, bardzo szybko, jest ciepło (np. 34C) i nasz organizm grzeje się od środka od pracy mięśni, wytężonej pracy serca i innych narządów i chce się schłodzić, przeto produkuje pot, jako wydzielinę na zewnątrz ciała, niezbędną do schłodzenia się. Tak jak gazy musimy wydalić z siebie, bo nie możemy z nimi żyć, bo może się źle skończyć. I teraz nie dość, że wysysacze kasy z ciuchów poubierali nas, tylko po to by sprzedać, za absurdalną kasę np. markowe koszulki z łyżwą, trzema paskami, skaczącym kotem i innymi badziewiami, co już ograniczyło naturalne chłodzenie się organizmu (tu od razu napiszę, tak powinniśmy chodzić, jak kiedyś mięśniaki w wiosce w klatach), to jeszcze teraz wciska się znowu tłuszczy, że skoro nas poubierali, a my w tych ubraniach się nadmiernie pocimy, bo organizm nie ma się jak schłodzić, to spryskajcie się, bo to jest konieczne, by nie wytykali Was inni palcami, w sensie, że robią materiały reklamowe, w których wytykają naturalny proces organizmu, jako ten całkowicie zbyteczny (dla nich).
   Pierwszy etap już dotarł do Afryki, bo już na filmikach na yt widzę, młodych Afrykańczyków ubranych w modne, polecane, zalecane..., koszulki, a następnym etapem będzie, podobnie jak nam, wciśnięcie sprajów, by to co dotychczas było naturalnie regulowane, poszło w pizdu w imię wysysania kasy od głupiego społeczeństwa.
   Ja wczoraj chodziłem po miastach w klacie i miałem totalnie wyjebane na to co inni o tym myśleli. Organizm ma się schłodzić, opalić nabrać wit. D w rozsądnej ilości i tyle, a nie kisić się w ubraniach, bo tak chcą wysysacze kasy.
   Pamiętacie historię pasty do zębów? Poszukajcie na necie i napiszcie co znaleźliście.

   Wczoraj pojechałem z 834 do Czerwionki-Leszczyny, a właściwie do Leszczyn autobusem. Nudzi mu się w domu, to jakoś nakłonił mnie na ten wyjazd, w sumie to pojechałem dla niego, bo więcej bym zrobił może na st. mac., ale co zrobić, czasem trzeba się poświęcić. Na miejscu pokazał mi dworzec kolejowy, bo niby się tym trochę interesuje. To podobnie jak 374. Też się niby koleją interesuje, ale w mieszkaniu nie ma nic kolejowego i w zasadzie oprócz wiedzy, że wagon ma koła z metalu i jedzie po szynach więcej nie wie. Przy okazji, to 374 znowu ciągnie mnie nad może do Świnoujścia jak kiedyś, bo ostatnio jak był to nawijał o tym, ale od razu mu powiedziałem, co mam robić w tym poc. sunącym po prostych szynach, z nieotwieranymi oknami przez 10h? Potrzebuję kolei jak tu i taką mógłbym jechać nad morze. Nawet bym chciał...,  bezwzględnie bym taką pojechał. A nasza, to niestety już szybka kolej dla przemieszczania się niewielkiej grupki ludzi, chodzi o przewozy na dalekie odległości, co innego dojazdy kolejkami aglomeracyjnymi do pracy.
   Wiec odmówiłem 374 jazdy wyremontowanymi torami, po typowych stacjach czy stacyjkach, wagonem z klimą, niekoniecznie czyszczoną, bo oszczędności, źle ustawioną, bo ktoś jest z klubu morsów i trza by w lecie wziąć bluzę by nie zamarznąć w wagonie kolejowym. Nie, qrwa, dziękuję.
   Ok. bo trza zabrać się za prace, bo lato już w połowie, a nawet za nią, to czas się kurczy.
  W ramach zdjęcia dziś, szatnia jak z PRL, w końcu to szatnia w muzeum kolejnictwa w Warszawie. 
   Narka.

sobota, 25 lipca 2020

Sobota #1692

   Szczury.
   Miałem o nich pisać z tydz. temu, ale w końcu się zabieram. Babcia jeszcze sunie, raz lepiej raz gorzej, pewnie zależy od dnia i czynników atmosferycznych, podobnie jak u nas. Niestety wczoraj, w ciągu dnia, jak było jasno, a poszła się napić, zauważyłem jednak u niej guza, przy prawej tylnej nodze lub za nią. Niestety jest za stara, by oddać ją na zabieg, bo podobnie jak żyrafka, może go nie przeżyć. Chodzi już tylko po powierzchniach płaskich, nigdzie się nie wspina, przeto wczoraj jak była na drugiej stronie kuchni, to pod szafką, pod którą przebywała z 2 tyg. (tzn. miała tam swoje gniazdo) zrobiłem porządek. Wcześniej porządkowałem właśnie druga stronę, na którą teraz zaczęła chodzić. Dobrze się złożyło, bo oba gniazda ma posprzątane. Nie wiem ile jeszcze pociągnie, na razie stworzyłem jak najlepsze warunki do bieżącego bytowania i w zasadzie tyle co mogę zrobić.
   Pozostałe dwie szczurzyce, dwukropek i trochę młodsza od dwukropka, mają się dobrze, choć dwukropek też już wyłącza się z miejsc, wspinaczkowych. Jedynie najmłodsza jeszcze się wspina w pewne miejsca, ale zaczynam niektóre już sprzątać po nich, bowiem wiem, że już tam nie wejdą. Z wolna kończy się kolejny etap mojego życia, życia ze szczurami. Czy dobry? Na pewno wniósł nowe doświadczenia, dużo obserwacji zachowań szczurów ich przyzwyczajeń, relacji między nimi, między nimi, a mną (tych oswojonych).

  No i dawno nie było na czerwono to teraz. Przyszedł wczoraj, bo dziś sobota, 172. Niestety tak się złożyło, że spotkanie z Tedem bylo już od 17:00 to też jak przylazł 172 o 20:00 to my już byliśmy pod wpływem. Ale skoro przylazł na flachę, na którą miał być już dawno, dawno temu, to czemu nie. Sorry, ale nie wiem czy dokończę, bo mnie już moży, może się uda. Przylazl i rozlewałem dalej, sobie mniej, bo ja już wstawiony, jemu więcej, bo jakby od nowa. Dobra wyglebiliśmy, mniejsza o to jak. Już wcześniej zajmowałem się jego mięśniami, głównie rąk, tym zajebistym bicepsem,, przedramieniem, barkami. Trochę go głaskałem, trochę uciskałem, mocno uciskałem tak by czuć te mięśnie pod swoimi palcami. W końcu wyglebiliśmy. Wpierw on się położył na plecach więc siadłem mu na brzuch, ale po jakimś czasie, to chyba minęło 20 min (nawet nie wiedziałem, że ten czas tak leci) stwierdził, że na plecy. Obrócił się, i zacząłem mu napierdalać po plecach. Kilka razy bastowałem i mówiłem mu, że jest mi głupio, że go tak napierdalam, a on (dokładnie jak 972) "rób" no to go napierdalałem po łopatkach tak, że aż rękami wywijał. Z jednej strony wydawało mi się - przeginam pałę, z drugiej - sam tego chce, niezależnie od tego co mówi. Ciosy leciały na łopatki, na mięśnie przy nich, on się spinał, plecy napinał, mięśnie sprężał ja dostawałem do mózgu, ale z wolna, bo łyknąłem, to też napierdalałem go dalej. On tylko ręce podwijał, widać było, że z bólu, ale nic nie mówił, oprócz tego wcześniej "rób". Oprócz ciosów z pięści na łopatki, były klapsy na plecy, które się zaczerwieniały. Nic nie stękał, tylko jak na tych porniolach, brał to na klatę. Mało tego dźwigał mnie na pośladkach, na których siedziałem i to było fajne uczucie. Tu mu przypierdaolam, tu mnie dźwiga na dupie. Jeszcze do tego tymi rękami zwijał się, jak mu przykurwiłem w plecy, no piekne. Mało tego. Już po wszystkim mówię mu, że mam kaca moralnego z powodu tego co zaszło. Usiłuję mu wytłumaczyć co to jest "kac moralny", ale chyba jak grochem o ścianę. I co se mam o tym myśleć? To jak z 972. Napierdala się go i w zasadzie jest ok. tylko o tym nie mówi. By nie było, to po wszystkim 172 mówi, że go napierdalają plecy, ale rano, czujecie, rano czyli za mniej więcej 8 h, wbije na kolejną flachę. Rozumiecie? Ja go napierdalam o 23:40, a on mi mówi, że rano wbije zrobić ze mną flachę, że by nie było jak dziś, tzn. ja z Tedem od ok. 17:00, to już o 21:00 byłem porobiony, to on rano wbije, byśmy byli jednakowo porobieni. Ze mną jest coś nie tak, czy z nim czy w ogóle jest ok, tylko mnie się zważyło zupełnie niepotrzebnie, a z tymi plecami, że go bolą to tak mówi, by zachować pozory. 
   Jak go głaskałem, ściskałem po bicepsach, przedramieniu to mnie się ważyło. Takie bicepsy w ręce, takie przedramię, te żyły na wierzchu, ta klata, bo oczywiście go szybko rozebrałem z koszulki, ten brzuch z 6-cio pakiem, no przecież odlot. On tego nie łonaczył, ale mój mózg z tego łonaczenia tych doznań dostawał do gowy. Się ważył, od bodźców odbieranych z doznań organoleptycznych. To też jak leżałem na nim, to wariacja, niestety po alko, ta wariacja była przedłużana, bo mózg chciał by sytuacja pozostała dożywotnio. No i co zrobić? No napierdalałem go po plecach, a on że przylezie rano na flachę. Nie no qrwa wysiadam. 
    Zdjęcie, hmm, chwila jakieś wciepnę by było. 
EDYTOWANO
   826 ze swoimi mięśniami, prawie jak 172. Jak nie wymięknąć?
   Oczywiście - czerwone nie cenzurowane.
   Narka.

wtorek, 21 lipca 2020

Wtorek #1691

   Byłem dziś u 824. W zasadzie bez zmian. W drodze do w autobusie nic nadzwyczajnego, za to jak wracałem to w następnym mieście wszedł taki szkieletorek, ale ładny, z laską. On jakieś 17-cie. Wyglądał jak 973 kiedyś, więc można przypuszczać, że szkieletorek kiedyś będzie wyglądał porządnie. Laska w jego wieku, ale jakby bardziej rozwinięta, zresztą nie ma się co dziwić, laski szybciej dojrzewają. Ustawiłem się tak, by szkieletorka mieć na oku, bo widoki za oknem znane, to miło oko na kimś ładnym oko zawiesić, tym bardziej, że i twarz ładna i reszta. Dwa przystanki dalej wsiadają dwa skurwiele z budowy, ten ładniejszy w klacie. Od razu rzuciły mi się w oczy dziary więzienne, czyli przeszłość jakby znana, z doświadczenia z wioski, można przypuszczać jak to się toczyło. Wiele pewnie nie jest odmienne od standardów wioskowych. Po odjeździe z przystanku szkieletorek, przyszły CS, podobnie jak 979 nad jeziorkiem, popatrzał na skurwiela w klacie, dwa razy większego od niego i doszedł do tych samych wniosków co 979 nad jeziorkiem. Jeszcze raz w jego kierunku popatrzał, pewnie by obejrzeć dziary, bo z niech można trochę wywnioskować i zajął się telefonem, by wzrokiem nie drażnić CS-a. A ja dostałem oczopląsu, bo szkieletorek siedział tyłem w kierunku jazdy, wiec twarzą do mnie, a CS siedział obok mnie, stałem między siedzeniami. Oczywiście z obojgiem bym coś zrobił, ale nie wiedziałem, z którym pierwszym. CS wabił swoimi wyrobionymi mięśniami, trochę dziarami, wyżeźbionymi plecami, wszak był w klacie to było widać, szkieletorek dopiero co powstającymi mięśniami i już widziałem delikatną skórą. Tylko laska zaczęła coś wyczuwać dokładnie jak ta nad jeziorem. Może to, że gapiłem się znacznie więcej na niego, jak na nią.
   W tych pięknych okolicznościach przyrody (jak na filmie "Rejs") przyszło mi jechać przez kolejne 20 min. Moja szyja została wyćwiczona, bo naprzemiennie miała lewo i prawoskręt.
   Ale zasadniczo, widać przynajmniej w okolicznych miastach znaczny ubytek roczników 18-22. Jest ich na ulicach mało, tzn. wiem że same roczniki są bardzo małe, nadto jeszcze wakacje, to może część gdzieś wyjechała, tym bardziej takie widoki w autobusach są rzadkością. Zresztą przy moich preferencjach wyglądowych to już w ogóle. Jednak dojrzewanie, życie w wiosce wśród mięśniaków-skurwieli spowodowało podniesienie poprzeczki dość wysoko, dlatego pamiętam dobrze, choć to było jakieś 20 lat temu, jak byliśmy na objeździe rowerowym na Mazurach i wjechaliśmy do takiej wioski mięśniaków-skurwieli. Przetaczałem się tam chyba z 10 km/h, dostając wykrętu głowy i szyi, i oczopląsu od okolicznych widoków przyrody. To tak jak tu. Oni są w genach ładni, a że fluktuacja jest niewielka, to geny w wiosce zostają, przeto ciągle jest na co patrzeć, choć te roczniki małe, to trza polować i tu.
  No dobra. U 824 standard. Już nie pamięta co mówił i powtarza to samo. Kurtuazyjnie nie mówię mu, że już to słyszałem 2x lub więcej. Niech opowiada. Działają u niego wykształcone od lat procedury, przeto ogarnia się (ach to dziwne i wieloznaczne słowo "ogarnia"). Chodzi o czynności dnia, tygodnia, miesiąca. Pamięta, że co miesiąc ma zrobić pranie, co tydzień posprzątać, co dziennie wyżywić, zakupić, obejrzeć na małym TV zwierzątka.
   Patrzę na to i zastanawiam się jak ze mną będzie w jego wieku, czy w ogóle tyle dożyję. Trzeba pamiętać, że nie jestem z wioski mięśniaków-skurwieli, przeto moje geny nie są tak silne, wszak wprowadzili się tu rodzice, bo do znacznie większego jak w mieście i tak już tu zostałem. Ale to przecież 172, 174, 222, 224, 972, 973, 979 i inni są z tymi silnymi genami, tylko jakby dbali o się, to może pożyli by dłużej, jak ś.p. 971. Dla większości z nich lekarze, są - be, wiedza dzisiejsza medyczna jest - be, to co można poczytać w necie o przeróżnych dolegliwościach i jak je leczyć  jest - be. Nie ma się więc co dziwić, iż mimo tak silnych genów zabiera ich po ziemię szybciej niż innych. Staram się w niektórych zaszczepić dbanie o się, ale to jak wołanie w puszczy. Nawet 979 nie da się wstawić na właściwe tory. W/g niego - to się rozłazi, to się samo zagoi, będzie dobrze...
   No cóż, z takim podejściem nawet dzisiejsza medycyna niewiele wskóra, a ZUS-owi to jak najbardziej na rękę.
   Na koniec zdjęcie, z jednej z imprezek z lokalnymi mięśniakami.
EDYTOWANO
Wnikliwi pewnie niektórych skojarzą, bo zdjęcia się już ukazywały, więc tutaj opisu nie będzie.
Ale jak przystało na imprezkę na wiosce, to tylko w klatach.
    Narka.

piątek, 17 lipca 2020

Piątek #1690

  Miałem opisać, to zaległe z ub. niedzieli. Pojechałem zawieźć papiery do żony od 972, bowiem wybiera się do pracy, bo w domu jej się nudzi. O tym później. Przyjechałem, jak to u 972, który pracuje przy wypiekach na stole talerz pełen pączków, chyba z 6, a ponieważ ostatnio znów na diecie, żrę mniej, to te pączki leżące przede mną aż wołały - zeżer nas. No ale trza było robić pozory i nie ruszyłem ich  przez długi czas. Dopiero jakoś po godzinie siedzenia kiedy żona od 972 stwierdziła:
- no poczęstuj się pączkiem
- no dobrze,
to i tak sięgnąłem po niego po kolejnych 10 min, by nie było żem taki pazerny. Pierwszy gryz i jak u Magdy G. chciałem go wypluć do chusteczki, ale nie miałem jej, nadto było by trochę niezręcznie. Po drugim gryzie dość łagodnie powiedziałem:
- one mają jakiś dziwny smak
- bo były robione na oleju,
pomyślałem na jakim qrwa oleju? Ogólnie były ohydne. Gorszych pączków w życiu nie żarłem. Kurtuazyjnie pochłonąłem tego jednego męcząc go przez kolejne 5 min. Jak wróciłem na st. mac. to jak w Pingwinach z Madagaskaru, jak król Julian, po zamianie ze Skiperem dostał rybę na śniadanie, to latał po bazie pingwinów i językiem wszystko ślinił krzycząc:
- zmyjcie ten smak z mojego języka!
  Podobnie ja, jak wszedłem na st. mac. od razu musiałem zagryźć ten obrzydliwy smak innym intensywnym słodyczem.
   W czasie pochłaniania tego pączka, żona mówi:
- 972 przywozi je całymi reklamówkami, a oni ich nie chcą jeść.
  Tak jakby w ogóle nie wyczuwała tego ohydnego smaku. Może ma zdupione kubki smakowe i nie ogarnia. Może tak być, bo przecież, co wielokrotnie pisałem, żarcie od niej jest po prostu ohydne, nawet herbata jest do dupy.
   No nic. U 972 rodzina zdekompletowana. był najmniejszy skurwiel, który, jak się okazało, będzie powtrzać (UWAGA!) pierwszą klasę podstawówki. No to była informacja dnia. Później się okazało, w rozmowie o tym z 979, że przecież 222, też powtarzał pierwszą klasę. Ale co się dziwić, kolejny z rodziny matki-Polki.
    Przejrzałem program nauczania z maty i jest tam liczenie do 20. Okazało się, że mały skurwiel liczy tylko do 10-ciu, mało tego zjada 7-kę i u niego jest 5, 6, 8, 9, 10. No więc odpadł. Oczywiście matka-Polka, czyli żona od 972 nie siądzie z nim do lekcji, nie pomoże mu w tak prostych sprawach, tylko siedzi i stęka, że jej się nudzi, nadto ciągle upomina małego, by nie gadał, nie ruszał się, nie biegał, nie oddychał, a najlepiej nie żył, bo jej ciągle przeszkadza. Mało tego takie gadanie ma długofalowe oddziaływanie. 825, który jest starszy ode mnie, co jakiś czas powtarza, że rodzice mu tak ciągle mówili i po tylu latach nadal o tym pamieta, mimo iż oni są już b. starzy, w zasadzie zaczynają wymagać opieki, a tu teksty z lat jego młodości jakby żywe.
  Nosz qrwa - zwierzogród i, to w sensie dosłownym jak i w przenośni. W domach, w których się ma nadwyżki kasy, zawsze jest coś co ją skutecznie wysysa. A to beznadziejne umowy na media, a to np. nadmiar zwierząt. No więc mają psa, królika, szczura, rybki w akwarium i ostatni nabytek - ptak w klatce. Ptak oczywiście w małej klatce. Mówię do żony:
- on ma mała tę klatkę
- bo nie lata
- no bo nie ma gdzie.
  Oczywiście nie wiem czy ona zrozumiała związek przyczynowo-skutkowy, ale chyba nie.
  W mieszkaniu był też drugi skurwiel. Nie poznałem go. Pisałem o nim, że ma geny po matce i jest gruby. Przywiozła go z Włocławka i jest chudy jak szczapa. Ponoć schudł 13 kg. Byłem w szoku, ale nie wiem jak to zrobił, bo niezręcznie było mi z nim gadać przy nich. Jeszcze by se pomyśleli. Ale faktycznie patrzałem na niego i zrobił się atrakcyjny. Dość mocno urósł, przegonił pierwszego małego skurwiela i to spowodowało też, że przy ubytku 13 kg i wydłużeniu się o naście centymetrów, dawny wygląd się zgubił.
  Generalnie żenada to ich życie. To jest przykład jak przeżyć życie i nie mieć z niego nic. Po prostu bytują, zużywają tlen, nic nie wnoszą do społeczności, a nawet chyba na odwrót. Małe skurwiele będą podobne, bo przecież skąd będą miały wzorce. I teraz konstatacja do ostatnich wyborów prezydenckich. Oni akurat nie byli głosować, bo nawet nie wiedzieli by jak zachować się w lokalu wyborczym, przy kim postawić krzyżyk, mogło by to być niezrozumiałe, ale przecież jakaś część z takich ludzi jednak lezie głosować, szczególnie na wsiach, małych miasteczkach, gdzie presja jest większa. I jakim działaniom oni ulegają? Medialnym, bo przecież w internecie nic nie czytają, bo to za trudne, wyszukanie czegoś graniczy z cudem, to z kwadratowego pudełka sączy się do nich jedynie słuszna opcja, czyli wybór obecnie rządzących. Jak to zmienić? Chyba sytuacja patowa. Jesteśmy więc skazani na PO i PIS, bo oni niczego innego nie ogarną.

     172 się odnalazł, wymówka czemu go nie było w pt. niby ktoś mu tam siedział w domu i go blokował. W sob. go nie było bo spał wieczorem, ale już mu nie mówiłem, że go widziałem na wiosce na kole, bo jechał. Nie to nie. To już ostatnia wyjebka, więcej ustalać flachy nie będę. Może na poprzednich razach za bardzo popłynąłem i zapamiętał, to może to pamięta i jednak nie chce powtarzać.
  Czas na zdjęcia.
  Pamiętacię tę czerwoną drezynę. Tu w Żaganiu z motorową (ta szara).
Tu jeszcze z jakimś hamulcem klockowym. Nie pamiętam, by był przy niej, może na potrzeby przejazdów okolicznościowych zamontowali na szybko, ale skuteczność tego klocka nikła, bo powinien być jak klocek do kół kolejowych wytoczony. Natomiast sama konstrukcja drezyny bardzo pancerna, wszak kilka lat w Chrzypsku Wielkim nimi grasowałem po torach.
   Tyle, do zaś. Narka.

wtorek, 14 lipca 2020

Wtorek #1689

    Ale mi się czasem pierdoły śnią. Dziś wątek trochę branżowy, trochę polityczny. Ten branżowy, to znalazłem się k/jakiegoś lokalu  branżowego, z którego wychodzili młodzi chłopcy i stare prukfy, które na nich używały. Jeden mi się spodobał postanowiłem wejść do środka. W trakcie przechadzania się po lokalu w tym po sali ze szwedzkim stołem, jakiś budyniowaty kosmita zaczął obezwładniać, czy nawet zabijać innych. Wziąłem jakiś sznurek i chciałem go wpierw związać zawijając go na jego czymś a'la szyi. Szamotałem się sam, a branżowcy, młodzi, w najlepsze konsumowali siedząc przy stole. W końcu przestałem usiłować związać budyniowatego kosmitę i powiedziałem mu:
- no dobrze, możesz zabijać ich, ale mnie zostaw w spokoju, w zamian, że Cię nie zwiążę (choć miałem z tym poważne problemy)
  Pierwszy obok, ładny młody branżowiec chycił mnie za lewą rękę swoją prawą ręką, ładną, jak ręka od 979, a ja swoją prawą ręką położyłem na jego przedramieniu i mocno ścisnąłem mówiąc:
- trza było do qrwy pomóc, a nie obżerać się. Teraz se radźcie sami
- jak mogłeś coś takiego zrobić
- jak mogliście mi nie pomóc.

  Inna scenka. siedzę przy stole siedzą stare prukfy i imprezka dla geriatrionu. Siedzi facet, to najprawdopodobniej nasz były radny z wiochy i stare baby, nalewając im nieudolnie wino, z takiego dziwnego zbiorniczka, w którym od dołu trza były nacisnąć kulkę na sprężynce, by zaczęło się wylewać wino, a jak już to robił to je oblewał tym winem, ale one nie zważały na to, bowiem przedstawił im wizję nowej firmy. Otóż stworzy nową firmę jedyną świadczącą usługi dla budżetówki, nazwie ją jakoś, nawet padła ta szacowna nazwa, ale nie zapamiętałem, one oczywiście zasiądą w zarządzie i kasa będzie do nich płynąć szerokim strumieniem. Panie oczywiście mimo oblania ich przez wino były wniebowzięte, bo wizja przyszłej kasy niwelowała potrzeby wymiany sukienek.

   Tak w ogóle to wczoraj chyba na albo money.pl, albo na businessinsider po wyborach wpadła mi wypowiedź, jakiejś babki. Od czego ona była nie pamiętam, mało tego dziś już tego nie mogłem znaleźć. Przykuło moją uwagę jak mówiła, że żona obecnego prezydenta była lepiej uczesana niż żona Trzaskowskiego i dlatego ten pierwszy miał pewnie więcej głosów niż ten drugi, bo ta druga miała taką fryzurę jakby ją dopiero co rozwiało, nie poukładane włosy i w ogóle wyglądała niedobrze, a przecież ma nas niby reprezentować.
   Dobrze, że robię sobie przerwę w kolejnych wyborach, bowiem jeżeli społeczeństwo, a przynajmniej część tak postrzega wybory, że trzeba wybrać tego ładniejszego tą ładniejszą, to ja z tego odpadam.
  Nikt, dosłownie nikt w kampanii, a przynajmniej nie słyszałem, nie zająknął się nad zasadnością bicia 1 i 2 groszówek, których wybicie dwa lata temu kosztowało 5 groszy. To nic, że przecież bezsensownie do tego dopłacamy, żeby następnie nawet na ulicy nie schylić się po te nominały. To nic, że przez pewien czas, warto je było zbierać, by oddać na złomowcu, bo więcej się za nie dostawało niż miały wartość nominalną.
  Nikt się nie zająknął nad wielomilionowymi nietrafionymi inwestycjami za które nikogo nie osądzono. To już stało się normalne, że oni (w sensie rządzący) robią wałki, my im na to pozwalamy, mało tego wybieramy tych samych, by je nadal robili za naszą kasę. Przypomnę,że dzień wolności podatkowej przypada w tym roku na 10-06-2020. Więc oficjalnie pół roku dupimy na państwo, które naszą kasą sra na lewo i prawo, a część z tego prywatyzuje skutecznie od lat, dla, co raz większej ilości milionerów w PL.
   I nikomu to nie przeszkadza. Są tylko puste hasła - kraj zasługuje na więcej, Wy zasługujecie na więcej (czego więcej? podatków), Dbamy o wasze dobro (tak jakby o swoje nie dbali bardziej) itp.
   Wypisuję się z tego. Nie chcę się identyfikować z tymi, którzy generalnie stwierdzają, że jest przecież zajebiście. W ogóle nie przeszkadzało mi nie chodzenie na wybory przez ostatnie 20 lat, kolejne mogę też nie chodzić, chyba, że kiedyś będzie tak niska frekwencja, że wprowadzą obowiązkowe, ale jak widzę tłuszcza tłumnie na razie tam lezie, jak owieczki na rzeź, to szybko to się nie zmieni.

   Zaległe sprawy.
   W piątek byłem u 824 i u niego bez zmian. W lodówce jak zwykle spleśniałe produkty, wywaliłem 4-ry (już z ciemnoszarą pleśnią), reszty nie ruszałem, bo szkoda się denerwować. On sam później wywalił jeszcze biały ser, który już biały nie był. Jak on przeżywa na tym żarciu to nie wiem. Po co tyle kupuje od 10 lat, też nie wiem.
  Pyta się mnie:
- czemu jak odbieram telefon, to automatycznie rozłącza połączenie.
 By sprawdzić to nowe zjawisko dzwonie do niego i okazuje się, że "odbiera" na czerwonej słuchawce.
  Mało tego, siada komputer, systemowo. Dawne XP już dożywają swoich dni, a nowsza 7-ka, też już ma się średnio, jest zawirusowana, a czy po odwirusowaniu powstanie - nie wiem. W takich warunkach (jego umysłowych) zainstalowanie nowego systemu operacyjnego spowoduje niemożność korzystania z kompa. Skoro opanowanie czerwonego przycisku na pilocie nie było do ogarnięcia, obecnie jest problem z odbiorem połączeń telefonicznych (też jeden przycisk), to co mówić o opanowaniu nowego systemu operacyjnego.
  Na razie nic nie robię z systemami, nie odwirusowuję ich, choć teoretycznie powinienem, ale obawiam się, że jak one padną, to co dalej?
 
  979 pojechał na kilka dni w góry. Przez kilka nocy spałem sam. To ciekawe doznanie, bowiem rzadko kiedy zasypiam sam na st. mac.
   A no i zapomniałem. Przecież w piątek miał być 172. Mimo iż w ciągu dnia był jeszcze z 3x i za każdym razem pytałem czy będzie o 20:00, bo tą godz. sobie wyznaczył, to twierdził, że tak. Od piątku do dziś nie było go na st. mac. Co przy jego częstych wizytach ostatnio jest dziwne, ale na razie nie znam przyczyny, choć w sobotę wieczorem widziałem go nieopodal st. mac. Może i stanął pod wjazdowym, ale w sob. w ogóle była dziwna sytuacja. Oprócz tego, że padało mniej lub bardziej intensywnie od rana do 19:00, to w piątek wyglebiłem późno, przeto wyłączyłem dzwonek obok wjazdowego. Załączyłem go dopiero w nd. kiedy 844 stanął pod wjazdowym i nawiązał łączność telefoniczną. Dopiero wtedy się kapłem, że włącznik sygnału dźwiękowego wyłączony.
   Mimo tego 172 ma przecież tel. to jakby chciał to by się skomunikował.
   No i wizytę niedzielną u 972 opiszę kiedy indziej, bo pracy sporo, więc trza się za nią zabrać.
A to jeszcze semafory wyjazdowe 6-cio komorowe na st. Tarnów Główny Osobowy, w kierunku Dębicy i dalej Rzeszowa. Dziś takie 6-cio komorowce już trudno znaleźć.
Trochę inne ujęcie tych samych semaforów. Sem H6 z tory przy peronie pierwszym dawał wyjazdy.j Głowice stare, ale już wskaźniki W24 dali nowe.
   Tyle, do zaś.

piątek, 10 lipca 2020

Piątek #1688

   Postaram się opisać na żywca, jak się uda, to pójdzie jeszcze dziś (piątek).
   979 pojechał w góry. Teoretycznie miałem tam też jechać, ale szczury, jedzie tam też 815, a po ostatnich dyskusjach z nią, powiedziałem wprost 979, że nie chcę się wdawać z nią w większe dyskusje, a jadąc tam ekipą to będzie nieuniknione, to zrezygnowałem.
   Wobec tego, że pojechał 979 i na stacji mac. zostałem sam, to wczoraj po przyjeździe od 824 (o tym w osobnej notce) spotkanie z Tedem, oczywiście po przerobieniu bieżącego ruchu na stacji.  Przypuszczałem, a nawet wiedziałem, że wbije 172, a mnie po spotkaniu z Tedem puszcza wodza fantazji. 172 był nawet wcześniej (ok. 23:00), ale zaś ta gra kolejowa i powiedziałem mu by przylazł po północy, bowiem jadę długi RJ, mam 60 min opóźnienia i chcę dojechać do końca.
 Ostatecznie miałem chyba 75 min opóźnienia na dojściu. W każdym razie jak jechałem już te ostatnie stacje to był już 172. Tylko co dojechałem, pożegnałem się zabrałem się za 172. Wpierw pozycja na podłodze, ale jakoś tak niewygodnie mi się na nim siedziało. Przeniosłem go na pufy. Tu się ułożył, do fotela za jego głową przywiązałem mu ręce i położyłem się ponownie na nim. Ponieważ nie tak, jak ostatnio, kiedy na chwilę wpadł z budowy, był czas, to gra wstępna została przeprowadzona. Lizałem go po szyi, w zasadzie śliniłem. Ocierałem się o tą szyję, z lewa, z prawo, w zależności od tego którą stronę chciałem warami masować, to przekręcałem mu głowę, trzmając ją w rękach. Warami jeździłem po jego górnej części klaty. Nie śpieszyłem się, był czas. Jemu organ zaczął się dość szybko budzić mnie też. On na swoim jeszcze trochę i by mnie podniósł, ja swój prawie wbijałem w jego, albo brzuch, albo między nogi kiedy się zsuwałem niżej, by lizać jego klatę. Ściskałem jego bicepsy, przedramię, barki. Ach, mózg dostawał wiariacji, a tym razem na szczęście się nie zawieszał. Ostatnio znowu miał zwiechę, na myśl, że - ja, z moim wyglądem, na takim skurwielu i tyle można robić? Nie wytrzymał i się od rozkminy nad tym zablokował.
   Tym razem było dobrze, spotkanie z Tedem zablokowało blokadę z powodu j/w. Po grze wstępnej siadłem na nim i spank na klatę, ale jakby to było i mózg chciał czegoś nowego. Obróciłem się, siadłem na jego górnej części klaty, tak że jego broda była między moimi pośladkami i spank na brzuch, ale to też było, mimo iż jego dwudniowa broda między moimi pośladkami zawsze przyjemnie lekko drapie. Mózg kombinował co by tu nowego wymyślić. Nieśmiało zabrał się do jego nóg. Oczywiście nogi też u niego ładnie umięśnione - czterogłowy uda, łydka - piękna. Jeszcze raz się obróciłem i siadłem mu na brzuch i spank na klatę, ale mózg dalej poszukiwał. Zaś się obróciłem, znowu na brzuch, ale mózg ciągnął do nóg. Po dwu zmianach zapytałem się go, czy to za długo nie trwa, ale on coś pomamrotał w stylu jak to mówił 972 - rób (tylko u 972 to brzmiało prawie jak nakaz). Ja byłem po spotkaniu z Tedem, on nie więc nie chciałem przeginać. Przegięcie to może być dziś, jak obaj będziemy po spotkaniu z Tedem.
   W końcu zsunąłem się klaty, siadłem na brzuch, przed sobą miałem jego organ z jajami, który trochę masowałem, ale i tak pała mu tak stała, że można by było nią szybę wybić. W końcu zacząłem spank na lewe udo. Po krótkim czasie widziałem po każdym uderzeniu, że napinał mięśnie obu nóg, lewej zwłaszcza. Jeszcze trochę i po każdym uderzeniu spinał mu się brzuch na którym siedziałem. To zaczęło mnie podniecać i to nieoczekiwanie mocno, to też udo stało się dalszą ofiarą, ale nie trwało to długo. Może dlatego, że coś nowego i do tego taka, przyjemna dla mnie, jego reakcja. Coś jak kiedyś nabiłem od tyłu 977, i choć to lata temu było, pamiętam dobrze do dziś, prawie leżałem na nim wsparty lewym łokciem na jego lewej łopatce. On część dolną miał na łóżku, a górna wsparta była na łokciach na podłodze. Na prawą łopatkę poleciał spank. Po jakimś czasie zaczął się po każdym uderzeniu wić pode mną... Bardzo szybko wtedy doszedłem, coś jak wczoraj.
   Ja to wiem, że czasem krótkie, acz intensywne pomęczenie mięśniaków jest lepsze jak długie i lekkie, ale wzbraniam się często przed tymi krótkimi męczeniami ich, choć czasami, jak np. 975, czy 973 sami drażnili mnie by ich krótko, acz intensywnie dojechać.
   Dobra, tyle. Następna notka w przygotowaniu, ale ze względu na wydarzenia dzisiejszej nocy, została odstawiona na boczny tor. Teraz muszę jechać po flachę, by popo lub wieczorem zasiąść do spotkania ze 172, jeżeli dojdzie do skutku, bo z nim nigdy nie wiadomo.
   Narka.
 

środa, 8 lipca 2020

Środa #1687

   Znowu takie zaległości, że nie wiem czy wszystko zdążę opisać.
   Ze 172 norma, choć ostatnio powadził się z laską. Jak to w wiosce wyjebał jej w ryj, ona do niego:
- ostatni raz mnie pizłeś  (słyszałem to już chyba 10 raz)
- to wydupiaj ode mnie i mnie nie wqrwiaj
  [(i poszła) scena odbyła się u mnie, wcześniej już coś było u nich]
  W piątek lub sob, umawiam się z nim w końcu na flachę. Chciał ją od razu robić w pn. ale raz, że przecież na stacji mac. stacjonuje cały czas 979 to jak przy nim po flaszce coś robić, nadto jak zwykle bieżące zajęcia i jak tu we wtorek być nietomnym. Dziś był 172, niestety zmarkowałem, bo zaś presja czasu, bo on prosto z budowy, na chwilę się wyrwał i wbił, bo musiał coś tam z domu zabrać. Przypomniałem o weekendzie i flaszce, bowiem 979 jedzie w góry na dwa lub trzy dni, to stacja będzie w nocy pusta. Niby jest aktualne.
 
   Dobra, kolejna zaległa rzecz już półtora tyg. Jak byliśmy na Chechle to udało się zrobić zdjęcia 979 i nawet nie uciekał od obiektywu, ale to chyba z powodu niby laski, bo jak by to przed nią wyglądało jakby uciekał z kadru.
 Poniżej 979.
EDYTOWANO
   I jak wychodzi z wody.
EDYTOWANO
I jeszcze plecy.
EDYTOWANO
I jeszcze była ciekawa sytuacja. Obok nas, niedługo przed tym jak mieliśmy się zwijać dosiadł się przejebany skurwiel, taki 100%.
  Nachyliłem się do niby laski od 979 i mówię jej trak trochę na ucho:
- patrz jaki mega przejebany skurwiel.
  Jak to wypowiedziałem patrzę na 979, a on robi obcinkę tego skurwiela
i mierzy siły na zamiary. Z obliczeń wyszło, że nic nie da się zrobić i ta mina, która uwidaczniała tą myśl - bezcenna. Oczywiście ten 100% skurwiel dziary więzienne, podobnie jak 172, czego nie da się ukryć.
   Po jego prawej pewnie jego syn. Taka faja, nawet z 230 rozmawialiśmy, że nikt by go nie skojarzył z tatą, ale to tak może być, bowiem tatuś chce dla niego jak najlepiej, stąd odcina mu wszelkie drogi prowadzące na ścieżkę skurwielowstwa, w tym, niestety, tą doprowadzającą do dobrego wyglądu. To tak, by syn nie szedł w jego ślady i miał się w życiu jak najlepiej. Tylko czy tatuś, mega przejebany skurwiel, będzie w stanie wyedukować syna, by był tak poziom, jak nie dwa nad nim? Coś mi się nie wydaje. Wiec to ich, takie działanie dla dobra dziecka, jest dość ułomne, bo synuś nie dość, że będzie faja, to do tego jeszcze nieogarnięta. No chyba, że..., no chyba że...., stanie się cud i młody skończy dobrą szkołę średnią, polezie na studia i faktycznie będzie poukładany w życiu. Ale ile % prawdopodobieństwa tego dajecie?
 
  Nie udało mi się uniknąć przenikliwego wzroku jest laski, czy żony, która, choć zrobiłem mu tylko trzy zdjęcia, obczaiła, że go focę. 
   To tak jest, że jak facet ma mega przejebaną laską to ciągle, jak radar, dookoła obserwuję, kto ją obserwuję i w drugą stronę widać działa to tak samo. Więcej zdjęć nie zrobiłem, bo co jakby skurwiel ruszył, na jej polecenie, w moją stronę?
   I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś, bo wszystko przesunięte, bowiem wstałem o 10:50. 
   Narka.

piątek, 3 lipca 2020

Piątek #1686

   Ach nasza kochana służba zdrowia. Polazłem na tomograf komputerowy. W rejestracji (nie wiem czemu teraz zmienia się rejestrację na recepcję) pani przejrzała dokumenty w tym ankietę, którą trza było wypełnić przed badaniem. 8 pytań, a z ich prawej strony, jak przy niedawnych wyborach kwadraciki w których stawia się krzyżyki w wypadku wystąpienia czegoś lub nie. Okienko rejestracji oddzielone krzesłami, by nie włazić do okienka jak to niektórzy mają w zwyczaju, a samo okienko na wysokości brzucha, czyli stolika na którym się kładzie papiery. W związku z tym nie widziałem co w środku się dzieje bez odpowiedniego ugięcia kręgosłupa. Oddałem papiery, wyprostowałem się więc nie widziałem osób w środku i co robią, ale słyszałem. Młoda pielęgniarka, która odebrała wyniki mówi do tej starszej:
- waga (xx), wzrost (xxx), na tarczycę nie jest chory (i tu se pomyślałem, czy to moje papiery? Jak byk postawiłem krzyżyk, że leczyłem się na tarczycę, ale pomyślałem, chyba wie co robi), dalej przekazała inne dane.
   W poczekalni siedziały jeszcze dwie osoby, więc pomyślałem, to od jakiejś innej, Jak można przeoczyć duży krzyżyk w ramce przy kolumnie odpowiedzi TAK. Reszta była na nie. Cały czas zastanawiano się czy z kontrastem, jak zapisała lekarka, czy bez. Nawet ktoś tam ze mną gadał, że to się robi bez kontrastu, na co powiedziałem, może lekarce chodziło by zobaczyć układ naczyniowy w gowie?
- nie, to jest TK kości, a nie naczyń.
- no to możemy zrobić bez.
  Ale nie dawało im to spokoju, bo jednak nie wypełnią zalecenia lekarki zlecającej. Wobec tego pytali się dalej, czy jestem uczulony na Jod (składnik kontrastu)
- nie wiem
- jak to Pan nie wie
- nie przyjmowałem Jodu, to nie wiem
- to piszemy - nie (pomyślałem, a co jak będzie - tak)
- czy ma pan problemy z oddawaniem moczu
- nie.
   Teraz nastąpiła chwila przerwy i domniemywałem, że zabierają się do przygotowania mnie do kontrastu. Pomyślałem, wbijemy im kolejną szpilę. Na wynikach krwi nie oznaczono, choć mieli to zrobić, i nawet na wynikach jest TSH, poziom między i między prawidłowy, ale wpisali 0.000. Wykonałem odpowiednie ugięcie kręgosłupa i gowię miałem na wysokości okienka i pytam:
- a ten wynik TSH to jest w porządku?
- (z tyłu, Pan, który wziął do ręki kartę w wynikami) no przecież nie oznaczyli tu TSH, to nie możemy robić z kontrastem.
   Starsza pielęgniarka:
- to niech pan idzie do laboratorium tego obok (jakieś 20 m dalej) i spyta się ich czemu nie oznaczyli TSH?
- ale to nie było w tym laboratorium robione (co zresztą jak byk było napisane na karcie wyników badań)
- to musi pan iść do tego gdzie to robili
- ale to w Katowicach było
- no to do Katowic.
- (przecież, qrwa, nie pojadę do Katowic teraz) to może bez kontrastu?
w tym momencie starsza piguła do młodszej, a co w ankiecie jest napisane?
Ta patrzy i (drugie pyt. dot. tarczycy) zaznaczone TAK i mówi - zaznaczone, że choruje na tarczycę
- a jakie leki bierze Pan na tarczycę?
- teraz nie biorę żadnych, ale żarłem, jednak nie pamiętam co to było
  Znowu jakaś narada w środku. Pomyślałem, za chwilę to badanie przesunie się o kolejne tygodnie.
  Qrwa! W końcu zadecydowałem - to robimy bez kontrastu.
  Łyknęli to, choć do tej pory to jakiś dramat jak czytają papiery. Jak podobnie liczą karty do głosowania w wyborach, to wyniki mnie nie dziwią. Te kratki na krzyżyki były nawet większe niż w kartach do głosowania, a i tak nie widzieli. To pierwsze. Drugie - badań nie odczytali, dopiero po zwróceniu mojej uwagi, popatrzyli do karty wyników na wyniki. Trzecie nie czytali jej w ogóle, bo nawet nie spojrzeli jakie laboratorium je robiło.
   Teraz jakiego opisu badań się spodziewać po takich wpadkach. Oni są przepracowani, czy co? Przecież nikt ich nie goni, są odcięci od ludzi, bo szpitale pozamykane, wejścia tylko na dzwonek, więc tłumów tam nie ma, a i tak takie poważne wpadki.

  Remont u 979 stoi, c.b.d.u., za to u mnie wczoraj kolejne wiaderko zaprawy poszło na ścianę. Jak sie zabrałem to początkowo myślałem - lekką cipą wyrobię dwa, jednak takie drobiazgi, które musiałem zaprawą zarobić zajęły duża czasu, nadto przyjechał 374 pogadać, ale też powiedział, że w kauflu ciepli kartofle po 0.90zł i pomidory po 2,50zł/kg, to pojechałem po ymyciu wiaderka i narzędzi. W zasadzie to mogę teraz już ściankę tynkować z dołu do góry, bo przygotowana jest. Pierwsza warstwa skończona, naroża wstępnie zrobione więc można robić.

   Tyle, bo czas mnie goni, jak zwykle.
  Rumun, czyli ST43-303 w lokomotywowni Tarnów Towarowy.
  Dziś to najprawdopodobniej miał już bliskie spotkanie z hutą. Niestety z takim słońcem źle się zdjęcia robi, więc wyszły średnio.
   Narka.

środa, 1 lipca 2020

Środa #1685

   Zapomniałem o wyborach. A byłem, po 20 letniej przerwie i pewnie teraz będzie następna 20 letnia. 979 był ze mną i, może pod wpływem tego co mówiłem, również zagłosował na Biedronia. Mało głosów dostał, Hołownia też, a to znak, że społeczeństwo nie chce zmian. Skoro nie, to w najbliższych wyborach i tych następnych też -  udziału brać nie będę. To w ogóle znak, że jest w kraju dobrze, by nie rzec bardzo dobrze. Nie ma żadnych przekrętów, żadnych wałków, żadnych nietrafionych inwestycji, żadnych malwersacji itp. Jest zajebiście, w tym rewelacyjnie się ma rozdawnictwo kasy, a skoro tak, to na co w tym mój udział.
   Miliony much lubią gówno. No przecież miliony nie mogą się mylić.
   Po za tym zdecydowaliśmy się z 979 ratować jego poprzednie auto Peugeota 306. W zasadzie oprócz potrzeby wymiany części biegowych w tym aucie nic się nie dzieje, a w razie W będę miał czym jechać. Połowę z tego co potrzebne jest w naprawach do przeglądu pokrywam, by se nie myślał. Teraz jest lato to inaczej patrzymy na potrzebę jeżdżenia autem, ale jak przyjdzie jesień, dni deszczowe, zima i dni zimne, a będę się miał gdzieś przemieścić to jak znalazł. Zadbam se o auto i jeszcze będzie dłużej jeździć jak jego ford. Za rok może pojadę na wakacje autem jak 844. Pomysł sam w sobie nie jest głupi. jedzie się autem i w nim mieszka. Umyć się można na byle jakiej stacji lub w jakimś ośrodku wypoczynkowym, polu namiotowym, czymś takim. Może bym i pojechał w tym roku, ale trzymają mnie szczury, a szkoda, bo bym pomknął na ścianę wschodnią w jakieś dziewicze tereny.
   Ok, rozmarzyliśmy się. Leziemy za dosłownie 30 min na tomografię komputerową z kontrastem, przeto większe śniadanie zeżarliśmy do 09:00 i teraz już nas ssie, ale pamiętamy o babci w studni, więc wytrzymamy, aczkolwiek, jak nie możemy wchłaniać, to na co patrzymy to byśmy wciągnęli do przewodu. Masakra, ale wdupianie będzie popołudniu.
   No i jeszcze, jak przewidywałem, mimo ujadania 979, remont u niego stoi i nie wiadomo kiedy ruszy. W tyg. nic się nie dzieje, choć miało się tam coś robić, a weekend, z tego co dziś słyszałem, a środa, jest już planowany, czyli też się nic nie będzie działo.
  Jak pisałem wcześniej, dla mnie to dobrze, zawsze mieszka się z kimś bliskim.
   Dziś tak na szybko to jeszcze zdjęcia. Ostatnio była budka w Tarnowie, operatora myjki wagonów pasażerskich, to dziś budka od środka. Mała, to tylko 2 zdjęcia.
Przy takim grzejniku to się można wygrzewać. Ma 2,6 kW. Obok niego kanapa z wagonu pasażerskiego najprawdopodobniej 111A
Pulpit sterowniczy do myjki, jak widać bardzo prosty.
   Tyle, bo czas na badania. Narka.