Dziś wyjechały kolejne szczury. To fatalnie na mnie działa, jak wykorzystuję ich oswojenie, do złapania i wywozu. Pojechała m.in. mała samiczka, która w ogóle się nie bała i na rekach zachowywała spokojnie. Szkoda mi ją było wsadzać do klatki. Ale niestety. Najstarszy myszak i samiczka mają 1,5 roku. Nie chcę by to się ciągnęło w nieskończoność, a jeżeli mnie by się coś stało, to marnie skończą, bowiem nikt się nimi nie zajmie tak jak ja. Oby tylko nie pozostał żaden samczyk, który zaś może nabroić. Dzisiejsze łapanie wyszło bezinwazyjnie. Tzn. 4-ry w miarę łatwo, w tym tą oswojoną samiczkę, złapałem na grupie A, reszta młodych przy jedzeniu w kuchni. Pozostało jeszcze gdzieś ok. 5-8 młodych i to tyle. Jeżeli uda się, to wreszcie powinno skończyć się ich łapanie i wywożenie.
Na stację prawie dziennie wchodzi 230. Niby nic nowego, ale zachowanie samców czasami jest ciekawe. Otóż on jak wchodzi na stację, to z reguły rozbiera się do koszulki. Kilka dni temu, rozebrał się do koszulki, ale na ramiączkach. Przecież doskonale wiedział, że w takim stroju to będę go również głaskał po barkach i ramionach. Mało tego, powiedział, że w tej koszulce na ramiączkach chodzi już 3 dni. Wcześniej się do niej jakoś nie rozebrał. Czyżby to rozebranie było celowym działaniem prowokującym moje działania? Nawet jeżeli nie celowym, choć właśnie sądzę, że celowym, to moje działania nastąpiły i sprzeciwu nie było. Zawsze pisałem, że moje głaskanie jest specyficzne i już od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że nie tyle pożądanym, co okresowo potrzebnym. Cieszy, że dzięki temu mogę korzystać z ich mięśni bezpośrednio.
Po za tym, po wczorajszej niskiej temp. dziś przy zerze, obfite opady białego dziadostwa. Jadąc ze szczurami, przeżyłem prawie jeden zawał serca, a raz prawie w kontrolowany sposób zatrzymałem się przez zaspą na zakręcie, bo auto wyniosło. W prawie zawale wina była by połowiczna. Wjazd na skrzyżowanie drogą z pierwszeństwem skręcającą w prawo. Popatrzałem się mimo tego w lewo, czy właśnie kogoś nie niesie, by się na mnie nie zatrzymał i skręcam, a tu z prawej na moim pasie ciężarówka, która, jak się później okazało, wymijała auto stojące na jej prawym pasie. W tym momencie nagłe hamowanie i mnie poniosło. Mimo małej prędkości widziałem przesuwającą się ciężarówkę, a skurwomobil, zbliżający się do niej z boku dziliły już centymetry. Minęła tylna oś i pozostał jeszcze drąg z tyłu, na którym umieszczone są światła tablica rej. itp. Już myślałem - trudno, ściągnie reflektor i część zderzaka. Jakaś 1 sek lub 1,5 dzieliło od spotkania się części obu samochodów. Nie spodziewałem się zagrożenia z prawej strony, a tu taka niespodzianka. Na szczęście nic się nie stało, oprócz serca w gardle.
Po południu 979 przekazałem, by jechał ostrożnie, jeżeli to coś da. Pewien wiek jest dość odporny na sugestie.
We wczorajszym obiegu z cysternami, też niekontrolowany zjazd z niewielkiej góry. Nie sprawdziłem na gruncie podłoża i wjechałem maszyną na śliską nawierzchnię. Pierwsze zaciśnięcie klocków i poleciałem trochę, więc od razu zluzowałem hamulce. Rozpędzając się niekontrolowanie, pierwsza myśl - nogi i ręce na dole połamane, skład w rowie. Na szczęście skupiłem się, mózg zaczął intensywnie kontrolować pion i poziom i udało się, ale wprowadziłem zakaz jazdy na tym odcinku do odwołania. W drodze powrotnej ledwo się wciągnąłem pod to wzniesienie.
Dziś, jeżeli zgłoszą zapotrzebowanie na skład pustych cystern, będziemy jechać ostrożnie, bo do tego napadało jeszcze wiyncyj tego białego gówna.
Tyle. Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz