poniedziałek, 30 września 2019

Poniedziałek #1597

  Straszny weekend. Sobota z dupy totalnie. Zasadniczo nie wiem co było przyczyną, ale jakoś byłem bez energii i tak przewegetowałem praktycznie cały dzień. Wieczorem to już chciałem by była noc i by iść spać i ten beznadziejny dzień zakończyć. Niedziela już lepsza, może dlatego, że wieczorem tory stacyjne się trochę zapełniły. W sobotę tory stacyjne były wolne praktycznie przez cały dzień. Być może to i noga w gipsie, która ogranicza moje ruchy spowodowały taki beznadziejny dzień. No bo co tu robić z nogą w gipsie na stacji. Nawet chodzić się po niej normalnie nie da.
  Niedziela już lepiej, a zapełnienie wieczorem 4 torów stacyjnych spowodowało zaangażowanie prowadzeniem ruchu, a to mogło napędzić energii dla organizmu. Niedziela jakoś przeleciała.
   Dziś jest już znacznie lepiej. Od rana zorganizowałem się i zajęcia przebiegają dość sprawnie.

   Tyle wstępem. Oglądam, bo to taka pora, że akurat żrę, spadanie samolotów na TV stopklatce. Bardzo często przy omawianiu doświadczenia pilotów bierze się pod uwagę godziny wylatane w powietrzu. Nie wiem w zasadzie jakie to ma znaczenie, jeżeli pilot prowadzi transatlantycki rejs i przez 5/6 lotu pilotuje auto pilot. Jednak stale o tym się mówi, że niby takie doświadczenie. To bredzenie o tym doświadczeniu pilotów trochę mnie intryguje, bowiem z czasów pracy na kolei mam zupełnie inne doświadczenia.
  Otóż na stanowiska dobrze płatne, albo inaczej intratne, często lgną ludzie, głównie dla zarobku. Oni się np. w ogóle nie interesują wykonywaną pracą wcześniej, Taka praca to nie jest ich konik zainteresowań, nie mają o niej większego pojęcia, ale myślą, że przejdą jakiś tam kurs, zdadzą jakiś tam egzamin i będzie dobrze, w sensie będą dobrze zarabiać lub płaszczyć dupy na stołku. Część dostaje się jeszcze na takie stanowiska po znajomości, ale część z nich również w ogóle nie interesuje się przyszłym zawodem, tylko np. profitami ze stanowiska pracy.
  W czasie pracy na kolei, na stanowisku na którym pracowałem (było nas 5-ciu) tylko dwie osoby pracowały tam z zainteresowania. Jeden przyszedł prosto z piekarni (jego mama pracowała na kolei, na innym stanowisku), jeden po szkole, bo rodzice go tam wepchnęli (rodzice kolejarze na takim samym stanowisku), ostatni jakoś okazyjnie się tam dostał, brak zainteresowań koleją.
  Stanowisko odpowiedzialne za bezpieczeństwo ruchu, a oni nie mieli zielonego pojęcia o kolei. Na stanowiskach pracują nadal. Siedzą tam, wykonując swoją pracę. Wszystko fajnie jak się nic nie dzieje, urządzenia działają poprawnie. Będzie gorzej, jak się coś stanie i trzeba będzie awaryjnie działać, a takie działania, bez zrozumienia działania urządzeń, które mają pod sobą, bez smykałki kolejowej, może być wadliwe. Ileż odcinków było w tych spadaniach samolotów, gdzie piloci w sytuacji awaryjnej po prostu się gubili, albo, co gorsze, sami przyczyniali się zapoczątkowania łańcucha zdarzeń, który albo doprowadzał do tragicznego końca, albo, jakimś szczęśliwym zbiegiem okoliczności, kończył się szczęśliwie (np. lądowanie na brzuchu samolotu w wawce, w którym komisja powypadkowa stwierdziła, że pilot nie włączył zapasowego bezpiecznika do wysunięcia podwozia, a ten spowodowałby jego wysunięcie, bowiem urządzenia, hydraulika do wysunięcia podwozia była sprawna i wylądowałby bez uszkodzenia samolotu).
   Teraz przychodzi część na rekrutację. Otóż tu również sprawa nie jest prosta, bowiem wydawało by się, żeby najlepiej przyjmować osoby na stanowiska, przeprowadzając z nimi rozmowy kwalifikacyjne nastawione dogłębnie na znajomość tematu. Tylko króliki od królików już by się w ogóle nie dostały, a mało tego, z czasem mogło by się okazać, że nie ma kim obsadzić stanowisk. Coś jak obecnie na uczelniach. Tylko nieliczne, przy tych małych rocznikach, są w stanie zapełnić ławy, reszta robi nabory we wrześniu, w październiku, w listopadzie... Przychodzimy na lotnisko, a tu komunikat:
- z powodu braku personelu (pilotów) państwa lot został odwołany.
  Pewnie w tym momencie część by stwierdziła - może być taki mniej doświadczony ale niech leci, bo chcemy się tam, a tam dostać. W Sprowej (katastrofa kolejowa pod Szczekocinami) komputer mówił dyżurnej - tor prawy jest zajęty, na co ona:
- co mi tu będziesz pierdzielił, chcę puścić na ten tor pociąg i tyle
- nie pozwolę Ci puścić poc. na ten tor (komputer miał tu pewną autonomię)
- nie drażnij mnie, puszczam poc. na ten tor i koniec, bo leci fajny film w TV i nie mam czasu się tu droczyć.
  Jak postanowiła, tak zrobiła, z tym że komputer posiadający pewną autonomię wysłał jeszcze (jako ostatnia deska ratunku) info do mechanika - ona Cię źle puszcza, nie jedź dalej [po przez wyświetlenie sygnału zastępczego na semaforze z W24 (to jest informacja, że droga przebiegu została ułożona na tor lewy)]. Ale co tam info dla mechanika, jak on też po znajomości, bo był na kursie, zdał go, to przecież może se jeździć lokomotywą i pojechał... (no mogło tak być, w każdym razie przepisowy nie był).
(zdj. Maciej Sobkiewicz)
To białe światło pod czerwonym jest migające, poniżej, ta kwadratowa, czarna skrzynka z oświetloną kresą z lewej u góry na prawo na dół, to jest właśnie wskaźnik W24.
  Tak bardzo prosto, semafor wskazywał - pojedziesz w lewo, a on pojechał fizycznie w prawo i go to nie zdziwiło. Gdyby się (już nie piszę o zatrzymaniu) skontaktował z dyżurną ruchu i spytał co się właściwie tu wyprawia, to raz - słyszałby to mechanik lecący z wawki po lewym, a ona by się może zastanowiła co robi.
   Zresztą jednemu z tych moich współpracowników udało się wpuścić poc. na zajęty tor przez inny poc.(bez następstw), ale to były jeszcze czasy, że sprawę można było zatuszować. 
   I chyba na tej zasadzie te przyjęcia na stanowiska związane z bezpieczeństwem ruchu się odbywają. W sumie wsadzili ją na najprostszy posterunek jaki może być, a i tak wpuściła poc. na czołowe. Czyli podobnie jak w lotnictwie same godzimy wylatane w powietrzu nic nie znaczą, jeżeli mamy na stanowisku osobę, która tam poszła dla kasy, a może mi się uda i się dostanę, to będę dobrze zarabiał/a lub dostanę się i będę mało robił/a, a miał/a nieźle płacone.
   Mnie się zdarzyło kilka razy zatrzymać pociągi bo coś było nie tak, wstrzymać ruch, bo również coś było nie tak. Lepiej niech stoi (w sensie na torach) niż ma leżeć (w rowie). I to powinna być nadrzędna zasada.
   Miast prowadzić odpowiednią weryfikacje na te stanowiska, ona jest taka jaka była, tylko wymyśla się urządzenia, które mają eliminować błąd ludzki. Nie wiem co tańsze. Czy odpowiedni ludzie, czy nieodpowiedni ludzi otoczeni urządzeniami pilnującymi ich, co robią i jak robią.
  I tym nieoptymistycznym akcentem kończę. Być może jeszcze do tematu wrócę. Narka.

sobota, 28 września 2019

Sobota #1596

  Zaniedbuję coś bloga, ale jeszcze wpisy się pojawiają. Co raz bardziej zbiorcze.
  We wtorek jak wypchnąłem notkę, to 172 się gdzieś wyniósł wraz z królikiem. Jak pisałem wtedy, że nic nie robimy, jak tu stacjonował, to jak już wyszedł ze stacji, to zaś wróciło do poprzedniego stanu. Nawet wczoraj było spotkanie. Ach te mięśnie, to niesamowite mieć z nimi kontakt.
  Królika niby wziął bo go szczury goniły, choć ostatnimi dniami na noc dawałem go przecież na stół z klatką. Fakt, po wyjściu królika szczury się uspokoiły trochę, a i jakoś tak mniej przede mną uciekają jak daję im teraz żarcie. Praktycznie są na wyciągnięcie palca. Jedna szczurzyca choruje. Rośnie jej guz za przednią prawą łapką, ale nie umiem rozwiązać tej sytuacji. Mam nogę w gipsie więc nawet jakbym teoretycznie wsiadł za kółko i pojechał do weterynarza, to kto przeniesie ją od samochodu do lecznicy? Kto będzie tam ze mną czekał, bo przecież trza by ją ponownie zapakować do auta. Na kulach jej nie przeniosę, bo brak wolnej ręki. Do 16 października zostało jeszcze trochę czasu i nie wiem co będzie dalej. Na razie biega z innymi, przychodzi żreć, wczoraj to m.in. ona była na wyciągnięcie palca. Z jednej strony wiem, że trza by to szybko załatwić, z drugiej ona jest teoretycznie na wyciągnięcie palca, ale jak przyjdzie co do czego to chwycenie jej nie będzie takie łatwe, tym bardziej u mnie z gipsem. Może pogadam z 979, ale on jeździ na drugi etat, to może być ciężko, bo mu jeden dzień, jak nie dwa, wytnę z fuchy. Zaś będzie stękał, bo mu kasa umknie.

  Noga w gipsie zdrowieje, przynajmniej takie jest założenie, choć wczoraj po "cosiu" ze 172 w nocy mnie rwała, bowiem była w takiej dziwnej pozycji, ale co zrobić jak ten głupi popęd seksualny nadal działa. W każdym razie załóżmy, że z noga jest ok, to problem nadal występuje z lewą ręką, bowiem mimo ograniczenia ruchów nią, to nadal chodzę na kulach i to jest chyba dla niej najgorsze. Dojdzie do tego, że po wyleczeniu nogi, trza będzie leczyć rękę.

  Z pomocą młodego mięśniaka udało się osadzić ramę okna. Nawet wyszła pionowo i poziomo, a na drugi dzień, czyli w czwartek założyć okno. To mamy teraz trochę cieplej na grupie B, choć do pełnej szczelności jeszcze daleko, bowiem czekają mnie poprawki przy styku muru z dawną obróbką drewnianą, zaizolowanie i w jednym miejscu położeniu jeszcze 2,5 wartwy cegieł, otynkowaniu, przyklejeniu styropianu i na koniec jeszcze otynkowaniu styropianu na siatce. Może do zimy się wyrobię. Resztę ruszam dopiero jak wyciągnę nogę z gipsu, bo jednak jak robię sam dla siebie to robię dokładnie, a inni i to jeszcze bez nadzoru.... dramat.
   172 wziął do się na budowę 826. Pierwsze jazdy już się zaczynają. Powiedziałem mu wczoraj wprost. Jakby on ogarniał, to dawno by już robił w którejkolwiek z poprzednich prac, ale ponieważ jest jak Jaś Fasola (uwaga! nadchodzi totalny kataklizm), to nie spodziewaj się za dużo. Tak daję 826 jeszcze z tydz., dwa roboty tam, nim 172 zupełnie siądą nerwy i się jeszcze pobiją na budowie.
   No dobra, to tyle, bowiem jakieś inne zajęcia czekają, a tez nie chcę szczególnie opóźniać odejścia notki, bowiem na razie na stacji pusto. Tradycyjnie jeszcze zdjęcie kolejowe.
  Nastawnia kolejowa, której już nie ma.
  Narka.

wtorek, 24 września 2019

Wtorek #1595

   Tyle się dzieje, a tak rzadko piszę. Może właśnie te inne zajęcia odrywają mnie od pisania. To do rzeczy. Nóżka nadal na szynie gipsowej, ale oprócz nóżki zaczyna nam wysiadać rączka. Dziwnym trafem ta lewa, która teoretycznie jest tą mocną u osób praworęcznych, bowiem to ona wszystko dźwiga. Opisywałem to przy okazji uszkodzenia kiedyś tam lewego barku, kiedy to prawa musiała nagle wszystko dźwigać. Wracając do sprawy, to uszkodzenie jakiegoś ścięgna/mięśnia nastąpiło jak wracałem z poradni kiedy mi gips zmieniono. Przebyłem wtedy drogę 1,5 km, którą normalnie przebywam w czasie 12 min. Na tą trasę założyłem 26-28 min, a faktycznie lazłem 38 min, choć założenie miało czysto matematyczną postać. Mimo tego, że lazłem z odpoczynkami, wtedy nastąpiło przesilenie ścięgna/mięśnia lewego barku. Takie coś, powinno się jak nogę od razu wyłączyć z ruchu. Jak to teraz zrobić, jak już mamy nogę wyłączoną z ruchu, jeszcze trochę i zalegnę w łóżku, bądź fotelu przed kompem.
  W związku z defektem w miarę upływu czasu modyfikowałem czynności związane z obciążeniem lewego barku. Obniżyłem kule, bo już nie potrafię się dźwigać jak dawniej, więc o jedno oczko poleciały w dół. Od wczoraj od 18:00 jest zakaz skakania po schodach o więcej jak jeden stopień. Nie wiem czy to wszystko wystarczy, bowiem codziennie to ścięgno/mięsień jest używany, ale przecież co zrobić? Muszę tu jakoś funkcjonować, bo nikt się mną nie opiekuje. Nie wiem jak będzie? Za chwilę przeciążę prawą rękę, bo z lewej przerzucam na prawą. Noga prawa też już tak średnio, choć nogi mocniej zbudowane.
 
   Z innej beczki. 824 jedzie jutro w okolice Łodzi. Rozkłady jazdy przeważnie co roku modyfikują, to też nie zawsze połączenie którym jechał jest jeszcze aktualne. W głowie utkwiło mu połączenie poc. do Częstochowy, a następnie autobusem dalej. Jednak obecnie autobus jest z Katowic przez Cz-wę. Wczoraj w rozmowie telefonicznej usiłowałem mu przez ok. 15, jak nie 20 min wytłumaczyć, że po co ma jechać do Cz-wy, tam czekać na autobus z Katowic 1,5h, jak może do niego wsiąść w Ka-ach, miast oczekiwać w Cz-wie. Mówił, że jak tam będzie, to ma 2h (tak mówił, faktycznie 1,5h) czasu to dokładnie sprawdzi skąd ten autobus jedzie. Oczywiście w/g niego autobus jedzie do Łodzi, bo tak mu (niby) podali w informacji PKS w miejscowości, w której mieszka. Tłumaczenie, iż mówię mu prawdziwe fakty o tym nic nie dawało, zablokował się na dojeździe do Cz-wy, a następnie ustalaniu czy weryfikacji informacji, które mu podano. Mało tego, nie wiem czy se to sam wymyślił, w/g niego autobus miał jechać przez Radomsko, Piotrków Tryb. do Łodzi. Faktycznie jest to relacja Katowice - Inowrocław, obsługuje to PKS Inowrocław i nie jedzie przez Radomsko, Piotrków, a od Cz-wy odbija i jedzie na Zduńską Wolę. Słownie nie udało się wytłumaczyć, czy przekazać tych informacji w sposób, w który by je odebrał i zakodował. Nawet jak na koniec, bowiem powiedział, że wszystko już wie, spytałem się:
- o której ten autobus odjeżdża z Katowic (co wypowiedziałem wolno i wyraźnie)?
- z Cz-wy odjeżdża o 09:40 ze stanowiska 3-go.
  W tym momencie pomyślałem, że jednak nie mam się co spinać i ciśnienie dźwigać, bo z jego mózgiem nie wszystko jest ok. Po wzroście ciśnienia i poddenerwowaniu, by nie przeciągać rozłączyliśmy się. Zastanawiałem się nad sytuacją i doszedłem do wniosku, że są problemy z odbiorem treści fonicznych. Tzn. tekst przekazywany ustnie nie jest właściwie przetwarzany, co po tej rozmowie i wspomnieniach innych rozmów utrwaliło mnie w tym przekonaniu. Po tych przemyśleniach postanowiłem zrobić próbę. Przekazania tego wszystkiego w formie pisanej. Może zamiast przez uszy, przez oczy mózg informacje przetwarza inaczej. Napisałem to wszystko na gg, odnośny RJ, przesłałem na @ do wydrukowania i okazało się - jest efekt. Informacja została tym razem przetworzona, przetrawiona, wydrukowany RJ i niby będzie zastosowana. Się okaże, bo postaramy się sprawdzić.
  Ale pozostaje zapamiętać, że wszelkie poważniejsze informacje niż gadanie o pogodzie wypadało by przekazywać w formie pisanej.

   172 nadal jest delegowany do st. mac. Ten stan będzie trwał do 14 paźdz., po czym od 15 osiądzie już na własnej st. mac. Co już kilkukrotnie miało miejsce, mimo jego stacjonowania tu, mało z nim "coś" robimy. Choć od soboty sam mówi byśmy "coś" zrobili, to ponieważ on stale biega po wiosce, a na weekend zwłaszcza, to nie udało się niczego zrobić. Może dziś się uda....
 
   Szczury nadal gonią królika. Zwłaszcza żyrafka. O ile proste działania jestem w stanie, na podstawie obserwacji jakoś wytłumaczyć, to to kilkudniowe gonienie królika - nie. Powodów może być wiele i każdy może być właściwy. Doszło do tego, że królika na noc daję na stół w klatce, bo pozostawienie go na poziomie gruntu powoduje ich całonocne gonienie się, do którego włączają się inne szczurzyce i efekt jest takie, że 4-y gonią królika współpracując przy tym, co u szczurów nie jest odosobnione, natomiast pierwszy raz mogłem to zauważyć na własne oczy. Kiedy jedna go goniła, to inne ustawiały się w miejscach, przez które królik przebiegał i jakby wpadał na nie, czyhające tam na niego.
   Dlatego na noc daję go teraz na stół. Wcześniej dawałem na krzesło, bo pomyślałem jak będzie na krześle, to już do niego nie wlezą. Nie doceniłem szczurów. Znalazły sobie pobliski pkt, z którego skakały jak małpy na klatkę uczepiały się drutów i łaziły po niej, nawet we dwie, drażniąc królika wewnątrz. Znowu w nocy musiałem wstać i przenieść królika na stół, by tam już nie weszły.
  Obecnie za dnia królik jest wypuszczony, tzn. rano go już wypuszczam jak wstanę. Przenoszę mu klatkę na grunt, otwieram po czym on wychodzi. Niestety szczurzyce są jeszcze aktywne tak z 2h więc go nadal gonią, ale następnie idą spać i do wieczora królik ma wolne.
  No i na koniec zdj. kolejowe. Nawet nie wiem jaka to stacja, bo dawno robiłem, ale jakaś na Mazurach w latach 90-ych.
Narka.

sobota, 21 września 2019

Sobota #1594

  Co do królika, to była kolejna spina ze 172. Sprawa stanęła na ostrzu, aż do momentu kiedy powiedziałem 172:
- to wypierdalaj!
  Wtedy okazało się, że zważywszy za i przeciw, okazało się, że jest więcej za i odpuścił. Królik na następną noc i w zasadzie do dziś, pozostaje po za klatką.
  Gorzej, że wczoraj rano żyrafka zaczęła atakować królika. Dzień wcześniej inna samiczka atakowała z pod łóżka królika.
  Nie wiedziałem czy interweniować czy nie? Dwa razy wziąłem żyrafkę do łóżka, ale zaraz z pod kołdry uciekała i szukała królika. Raz on zainteresowany co się dzieje zbliżył się do niej powąchać ją. Ona jakoś się go przestraszyła, po czym przypuściła atak i wskoczyła mu na grzbiet. Królik po tym wyskoczył do góry i zrzucił ją. Ona odeszła na chwilę, ale nadal go szukała.
  Wstałem z łóżka, odsłoniłem zasłony. Na grupie A zrobiło się jaśniej i sytuacja załagodziła się.
  Niestety po tych działaniach królik był bojaźliwy i kiedy dzień wcześniej mogłem go pogłaskać, to wczoraj po działaniach żyrafki, jak chciałem go dotknąć to uciekał. Pod wieczór było już lepiej.

  Jak ta młodzież, i nie tylko, jest łatwo sterowalna. Ogólnoświatowy marsz, czy wystąpienia odnośnie poprawienia klimatu. Ja się pytam, kto będzie beneficjentem tych zmian? Tego pytanie nikt nie zadaje, ale pod wpływem naganiaczy, państwa zaczynają działać. Czyli ktoś, jak to było w filmie o amazonie, lobbuje, czyli daje koperty komu trzeba i sprawa się toczy.
  Nikt już nie mówi, jaki progres wykonał nasz kraj od lat 90-ych. To jest, nie wiedzieć czemu, pomijane, a młodzi ludzie, nawet starsi latają po ulicach i lamentują jak to jest źle. Jest zajebiście! Ktoś pamięta co działo się w miastach w latach 80-ych, w tych przemysłowych miastach. To była masakra czym się oddychało. To się widziało. Czy to pokolenie gremialnie z tego powodu umarło? Czy nie ma już ludzi w wieku 50 i więcej lat? No jakoś qrwa są, mają się w miarę dobrze, a nadto, jest ich, ku zmartwieniu ZUS-u dużo. Więc o co ta cała batalia? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę. Czyli kto będzie beneficjentem przekierowania strumienia pieniędzy? Zachodnie firmy energetyczne, bo to one wykupiły nasze sieci dystrybucyjne. No skoro w Krakowie nie będą mogli wciepnąć węgla do pieca, to dostaną rachunkami od dystrybutorów, a ci już zacierają rączki.
  To całkiem podobnie, jak kiedyś opisywałem sprawę z zamykaniem śmietników tu. Czy to głupie społeczeństwo przestanie być kiedyś takie głupie? Niestety qrwa - nie. No cóż. Na wybory i  ten festiwal rozdawnictwa kasy, by tylko dostać władzę, nie idziemy, zresztą tradycyjnie. Coś w stylu, co my Wam zrobimy, jak Wy nas wybierzecie, a następnie czego Wam nie zrobimy, bo nie mamy. W memach wyborczych ostatnio było zdjęcie pralki z podpisem:
- głosuj na pralkę, ona zrealizuje program.


  (to było pisane wczoraj. Dziś)
  Obudził mnie dzwonek w południe, jakiś skład stanął pod wjazdowym. Południe! Do cyca, ale przegiąłem pomyślałem, ale w nocy praktycznie spałem z przerwami i to dużymi. O 01:30 przebudziłem się i musiałem jeden bandaż z nogi ściągnąć, bo co noc czuję, że za mocno jest ściągnięte. Położyłem się spać. Ok. 04:00 przebudził mnie hałas. To szczurzyce goniły królika. Głównie żyrafka, a oprócz niej 3 inne. Królik miał małe szanse by im się szczaić. Wyszedłem z łóżka zaświeciłem światło by spłoszyć pozostałe, bo żyrafka na to lała, jak łaziłem po grupie A. 172 spał, a przynajmniej robił takie wrażenie. O 05:00 nie wytrzymałem i wziąłem królika do łóżka. Fakt, tu dopiero żyrafka znalazła go po 20 min, a inne szczurzyce do mnie nie zaglądają. Przebudziłem się, bo królik się zerwał i przeskoczył przeze mnie. Teraz się dopiero zaczęło. Szczurzyce się rozkręciły. Włażiły krolikowi do klatki, wybierały mu jego żarcie, wynosiły z klatki. Zaczajały się na niego w miejscach, przez które przechodził. Pełna współpraca. Odnosiłem dość długo wrażenie, że cała sytuacja je bawi, no może oprócz żyrafki, która faktycznie go atakowała. W sumie, jak długo tu są, to nie miały sposobności gonienia żadnego innego zwierzątka. Ok. 06:00 z łóżka wylazł 172. W tym gonieniu one nawet zapomniały, czy zwisało im to i przebiegały za królikiem przez łóżko 172. Nawet czasem przechodziły przez niego, co mu podnosiło ciśnienie.
   Leżałem i myślałem co z tą sytuacją zrobić. Raz nawet żyrafkę, która wlazła do klatki królika zamknąłem tam, jako prowodyrkę. Pomyślałem będzie spokój. Za 20 sek. była już przy moim łóżku. W końcu ok. 09:30 zamknęliśmy krótlika w klatce. Na początku byłem przeciwny, bo jak tam żyrafka wejdzie to będzie armagedon, ale później pomyślałem - może tak ochoczo nie będzie się tam tak cisła, jak się wyciskała. Udało się. Ok. 10:00 zasnąłem jeszcze na 2h.
   W południe w jednej misce z herbatą było pusto, druga na ukończeniu. Co się dziwić, jak się nabiegały jak mało kiedy.
    Nie wiem jak wrażenia królika, bowiem czasem widziałem, że mało sobie z tych pościgów robi. Sam do nich podchodził, wąchał je, po czym jak one zbierały się do ataku to odskakiwał.
   Ostatnia część bez korekty, bo na stacji jest już 230, to jak sie zabiorę za korektę, to wyjdzie dopiero jutro, bo po 230 pewnie inne składy wejdą na stację.
  Tradycyjnie na koniec zdjęcie kolejowe. Taki wagonik. Długo nie wiedziałem do czego służy jak widziałem go podróżującego po sieci.
   Teraz już wiem, a Wy?
  
  Narka.

środa, 18 września 2019

Środa #1593

  Ale się zapuściłem, ale nie by nic się nie działo. Otóż 172, który zajmuje tor odstawczy na grupie A, miał w domu królika. Takiego domowego, jak moje szczury. Ponieważ w swoim mieszkaniu nie mieszka, więc nie jest tam zbytnio grzane urządzeniami, gotowanie itp., to się tam wychłodziło, a nadto przebywa tu, a nie tam, to wpadł na pomysł zniesienia króla na st. mac. No i król od trzech dni przebywa również na grupie A. Oczywiście nie lubię trzymać zwierząt w klatkach, to król biega po grupie A, ale, ponieważ to też jadło dla drapieżników, przeto jakoś żyrafka na niego szczególnie nie reaguje, przynajmniej na razie. Za to ona sama jakoś częściej przychodzi do biurka i jak siedzę przy kompie, bo nadal noga w gipsie, to obok klawiatury wystaje i częściowo leży na boku szuflady, patrząc co dzieje dookoła. Piszę notkę, a ona właśnie w szufladzie
   Wczoraj byłem u ortopedy z gipsem. Plan był, by założył mi nowy gips i przedłużył L4. Oczekiwanie na korytarzu godzinę, więc w sumie znośnie, choć miałem nr 2, a przede mną poszło 27, 29, 1, 15, 30 i my. Fajna loteria.
  Jak weszliśmy, to lekarz zadysponował rozcięcie bandaży na szynie i oględziny nogi. Oględziny wyglądały tak, że ja siedziałem na kozetce ok. 1,5 m od niego, a on przy biurku. Polecił poruszanie nogą, nie informując jaką częścią. Trochę pomachałem stopą i tyle, lekarzowi wystarczyło. Zaproponował protezę, wróć, ortezę do chodzenia. Na to poinformowałem go, że nie pracuje i L4 nikogo nie będzie obciążać. Od razu zmieniła się taktyka. Nagle okazało się, że domniemane przeze mnie wytyczne NFZ i ZUS już nie działają, więc postanowił ponownie założyć szynę. Pielęgniarka zrozumiała to dosłownie i chciała mi starą założyć. Tą akurat ostatnio trochę rozchodziłem, więc była naruszona, to też zgłosiła mu, że jest złamana przy pięcie. Lekarz zadysponował nową szynę. I tak to miało być w/g moich planów. Pielęgniarka założyła nową szynę, gorzej niż na pogotowiu w Ch-wie, ale jakoś się jej udało. Lekarz, wiedzą już, że moim L4 nie obciążę państwa, wypisał je na m-c do przodu do 14-go paźdz. Da się, da się. Normalnie od 34 dnia L4 płaci ZUS, w moim przypadku nie, to też wytyczne NFZ i ZUS nie działają, to mam już łącznie 1,5 m-ca L4. Kogoś, kto pracuje, już dawno wysłał by do pracy, że zrosło się, jest ok, i może Pan napierdalać dla potrzeb państwa.
  975 mi to opowiadał niedawno, jak zwichnął kostkę i trafił w gebelsach do lekarza. Że jest z PL to dał mu tydz. (7 dni) L4 i do roboty. 975 opowiadał, że noga napierdalała go strasznie, ale co zrobić..., jak tak traktują przybyszy z zewnątrz. Dobrze, że jestem tubylcem i jeszcze mogę się "dogadać" z lekarzem i wytłumaczyć mu sytuację ruchową.
  No to mamy do 14-go wolne, a po tym, jeszcze pewnie tydz. L4, i do biura pracy, to następny termin, w którym dadzą mi ofertę wypadnie w przyszłym roku. Taki jest plan.
  Wczoraj ze 172 doszło do drobnej spiny odnośnie królika. Otóż, co wiadomo czytającym, mam specyficzne podejście do zwierząt. Tych na st. mac. i tych zewnętrznych. Królik od 172 zaczyna się inaczej zachowywać, bowiem ja tez się inaczej zachowuję, a zwierzęta, jak zresztą i my, łatwo idą na wyższą półkę, czyli do lepszych warunków, lepszego traktowania. I tak jest z królikiem, z czego, co okazało się wczoraj, nie jest zadowolony 172. Powiedziałem mu co myślę, że oni w ogóle nie powinni mieć żadnych zwierząt w domu bo się do tego - nadzwyczajniej - nie nadają. Po co im zwierze w klatce, które traktują źle. Lepiej by se tam pluszaka wsadził i co jakiś czas go przestawiał, by robił wrażenie zmiany pozycji. 979 stale przypominam, by żadnych zwierząt futerkowych i innych do domu nie brał. Zdaje sobie sprawę, że świata nie zmienię, ale może przynajmniej okoliczne mięśniaki nabędą mniej zwierząt dla siebie.
   Ok, bo jak zwykle to miało iść wczoraj, nie wyszło. Dziś ok. południa - nie wyszło, no to teraz może się uda.
   No jeszcze zdj. kolejowe.
  Stary, drewniany wagon na st. Olsztyn i fragment wieży wodnej. Zdj. robione kiedyś tam. Narka.

piątek, 13 września 2019

Piątek #1592

   W zasadzie to ostatnio znowu olałem moje szczury. Tzn. nie, nie w życiu bieżącym, bo w tym to mają się jak najlepiej, ale we wpisach. Może dlatego, że z oswojonych pozostała jedynie żyrafka, a resztę może zacznę socjalizować, jak zdejmą mi gips, przynajmniej taki jest plan.
  Żyrafka ostatnimi czasy przychodzi do mnie do łóżka po jakimś okresie kiedy zrobił się zastój na początku remontu. Może to remont na nią tak wpłynął. Teraz kiedy prace hałasujące się zakończyły, to i ona częściej zagląda, ale jak to ona, pobiega, pobiega pod kołdrą i następnie leci dalej. Myszak, to przyłaził i spał, Myszyn podobnie, ale co się dziwić, skoro wychowały się w nogach, czy pod kołdrą, to przychodziły jednocześnie wracając do korzeni. Żyrafka przyszła z zewnątrz i socjalizowała się tu, więc jest zupełnie inaczej. Na szczęście udało się do takiego stopnia, że przeżyła wszelkie wywózki. Teraz mi się przypomniało, jak zupełnie przypadkowo wywiózł bym kiedyś Myszyna. Przeżywałem to do wieczora tego dnia, a pamiętam do dziś, co bym narobił wywożąc ją z innymi. Nie poznałem jej wtedy, bo uciekała jak reszta i to mnie zmyliło. Dopiero w klatce do wywozu coś mi z tym szczurem nie pasowało. W klatce nie uciekała od mojej ręki, to mnie przykuło na chwilę, a po dalszej chwili wziąłem ją na rękę, a ona nic. Tzn. nie miała odruchu spierdalającego. No niestety teraz jej nie ma, ale ten zawał, o którym kiedyś pisałem to chyba nie jest takie złe rozwiązanie. Mniejsza, kiedyś do tego i tak pewnie wrócę.
   Wracając do szczuraków, to z gipsem mniej je odwiedzam. Daję im regularnie pożywienie, ale to w zasadzie tyle. Są w takich miejscach, że z nogą w gipsie trudno jest mi tam dojść, a często wyręczam się w wymianie herbaty innymi, którzy mi te miski podadzą, a następnie odłożą. Jednak i tak zdarza się, że muszę poprawić ich ułożenie, bo ludzie to kładą byle gdzie. Nie zwracają uwagi gdzie była miska wcześniej.
  Mnie zresztą z gipsem też jest się ciężko poruszać. Wózek usprawnił przemieszczanie, ale zejście po schodach, wejście po nich, chodzenie po wiosce, to już nie to co ok. 15 lat temu. Wtedy szło o wiele łatwiej. Dziś nie jest jeszcze tak źle, ale jednak odczuwam skakanie na nich, dlatego lokalnych mięśniaków wykorzystuję do podwózki do sklepów na zakupy, choć dziś i dwa dni temu do stony skakałem sam.
  Wiadomo, już bym chciał gips zdjąć i skakać, czy chodzić na nodze ponownie, a to dopiero niecałe 2 tyg. Jeszcze 4, jak nie więcej, pozostały. Na szczęście ścianka zmierza ku końcowi, może przed nachodzącymi chłodami uda się ją zamknąć, w sensie osadzić okno w otworze. Mur musi wpierw się utwardzić, wszak wiem, że beton potrzebuje 28 dni na osiągnięcie swoich pełnych właściwości, to im dłużej na placu jest ciepło i nie trza aż tak pilnie tego okna wsadzać tym lepiej.
  979 ostatnimi czasy pracuje na dwa etaty. Wczoraj był i mówił, jak bardzo mu się nie chce. W jednej robocie zapierdol, w drugiej zapierdol, z dnia nic nie ma, mało czasu na regenerację i odpoczynek, ale za to może wreszcie się zbilansuje. Czasem wystarczyło by przeanalizować strukturę wydatków, by zaoszczędzić kasę i nie pracować na dwa etaty. Dlatego napisałem mu, że w tym trudnym okresie dla niego nie angażuję go jeszcze sobą. Po tym wpisie pojawił się u mnie czy wszystko ok.
- no tak. Są inne mięśniaki, to ich angażuję do realizacji potrzeb bieżącego dnia.
  Trochę się uspokoił.
   Wczoraj miałem z jego mamą jechać do Religi do Zabrza, ale z powodu gipsu jest to niemożliwe. 979 też ma już tylko 4 dni urlopu do końca roku, to nie brał, a matka przełożyła wizytę na 30 paźdz., to będę miał wtedy wyjazd. 
  Na koniec tradycyjnie zdjęcie.

 Olsztyn Główny.
  Tyle, narka.

czwartek, 12 września 2019

Czwartek #1591

   Trochę łyknąłem, bo jak się jeździ na wózku inwalidzkim po własnej stacji, to czasem trza coś łyknąć. Nie jest to tyle, by zmieniać kolor czcionki, więc będzie w tradycyjnej.
   Wydaje się, że generalnie związki, co już pewnie pisałem wielokrotnie, trzymają się na seksie, co zresztą wydaje się jak najbardziej uzasadnione. W momencie, czy w okresie czasu, jak on się kończy, taki związek, teoretycznie, powinien się rozpaść. Bo co niby te dwoje osób łączy? Kasa? Przyzwyczajenie? A jeżeli tak, to co dalej? Ekonomia, czyli brak możliwości odejścia, trudność w ułożeniu sobie życia samemu (to chyba u nas w większości, z tego co obserwuję) opłacenia się, wydania na się kasy.
   826 ma bardzo niskie IQ. Poznał jakąś tam laskę i się przez jakiś czas z nią spotykał. Na początku można się zafascynować jego mięśniami, bo jednak je ma, ma je dostępne, w sensie nie pod jakąś grubszą tkanką tłuszczową, ma jakiś organ i w zasadzie tyle. Tam pod czaszką jest coś takiego jak mózg, ale (jak było w kawałach) mało używany. Z jakieś 2-3 dni temu był na stacji i dzwoni do, jak on to mówi, "swojej Pani". Kwestia była umówienia się na następne spotkanie, bo on się zakochał. Niby to jego pierwsza laska, do tego starsza od niego o dekadę, jak nie więcej (kiedyś podawał jej wiek), no i uczucie się wzbudziło. Z tego co on opowiadał to dwustronne, zresztą do niedawna tak utrzymywał, choć ostatnio już się z tym nie obnosi. Otóż, jak dzwonił do niej to chciał potwierdzić spotkanie na środę, bo niby na ten dzień się umówili (wczoraj), ale ona coś tam, coś tam - nie. Wcześniej na poprzedni weekend też się z nim nie umówiła. Skoro nie środa, to zaproponował jej nadchodzący weekend. Ona - coś tam, coś tam - nie. Skoro nie weekend to może szybki wypad do kina, bo akurat grają modną teraz "Politykę" Vegi. Ona - coś tam, coś tam - nie.
   Po tej rozmowie stwierdziłem, to się posypało. W końcu doszła do wniosku, że ma do czynienia z idiotą. Trochę jej to zajęło, ale widać mięśnie jeszcze górowały nad spotkaniami intelektualnymi. Zresztą czy ona takie chciała? Może od początku i do tego się skłaniałem, co mówiłem np. 979, potrzebowała przeszlifować otwór i on do tego służył, a resztę se sam nadbudował. No bo też nikt z nią nie rozmawiał i nie wie jak faktycznie to wygląda z drugiej strony.
  Szczerze, to jakbym miał z nim coś zrobić, to od razu po tym musiałby wyjść. Nawet bez robienia większych rzeczy z nim, ledwo go trawię. Najlepsze jest to, że on ma o sobie takie wysokie mniemanie, że czasem mnie tym rozwala, nie wiem jak innych. I chyba to w zderzeniu z rzeczywistością daje taki negatywny odbiór. Ta jego nieporadność, to jakaś totalny kataklizm.
   Mam teraz porównanie mięśniaka do pomocy przy remoncie po 6 klasach podstawówki i 826. Temu pierwszemu jak się powie co ma zrobić i wytłumaczy to tak to zrobi. Ten drugi - nie. Nawet przy dokładnym wytłumaczeniu i tak zdupi. W zasadzie jest dziennie na stacji i ciągle oferuje pomoc, ale chcąc uniknąć totalnego kataklizmu dyplomatycznie odmawiam. Nawet bez pomocy czasem na coś wpadnie, coś przewróci, o coś zahaczy itp.
  Z drugiej strony zastanawiam się, czy on to w jakikolwiek sposób odbiera, iż jest nieporadny? Wie o tym, domyśla się, jego mało używany mózg jest w stanie przeanalizować sygnały z zewnątrz? A może dla niego jest git i ok. i nic nie trza zmieniać, bo jest zajebiście w cipę.
  Czemu to piszę? Otóż u niektórych wiedza, że są trochę mniej rozgarnięci jest i mają świadomość tego, a przynajmniej tak się wydaje. U 826 wygląda na to, że on się uważa za całkiem normalną osobę funkcjonującą, jak większość innych, do tego zmysłową i zajebistą. Może to w tym wszystkim robi taki negatywny odbiór.
   No ok, tyle takiego pisania, bo jest mięśniak do pomocy, to trza go zagospodarować. A, jeszcze zdjęcie do cyca. No to one:
  Wycofany z eksploatacji wagon pocztowy. część z nich, by przedłużyć im żywotność, przerabiano kiedyś na wagony do przewozu rowerów. Dziś, chyba b. rzadko można je spotkać.
  To narka.

środa, 11 września 2019

Środa #1590

   Z gipsem to trochę zaniedbuję bloga, ale trza powrócić do bieżącego pisania.
  172 cały czas stacjonuje na grupie A na torze odstawczym. W sumie to nic się u niego nie zmieniło w zachowaniu, ale może z wiekiem inaczej na to patrzę i część rzeczy biorę mniej emocjonalnie. Bo też czemu miałby się nagle zmienić i co by to miało dać. Sam czasem mówi i ma w tym rację, że jak będę poprawiał jego życie, to może już nie wyglądać jak obecnie, a to właśnie obecny wygląd jest tym pożądanym. Zresztą pisałem to, że mięśniaki wyglądają jak wyglądają, bo taki prowadzą od lat tryb życia i dzięki niemu mają taki wygląd. Ci co żyją (nazwijmy to) przykładnie, to po iluś latach zatracają swój dawny wygląd na rzecz klocowatości, morświnowatości i innych przypadłości. Więc co raz mniej wnikam do życia 172, ale czasem natura "ojcowska" się odzywa.
   W nd. po przebudzeniu i leżeniu w łóżku przez jakieś 10 min. postanowiłem iść na tor do 172. Położyłem się za nim z tyłu i przylgnąłem do niego. Zacząłem go głaskać jak dawniej, a przynajmniej coś w tym stylu, bo z czasem to głaskanie już też nie takie. On po jakimś czasie powiedział:
- ale teraz nic nie zrobimy, bo mnie głowa boli.
  Chodziło o to, że był po imprezce, trochę, jak nie wiyncyj łyknął i jeszcze odczuwa skutki wczorajszej, a także dzisiejszej (w nd.) imprezki.
   Ale na masaż reagował, co odczuwałem pod palcami drobnymi spięciami mięśni, odchylaniem, czy przesuwaniem pewnych części ciała, by lepiej mi było go głaskać, czy dostać się do innych części ciała.
  Nie, nie było to takie głaskanie jak 974, czy 977 na początku, 975, 800, czy innych. No niestety z wiekiem to wygląda inaczej. Inne są priorytety, inne zapatrywania. Pewnie po drugiej stronie, też to się inaczej odbiera. O ile na początku, w wieku lat nastu, to robiło wrażenie, to z czasem przechodzi się szybciej do konkretów, do czynów na wyższej półce. Gra wstępna nie jest już tak wydłużona, jak wcześniej.
  By to poszło jeszcze dziś, to na tym zakończę, ale możliwe że jeszcze dziś napiszę coś na następną. To zawsze tak jest, że z powodu ruchów na stacji to się odwleka. Pierwotnie to miało być wysłane na szlak ok. 15:00, ale jak zwykle, ten skład, następny skład, mięśniak w moich rękach (tak, tak, ten co pomaga przy remoncie, 22 lata, dziś bardziej się do niego przyssałem. Poleciał masaż pleców, taki głębszy, u niego zrobił się oddech głębszy, nie wiedziałem jak to interpretować, ale odczuwałem, że trochę byl zmieszany, dlatego nie patrzałem na niego by jeszcze bardziej go nie peszyć, a tylko ręką przesuwałem po jego plecach i gładkiej skórze i odbierałem słuchowo jego zmieniający się oddech. Jakieś dwa dni temu, jak mu powiedziałem:
- masz bardzo gładką skórę,
on odpowiedział:
- wiem,
 co mnie totalnie zaskoczyło, bo dotychczas żaden mięśniak, któremu to powiedziałem, np. 222, tego nie potwierdzał.) i to wszystko opóźniło wysłanie składu na szlak.
  No dobrze, to już pcham i do następnego. A, no i jeszcze zdjęcie do cyca. Już je daję.
To teraz - narka.

poniedziałek, 9 września 2019

Sobota/Poniedziałek #1589

  Już miałem o tym napisać wcześniej, ale stale mi to umyka, tym razem się udało nim plansza na zawsze zginie, jako dowód. Na stronie, dawnej darmowej bramki sms z orange z adresu https://213.218.125.160/ jest taka oto plansza:
No i ktoś by mógł pomyśleć, że faktycznie jakieś prace serwisowe, ale - nie. Gdzież by tam. Wiadomo, bramka już nie ruszy, bowiem była anonimowa (no name), a w czasach totalnej inwigilacji taka bramka nie może mieć miejsca. Dziś wszystko musi być rejestrowane, wszystko imienne, co kto robi, kiedy robi, gdzie robi, to też taki twór nie może istnieć i jego istnienie zostało zakończone.
  W 2022 r. ma, w miejsce obecnych kanałów (pasm częstotliwości) zajmowanych przez TV, wejść telefonia 5G. Oprócz nowinek i większych możliwości, jest też większa precyzja namierzania nas, z większą dokładnością można będzie wskazać, kto gdzie stoi. O tym, oczywiście, się nie mówi.
  Przy okazji tej operacji, znowu trza bydzie wymienić telewizory. No bingo. Dopiero nam wciskali kit, że przechodzą na wysokie częstotliwości, bo będzie wiyncyj, wiyncyj wodotrysków, kanałów, gadżetów, to teraz znowu pierdolą od rzeczy, że będzie również wiyncyj i wiyncyj, ale na niskich częstotliwościach, na których dopiero co byli. Prawda jest taka, że to właśnie na wyższych częstotliwościach można wiyncyj, bo na niższych, trza będzie kompresować dane, by one mogły być przesyłane, czyli telewizory będą je musiały rozkompresować, czyli musimy za to zapłacić. Ta operacja wydawać się może dziwna, bo przecież dopiero z niskich częstotliwości przeszli na wysokie, a teraz, robiąc nas za błaznów, znowu lezą na niskie częstotliwości nie wiedzieć czemu. Co to za jakaś dychotomia?
   Ale to tylko z pozoru jest dziwne. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę. I właśnie o nią chodzi. To telefonia przynosi dochody i to niezłe, a nie TV, która zasadniczo jest za darmo. No więc telefonia wydupiła z częstotliwości TV, bo ta jako uboższa nie ma co gadać. Ma się podporządkować i tyle. A to, że na końcu tego łańcucha zaś trza bydzie wymienić telewizory, to już mniejsza,. Napędzimy trochę gospodarkę i Ci co mają z nas zysk się będą cieszyć.
  Myślałem, że ta notka już pchnięta, a okazało się, że nadal na boku stoi.

czwartek, 5 września 2019

Czwartek #1588

   Wczoraj w TVP kultura był emitowany film rosyjski o tytule (no właśnie, sprawdźcie sobie). Czemu go nie podałem, bo w obecnym permamentnym systemie inwigilacji lepiej o pewnych sprawach nie pisać wprost. Film, o którym już kiedyś pisałem jest trudny, by nie napisać ciężki. W sam raz przed wciepowaniem kart do prostokątnych pojemników. Tylko ilu ludzi go zrozumie? Ilu odbierze poprawnie treść? Ilu, jak w pingwinach z Madagaskaru, zobaczy w nim tylko obrazki, a ilu treść? Dlatego nie napisałem wprost tytułu, by nie zwracać na siebie uwagi, tych na górze. Komuś może się to wydawać śmieszne i naiwne. Ale jakby podać przykłady, to nadal to było by śmieszne? Czy tak jak w filmie część zareaguje na ostrzeżenia, jak mieszkańcy budynku?
  To trudny film i on również ukazuje, po co jest potrzebny tak niski poziom edukacji.
  Wczoraj rozmawiałem trochę z mięśniakiem pomocnikiem. Szkołę zakończył na 6 klasie podstawówki. No jak nic materiał idealny dla tych na górze. Sterowalny, niewnikający, nie posiadający własnego zdania, bitny, nie myślący (w pewnych zakresach). Słowem - idealna jednostka społeczna.
  Tak mi się przypomniało. Rozmawiałem dwa dni temu ze 172 nt. zaprawy, którą używałem do budowania muru. 172 mówił, że proporcje powinny być 1:3 tylko takie i chuj, bo inaczej jest za słaba, a u mnie było widać piasek. Powiedziałem mu, że u mnie proporcje są 1,5:4. To, jak się okazało, było nie do przeskoczenia dla 172, a nawet przez jakiś czas miał z tym problem 895. W rozmowie i tej zajadłości 172 powiedziałem, by sobie przeliczył te 1,5 na 4 i rozmowa praktycznie się zakończy. On zmienił nieznacznie temat, tzn. zszedł z obliczeń i dalej upierał się przy swoim, że robię zaprawę za słabą, bo powinna być 1:3. W końcu po 2 min na głos, rozbijając to na czynniki pierwsze przeliczył to 895. Tzn. 1,5 plus 1,5 daje 3 i jeszcze raz 1,5 to jest 4,5. W trakcie dalszej rozmowy zastanawiałem się, jak daleko można społeczeństwo cofnąć w rozwoju po szkole, by tak proste działanie matematycznie było nieosiągalne? Jak już 895 przedstawił wynik i wytłumaczyłem ten wynik 172, to wycofał się z rozmowy.
  Po cóż nauczyciele wysilają się w szkołach, jeżeli po jakimś czasie działanie 3x1,5 jest nie do ogarnięcia.
  Ale to tacy ludzie, jak w końcówce filmu wczoraj emitowanego w kulturze, mają decydujący głos. To właśnie taki mięśniak-skurwiel zarządził powrót do budynku, a masa go posłuchała. No to jeszcze raz. Po co Ci nauczyciele starają się w szkołach?

  Ostatnio nie było zdjęć kolejowych, to wracamy do zwyczaju, mim nogi w gipsie i dodatkowych obowiązków. Dziś, mimo gipsu dalej murowałem ścianę z cementu i cegieł. No co zrobić, skoro od jutra jakaś zima następuje więc musiałem trochę podnieść naroże i wyrównać poziom pod oknem. Dalsze murowanie niby na sobotę przewidziane.
   Stacja na drugim krańcu PL. Zdj. archiwalne, bo teraz to już jest chyba przeryta i po remoncie. To Lębork.
   Tyle, narka.

wtorek, 3 września 2019

Wtorek #1587

   Na razie to jakoś daję radę, ale wqrw przy tym jest ogromny, tym bardziej, że stacja w ogóle nie była przygotowana do mojego inwalidzkiego poruszania się. Od tyg. w zasadzie nie było sprzątane, bo niby kiedy do cyca, jak wieczorem już padałem na ryj. Teraz to wszystko przy poruszaniu się wychodzi, ale co z tym zrobić, jak przeca powinienem wiyncyj leżeć, jak ciągle napierdalać. Graty porozrzucane w przeróżnych miejscach, o które się teraz potykam, ale jak je przenieść jak w dwie ręce zajęte laskami.
   W zasadzie to byłem mało przewidujący i na c.d. remontu przyszedł mięśniak (chyba mu jakiś numerek nadam, oprócz tego że w planie był numerek z nim, ale jak to teraz zrobić jak noga w gipsie). On przyszedł, a tu mało co przygotowane, mało tego, on sam też mało co przygotowany, bo mało co robił porządnie, nikt go tego nie nauczył i to widać po jego czynnościach. Jak ma nadzór i jest w miarę właściwie wytłumaczone, to robi nawet poprawnie, nie to co totalna katastrofa, czyli 826.
  Spanie nawet wyszło, ale tym razem mózg, pamiętając poprzednia wpadkę, czyli złe ustawienie nogi do gipsu, tym razem pozostawił stopę w pozycji biernej. Nie pamiętałem tego, jak na gipsowni mi gipsowali nogę, ale coś tam on sobie kombinował, że tak powinna być ustawiona i chuj. Nie oponowałem, bo nie wszystkie info zostało odtworzone, wszak ostatni raz nogę miałem w gipsie jakoś 15 lat nazad. Dopiero w nocy jak kładłem się, to mi się przypomniało, czy on mi przypomniał, że bingo, jest zajebiście w pytę ustawiona. Poprzednim razem była pod kątem 90 stopni i jak się kładłem, to nie mogłem wytrzymać, bo chciała się do pozycji neutralnej wyprostować, ale nie mogła, bo tak chciała piguła. Tym razem wezwania piguły co do jej ustawienia, jak ona chciała, zostały przez mózg olane i po 6h, okazało się dlaczego. A to przebiegły mózg. Pamięta, w pewnych obszarach, włącza tzw. intuicję i sugeruje rozwiązania, bez uzasadnienia. To, okazuje się, pojawia się po 6h. Dobrze, że ze swoim mózgiem współpracuję, choć nie zawsze, ale staram się jak mogę. Jednak kąt stopy do nogi ok. 115 stopni jest idealny. Bez większych problemów zasnąłem i nawet dobrze mi się spało, głównie za sprawą biernie ustawionej stopy. Tzn. żadne ścięgna nie było naciągnięte, żadne ściśnięte. Jednak jak zasypiamy to mięśnie i ścięgna mają tendencje do wyluzowywania się.
   Dziś ma wrócić wózek inwalidzki. On wróci, a przejazd z grupy A do kuchni zagracony. Zaś bydzie robota z udrażnianiem szlaku, ale za to transport żarcia, i nie tylko, na stanowisko dowodzenia będzie uproszczony.
  No tyle tym razem, bez zdjęć, bo nie chce mi się ich szukać, ale może na jutro już się przygotuję. Dziś jeszcze do lekarza muszę iść po L4, a po robocie wbija 979, to kończę. Narka.

poniedziałek, 2 września 2019

Poniedziałek #1586

   No i chuj bombki strzelił. Na koniec remontu wczoraj, zwichnąłem kostkę lewej nogi. Moment b. średni. Co prawda ścianka do podstawy okna stoi, ale to jakby połowa remontu. Pozostaje do wstawienia okno, ale po wcześniejszym oczyszczeniu ramy i jej pomalowaniu. Ściankę trza jeszcze podnieść do sufitu, bowiem do poziomu okna jest cała zrobiona. Na balkonie pozostanie zrobienie wylewki pod kafelki, czyli zagruntowanie, posmarowanie środkiem przeciw przeciekowym, zrobienie wylewki pod kątem 1,5 stopnia by był spływ wody. Samą ściankę trza będzie otynkować i obłożyć styropianem. Najwcześniej po dwu dniach, a najlepiej po 4-ch zamontować okno, do otworu, który dopiero ma powstać.
  Mało tego, od tygodnia nie są myte naczynia, bowiem od rana do wieczora jestem/byłem nim zajęty. Podłogi wczoraj na szczęście pozamiatałem i rano przed remontem wytarłem, ale wyglądają podobnie jak rano. Kto je teraz wytrze? Zwichnięcie wyłączy mnie skutecznie na 2, jak nie 3 tyg. z obiegu. Już mnie boli prawa noga, bo po 7 dniu remontu, to właściwie obie wchodziły mi do dupy, teraz jeszcze wykończę drugą, bo jakoś muszę się przemieszczać.
   Palce u rąk mam zmasakrowane przez zaprawę. Nie mam jeszcze takiej wprawy we władaniu kielnią, to trochę pomagałem rękami. Efekt - trza nauczyć się machać kielnią lepiej. Pod koniec wychodziło już lepiej, bo paluchy już nie dawały rady.
   Wiync ogólny dramat, do tego jeszcze wyłączona lewa noga. No zajebiście w uj.

   W wioskowym szpitalu powiedzieli, że jest tyle ludzi, że bym sobie wybił z gowy, że mnie przyjmą. Do miasta, tam mają dyżur całodobowy. W dyżurze całodobowym informacja: czas oczekiwania do lekarza, z urazami stabilnymi nie zagrażającymi życiu do 360 min. A ja bez śniadania, bez picia. No zajebiście w uj. Na szczęście zawiózł mnie tam 230, bo akurat miał wolne. Odbiór już zrealizowała drużyna trakcyjna 895, jak również zakupy i wykup leków. Czasem warto mieć dużo znajomych, bo w stanach W, jest na kim się oprzeć.
   Po wizycie, czyli przebywaniu w szpitalu od 11:30 do 17:30 (tyle co przewidywali) okazało się, że gips na nodze, bo do niego trafiła, będzie 6-8 tyg. No jeszcze bardziej zajebiście w uj. Stacja oczywiście nie przygotowana na moje przemieszczanie się na laskach, wiync wqrw co jakiś czas mnie dopada, czemu to i owo nie zostało wcześniej zrobione. Z drugiej strony uspokajam się, że przecież robiłem co mogłem, a czego nie mogłem to nie zrobiłem i trudno. Jakby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył, ale dość truizmów.
  Oswajam się z nową sytuacją. Pierwsza noc z gispem przede mną, a nadto, chyba będę se musiał sam robić zastrzyki. To dopiero bydzie odlot.
   Ok, kończę, bo od jutro, teoretycznie powinno być wiyncyj czasu, ale to teoria. Herbatę przenoszę z kuchni na grupę A w 8 zatrzymaniach. Czynność która trwała 5-8 sek, obecnie zamyka się w minucie. I to tak z większością rzeczy. Może będzie trochę czasu, by więcej napisać. Narka.