sobota, 25 lipca 2020

Sobota #1692

   Szczury.
   Miałem o nich pisać z tydz. temu, ale w końcu się zabieram. Babcia jeszcze sunie, raz lepiej raz gorzej, pewnie zależy od dnia i czynników atmosferycznych, podobnie jak u nas. Niestety wczoraj, w ciągu dnia, jak było jasno, a poszła się napić, zauważyłem jednak u niej guza, przy prawej tylnej nodze lub za nią. Niestety jest za stara, by oddać ją na zabieg, bo podobnie jak żyrafka, może go nie przeżyć. Chodzi już tylko po powierzchniach płaskich, nigdzie się nie wspina, przeto wczoraj jak była na drugiej stronie kuchni, to pod szafką, pod którą przebywała z 2 tyg. (tzn. miała tam swoje gniazdo) zrobiłem porządek. Wcześniej porządkowałem właśnie druga stronę, na którą teraz zaczęła chodzić. Dobrze się złożyło, bo oba gniazda ma posprzątane. Nie wiem ile jeszcze pociągnie, na razie stworzyłem jak najlepsze warunki do bieżącego bytowania i w zasadzie tyle co mogę zrobić.
   Pozostałe dwie szczurzyce, dwukropek i trochę młodsza od dwukropka, mają się dobrze, choć dwukropek też już wyłącza się z miejsc, wspinaczkowych. Jedynie najmłodsza jeszcze się wspina w pewne miejsca, ale zaczynam niektóre już sprzątać po nich, bowiem wiem, że już tam nie wejdą. Z wolna kończy się kolejny etap mojego życia, życia ze szczurami. Czy dobry? Na pewno wniósł nowe doświadczenia, dużo obserwacji zachowań szczurów ich przyzwyczajeń, relacji między nimi, między nimi, a mną (tych oswojonych).

  No i dawno nie było na czerwono to teraz. Przyszedł wczoraj, bo dziś sobota, 172. Niestety tak się złożyło, że spotkanie z Tedem bylo już od 17:00 to też jak przylazł 172 o 20:00 to my już byliśmy pod wpływem. Ale skoro przylazł na flachę, na którą miał być już dawno, dawno temu, to czemu nie. Sorry, ale nie wiem czy dokończę, bo mnie już moży, może się uda. Przylazl i rozlewałem dalej, sobie mniej, bo ja już wstawiony, jemu więcej, bo jakby od nowa. Dobra wyglebiliśmy, mniejsza o to jak. Już wcześniej zajmowałem się jego mięśniami, głównie rąk, tym zajebistym bicepsem,, przedramieniem, barkami. Trochę go głaskałem, trochę uciskałem, mocno uciskałem tak by czuć te mięśnie pod swoimi palcami. W końcu wyglebiliśmy. Wpierw on się położył na plecach więc siadłem mu na brzuch, ale po jakimś czasie, to chyba minęło 20 min (nawet nie wiedziałem, że ten czas tak leci) stwierdził, że na plecy. Obrócił się, i zacząłem mu napierdalać po plecach. Kilka razy bastowałem i mówiłem mu, że jest mi głupio, że go tak napierdalam, a on (dokładnie jak 972) "rób" no to go napierdalałem po łopatkach tak, że aż rękami wywijał. Z jednej strony wydawało mi się - przeginam pałę, z drugiej - sam tego chce, niezależnie od tego co mówi. Ciosy leciały na łopatki, na mięśnie przy nich, on się spinał, plecy napinał, mięśnie sprężał ja dostawałem do mózgu, ale z wolna, bo łyknąłem, to też napierdalałem go dalej. On tylko ręce podwijał, widać było, że z bólu, ale nic nie mówił, oprócz tego wcześniej "rób". Oprócz ciosów z pięści na łopatki, były klapsy na plecy, które się zaczerwieniały. Nic nie stękał, tylko jak na tych porniolach, brał to na klatę. Mało tego dźwigał mnie na pośladkach, na których siedziałem i to było fajne uczucie. Tu mu przypierdaolam, tu mnie dźwiga na dupie. Jeszcze do tego tymi rękami zwijał się, jak mu przykurwiłem w plecy, no piekne. Mało tego. Już po wszystkim mówię mu, że mam kaca moralnego z powodu tego co zaszło. Usiłuję mu wytłumaczyć co to jest "kac moralny", ale chyba jak grochem o ścianę. I co se mam o tym myśleć? To jak z 972. Napierdala się go i w zasadzie jest ok. tylko o tym nie mówi. By nie było, to po wszystkim 172 mówi, że go napierdalają plecy, ale rano, czujecie, rano czyli za mniej więcej 8 h, wbije na kolejną flachę. Rozumiecie? Ja go napierdalam o 23:40, a on mi mówi, że rano wbije zrobić ze mną flachę, że by nie było jak dziś, tzn. ja z Tedem od ok. 17:00, to już o 21:00 byłem porobiony, to on rano wbije, byśmy byli jednakowo porobieni. Ze mną jest coś nie tak, czy z nim czy w ogóle jest ok, tylko mnie się zważyło zupełnie niepotrzebnie, a z tymi plecami, że go bolą to tak mówi, by zachować pozory. 
   Jak go głaskałem, ściskałem po bicepsach, przedramieniu to mnie się ważyło. Takie bicepsy w ręce, takie przedramię, te żyły na wierzchu, ta klata, bo oczywiście go szybko rozebrałem z koszulki, ten brzuch z 6-cio pakiem, no przecież odlot. On tego nie łonaczył, ale mój mózg z tego łonaczenia tych doznań dostawał do gowy. Się ważył, od bodźców odbieranych z doznań organoleptycznych. To też jak leżałem na nim, to wariacja, niestety po alko, ta wariacja była przedłużana, bo mózg chciał by sytuacja pozostała dożywotnio. No i co zrobić? No napierdalałem go po plecach, a on że przylezie rano na flachę. Nie no qrwa wysiadam. 
    Zdjęcie, hmm, chwila jakieś wciepnę by było. 
EDYTOWANO
   826 ze swoimi mięśniami, prawie jak 172. Jak nie wymięknąć?
   Oczywiście - czerwone nie cenzurowane.
   Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz