piątek, 30 grudnia 2022

Piątek #1958

    My (jako społeczeństwo) jesteśmy już przegrani. Jeżeli jakiś celebryta (niech będzie, o nim mowa - Marcin Myszka) mówi u innego prowadzącego, że warto słuchać wiadomości radiowych bo tam są (uwaga!) ciekawe informacje, to mnie położyło na łopatki. 

   Przez długi czas nie słuchałem w ogóle wiadomości radiowych, bowiem przeważnie puszczam muzę z kompa, by się jeszcze bardziej nie ogłupiać. Ostatnio jednak, z racji pracy, słucham, co pisałem już wcześniej, różnych stacji radiowych. Tych głównego nurtu - RMF, radio ZET, jedynki PR i tych lokalnych. Generalnie tam mówią o bzdurach. Jeszcze w godz. do 15:00 może ruszą jakiś polityczny temat, ale zdawkowo, ogólnikowo, odbyło się i tyle. Reszta to od dekad info typu - wnuczek zabił w Pcimiu Dolnym, babcię 16-ma pchnięciami noża; na trasie S8 zdarzył się wypadek, matka z 3-ką dzieci wpieprzyła sie w drzewo. Dzieci zginęły na msc. (z podkreśleniem na dzieci) i na koniec coś humorystycznego, Pan Czesław poślizgnął się na trawie, a na twarzy wylądowały mu jajka, które akurat niósł w papierowej jednorazówce. I tyle. I tyle. To są, w/g mediów, najważniejsze informacje dla 30-to milionowego kraju.  
   Sorry Marcinie Myszko, ale bredzicie. Szkoda tylko, że reszta też bredzi, a głupia tłuszcza to łyka jak głodne pelikany. Jeszcze jak Marcin dodał, że dla niego może nie, ale w ogóle w wiadomościach są ważne informacje o korkach na drogach, to zastanawiałem się czy go dalej słuchać. No sorry qrwa - NIE! W danym korku stoi może 200 ludzi, ale kraj żyje dalej wieloma innymi ciekawszymi sprawami. Sprawami dot. głównie naszej kasy i tym powinniśmy żyć. Bzdurnych rozwiązań na drogach, a teraz jeżdżę prawie dziennie, jest pełno. Jednym z nich jest przejście ze światłami w Zgierzu w... lesie. No sorry, ale może przed każdym przejściem dla pieszych będziemy robić światła. 
   To zresztą małe piwa. Wałki, nie małe, a chyba wręcz jeszcze wiynksze, dzieją się od czasów Leppera, który mówiąc o nich z ambony sejmowej przypieczętował swój wyrok. Coś się zmieniło? Nic. Nepotyzm, korupcja w spółkach państwowych jest, takie można odnieść wrażenie, jeszcze wiynksza niż kiedyś, bowiem społeczeństwo przez dwie dekady jeszcze bardziej zgłupiało, choćby przez mielenie im w gowach wiadomościami jak w/n. Pokolenie Leppera jeszcze było jakoś umysłowo rozwinięte. Dzisiejsze przewijające kciukiem po ekranie telefonów ma wyebane na to co się dzieje, choć utrzymują to z własnej kasy, czego w większości nie są świadomi. 
   Światła w lesie..., a... Marsjanie za to zapłacą. 
   Jest jeszcze jedna kwestia. Po co Marcin Myszka bredzi? Proste. Dla kasy. Wywód jak w matematyce jest w zasadzie prosty, więc c.b.d.u. To tak samo jak u nas w firmie dali mundurki, a przynajmniej dają je. Część już w nich jeździ i to są tacy Marcinowie M. By  nie stracić premii, to nawet obciągną kierownikowi. Na dobrą sprawę, to, jakby to był warunek, to tam pewnie kolejka by się ustawiła. I takie mamy społeczeństwo. Dokładnie jak oglądam tych Wenezuelczyków, którzy za kasę robią różne rzeczy seksualne przed kamerą. Gość wpłacił kasę (ich była 4-ka w pokoju) i napisał, że tego jednego ma reszta przelecieć. I reszta go przeleciała od tyłu w różnych pozycjach. Chcesz premie? Trza kierownikowi obciągnąć. 
- spoko, już biegnę. 
   Jakby teraz ogłoszono, że z powodu 169 fali zarazy trza ubrać sie w maseczki, to Marcin M. jako jeden z pierwszych by ją ubrał i głosił, że to jest właściwe dla naszego dobra i bezpieczeństwa. Choć wiemy dziś, że to jest b. mało skuteczne, a chyba nawet bardziej szkodliwe. 
   Idą ciężkie czasy. Zmiany, o których nawet nie mamy pojęcia, a tym bardziej o skutkach jakie przyniosą. Na razie my jak to "milczenie owiec". 
  Bez zdjęcia, bo za chwilę wylatuję i z małą korektą. 
  Narka.

niedziela, 25 grudnia 2022

Niedziela #1957

 Pierwotnie w wigilię miałem mieć wolne, ale czułem w kościach, że to tak nie bydzie. Za długo w tym siedzę, by nie wiedzieć, że zawsze są braki, zwłaszcza w popołudniówkach. Tak też się stało. Planista zadzwonił dzień wcześniej podając linie do wyboru, którę mogę wziąć. Wybrałem jedną M-kę przelatującą przez wioskę, bo jeździłem nią przez dwa ostatnie dni, to znałem wszelkie dziury w nawierzchni. W tym dniu też miałem tą M-kę. Zadzwonił do mnie kierowca z niej, pewnie dostał nr od dyspozytora, że zjedzie na garaż, bo mu się śpieszy. Powiedziałem mu, że nie musi, bo wsiądę w wiosce i możemy się zmienić wcześniej. Ta linia przebiega obok zajezdni z drugiej strony. Już wewnątrz w wozie okazało się, że jutro mam go zmieniać. On za tel. do dyspozytora, bo niby mu mówił, że może to całe zrobić od rana do wieczora. W końcu sie dodzwonił, to wybrałem 674 na wigilijny wieczór.  
   Tak po 17:00 w wigilię zauważyłem przyrost prędkości samochodów osobowych. To zapewne Ci spóźnialscy na kolację. Dało się to odczuć, bo ruch samochodów już malał, za to wzrastała średnia prędkość z jaką mnie mijali lub omijali.   
Wracam w wigilię z pracy na rowerze (pojechałem nim, bo niemiałbym powrotu, a dziecko zwinęło mi akumulator z auta, bo jego padł), a tu mijam ok. 21:00 dwie laski, ok. 19 lat, które lezą z hotdogami ze stacji benzynowej shell. Mówiły po polsku. Prędzej bym zrozumiał położenie zagraniczniaków w obcym kraju, ale może im też się coś nie pykło i to była strawa wigilijna. 
  W ogóle ok. 21:00 ruch samochodów osobowych bardzo wzrósł. Robiło to wrażenie jakby była 18:00 dnia roboczego. Na niektórych odcinkach samochody sznurem jechały. No tak. Komunikacja publiczna w zasadzie już przestała jeździć, sam zdałem wóz na zajezdni, to auta najlepszym środkiem transportu. A w kursach w autobusie były odcinki puste już po 16:00, ale też i pełne na ostatnim kursie. Nawet na ostatnim już zjazdowym jechali, ale głownie młodzież, pewnie na imprezki do centrum kato. Był to ostatni autobus, za mną już nic nie jechało. 
  Po 16:00 czasami musiałem uskuteczniać, mimo odjazdu z początkowego przystanku 2 min później, a na 3-im miałem już 4 w plecy, polowanie na czerwone światło. No cóż, ruch wybitnie zmalał a tu czasy z dnia roboczego przejazdu przez centrum Katowic. W pracy słuchałem radia, ale im bliżej końca, tym częściej je ściszałem do zera. Ile można grać Georga Michaela, Shakina Stevensa i wiecznie te same nagrania świąteczne. Czy przez 2 dekady nikt nie nagrał nic sensownego? Mielą tymi nagraniami co 3h. Tak, co 3h te same nagrania od nich. Do pożygania. Co raz bliżej jestem rozszerzenia własnej playlisty, którą już wstępnie zrobiłem będąc na st. zwr. u 824. W autobusach są gniazda ładowarek samochodowych, będzie leciała muza z telefonu, bo albo w stacjach radiowych idą na łatwiznę, albo jest to jakieś głębsze sterowanie ludźmi, puszczając im w kółko to samo. Nie dot. to tylko nagrań świątecznych. Wspominałem o tym przy okazji oglądania mięśniaków z Ameryki Płd. Tam im puszczają dokładnie to samo + trochę rodzimych nagrań, by nie czuli się całkiem zignorowani (Ci niektórzy). Te sterowania nami widać dobrze choćby w kurortach wypoczynkowych, w których na filmach równo rozłożone leżaki, prawie jakby od linijki. Czy można tam zabrać ten leżak i iść 50 m dalej? Nie sądzę, bo przyleci obsługa i bydzie się ciepać. To również tasiemki kierujące ludzi na dworach kolejowych (tych większych) i lotniskach. Od razu przypomina mi się Shrek, który idzie prosto przez te tasiemki do wejścia do zamku Lorda Farquaada. W książce Tech, o której wspominałem autor wprost pisze, że za jakiś czas będą seks też kontrolować pod kątem ilości narodzin. Stąd część będzie sterylizowana, podobnie jak czipowana. 

   We wtorek patrzę rano na zdupa, a tu na wozie 632 stary wóz - dziadek, jakaś trzysetka. W pn. miałem 312 na 674, ale, co mnie zdziwiło, bardzo dobrze jeździła, choć była mułowata. No wiadomo dziadek na trasie. Widząc kolejną trzysetke na sześćsecie nie czułem sie komfortowo. To trudna linia i prawie wiecznie lata się opóźnionym, nadto trzysetki mają, choć to przeguby, tylko troje drzwi. No nic. Pojechałem. Na dworcu dobijałem się do innej trzysetki, kierowca zdziwiony, pokazuję mu przez okno, że zmiana. On nic, podszedłem do okna z drugiej strony i mówię, że go zmieniam. On zdziwiony, więc się pytam, czym ma sześćsetę? Nie. Chwilę jeszcze z nim pogadałem, zadzwoniłem do dyspozytora i okazało się, że tamta trzysetka się zdupiła i jedzie krótki nowy wóz. No ucieszyłem się. Wreszcie krótki wóz, po tym tułaniu sie przegubami. 
   Podjechał 631. To z nowych krótkich solarisów. Kierowca se jeszcze zjechał na garaż, pewnie auto tam miał i z garażu już z 2 min opóźnieniem. Ono rosło, bo K-ce dziwnym trafem były dość zakorkowane. Krótki wóz mnie zdziwił. Pierwsze to pedał hamulca bardzo ciężko chodził, nadto jakoś dziwnie hamował (mało skutecznie). Mózg od razu skorygował, że trza uważać, by w kimś przede mną nie zaparkować. Po 2 km, pomyślałem - pewnie go mają na stałe, ale do cyca, czemu sobie tego nie zrobią? Ale przyszła też myśl, że wóz mogą mieć jakieś dziadki, dostały go za staż, a nie z powodu, że dbają o wozy. Atutem było ciepło w wozie. W zasadzie to aż za duże, bo rozebrałem się do koszulki. No sauna. Drugim mankamentem była mułowatość wozu. Nówka wóz, a jechało się jak wczoraj tym dziadkiem solarisem. Wóz nie miał w ogóle kopa, tak jakby przegrzali silnik (przynajmniej w starych jelczach tak było, że jak przegrzali silnik, to wóz był już prawie do końca mułowaty). Przed świętami, to chyba jakaś część więcej wyległa z autami na drogi, bo do Ch-wa przyjechałem z +24. Mimo tego, że krótkim a w nim czułem się jak ryba w wodzie, to osobówek tyle, że wszędzie się stało, no i ta mułowatość tego wozu. Drugi kurs z Katowic o 14:57, ale ponieważ do katos też przyleciałem opóźniony, to z dworca +2, a z PKP już z +6. Kurs był ciekawy, bo chyba przede mną coś wypadło lub tym kursem zawsze tyle ludzi jeździ. Dowaliło tyle ludzi, że jak dawniej, był problem z zamknięciem drzwi. Na oś. Witosa musiałem iść do trzecich drzwi, bo ciągle był z nim problem, ale jakoś wysiedli i się normalnie zamknęły. Solarisa dogniotło do drogi i jechał trochę jak rozdepnieta żaba. Dobrze, że żadnej szyby nie wyciśli, bo w jelczu mu się raz zdarzyło. Po tej ilości ludzi już wiedziałem, że postoje do końca dnia to mam z gowy. Nadto, po 15:00 w katosach jest jak na "Truman Show", nagle wszyscy się włączają na drogi. Mikołowską (to główna wylotowa z centrum na duże osiedla miejskie oraz wylotówka na płd. regionu) przejechałem prawie cała z prędkością ok. 8 km/h. Za to, oprócz obsłużenia przystanku przy Pałacu Kultury i Nauki, całą Mikołowską przejechałem bez zatrzymania z powodu kolejki. Sunięcie miałem tak opanowane, że nigdzie od samego dw. PKP do wylotu nie stanąłem. Tak też nikt nie jeździ i pewnie jak ktoś jechał z garażu to też obgadają mnie.
    W tak obciążonym solarisie czułem się jak dawniej w jelczu, tylko wtedy takie kursy w szczycie były normą na prawie każdej linii. Dziś to na wybranych jest taki tłok no i np. jak miast przeguba jadę krótkim. Zluzowało się w wozie dopiero w Ch-wie Batorym. W trakcie jazdy od katowic przy pierwszych drzwiach jakaś młodzież ze szkoły, która raz skomentowała moją jazdę. No musiałem się wepchnać na styk między auta i od razu przeciąć pas do zatoki. Było faktycznie na styk, ale właściwie na tej linii to ciągle jeździ sie na styk. Tyle tylko, że krótkim to szybciej na skrzyżowaniach, bo nie łamie się, nie zachodzi. 
   No i to jest to, co kilkukrotnie już pisałem. Trza iść do pracy, którą się lubi. Mimo w zasadzie trudnej popołudniówki, wyszedłem z pracy nie zmęczony. Nawet czułem się trochę zrelaksowany, bo mogłem w końcu wyszaleć się krótkim wozem i nie wqrwiałem się drzwiami jak w MAN-ie. Jakby on jeszcze chodził jak np. 1361, którym kiedyś jeździłem to by była bajka. Tak trochę się męczyłem, zwłaszcza hamowaniem. W razie czego mózg zakodował ciągnięcie za ręczny. Trudno ludzie by polecieli do przodu, ale może dało by się uniknąć szkód. Na szczęście nie trzeba było po ręczny sięgać, jako hamowania awaryjnego. Po zjeździe na garaż opisałem hamowanie, może z tym coś zrobią. Dziwne, że zmiennik rano nie zwrócił na to uwagi, ale też zdaję sobie sprawę, że kierowców, którzy tam jeżdżą z pasją, z wyczuciem sytuacji, ruchu drogowego, szczególnego odnalezienia się w tym ruchu, dania o wozy, jest mało. No przecież opisywałem to kilkukrotnie przy okazji objazdów po aglomeracji w dniach, kiedy komunikacja była za darmo m.in. tu w notce

   Tyle, bo zaś zostanie na bocznych torach. 
Takim czymś się woziłem w czasie opadów tego białego gówna.

I ujęcie z drugiej strony. 
   Dziś krótki, w miarę nowy solaris. Może jak byda pamiętoł, to go sfoca. 
   Narka.

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Poniedziałek #1956

  Z racji podjęcia nowej pracy włączyłem się ponownie, na szczęście trochę, w media. W autobusach są radia ustawione na różne stacje. Co da się zauważyć to medialna nagonka na święta. Słuchając, w zasadzie, ciągle tych samych kolend na różnych stacjach, mam już trochę dość. Mimo tego słuchając ich zastanawiałem się jakby wyglądały świeta bez tej nagonki. Ile ludzi olało by je sikiem prostym i w zasadzie niewiele więcej robiło niż w przedłużone weekendy. 
   Małą podpowiedzią mogą tu być wybory, te parlamentarne, te lokalne. Otóż, podobnie jak przed świętami, media robią nagonkę na mające się odbyć wybory. Efektem jest zwiększona frekwencja w nich. A jak to wygląda gdy tej nagonki m edialnej ni ma? Pewnym wykładnikiem mogą być nieterminowe wybory, które zdarzają się czasem w miastach. Tak było w Rudzi Śl. gdzie urządujące prezydent kopła w kalendarz i trza było zrobić nowe. Odbyły sie tylko przy lokalnej nagonce medialnej, bo stacje w innych miastach, wojewódzki, krajowe miały gdzieś wybory w Rudzie Śl. czasem tylko wspominjąc, że odbędą się. Odbyly się dwie tury. W pierwszej frekwa wyniosła 31%, a w drugiej 25%. Można więc przypuścić, że gdyby w ogóle na inne wybory nie było tej nagonki, to średnio polazło by do urn ok. 28% uprawnionych, czyli znajonych od znajomych i tych biznesowo powiązanych. Reszta miała by to totalnie w dupie. 
   Skoro zatem, w wyborach (tych z medialną nagonką) frekwa jest ok. 55% to można przyjąć iż połowa z tego, to są ci nagonieni medialnie, Ci sterowalni sztuczkami socjotechnicznymi, podatni na nie. Jak wyglądały by święta, gdyby tej nagonki medialnej nie było? Można przypuszczać, że dość spora część, podobnie jak wybory, olała by je sikiem prostym. Tylko, że biznes, koncerny i producenci różnych bardziewi byli by bardzo nie pocieszeni ze zmniejszonych wpływów. 
  Nic to. My tradycyjnie na wigilię żremy fasolkę po bretońsku. Może w tym roku nie będzie smakowała jak jakaś chemia jak w ub. roku. Co chyba opisałem po zarazie. 

 Będzie trochę nowych i starych, bo te notki muszę bocznych torów, z krzaków wyciągać.
Kolejny dzień szkolenia to linia 110. Tym razem, ponieważ dyspozytor powiedział, że kierowca przychodzi na styk i bym przygotował wóz, to chętnie poszedłem, wszak w styczniu mnie to będzie czekać, chyba że postanowię pozostać na popołudniówkach do wiosny. Paradoksalnie jak rano przygotować wóz, dowiedziałem się z filmików na yt., a nie od kierowców. Jest też w tym mój błąd, bo nie pytałem się o to. Jednak mózg z iluś tam filmów obejrzanych wyłapał co jest istotne i na co zwracać uwagę, nadto jak uruchamiać elektronikę, czy komputer pokładowy z komputerem nadzorującym przebieg trasy. W zasadzie większość niezbędnych rzeczy sprawdziłem, a umknęło mi sprawdzenie, czy wóz nie jest porysowany. Wóz to przegubowy solaris, 7 latek, więc rocznik w połowie tych dostępnych na zajezdni. Ani nie najstarszy, ani nie najnowszy. Niby wóz na stałe, ale np. manetka od kierunkowskazów, wycieraczek luźna, a mechanizm zatrzaskowy do kierunkowskaza lewego nie działający. Efekt - jak właczałem wycieraczki, to często włączałem przypadkowo lewy kierunkowskaz. Na prawym jeszcze zatrzask działał. Dziwiło mnie to, wóz na stale i sobie tego nie wymienili. Gorszą sprawą było działanie hamulca. Kierowca, który robił pierwsze kółko, bo było ciemno, mówił że hamulec działa jakoś dziwnie, ale odpowiedziałem mu:
- z pozycji pasażera nie wiem co robisz z pedałem, więc trudno mi coś stwierdzić. 
  Dopiero jak siadłem na drugim kółku za kółko to odczułem to działanie hamulca. Najprawdopodobniej luzował retarder. Efekt, był taki że naciskało się hamulec, wóz hamował, po czym przy zmniejszeniu prędkości, być może do jakiejś wartości, ale nie zarejestrowałem tego czy to przy konkretnej prędkości się działo, retarder puszczał i wóz nagle leciał bardziej do przodu. Trza było mocniej wcisnąć hamulec, by nadrobić braki retardera. W końcówce hamowania było to samo. Wciskam mu bardziej pedał hamulca, a on nie reagował. Było to poniżej 10 km/h., więc przeważnie działo się to w zatokach dla autobusów. Ja mu wciskam hamulec, a on leci kilka metrów nie reagując. Dopiero przy wciśnięciu znacznie bardziej zaczynał hamować. Ponieważ nie mam doświadczenia, to nie chciałem nagle wciskać go, by ludzie nie polecieli do przodu, ale musiałem brać poprawkę w zatokach na jego toczenie się, by z nich nie wyjeżdżać. To nie był wóz kierowcy, z którym jeździłem, bowiem jego stał na warsztacie na koła. Szkoda, bo on jeździ planowo mercedesem, a tym modelem nie jeździłem jeszcze. Kiedyś mi przyjdzie. Gorzej jak w początkowych dniach jazd już samemu, bo mimo dość szybkiego wdrożenia się do jazd po mieście, inny model autobusu to zawsze wyzwanie. Z tym kierowcą średnio mi się rozmawiało i jak jechałem to rzadko rozmawialiśmy, skupiałem się na jeździe, tym bardziej że ciągle zapoznaje linie, a ta (110) dość pokręcona i dobrze, bo pod nadzorem mogłem się wdrażać w jazdę przegubami po mieście, szczególnie wjazd na peron katowickiego dworca przy dw. PKP. jest tam ciasno i wjazd jest porysowany z dwu stron. Czyli niektórzy kierowcy nie mieszczą sie przodem lub tyłem. Opóźnienie ok. 10 min na końcu trasy to standard, ale w końcu "szkolę się". Na 110 zrobiłem 1,5 kółka, a później poszedłem zapoznać 674, bo w przebiegu na Giszowcu to trudna linia. Wąskie uliczki, ciasne zakręty. 

   No ok. Tyle, bo jak przeciągnę jeszcze bardziej, to zaś nie wyjdzie ze st. mac. 
   Zdjęcie, a właściwie screen z gry. 
  W grach to poc. mogą poruszać sie z kosmicznymi prędkościami. Tu lok., jeżdżący dalej po realnych torach do dziś, z prędkością 3208 km/h. (prawie jak teleportacja). 
   Narka.

czwartek, 15 grudnia 2022

Czwartek #1955

    No to zaczynamy wyciągać notki z torów bocznych na szlak. 
   W urpawnieniach rozmnożyli mi wszystko, w kwalifikacjach też. Efekt, mam to czego nie miałem. Fajnie, ale jest druga strona medalu. Np. wyszło na to, że pierwszą jazdę miałem przegubem, oczywiście z ludźmi kursem o 13:20 do tego na trudnej linii. Przebiega ona po wąskich uliczkach dwu dzielni tego samego m-ta i wiedziałem o tym, bo znam tą linią, przeto dzień wcześniej byłem cały wydygany, bowiem denerwowałem się przed jazdą. Nawet sobie myślałem, jak mnie nie posadzi za kółko to nie bydzie źle, bowiem może rozjeżdżę się krótkim. Kurs w jedną stronę zrobił kierowca, na końcówce rozmowa kto ma prowadzić i uzasadnienie czemu. Wyszło na to, że następne kółko będzie trudne, to siadłem za stery. Koronnym argumentem było, że jeszcze jest jasno, po następnym będzie już ciemno. 
   Pierwsze to trzymałem się za blisko prawej strony, prawie by lusterko poleciało. Nawyki po osobówce. Skorygowałem i już było dobrze. Następna wpadka to małe rondo. Chciałem je trochę przejechać jak trzeba, a kierowca:
- nie wyjedziemy! Kręc!. 
   No i zacząłem kręcić, ale jest max skręc, bowiem sa zabezpieczenia i jak za bardzo się złamie przeguba to odcina jazdę i nie da się już jechać. Musi przyjechać pogotowie techniczne szarpnąć. Uff, udało się.  To by było jajo, prawie centrum m-ta, a tu przegub ugrzązł. To jedno, a drugie - już by mnie obgadali na zajezdni i łatka była by przypięta i ciągnęła się miesiącami. Jak minął lusterkiem latarnie to zacząłem go prostować, w tym czasie cały czas budzał alarm ze zbyt dużego skrętu, następnie i tak by zaś tył nie naszedł na tą latarnię zająć lewy pas. Za jak już minął latarnie to znowu ostry skręt, bo za rondem zaraz przystanek na chodniku. Otrząsłem sie trochę i później już w zasadzie poszło dobrze. Kierowca jeszcze mówił uwagi n.t. szczególnych warunkach miejscowych, ale widziałem, że też zauważył, że się wdrożyłem i przed końcem już mniej zwracał uwagi na to jak prowadzę. Jeszcze bałem się wjazdu pod peron autobusowy pod galerią handlową przy dw. PKP w katosach, ale wziąłem prawidłowo jeszcze z luzem. Na szczęście przed końcówką na tej linii jest odcinek ok. 5 km jazdy po autostradzie A4 więc tam też trochę ochłonąłem, miałem trochę czasu nad zastanowiłem się nad błędami i uspokojenia się. Po za tym pochwalił za wypuszczanie się na zakrętach, bo, jak powiedział:
 - tył prowadzisz ładnie.
   Na końcowy przystanek przyjechałem +17 min. Co prawda on w początkowej fazie trasy naciskał lekko, że jesteśmy opóźnieni i gdzie powinniśmy być, ale jechałem z ograniczeniami własnymi, więc prowadziłem dalej jak poprzednio. Może testował jak się zachowam? Wyglądało to mniej więcej tak"
- już powinniśmy być na tamtym przystanku
- nie przejmuj się, dojedziemy, byle cało, na spokojnie. 
  Po jakimś czasie powtarzał się dialog, tak z 3 x później zaprzestał. Teraz też tak myślę, że zaczął napierać przed akurat wąską częścią m-ta. Może faktycznie chciał przetestować jak się zachowam. 
  Ogólnie nie było źle. Kilka drobnych wpadek, które skorygowałem w miarę szybko. 
  Dla mnie w ogóle było szokiem, że jechałem przegubem. Pierwszy raz nim na drodze, z wymianą pasażerów, to też dodawało adrenaliny. Na szczęście nie pada to białe gówno jeszcze, bo chcę się rozjeździć choć trochę do tego momentu, by nie było dramatu.  

   Następny dzień wypadło na linię 7, którą akurat w większości znam, jeżeli chodzi o przebieg, natomiast co do powierzchni asfaltu - to nie, więc bieżąco korygowałem by wóz nie wpadał w dziury. Kurs z Zabrza ok. 12:23 prowadziłem już ja, bo było jasno, a po za tym to luźniejszy kurs, mniej ludzi nie ma takiego natężenia ruchu. Kierowca młody, lekko starszy od 979. Na drugim przystanku za dworcem pyta się czy mam wykupione ubezpieczenie? No nie. Teoretycznie nie powinienem jechać, bowiem wśród kierowców jest niechęć sadzania kogoś "nowego" za kółko bez wykupionego ubezpieczenie. Ponieważ pracowałem dawno temu z jego ojcem, który dalej jeździ to pozostawił mnie za kółkiem. Wóz to MAN. Problem tych wozów, to by otworzyć drzwi trzeba umiejscowić wóz i poczekać sekundę, nim komputer zarejestruje ten stan i dopiero nacisnąć na otwieranie drzwi. Wcześniejsze naciśnięcie nie spowoduje zareagowanie przełączników. W niektórych modelach solarisach jest tak, że można je trzymać i jak stanie to otworzy drzwi, do czego lekko się przyzwyczaiłem. No jakoś dałem radę z drzwiami do Katowic. Po jakiś 3 km już rozjechałem się więc poszło gładko dalej. Szaleństwa nie było, bo własny kaganiec nałożony, przeto przyjechaliśmy ok. 12 min później. Zresztą to drugi kurs autobusem po dwu dekadach przerwy za kółkiem. Jechało się fajnie, bowiem wóz utrzymany i lekko go się prowadziło, nie wytrzaskany. W pn. wpisali mnie na linię 43. Tym razem na rano, to pierwsze kółko robił kierowca, bowiem w większości tej linii nie znałem. Drugie kółko jechałem już sam. Zrobiło się już jasno, ale kierowca podpowiadał, bo niekiedy nie byłem pewien gdzie jechać. Znowu MAN więc z tymi drzwiami opóźnione otwieranie to i opóźnienie rosło, bo nie zawsze wcelowałem się w to czy komputer już zarejestrował stanięcie. Linia spokojna, bo w części przez mało zurbanizowane tereny przebiega. Niestety nawierzchnia czasem straszna i było ciężko ominąć dziury, ale starałem sie jak mogłem. Z kierowca rewelacyjnie się rozmawiało. Jak to sie mówi nadawaliśmy na tych samych falach. Rzadko kiedy były momenty ciszy. Wynikało to też z tego, że trzeba mieć o czym rozmawiać, by ciągiem gadać przez ok. 6 godzin. Drugie kółko robiłem już bez jego uwag i tylko raz upewniłem sie gdzie jechać, po za tym trasa utkwiła mi w gowie. Tym razem z lekkim opóźnieniem leciałem i w sumie jedna prawie wpadka, bo tak zagadaliśmy się, ze prawie bym przejechał przystanek. Reszta rewelacyjnie jak dla mnie. Starałem się jak mogłem nie wpadać w dziury i było dobrze na tym polu. Żadnego najeżdżania na krawężniki, wpadania w duże dziury, szarpania wozem. Kierowca był zadowolony. Dla mnie to też dobrze, bo wieść się niesie. 

   To macie spisane początki jeżdżenia. To są kursy w ramach szkolenia pod nadzorem innego kierowcy. Takiego szkolenia miałem 7 dni. Teoretycznie jest to na zapoznanie się z trasami linii autobusowych. Dlatego też po kółku, dwu szedłem na inną linię zapoznać się głównie ze szczególnymi warunkami miejscowymi, czyli wystającymi drzewami, znakami drogowymi zbyt blisko jezdni, wiatami przystankowymi w skrajni taboru, bo nawet taka jedna stoi na linii 7, którą jechałem a kierowca mi o niej powiedział. To jeżdzenie się przydało, ale o tym później. 
   I tu powinny być zdjęcia autobusów, którymi jeździłem, ale.... No własnie, ale nie chciałem robić jakiś mikolskich zachowań i focić autobusu, którym jechałem. Faktycznie żadnego jeszcze nie sfociłem, dziś postaram sie to zrobić, bo na linii jeździ MAN. 
  To w takim razie kolejowe zdjęcie. 
Zdj. z tygo. przed imprezą, która miała być na kopalni Pokój w Rudzie Śl. Robiliśmy przewieszkę, by kasa, bo mniej więcej tam gdzie stoi auto, miał być pkt. kasowy, miała prąd. Po tych kablach miało lecieć 230V. 
   Jak to w PL, jak ni ma dutków lub znajomości, to niewiele da się zrobić. No trudno. Myśmy się jakoś odnaleźli, ale społeczeństwo jest trochę biedniejsze od nowe doznania. 
   Narka.

sobota, 10 grudnia 2022

Sobota #1954

   Jak zwykle na ostatnią chwilę, przeto bez większej korekty, ale puszczam, bo dziś później na pewno nie wyjdzie, pracujemy dziś indywidualnie pierwszy raz. Wcześniej szkolenia pod okiem innych pracowników (notki są w części napisane i jak przyjdzie stosowna chwila zostaną wyprawione). Jutro też do pracy więc nie chcę przetrzymywać. Gorzej bo to białe gówno zalega, co prawda na trawnikach, ulice są mokre, ale zawsze to stwarza jakieś dodatkowe utrudnienia. 
   826 ma jakąś tam kobietę, którą uczuciowo traktuje znacznie bardziej poważnie jak ona jego. Ona jego traktuje jako samca do przeruchania,, co bezpośrednio mu powiedział na pewno 2x 979. To się często zdarza i choć z otoczenia informacje, jak to wygląda u ludzi z innej strony, spływają do 826, to on jakby na nie nie zwracał uwagi. W części rozumiem go. Chce by ten stan, z tym jego podejściem, wyobrażeniem trwał wiecznie. Mimo tego co słyszę od niego zupełnie przypadkowo i nieświadomie wypowiadającego, to za chwilę sie może skończyć. Zastanawiam się co wtedy? To jest jeszcze związek jego z nią, który go podtrzymuje w jako takim funkcjonowaniu umysłowym. Jak się skończy to co on zrobi? Komu będzie opowiadał o swojej kobiecie? Jaki będzie wtedy sens jego życia?
   Czasem zadaję mięśniakom-głuptakom drażliwe pytania, ale takie bez ściemy. Pytam się 826, czy ta jego miłość powiedziała mu co ją podnieca w nim. On, po 4-ch latach niby związku, nie wie. Pytam się - jak to? W tym momencie zaczął na mnie najeżdżać, że znowu się montuję i zadaję niewygodne pytania. Nosz qrwa. Pytam się o prostą rzecz. Skoro na sobotę ona przyjeżdża do niego i mówi mu przez tel. (jego rozmowa odbyła sie na st. mac.), że to ostatnie spotkanie i kończy z nim, to może warto by wiedzieć, co jest nie tak. Nawet mu powiedziałem, że innym mięśniakom mówiłem co mnie w nich podnieca, by byli świadomi tego. To niby niewinna informacja, ale jednak pozwala na działania podtrzymujące. Jeżeli ktoś jest świadomy tego co mnie podnieca, a chce nadal "współpracować" to ma podane na tacy, co ma u się podtrzymywać, by to trwało dalej. Proste? Proste. Nie mając tej wiedzy, trudno jest działać podtrzymująco. 826 mówi mi, że ją wali (kopuluje) i tak się czasem zacina i to trwa, trwa, trwa, ona dochodzi, a on dalej to robi i nie dochodzi. Zakładam, że to przez te środki dobrego samopoczucia, którymi sie faszeruje.
   Że co qrwa?! Mniej więcej tak, jakbym z kimś to robił, a on przeglądał treści na komórce. I on w tym nie widzi nic nienormalnego. Ostatnio stwierdził też, że się nie całują, bo ona powiedziała, że nie popiera wymiany płynów ustrojowych. To akurat mogę u niej zrozumieć, bo sam z 826 bym się nie pocałował, nawet jakby zaproponował. Jak ktoś ma w ryju jak w śmietniku to sorry bardzo - nie. 
   No dobra, nie ma się co spuszczać, bo to nie moje życie. Chciało by się w tym momencie napisać, że szkoda go, ale... no właśnie nie wiem. Jak był czas na edukację, to on ciepał kamiorami w szkołę. Teraz  ma do otoczenia pretensje, że życie mu sie tak układa. A jak się ma qrwa układać? Mało tego, nawet nie ma prostej refleksji, że wynika to z jego poziomu umysłowego, ale co pisałem wcześniej - różnica między 303, a 826 polega na tym, że ten pierwszy jest świadomy swojej głupoty, ten drugi - nie. 
   W ogóle jak ta rozmowa 826 odbywała się z jego laską, to na st. mac. weszli wcześniej (jeszcze przed 826) 972 i 302. Ten pierwszy by porobić rachunki ze swojego konta (nawet mając aplikacje w telefonie nie umie tego robić) i posiedzieć przy piwie, a ten drugi niby po ubrania, które jeszcze zostały po 303, ale wziął tylko koszulkę, którą wyciągnąłem z szafy. Rozłożyłem ubrania 303 do szaf, bowiem leżały już przy pralce chyba z 7 tyg., w każdym razie od momentu ich wyprowadzki tam były i zaczęły się już kurzyć, nadto obawiałem się, że w końcu zlecą ze stosu i się zmaraszą i jeszcze by kretyn warami trzepał, że mu ubrania zmarasiłem. A będąc przy nim, to nadal nie pracuje. Czyli jak wstępnie przewidywałem do wiosny taki stan może się przeciągnąć. Na święta nie biorą. W zimie nieszczególnie chce się iść do roboty, bo w mieszkaniu w miarę ciepło więc się siedzi w nim. 
   Tyle, bo czas za chwilę na ewakuację. 
   Zdjecia. 
 Tor z Goleszowa do Ustronia i mostek ze zwolnieniem, jak pamiętam do 30 km/h. 

Tarcza ostrzegawcza do semafora wjazdowego do Ustronia Polany. Zdj. zrobione po obróceniu się w torze. 
W oddali semafor wjazdowy A do Ustronia Polany. 

Nastawnia dysponująca Ustronia Polany. Choć ruchu poc. od kilku m-cy nie było, bo remont torów, to nastawnia obsadzona. To dopiero była robota. Płacone za prowadzenie ruchu, którego w ogóle nie było. Ja rozumiem, że dyżurni ruchu robili w tym czasie jako stróże owej nastawni. 



Sie komuś o wysięgnik zahaczyło.

I widok na szlak w stronę Ustronia. z semaforami wyjazdowymi. 
   Narka.

środa, 7 grudnia 2022

Środa #1953

     Czasem na ntlx oglądam filmy. Ostatnio podsunęło mi film "Troll". Zaraz napiszę czemu akurat ten film służy za przykład, ale wcześniej pierwsza scena z filmu. 
  Z lotu śmigłowca widzimy góry, napis w filmie "Masyw Trolltindene, Dolina Romsdalen". Na wielkiej górze widzimy młoda kobietę wspinającą sie wzwyż, asekurowaną na linie. Wtem pod stopą obrywa jej się kamior i spada kilka metrów w dół, po czym zawisa na linie asekuracyjnej. No i teraz dialog ze scenariusza:
- (on) Mała. Idziesz? Czy będziesz próżnować cały dzień?
- (ona) Martw się o siebie stary grzybie.
   W następnej scenie dowiadujemy się, że to ojciec i córka. I teraz pierwsze co wyrzucił mózg. Co to do cyca za scenariusz? Serio?! Córka objechała na linie i on się nie pyta czy wszystko w porządku, jest cała itp. tylko takie coś wypowiada? Od razu zrównałem to z tekstem 303, który do innych graczy po kablu mówił:
- jebie ci matkę i rucham starego. 
  Ale dziś właśnie takimi scenariuszami wychowuje się młode pokolenie, by nie było wrażliwe na czyjąś krzywdę. Inną kwestią było, czy w ogóle warto ten film oglądać dalej, jeżeli scenariusz zaczyna się od "jebie ci matkę i rucham starego". Oglądałem dalej, ale głównie pod kątem schematów w kinematografii. No więc znowu straszenie ludzi, znowu, w ramach grozy, wykorzystano małe dzieci, znowu motywy przekalkowane z innych filmów, znowu militarne rozwiązania ponad logikę działania, znowu gloryfikowanie rządu, jako tego, który dba o nasze "dobro i bezpieczeństwo" nasyłając na nas wojsko, a my mamy się grzecznie dostosować. Coś mi się wydaje, że scenarzyści też muszą zawrzeć pewne motywy w scenariuszu, by to przeszło dalej. W końcu ta kinematografia też jest odpowiedzialna za jakieś tam rycie mózgów odbiorców. Sam film realizacyjnie dobrze był zrobiony, tylko raziła mnie ta sztampa. 

   To teraz, co kiedyś już opisywałem, ale nie dokładnie bo mi umknęło. Reklama na yt. atlasa (kleju). Zaczyna się od opisu pracy na budowlance:
* nie jest łatwo wstawać bladym świtem, by pracować przez kilkanaście godzin.
* nie jest lekko, kiedy trzeba wnieść toną materiału i sprzętu na czwarte piętro.
* ciężko się pracuje w trudnych warunkach, kiedy nagle zmienia się pogoda (na filmie widzimy deszcz), kiedy jest gorąco (widzimy pracę w wysokiej temperaturze), lub gdy z zimna drętwieją ręce (sceneria zimowa).
* wyobraź sobie w kość daje Ci wszechobecny pył, wilgoć przenika ubranie do ostatniej nitki, a brud towarzyszy Ci nawet po powrocie z pracy.
* no i ten hałas. Ten wszechogarniający hałas.
* to uciążliwe, gdy nie ma sensownych warunków, aby zjeść..., czy się umyć. 
* projektanci? Co to mają fantazję...
* i mimo, że cały czas się szkolisz, zawsze znajdzie się ktoś, kto wie lepiej, bo trochę poczytał.
* A inwestorzy? Szukają dziury w cały, by chociaż trochę zbić z ceny.
* Nie jest lekko, kiedy wszyscy dookoła się denerwują lub niecierpliwią. Wszystko jest na już, na wczoraj.
* Znasz to uczucie, kiedy coś ginie? Założę się, że tak.
* Albo kiedy nie idzie zgodnie z planem...., kiedy zawodzi. Najgorzej gdy zawodzą plecy, albo kolana. No i ręce. Te to dopiero dostają wycisk!
* Nie jest lekko, gdy robisz daleko, a to, co ważne przechodzi obok. Albo gdy jesteś blisko, ale nie masz na nic już siły.
* Gdy remontujesz u wszystkich wkoło, a na własny dom brakuje Ci czasu.
* Kiedy wyceny powinny cieszyć, a nie załamywać.
* Denerwuje Cię, gdy chcesz wreszcie odsapnąć, ale nie ma warunków.
* No i te telefony. Po pracy, w weekend..., w nocy..., w kółko.
* Wypadki. Wiadomo, zdarzają się.
* Ale jeśli wiesz, że masz na kim polegać, nie zamieniłbyś tej roboty na nic w świecie!
  Jak dla mnie to jest antyreklama budowlanki, bo po takim wyliczeniu negatywnych czynników w pracy, aż nie chce się tam iść robić i można tylko współczuć tym, którzy tam robią. Pierwszy raz oglądając to zastanawiałem co tu mają reklamować, bo chyba nie pracę na budowlance. Jakieś było moje zdziwienie na końcu, gdy okazało się, że jednak praca na budowlance z klejem attlas jest cool. Zresztą..., obejrzyjcie sobie sami 

   Równolegle płodzą się notki odnośnie startu w firmie, do której się przyjąłem. Nie chcę robić jakiegoś falstartu, przeto na razie notki odstawiam na boczne tory, jako wersje robocze. Myślę, że za ok. 2 tyg. zacznę je wypuszczać. 
   Nowa praca wyeliminuje ruch na st. mac. Wziąłem do końca roku same popołudniówki, bo zaczynam jak jest jeszcze jasno, a to ważny czynnik. Szczególnych miejsc na sieci jest sporo. Najgorsze to drzewa wchodzące w skrajnię taboru, które trzeba omijać, ale trza wiedzieć kaj one som. Oprócz atakujących drzew są znaki drogowe umieszczone za blisko jezdni inne budowle, a nawet wiaty przystankowe. Właśnie dlatego wziąłem same popołudniówki. Planista się nawet ucieszył, bowiem większy problem jest z ludźmi na popołudnie jak na rano. Widać nic się nie zmieniło od ponad dwu dekad. 
   Tyle. Za zdjęcie jest film reklamowy. Kończę na szybko, bowiem już zapowiedział się na szlak 826, to by nie zostało to zaś do jutra, pchamy dziś. 

piątek, 2 grudnia 2022

Piątek #1952

    Pojawiajją się problemy w spaniu. To naturalne, bowiem przeżywałem to już kilka razy. Minie kilka tygodni nim sie unormuje. Ale, co wiem, nie jestem w tym odosobniony. Wczoraj w autobusie słyszałem dokładnie taką samą rozmowę chłopaczka, który rozmawiał ze swoim kolegą odnośnie tych samych przeżyć. Tzn. przebudza się w nocy, bo nie chce zaspać, następnie dalej już nie zasypia, efektem czego po pracy jest totalnie przydupiony i odsypia. Też mnie to czeka, szczegolnie w przyszłym tyg. , kiedy to przyjdzie mi jechać już do pracy środkiem masowej komunikacji o (uwaga!) 02:40. To będzie dopiero szał macicy. 
   Byl u mnie kilka dni temu kolega, który kiedyś stacjonował na st. mac. kilka m-cy na grupie D. On nie ma numerka, bowiem w zasadzie to nic z nim nie robiłem. Owszem moje ręcę kilka razy, jak był w stanie odcięcia, wylądowały na nim, ale nic szczególnego się nie działo. Mimo tego, że nie ma najgorszej figury, to mózg zakwalifikował go w widełkach wyglądowych, ale w dolnym przedziale, tak na styk, przeto była mała ingerencja w jego sferę. Przebywał, a w tym czasie dość sporo przymował środków dobrego samopoczucia, tych mocniejszych. W ub. roku, w tym samym czasie kiedy siedział również na Wojkowicach 172, on tam też przebył tylko na półotwartym. Wtedy, jak wypuścili go z Wojkowic, to przewinął sie przez st. mac. i opowiadał, że w sumie to tam nie ma źle. Jedynie trza wstać rano na apel, a reszta dnia wolna, dają żarcie, opieka medyczna, ciepło itp. No i jak był te kilka dni temu, to był po spożyciu alko, więc ludzie wtedy bardziej mówią co myślą, i znowu opowiadał n.t. siedzenia tam, a bycia tu. Z porównania wynikało, że życie tu jest bardziej nieznośne jak tam. Ten temat był również poruszony w filmie "Skazani na Shawshank". Widać nie są to odosobnione przypadki. Tak trochę może być ze 172, co podkreślał kolega, bo rozmawiał ze 172 kiedy ten był jeszcze tu i przy okazji jakiejś tam imprezki skarżył sie na bytowanie tu. Może dlatego tak mało energii poświęcał na wykręcenie się od siedzenia tam. Zresztą pamiętacie, lub nie, wpis po jakiejś wizycie w Nysie u niego, kiedy chwalił się jak ma tam dobrze, a ja spytałem się czy w takim razie chce stamtąd wyjść?
    A ostatnio, jakoś często rano myślę o 172. Nie, nie zużyłem go jeszcze, ale pewnie to kiedyś nastąpi. No cóż, mamy dłuższą przerwę z mięśniakami. 
   Był ostatnio 826 na masaż, ale brakuje tego finału. Siedząc na nim, widząc jego plecy, mając w rękach jego mięśnie, organ się wzbudza, stoi naprężony i co... i nic więcej, z czego organ w ogóle nie jest zadowolony. No niestety powiedziałem sobie, że na więcej nie będę napierał bo 826 jest niestabilny emocjonalnie. 
   Oprócz tego on uważa się za myślącego i to tak właściwie, tylko nie wie czemu ma tak pod górę. Ostatnio jak go słuchałem to wpadłem na to, że jedną z różnic między 826 a 303 jest to, że ten drugi zdaje sobie sprawę, że jest głupi, ten pierwszy - nie. 
   Płodzą sie notki n.t. przyjęcia do pracy, pierwszych dni, ale na razie są w wersjach roboczych. 
   Teraz tyle, bo zaś się to przeciągnie na kolejny dzień. 
   Zdjęcie. 
  Szatnia drogówki na nastawni CS2 stacji Ch-ów Stary. Wnet budynek pójdzie do likwidacji. 

  A w szatni taki rarytas. Uratowana skądś ławeczka z wyrzeźbionym w drewnie napisem PKP. Pewnie ktoś na warsztacie zrobił taką w wolnej chwili, bo nie sądzę, że to była masowa produkcja. Szkoda, że wnet zostanie zniszczona, chyba że wyląduje jeszcze u jakiegoś kolejarza na ogródku działkowym. 

  Inwencja twórcza warsztatowców kolejowych jest czasem zabawna i oryginalna. To kaloryfer na klatce schodowej nastawni CS2. Nieprawdaż, że piękny.
  Narka.