Sobota, nd. przeleciały i wpisów nie było, bowiem jak zwykle zajęcia, ruch na stacji i nie dało się. W sob. bylem u 972 w szpitalu. Po chemii wypadają mu włosy i to w znacznym stopniu. Pewnie jak przyjadę następnym razem to będzie już łysy. Trochę puchną mu u kostek nogi i niestety, co już pisałem ostatnio, co przyjeżdżam to jest z nim gorzej. Z tego co mówił mi ostatnio znajomy, to z tego chłoniaka przerzuciło mu się na szpik kostny.
Wczoraj rozmawiałem m.in. na ten sam temat z 979. Kolejny, który uważa że wszystko się zrośnie, większość trza rozchodzić i po co w ogóle chodzić do lekarzy. Jak mu powiedziałem, że to można było zatrzymać na wstępnym etapie, bo stwierdził, że sam nie wie czy by poszedł do lekarza. Co za jakieś wioskowo-skurwielowe wychowanie omijające szerokim łukiem lekarzy. Nie zdają sobie sprawy, że to zupełnie niepotrzebne skracanie sobie życia i to o dobre kilka jak nie więcej lat. No cóż, tego się już nie zmieni, bo trza by ich było wyrwać z tego otoczenia, by to coś mogło zmienić, ale i tak pewności by nie było.
Również w sob. poszedłem do stony po wióry dla szczurów. W sumie nic nowego, zbierałem z tacek, ale już po zebraniu i pójściu do kasy tak mnie zaczęło boleć przy tych stłuczonych żebrach, że zacząłem mieć problemy z oddychaniem. W stonce był 897 i razem wracaliśmy do bloków, ale miałem poważne problemy z iściem, musiałem zrobić dwie przerwy, bo skręcało mnie z bólu. Na stacji posmarowałem się maścią, ale i to wiele nie pomogło. No jakiś dramat. jakby mnie tam jeszcze bolało cokolwiek jak te wióry zgarniałem to co innego, ale nic. Tak bym przestał. Sob. i nd. z bardzo małym ruchem prawą ręką i dziś jak piszę jest już lepiej.
Wczoraj na stacji przez 8 h ciągiem 826. Po tych 8-iu godz. odszedł ze stacji, by powrócić nań jeszcze na godzinę. To jakiś przytułek, czy co? Na szczęście wchłonął go rynek pracy, to w tyg. mam go z gowy. Ponieważ tyle przebywał na stacji 826 też wiele nie zrobiłem, ale może i dobrze, bo okolice stłuczonych żeber trochę odpoczęły.
Za oknami śnieżyca. Tym białym gównem napierdala już 2,5h non-stop od czasu jak wstałem. Drogi oczywiście już białe, a pod większe podjazdy autobusy mają problem z wjazdem.
Tyle, zabieram się za zajęcia dnia. Miały być łapane szczury, ale z powodu bólu, może już nie takiego, ale łapanie zostało odwołane. Wiem, one już są znowu w ciąży, bo bieganie samców się zakończyło, znaczy się znowu to samo na nowo. Już mi się nie chce, ale qrwa to białe gówno spadło, ja nie wyzdrowiałem, a już w sob. sobie zrobiłem kuku więc powtórki nie chcę. Przez to wszystko szczury mają swoje 5 minut (no nawet więcej).
Notka miała być wcześniej, ale na stację wszedł 230 i zajął trochę czasu, później wyjście do aldi po wióry dla szczurów, tzn. skorzystałem z podwózki 230. Dopiero wieczorem zabrałem się za pomywanie w kuchni, by na jutrzejszym ewentualnym łapaniu szczurów było łatwiej.
Straszne jest to zdrowienie. Ograniczam ruch, którego właśnie w zimie jest mi potrzeba więcej. Nie wiem kiedy i czy to nadrobię.
Z dwu flach, które zostały zakupione na nockę ze 172 z jednej połowa w sob. została zużyta. Po incydencie w stonce postanowiłem się nie ruszać i połączyłem zawartość flachy z symkiem kolejowym, tym on-line. Faktycznie to przystopowało ruszanie dość znacznie.
Ok. Wcześniej nie pchnąłem, bo był 230, teraz znowu się zapełniają tory stacyjne, ale widoki fajne. Znowu, i tego nie rozumiem, przechadza się koło mnie i daje się głaskać, w klacie 826. W sumie fajnie. To narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz