wtorek, 13 października 2020

Wtorek #1714

     Dwie notki czekają na torze bocznym na wypchnięcie, a tu kolejna ominęła kolejność i dziś, po tygodniu ukazuje się następna. 
     Zakończył się kolejny etap w moim życiu. Ród szczurzy dziś opuścił stację. Ostatnia szczurzyca, z którą nie najlepiej było już w sobotę popołudniu, a przynajmniej pierwsze symptomy się pojawiły, dziś odbyła ostatnią podróż do weterynarza. Miałem iść z nią wczoraj, ale czemu się to nie odbyło, to w notce, która czeka na publikację. 
     Dziś wiedziałem, że muszę z nią iść, tym bardziej, że wczoraj mało zjadła. W nocy była mała aktywna, a poprzedniej nocy nie spałem w swoim łóżku, to też nie słyszałem co robiła. Po procedurach porannych przyszedł czas na szczurzycę, a jak podszedłem w okolicę biurka, to patrzę a ona do połowy wysunęła się z za łóżka. Już wiedziałem, że to znak, że to ostatnie jej chwile. Nie wiem czy o tym kiedyś pisałem, ale niektóre szczury tak mają, że jak jest z nimi bardzo źle to, co normalnie dla szczurów jest nienormalne, wychodzą ze swoich norek na powierzchnię. Kilka razy już tak było, bo przecież przy ilości ok. 150 szczurów, które kiedyś grasowały po st. mac. takie rzeczy się zdarzały. Dziś po raz kolejny przyszło mi doświadczyć tego zjawiska. To zachowanie szczurów można tłumaczyć tym, że może nie chcą się męczyć już dalej i instynktownie oddają się w łapy drapieżników. Nie znajduję jakiegoś innego wytłumaczenia na takie zachowanie. Mniej prawdopodobne wydaje się to, że wysuwają się, wychodzą ze swoich norek po to by uzyskać pomoc, by je wyleczyć. 
   Mimo, iż z ostatnią szczurzycą byłem najmniej związany z powodu jej nie oswojenia, to u weterynarza trochę się popłakałem. Jednak ona zamknęła pewien etap w moim życiu. Może nie ona bezpośrednio, ale pośrednio, na szybko przywołała inne chwile ze szczurami, tymi oswojonymi, a także mniej oswojonymi, z którymi kontakt przez ostatnie 4 lata był na st. mac. 
   Jedyne co, i to powiedziałem weterynarzowi, to danie im swobody w grasowaniu po st. mac. powodowało, że nie widziałem co się z nimi dzieje i nie zawsze można było szybko interweniować. Inną sprawą jest, że, co pisałem, natura w szczurach poszła na ilość nie na jakość. Bardzo szybko się mnożą, czego przecież doświadczyłem na st. mac., ale krótko żyją. 
   Zastanawiałem się o czasie ich odchodzenia. Dla nas jest to szybko, bo z obserwacji widziałem, że kilka dni i szczury odchodziły. W porę wypatrzone guzy i operacje, bo u części się one odbyły, przedłużały im żywot o miesiąc do 3 m-cy. U nich te kilka dni, to może jak u nas kilka miesięcy?
   Zmianie, po czasie, ulegną zwyczaje ugruntowane przez ostatnie lata. Np. na grupie A, gdzie do końca przebywały szczury, ograniczone było odkurzanie odkurzaczem, bowiem mam ok. 36 letni odkurzacz, który działa, ale hałasuje przy odkurzaniu, a ponieważ szczury nie lubią hałasu, to rzadziej było odkurzane na rzecz częstszego zamiatania. Wieczorne herbaty, bo specjalnie wieczorem była robiona herbata dla nich, bowiem wodę średnio piły, a w zasadzie to w ogóle. Czasem i za dnia, jak zrobiłem sobie to im wymieniałem. Nie było głośnego słuchania muzyki, imprezek głośnych, bo j/w. Dostosowałem część swojego życia, zwyczajów do potrzeb szczurów. Nawet w kuchni, gdzie ostatnia szczurzyca już nie chodziła, to jednak pozostawiłem tam ich tereny mało tknięte, jakby tam czasem polazła. Oczywiście były jeszcze inne, jak np. telefony były z dala od nich, by nie dostawały zawału, jak dzwoniły. Nie były przeraźliwie głośne, ale lepiej jak miały za dnia, kiedy spały, spokój. Trudno teraz wszystkie wymieniać. 
   Żywieniowo też miały urozmaicenia. Ostatnio ich stałym wieczornym posiłkiem był pasztet, bo za nim przepadały, czasami dostawały trochę kiełbasy, ryby, pomidora, marchwi, słonecznik, który też b. lubiły, a ze stonki wióry z pieczywa, czyli nasiona dyni, kruche ciasto z drożdżówek. Przepadały jak my za słodyczami, oczywiście ograniczałem, ale w momentach jak ich było wiyncyj, to czasem dopadły jakąś pozostawioną czekoladę, czy np. Michałki lub inne. 
   W zasadzie tyle, bo przecież nie pierwszy raz piszę o szczurach. Ostatnio mniej, bo i ostatnie szczury nie były oswojone. Najważniejsze, że mogły tu w b. dobrych warunkach dożyć starości. Warunki miały nieporównywalne z innymi gryzoniami trzymanymi przez ludzi w domach. 
   Co już pisałem, nie mogę sobie nic zarzucić, odnośnie ich bytowania na st. mac. i nikt mi nie zarzuci, że one miały się tu źle. 
   Zdjęcia. 
   Te, w przeciwieństwie do poprzednich, zostały jeszcze wykonane za życia ostatniej szczurzycy. 
  
Jak ją zobaczyłem już za łóżkiem, to, niestety, wiedziałem, że tu już dużo się nie zdziała.
I jeszcze jedno, po poniesieniu części łóżka. 

   Zdjęcia ciemne, bowiem obowiązkowo bez lampy błyskowej, na co też zawsze innym zwracałem uwagę, że zdjęcia wyłacznie bez lampy błyskowej, bo szczury nie lubią ostrego/mocnego światła. a na dworze pada od dwu dni, to też ciemnawo za oknem i ciemno na st. mac. 
   Tyle, narka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz