piątek, 30 marca 2018

Piątek #1340

   Wczoraj na nastawni miało być relaksacyjnie, wyszło inaczej. Zaczęła się jakaś mała (na razie) wojenka z miejscowymi mięśniakami-skurwielami. W ub. roku przekopałem mini kanał, by woda z pobliskiej hałdy nie płynęła do sztucznego jeziorka na przeciw nastawni RKP (RCL). Wcześniej woda przepustem (rurą) płynęła w poprzek drogi do tego właśnie jeziorka, (na zdj. poniżej rura wychodząca z pod drogi i rynny, po których spływała woda)

co powodowało podnoszenie się wód gruntowych i szybsze zapełnianie studni (szamba) przy nastawni. Przepust był zrobiony, jak trochę niżej jadąc drogą dalej, był zaludniony jeszcze budynek kolejowy. Obecnie jest już pusty i w zasadzie do wyburzenia. Jeden z tych, którzy zasypywali ten kanał, powiedział że jak woda tam leci to zalewa tych co tam mieszkają. Spytałem, kto tam mieszka? Nie odpowiedział.
(poniżej robiony rów, dla przekierowania wody w dół, a nie do, ledwo widocznej, niebieskiej rury)

   W sumie 3x zasypali mi ten mini kanał, ale wczoraj, by nie powodować eskalacji wydobyłem (jakby to powiedział 371 - wypierdoliłem) rurę wkopaną w ulicę i zasypałem miejsce po niej ziemią. Mam nadzieję (wiem, nadzieja matką głupich), że dalej już nie będą ruszali tematu płynięcia wody z hałdy. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że będzie rozkopywał drogę, tym bardziej, że jak to zrobi, to utrudni jazdę innym złomiarzom i tym co po węgiel jadą. By rury ponownie nie wkopali zatargałem ją na teren kopalni i tam pozostawiłem. Trochę obawiam się o nastawnię, co tam szyb nie wybiją, a w kwietniu chcę alarm założyć. Dopóki tam nie ruszymy, to oni myślą, że to wszystko, jak po poprzednich kopalniach, idzie do huty.
   Szczury.
   Nadal mają się dobrze, choć w środowej łapance 23 odeszły do hurtowni. 20 z kuchni, 3 z grupy A. W kuchni na chwile się przerzedziło, ale następne mioty wylazły już na powierzchnie płaskie. Dziś ma być łapanie głównie na grupie A, bowiem tym razem tu sytuacja wymyka się z pod kontroli. Może uda się przy okazji namierzyć jakiegoś samca, bo z nimi to jest przewalone. Teraz mają raj, bo zostały dwa i stado samic do zapładniania.
  Święta.
  Tradycyjnie przygotowań nie ma żadnych. Tym bardziej, że ogólnie jestem padnięty na ryj. Trochę zamknięcie stacji na 2h popo postawiło na nagi mózg, Wczorajsza praca fizyczna też była relaksem dla mózgu, choć ciekło ze mnie w czasie wypierdalania tej rury. Jest plan, by w jakiś dzień świąteczny przejechać się drezyną. Wszak jest na msc., ale nie ma czasu nią jeździć, choć jazdy służbowe czekają.
  Pozostanie jedynie zatowarowanie się do wtorku, by przeżyć wraz ze szczurami. Lista, głównie dla nich, jest zrobiona.
  W ogóle nie wiem, jak przy tym umysłowym przemęczeniu mózg w nocy wygenerował jeszcze sen erotyczny, oczywiście z przepięknym no-name mięśniakiem.
  Tyle, bo szczury czekają, a i roboty pełno. Narka.

środa, 28 marca 2018

Środa #1339

   Jeszcze trochę takiej gonitwy i powiem jak Tomasz Lis:
- jeszcze w grafice się zatrudnię, komputerowej.
  W każdym razie zajęć jest za dużo, jak na jedną osobę. Na szczęście wraz z rozprzestrzenianiem się informacji dot. mojej inicjatywy znajdują się ludzie, którzy chcą pomagać, ale na razie się tylko zgłaszają.
  Efektem tych zajęć jest ogólne przemęczenie. Mieliście tak, że wstaliście i już po 30 min byliście ponownie zmęczeni? To jest niesamowite, jak załatwianie tego wszystkiego mnie energetycznie pożera. Do tego jeszcze szczury, które trzeba obrabiać i koło, a w zasadzie pętla na szyi się zaciska. Co prawda dziś odbyła się kolejna łapanka, wyjechały 23 szczury, ale nie wiem czy to odczuję, bo nowy narybek już grasuje. Pojechały tylko młode, bo jedną szczurzycę złapałem, ale karmiąca to została wypuszczona na wolność. Tylko 3 zostały złapane na grupie A, a tu się zaczyna robić problem. W pt. łapanka przeniesie się tu.
   Wczoraj w UM R. Śl. więcej świeciłem oczami jak załatwiałem. Zdjęcia do konserwatora nie wysłane, bo mają małą pojemność skrzynki i wpierw w jednym, następnie w dwu @ odrzuciło, dziś wysłałem w trzech.  Odnośnie mostu załadunkowego, to niestety m-to wyraziło zgodę na wyburzenie (zdjęcia w poprzedniej notce), ale kop. musi jeszcze przedstawić papiery dot. obiektów do wyburzeń, to wtedy jest jeszcze szansa na uratowanie tego pomostu. Sugerowali mi by jeszcze wagony piaskowe objąć ochroną, ale nie mogą wpisać, bowiem nie mają podstawy prawnej na ich zajęcie.
Plakat do Działu Promocji nie gotowy, poświeciłem oczami, że jutro najpóźniej w czwartek prześlemy.
   Dziś ok. 17:00 przy kompie i dwu składach w stacji w zasadzie już zasypiałem. Po 10min przeniosłem się na grupę B. Prawie już zasypiałem gdy telefon. 172 na linii. Wyłączyłem telefony, ale za ok. 10min zjawił się pod wjazdowym. Tu w zasadzie też powinna być osobna notka, dot. gospodarki finansowej u 172, ale może kiedyś indziej napiszę.
  Po wyprawieniu składów ok. 18:10 wyglebiłem ponownie na grupie B. Obudził mnie dopiero 979 dzwoniąc na tajniacki tel. bo główne miałem wyłączone. Oczywiście napierdalali do niego, skoro były wyłączone, a pod wjazdowym też się zjawiali. To w zasadzie niemożliwe by stacja była zamknięta w szczytowych godzinach. No kto by pomyślał, że takie coś może się zdarzyć.
  Strasznie nieskładna wyszła notka, ale to efekt ostatnich dni i funkcjonowania mojego mózgu.

poniedziałek, 26 marca 2018

Poniedziałek #1338

No niestety jak widać wpisy tu, nie są w pierwszej kolejności brania z torów stacyjnych i czekają na bocznym torze na wyciągnięcie. 

Od jakiś 3 tyg. wywożę szczury, bo bierze je hurtownia zwierząt. Staram się łapankę robić w środy i piątki i tak średnio 30 tygodniowo wyjeżdża. Wyjechało już jakieś 75. Patrzę się na te co pozostały i zastanawiam się, czy to jest constans, ubywa ich, czy nadal przybywa? I nie wiem jak jest faktycznie. Po za tym taka łapanka, to straszne przeżycie dla osoby prozwierzęcej, dlatego skróciłem do minimum ich przebywanie w "więzieniu" i krótko po są wywożone, a nie tak jak poprzednio czekają np. 2 dni na wywóz.
   Wczoraj za to miały katastrofę gastryczną. Sieć marketów ufundowała im łososia i szprotki.

Po innym żarciu rano są już głodne. Jak mają rybę do zeżarcia w większej ilości to rano w ramach rozruchu porannego miski im napełniam przekąską, to ona tak nie znika jak każdego innego dnia.

  Teraz sprawy kopalniane, bo tu też zaległości robią się ogromne (nawet nie wiem od czego zacząć).
  No dobra, SRK w miejscu wyraziło zgodę na imprezę, ale jak zgodę wyda również dyrekcja kop. w Bielszowicach, bowiem, mimo iż impra odbędzie się w całości na terenach SRK-kich, to jeżeli coś dzieje się za płotem kopalni, to za wszystko co tam się dzieje jest odpowiedzialny nadsztygar kopalniany, a nie SRK-wski. Jutro muszę więc jechać z kolejnym pismem do dyrekcji w Bielszowicach.
   W czwartek byłem w UM i w dziale gruntów byłem się zapytać co w pismach, bowiem przepływu informacji tam nie ma, i trzeba łązić między pokojami. W pismach nic, ale zaliczyłem wpadkę, bowiem nadal (umknęło mi to), nie odpowiedziałem na pismo m-ta z 26-stycznia (sic!). Trza to bydzie spłodzić. Przekazałem za to pani Szybce, że konserwator zajął torowiska i nastawnie, i w ogóle zajął teren. Pani zrazu zadzwoniła piętro wyżej do Zosi, co też się wyprawia, bo ona nic nie wie, a ma umowę z PGG na dzierżawę działki 2394/210 do 31-12-2018 i co teraz skoro na górze zrobili jej takiego psikusa nie informując ją. Tego też nie wiedziałem, że dzierżawa do końca roku, ostatnie info było iż zawarli ją na kwartał. Pani Zosia wyjaśniła, że owszem, ale rzeczonej działki nie ma wykazie i nie jest objęta ochroną konserwatorską. Tym razem mnie się ciśnienie dźwigło i polazłem ponownie piętro wyżej. Konserwatora nie było, bo poprzednio wychodził wraz ze mną na zarząd m-ta, ale porozmawiałem z Zosią i ustaliliśmy, że napiszą pismo do PGG o objęcie również i toru na działce 2394/210 jako całości, tylko trza będzie spłodzić jakieś uzasadnienie. W ogóle jutro jadę do niego jeszcze wpisać 3 kolejne rzeczy, jeszcze chwila i się na mnie obrazi, a tego bym nie chciał.
  Na kopalni polazłem do koordynatorki ochrony m.in. w spr. alarmu na nastawni RCL. Jest zgoda na alarm, a jak zwykle mnie pozostawiono proces decyzyjny jaki wybrać. Oprócz rozmowy o konserwatorze zabytków, który zajął część terenu koordynatorka wysunęła propozycję, by pod mostem załadunkowym między wieżą P5 i P2 zrobić peron, pod, ewentualne, w lecie, stoliki przy których mogli by siedzieć ludzie.
  Powyżej wieża P5, która ma zostać. Pewnie znajomy od znajomego już się ślini na ostatnie piętro. Będę zadowolony jak dostaniemy w niej dla siebie np. jakieś środkowe.
  Poniżej most załadunkowy.
Konstrukcja jest tak mocna, że oprócz fadromy Ł34 nic tego nie ruszy.
  W ogóle od procesów decyzyjnych w ostatnim okresie to mi się zaczyna mózg gotować. Wszystko ja, a jak źle wyjdzie, albo jakiś błąd to powiedzą:
- no jak robisz? Miało być dobrze....
  Podobnie jak teraz dyrektorzy dostają pisma o pozwolenie na odkręcenie każdej śrubki, to jest u mnie, z tą różnicą, że oni te pisma dekretują i spychają w dół na podwładnych, a ja nie mam gdzie tego zepchnąć. A sprawy wydawać by się mogło banalne. Na plakacie nr telefonu wypadało by. Ale do kogo? Czyj? Założyć na inicjatywę, bo mam po dwie podobne karty, ale kiedy, już, po imprezie, na kogo zarejestrować? Maila, którego, jednego z moich, organizacyjnego, do którego nie mam dostępu? Jaka forma plakatu, kto zatwierdza? Jak prowadzony ruch drezyn? FB, którego? Organizacyjnego, bo szef nie chciał mieć drugiego, choć napisałem że to sekcja w R. Śl. czy mojego prywatnego choć z nazwą organizacji, w którym są wyłącznie info nt. inicjatywy? Jak podam swojego, to mu się dźwignie ciśnienie, jak podam organizacyjnego, to będzie strzał w kolano. A czasu nie ma prawie wcale. Jutro jadę do UM i decyzje muszą być podjęte. Już nie wspomnę o cenie biletu, która też powinna zadowolić wszystkich i biletach, które muszę sam zrobić.
   Dosyć stękania, zabieram się dalej za robotę tym bardziej, że tory stacyjne się zapełniają. Wszedł 826 i stękacz osiedlowy. Narka.

piątek, 23 marca 2018

Piątek #1337

  Nawet nie wiem w co mam łapy wsadzić, tyle do roboty.
Był przedwczoraj 172. Niby nic nowego, bo okresowo wchodzi na stację, ale tym razem, w przeciwieństwie do dwu poprzednich razów, powiedziałem sobie - żadnego falstartu. No też tak było. Jednak w trakcie jakiś skład stanął pod wjazdowym, co obwieścił dźwiękowo. Pomyślałem i głośno powiedziałem:
 - pewnie 826.
   Siedząc dalej na 172 zadzwonił tel. Okazało się jednak, że to drużyna trakcyjna 230. W pośpiechu, jakoś z małym zastanowieniem powiedziałem, że jestem na ... poczcie. Fajnie, tylko jak zrobić wyjście ze stacji, skoro pod wjazdowym stał 230. Zastanowię się później, a tymczasem dalej zajmowałem się 172. Ręce miał już przywiązane, a klata z czasem zaczęła mu się robić czerwona. Bez falstartu, można by rzec, że nawet trochę nadrobiłem, zakończyłem, ale teraz należało opracować szybki plan, niby powrotu z poczty. Skorzystaliśmy z a'la tylnego wyjścia. Musieliśmy skoczyć jeszcze przez płot i byliśmy na drodze z poczty. Na szczęście chodnikiem nikt nie szedł, by było by dziwnie, jak przeskakuję płot. Do siatki wziąłem 3 dni temu odebrane listy, że niby teraz je odebrałem i z siatką wleźlismy do pojazdu 230. Wypadło bardzo naturalnie i chyba nic nie podejrzewał, bo dobrze się kamuflowaliśmy.
   Za to wczoraj był 826. Przylazł z 0,7 ltr. flachy, a ponieważ miałem trudny dzień to przystałem na łykanie. Jeszcze się pytał przed 22:00 czy przeciągniemy procedury co potwierdziliśmy. Po wyprawieniu więc ostatnich składów ze stacji, jak byliśmy sami, to najpierw, ubrany w dres i koszulkę powiedział, że może zostanie na noc, jak mu pozwolę spać na grupie A. Dałem zgodę. Po jakimś czasie rozpiął dres do brzucha i powiedział:
- chyba jednak zostanę na noc.
Znów po jakimś czasie rozpiął dres do końca, zdjął go i rzekł:
- zostane na noc.
W tym momencie pomyślałem (jak mówił o. Natanek) "wiedz..., że coś się dzieje.". Jak był w koszulce, to miałem już łatwiejszy dostęp do jego pleców, a przy bliższym kontakcie, bo raz przylgnąłem do niego od tyłu (na mnie alko już też działał), to i klata, i brzuch znalazły się w polu rażenia. Powiedział wtedy
- jesteś jak te węże co oplatają. Jeszcze jakiś czas gadaliśmy, aż on zaczął się przygotowywać do spania. Jak był w łóżku to jeszcze go głaskałem po rękach, ale dał mi do zrozumienia, iż na tym kończymy. Nie chcąc być nachalnym rozpocząłem procedury wyłączające i też położyłem się.
  Może mu się nagle włączyły hamulce, ale nie chciał doprowadzać do czegoś więcej.
  Oprócz tego spiętrzają się sprawy związane z imprezą 21-go. Nie wiem jak to wyjdzie, ale jak tak będzie dalej, to przed imprezą wywiozą mnie na ojom. Sprawy idą w dobrym kierunku, ale jak się jest samemu, a przynajmniej do wielu spraw, to moce przerobowe są ograniczone i więcej się nie da zrobić. Efekt - kolejkowanie spraw i następnie realizacja tych, wydawać by się mogło, najważniejszych, czy najpilniejszych. Reszta na boczny tor.
  Po za tym wczoraj wysiadł interenet ok. 20:00 co znowu na boczny tor wysłało kilka spraw, a teraz zastanawiam się którą kiedy wyciągnąć i zrobić. Można wydłużyć dzień do jakiś 36h, tak jak ustalono, że nie będzie zmiany czasu?
  Jutro na kopalnię, to wpis może w nd. zrobię, bo jeszcze spr. kopalniane do opisania. To narka.

wtorek, 20 marca 2018

Wtorek #1336

  W zasadzie to tej notki nie powinno być, bo miałem być na kopalni, ale spierdolił mi jeden środek masowego rażenia, bo do mnie taki jeden gadał i gadał, i gadał..., następnie na poczcie, bo gdzieś czas trza wytracić, dwie osoby wryły się do okienka, bo im się śpieszy, i drugi środek masowego rażenia mi spierdolił, to się zdenerwowałem i odwołałem wyjazd.
  Niby nic się nie stanie, a tego to nie wiem, bo czas leci, skurwiała zima trzyma, a impreza się zbliża, a na nią mało gotowe. Dziś miały być spr. urzędowe, to na czwartek, a to co miałem zrobić w czw. pewnie zrobię w sierpniu. Jutro nie mogę jechać bo chytanie szczurów, a czwartek też biuro pracy, bowiem kończy mi się profil dla życiowo nieudolnych i społecznie nie przydatnych (w lipcu), to biuro się musi wykazać, że się starało i wysłało mnie do Centrum (taka moda z tymi nazwami) Integracji Społecznej, w którym Pani zaproponowała mi pracę [oczywiście do wyboru przy kuchni (gastronomii), pracowni krawieckiej, służby oczyszczania wioski (jak powiedziała - jeździ się z kierowcą i się oczyszcza) lub w pobliskim szpitalu przy kartotekach pacjentów] za jedyne 730zł netto. No zajebiście w *uj. Oczywiście dopowiedziała, że tego się w domu nie wysiedzi i zachwalała inne plusy tego rozwiązania. Jak już się wygadała, jak jej się wydawało przy tych rewelacyjnych pracach jakie oferują, to spytałem się czy teraz mogę ja?
- tak.
  No to ponawijałem jej o kopalni, zaangażowaniu w to m-to, przedstawiłem pisma na dowód  i, że nie mam teraz czasu na prace za (tak wysokie wynagrodzenie) 730zł netto. Na kartce musiałem to potwierdzić odmowę pracy za to, czego się w domu nie wysiedzi i tyle. Pani zrobiła adnotację do biura pracy, że przekazano informacje i zajęto się osobą.
   Co dziwne, w budynku wcale nie było pusto. Czyżby praca za 730zł była taka atrakcyjna, nawet w pracowni krawieckiej były jakieś osoby. Zastanawiałem się, czy za tymi drzwiami Centrum jest jakiś inny świat?
   Na razie plusem dziś był mięśniak z rana, tzn. po wstępnych procedurach ze szczurami, wsunąłem się do łózka 172. Ach znowu się powygrzewałem, trochę z nim pourzędowałem, ale już spokojniej jak ostatnio by nie było falstartu, ale i tak mały był. No cóż, wygląd robi swoje.
  Tyle, bo za coś muszę się zabrać, by nie stracić dnia zupełnie. Narka.

poniedziałek, 19 marca 2018

Poniedziałek #1335

   Wpierw spr. seksualne, reszta później. Noc z pt/sob. bez niczego. 172, który przylazł okazał się być bardzo zmęczony po imprezkach wcześniejszych i padł nieżywy. Co prawda w klacie, więc drażnił mnie swoimi umięśnionymi plecami, przeto po skończeniu procedur wyłaczeniowych przylgnąłem do niego, ale się przebudził i stwierdził:
- rano.
  Rano wstałem pierwszy. Procedury rozruchowe, głównie związane ze szczurami (o nich później), a 172 nadal spał jak zabity. W końcu zbliżała się godzina rozpoczęcia przygotowań wyjazdu na kopalnie, a 172 dziś na haku, na stację zwrotną. Pomyślałem, zrobimy to tam, tym bardziej, że w trakcie przygotowań na stację wszedł 834. Tam powinien być spokój, to powinno się udać.
  No niestety. Nim nastawnia się nagrzała, to przyjechał pomocnik do pracy, były dyżurny ruchu tam, ale z jednej strony dobrze, bo dużo pomógł. Później jeszcze przewinął się stękacz osiedlowy, następnie zrobiło się ciemno i znów nic nie wyszło.
  Wieczorem na st. mac. jakoś ja byłem padnięty i też nic. Za to rano w nd. po kolejnych procedurach rozruchowych (te szczury głównie) położyłem się do niego do łóżka. Ach nagrzany mięśniak w łóżku. Od razu zacząłem odbierać en. cieplną. Położyłem się na nim i wygrzewałem. Po ogrzaniu się, siadłem na nim. Coś tam porobiłem i nastąpił falstart. Powiedziałem mu to zresztą, ale co zrobić. To jego nagrzane ciało, te mięśnie, no i poszło. Chciałem później jeszcze powtórkę, ale znów stacja przyjęła skład, następnie jeszcze jeden - 834 i było pozamiatane, a wczoraj 172 na haku nie ciągnęliśmy na st. zwrotną.
  Wczoraj wszedł na stację 826. Nie umiałem się dobrać do jego pleców i dopadłem go w kuchni, a następnie w pokoju. Ale w pokoju się go pytam:
- to może jeszcze jakiś masaż
- jak ma Ci to sprawić przyjemność
- oczywiście, że - tak (i w tym momencie już dźwigałem mu koszulkę z bluzą do góry.
  Po raz kolejny przekazałem mu, że ma zajebiście gładką skórę na plecach.
  Przy okazji, w pt. wypadła z nim dziwna sytuacja w kuchni. Mnie tam nie było, stacjonowałem na grupie A, a w kuchni były drużyny trakcyjne 172, 230 i 826. 172 i 826 po jakiejś mega imprezie i jeszcze do końca nie wytrzeźwieli. Coś tam gadali i nagle na grupę A wchodzi 172 i mówi:
- nie wierze, nie wierze. 826 się zakochał w 230 (że niby coś tam w tym sensie powiedział)
  To nie pierwszy raz, kiedy coś tam się od 826 ujawnia, ale on nadal twierdzi, iż jest 100% heterykiem, choć dla mnie prawie od początku z tą jego 100%-wością jest coś nie tak. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem w jego typie, bo każdy ma swoje widełki wyglądowe, ale za to mieścił się w nich 371 co doskonale widziałem, jak jeszcze 371 stacjonował u nas na grupie C. Ileż to razy było wyraźnie widać adorowanie jego przez 826, szczególne dotykanie, co mnie nie ujdzie, bo sam takie stosowałem. W  każdym razie postanowiłem w związku z powyższym korzystać z jego pleców na ile się da.
    Może i dobrze, że na kopalnie pojechałem sam, bo potrzebowałem się oderwać od ciągłego prowadzenia ruchu, a taki dzień na nastawni bez ruchu był bardzo potrzebny. Będąc tam sam się zrelaksowałem mimo mrozu na dworze i dziurawej nastawni.
   W ogóle nie wiem jak jej projekt przeszedł jakąś weryfikacje. Dziś by się powiedziało, że poleciała koperta, ale wtedy to chyba pchnęli przy flaszce, jak nie dwu. Wczoraj jak żarłem przy biurku to patrzę do góry, a tam w rogu sufitu dziura na wylot z widokiem na sufit daszku. Oczywiście zabrałem się za uszczelnianie, ale chyba trza by ją było rozebrać oprócz szkieletu i poskładać na nowo. To jest niemożliwe ile takich bubli się jeszcze znajdzie. Przecież pobór prądu w grzejnikach wczoraj był już 25kW i przy mrozach na placu, i dużym wietrze wewnątrz ledwo dobijało do 10C. Do jakiego pomieszczenie by się nie weszło, to jakieś dziury do zatkania.
  Szczury. Kolejne ich łapanie w środę. Co miały dostać za dnia, to zeżarły w nocy, bo zapomniałem wystawić na zewnątrz i przegryzły dekiel i do rana już nic nie zostało. Ale to te z kuchni, te z grupy A raczej w tym żarciu nie brały udziału, choć nie mogę być pewien.
  Tyle, bo nam na stacji siedzi 230 od dwu godzin, to muszę to pchnąć jak nie widzi. Narka.

piątek, 16 marca 2018

Piątek #1334

  W stonce sa takie obrzydliwie dobre pałki. Raz na jakiś czas je przeceniają i kupuję, i zażeram się nimi. Jako, że ze słodyczami mam problem, to czasem muszę rzucać kotwicę ratunkową, by ich już dalej nie żreć. Ale dziś piątek, w zasadzie jedyny dzień w tyg. kiedy mogę łyknąć, to przy żołądku klasycznym obrzydliwie dobre pałki wchodzą jak masło.
   Był dziś 826. Ponieważ imprezuje od wczoraj ze 172, który przylazł k/południa i chciał coś zrobić, ale akurat na stacji stał skład 230, też prawie zdefektowany, bo wziął urlop w pracy na chorobę, to niestety nic nie zrobiliśmy. Za to jak został 826 to dobrałem się do jego pleców. Po raz kolejny powiedziałem mu, że ma na nich bardzo delikatną skórę. Coś tam stękał na bóle pleców, zaproponowałem masaż, ale powiedział, iż chyba kolanem by mu trza było plecy rozmasować. Po 2 sek odpowiedziałem:
- w sumie to dało by się zrobić.
  W każdym razie trochę te jego plecy pogłaskałem, zwłaszcza jak na boki mi ręce zjeżdżały, to organ zaczynał się budzić. No takie mięśnie w rękach, to jest coś. I pomyśleć, że Ci ludzie się tak wykańczają.
  W środę byłem z 825 w Sosnowcu Maczkach. To nic, że on (825) nie ma orientacji w terenie i jak chciałem jechać przez M-ce, to musiałem zawrócić i zrobić koło przez K-ce, So-iec, Dąbr.Górn, by dojechać do Maczek, bo on tak zawsze autobusem jeździł, mimo iż dałem mu mapę papierową, w sensie atlas w spiralce, to nie, bo on wie, bo tak zawsze autobusem jeździł. Nadrobiliśmy jakieś 15km, ale to nic. Jechał do swojego kolegi maszynisty, podpisać papiery ze stowarzyszenia. Miło się rozmawiało, z nim (maszynistą), z żoną, ale na koniec powiedziałem:
- chętnie bym się przejechał, ale teraz nie mam totalnie czasu.
  Faktycznie, przez organizacje imprezy, szczury nie mam w ogóle czasu. A'propos szczurów, dziś wyjechało 13 kolejnych. W sumie przez 1,5 tyg. pojechało ok. 45. Samego mnie ta liczba przeraża, ale jeszcze trochę ich zostało. Prawie miałem dziś dwa samce, ale przez własne zaniedbanie mi pitły. Nic, w przyszłym tyg. zrobię na nie polowanie. Ambitny plan zakłada dojście przed imprezą do jakiegoś rozsądnego stanu. Sam nie wiem ile to powinno być, ale nie w takiej ilości jak teraz, bo ich karmienie i obrabianie zajmuje 2, 3 h dziennie.
   Zawożąc szczury do hurtowni niestety zabrał się z nami 826. Szkoda, bo tak mało mam chwil, że mogę z 979 pogadać, a tu kolejna odpadła. Nie nadrobi się tego, tak jak na kopalni nie wszystko czego nie zrobię, da się zrobić później. Czasem tego później już nie ma i nie da się.
  (piszę, łykam, i nie wiem kiedy przejść na czerwony)
 Chyba teraz. 
 Czasem muszę odreagować to łapanie szczurów. To jak są w klatce, tej z hurtowni, to traktuję to jak ich więzienie. Dostają tam większe porcje niż te na wolności, bo więzienie, to trza im to zrekompensować i samego siebie usprawiedliwić. Mam świadomość, że to wszystko to mój błąd i pisałem to już tu kiedyś, iż to jest najlepszy dowód na to, że brak decyzji jest też decyzją. Brak decyzji co z nimi zrobić kiedyś tam, było przyzwoleniem na ich rozmnażanie i do tego doszło. Teraz jakoś z "wdziękiem" usiłuję z tego wyjść, przeto łapane są młode, nie te całkiem młode, ale te trochę starsze, średnie. Samiczki są ułaskawiane, a samce niestety nie, bowiem to one przyczyniają się do dalszego rozmnażania. 
  Dobra, dość o szczurach, bo nie wszystkich to interesuje. 
  Dziś była dziwna sytuacja. W kuchni był 172, 230 i 826. Ten ostatni jest od dawna przez 979 podejrzewany o inklinacje homoseksualne. Mnie tam nie było, ale jak przenieśli się na grupę A to 172 zaczął nawijać, że 826 się wygadał i ciągnie go do drużyny trakcyjnej 230. (nie dziwie się, taki zdrowy mięśniak, mnie też ciągnie) 172 i 826 są od wczoraj w jakiejś tam imprezce i mogło się coś 826 wymsknąć, ale 172, który jednak się ze mną spotyka, jakby usiłował zachowaniem, czy tym co wypowiedział 826 zagłuszyć to co sam robi. 
  Pisałem to kiedyś, ze 172 też np. najgłośniej ze wszystkich się śmieje. To taki zagłuszacz własnych niepowodzeń, własnego zdupionego życia. Maska, którą zakłada na twarz, by nie pokazywać, tej prawdziwej, tej, która pokazuje, że życie nie jest takie łatwe, przyjemne, radosne. 
   Pisałem ostatnio o tej kobiecie, która z wózkiem przewijała się przez przystanek z larwą w środku. Miejsce urodzenia ma znaczenie. Nikt, jak małe skurwiele od 972 to wiedzą lub nie, ale kiedyś będą świadome lub nie, bo ich mózgi się nie rozwiną i nie obejmą tego. 
  A my... My mamy się średnio. Szczury zupełnie zniekszałciły (że też używam takich wyrazów) bieżące życie wypaczając je i zużywając czas dla siebie. 
  Co do wyrazów ostatnio mało używanych, to napisaliśmy do 230 sms-a "Czy wyluszczyliscie juz partnerce niewyczerpanom skarbnice imponderabiliuw?" To jest dopiero słownictwo mało używane. 
  Jak jak bym się chciał zrealizować znowu w roli dj-a na imprezce, ale to mało realne, bowiem nie mogę być od wszystkiego. Ostatnio przy czyszczenie rozjazdów znowu musiałem "tatusiować" tym co robili i tłumaczyć dogłębnie, co, jak, dlaczego i po co? Choć tu ukłon w stronę czynnych nauczycieli, że po jakimś czasie te mięsniaki-skurwiele (sic!) przychodzą i dziękują mi za opiekę, za przekazywaną wiedzę, za opiekę, za przydatne rady. To jest miłe. Nie wiem czy nauczyciele doznają takich chwil? To tak jak kiedyś powiedziałem kierowcy 188, że jazda z nim to prawdziwa przyjemność. Oprócz tego, że trza to umieć ocenić, to jeszcze trza się zebrać i mu to przekazać. Ile osób to potrafi?
   O ile przyjemniej by się pracowało, gdyby większość ludzi miało włączone takie powiadamiane o dobrze wykonanej pracy. To mile łechcze i to się pamięta. 
   I teraz nadchodząca imprezka 21-04. Przeraża mnie to, bo nie jestem w stanie być w jednocześnie, nastawniczym, dyżurnym ruchu, kasjerką, dj-em, etc. Te funkcję muszę scedować na innych. Jak to wypadnie - nie wiem. Stawka jest bardzo wysoka. Tj. być, albo nie być jedynej takiej w PL inicjatywy. Już pomijam to w PL, ale w mieście, które jak widzę liczy na mnie. Nie wiem czy ogarniacie, ale 120 tyś m-to, a właściwie jego władze liczą na mnie, że to się uda, że to wystartuje, że to się powiedzie. To jest odpowiedzialność. Mało tego, nie jestem z Rudy Śl., a mam im robić dobrze i oni (m-to) na razie robią co mogą, by mi to umożliwić. To zaczyna mnie przytłaczać. Wystarczy jakaś moja drobna dysfunkcja, by to wszystko szlag trafił. Dlatego pilnuję się jak mogę, by nie nie zachorować na przeziębienie, na coś innego, co wyłączyło by mnie z działania. Jak był 230 przeziębiony dziś na stacji, to komunikat - z dala ode mnie, bo nie mam czasu się wyglebić do łóżka.
   Na szczęście jest trochę więcej osób do pomocy, to jakoś mi się robi raźniej. 
   Nie uwierzycie, ale przez to ogólne zamieszanie ze szczurami, ze stacją macierzystą, zwrotną (Ruda Czarny Las) imprezą, nawet wyłączył mi się popęd seksualny. 
  Jak mam te małe szczury chwytać, jak one są takie pocieszne, jak zresztą większość małych zwierząt. Wszystkim to mówię:
- małe hipopotamy też są fajne.
  Ale bredzę, dobrze że na czerwono, to nie będę miał wyrzutów. 
  Rzadko kogoś tu promuję, czy popieram, ale to (co już z 2 m-ce temu wychwyciłem) jest rewelacyjne (w sensie ten koleś). 


 Zupełnie przypadkowo znalazłem go słuchając 

Oczywiście oryginał z występu wypierdoliło z yt. 
  Z ostatniej chwili, 172 napisał sms-a, że wbija tu na noc. To się będzie działo... , a może nic nie będzie...
  Dobra, koniec pierdolenia, bo przyszedł, choć wyszedł jeszcze na chwilę 172, na noc.

środa, 14 marca 2018

Środa #1333

  Czemu nie ma notek? Proste - brak mocy przerobowych. We wtorek pojechałem na kopalnię bez śniadania, bo..., brak czasu i żarłem na kopalni dopiero ok. 14:00. Jeszcze mnie wczoraj stękacz podwoził do połowy trasy, bo się na przystanek nie wyrobiłem. Dziś bez śniadania do Jaworzna z 825, bo musiał tam jechać papierki załatwić, tak że śniadanie zeżarłem o 15:30, a obiad o 21:00. Oczywiście rano czas zajmują mi szczury, ale dziś kolejne chytanie i wyjechało coś ok. 16 znowu. Tzn. tyle było na pewno. Jutro znowu zajęty dzień, bo biuro pracy, muszę się dowiedzieć do kiedy mam profil dla życiowo nieudolnych i społecznie nieprzydatnych, by przygotować się na kolejną serię pytań i pozostać w tym profilu. Następnie kopalnia, a za miesiąc imprezka, a w tym miesiącu jeszcze święta i podupi mnie do reszty.
  Pisałem, że zrezygnowałem z patronatu m-ta? (nie pamiętam) Ale m-to i tak swoimi kanałami nas zareklamuje bez patronatu, więc miło.
  Pisałem o konserwatorze zabytków? (nie pamiętam) A nie pisałem. Byłem u niego we wtorek na rozmowie. Konserwator zabytków nie chciał puścić pary z gęby, kto go tam pchnął, natomiast polazłem do niego z mapką i ok. 30 min opowiadałem uzasadniając co chcemy i czemu, ale ktoś i tak mu to z góry zlecił. Do dwu nastawni, całych torowisk dodałem jeszcze przesuwnicę wagonową, a co, jak iść to na całość, i budynek SRK, z którego pobieram teraz klucze, pod kątem zrobienia tam w przyszłości muzeum kolejowego, ewentualnie ekspozycji makiet kolejowych. Może bardziej dopracowanego jak to w Wa-wie Głównej (pisałem o nim tu-> http://baltazar221.blogspot.com/2016/10/wtorek-1085.html). Po za tym, nie jak w Wa-wie Gł. - atrakcja - przejazd po 150m odcinku toru, co kiedyś było napisane wielkimi literami na stronie muzeum, tylko paru kilometrowym odcinku. Zasadniczo to nawet nie konserwator zajmuje się tą sprawą tylko Pani Zosia, pracownica podległa konserwatorowi, która tam była na wizji lokalnej, a której akurat wczoraj nie było.
   W innym pomieszczeniu podpytałem o konserwatora i wyszło że: nasz temat był poruszany na zarządzie m-ta, bowiem ma powstać oceanarium w Zabrzu lub R. Śl. Zabrze dziś może się pochwalić Guido i Luizą, a R. Śl. na dziś nie ma za bardzo czym dlatego tak chętnie nas tam chcą, bowiem wtedy do oceanarium mogli by dopisać nas, a także włączyć do industriady, bo też nie mają za bardzo co tam obecnie włączyć, a są w środku aglomeracji. Czyli wszedłem we właściwe miejsce o właściwym czasie i bym im to nie znikło, bo SRK chciało to wszystko do końca roku zmieść z powierzchni, to rękami konserwatora zabytków zatrzymali to na razie, bowiem sprawa odwoławcza z SRK będzie ruszała, a my mamy czas na rozruch (więcej, jak mniej).

  O tym, że padam na ryj, nie będę Was zamęczał, ale jest ewidentnie kryzys na tym polu. Nie sądziłem o dojściu spraw do takiego momentu. Oczywiście mam nadzieję (tak wiem, nadzieja matką głupich), iż wyjdzie to na prostą tzn. do stanu zadowalającego. Dziś niestety oddalam się od tego stanu, jak przybliżam. Osiągnięcie pkt. zatrzymania tego trendu mile widziane, ale czas nieznany.
  Zaczynam już bredzić, a po za tym czekają następne zajęcia, to narka.

poniedziałek, 12 marca 2018

Poniedziałek #1332

  Dziś wegetuję. Po wczorajszym dniu i sobocie w sumie mam dość. Wczoraj na kop. był ze mną 172 z kolegą i MK z miejsca. Po 5h intensywnej pracy, tj. znoszenia z długiej listy rzeczy z sortowni, oni na koniec, bo MK poszedł ok. 16:00, stwierdzili że mają dość, a 172 zapytał:
- i ty teraz jeszcze na st. mac. będziesz prowadził ruch?
- tak
- współczuję Ci.
   Musiałbym tak wszystkich tam wyciągnąć, może by zrozumieli, że nie jadę się tam opalać, a z powodu małej ilości ludzi i czasu trzeba robić szybko. Nadto wejście 3x na sortownie to jak dostanie się pieszo na 24 piętro. Na szczęście na st. mac. wieczorem ruch był wybitnie mały, co nie dobiło mnie do końca. Mimo tego dziś nie potrafię zatrybić. Jedynie szczurzyca rozśmiesza mnie swoim zachowaniem, aż się popłakałem. Łapanie następnych szczurów w środę. Za to wczoraj napisałem @ do zainteresowanych, że rezygnuję, tzn. nie występuję o patronat nad imprezą przez miasto. Może bym i dostał, ale nie będę świecił oczami przed m-tem, jak do przygotowań jestem praktycznie sam. Taki patronat zobowiązuje z drugiej strony również.
  979 ostatnio jest wybitnie nerwowy. Nie stacjonuje już na st. mac., ale czy dzwonię do niego, czy wpada tu na chwilę, to jest kłębkiem nerwów. Nie wiem co się u niego wyprawia, ale zwróciłem mu uwagę na to. Ma niby dziś wbić i mamy chwilę pogadać, a nie wiem co z tego wyjdzie, bo jak to u niego ostatnio bywa, wpada:
- wiesz, ja na chwilę bo nie mam czasu, ale wszystko ok.?
- no u mnie tak
- dobra to lecę, nara
- to nara.
  Z jednej strony mówi mi stale o związku, jego niepewności, że czasami to wisi na włosku, z drugiej plany mają już na lipiec.
  Wczoraj był u mnie taki ładny mięśniak z wioski i mówi, ze laska od niego odeszła po 11 latach znajomości i 5 latach mieszkania razem. W/g niego, nic nie wskazywało na jej odejście, ale w rozmowie pytałem się, czy aby na pewno? Jak się ostatnio zachowywała? Czy obojętnie, czy mniej się nim interesowała itp., co wskazywało by na pakowanie rzeczy i już podjętą decyzję o odejściu. Ale mięśniak przez długi czas był zajęty pracą od rana do wieczora, bo na swojej działalności to tak jest. Zmienił tą pracę, niby pod jej wpływem jakieś 2 m-ce temu, ale nadal dorabia "u siebie", więc go w domu mało jest. A dziurawce potrzebują samca k/siebie. One ciągle chcą: baw mnie, zajmuj się mną, bądź przy mnie, ale jednocześnie przynoś w ciul kasy, rób wszystko dookoła, ale nie odstępuj mnie na krok, bądź na każde zawołanie. To spowodowało, że nie obserwował jej. Nie potrafił odpowiedzieć na pytania, jak było ostatnio. Czyli zaniedbał ją już dawno temu, przyzwyczajenie zrobiło swoje i niczego nie zauważał, choć jak z nim rozmawiałem, to widziałem, że trochę do niego odnośnie jej zachowania w ostatnim okresie zaczęło dochodzić, ale to już musztarda po obiedzie.
  To nie zmienia się od lat i samce muszą o tym wiedzieć inaczej związek/i jest/są zagrożony/e. Pogodzenie tego jest oczywiście trudne i duży kompromis jest potrzebny. Inaczej dzieje się jak w w/w przypadku.
   U 979 będzie trudno. Jej to mówiłem kiedyś, że bierze sobie rasowego skurwiela. To są inne przypadki jak grzeczne, poukładane, światowe chłopaki z katos. Trzeba odpowiednio do tego podejść, a czy ona to potrafi? To też wyzwanie dla niej, bo skurwiele, jak to skurwiele czasem wybuchają, ale jak już to zrobią, to jak Rico w pingwinach z Madagaskaru - nieograniczona demolka wokół. Po za tym takiego CS-a, trza raz na jakiś czas spuścić ze smyczy i niech zapierdala obić kilka ryjów, potrzaskać się. Bez tego fatalnie funkcjonują. To jak zawór bezpieczeństwa. 172 się napierdalał w sobotą. W nd. zaraz lepiej funkcjonował. 979 to tłumi przy niej, ale co jakiś czas mi mówi, że napierdolił by temu, tamtemu i tamtego też by strzaskał. No i ile to tak może wstrzymywać? W końcu gdzieś polezie.
  Ja leze dalej sprzątać po szczurach, bo wygląda masakrycznie. Narka.

niedziela, 11 marca 2018

Niedziela #1331

   Małe szczurki są rewelacyjne. One potrzebują jeszcze ciepła, którego nie zawsze daje matka, bowiem musi iść żreć, wyjść na spacer, pogadać z koleżankami itp., przeto one znalazły miejsce k/grzejnika i pod nim leżą wygrzewając się. Widok jest rewelacyjny. Chciałem zrobić zdjęcie, ale nie wiem czy wyszło, bowiem bateria słaba.
   Przy okazji matek, jak wczoraj jechałem na kopalnię, to na przystanku (siedziałem w tram) szła ok. chyba 30-ki kobieta z wózkiem, trochę brudna, zużyta przez życie, wózek również udupiony - pomyślałem zbiera puszki i inne śmieci i wciepuje do wózka. Jakież było zdziwienie jak przeszła k/tram, a w wózku larwa. Jadąc dalej rozmyślałem - być może kolejny przepiękny skurwiel, który z powodu msc. urodzenia ma już zwalone życie. Jakby ktoś myślał, że po takich brzydkich matkach nie ma ładnych skurwieli, to byście się zdziwili. Sam się czasem zastanawiam jak to się dzieje.
  Po za tym poprzedniej nocy już dwa, te oswojone szczury spały przez część ze mną, dzisiejszej on się przewijał pod kołdrą. Cały czas się zastanawiam, że one przychodzą do mnie. No bardziej rozumiem jak pies, czy kot wlezie do łóżka, ale szczur...
  Te małe szczury, pod grzejnikiem są jeszcze b. małe. W zasadzie wychodzenie małych z gniazda zależy od msc. w którym matka je zrobi. Jak jest trudno dostępne, tzn. z przeszkodą, której małe nie są w stanie szybko pokonać, to wychodzą już w miarę duże. Natomiast jak gniazdo, jak w przypadku tych pod grzejnikiem, jest w poziomie podłogi, pod szafką, to całkiem małe już z niego wypełzają na zewnątrz i penetrują okolice. Tak dotarły nieopodal gniazda do grzejnika, przy którym się wygrzewają.
  Wczoraj na noc szczury dostały śmierdzącą rybę. W piątek były na stacji składy i któraś drużyna trakcyjna zostawiła w reklamówce rybę. Nawet o tym nie wiedziałem. W piątek wymieniłem klatkę na szczury, bo 16 wyjechało i w korytarzu jebało jakby po skunksie. Pomyślałem w klatce był skunks i teraz tak wali. Z błędu wyprowadził mnie 834, który odnalazł na poręczy rybę. Przeniosłem je w zimne pomieszczenie, po za tym na stacji tak nie waliło już. Nawet nie zwróciłem uwagi, bo jak wstałem w sob. to pod siatką z rybą były b. ożywione szczury i w dużej, jak na korytarz ilości.
  Ponieważ do wieczora nikt do ryby się nie przyznał, a ryba wyglądała jak płaszczka, to opłukałem ją i surową położyłem na blat. Szczury, jak poprzednio, dostały euforii. To by trza było nagrać, bo do opisywania się średnio nadaje. A może to ta zmiana menu tak na nie działa, w każdym razie stałem i patrzałem chyba z 20 min jak zajmują się rybą, a właściwie jak ona znika w oczach. U samiczki oswojonej zauważam, że im więcej dostaje frykasów tym jest bardziej wybredna.
  Dobra, tyle, bo wyjazd na kop. znowu w totalnym biegu. Ciekawe czego zapomnę, bo przy takim popierdalaniu zawsze coś zostanie. Najlepsze, że jak mam wyjść to szczurom się włącza, bądź z nami, baw się z nami itp.
  Narka.

sobota, 10 marca 2018

Sobota #1330

  Im bliżej imprezy, która została zresztą przesunięta o tydz. wcześniej, tym więcej zajęć. Na szczęście wczoraj plan wywozu szczurów został zrealizowany. Pojechało 16, w tym dwie samice w ciąży. W przyszłym tyg. następne łapania.
  Co do spraw kopalnianych, to pisałem to już kiedyś, że jak to się zacznie dziać nad naszymi głowami, to wiele nie zdziałamy. Właśnie takie działania odkryłem, ale pozytywne. Otóż, zupełnie przypadkowo, bowiem miałem na kopalni łapać gościa do wyburzeń pod kątem info kiedy nastawnia
(tu jeszcze w zimowej odsłonie)
straci prąd, z rozdzielni nr 2, która jest na końcu taśmociągu widocznej wieży poniżej, a tu się okazało, że na wieżę sortowniczą (zdj. poniżej)
łapę położył konserwator zabytków. Oczywiście SRK się zdeksza wqrwiło, bowiem teraz mają wyburzenia wstrzymane, a teren chcieli zutylizować, być może wraz z nami. Jak się dowiedziałem o tej wieży, to aż mi się lepiej zrobiło. Z niej (ma 37m wysokości, a sama dzielnica R.Śl. jest wysoko położona) jest zajebisty widok i w przyszłości post industrialna kafejka, czy lokal na ostatnim piętrze, to może być coś. Ona ma większy potencjał niż dwie wieże po kop. Polska w świonach, które widzę z nastawni i jak zostanie, to oni tam mogą już trząść dupami.
   W tej euforii idąc na nastawnię myślałem - to czeka mnie wyjazd do katos do konserwatora zabytków, ale coś mnie tknęło zadzwonić jeszcze do sekretariatu v-ce prez m-ta. Okazało się, iż to miejski konserwator, do którego od razu zadzwoniłem i umówiłem się na wtorek. Ale w rozmowie okazało się, że konserwator zajął całe torowiska kopalni, dwie nastawnie i tą wieżę. Zastanawiałem się później - kto mu kazał, bo nie sądzę, że z nudów, czy z własnej inicjatywy konserwator polazł na teren kopalni i ot tak sobie stwierdził, że torowiska, kiedy w Rudzie Śl. kopalni już kilka zaorano, nastawnie i tą wieżę zostawić. Jak nic, ktoś mu to musiał zlecić, dając (sobie) nam czas na działanie, bo teraz SRK musi się odwoływać i jak powiedział na zakończenie gość od wyburzeń, bez zgody m-ta nie dostaną zgody z Wyższego Urzędu Górniczego w katosach na likwidację tego co konserwator wpisał, a przynajmniej rozpoczął procedurę. Mało tego, on za  bardzo nie wiedział co zabezpieczyć i wpisał prawie wszystko, stąd umówiliśmy się na wtorek, że przylezę do niego do UM z mapkami i omówimy co chcemy. Tak mi wpadło do głowy, że przesuwnicę wagonową też.
   Teraz na szybko sprawy seksualne. Wczoraj taka mała posiadówa, w tym 172 ze swoim kolegą, nawet średnio wyglądajacym i był jeszcze jeden z osiedla (przyjmijmy) weteren. Jak już polazł 172 i jego kolega, to ostatni tak jakoś dziwnie zagadywał, a jak zacząłem ubierać poszwę na kołdrę to stwierdził, że "mam ochotę na faceta" i zaczął się do mnie dobierać. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że już dorosły facet posiadający laskę i dziecko, i coś mu się zmienia, ewentualnie tłumił to od lat. Może by i z tego coś wyszło, bowiem zaczął mi obciągać, oczywiście zupełnie nieudolnie, ale też organ w ogóle nie reagował na to, bowiem jestem koneserem płaskich, by nie dodać, umięśnionych brzuchów, a on jest tego przeciwieństwiem. Jak się spytał, czemu mi nie staje, to mu odpowiedziałem wprost, bo była już północ i chciałem się położyć, że mnie nie podnieca. Zupełnie się zdziwił, bo jak to, przecież robisz to z facetami. Wyjaśniłem mu, że jego też nie podnieca każda kobieta i tu jest podobnie.
   Jeszcze mu się ubzdurało później, że mu obciągnę. No chyba go pogięło. Znowu musiałem tłumaczyć, że z tych aktywnych więc niech se daruje.
   Opisałbym to może i barwniej, ale wyjazd na kopalnie i brak czasu, to taki surowy tekst się zrobił.
   Tyle, narka.

środa, 7 marca 2018

Środa #1329

  Żygli na pewnym blogu tytułem filmu "Tamte dni, tamte noce". Ponieważ mam zaległości w oglądaniu branżowych filmów to przyciąłem.
  Film osadzony w ładnych plenerach, choć, co już czytałem gdzieś tam, trochę nużący. Od 40 min zacząłem trochę przewijać, bowiem oprócz głównych aktorów, reszta to faktyczne tło dla filmu, to tak jakby to były trzecioplanowe role, a nie było w ogóle drugoplanowych. Nawet rodzice takie w większości mają, dopiero na koniec ojciec wygłasza ciekawa mowę, bardzo stonowaną i z życiowym przekazem. Film wyciągnięty do 172 min i czy faktycznie, aż tyle musiał trwać? To nie ta klasa co francuski film "Miłość", o którym kiedyś pisałem, gdzie długość filmu podobna, ale tam nie było co wyciąć z niego. Tu skrócenie o 20 min nie spowodowało by ograniczenia przekazu treści. Za to podobnie jak we francuskim filmie zachowuje się kamera. Tak jakby nie na obecne czasy.
  Sama historia trochę typowa dla nas i pewnie część z nas taką przeżyła, zresztą film zapewne na takiej się opiera. Też taką miałem, tylko trwała trochę dłużej, a partner był nieznacznie młodszy. Nawet nie wiem czy tego tu nie opisywałem kiedyś, ale chyba nie, bo to dłuuuugaaaa historia. On mi też mówił, że z tego nic nie będzie. Wiedziałem o tym, a jednak brnąłem w to dalej. Eliot w filmie miał rozstanie po kilku tygodniach, ja po 3 latach i oczywiście wyglądało znacznie gorzej.
  Jakoś w filmie nie uniknięto stereotypów, jak para (starsza) gejowska przyjeżdża w odwiedziny i jednego ubrano na różowo. Po co? Tak dla wyśmiania? Na szczęście z żadnego z bohaterów nie zrobiono pośmiewiska.
  Muzyka dobrze dobrana, no jedynie brakowało tego czegoś w tym filmie. Nie udało się pokazać tych "motylków", tego uczucia w sposób porywający. To co już pisałem tu: http://baltazar221.blogspot.com/2015/12/poniedziaek_28.html
  Jest to jak widać trudne do osiągnięcia i chyba właśnie tego brakuje w tym filmie, dlatego tak miałko się na niego patrzy. Będę musiał przyciąć jeszcze raz Letnią burzę i Wolną chatę.
  Trudno jest coś zarzucić aktorom, grali dobrze. Młodemu udało się naturalnie zagrać osobę w jego wieku i w scenariuszu jest dobrze odwzorowana pod kątem zachowań, ale reżyser nie potrafił ukazać tego uczucia między nimi, wzruszyć oglądającego po przez zmianę scen.

  Szczur wczoraj, jak się położyłem, wlazł do łóżka w niecałe 2 min od mojego legnięcia. Jeszcze nie zdążyłem dobrze przyjąć pozycji, a on już był pod kołdrą. Zastanawiałem się co się między nimi wyprawia, że tak szybko włazi do mnie. W nocy nie wiem czy leżał k/mnie, ale rano wyczułem go przy nogach. Wylazł z łózka na 2 min przed moim wyjściem, tzn. też się chciałem już zbierać, jak on stwierdził to samo.
  No i wreszcie na dworze się ociepliło. Jest już 7C, więc zara kończę, bo wypad na wioskę po żarcie dla szczurów i obieg po sklepach. Narka.

wtorek, 6 marca 2018

Wtorek #1328

   Zastanawiał się ktoś kiedyś, czemu, skoro rocznie dopłacamy do tego kilka mln złotych, nadal bite są monety 1 i 2 groszowe?
   Otóż sprawa wydaje się być prosta. Wystarczy zastanowić się komu potrzebne są owe 1-wki?
   Odp. - marketom i innym sieciom handlowym. Jakby ktoś myślał, że nie da się z powodów jakiś tam przepisów przestać ich wybijania to jest w błędzie, bo przepisy, jak zawsze, można zmienić, zresztą ten sam rząd, który powinien pracować dla dobra ludzi, którzy ich wybrali dziwnym trafem, akurat w tej dziedzinie też nie pracuje dla ich dobra.
   Skoro się da wprowadzić brak zmiany czasu na jesieni, co wcale nie jest takie dobre, wbrew pozorom i niesie ze sobą konsekwencje, to przy jednogroszówkach powinno być podobnie, a nie jest. Brak zmiany czasu rozmija nas z Europą Zach., z którą współpracujemy. Ruch między państwowy pasażerski zostanie zaburzony i tu, pewnie większość straci, jak zyska, bo ktoś lecący do kraju i lądujący tu np. o 05:30 i zdążający do pracy na 07:00, teraz wyląduje o 06:30 i wiadomo gdzie zdąży, a nie zawsze jest tak, że na przeciążonych lotniskach linia lotnicza może sobie ot tak zażyczyć wypuszczenia godzinę wcześniej. Podobnie z pociągami, sam. osobowymi, bo tymi też tam jeździmy.
  Teraz wracamy do owych 1 i 2-ek. Koszt ich wybicia to 2 lata temu 8 groszy. Czyli powiedzmy, że jakieś 3 grosze to 1-groszówka, a 5 gr. to 2 groszówka. Czemu w tym dziale, rząd, który w końcu się zaprzysiężył stać na straży naszego dobra tego nie robi. Odpowiedź też jest prosta - dostaje mega kopertę, by nadal tłuc ten bilon.
  Wystarczy policzyć jak to wygląda dla np. jednej sieci handlowej. Otóż w wiosce jest wioskowa stonka. Kiedyś sprawdziłem na paragonie i od jednego dnia, do drugiego na jednej kasie różnica w liczbach była 1000. Czyli tyle ludzi przewija się przez jedną kasę. Średnio niech każdy kupi 5 rzeczy to, przy nie wybijaniu tych monet, cena wynosiła by nie 9,99, a 9,95. Czyli 4 grosze na jednym, 20 groszy na 5-ciu. W skali doby mamy więc 200 zł, x 2500 sklepów w PL tego robactwa, to wychodzi 500.000 zł dziennie strat w sieci tylko jednego latającego owada. (jak ktoś chce se przeliczyć to na miesiąc i rok to proszę bardzo)
  Więc wystarczy, by ta sieć i np. 4 inne polazły tylko z tygodniowym zyskiem z powodu nie wstrzymania wybijania 1 i 2 groszówek i nie ma chuja, kto by nie łyknął takiej kasy, by nadal na nasz koszt walić do końca świata i o jeden dzień dłużej ten bilon.
  I jak ktoś mi mówi, że ten rząd z partii obecnie rządzącej, która zresztą była już u steru i odchodziła... no własnie wystarczy poczytać z tamtego okresu obiektywne artykuły, to od razu mówię mu, by się rozpędził przed ścianą betonową, schylił i koniecznie już przed nią nie hamował.
  I to nie jest, jak ostatnio w jakimś tam Pcimiu Dolnym złapali burmistrza na przejęciu 20 tysi, tylko tu jest 6 zer więcej, i nie ma chuja we wsi, kto stanie naprzeciw osoby z taką kasą i zacznie przed nią fikać. Za ułamek tej kasy znajdzie się w jeziorze z betonowymi butami.
  Oczywiście nie wiemy, czy umowa na dalsze tłuczenie bilonu jest roczna czy kadencyjna, ale jaka by nie była, nie mamy co liczyć na szybką zmianę w tym względzie.
  Ze spraw bieżących, w nocy szczur, bo okazało się, że to on, wlazł pod kołdrę. Zarejestrowałem, bo przebudziłem się i zasnąłem. Rano jak przeciągałem nogę, to natrafiłem na miękkie, ciepłe futerko. Od razu ruch posuwisty kończyny został wstrzymany i ułożyłem się inaczej. Szczur nadal spał ze mną, bo jeszcze zasnąłem. Wylazł, krótko przed moim wstaniem.
  I niech mi ktoś powie, że nie są fajne. To co pisałem w poprzedniej notce. Dla mnie to jest osiągnięcie, że przy tylu koleżankach i kolegach on przychodzi do mnie i śpi razem ze mną, choć, jak pisałem, ma całą stację do dyspozycji i równie dobrze może się wygrzać, jeżeli by o to chodziło, przy jakimś grzejniku.
  Za to wczoraj wyjechało 11 szczurów, dwa duże samce i 9 małych. Chwytanie każdego, to jakaś masakra psychiczna. Dziś, choć dowieźli kolejną klatkę muszę sobie od ich wyłapywania zrobić wolne, by odreagować. Zresztą mam tyle zajęć, że nawet w grafiku się nie mieści. Dwa dni nie powinny zrobić różnicy. Dobra, bo do zajęć muszę lecieć. Narka.

poniedziałek, 5 marca 2018

Poniedziałek #1327

Wydaje Wam się, że to niemożliwe, ale jednak. Gryzonie - szczury, też są fajne. W nocy z wczoraj na dziś albo ona, albo on wszedł mi pod kołdrę. Nwm czemu, ale przebudziłem się i czułem jak wchodzi pod kołdrę. Wlazł i przylgnął do nogi, grzejąc się przy niej. Mnie trochę to sparaliżowało ruchy, bo jako osoba wrażliwa musiałem reagować na gryzonia pod kołdrą, przeto przekręcać się np. delikatnie, by nie zmiażdżyć go przy przekręcaniu się. Ogólnie, to fajne uczucie, jak gryzoń (szczur), który jest w zasadzie wolny, bo nie jest w klatce i ma możność chodzenia po całej stacji, przychodzi w nocy i kładzie się przy mnie. Znaczy się, mam pozytywny wpływ na niego, bo jakby było inaczej, to w życiu by nie przylazł pod kołdrę. Taka relacja jest w ogóle trudna do osiągnięcia, bowiem większości wydaje się, iż zwierzęta są mało czułe, pamiętliwe etc., a tu reakcja zwrotna i szczur przychodzi w nocy pod kołdrę i śpi razem ze mną. 
  Teraz trochę o pracy o czym pisałem już kiedyś. Zdecydowana większość ludzi wykonuję ją, bo po prostu wykonuje i tyle. Nieliczna część wykonuje ją z pasją i to wtedy widać i czuć. To co pisałem kiedyś, że w jazdach 1-go listopada, od kilku lat tylko jeden kierowca urzekł mnie swoją jazdą, i tylko jedna motorowa podobnie. Reszta to miałkość. By nie pisać tylko o pracy, w seksie jest podobnie. Pamiętacie jak opisywałem gościa z sauny z Ka-ic, który robił laskę jak nikt inny? Tu jest podobnie. Tylko on dawał z siebie co mógł i robił to nad wyraz dobrze. Czy robił to odruchowo, bo taki był? Reszta, do wczoraj chce mi urwać organ i wziąć go do dom, by się nim tam chyba cieszyć. 
  I tak w gospodarce, 80% (tak strzelam) wykonuje swoją pracę, bo ją wykonuje, a te 20% wykonuje ją z pasją co się: widzi, czuje i wie. 
  O ile lepiej funkcjonowałby kraj, gdyby te proporcje wypadały inaczej? Tak, większość pracuje, bo pracuje i tyle. 
  I może dlatego te mięśniaki-skurwiele przy mnie dalej trwają, dalej się spotykają, bo ja umiem wyczuć ich potrzeby. Bo to też trza umieć. Podobnie jak trza umieć ocenić jazdę kierowcy autobusu linii 188, czy jakiejkolwiek innej, to tu, w seksie, podobnie trza umieć wyczuć, co drugiej stronie, partnerowi/ce jest potrzebne, na co reaguje, co ją rajcuje. I teraz najważniejsze. Skoro tyle osób ma wyjebane na pracę, na to jak ją wykonują, są tak wychowani z domu, to czy w seksie będą się zachowywać inaczej? Czy będą podobnie jak z pracą dupić to co robią, w sensie wykonywać to do dupy. Przecież partner/ka akurat w seksie to wyczuje. W pracy może nie, bo nie wie jak, nie jest przygotowany/a, ale w seksie, bo to już są sprawy przyrodnicze, instynktowne, podtrzymania gatunku, już wyczują. To tak jak jechałem z 374 i trudno mu było się przestawić na jazdę samoch. prywatnym, bo większość jeździ służbowym, a przy tej jeździe dupią go koszty, dupi go to jak jeździ etc., i tu trudno mu się nagle przestawić, że jedzie swoim i to tak nie powinno być. 
  Ostatnio szczurzyca iskała szczura. On się pod wypływem jej działań prawie słaniał. Przymykał oczka, prawie zasypiał, zrobił się płaski. Przypomniało mi się, jak go głaskałem kiedyś i zasnął mi na ręce. Znaczy się jestem dobry, bo podobnie jak ona potrafię go uśpić w przyjemności. I teraz ile samców potrafi to zrobić samicom i odwrotnie. Ile samic potrafi tak zrobić samcom z gatunku ludzkiego. I teraz jak zachowują sie wampirelle w saunie, te morświny? Jest ciągłość, jest kontynuacja działań. Ten związek przyczynowo-skutkowy. Oni dupią w pracy i dupią to, jak ja odbieram to ich dobieranie się do mojego organu. Im to po prostu zwisa, czy mi go urwą, czy go uszkodzą, czy mam z tego jakąś przyjemność. Po prostu miałkość w życiu. 
  Dziś jechałem na kopalnię. W drodze do autobusu wsiadła laska, lat ok. 18, z koleżanką z wózkiem. Laska miała chyba z 5 malin na szyi. Wyglądała jak napadnięta przez wampiry. Na chuj się na coś takiego zgodziła? Czy uważa, że z taką poranioną (naznaczoną) szyja wygląda lepiej, czy to ma być znak, że ma samca skurwiela i jest zajęta.
  Mnie raz w życiu zrobił jeden mięśniak malinę. Na drugi dzień jak to zobaczyłem, to myślałem, że zemdleje. Więcej się to już nie powtórzyło. Następny, który chciał mi coś takiego zrobić (malinę) dostał zjeby i został odsunięty od mojej szyi. Znaczenie, jak samce szczają po kątach znacząc teren, to nie zemną. Wypierdalać. To czemu te głupie samice, po tylu latach nadal się na to godzą? Jedyna odpowiedź - są jebnięte. 
  Dobra,  bo na stacji obecnie 172, laska (koleżanka), która nadal chyba pamięta organ 172 i jako samica, choć jako kobieta pracująca w instytucji państwowej chyba jej nie wypada, ale jako samica pamięta ten duży organ sama nie wie, czy powtórzyć scenę ze 172 i jego dużym organem, czy być porządną kobietą z instytucji państwowej i z plebsem (nawet z dużym organem) się nie, tyle spotykać, co nie dupić. W sumie jakbym był pasywny, to też pewnie taki duży organ na mnie by działał i bym pamiętał co on może wykonać. A tak, tylko go widzę, rejestruje jego wymiar i tyle. No cóż, ale za to inne potrzeby inne zapatrywania, potrzeby rejestruje i to, jak widać, starcza. 
  Wracając do wykonywanych prac i satysfakcji z nich, dawania z siebie tego co jest w danej pracy potrzebne, to mile wspominam granie w lokalu przez 4,5 roku. To jest nieliczna z prac, w której efekt widać na już. Wystarczy, że następne nagranie po tym co idzie teraz nie spasuje i gady już wypierdalają z parkietu. Jedna wpadka i parkiet pusty. Ile takich sytuacji widzę u innych, czasem chodząc do innych lokali i trudność w zapełnieniu parkietu ponownie. U mnie to były rzadkie przypadki. Ktoś pomyśli 4,5 roku w jednym lokalu to pryszcz. Ale byłem tam sam. Nie tak jak dziś na noc jest w większych lokalach po 2, 3 dj-i. To był lokal na 400 osób i ja sam do muzy. Przez 4, 5 roku non-stop. Lato, zima, jesień, wiosna. Bez wolnego, wszystkie weekendy. I dało się. Uwieńczeniem tego była właśnie ostatnia impreza pewnego roku 7 stycznia. 
   Tego dnia lokal był pełny, ochrona nie wpuszczała z powodu braku miejsc. To jest świadectwo tego jak wykonuje się swoją pracę. Nie chodziło o to, że już się wypaliłem, już nie dawałem rady, ale chodziło o głupią kasę, 10zł na noc więcej od właściciela, 20zł więcej na weekend od niego. Nie dał - odszedłem. Dziś lokal już nie ma dyskotek i krótko po tym jak odszedłem już w zasadzie nie istniał w takim wymiarze jak wcześniej. Dj w konkurencyjnym lokalu dostawał wtedy 40 zyla więcej za noc jak ja. Skąpstwo czasem nie popłaca. Ale wracając do meritum. Dla mnie dziś wydaje się to być osiągnięciem niezależnie od głosów innych. To na prawdę była ciężka harówka, jak by się części mogło nie wydawać. Utrzymać pełny lokal prze tyle czasu, kiedy wokół się otwierały nowe, z nowym wyposażeniem, nowym nagłośnieniem, sprzętem, większa kasą, to był dla mnie wyczyn. I może właściciel tego nie dostrzegał, bo po prostu, co pisałem wyżej, wykonywał swoją pracę, to mnie zależało. Jak nieopodal otworzył się duży lokal właśnie z tym co napisałem wyżej, pomyślałem - teraz już po mnie. Nie dam rady. Tam lepsze nagłośnienie, lepszy sprzęt, oświetlenie, większa kasa. Jestem pozamiatany, ludzie odpłyną i nie wrócą. Okazało się, że jednak nie. Nie byłem w tamtym lokalu ani razu w czasie imprezy, bo siedziałem "u siebie", ale byłem zobaczyć kiedyś w tygodniu i robiło wrażenie. Przestrzeń, większy lokal, sprzęt, wyposażenie - wszystko nowe. A my? Bez nowego wystroju, bez nowych gadżetów, bez nowego oświetlenia, tylko ze starymi sprzętami i starym dj-em. I dało radę. Po chwilowym odpływie ludzi żądnych nowych wrażeń, po jakimś czasie wrócili do nas z powrotem. I czy właściciel lokalu to zauważył? Czy docenił dj-a? Czy wyciągnął z tego wnioski?
   7-go stycznia, po prawie 1,5 roku od otwarcia tamtego lokalu u nas pełno. Podziękowałem wszystkim przez mikrofon za pobyt w lokalu, za lojalność, za to że docenili to jak pracuję, za to że bawili się ze mną przez tyle czasu. Byłem na prawdę wzruszony, bo takiego pożegnania każdy by sobie życzył. Nie powolne wymieranie lokalu, zmniejszająca się ilość ludzi, ich odpływ, ubytek w kasie (jako pieniędzy w sprzęcie), tylko odejście prawie w blasku flaschy, przy pełnym lokalu w zimie, kiedy to nie jest okres największych frekwencji. I ci ludzie czekający na zewnątrz w mrozie, by dostać się do środka, po zwolnieniu miejsc przez innych. 
  I teraz wracamy do meritum. Ile jest osób wykonujących swoją prace z najwyższą starannością, z pasją, przykładając się do niej, tak jak owy kierowca linii 188. Ile osób potrafi to docenić, ocenić to merytorycznie, sensownie?
  Dobra, bo już późno to kończę teraz wpis, a ponieważ na czerwono, to myślę jutro/dziś go nie ocenzuruję. 
  I jak już jestem w takim nastroju samooceny (podwyższonej), to kiedyś w zastępstwie jeździłem w komunikacji miejskiej na linii pośpiesznej A z Tarn. Gór przez Bytom do Katowic (dziś 820). Ktoś od kolegi z klasy jechał ze mną i koledze z klasy opowiedział o stylu mojej jazdy (pozytywnym). Wtedy, czy prawie zawsze, płynąłem autobusem, jak kierowca linii 188 prze ulice miast.
  Jak wiemy, niezmiernie rzadko wypowiadamy się pozytywnie o działaniach innych. Z reguły widzimy wpadki, działania złe, negatywne, niewłaściwe, dlatego tym bardziej takie opinie pozostają w pamięci, że jednak ktoś potrafi docenić nasza pracę.
  A to popłynąłem w notce. Tyle, bo do zajęć trza iść, a tylko przeczytałem czy nie ma jakiś rażących błędów, ale wpis na czerwono nieocenzurowany, bez żadnych zmian po nocy. Narka.

niedziela, 4 marca 2018

Niedziela #1326

  971 wyciągnął mnie wczoraj do sauny branżowej. Jeżdżę tam bardziej kurtuazyjnie, jak w celu wyrwania kogoś, bowiem to raczej przybytek morświnów i wampirelli, i ciężko jest złapać coś/kogoś normalnego pod względem wyglądu.
  Pojechałem, bo mi ostatnio korzonki doskwierają, to pomyślałem - wygrzeję i będzie lepiej. Czy jest? Nie wiem jakby było jakbym tam nie pojechał, ale w zasadzie jest jak wczoraj.
  Dziś natomiast był 172. No jakby takie towary tam chodziły, to bym był częstym gościem. A tak przybytek morświnów i wampirelli nie ciągnie. Za to 172 w formie. Jakbym tak przylazł tam kiedyś ze "swoimi" mięśniakami-skurwielami, to jak w pingwinach z Madagaskaru, kiedy szeregowy ubersłodyczą powalał wszystkich, to podobnie przed przechadzającymi się mięśniakami-skurwielami morświny i wampirelle by zaliczały od razu glebę.
  A mięśniaków-skurwieli od wyboru do koloru. Taki 172 ze swoimi więziennymi tatuażami, taki 975 mięśniak katalogowy, czy jak od Versace, 977 ze swoją sylwetką, 222 również z sylwetką, ale nadto jeszcze niespotykanie gładką skórą, 230, coś jak 172 tylko bez tatuaży, 979 i można by tak wymieniać i wymieniać. A tam w saunie może 50 ludzi i jakoś może z 5-ciu, przeszło by selekcję. W ogóle to zachowanie wampirelli, które od razu chwytają za organ i tłamszą go jakby go chciały urwać i zabrać z sobą. Czy u tych ludzi skończyła się, już choćby, namiastka gry wstępnej? Po za tym nigdzie tak bardzo, jak w takim miejscu widać postęp cywilizacyjny polegający na coraz większym bezruchu, bo wszystko za naciśnięciem palca, ze wspomaganiem, samorobiące się i żarcie, a w zasadzie obżeranie się. To jest właśnie ten efekt, że dziś na 50 chłopa, 5-ciu może by się nadawało. Reszta..., lepiej nie pisać na co by się nadali.
  No i to co mogę zrobić z takim np. 172, czego bym nie mógł zrobić pewnie z żadnym z tych 5-ciu. Zresztą pewnie z żadnym z tych 5-ciu nie mógłbym zrobić, to co robiłem z mięśniakami-skurwielami, bo każdy i to trza umieć zauważyć, przyzwalał na coś innego.
  To w ogóle temat na jakąś szerszą notkę, a teraz trza będzie kończyć, bo za chwile wyjazd na kopalnie.
  Dla statystyki: w nocy -13C, za dnia wczoraj -5C, dziś ma być trochę cieplej, ale poniżej zera.
  Tyle, bo jeszcze się muszę na ten mróz wyprawić, szczury uposażyć i zdążyć na środek masowego rażenia pasuwający się ze średnią prędkością 13.5 km/h. Narka.

piątek, 2 marca 2018

Piątek #1325

  Dla historii, to nadal te (tu powinien być epitet) mrozy trzymają (noc -14C, dzień -7C). Już mi się robi dość od tego. Tzn. kilka lat temu, jak było przez miesiąc (od końcówki stycznia, do końca lutego) po -20C i więcej, i to w ciągu dnia, to miałem mniej obowiązków, stąd opuszczałem stację mac. raz na 3 dni. Dziś jest to niemożliwe i dwa wypady po za stację dziennie robię. Po za tym, chyba staję się co raz wygodniejszy i pomykanie po tym mrozie nie sprawia żadnej przyjemności. Najlepiej, jak w starej EN57
siadłbym nad takim grzejnikiem 2,5 kW i przesiedział całą zimę. Swoją drogą to kiedyś myśleli. W zimie w latach 70-ych u nas już były podgrzewane siedzenia i na mrozie siadając na taki nagrzany fotel, czy kanapę (różne nazwy są) od razu robiło się przyjemniej. Po za tym było cicho, bo nie używano wtedy dmuchaw, tak modnych teraz. Jeżdżę na kopalnię, to czasami w tram dostaję już do głowy od tego nieustającego szumienia, a czasem nawet wycia nagrzewnic. Już pomijam fakt spalenia się w starszej części nagrzewnic elementów grzewczych, co powoduje zimno w wozie, to to ich ciągłe wycie. Zresztą niedawno o tym pisałem, to ponownie nie będę się rozpisywał.
  Dziś dalsze łapanie szczurów, chętnie bym jakieś zakąski chwycił i wyekspediował, nim dorosną. Po chwyceniu ostatnich dwu dużych samców w nocy spokojnie. Nie obudziły mnie odgłosy jęczących samic, ale nie należy zasypywać gruszek w popiele. Następne rosną.
  Na nieszczęście po wycince 2 tyg. temu przy nastawni,
 kiedy to w zimowym ubraniu spociłem się, trzymają mnie nadal korzonki. Myślałem wtedy (sobota), że na nastawni jest ciepło, bo jak się wchodziło to takie powietrze jakby ciepłe. Rozpiąłem się i choć tam nie ma przeciągu, bo nastawnia po uszczelnieniu, to temp. była niska, o czym przekonałem się przywożąc w nd. termometr. Było ok. 5C i to wystarczyło. Teraz znowu chodzę lewo przegięty, jak dawniej jeden z kierowców na 184 w zajezdni w Bytomiu, w której kiedyś pracowałem. Jeździło dwu na wozie 2601 linii 184, takiej dla wybrańców, bo tam się nie dało zmęczyć. Jeden był lewo przegięty, drugi prawo. Jak mnie kiedyś też chwyciły korzonki, to mi mówili, że małpuję tego lewo przegiętego. 
  Przy okazji jak byłem przedwczoraj w Bytomiu, bo zawoziłem to pismo do zarządu SRK, to na Chrobrego widziałem autobus z PKM Sosnowiec, nr 800, linia 104, a w nim za kierownicą mój dawny obiekt pożądania, właśnie z czasów pracy w PKM Bytom. Prawie nic się nie zmienił, a mnie się trochę nogi ugięły, bo mózg od razu odtworzył jego zapamiętany wygląd, choć to już tyle lat temu. Od razu go poznałem, niestety stałem w po drugiej stronie skrzyżowania i nie miałem jak rzucić mu się przed maskę. Taki mięśniak i do tego ta ładna twarz. 
  To jeszcze jedna historyjka mi się przypomniała z czasów pracy w WPK Bytom. Ul. Francuska na Miechowicach. Miałem jakąś linię, która często przejeżdżała tamtędy, chyba 132 i w zimie, kiedy na ulicy było biało za pierwszym kółkiem wpadłem tam w poślizg, ale na końcu zatoki udało się zatrzymać. 

Następnym kursem wjeżdżając do zatoki, użyłem już tylko ręcznego, trochę wcześniej przed przystankiem, działającego na tylną oś i tak na poślizgu wjechałem w zatokę. Powtórzyłem to jeszcze raz, czy dwa i jak za którymś tam kursem byłem w budzie na dw. autobusowym w Bytomiu to, któryś z kierowców głośno:
- co za baran tak wyślizgał tą zatokę?
  Oczami wyobraźni widziałem autobus kierowany przez tego, który to wypowiadał, przejeżdżający przez nią i ku zdumieniu pasażerów jadący dalej. 
  Kiedyś indziej na 111, też w zimie, kiedy drogi były białe wyjeżdżając z pod tego mostu
w kierunku Rokitnicy (zdj. poniżej)
wpadałem autobusem w drift. Mina pasażerów w środku - bezcenna. 
  Dziś to zaraz by zakablowali, nagrali na komórki i zgłosili. W ogóle w komunikacji miejskiej zdarzeń zabawnych i nie zabawnych było sporo. Wiadomo jest się codziennie na drodze. 

  Szczury są zabawne, szczególnie jak coś sobie podkradają wyrywając to drugiemu z ust. Mina tego, który właśnie stracił co miał przed chwilą...

czwartek, 1 marca 2018

Czwartek #1324

   W/g wstępnych prognoz miało być ciepło już w sob., ale widzę przełożyli to na nd. Za to nadal w nocy ma być zimno, ok. -15C. Ledwo co funkcjonuję w tych temp. Sama myśl, że tam tak napierdala mrozem mnie już dobija. Oczywiście robię obowiązkowe rzeczy, ale po za tym, to ruszam się jak mucha w smole, a tyle do zrobienia, że to kolejna rzecz, która mnie dobija. Oczywiście jeszcze szczury, ale jest klatka to dziś coś powinienem wyłapać (na razie kolejne dwa samce, by się już przestały mnożyć).
   Miałem jechać na kopalnię, ale w tych temp. niewiele tam zrobię, a budynki powinny przeżyć beze mnie jeszcze 2 dni. W sob. ma być prawie tak samo jak dziś, tzn. za dnia ok. -7C, w nocy -15C. Za to jest ambitny plan zrobienia porządku na st. mac. No część się już odbyła, ale jak tu robić porządki, kiedy co rusz gdzieś jakieś młode szczury jeszcze w legowiskach. To jest jakiś ogólny dramat. Czy z tego w ogóle kiedyś wyjdę?
  Przedwczoraj został na noc na grupie A 172. Ach te mięśniaki i ta ich cienka warstwa tłuszczu. Przed spaniem położyłem się k/niego i wygrzewałem chyba przez 10min za nim zacząłem coś robić. Przytulałem się do niego, przejmując energię cieplną, która tak mi jest potrzebna w te zimne dni. Pomęczyłem go dłużej niż zwykle, ale stacja w zasadzie była już zamknięta i nie zapowiadało się na wejście jeszcze jakiegoś składu, to też presja czasu nie działała.
  Rano, tzn. jak wstałem i pierwsze procedury poranne zostały zrobione w tym karmienie szczurów, ponownie wlazłem na wygrzewanie się. Było jeszcze lepiej, bo po nocy i łóżko rozgrzane, a na placu takie mrozy, to bym mógł tak przeleżeć prawie cały dzień, no ale te obowiązki...
  Wczoraj zawiezione pismo do SRK w spr. imprezy 28-go kwietnia. Na razie długa lista rzeczy do zrobienia, wyjaśnienia, uzgodnienia, którą w przyszłym tyg. po ociepleniu trza bydzie realizować z wolna.
  Tyle, bo trza iść do sklepu, później żarcie szczurom, sobie i coś tam jeszcze ze sprzątania może popo zrobię. Narka.