środa, 30 stycznia 2019

Środa #1488

   Był wczoraj 172. Ja pierdole, znowu ma okres w którym zajebiście wygląda. To tak jak kiedyś miał 975. Jeszcze nim się położyłem na nim, to kutas już stał gotowy do działania. Po ściągnięciu przez niego koszulki i spodni od razu stanąłem za nim i przykleiłem się do niego. Przyciągnąłem go do siebie, a mój członek dotykał jego pleców (172 jest niższy ode mnie). Czasem opierał się o jego szparę w pośladkach, ale ocierałem się o jego plecy, a warami głaskałem jego umięśnioną krótką szyję. Po czasie ręce jedną ręką ściągnąłem mu do tyłu. Klata się naciągnął, barki uwydatniły. Oczywiście na klatę poleciały klapsy, na płaski brzuch też. Trochę się odsunąłem to i pośladki dostały. Jednak wzbierało we mnie i by nie zrobić jakiegoś falstartu, to położyłem na przygotowanych pufach. Zaległ, ręce sam odgiął do tyłu. Klata się naprężyła, uniosła. Wyglebiłem na jego klatę. Tym razem leżąc na nim warami głaskałem jego przednią część szyi z naprężonymi żyłami wydostającymi się z pod skóry. Kutas w tym czasie wbijał się w płaski, a w zasadzie w tej pozycji to wklęsły brzuch. Opierał się o pępek i prawie podchodził pod żebra. Jego ciepła skóra, wbijający się członek w brzuch, moje wary na jego szyi, a ręce na barach powodowały praktycznie zawrót głowy. Odbiór jego ciepła, napięte mięśnie pod skórą, ten płaski, a nawet wklęsły brzuch działały na mózg, który jednak zachował trochę zimnej krwi, bo pomyślał o stłuczonych żebrach. Podniosłem więc z niego. W tym momencie poczułem pod swoimi pośladkami jego naprężony organ. Ta wielka pyta przebudziła się do działania. To może być groźne na nocce, bo on zawsze chce go uruchomić do działania, jednak staram się dbać, by mi wątróbka i nerki nie wypadły, przez zbytnio duży otwór. Choć kiedyś w takiej pozycji sam się nabiłem, to jednak szybko się zsunąłem. Za duży rozmiar.
  Wstałem, poszedłem po sznurki i rozciągnąłem mu pojedynczo ręce, a następnie przywiązałem z jednej strony do nogi od stołu, z drugiej do ramy łóżka. Miejsca mocowań sznurków są już znane od dawna i sprawdzone. Teraz dopiero, jak ponownie siadłem na niego, to widok jego rozciągniętych rąk, z uwydatnionymi bicepsami, te barki, które też pod wypływem takiego ułożenia się uwydatniły, a klata jeszcze bardziej się naprężyła. Już poprzednie doznania rozpierdalały mózg, a do tego jeszcze doszły wzrokowe związane z odpowiednią figurą, jego organem między moimi pośladkami. Oczywiście musiałem się powstrzymywać, bo zbyt szybko nie dojść, ponieważ on jak zwykle w przelocie, między jednym, a drugim zadaniem więc powtórki by nie było. Siedząc na nim i robiąc spanking zastanawiałem się czy nie obrócić się. Wiem, że średnio to lubi, ale też coś dla mnie. Wreszcie zdecydowałem się. Wstałem, siadłem ponownie, ale tym razem jego głowa była z tyłu. Stopniowo się obniżając zacząłem czuć jego zarost na moich pośladkach. Klata nadal napięta, bowiem ręce przywiązane na krzyż. Ach jakie miłe doznania jego krótkiego zarostu lekko drapiącego moje pośladki. Takie figury robiłem też z 977. Przy tej pozycji postanowiłem pomęczyć jego brzuch. Zaczęły się lekkie ciosy poniżej pępka. Powiedział kiedyś, że tam można uderzać. Po kilku ciosach spiął się, mięśnie się jeszcze bardziej uwydatniły, a ja też już byłem spięty. Tym razem nie było już czego wstrzymywać. Fala rozkoszy była nie do zatrzymania. Już po wszystkim wstępnie umówiliśmy się na dziś na nockę, która miała być w ub. tyg. Chyba nadal nie zdaje sobie sprawy z tego co się z nim będzie działo. W trakcie rozmowy wyszło jeszcze, że obecna laska już mu się znudziła. Spytałem - i co dalej?
- Nie wiem, się zobaczy.
   Tak se myślę, że takie wzajemne bytowanie, to w części zależy od możliwości eksperymentowania w seksie i na ile obie strony są do tego skłonne. Ileż to razy słyszałem, że on czegoś chce, a ona tego nie chce zrobić. Następnie seks się załamuje, bo robi się jednostajny, powtarzalny i taki sam. Szuka się możliwości zaspokojenia swoich pragnień po za domem rodzinnym. Te zdrady z niczego się nie biorą. Co innego te mięśniaki u mnie. Nie dość, że wyłapuję na co sobie mogę z nimi pozwolić, to jeszcze eksperymentuje i tez obserwuję. Czasem, z rzadka się na coś decyduję, ale jak im się nie podoba to odstępuje od tego, lub robię to niezmiernie rzadko.
   Dobra, tyle. Nie wiem czy nocka się dziś odbędzie. Niezależnie od tego dam info. Narka.

wtorek, 29 stycznia 2019

Wtorek #1487

   Jakby się komuś wydawało, że żyjemy w wolnym kraju - to nie. Nie, i qrwa żyć nie będziemy. Te bzdety to dla tłuszczy, ale ktokolwiek rozgarnięty wie, że nie ma czegoś takiego jak wolność działań, poczynań, zachowań itp. w społeczeństwie. Może na bezludnej wyspie tak, no może jeszcze z jedną osobą, ale to tyle, bo jak już jest więcej, to wolność się traci. Warto o tym pamiętać przy okazji każdych wyborów, tzn. czynności wciepowania makulatury do prostokątnego pojemnika. Podobnie jakby ktoś myślał, że straciła się już cenzura, która kojarzona jest z dawnym systemem. Nie, qrwa, ona działa i ma się całkiem dobrze. Taki prosty przykład, bo po co się zgłębiać w szczegóły, które mało kto rozumie, ale muzyki wiele słucha, to mięśniaków tu umoralniam. Otóż takie nagranie:

zaczyna się w stacjach radiowych od drugiej zwrotki. Czemu? Bo w pierwszej jest o cyckach. I tyle. To wystarczyło, by nakazać granie tego utworu przez stacje radiowe z pominięciem pierwszej zwrotki. Na teledysku jest to od 1'20 z pewnym remiksem z przodu wykonanym przez stacje radiowe. Ponieważ eska jest TV zachodnia i trudno jest pociąć teledysk, to na esce jest w całości, ale już w stacjach radiowych, jest grany od wskazanej wyżej minuty i 20 sek. Wiem, że teraz nie ma żadnych wyborów, w sensie wciepowania tej kartki do pojemnika prostokątnego, ale przy kolejnych pamiętajcie o tym. Do tego nagrania myślę jeszcze wrócę w kontekście innego tematu.
    To była taka mała dygresja, a teraz do tematu. Otóż zima, to właściwym jest ogrzewanie, w tym w środkach masowego rażenia. Kiedyś dawno temu w TVP3 lokalnej był materiał o ogrzewaniu w autobusach Ikarus 260. (zdjęcie zapożyczone z neta)
Dowodzono wtedy, że jest w nich zimno, bo są stare i trza je wymienić na nowe (autobusy), bo w nowych jest ciepło. Jak zwykle zadziałały tu sztuczki socjotechniczne mediów czyli oparte na twierdzeniach niemieckiego filozofa Wilhelma Hegla, który jest znany ze swojego twierdzenia
- teza + antyteza = synteza.
 Inaczej: problem - reakcja - rozwiązanie.
 Tworzy się problem - zimno w autobusach, społeczeństwo reaguje strachem (będziemy marznąć, a nie chcemy) i pojawia się rozwiązanie tych, którzy problem stworzyli, czyli nie, nie będziemy remontować starych autobusów, konserwować ich itp. ale kupimy Wam nowe, za waszą kasę, z której część przygarniemy dla siebie.
   Czemu piszę, że oni sami go stworzyli (w sensie decydenci), bo przecież mogli nakazać konserwacje urządzeń grzewczych w autobusach i cyk..., było by we wszystkich ciepło. Ale nie, bo przecież z tego nic nie będziemy mieli. To co pisałem wielokrotnie. Oni siedzą jak pająki w sieci i czekają tylko na przetargi, by z nich uszczknąć część dla siebie. Bez przetargów to marnują się w tej pajęczynie i nie bardzo wiedzą co mają robić. Najlepiej nic nie robią, bo to następnie generuje i tak potrzebę wymiany czegoś, zmiany itp. Ale dobrze wychodzi im właśnie tworzenie problemów, na które następnie znajdują rozwiązanie, już po akceptacji ze strony tłuszczy, która łyka to jak głodne pelikany.
   By nie było, że bredzę z ogrzewaniem, to jeździłem kiedyś w komunikacji miejskiej, kilka lat w tym i zim, autobusem Jelcz M11.
 Jeszcze jedno z przodu

 Ponieważ jestem ciepłolubny, to jakże by było, bym marznął w autobusie. W corocznych przygotowaniach do zimy najważniejszym punktem była konserwacja nagrzewnic w autobusie 4-ch, bo tyle ich było. Późnym latem lub na jesieni były demontowane, czyszczone w środku przez przepłukanie kilkakrotne, z zewnątrz z zanieczyszczeń, które do nich się przyklejały na wskutek działających przez sezon zimowy wentylatorów, a także uszczelnienie drzwi, ich regulacja itp. Efektem tego była jazda w kabinie, nawet przy -10C z otwartymi drzwiami do przedziału pasażerskiego, w koszulce z krótkim rękawkiem. Pierwszą zimę przejeździłem i zamarzała mi lewa stopa, bo jak popatrzycie, to tam jest szyba do samej podłogi. Nawiew był z drugiej strony kolumny kierowniczej, i przy tej szybie było ciągle zimno, bo kolumna zasłaniała dojście tam ciepłego powietrza. Następnej zimy, przy szybie pojawiła się 5-ta nagrzewnica, bez wentylatora, tylko leżała i grzała. Od tego momentu skończyły się problemy marznięcia lewej stopy, która stale była na sprzęgle. Da się? Da się, ale po co, skoro to nie generuje przetargów i kopert.
   Dziś jest dokładnie to samo. W starych autobusach nadal jest zimno, bo nikt tego qrwa nie konserwuje. Wszyscy to mają w dupie i jak na "Misiu" - pani kierowniczko ja to wszystko rozumiem, ja rozumiem, że Wam jest zimno, ale jak jest zima, to musi być zimno. 
   Przed chwilą był 230. Pojechał na kasting do TVN. Oczywiście musiałem go wygonić do łazienki by przyciął sobie brodę i wąsa. Jeszcze robię za tatusia i mamusię. Podpowiedziałem mu, by przed rozmową podpomopował trochę ręce, by mu żyły wyszły, bo jak ktoś w komisji na to będzie patrzał, to mu to pomoże. Fryzurę zrobił sobie trochę nie taką, ale cóż. Odkrył zbytnio łysinę na prawej części czoła, ale trudno, już nie było czasu na zmianę. Twarz ma ładną, taka jak ma być, czyli zwężająca się do brody, jak mają modele, a po przycięciu brody to mu się poprawiło. Dobrze jakby się dostał, bo co już kiedyś pisałem chyba, przy sesji zdjęciowej z nim, że on lubi się przebierać lubi niekonwencjonalne stroje, czyli ma umysł otwarty na takie rzeczy, to w produkcjach telewizyjnych dobrze by się czuł. Brodę niezbyt dobrze przyciął, więc mu powiedziałem dwie rzeczy:
- masz przygładzić dół brody,
- podpompować ręce
 i wyprawiłem go na kasting.
  Teraz sam się tęż się muszę wyprawić po prezent dla 979, bo się wnet starzeje. Narka.

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Poniedziałek #1486

   Sobota, nd. przeleciały i wpisów nie było, bowiem jak zwykle zajęcia, ruch na stacji i nie dało się. W sob. bylem u 972 w szpitalu. Po chemii wypadają mu włosy i to w znacznym stopniu. Pewnie jak przyjadę następnym razem to będzie już łysy. Trochę puchną mu u kostek nogi i niestety, co już pisałem ostatnio, co przyjeżdżam to jest z nim gorzej. Z tego co mówił mi ostatnio znajomy, to z tego chłoniaka przerzuciło mu się na szpik kostny.
   Wczoraj rozmawiałem m.in. na ten sam temat z 979. Kolejny, który uważa że wszystko się zrośnie, większość trza rozchodzić i po co w ogóle chodzić do lekarzy. Jak mu powiedziałem, że to można było zatrzymać na wstępnym etapie, bo stwierdził, że sam nie wie czy by poszedł do lekarza. Co za jakieś wioskowo-skurwielowe wychowanie omijające szerokim łukiem lekarzy. Nie zdają sobie sprawy, że to zupełnie niepotrzebne skracanie sobie życia i to o dobre kilka jak nie więcej lat. No cóż, tego się już nie zmieni, bo trza by ich było wyrwać z tego otoczenia, by to coś mogło zmienić, ale i tak pewności by nie było.
   Również w sob. poszedłem do stony po wióry dla szczurów. W sumie nic nowego, zbierałem z tacek, ale już po zebraniu i pójściu do kasy tak mnie zaczęło boleć przy tych stłuczonych żebrach, że zacząłem mieć problemy z oddychaniem. W stonce był 897 i razem wracaliśmy do bloków, ale miałem poważne problemy z iściem, musiałem zrobić dwie przerwy, bo skręcało mnie z bólu. Na stacji posmarowałem się maścią, ale i to wiele nie pomogło. No jakiś dramat. jakby mnie tam jeszcze bolało cokolwiek jak te wióry zgarniałem to co innego, ale nic. Tak bym przestał. Sob. i nd. z bardzo małym ruchem prawą ręką i dziś jak piszę jest już lepiej.
  Wczoraj na stacji przez 8 h ciągiem 826. Po tych 8-iu godz. odszedł ze stacji, by powrócić nań jeszcze na godzinę. To jakiś przytułek, czy co? Na szczęście wchłonął go rynek pracy, to w tyg. mam go z gowy. Ponieważ tyle przebywał na stacji 826 też wiele nie zrobiłem, ale może i dobrze, bo okolice stłuczonych żeber trochę odpoczęły.
  Za oknami śnieżyca. Tym białym gównem napierdala już 2,5h non-stop od czasu jak wstałem. Drogi oczywiście już białe, a pod większe podjazdy autobusy mają problem z wjazdem.
   Tyle, zabieram się za zajęcia dnia. Miały być łapane szczury, ale z powodu bólu, może już nie takiego, ale łapanie zostało odwołane. Wiem, one już są znowu w ciąży, bo bieganie samców się zakończyło, znaczy się znowu to samo na nowo. Już mi się nie chce, ale qrwa to białe gówno spadło, ja nie wyzdrowiałem, a już w sob. sobie zrobiłem kuku więc powtórki nie chcę. Przez to wszystko szczury mają swoje 5 minut (no nawet więcej).
   Notka miała być wcześniej, ale na stację wszedł 230 i zajął trochę czasu, później wyjście do aldi po wióry dla szczurów, tzn. skorzystałem z podwózki 230. Dopiero wieczorem zabrałem się za pomywanie w kuchni, by na jutrzejszym ewentualnym łapaniu szczurów było łatwiej.
   Straszne jest to zdrowienie. Ograniczam ruch, którego właśnie w zimie jest mi potrzeba więcej. Nie wiem kiedy i czy to nadrobię.
   Z dwu flach, które zostały zakupione na nockę ze 172 z jednej połowa w sob. została zużyta. Po incydencie w stonce postanowiłem się nie ruszać i połączyłem zawartość flachy z symkiem kolejowym, tym on-line. Faktycznie to przystopowało ruszanie dość znacznie.
   Ok. Wcześniej nie pchnąłem, bo był 230, teraz znowu się zapełniają tory stacyjne, ale widoki fajne. Znowu, i tego nie rozumiem, przechadza się koło mnie i daje się głaskać, w klacie 826. W sumie fajnie. To narka.

piątek, 25 stycznia 2019

Piątek #1485

   Szczury. Zaniedbuje je ostatnio odnośnie wpisów, ale wczoraj został zrobiony filmik żyrafce jak żarła na biurku obok mnie. Śniadanie oczywiście z nimi, bo jak siadam, to one już wiedzą, że będzie wyżerka. Im bardziej oswojone tym bliżej podchodzą. Myszak, żyrafka i mysza to włażą na biurko bo się nie boją. Reszta grasuje wokół biurka na to co spadnie lub porywając tym trzem oswojonym. Oswojone już wpadły na pomysł i żrą na otwartej przestrzeni, bo tamte niechętnie wychodzą na otwarte, wolą zakamarki. Żyrafka wprost uwielbia ściągać mi z kanapki kiełbasę, żółty ser lub inne potrawy. Jest błyskawiczna w tym, co wpierw mnie rozśmiesza, a następnie denerwuje, ale trudno.
   Wczoraj ok. 21:00 zadzwoniłem do 172, odebrała laska, powiedziała że gdzieś polazł, ale mu przekaże i powie by oddzwonił. Poszedłem więc do kuchni zrobić kawę, bo jak ma być nocka to nie mogę zasypiać. Kawa łyknięta, 22:20 a 172 nie dzwoni i go nie ma. Zadzwoniłem więc ponownie, ale nikt nie odebrał. Zabrałem się za procedury wyłączeniowe w dziale szczury. Zatowarowałem je na noc, a ponieważ nie było 172, ja po kawie, to stwierdziłem zrobimy se nockę z porniolami.
   Włączyłem sprawdzoną stronę i zacząłem przeglądać. Już to kiedyś pisałem, że głupota, która zaczyna się wylewać obejmuje co raz to przeróżniejsze działy. Branża porno się tego nie ustrzegła.
   Oglądam porniol, a tam ujęcie jakby ktoś kręcił krajobraz. Co to qrwa ma być. Jak będę chciał obejrzeć film z wystrojem wnętrz to se taki puszczę, tu chcę widzieć aktorów, a nie ich w oddali, na tle wielkiej hali np. Zrozumiałbym takie ujęcie w zakresie czasowym 2-5 sek, na zasadzie, że akcja dzieje się w takiej hali, ale nie, do cyca, przez 3/4 filmu. Zmarnowani aktorzy, zmarnowany czas, zmarnowane miejsce na stronie. Inne ujęcia, w którym "kamerzyści" kręcą np. kamerą ustawioną pod kątem 45 stopni lub 90 stopni, bo jemu się wydaje, że to jest takie fajne. Nie, qrwa, nie jest fajne, nie będę wykręcał łba o 45 czy 90 stopni by zobaczyć co się dzieje i odebrać obraz. Niech sobie idzie tak krajobraz nakręcić, bo też będzie fajnie lub filmik z rodziną i niech oni se łby wykręcają. Oprócz takich baboli, są przeróżne złe ustawienia kamer, które czasem nawet gubią aktorów z kadru, pokazując wnętrza, las, tło prawie puste łóżko, bo aktorzy się znacznie przesunęli. 
   Kolejnym poważnym błędem jest oświetlenie. Tu już mało kto zwraca uwagę na to by w kamerze, bo to trza rozróżnić, że my widzimy inaczej, kamera też, aktorzy byli dobrze widoczni. "Kamerzysta" ma obiektyw, który tylko część światła łapie, a mało kto to w ogóle ogarnia. Ogląda się więc czasami cienie aktorów, źle doświetlonych, nagrania są pod światło, w ciemnych pomieszczeniach itp. Znowu zmarnowany czas, aktorzy, miejsce na stronie. Już pomijam to, że czasem kamera jest beznadziejnie ustawiona pokazując np. na 5/6 obrazu czyjąś łydkę, stopę, brzuch i tyle.
   Następne. Wiadomo i jest to oczywiste, nie wszyscy się do wszystkiego nadają. To też takie zawody, które mają wydobyć część naszego jestestwa na zewnątrz są szczególne i do nich powinni iść Ci którzy się w tym dobrze czują. Niestety przez ogólną dostępność nośników obrazu, kamerzystą może być w zasadzie każdy. Ale co z tego do cyca, jeżeli to co oglądamy często na yt. w ogóle nas nie bierze. Źle skadrowane, nie wiadomo co autor miał na myśli, jeżeli w ogóle myślał przy nagrywaniu. 374 robi krótkie filmiki. Tak jak zaczął 4 lata temu, tak do dziś popełnia te same błędy. Robi piruety z kamerą, kręci się w lewo, w prawo. Nie wie co ma pokazać, więc nagrywa wszystko wokół. Początkowo kamery wymieniał co kilka miesięcy kupując nowsze modele, by były lepiej nagrane, ale co z tego skoro podstawowe błędy nadal pozostały. Zdjęcia też bez ładu, składu. Ostatnio podesłał, w zasadzie ciągle mi podsyła, i zwróciłem mu już po raz nie pamiętam który, uwagę, że jakby się przesunął metr, względnie 1,5 m. w prawo to wyszło by o wiele lepsze zdjęcie i miało by jakąś treść. On na to:
- że to tylko zdjęcie dla mnie, nigdzie tego nie chcę publikować.
  Chyb w ogóle nie rozumie tego, że tu chodzi o odruch. Ktoś to ma, ktoś tego nie ma i mieć nie będzie. Przypomniało mi się, jak kiedyś z nim jechałem po pompę do wody do nastawni RKP na kopalnie. Jechał swoim autem i stękał, że ma mało paliwa. Powiedziałem:
- to jedź oszczędnie.
  Oczywiście nie był w stanie, bowiem autem służbowym tak jeździ, bo ma wyjebane na paliwo, to nawyki przenosi na swoje auto i oszczędnie jeździć (prowadzić) auta nie potrafi. Przy filmowaniu, robieniu zdjęć tak samo. Nie wyrobił sobie od początku poprawnych nawyków, nie potrafił (i to jest chyba najważniejsze) skorygować własnych błędów i one się utrwaliły i pozostały. 
  Większość zdjęć dawniej robiłem tylko dla siebie, ale ustawiałem się doń długo by każde było udane. Patrzałem w obiektyw, po za niego, porównywałem to co ja widzę, z tym co widzi aparat, co chcę by się w nim znalazło, niekiedy korygowałem ustawienie. Oczywiście czasem obiekty uciekały z powodu tego długiego ustawiania, ale to inna sprawa. 374 przez jakiś czas myślał, że zawojuje yt. swoimi filmikami, a oglądalność będzie liczona w tysiącach. Życie zweryfikowało szybko, ale on nieznużony, nadal podsyła beznadziejne filmiki i zdjęcia i to nie tylko mnie.
   Ale dziś większość robi zdjęcia byle jak, byle gdzie, byle było. Przenosi się to do pornioli, bo są one podobnie kręcone. W większości byle jak, byle gdzie, byle były.
  By nie było, że wszystkie są do dupy, to, co już chyba na blogu opisywałem, dawno temu oglądałem film Cadinot'a (kiedyś znany francuski reżyser porniolów) na taśmie video. W jednym z nich, produkcja 1,5h, aktorzy po kastingu, jedna ze scen nakręcona 3-ma kamerami, rewelacyjna. Aktorzy tak to robili, jakby faktycznie coś do siebie czuli. Oglądałem tą scenę kilka razy i byłem zachwycony. Choć tam był taki zwykły seks, bez udziwnień, to odegranie tego przez nich robiło wrażenie.
   Dopiero po kilku latach w jakiejś branżowej gazecie papierowej wyczytałem wywiad z reżyserem m.in odnośnie tego filmu i tej sceny. Okazało się, że pierwotnie w scenariuszu jeden z tych aktorów miał ją zagrać z innym. Jednak na planie filmowym dwu (tych co ją zagrali) się zakochało i poprosili reżysera, by tą scenę mogli zagrać. I zgoda na taką wersję, z odpowiednim nakręceniem jej była strzałem w 10-kę. Jak to gdzieś znajdę to dam linka. Dziś takich scen już nie ma, a przynajmniej nie trafiam na takie, bo oprócz złego kamerowania dochodzi beznadziejna gra aktorska, jeżeli w porniolu można to tak nazwać. Większość nie wie czego chce na planie, chyba tylko jest tam dla kasy. Bo można zarobić to idą. Jeden nie wie czego chce od drugiego, kamerzysta nie jest w stanie nimi pokierować, bo zakładam, że jednocześnie jest reżyserem, a oni po prosto robią i wydaje im się, że to jest fajne. Nadto dochodzi do tego jeszcze słabe funkcjonowanie przy kamerach lub kamerze. Ta świadomość, że się jest nagrywanym, że jest dodatkowa osoba w pomieszczeniu, czy przy scenie ogólnie może deprymować.
   Chyba z 2 czy 3 lata temu widziałem porniola nagranego jedną kamerą, bez montażu, z ręki. Ujęcie około 25 minutowe nagrane ciągiem. Dobrze doświetlony pokój, duże łóżko, z możnością chodzenia wokół niego, dobry kamerzysta, który potrafił z ręki nagrać jednocześnie 25 min filmu, nadto odpowiednio ich kadrując, no i ładni, i dobrzy aktorzy. Nie mam linka do tego filmu, nie nagrałem go, a szkoda, bo zrobił na mnie wrażenie, jak scena w filmie Cadinot'a. Więc trafiają się perełki, ale niestety są nieliczne.
   Ileś tam lat do tyłu mięśniaki wioskowe, bo przecież na przeróżne tematy z nimi rozmawiałem, kiedy bezrobocie sięgało 29% wpadły na pomysł:
- nakręcimy porniola!
  Oczywiście chodziło o porniola gdzie jest on mięśniak i dziurawiec. Po dwu dniach gadania zrezygnowali. Nie szedłem w to, bo i tak z tego by mało co sensownego wyszło. Nie zdawali sobie sprawy, że czasem trza by pewne ujęcia powtórzyć, w czasie tych powtórek jemu musi cały czas stać. Nie może mi się spuścić za 5 min, bo jak zrobić materiał np. 15-to czy 20 minutowy, skoro on poleci dwa razy w ciągu 10 min. Co on i ona są skłonni zrobić oprócz standardu, czy potrafią to zrobić przy kamerze, oświetleniu? Po moich wywodach zrezygnowali. Oczywiście po głowie chodziła mi myśl, by to zrobić przynajmniej zobaczę ich w akcji, ale górę brała myśl,że jak wyjdzie z tego kicz, to będą mieli do mnie pretensje, bo przecież nie do siebie, bo oni ruchali jak należy. Pomysł upadł. I teraz, czy inni kręcący porniole biorą takie rzeczy pod uwagę? No chyba jednak nie. Następnie 2h oglądania (przeglądania) i trafiły się jakieś dwa sensowne materiały. Dramat. Ze 172 bym lepszego porniola nagrał jak cześć z tych w sieci, tylko kto by to kamerował, a i czy on by tego chciał, bo przecież mięśniaki-skurwiele się nie uwieczniają na obrazach. Musiałbym ukrytą kamerę ustawić, co czasem nie jest takim głupim pomysłem.
   Tyle, bo zajęcia dnia czekają. Narka.

czwartek, 24 stycznia 2019

Czwartek #1484

    Wczoraj obejrzałem kanadyjski film "Tom" na TVP kultura. Polecam jeżeli ktoś nie widział. Powtórka jest jutro o 01:05, choć na programie interii jest napisane "1:05 dziś, 25 sty - TVP Kultura" tu link -> https://programtv.interia.pl/audycja-tom,aid,103301753 i "pozostałe emisje". Myślałem, że z określeniem początku dnia problem ma tylko kzk gop, teraz już ZTM, ale widać w programach TV też ten problem istnieje. Przecież dziś tj. 24-01-2019, co nawet pokazuje komputer, to skąd u nich dziś, tj. 25-01-2019 skoro to będzie jutro? To kiedy w/g interii następuje to jutro, skoro dziś jest jeszcze o 01:05 25-01-2019? Widać w szkole uczono mnie źle, skoro powinni powiedzieć, że ta granica między dziś i jutro jest płynna i zależy od firmy, konkretnych ludzi, oprogramowania etc. Czyli w zasadzie nie wiadomo kiedy to jutro na cyferblacie następuje, a północ nie obowiązuje w dobie komputerów, może z jednym wyjątkiem 31-grudnia, kiedy to jednak przypominamy sobie, że jest to rozgraniczenie doby w konkretnym pkt. czasu.

    Wracając do filmu, to świetny film, w którym zostały doskonale pokazane osobowości postaci, relacje między nimi itp. To o czym akurat we wczorajszej notce pisałem, czyli ta przemoc w rodzinie, czy może lepiej szczególne relacje między partnerami, w filmie zostały też przedstawione. Mimo małych ram czasowych udało się to b. dobrze. Reżyser ukazał, że jedna osoba się na to zgadza, druga od razu nie i walczy o to. Dokładnie tak jak wczoraj napisałem, że jakbym dostał po ryju, to partner wylatuje od razu.
   Obraz tym bardziej zasługuje na uwagę, że zarówno reżyser i zarazem scenarzysta obsadził się w głównej rol, i mimo tego wyszedł taki dobry film. To rzadkość, a w tak młodym wieku szczególnie. Talent pozazdroszczenia i by się nie zmarnował, bo różnie to w życiu bywa. Niektórym to się przytrafia u schyłku kariery jak np. Clint Eastwood, który ostatnie filmy ma rewelacyjne, w niektórych sam się też obsadził w głównej roli, jak np. w Gran Torino. Jak ktoś ma funkcję nagrywania filmów to warto nagrać i obejrzeć w ciągu dnia.
   Z bieżących spraw. Flachy na dzisiejszą nockę kupione. Czy ona się odbędzie - nie wiem, daję 50% bo jak wiadomo z wioskowymi mięśniakami-skurwielami różnie to bywa. Na placu nadal zimno o 11:00 jest (-7C) to jeszcze zimniej jak wczoraj i przedwczoraj.
   Wczoraj jeszcze przed filmem przylazł kolega z ławki szkolnej od 834. Nigdy na stacji nie przesiadywał, ale przedwczoraj jakoś się zasiedział, mimo odejścia ze stacji 834, a byłem po spożyciu, to do niego gadałem dość sporo i chyba mu się to spodobało, bowiem wczoraj przylazł jakby na kolejny wykład przynajmniej takie robił wrażenie. Czy do tych ludzi nikt już normalnie nie gada? No w sumie to tak, bo jak teraz pomyślałem o 972 i jego rodzinie, to tam normalnie się nie gadało, nie gada i gadać nie będzie, i tak tych rodzin można by tu wymienić sporo.
   Wczoraj kolejny skład cystern zjechał z obiegu. Z odchudzaniem to będzie dramat. Czego bym się nie tknął to jest zajebiście smaczne. No kubki smakowe wariują i tak prawie ze wszystkim. Zbliżają się ferie i może to będzie dobry moment na start.
    Tyle, bo muzyczka już leci, zabieram się za sprzątanie. Miało być chytanie szczurów, ale te mrozy, to wymiękam. Wiem, one nie próżnują, samce rosną do cyca i za chwile zaś będą w akcji, ale ta skurwiała zima, odpalanie maszyny, jazda ze szczurami itd. to mnie to dobija. No ma być ocieplenie niby w pn. to będzie ostateczny termin.
    Narka.
1:05 dziś, 25 sty - TVP Kultura

Czytaj więcej na https://programtv.interia.pl/audycja-tom,aid,103301753#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

środa, 23 stycznia 2019

Środa #1483

    Co jakiś czas w masakrach rodzinnych na TVN czy polsacie pojawiają się materiały dot. przemocy w rodzinie. Na podstawie obserwacji 4 rodzin (jeżeli można to tak nazwać) z wioski, mogę stwierdzić, że sprawy, które tam są opisywane, to są zaszłości długofalowe, dot. obu stron. To nie jest tak, że np. kobieta budzi się po 10 latach związku, że jest molestowana psychicznie, fizycznie itp. To jest jej decyzja, z dawnych czasów, że chce w tym tkwić.
   Przecież tu opisywałem jak 972 napieprzał się ponad 15 lat temu ze swoją żoną. I co ? Do dziś są razem i do dziś się napieprzają, choć nie w takim stopniu. Inne przykłady? Proszę bardzo. 172, który ostatnio napieprzył "swojej" lasce, że kurowała się kilka dni. I co? I ona dalej z nim jest. Po chuj? No nic, tylko chce być dalej napierdalana. Jak w 50 twarzach Graya. Więc trudno jest po 10 latach nagle stwierdzać, że jest źle. To nie wynika z ostatnich dni, tygodni, miesięcy. To są lata, na które oboje się zgadzali. Ktoś kogoś napierdalał, ktoś się na to zgadzał. Przecież ja po pierwszym szlagu w ryj od partnera bym go wypierdolił, bo nie wyobrażam sobie, by mnie napieprzał. Co innego w drugą stronę. Tego brakuje w tych materiałach. Tego nikt nie podejmuje. Dopiero jak się to wymknie z pod kontroli to jest afera, że dociera do TV. Czemu nikt nie zapyta się tej strony poniewieranej, czemu nadal tkwi w takim związku? Bo to niewygodne pytania?
   Podobnie jak opisywałem na blogu film z katastrofy kolejowej pod Eschede, czy jak to się tam pisało. Dlaczego nikt tego gościa, obok którego wyszła w przedziale obręcz z koła przy prędkości 200 km/h, nie zapytał, czemu nie zaciągnął hamulca bezpieczeństwa? Czemu, w końcu ten gość nie siedzi, za nieumyślne spowodowanie śmierci...
   Tu jest podobnie. Nikt nie pyta pokrzywdzonej baby, czemu nie odeszła od tego co ją napieprzał 5 lat temu? Czemu nadal przy nim trwała, powiększając patologię i toksyczny związek? Co ją przy nim trzymało?
   Z reguły są odpowiedzi:
- bo ja myślałam, że się zmieni.
  No kretynka.
  I teraz ogląda to społeczeństwo z PL w TV i myśli, jaka ona jest biedna. Nie, qrwa. Nie jest biedna - jest bezdennie głupia. Podobnie w drugą stronę, kiedy facet jest molestowany. Podobnie. jest bezdennie głupi, że nie odszedł od baby, która go napierdala. Też myślał, że ona się zmieni?
  A jeszcze w tym wszystkim pojawiają się larwy, które mają być usprawiedliwieniem wszystkiego. No qrwa sorry - nie są. To jest mydlenie oczu.
   972 ostatnio przypomniałem słowa z przed ponad 10 lat, kiedy mówił, że jest ze swoją żoną (kiedy pojawiła się sprawa rozwodu, a przynajmniej rozejścia) dla dobra dzieci. Powiedziałem mu:
- i jak to dobro dzieci dziś wygląda?
   Nic nie odpowiedział, bo co ma powiedzieć, skoro wszystkie mu odebrali.
   Więc podsumowując. Jest to ogólne pierdolenie, któremu nie należy ulegać. Sytuacja jest z reguły zastana i długofalowa. To nie jest tak, że coś się nagle stało. To są sytuacje, które mają zaszłości w latach do tyłu.

   Był 172. Nic nowego, ale ja po spożyciu i nie mogłem dojść. Tzn. może bym i doszedł, ale musiałbym go bardziej zmasakrować, a to podobnie jak jazda samochodem z gazem i hamulcem. Pół godziny i on dzielnie znosił to co robiłem, jednak brakowało tego chwilowego popłynięcia. Pozycje już były różne. Chciałem uruchomić wodę z mydłem, ale nie chciał, bo na placu zimno (-10C), to wylazłby trochę mokry. Powiedziałem, że bym go wytarł, ale jednak nie chciał. Może myślał, że to przeciągnęło by sprawę. Mam ten mózg zjebany jak te baby, które siedzą u facetów, którzy je nakurwiają. Mnie się co chwile włączało "nie wal go tam mocno, bo cię nie będzie lubił'. Fakt, raz spudłowałem i walnąłem go w jądro, od razu się złożył jak scyzoryk. Przeprosiłem go. Ale wracając do sprawy, jest ze mną coś nie tak, czy co? Przecież przestałby przychodzić już dawno. To czemu ten mózg ciągle ma to włączone? To podobnie jak z 973. Miałem się do niego dobrać i tyle, ale nie, bo mózg ciągle włączał - bądź porządny, nie dobieraj się do niego, kiedyś ci się odwdzięczy, pogratuluje Ci. No ta....
   Da się wymienić mózg? Jak można nie polecieć w takiej sytuacji (pozycji)?
EDYTOWANO
     Jutro ma rano, tzn. jak wstanę, przyjść ponownie. Mam do niego zadzwonić jak będę gotowy. No i co qrwa mam zrobić? Ach, jak się patrzy na pewne sprawy z boku to wygląda to tak prosto, jak się jest w tym, wewnątrz, to już takie różowe nie jest. Może te baby mają taki zjebany mózg jak ja, choć tu sprawa nie dot. jakiś zaburzeń w relacjach rodzinnych. Mam hamulce właczone i sprawne więc jest inaczej. Tam komuś te hamulce w pewnym momencie nawalają i następnie (jak mówił o. Natanek) to wiedz..., że coś się dzieje...
     Na rękach mam cały czas jego zapach. Czuję go i we mnie wzbiera. Wiadomo, a przynajmniej dla tych co się spotykają, co się dzieje jak nie można dojść. Mięśniak wychodzi, czy odchodzi, a my pozostajemy z nieopróżnionymi zbiornikami. Ma mnie rozqrwić po ścianach.
    Odnośnie zapachów, to kiedyś tak było, lata temu, jak przychodził 800. Zostawił kiedyś swoją koszulkę. Przez następne tygodnie zasypiałem, a na poduszce miałem jego koszulkę z zapachem. Zasypiałem mając głowę wtuloną w jego koszulkę i wdychając jego zapach.
    Oczywiście ze 172 rozmawiałem nt. tego co zaszło i nocki, to po raz kolejny powiedział, że jak on wypije i ja wypiję, to inaczej to będzie znosił. Tak jak on jest na trzeźwo, a ja pod wpływem to jest inaczej, czy nie tak jak powinno być, przynajmniej w/g niego. Zgadzam się z nim, bo kilka nocek już mieliśmy, ale co pisałem ostatnio to on wymiękał. Może tym razem jest jak z tymi kobietami, że jednak tego potrzebuje choć oficjalnie tego nie mówi. No jakże by mógł... Ale najważniejsze, że u mnie działają hamulce, on o tym wie stąd propozycja kolejnej nocki, bo pewnych barier nie przekroczę.
 
  Rano przylazł 172. Tym razem robiłem na plecach. Ach te twarde mięśnie w dotyku... Tym razem już bez hamulcy poszło w miarę sprawnie. Te z ogonkami wystrzeliły na grupę A i zatrzymały się na gruncie. Nawet nie zdążyłem ich chycić, by tam nie lądowały, ale te mięśnie...
   Wstępnie umówiliśmy się na flachę na jutro. W pt. nie, bo drużyny trakcyjne w sob. mają wolne to dłużej przesiadują na stacji, a z jutra na pt. to jeszcze do pracy, to opuszczają stację w miarę wcześnie. No cóż, trza bydzie kupić dwie flachy i rozpocząć imprezkę ok. 22:00, a wcześniej łyknąć kawę, by mnie nie zamuliło wczas. 
  I zaś jeden z tematów, który miał być wyciągnięty z toru bocznego nadal na nim stoi i czeka.
  Tyle, pchamy notkę, bo wiyncyj już nie będę w tej bazgrał. Narka.

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Poniedziałek #1482

    Czasami potrzebujemy bodźców do działań, do takich bardzo zmieniających działań. Zupełnie przypadkowo (był w proponowanych) obejrzałem filmik na yt. nt. transformacji jednego gościa z grubasa na chudzielca (https://www.youtube.com/watch?v=2mOevDej0k4). Ponieważ ostatnio od zawartości cystern nam trochę brzuch wydeło, to myśli by go przywrócić do stanu z przed choćby 2 lat krążą po głowie. Fakt, kiedyś ćwiczyliśmy po godzinę dziennie, co zresztą tu było opisywane. W sensie, że było, bo jakoś specjalnie się tym nie podniecałem, tylko miało to być dla podtrzymania formy. Dziś tak myślałem, czemu się to urwało i chyba w pewnym stopniu kopalnia to pogrzebała, bo rok czasu zajmowałem się przejęciem układu torowego. W samych ćwiczeniach też były przerwy, tzn. ćwiczyłem przez ileś tam m-cy, po czym z jakiś tam powodów następował koniec. Teraz już nie pamiętam czemu, musiałbym poczytać wcześniejsze notki.
   Obecna sytuacja chyba doszła już do pkt. w którym trza by wrócić do ćwiczeń, a zwłaszcza do usunięcia brzuszyska (tak go nazywam, ale faktycznie nie jest taki wielki, jeszcze wszystko widzę). Tym bardziej, że mam czas, szczególnie w godz. południowych, kiedy to poprzednio ćwiczyłem między 13:00-14:00. Bardzo dobre godziny, przed obiadem, a po strawieniu śniadania. Nadto znamy przecież 825 i trza by trochę z nim kontakty zacieśnić odnośnie informacji nt. ćwiczeń i może trochę zmiany diety, a przynajmniej o tym pogadać kilka razy. Wszak 825 to kopalnia informacji.
   Myślałem też o zawartości cystern. No przecież nie mam ratować świata zeżerając prawie wszystko, by nie wylądowało w muszli, tylko tyle ile jest potrzebne, a reszta niech tam ląduje. Trudno. Jeżeli znajdą się odbiorcy to dostaną, jak nie, to szczury kanalizacyjne będą miały co żreć.
   Nad łaknieniem też trza bydzie popracować. Czasami działam jak odkurzacz, ale już w tym dziale zaczyna się robić lepiej. Włączam hamulce i to skutecznie. Porcje zostały zmniejszone i po przetrawieniu wiecznie zapełnionego brzuszyska, czuję się lepiej.
   Wiem takich filmików jest pełno, ale z jednej strony to dobrze, bo w razie zwątpienia może jakiś obejrzę i przywrócę się do działań. Tymczasem w drogę do szpitala po wynik prześwietlenia, a następnie do lekarza. Ach i jeszcze te zaległe notki... Jakiś dramat z czasem, ale cóż, myślę o tym jak o odchudzaniu.
   Narka.

niedziela, 20 stycznia 2019

Niedziela #1481

   Zastanawiam się kiedy uda mi się napisać na jakieś szersze tematy, bowiem, by tylko od wczoraj i przedwczoraj, jest chroniczny brak czasu. Wynika to chyba z jakiejś potrzeby rejestrowania tego co dzieje się bieżąco.
   Odnośnie tego co na bieżąco to byłem wczoraj u 971. Wszedłem na 2-gie piętro, lezę w stronę sali na której leżał, nr 7, staję w drzwiach, a tam 3 inne osoby leżą. Po raz kolejny przeszła mi myśl, coś się stało. Pierwszą pielęgniarka, którą spytałem odpowiedziała, że taki tu w ogóle nie leżał.
- jak to nie leżał, jak byłem u niego na odwiedzinach?
  Następna pielęgniarka już bardziej w temacie wskazała gdzie został przeniesiony. Okazało się, że na oddział bardziej strzeżony bakteriologicznie, na który wchodzi się przez śluzę, a wewnątrz należy poruszać się w maskach na twarzy. Leży w izolatce, czyli sam na sali, dość sporej sali. Miałem mu przywieźć długi kabel do telefonu od ładowarki, ale jak to u mnie wychodzenie na ostatnią chwilę i już będąc ubranym zastanawiałem się iść po niego czy nie iść, bo następny środek transportu za pół godziny. Zdecydowałem iść na przystanek, tym bardziej, że w drodze nań pomyślałem, że mogłem sprawdzić na GPS, gdzie ów transport jest. Tak pojechałem bez kabla, a 971 się tam nudzi niemiłosiernie.
   Posiedziałem u niego jakieś 1,5h. Dużo nie rozmawialiśmy, ale po prostu byłem przy nim. Ten brak rozmowy wynika z takiego naturalnego rozchodzenia się osób znajomych. Z czasem tematy, na które chce się rozmawiać naturalnie odpadają. Nie będziemy przecież rozmawiać o bieżących wydarzeniach dnia, bo kogoś może to nie interesować, a jeżeli nie bierze się udziału w jakiś wydarzeniach, wyjazdach, imprezach, to mało jest o czym mówić. Trudno bym referował ruch na stacji, kto, co, kiedy. On wie, bo przecież też przychodził.
  Co do stanu zdrowia, to znowu trochę gorzej. Widać, że ciało ma problemy z regeneracją. Dostaje duże dawki dożylnych leków. Praktycznie ciągle coś mu wstrzykują, czy to przez kroplówki, czy bezpośrednio przez venflon. Cała sytuacja może by była inna, gdyby nie zwłoka w badaniach tego guza, który zrobił mu się pod pachą. Gdyby to było szybciej zdiagnozowane...
   Ostatnio jak byłem u niego to mu powiedziałem, że wiem co mu jest. Ponieważ 979 mnie upomniał, że nie jestem osobą, która ma mu to mówić, od tego jest lekarz, to postanowiłem nic w tym temacie nie mówić, a poczekać na jego reakcję. Jak będzie pamiętał, to zapyta, jak nie, to sprawa zamieciona pod dywan. Nie pytał.
   Z żebrami wczoraj lepiej, ale tak trochę. Nadal, a szczególnie jak szybko chodzę, uczucie, jakby się tam przy tych żebrach coś zrywało. Może skóra wewnątrz, czy tkanka pod nią, też się jakoś uszkodziła i regeneruje. Musiałem włączać hamulce, by tak nie gnać. No takie przyzwyczajenie do szybkiego chodzenia.
   Ruch na stacji wczoraj umiarkowany. Trochę czasu, ze względu na żebra spędziłem przy symulatorze, bo przynajmniej mniej się ruszałem, a to w tym okresie jest ważne. Przez niebranie środków przeciwbólowych, ograniczyłem ruchy, które powodują duży ból. Rozmawiałem o tym z lekarką, ale mieliśmy odmienne zdania. Twierdziłem, że dobrze, iż boli, bo wiem których ruchów nie powinienem wykonywać. Taka naturalna bariera. Ona, że w sumie nic tam już nie popsuję i tylko niepotrzebnie doznaję dyskomfortu. Pozostałem przy swoim zdaniu. Wolę mieć teraz dyskomfort, by później mieć komfort.
  Przewinął się przez stację dwa razy 979. Relacje są bardzo dobre, z czego się cieszę. Raz był ze swoją laską.
  W sumie tyle, może dziś popo przystąpię do jakiejś szerszej notki, bo kilka czeka w kolejce.
  To narka.

sobota, 19 stycznia 2019

Sobota #1480

   Wczoraj byłem u 972, bowiem dzień wcześniej dzwoniła jego żona, że nie umieją poradzić sobie z kabiną prysznicową i potrzebują pomocy. No cóż, nawet czytanie instrukcji może być kłopotliwe. Inna sprawa, że brodzik był jakiś wybrakowany, bowiem nie posiadał uchwytów mocujących obejmy na krzyżak z dołu podtrzymujący wannę, to też dalsze składanie odłożyłem, by wyjaśnili w sklepie sprawę. Uchwyty mocujące były, a w wannie nie było wypustów z mocowaniami do ich przytwierdzenia.
   W ogóle to wchodzę tam, a tu na ścianie TV płaski 52' za kobel. No qrwa rozłożyło mnie na łopatki. On spłaca 5-ciu komorników i kupuje TV za kobel na ścianę, kiedy 32 calowy (dwuletni) nadal ma i dał go do drugiego pokoju. Nawet tego obszernie nie komentowałem na miejscu, bo co zrobić. Nic się już nie zmieni. Oczywiście jak przylazłem przed 14:00 to w TV leciały "trudne sprawy" i 2-gi mały skurwiel zafascynowany odcinkiem. Po co im dekoder z większą ilością kanałów, skoro oglądają takie ciulstwa? By nie było, to w mieszkaniu standard czyli jakieś 12C-14C, wiyncyj nie bylo. Na TV kasa jest, na ogrzewanie - nie. 2-gi już miał kaszel taki, że to już kolejne stadium przeziębienia, ale co tam... Ważne płaskie TV na ścianie z ciulskimi programami. No i za wysoko go powiesili, ale czegoż wymagać od myślących ludzi.
   Wczoraj w ogóle miałem fatalny dzień jeżeli chodzi o żebra. Od rana mnie tak ciągnęło w nich, że masakra. To przedwczoraj było lepiej. Mimo smarowania maścią było fatalnie, jeszcze to wyjście do wioski od 972 też nieszczególne. Tzn. tam jechałem autobusem, ale wracałem już pieszo w tym białym gównie. Na szczęście przez ostatnie 2 dni się intensywnie topiło, to było znośnie w drodze. Do wieczora z żebrami nie było dobrze. Dziś jest już lepiej.
   W planie wyjazd do 971 do szpitala, bo jest z nim kiepsko. Nie pisałem tego, ale ma raka chłoniaka. Z tego co czytałem, to we wczesnych fazach jest prawie całkowicie uleczalne. Niestety 971 jak rasowy skurwiel przechodził to, bo:
- brak czasu - praca na dwa etaty,
- jakoś to będzie,
- samo się uleczy za jakiś czas,
- jak będzie gorzej to się tym zajmę, albo i nie.
  No i tak zeszło na ostatni punkt, a nawet na jego drugą część. Okazało się, że to rodzina zaprowadziła go do szpitala, jak już było fatalnie.
  Ok, zabieram się za czynności dnia i organizowanie wyjazdu do 971 do szpitala. Narka.

czwartek, 17 stycznia 2019

Czwartek #1479

   Jakiś dziwny ostatni okres. Wczoraj ten wypadek z rowerem, dziś nagle wyprowadził się 973. Miały być foty i..., na razie nic,a le myślę, że jeszcze tu przylezie. Dziś jak zostawił klucze to zastanawiałem się, bo zawsze to pytanie się pojawia, czy dobrze, że nic nie zrobiłem czy źle? Oczywiście dla mnie. Egoizm tkwi w nas. Wyszedł ze swoimi rzeczami na szybko, ale też mebluje się u mamy, której jak był w miejscu odosobnienia, nie chciał znać. Wystarczyło parę m-cy i już powrót do domu. Choć mama to jak Goha ze streema z Torunia, to jednak do niej poszedł. Porównanie może nie takie, ale to podobnie jak przy zwierzętach, np. psach. Nawet jak są źle traktowane to i tak wracają do właścicieli. Choć gatunek ludzki jest bardziej rozwinięty, to u niektórych osobników te zachowania są bardzo podobne. W sumie jego laska jest na podobnym poziomie, bo jakby mogło być inaczej. To za jakiś czas może wyglądać jak u 972 i jego żony.
    Nie wiem co ze mną nie tak. Teraz, jak już nie ma 973 to mózg się uruchomił i analizuje sytuacje, z których potencjalnie mogło być coś więcej. Oczywiście takie były. Nadto teraz dopiero zastanawia się, czemu te sytuacje zostały zaprzepaszczone. Takie mięśnie dostępne przez tyle m-cy i nic więcej, bo jakieś tam masaże były. A przecież w przeszłości tyle się z nim robiło. Jak to się stało, że włączyła się jakaś dziwna blokada i nie ustąpiła, aż do końca. Jadąc w autobusie do 824 wyobrażałem sobie co bym z nim zrobił. Jestem jakiś pierdolnięty. W drugim autobusie, bo musiałem się przesiąść wsiadł mięśniak. Choć zima i zakryty kapturem, to wystawały ręce, żyły na nich wskazywały na mięśniaka, do tego figura odpowiednia, a i po twarzy było widać, że mięśniak. Od razu przypomniałem sobie umięśnione ręce 973 i znowu zaczął mi stawać. Qrwa, dobrze, że kurtka zimowa zakrywała okolice kutasa, bo dziwnie bym wyglądał w tym autobusie. 
   Przez okres kiedy przebywał 973 mało rozmawialiśmy. Nie napierałem, bo często stacja pełna to i nie było kiedy, a też i 973 jakoś nie był chyba zainteresowany. W sumie to chyba z dwa razy tak dłużej rozmawialiśmy i..., tyle. Może też i ja jestem zmęczony ciągłym wyprowadzaniem ich na jakąś drogę. Dziś 230 zgubił portfel z wszystkimi dokumentami. Na szczęście nauczyłem, też po jakiś tam zgubach, nosić tylko jeden dokument jednocześnie przy sobie 979. Nie wiem czemu tego nie podchwycił 230 skoro był też odbiorcą tych treści? Od jutra mam nadzieję to się już u niego zmieni.
   U lekarza byłem. Skierowanie na prześwietlenie, ale żebra całe, co najwyżej któreś może być pęknięte, ale raczej stłuczenia nastąpiły. Od lekarza pojechałem autobusem do szpitala na prześwietlenie, ale wynik ma być w piątek, jak się lekarz pośpieszy, a jak nie to w poniedziałek. Sprawną mamy służbę zdrowia.
   Teraz tyle, bo jestem u 824, więc tak piszę trochę z ukrycia, dlatego też tekst bez korekty. Narka.

wtorek, 15 stycznia 2019

Wtorek #1478

    Wczoraj był 826. Nic nowego, bo na stacji był również 840, 895, 834, 973. Ale stacja po 22:00 opustoszała. Wcześniej łykałem flachę, sam. Trochę już na końcówce miałem, to też jak jeszcze byli ludzie przestałem pić. Gdy został tylko 826, a on też był po jakimś alko. Znowu, jak dawniej, dobrałem się do niego. W krótkim czasie rozebrałem go z koszulki jak siedział w fotelu i zacząłem go intensywnie "masować". Ofiarą moich rąk padły bicepsy, barki, klata, brzuch, plecy. Dość mocno ściskałem w rękach bicepsy, barki, mięśnie piersi. On nie protestował, a jak się go po jakimś czasie spytałem czy nie za mocno, to odpowiedział, że nie. Przy tym o czymś tam gadaliśmy, ale nie pamiętam o czym. Coś tam pewnie bredziłem do niego, by podtrzymać jego ciało w moich rękach. Po jakiejś godzinie włączyłem procedury wyłączeniowe. On wyglebił wcześniej, a jak szedłem do łóżka, to zastanawiałem się wsunąć, czy nie wsunąć mu się pod kołdrę. Wybrałem to pierwsze. Leżał na prawym boku, wsunąłem się z tyłu. Odwrócił się na plecy, a ja od razu położyłem rękę na jego brzuchu, podciągając mu koszulkę na klatę. Leżąc na prawym boku, lewą ręką głaskałem go od szyi po nasadę organu, ale jak tam na dole przesuwałem ręką, to w pewnym momencie powiedział, żebym się nie zapomniał, bo może mieć odruch niekontrolowany i mi przydupić. Ponieważ zębiska chcemy mieć całe, to nie schodziliśmy tak nisko ręką przy następnych ruchach. Po chyba 20 min wylazłem od niego i poszedłem wyglebić, bo była już północ, a ostatnio z wysypianiem ciężko.
   Rano przebudził mnie przed 07:00 jakiś wioskowy szczekający pies. Miałem problemy z zaśnięciem, bo mózg pamiętał wczorajszy dotyk ciała 826 i chciał z tym coś zrobić, a organ się budził do życia. Nie mogłem nic zrobić, bo na tej samej grupie A leżał nadal 826. No przecież nie będę przy nim walił konia. Po jakimś czasie udało się - zasnąłem.
   Trochę jeszcze napisze,  ale chyba niedużo, bowiem miałem wywrotkę w czasie obiegu z cysternami z rowerem. Co ciekawe nie siedziałem na nim, tylko sprowadzałem go z 4 schodków na których były podjazdy dla wózków. Widocznie na tych podjazdach się ślizgali, bowiem rower ujechał i mnie pociągnął za sobą. Wywróciłem się nań niestety prawą stroną żeber. Po wstanięciu miałem poważnie problemy z oddychaniem. Na rower już nie wsiadłem, bo na stację było niedaleko. W pobliskim lasku głośno powiedziałem:
- qrwa, tak blisko stacji i takie coś.
  Jedna cysterna się rozszczelniła, pękła i część wyciekła. Pójdzie do kasacji. Na miejscu po obsłużeniu jednego składu postanowiłem zamknąć stację dla ruchu. Ciężko mi się oddycha, nie mogę robić pełnych wdechów i włączyło mi się ziewanie, jako odruch przy niepełnych oddechach. Jutro jeżeli bóle nadal będą się utrzymywały to wizyta u lekarza.
   Tyle, bo te oddechy niepełne i ziewam często, a poruszanie rękami też tak średnio, bo ciągnę mięśniami na klacie. Narka.

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Poniedziałek #1477

   Jak to jest, że ciągle, głównie w filmach, ale przecież z nich znaczna część społeczeństwa czerpie wzorce zachowań, ciągle kreuje się nie mówienie do siebie prawdy między partnerami życiowymi, dobrymi znajomymi, przyjacielami/ółkami. Czy to faktycznie w większości domów tak wygląda? A jeżeli tak, to czemu się tak dzieje? W którym momencie to się rozjeżdża? A może tak jesteśmy wychowywani?
    Dziecku od 174 nie chce się powiedzieć prawdy nt. zejścia matki, bo jest za małe. To kiedy jest ten odpowiedni moment powiedzenia mu, że się powiesiła. Zakładam, że dowie się tego wcześniej od rówieśników, czy kolegów z placu, jak mu to powie rodzina. Jak ona wtedy będzie wyglądać dla niego? Czy to właśnie takie punkty w życiu powodują, że nabieramy niechęci do dzielenia się z bliskimi informacjami dot. nas. 971 jest w szpitalu. Jest z nim źle. Jak będę następnym razem spytam się go, czy jemu nie powiedzieli, on nie chce mi powiedzieć, czy jeszcze jakaś inna opcja. I znowu jak rozmawiam z innymi o tym to słyszę, że to dla jego dobra. Czy on jest tak ślepy by nie widzieć, że coś się dzieje, oprócz tego, bo nie napisałem tego ostatnio, ale pod koniec wizyty powiedział mi, że widzi wszystko potrójnie, a jak go przenosili z wewnętrznego to widział poczwórnie.
   Pamiętam o tym, że gdzieś tu na blogu już o tym pisałem w kontekście 979 i czasem mu o tym przypominam, że chcę by zawsze tak było, że mówimy sobie wszystko, a przynajmniej na pytania odpowiadamy prawdziwie. Muszę mu to przypominać, by nie było takiej sytuacji, iż leżąc w szpitalu on mi nie powie, rzekomo dla mojego dobra.
   Teraz zupełnie inaczej. 826 został totalnie wymacany, trochę wytrzaskany. Leży tera na grupie A i co mam z nim zrobić? Dobierać się do niego dalej, czy olać? Jak się dobiorę, to to co użyję, jest moje. Jak się nie dobiorę, to to co nie użyję, już nie będzie. No i co robić?
   Zostawię Was w niepewności. To do jutra. Narka.

sobota, 12 stycznia 2019

Sobota #1476

   Trudny dzień dziś. W południe łapanie szczurów. To zawsze ciężka i nieprzyjemna procedura. Niestety dziś już poszło inwazyjnie, a nie tak jak ostatnio. Jednak udało się dalszą część młodych chwycić. Różne "roczniki" pojechały, jakiś krok w stronę ustabilizowania sytuacji został poczyniony, choć samiec, który zaczyna już grasować nadal został na terenie stacji. Już ostatnio odniosłem wrażenie, że samiczki bardzo hołubią ostatnie samce w stadzie i pilnują ich dobrze.
    Po wywozie szczurów pojechałem na ślepo do 971 do szpitala. Dzwoniłem do niego, ale nikt nie odebrał. W szpitalu okazało się, iż nie ma go na oddziale wewnętrznym, został przeniesiony na hematologię. W 3 osobowym pokoju przebywa sam, ale jest z nim jeszcze gorzej niż było. Będę musiał jechać w przyszłym tyg. i to jakoś na początku, bo jest fatalnie. Leży w łóżku z podłączonym cewnikiem, ubrany w pampers. Przetaczają mu krew i jakieś inne kroplówki. Piguła (może bym o niej napisał inaczej, ale...) wstrzyknęła mu przed kroplówką z krwi strzykawkę jakiegoś płynu przez wenflon i to w ciągu 3 sek. Aż go podniosło z bólu. Wiem, bo mi, jak leżałem w szpitalu, też tak zrobiła. Ból wewnętrzny nie wiedzieć po co. Przecież mogła by to wstrzyknąć powoli. Znowu wychodzi to co od lat tu wypisuję. Odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach. Czemu jest ich tak mało? Później taka piguła wstrzykuje to w krótkiej chwili powodując niepotrzebne boleści u pacjenta. Jak leżałem w szpitalu to tylko jedna, tylko jedna robiła świetnie zastrzyki. Wkłuwała się rewelacyjnie, wstrzykiwała z czuciem powoli. Pisałem o tym na blogu. Ale to jedna, jedna..., a reszta?
   971 ma już problemy z poruszaniem się, stąd cewnik. Nogi w łóżku podciąga rękami, jest strasznie wychudzony, osłabiony, skóra i kości. Do pracy najprawdopodobniej już nie wróci, jeżeli wyjdzie w ogóle ze szpitala. On sam nie chce powiedzieć co mu jest, piguły tym bardziej, bo... tajemnica. Info tyko dla osób wypisanych w upoważnionych. Jak rozmawiałem z 979 to powiedział, że trza się szykować na wieniec.
   Posiedziałem u 971 3h. Zleciało, choć to niedobre określenie. Trochę rozmawialiśmy, tak przerywanie. 971 mówi niewyraźnie. Usiłowałem go zrozumieć, ale by nie było, że go rozumiem w całości, to dopytywałem co powiedział. Czasem ze 3x nie byłem w stanie zrozumieć co mówi. Prosiłem by mówił wolniej, ale nie potrafił. To co opisałem odnośnie mojego mózgu to pryszcz w stosunku do tego, co dzieje się u 971. Tam na pewno mózg nie działa prawidłowo. Pytam się go o pewne sprawy, on opowiada o innych. Trochę mu przemeblowałem, na jego życzenie, otoczenie. Musiałem się nauczyć obsługi nowych szafek dla chorych, jak się w nich rozkłada dodatkowy stolik, jak się go przekłada na drugą stronę szafki. Takie nowe patenty robią teraz, ale brakowało jednej funkcji, obrotu stolika wokół podstawy. Niedopracowanie projektanta.
   Smutno mi było jak wyszedłem ze szpitala. Podwójnie smutno, bo wyjechały szczury, no i stan 971. Czy on w ogóle jest świadomy, tego co mu jest? Nie wiem, ale dopytam o to w przyszłym tygodniu.
    Po za tym, dziś nie dużo brakowało, bym przegonił 971 w iściu na drugą stronę. Po raz już 3-cu w życiu zadławiłem się poważnie. Na szczęście, choć praktycznie nic nie zrobił, bo nie było takiej potrzeby, był 230. Od razu mu powiedziałem, że w razie czego ma mnie klepnąć w plecy, ale to i tak by nic nie dało. Zadławiłem się jakąś kosteczką z kapuśniaka ze szkolnictwa. Zadławiłem się, bo jednocześnie mówiłem z 230. Powinienem żreć, a nie jednocześnie gadać. Po ok. 5 min usiłowania przetkania krtani, wreszcie poszło, bowiem zrobiłem 3-cią kromkę, ale tym razem z żółtym serem. Dopiero on spowodował, bo wcześniej sam chleb z masłem, nawet duże kęsy nie spowodowały przetkania. Wcześniej już przekazałem 230, że przebiorę się i pojedziemy do szpitala, być może mnie tam zostawią. Oczywiście obawy co ze szczurami. Przecież nikt nie zajmie się nimi tak jak ja. Na szczęście zostały ułaskawione - zostaję na stacji macierzystej.
   Tyle, bo zaczynam trochę bredzić. Późno notka, ale niedawno ze stacji odeszli 826 i 834 to obecnie tory stacyjne wolne, a 979 z niby laską w wawce na 3 dni. 979 kupił se new telefon i ma pecha, bo mus się zjebał i w pn. będzie go musiał odesłać na wymianę do Czę-wy. Jak stwierdził wczoraj, jego życie to pasmo pecha. Powiedziałem mu, że na drugim biegunie jestem ja.
  Narka, bo faktycznie już bredzę.

środa, 9 stycznia 2019

Środa #1475

   W ub. roku lub jeszcze wcześniej rozmawiałem z 979 odnośnie 824, czy lepiej się rozpadać umysłowo, czy fizycznie. 979 wtedy powiedział, że to pierwsze, bowiem nie będziemy świadomi tego drugiego. Ma to jakiś sens.
   Czemu o tym piszę? Najprawdopodobniej, a w zasadzie jestem prawie pewien, że zaczyna mi defektować mózg. Po dzisiejszym zdarzeniu i jego analizie nic innego się nie jawi. Otóż wyciągałem z półki za oknem cysternę z zupą. Czynność, która jest kilka razy dziennie wykonywana, czyli standard. Otóż, jak już cysterna była wewnątrz na grupie A, to wypadła z ręki i zatrzymała się na gruncie uszkadzając podłogę i nastąpił wyciek. Niby nic takiego, ale... Jakieś dwa dni temu wypadało mi coś innego z ręki. Dziś już nie pamiętam co to było, to w zasadzie nie jest istotne, ale to, że w locie to złapałem i pamiętam doskonale, że wtedy pomyślałem:
- no ma się ten refleks. 
  Porównując te dwa zdarzenia, dzisiejsze różniło się tym, że mózg w ogóle nie zareagował na spadające wiaderko. Nie zrobił nic. Nie wysłał impulsu ratującego je przed spotkaniem z gruntem, zapobieżenia temu upadkowi, zniwelowania jego skutków. Nic. Jakby się zaciął na 2 sek. 
  By nie było, że tylko na podstawie tego zdarzenia doszedłem do tak poważnego wniosku, to jest inna przypadłość. Ileś lat temu nauczyłem się pisać bezwzrokowo na klawie. Dziś piszę waląc paluchami po klawiszach i tylko patrząc na ekran co z pod nich wychodzi. Od jakiegoś czasu, no parę miesięcy wstecz, zauważyłem brak kontroli w czasie rzeczywistym. Otóż kiedyś jak pisałem bezwzrokowo i np. przepisywałem tekst ze źródła papierowego, to nawet jak pomyliłem klawisze, w sensie mózg wysłał impuls do nie tego palucha co powinien, to kontrola to wykazywała i wiedziałem, że mam cofnąć i poprawić. Dziś zdarzają się przypadki, że napiszę i ta kontrola nie działa. Lecę dalej z tekstem i dopiero korekta pozwala wychwycić te błędy. W pewnych wyrazach jest to już stała przypadłość, iż nie rozróżniam błędów, a robiąc korektę jakby się przyzwyczajam do tego. Patrzę na te błędy i sobie myślę:
- ach znowu to, no trudno.  
  Niestety dzisiejsze zdarzenie potwierdziło, że jakieś zaburzenia dzieją się z kontrolą w czasie rzeczywistym (tak to roboczo nazwałem). Dogłębna analiza dzisiejszego zdarzenia wykazała brak jakichkolwiek działań niwelujących uboczne skutki. Takie przypadki wcześniej miały już miejsce, ale jakoś dziś dopiero została przeprowadzona analiza, bo zdziwił mnie brak jakiejkolwiek reakcji. 
   Nie wiem co z tym dalej zrobić? O ile jak siadają organy wewnętrzne to wprowadza się jakąś dietę, jakiś ruch, albo bezruch. A tu? No co mam z mózgiem zrobić? Na pewno powiem o tym 979, bo ostatnio często się pyta o moje zdrowie, a nie chcę mieć przed nim tajemnic. On zresztą też nie ma, czasem opowiada pikantne szczegóły z życia, i wiem że to tylko dla mnie info. Na razie, na szybko postanowiłem trochę rozruszać mózg. Fakt, w ostatnim czasie rozleniwił się i wiele nie robi, nie przetwarza wielu informacji. Jest jak niećwiczone mięśnie. Postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym i odpalać w najmniej godzinnej jednostce czasu symulator ISDR, bo pamiętam, on zawsze dobrze oddziaływał na mózg. Trza będzie więcej też czytać naukowych tekstów. Szkoda, że stronę nowadebata.pl zamknęli, bo tam były bardzo ciekawe i obszerne artykuły. Jest brane pod uwagę wyjście do lekarza lub wstępnego pogadania z jakimś znajomym lekarzem. W każdym razie jak to mówił o. Natanek:
- to wiedz..., że coś się dzieje.
     Napisałem to w kolorze, bym to kiedyś mógł znaleźć. Nic, po tej smutnej konstatacji zabieram się za czynności dnia. 
    (aktualizacja 16:00) Notka jak zwykle miała iść wcześniej, ale jak to na stacji, wyszło jak zawsze. Wszedł na stacje 172, 230. Ten pierwszy odszedł po chwili, ten drugi już został. Zagadał mnie, przez co tylko pranie zrobiłem, a plany sprzątania były ambitne. Teraz już 4 składy w stacji. 172, 973, 834 i (nie pamiętam numerka), dlatego też notka idzie w stanie j/w oczywiście po korekcie.
   Narka.

wtorek, 8 stycznia 2019

Wtorek #1474

   Dziś wyjechały kolejne szczury. To fatalnie na mnie działa, jak wykorzystuję ich oswojenie, do złapania i wywozu. Pojechała m.in. mała samiczka, która w ogóle się nie bała i na rekach zachowywała spokojnie. Szkoda mi ją było wsadzać do klatki. Ale niestety. Najstarszy myszak i samiczka mają 1,5 roku. Nie chcę by to się ciągnęło w nieskończoność, a jeżeli mnie by się coś stało, to marnie skończą, bowiem nikt się nimi nie zajmie tak jak ja. Oby tylko nie pozostał żaden samczyk, który zaś może nabroić. Dzisiejsze łapanie wyszło bezinwazyjnie. Tzn. 4-ry w miarę łatwo, w tym tą oswojoną samiczkę, złapałem na grupie A, reszta młodych przy jedzeniu w kuchni. Pozostało jeszcze gdzieś ok. 5-8 młodych i to tyle. Jeżeli uda się, to wreszcie powinno skończyć się ich łapanie i wywożenie.
   Na stację prawie dziennie wchodzi 230. Niby nic nowego, ale zachowanie samców czasami jest ciekawe. Otóż on jak wchodzi na stację, to z reguły rozbiera się do koszulki. Kilka dni temu, rozebrał się do koszulki, ale na ramiączkach. Przecież doskonale wiedział, że w takim stroju to będę go również głaskał po barkach i ramionach. Mało tego, powiedział, że w tej koszulce na ramiączkach chodzi już 3 dni. Wcześniej się do niej jakoś nie rozebrał. Czyżby to rozebranie było celowym działaniem prowokującym moje działania? Nawet jeżeli nie celowym, choć właśnie sądzę, że celowym, to moje działania nastąpiły i sprzeciwu nie było. Zawsze pisałem, że moje głaskanie jest specyficzne i już od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że nie tyle pożądanym, co okresowo potrzebnym. Cieszy, że dzięki temu mogę korzystać z ich mięśni bezpośrednio.
   Po za tym, po wczorajszej niskiej temp. dziś przy zerze, obfite opady białego dziadostwa. Jadąc ze szczurami, przeżyłem prawie jeden zawał serca, a raz prawie w kontrolowany sposób zatrzymałem się przez zaspą na zakręcie, bo auto wyniosło. W prawie zawale wina była by połowiczna. Wjazd na skrzyżowanie drogą z pierwszeństwem skręcającą w prawo. Popatrzałem się mimo tego w lewo, czy właśnie kogoś nie niesie, by się na mnie nie zatrzymał i skręcam, a tu z prawej na moim pasie ciężarówka, która, jak się później okazało, wymijała auto stojące na jej prawym pasie. W tym momencie nagłe hamowanie i mnie poniosło. Mimo małej prędkości widziałem przesuwającą się ciężarówkę, a skurwomobil, zbliżający się do niej  z boku dziliły już centymetry. Minęła tylna oś i pozostał jeszcze drąg z tyłu, na którym umieszczone są światła tablica rej. itp. Już myślałem - trudno, ściągnie reflektor i część zderzaka. Jakaś 1 sek lub 1,5 dzieliło od spotkania się części obu samochodów. Nie spodziewałem się zagrożenia z prawej strony, a tu taka niespodzianka. Na szczęście nic się nie stało, oprócz serca w gardle.
   Po południu 979 przekazałem, by jechał ostrożnie, jeżeli to coś da. Pewien wiek jest dość odporny na sugestie.
   We wczorajszym obiegu z cysternami, też niekontrolowany zjazd z niewielkiej góry. Nie sprawdziłem na gruncie podłoża i wjechałem maszyną na śliską nawierzchnię. Pierwsze zaciśnięcie klocków i poleciałem trochę, więc od razu zluzowałem hamulce. Rozpędzając się niekontrolowanie, pierwsza myśl - nogi i ręce na dole połamane, skład w rowie. Na szczęście skupiłem się, mózg zaczął intensywnie kontrolować pion i poziom i udało się, ale wprowadziłem zakaz jazdy na tym odcinku do odwołania. W drodze powrotnej ledwo się wciągnąłem pod to wzniesienie.
  Dziś, jeżeli zgłoszą zapotrzebowanie na skład pustych cystern, będziemy jechać ostrożnie, bo do tego napadało jeszcze wiyncyj tego białego gówna.
  Tyle. Narka.

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Poniedziałek #1473

   Tam na górze znowu się komuś coś pomyliło. Wpierw sypnęli tym białym gównem utrudniając przemieszcza nie się, dziś temperaturą. O 09:00 było -11C. Przez ostatnie ciepłe zimy odzwyczaiłem się od takich temp. choć w zeszłą zimę też takie były i trzymały chyba przez 2 tyg. bowiem pamiętam weekendy jak na nastawni RKP (dawnej RCL) grzałem mocą 21kW i po 5h grzania w środku było 5C. Strasznie dziurawa ta nastawnia była (jest).
   Wczoraj był 172. Trochę zmieniłem pozycję, choć nie nowa, ale wczoraj już trochę stękał. Tak cicho ale jednak, a mnie to przyśpieszyło dojście. Wychodząc powiedział, że chce się umówić na noc i pytał się kiedy nie będzie 973 na grupie to on wbije. Powiedziałem mu:
- przecież do rana Cię zajadę
- łyknę flachę i strzymam.
  Se pomyślałem później - mieliśmy już nocki przy flaszce i po jakimś czasie zrezygnował, nawet sam powiedział, że za bardzo go męczę. Teraz wychodzi z propozycją i to już 3x słyszę w ostatnim okresie. Czyżby mu tego jednak trochę brakowało? Mnie też trochę brakuje takich nocek, bo wrażenia po nich zawsze były dobre. Niektóre sceny pamiętam do dziś. Się trochę musiał namęczyć.
  A ostatnio częściej głaskamy 973. Wczoraj wszedł na stację ok. 21:30 po 8 piwach i miał tak trochę. Coś tam przewrócił na grupie i poszedłem sprawdzić czy wszystko ok, ale z nim tak. Był w samych majtkach i siadł na łóżko. Przysiadłem się i jak noc wcześniej zacząłem go głaskać po plecach, szyi, bicepsie, udzie. Muszę pilnować tego by więcej wieczorami z nim przebywać i gadać. Noc wcześniej gadaliśmy chyba z godzinę do 01:00 nt. związków kobiet z facetami, przy okazji wymasowałem go, ale nie przez cała godzinę. W chwilach kiedy rozmowa stawała się poważniejsza nie głaskałem go, by się skupił na niej, a nie na mojej ręce na plecach, czy innej części ciała. Ale wczoraj jak go widziałem, to musiałem się bardzo powstrzymywać by nie posunąć się dalej. Myślę, że zdjęcia to już kwestia tygodnia, dwu.
   Szczury.
   Te mają się dobrze, chyba nawet aż za dobrze, ale niech im będzie. Myszak znowu ostatnimi dniami czeka na mnie w łóżku. Jak wchodzę wkomponowuje się w nogi, często w chwilę po tym czyści się, myje. Znak, że czuje się bezpiecznie, bo to trudny czas dla gryzoni, bowiem nie obserwują wtedy otoczenia zajęte czyszczeniem się i same wydają odgłosy, które mogą zagłuszać te z zewnątrz, a wtedy mogą być łatwym łupem, to też jeżeli robi to przy mnie znaczy się czuje się bardzo bezpiecznie. Zasypiam, to on jest jeszcze w nogach. Jak się przebudzę w nocy, czy nad ranem to jego już nie ma. Czasem jak jeszcze po 09:00 leżę to przychodzi jakby mnie budzić, że powinienem już funkcjonować, czasem przylezie też żyrafka pobiegać po mnie, chyba w podobnym celu. Reszta już tak oswojona nie jest. Owszem, najstarsze samiczki jedzą z ręki, ale by je dotknąć to trzeba mieć dużo szczęścia. Od razu spierdalają. Jak chcę je dotknąć, to czasem wystrzeliwują jak z procy. Zresztą co się dziwić. One są tu sprawne jak mięśniaki-skurwiele, które za młodu miast się uczyć, całymi dniami aktywnie spędzały czas na placu, stąd ta sprawność im długo zostaje. Szczuraki podobnie. Nie są w żadnych klatkach, to też w czasie swojej aktywności się przemieszczają, wspinają, gonią itp. Są sprawne i jak chcę je dotknąć to wystrzeliwują od razu.
   No miał być miły poniedziałkowy poranek, a tu szlak już zajął 834. Nosz qrwa, mróz i już nie lezą do pracy. Co za czasy...
   To kończę, bo wiyncyj już tera nie napiszę. 

sobota, 5 stycznia 2019

Sobota #1472

   Łosz do cyca! Ale to przeleciało. Już sobota. No to co w tygodniu. Wczoraj łapanie szczurów. Idzie mi to co raz gorzej. Tzn. mam niechęć to tego, ale jednocześnie wiem, że nie ma wyjścia. Wiem, że wiozę je na zagładę, ale co zrobić? Powtórki nie chcemy. Wczoraj wyjechało ok. 10 sztuk, następne łapanie w pn. lub wt. bo sytuacja nagli. Biegają pojedyncze sztuki z najstarszego miotu i jest w tym samiec, którego nie umiem namierzyć. Tzn. jak nie ma jechać, to on się znajduje i jest dostępny. W dniu łapania można zapomnieć by go zlokalizować. To podobnie jak z najstarszym myszakiem, który miał iść do kontroli, do weterynarza. Tak przeważnie śpi w łóżku, w którym ja śpię, ale jak miał iść do kontroli, to był tam niedostępny przez 3 dni. Udało się dopiero w czwartek z nim iść przez co szczury zostały ułaskawione na jeden dzień. Dyszka wizyta, spryskanie jakimś środkiem, bo trochę łysieje. Na nim, co już chyba pisałem, widać ząb starości. Samiczka z tego samego miotu dobrze się trzyma. Miała 3 mioty i widzę, że chciała by następny, bo ostatnio zrobiła kidnapping jakiegoś małego szczura, a jak je poprzednio chciałem wywieźć to leżała z nim w szufladzie. No to zostawiłem go jej. Jestem za miętki do tego. Jak szeregowy z pingwinów z Madagaskaru.
   Odżyłem trochę jak 172 opuścił grupę B z niby laską. Wróciło do normalności. Był w tygodniu, zaś go trochę pomęczyłem. Nawet bym go mniej męczył i powiedziałem mu to po, że jakby trochę postękał, to nie musiałbym go tak napieprzać, ale on, że nie będzie stękał i bierze to na klatę (dosłownie). To też faktycznie nie stękał, ale pod wpływem bólu już reagował, a napinanie mięśni to jest to co lubię. Trudno, poszedł czerwony, ale mięśniaki-skurwiele tak mają. Kiedyś oglądałem ruski porniol, do którego wzięli takiego mięśniaka-skurwiela i to samo. Nic nie stękał, brał wszystko na klatę, ale odruchy skurwielowe też miał. Od razu wiedziałem - rasowy skurwiel. Pewnie poszedł do porniola dla kasy, bo tam większa bieda jak u nas, ale odruchów skurwielowych nie da się wyłączyć.
   Tyle teraz, bo flacha czeka, tzn. już się trochę leje, więc najwyżej później coś na czerwono napiszę. Narka.

wtorek, 1 stycznia 2019

Wtorek #1471

  Opiszę to, bo później mi umknie i będzie lipa. Przyszedł na sylwka 230. Pewnie się powadził ze swoją laską, nie wnikałem w to, przyszedł po spożyciu z kimś tam z rodziny, który jechał do pracy na St. Śląski, tam gdzie polsat robił imprezkę. Ale jak z nim gadałem na osobnej grupie torowej to po masażu, koszulkę z przodu naciągnąłem mu za głowę i tak zostawiłem. Dzięki temu widziałem jego klatę i płaski brzuch, no cały przód. Umowa była taka, że tą koszulkę ma za głową, a nie robię mu "masażu", to też oddaliłem się od niego i z 1,5m patrzałem. Jak ze mną gadał to miał trzy odruchy. W pierwszym rękami doszedł do barków po czym je spuścił w dół. Po iluś minutach, w drugim doszedł już do szyi, a następnie je spuścił w dól. Widziałem, że to naciągnięcie koszulki z tylu szyi nie pasowało mu. Po kolejnych minutach, w trzecim odruchu już ściągnął koszulkę z tyłu głowy i normalnie ją ułożył z przodu. Co zobaczyłem to moje, ale też te odruchy, które widziałem to znaczą trochę o mięśniakach-skurwielach. Dobra, tyle chciałem napisać z tego co było z 230, który północ 31-12-2018 przespał, a przynajmniej przeleżał na łóżku.
   Imprezki w tym roku nie robiłem, w ubiegłym jak pamiętam też (nie czytałem bloga z poprzedniego sylwka). Tyle tu już imprezek było, że mi się nie chce, a jakieś tam macanie po sylwku kolejnych mięśniaków już mnie tak nie bierze jak kiedyś. Zresztą po sylwku kiedy jeszcze była tu ekipa od 672 to sceny były przednie, zresztą jest to na blogu opisane. Mimo tego, jak pamiętam, kiedyś napisałem, że szkoda zachodu dla wymacania jakiegoś młodego mięśniaka organizując całą tę imprezę tylko po to, żeby półprzytomnego trochę pomacać.
   Ponieważ w nd. o 17:45 wyprowadził się 172 z niby laską, to wczoraj nadrabianie zaległości. Chytanie szczurów w trakcie którego, jak wyciągałem z szafki młode to matka szczurzyca ugryzła mnie w paluch. Na szczęście po zastrzykach na tężec i wściekliznę to se pomyślałem - teraz to se możesz, jestem zaopatrzony. Do tego tak szczęśliwie, ze mogę swobodnie pisać na klawie. Tzn. nie stanowi to problemu, bo lekkie odczucie jest. Zostawiłem jej kilka szczurków, bo jedno bajśnięcie starczy. Zresztą dwa i tak spierdoliły. Nie wiem w ogóle skąd, ale odkryłem gniazdo młodych w szufladzie szafki w kuchni. Kto tą samicę zapłodnił nie mam pojęcia. Przeca samce pojechały jakieś 1,5 m-ca temu i teraz nie ma kto zapładniać. Młode były kilkudniowe, zresztą miot nieduży 8 sztuk. 5 pojechało, 3 dla ściągnięcia mleka. W ciągu 5 min samica przeniosła gniazdo na pobliski regał. No taką mają naturę. W sumie pojechało 11 sztuk. Niedużo, bo zostało jeszcze około 20 do wywiezienia. Nie wiem co się u nich wyprawia, że ciągle są młode. Samca nigdzie nie widać, zresztą nie słyszę odgłosów biegania godowego.
   Jednak na sylwka był 826, na szczęście była też 815 więc był odbiorca jej treści co wybawiło mnie ze słuchania nadmiaru informacji.
   No tyle, bo stacja się zapełnia, 826, 834, to muszę to pchnąć. Narka.