piątek, 30 października 2020

Piątek #1719

   Nie ma to jak wyprodukować społeczeństwo w większości głupie, bezwolne, spolegliwe itp. Ostatnio masowo obserwuję, mimo zarazy i niby mniejszych środków w budżetach miast, słomiane inwestycje. A to torowisko jednotorowe jest wymieniane na dwutorowe, przy czym po tym torowisku dwutorowym, jak już zostanie tam za rok lub dwa oddane, tramwaje będą jeździć rzadziej jak dotychczas. Mało tego, cześć trasy prowadzi już przez wyludnione tereny, a jak skończą budowę linii, to ludzi będzie o 100-kę jak nie wiyncyj mniej. Mało tego, biorąc pod uwagę trend jeżdżenia własnym pojazdem rokowania frekwencyjne dla nowej linii są marne, ale przecież koperty, łapówki trza zgarnąć, to budowa leci, a niech się następne pokolenie martwi. 

   Ostatnio byłem załatwiać sprawę w Gliwicach. Na dworcu kolejowym pustki, a przebudowano cały dworzec i torowisko z 4-ma peronami nie wiedzieć na chuj. 4-ty peron zbudowano w latach 80-ych kiedy poc. z Gl-c do Katowic jeździły co 10 min, do tego przechodziło pełno poc. pośpiesznych, osobowych dalekobieżnych, rozpoczynało i kończyło o 2/3 więcej poc. niż teraz. Kto więc i po chuj ponownie zrobił 4-ry perony, na których wieje chujem? Zaś koperty, łapówki. Znowu niech się martwi przyszłe pokolenie, myśmy zarobili, w sensie biorący te koperty, a po nas choćby potop. By do utrzymania przez miasto dołożyć jeszcze wiyncyj, to z drugiej strony centrum miasta, własnie za owym rozległym dworcem PKP, buduje się centrum przesiadkowe. Zamiast przereorganizować trochę centrum, na którym, by nie było jest miejsce, to zaś miliony wydane na centrum przesiadkowe, położone z drugiej strony centrum miasta. Teraz z centrum miasta trza będzie biegać 400m do centrum przesiadkowego i to ma niby ułatwić starszym osobą podróż? Nie, qrwa. To ma zaś wyprowadzić kolejne koperty, łapówki. Oczywiście głupiej tłuszczy można wszystko wcisnąć, bo jest głupia. Gliwice jak inne miasta na Górnym Śl. się wyludniają. W 1988 było 223 403 osób, w 2018 było 179806, a prognozy są nadal wyludniające miasto. W mieście zniknęło lekko licząc 40 tysi ludzi. W 2030 ma być już 163 tysi. Czyli zniknie kolejnych 15 tysi. Dla kogo więc zbudowano taki monstrualny dworzec kolejowy, z którego już nigdy poc. nie będą tak często jeździły jak jeszcze na pocz. lat 90-ych. Nie trzeba było odtworzyć tylko 3-ch peronów? No nie, bo wtedy o 1/4 były by zaniżone wszystkie koperty, a króliki od królików były by niepocieszone. Podobnie z wlk, centrum przesiadkowym. Dla kogo ono jest robione, skoro m-to będzie się szybko wyludniało. Czy ta głupia tłuszcza jest świadoma tego, że za chwile zostanie obciążona kosztami obsługi tych słomianych inwestycji? No chyba nie, bo na razie co jej się wciśnie, to łyka to jak głodne pelikany. 
   Tu wam postawimy nowy dworzec, rozległy wspaniały, nowy, tylko drobnostka, bo po 3 latach już są w tunelach podziemnych przecieki wody, na peronach też z wiat zauważyć można przecieki wody. To na ile lat ta słomiana inwestycja została zrobiona?
   Jak to się mówi, to jeszcze nic, to dopiero jest hit. 
   W Dąbrowie Górniczej Gołonogu, też będzie remont przystanku osobowego. Na razie wyjście z przystanku do osiedla odbywa się po przez zejście z peronu do poziomu ulicy i dalej w stronę osiedla.
 Najtańsze i w sumie wygodne rozwiązanie. Żadnych schodów do góry, żadnych schodów w dół. 
Obecnie przy peronie jest zlokalizowany nieczynny od dekady budynek dworca.
A teraz uwaga. (cytat z art. z portalu kolejowego) "Na przystanku Dąbrowa Górnicza Gołonóg zwiększy się dostępność do kolei. Będą dwa wyższe perony, które ułatwią wsiadanie i wysiadanie z pociągów. Zostaną zamontowane wiaty, ławki i oświetlenie. Oznakowanie oraz nagłośnienie usprawnią podróże. PLK zbuduje przejście podziemne łączące perony z budynkiem dworca"...
   Że co qrwa? Oni będą ryli tunel podziemny do nieczynnego od dekady budynku dworca? To się nadaje do teleexpresu. Już pomijam, że na obecnym peronie (jednym peronie dwukrawędziowym) są wiaty, ławki, oświetlenie, nagłośnienie, a same krawędzie nie należą do niskich. 
   A tak na poważnie. Kiedy ta głupia tłuszcza zacznie weryfikować te idiotyczne inwestycje miejskie, za grube miliony, z których okresowo śmieje się cała, czy jakaś tam część PL. Przecież nie chodzi o śmianie się, tylko o wyciąganie kasy z kieszeni tej głupiej tłuszczy. 
   Szkoda, że nie będzie tam zamontowanych, jak w Skoczowie, poręczy do odpoczynku pionowego. Na miejscu mieszkańców, zrobiłbym sobie jaja i manifestacje, w której domagałbym się bezwzględnego, jako nieodzownego, montażu poręczy do odpoczynku pionowego. 
   Wiem, z drugiej strony pojawią się głosy, ale jak to nie robić, nie chcemy być nowocześni?, mieć swojego centrum przesiadkowego, skoro nawet wiochy mają. No tak, chcemy, tylko drobna refleksja. W wiosce np., już to pisałem kiedyś ubyła 1/6 mieszkańców, budżet wioski co roku jest wyższy. Prognozy, że ubędzie następna 1/5 z obecnego stanu. Czyli od lat 90-ych wioska zmniejszy się o 1/3 mieszkańców. Kto wtedy opłaci stale rosnący budżet? Jak duże będą musiały być obciążenia mieszkańców, by zrealizować wszystkie potrzeby wioski i utrzymać te budowle wznoszone dziś?
  No prosty przykład. Mamy powiedzmy 1000 mieszkańców i budżet 1000 zł. Czyli od każdego musimy ściągnąć 1zł, by wioska się utrzymała. Teraz na przestrzeni lat ubyło 200 mieszkańców, a budżet wzrósł do 1300. Czyli 800 ludzi musi się ściepnąć się na 1300zł. Wychodzi, że teraz jeden ludź musi dać nie 1zł, ale 1,62zł. Proste? Proste. I czego ta głupia tłuszcza nie kuma?
  A ona ciągle chce nowe drogi, mosty, przedszkola, szkoły, centra przesiadkowe, nowe dworce kolejowe, nowe boiska, stadiony, nowe linie tramwajowe, ścieżki rowerowe itp. itd. 
   Żenada. 
   A może to ta tłuszcza jest ogarnięta i myśli poprawnie, a mnie się coś podupiło we łbie?

   W autobusach komunikacji miejskiej, na wyświetlaczach pojawiły się napisy "UWAGA kierowca może gwałtownie hamować". Jadąc w autobusie rozkminiałem ocb. Wcześniej napisu o tak oczywistej treści nie było. Co mogło być powodem umieszczenia we wszystkich pojazdach owego komunikatu?
   Niechybnie jakiś debil złamał pkt. regulaminu przewozu, że w czasie jazdy należy się trzymać poręczy i uchwytów i ryjem pierdolnął w wyposażenie wnętrza autobusu. Wniósł sprawę o odszkodowanie, czy firma ubezpieczeniowa i... wygrała..., bo nie było na opakowaniu (wróć) w środku komunikatu, że może nastąpić nagłe hamowanie. Wobec tego teraz stosowny komunikat jest i jak następny debil rozwali ryj przy nagłym hamowaniu, to już nie wygra, bo przecież jest ostrzeżenie. To za chwile, jak prowadzący będzie musiał ominąć innego debila, który nagle wtargnął na ulicę i zakręci kółkiem, a inny debil rozwali ryj w autobusie nie przy hamowaniu, a przy nagłej zmianie kierunku jazdy i wygra sprawę, to komunikat zostanie rozszerzony o "kierowca może gwałtownie hamować oraz skręcać". Idziemy w dobrym kierunku. 

 I jeszcze jedno. Nauczyciele się dziwią, że młodzież nie chce się pokazywać w kamerkach na wirtualnych lekcjach. No odpowiedź - czemu - jest prosta.
   Tyle, narka.

wtorek, 27 października 2020

Wtorek #1718

    Pisałem kiedyś o ekonomii i druku kasy, to dziś czytam, że nasz rząd jest na 4 msc, w świecie pod względem druku kasy. Oczywiście jest to ładnie ubrane w słowa. tzn. bank centralny skupuje najwięcej emitowanego długu, czyli obligacji. No najprościej wygląda to tak: rząd drukuje obligacje i wiezie je do banku, który drukuje kasę w papierkach lub strzela enterami na klawie i sprawa załatwiona, i już na rynku jest potrzebna ilość kasy. By ją zalegalizować jest inflacja, coś k/5% przy jednoczesnym oprocentowaniu kont bankowych na poziomie 0,5%, czyli jak wyssać od krajowców jeszcze wiyncyj kasy. 
   Mając taki mechanizm, to każdą firmę można prowadzić. No perpetuum mobile.

   Był ostatnio 812 w zasadzie w tym samym dniu, w którym wyszedł z Toszka. Z powodu przeciągających się remontów na st. mac. grupy B i C są wyłączone ze stacjonowania składów, wobec czego na noc 812 został rozłożony w kuchni. 
   Wcześniej opowiadał jaki to jest biedny, że za chwile będzie bezdomny, że w związku z chorobą jest najbardziej ze wszystkich ograniczony itp. itd. Stękaniami tymi zarzucał regularnie mnie i jeszcze telefonicznie jakieś inne znajome osoby. Z jednej strony mówił o problemach zdrowotnych, by za chwile zaprzeczyć temu skutecznie, jednakowoż podtrzymując wersję pierwotną. 
   Bezdomność miała go dopaść, bowiem jego laska już średnio go trawiła, jego obecne zachowanie, a po za tym, po tym jak on sprzedał swoje mieszkanie, to był u niej ciągle. 
   Mieszkanie sprzedał, bo faktycznie w pewnym okresie wyglądał kiepsko i tak się czuł, ale jakby do mnie zadzwonił, to od razu bym mu powiedział, że to głupi pomysł. No ale nie zadzwonił, a mieszkanie sprzedał, bo jak to później motywował, by laska miała wiyncyj kasy od niego, bo ją kocha. No fajnie, tylko mu powiedziałem, że takie rzeczy załatwia się testamentami, niekoniecznie sprzedażą mieszkania, jedynego lokum w którym dotychczas mieszkał. 
   Mało tego, w zasadzie to zostali mu w zdecydowanej większości znajomi telefoniczni. Poprzez swoje zachowanie, ale to wcześniejsze skutecznie zniechęcił ludzi do kontaktu z samym sobą. Chyba jedynie 979 nie ma na razie oporów w kontaktach z nim. W zasadzie chcąc mu pomóc w tym stękaniu, do kogo bym się nie zwrócił, to jak słyszał dla kogo ma być ta pomoc, to było - nie, dla niego nie. 
   To dopiero trza mieć przyjazne zachowanie do znajomych...
   W każdym razie spał na materacu na podłodze w kuchni, wśród szczurów, bo je słyszał w nocy. To, jak wczoraj powiedział, wpłynęło na niego otrzeźwiająco i postanowił kupić mieszkanie w mieście gdzie mieszka jego niby laska. Do mieszkania, tym razem, ma się dorzucić rodzina, jako ratowanie go przed bezdomnością. No fajnie, przynajmniej problem ewentualnego stacjonowania 812 na st. mac. mamy z gowy. 
   A 811 mnie ostrzegała, że po wyjściu stanie pod wjazdowym, na drugi dzień się tak stało o czym ją niezwłocznie poinformowałem. 

   Oki, idzie taka jaka jest, w sensie notka, bo jutro też nic nie napiszę no to tyle. 
   Narka.

piątek, 23 października 2020

Piątek 1717

  (nic się na stacji nie zmieniło, notka miała wyjść w środę, jest piątek)  
 
 Szczury. 
    Choć ich już nie ma, to jeszcze nimi czuć, szczególnie, że w ostatnim stadium choroby ich odchody dość mocno pachniały. 
    Sprzątanie po nich odbędzie się pewnie w ratach, jak zresztą większość spraw na st. mac. Jakoś nie mam czasu na kompleksowe i całodzienne sprzątanie po nich. Wpierw będą oczyszczone miejsca potrzebne na przegrupowanie innych rzeczy, bowiem one chodziły wszędzie i z racji tego z pod ich łapek i ząbków należało usunąć niektóre przedmioty, by ich ząbkami nie naruszyły, sprawdzając do czego się nadają. Na szczęście, nauczony krótkim doświadczeniem dawałem im później pomielone gazety, by mogły z nich robić sobie gniazda i wyściółkę w nich, z czego zresztą chętnie korzystały, bo miały materiał już przygotowany do użycia. Tak myślę, że to sprzątanie po nich to sięgnie przyszłego roku. Wiem, dla większości wydaje się to długi okres, ale takie są realia. 
   Obecnie sporo czasu zajmuje naprawa zębów. Wyjeżdżanie do m-ta 824 i 811 zajmuje cały dzień, bowiem do tego włączam od razu wizyty u nich. Było by niestosowne być i nie nawiedzić ich. Niestety naprawa zębisków trochę kosztuje. Już nie będę wnikał "te trochę", ale uszczupla to mój budżet znacznie. To coś jak "naprawa' szczura 140zł (średnio), nowy szczur 4zł. Tylko zasypiam i myślę co zrobić? Olać to i podobnie jak 172, 972, 975, 971, 222, 979 i inni iść na żywioł, tzn., niech się z zębiskami dzieje wola nieba, a później się zobaczy, czy podobnie jak przy remoncie robić tak, by już więcej do tego nie zaglądać? Trudne decyzje zważywszy na cenę tych usług. 
   Z drugiej strony obecny sprzęt jakim dysponują, ze względu na kasę jaką się tam ładuje, to ich uległość w pewnym względzie, powoduje że przejmujemy kompleksowe info nt. zębisk i możemy się z tym przespać i zastanowić. 
   Dzisiejsze technologie potrafią zaskoczyć, pokazać siłę nowoczesności w medycynie, tylko, dla mnie wnikającego, jawią się pytania. No fajnie, zajebisty sprzęt z jednej strony, ale czy ludzie go obsługujący są równie zajebiści? 
   Teraz przyjdzie mi naprawiać błędy technologiczne poprzedników. To co pisałem, wtedy nie było takich technologii jak dziś i robili jak mogli. To i tak dobrze zrobili, bo tyle przetrwało. Przetrwało lepiej, gorzej, ale jakoś dotrwało. Teraz nowa epoka, nowy sprzęt, nowy wiek i dylemat na ile to robić? To jak przy szczurach. Ratuje się je (naprawia) na kilka m-cy i tyle. I tak się ich żywot kończy. Mój kiedyś się też zakończy, a czy z zębiskami, czy bez, to już mniejsza. Kto na to będzie zwracał uwagę, choć możność przeżuwania świeżego, chrupiącego chleba - bezcenna.
   Zdaję sobie sprawę, że te naprawy to na, jak powiedział lekarz, 6 lat, dekadę i tyle. Później znów trza będzie do zębisk sięgnąć. Może do tego czasu zarobię na ich naprawę lub na totalną wymianę na plastikowy gibis. 
    Wczoraj (wtorek) w związku z kolejną reperacją zębisk, byłem u 811. Pogadaliśmy, choć sam niewiele mówiłem, z powodu znieczulenia po reperacji zęba. I tak se przygryzłem język czy wary ileś tam razy, na szczęście delikatnie, to nie było większych uszkodzeń. Będąc u 811 byłem świadkiem, mimowolnym jej rozmowy z jej partnerem i... hmm, jak miałbym takie rozmowy przeprowadzać z moim partnerem, to może lepiej, że jestem sam. Może będąc sam odzwyczaiłem się od kłótni, podnoszenia głosu, choć po spotkaniach z Tedem potrafię popłynąć, ale to po tych spotkaniach, to jednak bieżąco nie nadaję się już na kłótnie. Odpuszczam je z 979, bo co to ma dać, co to ma na celu? Nie należę do ludzi lubiących się kłócić, podnosić tym adrenalinę, żyć tymi kłótniami. Wydaje mi się, że one w części są spowodowane brakiem bieżącego przepływu informacji, rozmów, wyjaśniania kwestii itp. Dziś mało się rozmawia to też nie ma info wystarczającego i następnie jeżeli w krótkim czasie chce się podjąć decyzję, musi się ją podjąć, to wymaga się od drugiej strony decyzji na już, na teraz i to przychylnych nam, a nie jej, a jak nie, to leci się do niej z ryjem. Totalnie pomija się w tym wszystkim czas na wyjaśnienie, wytłumaczenie itp. Czemu 811 potrafi mi wytłumaczyć podstawy jej decyzji, uwarunkowania, uzasadnienie, a nie potrafi tego wyjaśnić swojemu lubemu. Z drugiej strony jest podobnie. On coś usiłuje ugrać i nie mówi wszystkiego, rośnie mu ciśnienie, krzyczy i efekt - rozłączona rozmowa. 
    Może, choć w części, udało mi się w 979 wyrobić kwestie rozmów, tłumaczenie sobie różnych spraw, rozmów, wyjaśniania i nie oszukiwania się wzajemnego. Chyba najgorsze co może być, to utrata zaufania do partnera. Jak taki związek ma trwać dalej? One trwają, ale to już nie jest to co na początku. To jest bycie ze sobą, dla bycia ze sobą. 

   Wczoraj notki nie dało się pchnąć, bo stację nawiedził 812. Wszedł na stację przedwczoraj, w zasadzie w dniu, w którym opuścił szpital psychiatryczny w Toszku. To w rejonie głośny szpital, o którym wszyscy wiedzą. Teraz nie będę opisywał całej sytuacji, bo dziś spotkanie z Tedem, wiec to co miało iść wcześniej wypchnę. 
   Zdjęcie. 
   Stacja Libiąż, widok z kładki na głowicę wyjazdową w stronę Chrzanowa. Zdj. z przed paru lat, ale już nowe jednostki jeździły.
   Narka.

poniedziałek, 19 października 2020

Poniedziałek 1716

    Mięśniak z rana. 
    Był 172. Obudził mnie chyba w ostatniej fazie snu. Trochę się zdenerwowałem, bo mogło to nastąpić 20 min później, ale za to rozbudziłem się na nim. Trochę urozmaiciłem pozycję, bardziej go wygiąłem, trochę podparł się ręką, na której ukazały się napięte mięśnie, trochę spanku na plecy, trochę ostrzej i zbiorniki opróżnione. 
  
    Na radiu kolejowym, bo nasłuchujemy, można czasami usłyszeć ciekawe rzeczy. Kilka dni temu słucham ok. 13:50 na kanale roboczym słyszę:
- ZBB do sieciowego
- ZBB
- pani dyżurna, to my byśmy potrzebowali na drugą stronę do ZBA, tam otworzymy odłącznik, wrócimy tu do pani i wyjedziemy na szlak do Maciejowa. 
- dobrze, to do ZBA możecie jechać, a jak wrócicie to się zgłoście
- tak zrobimy.
   W tym czasie przyszedł na lokomotywę elektryczną objąć służbę mechanik, uruchomić ją i pojechać dalej w stronę Gliwic. 
   Ok. 14:00 na kanale roboczym:
- ZBB do sieciowego
- ZBB
- to my wracamy i teraz na szlak chcielibyśmy jechać dalej
- przyjęłam. 
  Ok. 2 min później na kanale pociągowym
- ZBB
- ZBB do kogo?
- 445403. Pani dyżurna napięcia nie ma w sieci. 
- roboty planowe. 
  Za około 10 sek.
- pozwoliliście zamknąć pociąg na torze bez prądu... Cała PLK-a.
- Panie kochany, podmiana na ten skład miała być rano. Niech Pan popatrzy na zegarek która jest godzina. 
  po ok. 5 sek.
- do której to będzie trwało?
- do 18:00. 
   Tym sposobem mechanik otrzymał 4h postoju w gratisie, ale niestety zimno na lokomotywie. 

   O budżecie, budżetach kiedyś pisałem, ale ostatnio w dobie zarazy i skokowego zadłużania się instytucji państwowych jak się da, znowu nasunęła mi się refleksja. 
   Od lat 90-ych, ciągle jak słucha się opozycji, czy to w sejmie, czy w sejmikach, czy w radach miast, to zawsze ona stęka, że ten budżet nas pogrąży, po tym się już nie podniesiemy i w ogóle będzie jak w Etiopi. Oczywiście po tych stękaniach, ujadaniach zasadniczo nic się nie dzieje. Kraj żyje, województwa też, miasta, powiaty, gminy. Po wymianie tych u steru, role się odwracają i ujadają, ci, którzy niedawno rządzili, a teraz zostali wymienieni. 
   O co więc w tym chodzi? 
   Ogólnie to może nie, ale wiadomo, że jakby nasze państwo (inne też), ludzie mieli spłacić obecne zadłużenie, to takiej gotówki nie ma w ogóle w obiegu i trzeba ją wyprodukować, wydrukować. Czy zatem nie jest tak, że w dzisiejszej ekonomii państwa mogą drukować kasy tyle ile chcą i potrzebują? Francja jest zadłużona na 100% PKB, my przekroczyliśmy już 60% PKB dopuszczalne, niby, w UE, USA wydrukowało se 2 bln dolków. Czyli co? Każdy se drukuje ile chce i jest ok. Ktoś gdzieś, kiedyś przychodzi i mówi, jak w pokerze, sprawdzam? O co w tym chodzi dla prostego zjadacza chleba i po co, jak zwykle, to owijanie w bawełnę, że jakaś ekonomia, skoro dla własnych potrzeb (państwa) drukują i wpuszczają do obiegu ile doraźnie chcą. No i nie jest powiedziane - uruchamiamy drukarnie i za dzień będziemy mieli ile chcemy lub ponaciskamy zera na klawie, wciśniemy ENTER i już mamy kasę w obiegu. 
   Skoro wszyscy są zadłużeni w UE, to właściwie od kogo pożyczamy tą kasę? Ktoś ma przyzwolenie na większy dodruk, większe operacje na klawie? Na zasadzie, my se możemy zaENTERować 7 zer, a wy tylko 6 zer?
   Może kiedyś zgłębię temat, ale powierzchownie wygląda to i tak dziwnie. 
   Zdjęcie. 
  Pamięta ktoś takie cudo? Jeszcze kilka lat temu można było zobaczyć na budynku stacji:
  Gdzie rozebrano linię kolejową 159

  Niestety stare, ładne budynki stacyjne w takich sytuacjach popadają w ruinę, a następnie ulegają wyburzeniu, a szkoda. 

  Tyle, narka.

środa, 14 października 2020

Środa #1715

    Ach te zaległości. 
    W niedzielę wieczorem wszedł na stację 972. Były już tory zajęte przez 979, 830, 895. Wpierw przyszedł z dwoma piwami, po jednym na gowę, to spożyliśmy. Następnie, a miał iść do drugiej pracy na nockę, stwierdził, że napierdala na dwa etaty i robi sobie wolne. Niech teraz inni napierdalają i poszedł po flachę. Przyniósł żubrówkę białą i w zasadzie spożył 2/3, a ja resztą, bo jakoś jemu lepiej wchodziło jak mnie. 
    Jak tory były zajęte, to symptom tych czasów, przez jakiś okres, oprócz mnie, reszta "siedziała" w komórkach. Każdy w swojej coś tam grzebał, ale bym nie był odosobniony, to na kompie robiłem dalej otoczenie do swojej scenerii. Może za 3 tyg. uda się ją wydać. To jakiś dramat jak to długo u nich trwa jak się nie ma znajomości. W tle leciał jakiś film w TV. 
    Wieczorem k/22:00 stacja opustoszała. Po 22:20 979 przyjechał z zamówioną pizzą, ale odbiór osobisty, bo gdzieś tam musiał jechać, więc ją odebrał po drodze, bo tak przyjechała by może godzinę później. Zeżarłem chyba z 4 kawałki, więc dokonałem katastrofę gastryczną dla żołądka na noc. 972 zeżarł jeden kawałem, bo wcześniej spawał, to nie żarł wiyncyj. Po 23:00 ruchem manewrowym 979 przetoczył się na grupę D. Pozostałem z 972 na grupie A. Przyniosłem materac dla siebie, pośpiel, a 972 wyglebił na moim łóżku. Na początku wyglebiłem, a było już po północy na materacu, ale 972 zawołał mnie cicho do siebie. Przeniosłem się do swojego łóżka. Dostał jakiejś chcicy, bo ciągle mówił, bym go przeleciał. Tłumaczyłem mu cicho, że nie mogę, bo 979 na grupie D, nadto ma drzwi otwarte i będzie słychać, mimo tego 972 napierał cały czas. Po 3x tłumaczenia poszedłem na materac. 
   W nocy spałem z przerwami, jakoś się przebudziłem k/04:00. Było mi gorąco, bo to chyba była kulminacja trawienia pizzy i resztek alko. Odkrywałem się, nie mogłem zasnąć, ale po, chyba, godzinie udało się. 
   Rano bez śniadania, bo przecież byłem nażarty. Po procedurach porannych przyszło dokończyć, to co nie nastąpiło w nocy. Muszę przyznać, że jak na swoje lata 972 się trzyma i dobrze wygląda, natomiast gorzej jest z moją kondycją. Po 10 min kopulacji, praktycznie opadłem z sił. W sumie ze 172 robię to zupełnie inaczej i nie mam wyćwiczenia w kopulowaniu od tyłu, to też wymiękłem. Mięśnie w pewnym momencie powiedziały - nie, już nie damy rady. 
   No nic. Dokończył 972, trochę mu ręką pomogłem, a ja... Może ze 172 coś zrobię. 
   Chcę się skontaktować z małym, średnim skurwielem od 972 czy udało mu się dostać do szkoły i pogadać z nim, czy się uda go ściągnąć - nie wiem. 

   Ta jedna noc spowodowała, że nie spałem w swoim łóżku, to też nie słyszałem jak zachowuje się ostatnia szczurzyca. To co kiedyś opisywałem wraz ze zdjęciami, jak inna w kuchni, codziennie zasłaniała się w szufladzie gazetami, a następnie odsłaniała, to ta ostatnia w łóżku robiła to samo. Słyszałem rano, jak przekłada specjalnie potargane i pogniecione w prostokątach kawałki gazet, które im zawsze dawałem, to był znak, że szykuje się do spania. Słyszałem tą procedurę prawie dziennie rano jak wstawałem. To co pisałem - mijaliśmy się. Ja wstawałem, ona szła spać. Tej przedostatniej nocy i rano tego nie słyszałem, bowiem spałem na materacu. Może szybciej bym zainterweniował. Inna sprawa, że 972 odszedł ze stacji dopiero o 13:15 to też procedury poranne były przesunięte i nie wiedziałem co się dzieje ze szczurzycą. Sam też nie wiem, na ile bym przedłużył, i czy realnie była taka możliwość, jej życia.
   Dziś jest inaczej. Spałem na grupie A, wiedząc, że jestem sam. Rano cisza, która dotychczas była przerywana zamykaniem norki gazetami. Po 4 latach nadal mam odruchy zachowywania się na stacji cicho, bo szczury nie lubią hałasu, chodzę i dalej mam odruch patrzenia pod stopy i zwracania uwagi, czy czasem jakieś bym nie przydepnął. Trochę czasu minie, nim zacznę funkcjonować jak na pustej stacji. 
   Oki, by nie przedłużać, bo zaś nie wyjdzie na szlak notka, to wypycham ją ze stacji. Tym razem bez zdjęcia. 
   Narka.

wtorek, 13 października 2020

Wtorek #1714

     Dwie notki czekają na torze bocznym na wypchnięcie, a tu kolejna ominęła kolejność i dziś, po tygodniu ukazuje się następna. 
     Zakończył się kolejny etap w moim życiu. Ród szczurzy dziś opuścił stację. Ostatnia szczurzyca, z którą nie najlepiej było już w sobotę popołudniu, a przynajmniej pierwsze symptomy się pojawiły, dziś odbyła ostatnią podróż do weterynarza. Miałem iść z nią wczoraj, ale czemu się to nie odbyło, to w notce, która czeka na publikację. 
     Dziś wiedziałem, że muszę z nią iść, tym bardziej, że wczoraj mało zjadła. W nocy była mała aktywna, a poprzedniej nocy nie spałem w swoim łóżku, to też nie słyszałem co robiła. Po procedurach porannych przyszedł czas na szczurzycę, a jak podszedłem w okolicę biurka, to patrzę a ona do połowy wysunęła się z za łóżka. Już wiedziałem, że to znak, że to ostatnie jej chwile. Nie wiem czy o tym kiedyś pisałem, ale niektóre szczury tak mają, że jak jest z nimi bardzo źle to, co normalnie dla szczurów jest nienormalne, wychodzą ze swoich norek na powierzchnię. Kilka razy już tak było, bo przecież przy ilości ok. 150 szczurów, które kiedyś grasowały po st. mac. takie rzeczy się zdarzały. Dziś po raz kolejny przyszło mi doświadczyć tego zjawiska. To zachowanie szczurów można tłumaczyć tym, że może nie chcą się męczyć już dalej i instynktownie oddają się w łapy drapieżników. Nie znajduję jakiegoś innego wytłumaczenia na takie zachowanie. Mniej prawdopodobne wydaje się to, że wysuwają się, wychodzą ze swoich norek po to by uzyskać pomoc, by je wyleczyć. 
   Mimo, iż z ostatnią szczurzycą byłem najmniej związany z powodu jej nie oswojenia, to u weterynarza trochę się popłakałem. Jednak ona zamknęła pewien etap w moim życiu. Może nie ona bezpośrednio, ale pośrednio, na szybko przywołała inne chwile ze szczurami, tymi oswojonymi, a także mniej oswojonymi, z którymi kontakt przez ostatnie 4 lata był na st. mac. 
   Jedyne co, i to powiedziałem weterynarzowi, to danie im swobody w grasowaniu po st. mac. powodowało, że nie widziałem co się z nimi dzieje i nie zawsze można było szybko interweniować. Inną sprawą jest, że, co pisałem, natura w szczurach poszła na ilość nie na jakość. Bardzo szybko się mnożą, czego przecież doświadczyłem na st. mac., ale krótko żyją. 
   Zastanawiałem się o czasie ich odchodzenia. Dla nas jest to szybko, bo z obserwacji widziałem, że kilka dni i szczury odchodziły. W porę wypatrzone guzy i operacje, bo u części się one odbyły, przedłużały im żywot o miesiąc do 3 m-cy. U nich te kilka dni, to może jak u nas kilka miesięcy?
   Zmianie, po czasie, ulegną zwyczaje ugruntowane przez ostatnie lata. Np. na grupie A, gdzie do końca przebywały szczury, ograniczone było odkurzanie odkurzaczem, bowiem mam ok. 36 letni odkurzacz, który działa, ale hałasuje przy odkurzaniu, a ponieważ szczury nie lubią hałasu, to rzadziej było odkurzane na rzecz częstszego zamiatania. Wieczorne herbaty, bo specjalnie wieczorem była robiona herbata dla nich, bowiem wodę średnio piły, a w zasadzie to w ogóle. Czasem i za dnia, jak zrobiłem sobie to im wymieniałem. Nie było głośnego słuchania muzyki, imprezek głośnych, bo j/w. Dostosowałem część swojego życia, zwyczajów do potrzeb szczurów. Nawet w kuchni, gdzie ostatnia szczurzyca już nie chodziła, to jednak pozostawiłem tam ich tereny mało tknięte, jakby tam czasem polazła. Oczywiście były jeszcze inne, jak np. telefony były z dala od nich, by nie dostawały zawału, jak dzwoniły. Nie były przeraźliwie głośne, ale lepiej jak miały za dnia, kiedy spały, spokój. Trudno teraz wszystkie wymieniać. 
   Żywieniowo też miały urozmaicenia. Ostatnio ich stałym wieczornym posiłkiem był pasztet, bo za nim przepadały, czasami dostawały trochę kiełbasy, ryby, pomidora, marchwi, słonecznik, który też b. lubiły, a ze stonki wióry z pieczywa, czyli nasiona dyni, kruche ciasto z drożdżówek. Przepadały jak my za słodyczami, oczywiście ograniczałem, ale w momentach jak ich było wiyncyj, to czasem dopadły jakąś pozostawioną czekoladę, czy np. Michałki lub inne. 
   W zasadzie tyle, bo przecież nie pierwszy raz piszę o szczurach. Ostatnio mniej, bo i ostatnie szczury nie były oswojone. Najważniejsze, że mogły tu w b. dobrych warunkach dożyć starości. Warunki miały nieporównywalne z innymi gryzoniami trzymanymi przez ludzi w domach. 
   Co już pisałem, nie mogę sobie nic zarzucić, odnośnie ich bytowania na st. mac. i nikt mi nie zarzuci, że one miały się tu źle. 
   Zdjęcia. 
   Te, w przeciwieństwie do poprzednich, zostały jeszcze wykonane za życia ostatniej szczurzycy. 
  
Jak ją zobaczyłem już za łóżkiem, to, niestety, wiedziałem, że tu już dużo się nie zdziała.
I jeszcze jedno, po poniesieniu części łóżka. 

   Zdjęcia ciemne, bowiem obowiązkowo bez lampy błyskowej, na co też zawsze innym zwracałem uwagę, że zdjęcia wyłacznie bez lampy błyskowej, bo szczury nie lubią ostrego/mocnego światła. a na dworze pada od dwu dni, to też ciemnawo za oknem i ciemno na st. mac. 
   Tyle, narka. 

wtorek, 6 października 2020

Wtorek #1713

    Czas tak zapierdala, że nie ma kiedy tych wpisów robić. To bez zbędnego gadania przechodzimy do meritum. 
    W nd. dwie godziny naprawiałem czajnik przewodowo/bezprzewodowy, który złożyły chińskie małe rączki. Oczywiście w planowym postarzaniu produktu okazało się, że wygięły się dwie niewielkie blaszki, które powodowały odbijanie włącznika, oraz druga, która była odpowiedzialna za zamknięcie obwodu. Efekt - nawet jak się włącznik podniosło i zaklinowało, to i tak obwód nie był zamknięty i czajnik nie grzał wody. 
    Po wygięciu blaszek do, powiedzmy, pierwotnego położenia, obie funkcje zaczęły działać. 

    Na fali naprawiania zaległych rzeczy doczekał się też nasłuch kolejowy, baofeng uv-5r. Po latach pracy uwalił się kabel przy zasilaczu. Tyle razy był wyginany. Na szczęście mała gumka spowodowała, że jeszcze można się było dostać do bezpośredniego kabla od zasilacza i polutować. Sam nasłuch też został rozebrany, oczyszczony i na nowo przylutowany jeden kabel od głośnika, bo chińskie małe rączki go tak przylutowały, że się urwał. Oczywiście doczekał się wstawki, znacznie grubszej, by można było w przyszłości aparat swobodnie rozebrać. 
    Po sprawdzeniu - działa. Kolejny sukces. 

    Wchodzi na stacje okresowo 172. Ostatnio nową pozycję z nim zrobiłem. Do tego stopnia się przy niej podnieciłem, że znowu jakaś blokada nastąpiła, ale tym razem postanowiłem nie markować i dojść do końca. Już po trochę stękał, że jednak go zmęczyłem, ale nie w tym stylu, by już tak więcej nie nastąpiło, tylko bardziej jako stwierdzenie faktu. Twardy jest, a jednocześnie ma jakieś tam swoje potrzeby. Dobrze, że one się zgrały z moimi. No i te jego mięśnie...

   Szczury. 
   Właściwie to jedna szczurzyca. Dostosowała się jakoś do mnie. Z racji mieszkania w łóżku, w którym śpię, tylko ona na dolnym piętrze, to wie kiedy wyglebiam i kiedy mniej więcej się przebudzam. Jak wyglebiam, to słyszę jak ona się zbiera do funkcjonowania. Podobnie rano. Jakoś słyszy, albo przeczuwa moje wybudzenie i wstanie, to też, co kiedyś pokazywałem na zdjęciach przy okazji szuflady w kuchni, dekuje się kawałkami gazety. Po przebudzeniu słyszę jak norkę kamufluje gazetami, być może wykłada sobie też gniazdo nowymi kawałkami i..., w zasadzie się mijamy. Wychodzę z łóżka, a ona w tym czasie zasypia w łóżku. Ile razy to robi, to współczuję szczurzycy u 972. Ta to ma tam przejebane. Ostatnia u mnie, raz że pamięta, albo i nie, czasy młodości i wielkości rodu szczurzego, dwa nadal ma względną wolność, a na pewno bezpieczeństwo bytowania. 

   Ostatnio mam dość płodne dni. Aż sam się dziwię i wielka szkoda, że tak nie było w lecie. Tyle bym zrobił i szybciej, a jakoś mnie w lecie przywaliło i jakaś kapa z realizacją czynności.  
  
   No dobra, bo następne zadania w kolejce, to się zabieram, a notkę pcham nim jakiś skład wejdzie na stację. 
   Zdjęcia. 
   Dawna stacja Gracze (woj. Opolskie).
Ze stacji, co widać niewiele pozostało. Pewnie do dziś to nawet części torów nie ma.
  Rozjazd ręczny, uzależniony zamkiem kluczowym.
  Tor szlakowy w kierunku Niemodlina. 
   Tyle, narka.

niedziela, 4 października 2020

Sobota #1712

   Coś z tymi wpisami ostatnio kiepsko. No to coś zaległego. Wizyta u stomatologa, tym razem wpierw pojechałem do przychodni stomatologicznej, do której kiedyś jeździłem do znajomego, on tam dalej leczy, z zębiskami, a tym razem byłem tam na wizycie konsultacyjnej. 
   Tomograf komputerowy w tej przychodni, wyremontowanej z dekadę temu kosztuje 150zł, konsultacja 50zł. Jednak okazało się, że konsultacja tu jest niewystarczająca, trza jechać do nowszej przychodni, do lepsiejszego specjalisty, do którego przekierował mnie konsultant z tej. 
    No nic. Nie pozostało nic innego jak pojechać do innego m-ta do lepsiejszego specjalisty. Niestety przychodnia niedawno postawiona w nowym budynku, z nowymi bajerami, to i ceny wyższe. Tomograf komputerowy 200zł, a wizyta periodontologiczna 150zł. Nie, dla jasności, nie - oprócz oglądania zdjęcia i planu pracy nic nie zrobiono, w sensie, by grzebano w zębach czy cuś takiego. Na dwie wizyty, w których deliberowano co zrobić wydałem 550zł. 
   Nie ma to jak sprywatyzowana "służba" zdrowia. Teraz czeka mnie usuwanie kamienia z zębów, ale zastrzeżono, że to musi być zrobione u nich, bo jak zrobię to gdzieś indziej, NFZ raz do roku refunduje usuwanie kamienia, to oni i tak będą musieli poprawić, a koszt niezależny, czy poprawki, czy usuwają cały kamień to 200zł. Później dopiero zabiorą się za zębiska. 
   By nie było, iż tylko stękam na ceny, to jednak rozwój w "fotografii" zębowej nastąpił znaczący. Zdęcia dziś kolorowe, widoczne, ostre, a nie to co kiedyś małe klisze z wielkiego aparatu rentgenowskiego, na których mało co było widać. Teraz ostre, wyraźne, można sobie na ekranie komputera przesuwać wzdłuż płaszczyzn x, y dowolnie i wszystko widać. Z tego widać wyszło, że kiedyś tam, jak robiono mi kanałówkę górnej lewej szóstki, to coś tam poszło nie tak i do dziś wdupiło większość kości od zewnętrznej strony, odsłaniając cały korzeń od strony policzka. Dziurę przykrywa dziąsło. Jak to zobaczyłem, to aż mnie zmroziło. Lekarz powiedział, rok, dwa i przy nagryzieniu nawet czegoś miękkiego mógłby Pan utracić zęba, bo kości z zewnątrz nie było by w ogóle. Wykryto dziurę w siódemce dolnej do leczenia kanałowego, nowoczesną metodą - 1200zł. No w ogóle remont kapitalny w jamie ustnej i to ostatni taki za Pańskiego życia, więc niech się Pan zastanowi, bo za chwile polecą zęby na zygzak i, i tak nie będzie czym gryźć. 
   Przesypiam się z tym już 5 dni. Na razie będziemy robić, bo i tak coś robić trza i myślę, że jak przy remoncie, robię tak, by już do tego drugi raz za życia nie wracać, to może tu też trza by podobnie zrobić. 
   Oczywiście zdaję sobie sprawę, że część z tych opłat idzie na pokrycie kredytu nowoczesnych gabinetów z szybami, próżniowymi, które po naciśnięciu jednego przycisku stają się matowe, jakiegoś rzutnika na ścianę, który cały czas emituje filmy z yt, z jakiś dronów, wypasionych samochodów dla lekarzy, bo takie bryki, że głowa boli itp. Ale co zrobić, takie czasy, że wszyscy chcą żyć na 110% byle już, byle wiyncyj, byle zaraz, a nie później. 
   Z jednej strony ratuję uzębienie, z drugiej dokładam się wymiernie do tego byle już... Ech...
   
   Szczury. 
   W zasadzie to jedna szczurzyca, która została. Dwa dni temu było dane mi ją widzieć jak przechodziła k/biurka i nie widziałem na niej guzów. Szła trochę babciowato, ale jeszcze jest sprawna. W nocy kiedy wchodzę do łóżka ona się budzi, albo już czeka, aż się położę i zaczyna urzędowanie, wszak to nocne stworzenia. Pewnie łazi po grupie A, kiedy śpię, choć z rzadka łapię ją, jak się przebudzę, że gdzieś grasuje. Współczuję jej, bo jest ostatnia i pewnie pamięta czasy świetności rodu szczurzego kiedy dziesiątki ich były na st. mac. Wtedy to musiało być ciekawe dla nich. Nocne grasowanie na stacji. Niestety ich czas, szczurów, już minął. Jak trzeba będzie to ostatnia szczurzyca trafi do weterynarza na ratowanie życia, na razie tego nie widzę i w ogóle ją mało widzę. To uboczny skutek nieoswajania się z nimi. Ile razy myślę o szczurzycy u 972, a o tych na st. mac. to żal mi jest tej u 972. Ta to tam ma przejebane. U mnie, nawet ta ostatnia ma względną wolność. Nie żyje w klatce, ma swobodę ruchów, przemieszcza się, choć, niestety, została sama. Ale to trochę nieuniknione, bo towarzystwa jej sprowadzać nie będę. Wraz z nią, jak kiedyś zejdzie, minie epoka szczurów na st. mac. 

   Byłem u 824. Bez zmian. Lodówka pełna. Wyciepłem kolejne rzeczy ważne do np. maja, lipca, a mamy październik. Poprzednio ich nie zauważyłem, zresztą trudno mi nagle wybebeszyć całą lodówkę, bo on by się ciepał.
   824 ma cykle działania. Nie jest to zła rzecz w dobie, u niego, tracenia pamięci. Po prostu w, z góry, zapamiętanych dniach tygodnia, dniach miesiąca wykonuje określone czynności. Przy zakupach ma to, niestety, uboczne skutki, bowiem kupuje co tydzień zupełnie niepotrzebnie kolejne partie żarcia. I tak co tydzień lata po padliny. I w lodówce znalazłem padliny z przed 3-ch tygodni, 2-ch tygodni, tygodnia, a jak byłem to przyniósł bezrefleksyjnie nowe. Te najstarsze usiłowałem wyciepnąć. Usiłowałem, bowiem, praktycznie, z kosza wsadzał je ponownie do lodówki. Po co? Nie wiem, choć mówiłem mu, że to się już nie nadaje do żarcia, nadto ma nowe, świeższe, a tego przeca nie zeżre. 
   Po tym mini wykładzie i w zasadzie po każdym wykładzie, mówię do siebie - ten mózg nie działa prawidłowo, nie reaguj. Niestety co raz częściej muszę się tym hasłem blokować. 
   Chyba to już pisałem, że wymyślił, że chce zająć tor na st. mac. Siłą rzeczy przygotowuję się do tego i remont na grupie B będzie temu służył. 
   
   Ach...., generalnie mimo poprawiających się, dla znacznej części społeczeństwa, warunków bytowych, w tym mnie, przyrasta problemów. 
   Tu przydało by się sprostowanie. Może ten przyrost problemów teraz widzę dosadniej, bowiem drużyny trakcyjne wchodzące na stację doszly do wieku k/30-ki i więcej, to o nich słyszę, niż mieli 20-kę. Przeca w wieku 20 lat, świat wygląda przyjemnie, radośnie, życie wyobrażamy sobie jako pasmo samych radosnych chwil, jednak z latami to tak nie jest, co uwidacznia się dość znacząco k/30-ki. No i teraz w zasadzie najmłodsze roczniki drużyn trakcyjnych podbijają do tej cezury czasowej. Mnie też nie chce się już hołubić kolejnych młodych roczników, jak choćby "małych"  skurwieli od 972. Oczywiście, z racji znajomości z 972 przyglądam się im, ale już nie z takim entuzjazmem jak kiedyś. 
  
   Zdjecie. 
   Zdjęcie takie z dupy, ale takie czasem też się robi. Jedynki w składzie pociągu zdeklasowane na dwójki. W takich się wygodnie jechało. 
   Narka.