piątek, 30 grudnia 2022

Piątek #1958

    My (jako społeczeństwo) jesteśmy już przegrani. Jeżeli jakiś celebryta (niech będzie, o nim mowa - Marcin Myszka) mówi u innego prowadzącego, że warto słuchać wiadomości radiowych bo tam są (uwaga!) ciekawe informacje, to mnie położyło na łopatki. 

   Przez długi czas nie słuchałem w ogóle wiadomości radiowych, bowiem przeważnie puszczam muzę z kompa, by się jeszcze bardziej nie ogłupiać. Ostatnio jednak, z racji pracy, słucham, co pisałem już wcześniej, różnych stacji radiowych. Tych głównego nurtu - RMF, radio ZET, jedynki PR i tych lokalnych. Generalnie tam mówią o bzdurach. Jeszcze w godz. do 15:00 może ruszą jakiś polityczny temat, ale zdawkowo, ogólnikowo, odbyło się i tyle. Reszta to od dekad info typu - wnuczek zabił w Pcimiu Dolnym, babcię 16-ma pchnięciami noża; na trasie S8 zdarzył się wypadek, matka z 3-ką dzieci wpieprzyła sie w drzewo. Dzieci zginęły na msc. (z podkreśleniem na dzieci) i na koniec coś humorystycznego, Pan Czesław poślizgnął się na trawie, a na twarzy wylądowały mu jajka, które akurat niósł w papierowej jednorazówce. I tyle. I tyle. To są, w/g mediów, najważniejsze informacje dla 30-to milionowego kraju.  
   Sorry Marcinie Myszko, ale bredzicie. Szkoda tylko, że reszta też bredzi, a głupia tłuszcza to łyka jak głodne pelikany. Jeszcze jak Marcin dodał, że dla niego może nie, ale w ogóle w wiadomościach są ważne informacje o korkach na drogach, to zastanawiałem się czy go dalej słuchać. No sorry qrwa - NIE! W danym korku stoi może 200 ludzi, ale kraj żyje dalej wieloma innymi ciekawszymi sprawami. Sprawami dot. głównie naszej kasy i tym powinniśmy żyć. Bzdurnych rozwiązań na drogach, a teraz jeżdżę prawie dziennie, jest pełno. Jednym z nich jest przejście ze światłami w Zgierzu w... lesie. No sorry, ale może przed każdym przejściem dla pieszych będziemy robić światła. 
   To zresztą małe piwa. Wałki, nie małe, a chyba wręcz jeszcze wiynksze, dzieją się od czasów Leppera, który mówiąc o nich z ambony sejmowej przypieczętował swój wyrok. Coś się zmieniło? Nic. Nepotyzm, korupcja w spółkach państwowych jest, takie można odnieść wrażenie, jeszcze wiynksza niż kiedyś, bowiem społeczeństwo przez dwie dekady jeszcze bardziej zgłupiało, choćby przez mielenie im w gowach wiadomościami jak w/n. Pokolenie Leppera jeszcze było jakoś umysłowo rozwinięte. Dzisiejsze przewijające kciukiem po ekranie telefonów ma wyebane na to co się dzieje, choć utrzymują to z własnej kasy, czego w większości nie są świadomi. 
   Światła w lesie..., a... Marsjanie za to zapłacą. 
   Jest jeszcze jedna kwestia. Po co Marcin Myszka bredzi? Proste. Dla kasy. Wywód jak w matematyce jest w zasadzie prosty, więc c.b.d.u. To tak samo jak u nas w firmie dali mundurki, a przynajmniej dają je. Część już w nich jeździ i to są tacy Marcinowie M. By  nie stracić premii, to nawet obciągną kierownikowi. Na dobrą sprawę, to, jakby to był warunek, to tam pewnie kolejka by się ustawiła. I takie mamy społeczeństwo. Dokładnie jak oglądam tych Wenezuelczyków, którzy za kasę robią różne rzeczy seksualne przed kamerą. Gość wpłacił kasę (ich była 4-ka w pokoju) i napisał, że tego jednego ma reszta przelecieć. I reszta go przeleciała od tyłu w różnych pozycjach. Chcesz premie? Trza kierownikowi obciągnąć. 
- spoko, już biegnę. 
   Jakby teraz ogłoszono, że z powodu 169 fali zarazy trza ubrać sie w maseczki, to Marcin M. jako jeden z pierwszych by ją ubrał i głosił, że to jest właściwe dla naszego dobra i bezpieczeństwa. Choć wiemy dziś, że to jest b. mało skuteczne, a chyba nawet bardziej szkodliwe. 
   Idą ciężkie czasy. Zmiany, o których nawet nie mamy pojęcia, a tym bardziej o skutkach jakie przyniosą. Na razie my jak to "milczenie owiec". 
  Bez zdjęcia, bo za chwilę wylatuję i z małą korektą. 
  Narka.

niedziela, 25 grudnia 2022

Niedziela #1957

 Pierwotnie w wigilię miałem mieć wolne, ale czułem w kościach, że to tak nie bydzie. Za długo w tym siedzę, by nie wiedzieć, że zawsze są braki, zwłaszcza w popołudniówkach. Tak też się stało. Planista zadzwonił dzień wcześniej podając linie do wyboru, którę mogę wziąć. Wybrałem jedną M-kę przelatującą przez wioskę, bo jeździłem nią przez dwa ostatnie dni, to znałem wszelkie dziury w nawierzchni. W tym dniu też miałem tą M-kę. Zadzwonił do mnie kierowca z niej, pewnie dostał nr od dyspozytora, że zjedzie na garaż, bo mu się śpieszy. Powiedziałem mu, że nie musi, bo wsiądę w wiosce i możemy się zmienić wcześniej. Ta linia przebiega obok zajezdni z drugiej strony. Już wewnątrz w wozie okazało się, że jutro mam go zmieniać. On za tel. do dyspozytora, bo niby mu mówił, że może to całe zrobić od rana do wieczora. W końcu sie dodzwonił, to wybrałem 674 na wigilijny wieczór.  
   Tak po 17:00 w wigilię zauważyłem przyrost prędkości samochodów osobowych. To zapewne Ci spóźnialscy na kolację. Dało się to odczuć, bo ruch samochodów już malał, za to wzrastała średnia prędkość z jaką mnie mijali lub omijali.   
Wracam w wigilię z pracy na rowerze (pojechałem nim, bo niemiałbym powrotu, a dziecko zwinęło mi akumulator z auta, bo jego padł), a tu mijam ok. 21:00 dwie laski, ok. 19 lat, które lezą z hotdogami ze stacji benzynowej shell. Mówiły po polsku. Prędzej bym zrozumiał położenie zagraniczniaków w obcym kraju, ale może im też się coś nie pykło i to była strawa wigilijna. 
  W ogóle ok. 21:00 ruch samochodów osobowych bardzo wzrósł. Robiło to wrażenie jakby była 18:00 dnia roboczego. Na niektórych odcinkach samochody sznurem jechały. No tak. Komunikacja publiczna w zasadzie już przestała jeździć, sam zdałem wóz na zajezdni, to auta najlepszym środkiem transportu. A w kursach w autobusie były odcinki puste już po 16:00, ale też i pełne na ostatnim kursie. Nawet na ostatnim już zjazdowym jechali, ale głownie młodzież, pewnie na imprezki do centrum kato. Był to ostatni autobus, za mną już nic nie jechało. 
  Po 16:00 czasami musiałem uskuteczniać, mimo odjazdu z początkowego przystanku 2 min później, a na 3-im miałem już 4 w plecy, polowanie na czerwone światło. No cóż, ruch wybitnie zmalał a tu czasy z dnia roboczego przejazdu przez centrum Katowic. W pracy słuchałem radia, ale im bliżej końca, tym częściej je ściszałem do zera. Ile można grać Georga Michaela, Shakina Stevensa i wiecznie te same nagrania świąteczne. Czy przez 2 dekady nikt nie nagrał nic sensownego? Mielą tymi nagraniami co 3h. Tak, co 3h te same nagrania od nich. Do pożygania. Co raz bliżej jestem rozszerzenia własnej playlisty, którą już wstępnie zrobiłem będąc na st. zwr. u 824. W autobusach są gniazda ładowarek samochodowych, będzie leciała muza z telefonu, bo albo w stacjach radiowych idą na łatwiznę, albo jest to jakieś głębsze sterowanie ludźmi, puszczając im w kółko to samo. Nie dot. to tylko nagrań świątecznych. Wspominałem o tym przy okazji oglądania mięśniaków z Ameryki Płd. Tam im puszczają dokładnie to samo + trochę rodzimych nagrań, by nie czuli się całkiem zignorowani (Ci niektórzy). Te sterowania nami widać dobrze choćby w kurortach wypoczynkowych, w których na filmach równo rozłożone leżaki, prawie jakby od linijki. Czy można tam zabrać ten leżak i iść 50 m dalej? Nie sądzę, bo przyleci obsługa i bydzie się ciepać. To również tasiemki kierujące ludzi na dworach kolejowych (tych większych) i lotniskach. Od razu przypomina mi się Shrek, który idzie prosto przez te tasiemki do wejścia do zamku Lorda Farquaada. W książce Tech, o której wspominałem autor wprost pisze, że za jakiś czas będą seks też kontrolować pod kątem ilości narodzin. Stąd część będzie sterylizowana, podobnie jak czipowana. 

   We wtorek patrzę rano na zdupa, a tu na wozie 632 stary wóz - dziadek, jakaś trzysetka. W pn. miałem 312 na 674, ale, co mnie zdziwiło, bardzo dobrze jeździła, choć była mułowata. No wiadomo dziadek na trasie. Widząc kolejną trzysetke na sześćsecie nie czułem sie komfortowo. To trudna linia i prawie wiecznie lata się opóźnionym, nadto trzysetki mają, choć to przeguby, tylko troje drzwi. No nic. Pojechałem. Na dworcu dobijałem się do innej trzysetki, kierowca zdziwiony, pokazuję mu przez okno, że zmiana. On nic, podszedłem do okna z drugiej strony i mówię, że go zmieniam. On zdziwiony, więc się pytam, czym ma sześćsetę? Nie. Chwilę jeszcze z nim pogadałem, zadzwoniłem do dyspozytora i okazało się, że tamta trzysetka się zdupiła i jedzie krótki nowy wóz. No ucieszyłem się. Wreszcie krótki wóz, po tym tułaniu sie przegubami. 
   Podjechał 631. To z nowych krótkich solarisów. Kierowca se jeszcze zjechał na garaż, pewnie auto tam miał i z garażu już z 2 min opóźnieniem. Ono rosło, bo K-ce dziwnym trafem były dość zakorkowane. Krótki wóz mnie zdziwił. Pierwsze to pedał hamulca bardzo ciężko chodził, nadto jakoś dziwnie hamował (mało skutecznie). Mózg od razu skorygował, że trza uważać, by w kimś przede mną nie zaparkować. Po 2 km, pomyślałem - pewnie go mają na stałe, ale do cyca, czemu sobie tego nie zrobią? Ale przyszła też myśl, że wóz mogą mieć jakieś dziadki, dostały go za staż, a nie z powodu, że dbają o wozy. Atutem było ciepło w wozie. W zasadzie to aż za duże, bo rozebrałem się do koszulki. No sauna. Drugim mankamentem była mułowatość wozu. Nówka wóz, a jechało się jak wczoraj tym dziadkiem solarisem. Wóz nie miał w ogóle kopa, tak jakby przegrzali silnik (przynajmniej w starych jelczach tak było, że jak przegrzali silnik, to wóz był już prawie do końca mułowaty). Przed świętami, to chyba jakaś część więcej wyległa z autami na drogi, bo do Ch-wa przyjechałem z +24. Mimo tego, że krótkim a w nim czułem się jak ryba w wodzie, to osobówek tyle, że wszędzie się stało, no i ta mułowatość tego wozu. Drugi kurs z Katowic o 14:57, ale ponieważ do katos też przyleciałem opóźniony, to z dworca +2, a z PKP już z +6. Kurs był ciekawy, bo chyba przede mną coś wypadło lub tym kursem zawsze tyle ludzi jeździ. Dowaliło tyle ludzi, że jak dawniej, był problem z zamknięciem drzwi. Na oś. Witosa musiałem iść do trzecich drzwi, bo ciągle był z nim problem, ale jakoś wysiedli i się normalnie zamknęły. Solarisa dogniotło do drogi i jechał trochę jak rozdepnieta żaba. Dobrze, że żadnej szyby nie wyciśli, bo w jelczu mu się raz zdarzyło. Po tej ilości ludzi już wiedziałem, że postoje do końca dnia to mam z gowy. Nadto, po 15:00 w katosach jest jak na "Truman Show", nagle wszyscy się włączają na drogi. Mikołowską (to główna wylotowa z centrum na duże osiedla miejskie oraz wylotówka na płd. regionu) przejechałem prawie cała z prędkością ok. 8 km/h. Za to, oprócz obsłużenia przystanku przy Pałacu Kultury i Nauki, całą Mikołowską przejechałem bez zatrzymania z powodu kolejki. Sunięcie miałem tak opanowane, że nigdzie od samego dw. PKP do wylotu nie stanąłem. Tak też nikt nie jeździ i pewnie jak ktoś jechał z garażu to też obgadają mnie.
    W tak obciążonym solarisie czułem się jak dawniej w jelczu, tylko wtedy takie kursy w szczycie były normą na prawie każdej linii. Dziś to na wybranych jest taki tłok no i np. jak miast przeguba jadę krótkim. Zluzowało się w wozie dopiero w Ch-wie Batorym. W trakcie jazdy od katowic przy pierwszych drzwiach jakaś młodzież ze szkoły, która raz skomentowała moją jazdę. No musiałem się wepchnać na styk między auta i od razu przeciąć pas do zatoki. Było faktycznie na styk, ale właściwie na tej linii to ciągle jeździ sie na styk. Tyle tylko, że krótkim to szybciej na skrzyżowaniach, bo nie łamie się, nie zachodzi. 
   No i to jest to, co kilkukrotnie już pisałem. Trza iść do pracy, którą się lubi. Mimo w zasadzie trudnej popołudniówki, wyszedłem z pracy nie zmęczony. Nawet czułem się trochę zrelaksowany, bo mogłem w końcu wyszaleć się krótkim wozem i nie wqrwiałem się drzwiami jak w MAN-ie. Jakby on jeszcze chodził jak np. 1361, którym kiedyś jeździłem to by była bajka. Tak trochę się męczyłem, zwłaszcza hamowaniem. W razie czego mózg zakodował ciągnięcie za ręczny. Trudno ludzie by polecieli do przodu, ale może dało by się uniknąć szkód. Na szczęście nie trzeba było po ręczny sięgać, jako hamowania awaryjnego. Po zjeździe na garaż opisałem hamowanie, może z tym coś zrobią. Dziwne, że zmiennik rano nie zwrócił na to uwagi, ale też zdaję sobie sprawę, że kierowców, którzy tam jeżdżą z pasją, z wyczuciem sytuacji, ruchu drogowego, szczególnego odnalezienia się w tym ruchu, dania o wozy, jest mało. No przecież opisywałem to kilkukrotnie przy okazji objazdów po aglomeracji w dniach, kiedy komunikacja była za darmo m.in. tu w notce

   Tyle, bo zaś zostanie na bocznych torach. 
Takim czymś się woziłem w czasie opadów tego białego gówna.

I ujęcie z drugiej strony. 
   Dziś krótki, w miarę nowy solaris. Może jak byda pamiętoł, to go sfoca. 
   Narka.

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Poniedziałek #1956

  Z racji podjęcia nowej pracy włączyłem się ponownie, na szczęście trochę, w media. W autobusach są radia ustawione na różne stacje. Co da się zauważyć to medialna nagonka na święta. Słuchając, w zasadzie, ciągle tych samych kolend na różnych stacjach, mam już trochę dość. Mimo tego słuchając ich zastanawiałem się jakby wyglądały świeta bez tej nagonki. Ile ludzi olało by je sikiem prostym i w zasadzie niewiele więcej robiło niż w przedłużone weekendy. 
   Małą podpowiedzią mogą tu być wybory, te parlamentarne, te lokalne. Otóż, podobnie jak przed świętami, media robią nagonkę na mające się odbyć wybory. Efektem jest zwiększona frekwencja w nich. A jak to wygląda gdy tej nagonki m edialnej ni ma? Pewnym wykładnikiem mogą być nieterminowe wybory, które zdarzają się czasem w miastach. Tak było w Rudzi Śl. gdzie urządujące prezydent kopła w kalendarz i trza było zrobić nowe. Odbyły sie tylko przy lokalnej nagonce medialnej, bo stacje w innych miastach, wojewódzki, krajowe miały gdzieś wybory w Rudzie Śl. czasem tylko wspominjąc, że odbędą się. Odbyly się dwie tury. W pierwszej frekwa wyniosła 31%, a w drugiej 25%. Można więc przypuścić, że gdyby w ogóle na inne wybory nie było tej nagonki, to średnio polazło by do urn ok. 28% uprawnionych, czyli znajonych od znajomych i tych biznesowo powiązanych. Reszta miała by to totalnie w dupie. 
   Skoro zatem, w wyborach (tych z medialną nagonką) frekwa jest ok. 55% to można przyjąć iż połowa z tego, to są ci nagonieni medialnie, Ci sterowalni sztuczkami socjotechnicznymi, podatni na nie. Jak wyglądały by święta, gdyby tej nagonki medialnej nie było? Można przypuszczać, że dość spora część, podobnie jak wybory, olała by je sikiem prostym. Tylko, że biznes, koncerny i producenci różnych bardziewi byli by bardzo nie pocieszeni ze zmniejszonych wpływów. 
  Nic to. My tradycyjnie na wigilię żremy fasolkę po bretońsku. Może w tym roku nie będzie smakowała jak jakaś chemia jak w ub. roku. Co chyba opisałem po zarazie. 

 Będzie trochę nowych i starych, bo te notki muszę bocznych torów, z krzaków wyciągać.
Kolejny dzień szkolenia to linia 110. Tym razem, ponieważ dyspozytor powiedział, że kierowca przychodzi na styk i bym przygotował wóz, to chętnie poszedłem, wszak w styczniu mnie to będzie czekać, chyba że postanowię pozostać na popołudniówkach do wiosny. Paradoksalnie jak rano przygotować wóz, dowiedziałem się z filmików na yt., a nie od kierowców. Jest też w tym mój błąd, bo nie pytałem się o to. Jednak mózg z iluś tam filmów obejrzanych wyłapał co jest istotne i na co zwracać uwagę, nadto jak uruchamiać elektronikę, czy komputer pokładowy z komputerem nadzorującym przebieg trasy. W zasadzie większość niezbędnych rzeczy sprawdziłem, a umknęło mi sprawdzenie, czy wóz nie jest porysowany. Wóz to przegubowy solaris, 7 latek, więc rocznik w połowie tych dostępnych na zajezdni. Ani nie najstarszy, ani nie najnowszy. Niby wóz na stałe, ale np. manetka od kierunkowskazów, wycieraczek luźna, a mechanizm zatrzaskowy do kierunkowskaza lewego nie działający. Efekt - jak właczałem wycieraczki, to często włączałem przypadkowo lewy kierunkowskaz. Na prawym jeszcze zatrzask działał. Dziwiło mnie to, wóz na stale i sobie tego nie wymienili. Gorszą sprawą było działanie hamulca. Kierowca, który robił pierwsze kółko, bo było ciemno, mówił że hamulec działa jakoś dziwnie, ale odpowiedziałem mu:
- z pozycji pasażera nie wiem co robisz z pedałem, więc trudno mi coś stwierdzić. 
  Dopiero jak siadłem na drugim kółku za kółko to odczułem to działanie hamulca. Najprawdopodobniej luzował retarder. Efekt, był taki że naciskało się hamulec, wóz hamował, po czym przy zmniejszeniu prędkości, być może do jakiejś wartości, ale nie zarejestrowałem tego czy to przy konkretnej prędkości się działo, retarder puszczał i wóz nagle leciał bardziej do przodu. Trza było mocniej wcisnąć hamulec, by nadrobić braki retardera. W końcówce hamowania było to samo. Wciskam mu bardziej pedał hamulca, a on nie reagował. Było to poniżej 10 km/h., więc przeważnie działo się to w zatokach dla autobusów. Ja mu wciskam hamulec, a on leci kilka metrów nie reagując. Dopiero przy wciśnięciu znacznie bardziej zaczynał hamować. Ponieważ nie mam doświadczenia, to nie chciałem nagle wciskać go, by ludzie nie polecieli do przodu, ale musiałem brać poprawkę w zatokach na jego toczenie się, by z nich nie wyjeżdżać. To nie był wóz kierowcy, z którym jeździłem, bowiem jego stał na warsztacie na koła. Szkoda, bo on jeździ planowo mercedesem, a tym modelem nie jeździłem jeszcze. Kiedyś mi przyjdzie. Gorzej jak w początkowych dniach jazd już samemu, bo mimo dość szybkiego wdrożenia się do jazd po mieście, inny model autobusu to zawsze wyzwanie. Z tym kierowcą średnio mi się rozmawiało i jak jechałem to rzadko rozmawialiśmy, skupiałem się na jeździe, tym bardziej że ciągle zapoznaje linie, a ta (110) dość pokręcona i dobrze, bo pod nadzorem mogłem się wdrażać w jazdę przegubami po mieście, szczególnie wjazd na peron katowickiego dworca przy dw. PKP. jest tam ciasno i wjazd jest porysowany z dwu stron. Czyli niektórzy kierowcy nie mieszczą sie przodem lub tyłem. Opóźnienie ok. 10 min na końcu trasy to standard, ale w końcu "szkolę się". Na 110 zrobiłem 1,5 kółka, a później poszedłem zapoznać 674, bo w przebiegu na Giszowcu to trudna linia. Wąskie uliczki, ciasne zakręty. 

   No ok. Tyle, bo jak przeciągnę jeszcze bardziej, to zaś nie wyjdzie ze st. mac. 
   Zdjęcie, a właściwie screen z gry. 
  W grach to poc. mogą poruszać sie z kosmicznymi prędkościami. Tu lok., jeżdżący dalej po realnych torach do dziś, z prędkością 3208 km/h. (prawie jak teleportacja). 
   Narka.

czwartek, 15 grudnia 2022

Czwartek #1955

    No to zaczynamy wyciągać notki z torów bocznych na szlak. 
   W urpawnieniach rozmnożyli mi wszystko, w kwalifikacjach też. Efekt, mam to czego nie miałem. Fajnie, ale jest druga strona medalu. Np. wyszło na to, że pierwszą jazdę miałem przegubem, oczywiście z ludźmi kursem o 13:20 do tego na trudnej linii. Przebiega ona po wąskich uliczkach dwu dzielni tego samego m-ta i wiedziałem o tym, bo znam tą linią, przeto dzień wcześniej byłem cały wydygany, bowiem denerwowałem się przed jazdą. Nawet sobie myślałem, jak mnie nie posadzi za kółko to nie bydzie źle, bowiem może rozjeżdżę się krótkim. Kurs w jedną stronę zrobił kierowca, na końcówce rozmowa kto ma prowadzić i uzasadnienie czemu. Wyszło na to, że następne kółko będzie trudne, to siadłem za stery. Koronnym argumentem było, że jeszcze jest jasno, po następnym będzie już ciemno. 
   Pierwsze to trzymałem się za blisko prawej strony, prawie by lusterko poleciało. Nawyki po osobówce. Skorygowałem i już było dobrze. Następna wpadka to małe rondo. Chciałem je trochę przejechać jak trzeba, a kierowca:
- nie wyjedziemy! Kręc!. 
   No i zacząłem kręcić, ale jest max skręc, bowiem sa zabezpieczenia i jak za bardzo się złamie przeguba to odcina jazdę i nie da się już jechać. Musi przyjechać pogotowie techniczne szarpnąć. Uff, udało się.  To by było jajo, prawie centrum m-ta, a tu przegub ugrzązł. To jedno, a drugie - już by mnie obgadali na zajezdni i łatka była by przypięta i ciągnęła się miesiącami. Jak minął lusterkiem latarnie to zacząłem go prostować, w tym czasie cały czas budzał alarm ze zbyt dużego skrętu, następnie i tak by zaś tył nie naszedł na tą latarnię zająć lewy pas. Za jak już minął latarnie to znowu ostry skręt, bo za rondem zaraz przystanek na chodniku. Otrząsłem sie trochę i później już w zasadzie poszło dobrze. Kierowca jeszcze mówił uwagi n.t. szczególnych warunkach miejscowych, ale widziałem, że też zauważył, że się wdrożyłem i przed końcem już mniej zwracał uwagi na to jak prowadzę. Jeszcze bałem się wjazdu pod peron autobusowy pod galerią handlową przy dw. PKP w katosach, ale wziąłem prawidłowo jeszcze z luzem. Na szczęście przed końcówką na tej linii jest odcinek ok. 5 km jazdy po autostradzie A4 więc tam też trochę ochłonąłem, miałem trochę czasu nad zastanowiłem się nad błędami i uspokojenia się. Po za tym pochwalił za wypuszczanie się na zakrętach, bo, jak powiedział:
 - tył prowadzisz ładnie.
   Na końcowy przystanek przyjechałem +17 min. Co prawda on w początkowej fazie trasy naciskał lekko, że jesteśmy opóźnieni i gdzie powinniśmy być, ale jechałem z ograniczeniami własnymi, więc prowadziłem dalej jak poprzednio. Może testował jak się zachowam? Wyglądało to mniej więcej tak"
- już powinniśmy być na tamtym przystanku
- nie przejmuj się, dojedziemy, byle cało, na spokojnie. 
  Po jakimś czasie powtarzał się dialog, tak z 3 x później zaprzestał. Teraz też tak myślę, że zaczął napierać przed akurat wąską częścią m-ta. Może faktycznie chciał przetestować jak się zachowam. 
  Ogólnie nie było źle. Kilka drobnych wpadek, które skorygowałem w miarę szybko. 
  Dla mnie w ogóle było szokiem, że jechałem przegubem. Pierwszy raz nim na drodze, z wymianą pasażerów, to też dodawało adrenaliny. Na szczęście nie pada to białe gówno jeszcze, bo chcę się rozjeździć choć trochę do tego momentu, by nie było dramatu.  

   Następny dzień wypadło na linię 7, którą akurat w większości znam, jeżeli chodzi o przebieg, natomiast co do powierzchni asfaltu - to nie, więc bieżąco korygowałem by wóz nie wpadał w dziury. Kurs z Zabrza ok. 12:23 prowadziłem już ja, bo było jasno, a po za tym to luźniejszy kurs, mniej ludzi nie ma takiego natężenia ruchu. Kierowca młody, lekko starszy od 979. Na drugim przystanku za dworcem pyta się czy mam wykupione ubezpieczenie? No nie. Teoretycznie nie powinienem jechać, bowiem wśród kierowców jest niechęć sadzania kogoś "nowego" za kółko bez wykupionego ubezpieczenie. Ponieważ pracowałem dawno temu z jego ojcem, który dalej jeździ to pozostawił mnie za kółkiem. Wóz to MAN. Problem tych wozów, to by otworzyć drzwi trzeba umiejscowić wóz i poczekać sekundę, nim komputer zarejestruje ten stan i dopiero nacisnąć na otwieranie drzwi. Wcześniejsze naciśnięcie nie spowoduje zareagowanie przełączników. W niektórych modelach solarisach jest tak, że można je trzymać i jak stanie to otworzy drzwi, do czego lekko się przyzwyczaiłem. No jakoś dałem radę z drzwiami do Katowic. Po jakiś 3 km już rozjechałem się więc poszło gładko dalej. Szaleństwa nie było, bo własny kaganiec nałożony, przeto przyjechaliśmy ok. 12 min później. Zresztą to drugi kurs autobusem po dwu dekadach przerwy za kółkiem. Jechało się fajnie, bowiem wóz utrzymany i lekko go się prowadziło, nie wytrzaskany. W pn. wpisali mnie na linię 43. Tym razem na rano, to pierwsze kółko robił kierowca, bowiem w większości tej linii nie znałem. Drugie kółko jechałem już sam. Zrobiło się już jasno, ale kierowca podpowiadał, bo niekiedy nie byłem pewien gdzie jechać. Znowu MAN więc z tymi drzwiami opóźnione otwieranie to i opóźnienie rosło, bo nie zawsze wcelowałem się w to czy komputer już zarejestrował stanięcie. Linia spokojna, bo w części przez mało zurbanizowane tereny przebiega. Niestety nawierzchnia czasem straszna i było ciężko ominąć dziury, ale starałem sie jak mogłem. Z kierowca rewelacyjnie się rozmawiało. Jak to sie mówi nadawaliśmy na tych samych falach. Rzadko kiedy były momenty ciszy. Wynikało to też z tego, że trzeba mieć o czym rozmawiać, by ciągiem gadać przez ok. 6 godzin. Drugie kółko robiłem już bez jego uwag i tylko raz upewniłem sie gdzie jechać, po za tym trasa utkwiła mi w gowie. Tym razem z lekkim opóźnieniem leciałem i w sumie jedna prawie wpadka, bo tak zagadaliśmy się, ze prawie bym przejechał przystanek. Reszta rewelacyjnie jak dla mnie. Starałem się jak mogłem nie wpadać w dziury i było dobrze na tym polu. Żadnego najeżdżania na krawężniki, wpadania w duże dziury, szarpania wozem. Kierowca był zadowolony. Dla mnie to też dobrze, bo wieść się niesie. 

   To macie spisane początki jeżdżenia. To są kursy w ramach szkolenia pod nadzorem innego kierowcy. Takiego szkolenia miałem 7 dni. Teoretycznie jest to na zapoznanie się z trasami linii autobusowych. Dlatego też po kółku, dwu szedłem na inną linię zapoznać się głównie ze szczególnymi warunkami miejscowymi, czyli wystającymi drzewami, znakami drogowymi zbyt blisko jezdni, wiatami przystankowymi w skrajni taboru, bo nawet taka jedna stoi na linii 7, którą jechałem a kierowca mi o niej powiedział. To jeżdzenie się przydało, ale o tym później. 
   I tu powinny być zdjęcia autobusów, którymi jeździłem, ale.... No własnie, ale nie chciałem robić jakiś mikolskich zachowań i focić autobusu, którym jechałem. Faktycznie żadnego jeszcze nie sfociłem, dziś postaram sie to zrobić, bo na linii jeździ MAN. 
  To w takim razie kolejowe zdjęcie. 
Zdj. z tygo. przed imprezą, która miała być na kopalni Pokój w Rudzie Śl. Robiliśmy przewieszkę, by kasa, bo mniej więcej tam gdzie stoi auto, miał być pkt. kasowy, miała prąd. Po tych kablach miało lecieć 230V. 
   Jak to w PL, jak ni ma dutków lub znajomości, to niewiele da się zrobić. No trudno. Myśmy się jakoś odnaleźli, ale społeczeństwo jest trochę biedniejsze od nowe doznania. 
   Narka.

sobota, 10 grudnia 2022

Sobota #1954

   Jak zwykle na ostatnią chwilę, przeto bez większej korekty, ale puszczam, bo dziś później na pewno nie wyjdzie, pracujemy dziś indywidualnie pierwszy raz. Wcześniej szkolenia pod okiem innych pracowników (notki są w części napisane i jak przyjdzie stosowna chwila zostaną wyprawione). Jutro też do pracy więc nie chcę przetrzymywać. Gorzej bo to białe gówno zalega, co prawda na trawnikach, ulice są mokre, ale zawsze to stwarza jakieś dodatkowe utrudnienia. 
   826 ma jakąś tam kobietę, którą uczuciowo traktuje znacznie bardziej poważnie jak ona jego. Ona jego traktuje jako samca do przeruchania,, co bezpośrednio mu powiedział na pewno 2x 979. To się często zdarza i choć z otoczenia informacje, jak to wygląda u ludzi z innej strony, spływają do 826, to on jakby na nie nie zwracał uwagi. W części rozumiem go. Chce by ten stan, z tym jego podejściem, wyobrażeniem trwał wiecznie. Mimo tego co słyszę od niego zupełnie przypadkowo i nieświadomie wypowiadającego, to za chwilę sie może skończyć. Zastanawiam się co wtedy? To jest jeszcze związek jego z nią, który go podtrzymuje w jako takim funkcjonowaniu umysłowym. Jak się skończy to co on zrobi? Komu będzie opowiadał o swojej kobiecie? Jaki będzie wtedy sens jego życia?
   Czasem zadaję mięśniakom-głuptakom drażliwe pytania, ale takie bez ściemy. Pytam się 826, czy ta jego miłość powiedziała mu co ją podnieca w nim. On, po 4-ch latach niby związku, nie wie. Pytam się - jak to? W tym momencie zaczął na mnie najeżdżać, że znowu się montuję i zadaję niewygodne pytania. Nosz qrwa. Pytam się o prostą rzecz. Skoro na sobotę ona przyjeżdża do niego i mówi mu przez tel. (jego rozmowa odbyła sie na st. mac.), że to ostatnie spotkanie i kończy z nim, to może warto by wiedzieć, co jest nie tak. Nawet mu powiedziałem, że innym mięśniakom mówiłem co mnie w nich podnieca, by byli świadomi tego. To niby niewinna informacja, ale jednak pozwala na działania podtrzymujące. Jeżeli ktoś jest świadomy tego co mnie podnieca, a chce nadal "współpracować" to ma podane na tacy, co ma u się podtrzymywać, by to trwało dalej. Proste? Proste. Nie mając tej wiedzy, trudno jest działać podtrzymująco. 826 mówi mi, że ją wali (kopuluje) i tak się czasem zacina i to trwa, trwa, trwa, ona dochodzi, a on dalej to robi i nie dochodzi. Zakładam, że to przez te środki dobrego samopoczucia, którymi sie faszeruje.
   Że co qrwa?! Mniej więcej tak, jakbym z kimś to robił, a on przeglądał treści na komórce. I on w tym nie widzi nic nienormalnego. Ostatnio stwierdził też, że się nie całują, bo ona powiedziała, że nie popiera wymiany płynów ustrojowych. To akurat mogę u niej zrozumieć, bo sam z 826 bym się nie pocałował, nawet jakby zaproponował. Jak ktoś ma w ryju jak w śmietniku to sorry bardzo - nie. 
   No dobra, nie ma się co spuszczać, bo to nie moje życie. Chciało by się w tym momencie napisać, że szkoda go, ale... no właśnie nie wiem. Jak był czas na edukację, to on ciepał kamiorami w szkołę. Teraz  ma do otoczenia pretensje, że życie mu sie tak układa. A jak się ma qrwa układać? Mało tego, nawet nie ma prostej refleksji, że wynika to z jego poziomu umysłowego, ale co pisałem wcześniej - różnica między 303, a 826 polega na tym, że ten pierwszy jest świadomy swojej głupoty, ten drugi - nie. 
   W ogóle jak ta rozmowa 826 odbywała się z jego laską, to na st. mac. weszli wcześniej (jeszcze przed 826) 972 i 302. Ten pierwszy by porobić rachunki ze swojego konta (nawet mając aplikacje w telefonie nie umie tego robić) i posiedzieć przy piwie, a ten drugi niby po ubrania, które jeszcze zostały po 303, ale wziął tylko koszulkę, którą wyciągnąłem z szafy. Rozłożyłem ubrania 303 do szaf, bowiem leżały już przy pralce chyba z 7 tyg., w każdym razie od momentu ich wyprowadzki tam były i zaczęły się już kurzyć, nadto obawiałem się, że w końcu zlecą ze stosu i się zmaraszą i jeszcze by kretyn warami trzepał, że mu ubrania zmarasiłem. A będąc przy nim, to nadal nie pracuje. Czyli jak wstępnie przewidywałem do wiosny taki stan może się przeciągnąć. Na święta nie biorą. W zimie nieszczególnie chce się iść do roboty, bo w mieszkaniu w miarę ciepło więc się siedzi w nim. 
   Tyle, bo czas za chwilę na ewakuację. 
   Zdjecia. 
 Tor z Goleszowa do Ustronia i mostek ze zwolnieniem, jak pamiętam do 30 km/h. 

Tarcza ostrzegawcza do semafora wjazdowego do Ustronia Polany. Zdj. zrobione po obróceniu się w torze. 
W oddali semafor wjazdowy A do Ustronia Polany. 

Nastawnia dysponująca Ustronia Polany. Choć ruchu poc. od kilku m-cy nie było, bo remont torów, to nastawnia obsadzona. To dopiero była robota. Płacone za prowadzenie ruchu, którego w ogóle nie było. Ja rozumiem, że dyżurni ruchu robili w tym czasie jako stróże owej nastawni. 



Sie komuś o wysięgnik zahaczyło.

I widok na szlak w stronę Ustronia. z semaforami wyjazdowymi. 
   Narka.

środa, 7 grudnia 2022

Środa #1953

     Czasem na ntlx oglądam filmy. Ostatnio podsunęło mi film "Troll". Zaraz napiszę czemu akurat ten film służy za przykład, ale wcześniej pierwsza scena z filmu. 
  Z lotu śmigłowca widzimy góry, napis w filmie "Masyw Trolltindene, Dolina Romsdalen". Na wielkiej górze widzimy młoda kobietę wspinającą sie wzwyż, asekurowaną na linie. Wtem pod stopą obrywa jej się kamior i spada kilka metrów w dół, po czym zawisa na linie asekuracyjnej. No i teraz dialog ze scenariusza:
- (on) Mała. Idziesz? Czy będziesz próżnować cały dzień?
- (ona) Martw się o siebie stary grzybie.
   W następnej scenie dowiadujemy się, że to ojciec i córka. I teraz pierwsze co wyrzucił mózg. Co to do cyca za scenariusz? Serio?! Córka objechała na linie i on się nie pyta czy wszystko w porządku, jest cała itp. tylko takie coś wypowiada? Od razu zrównałem to z tekstem 303, który do innych graczy po kablu mówił:
- jebie ci matkę i rucham starego. 
  Ale dziś właśnie takimi scenariuszami wychowuje się młode pokolenie, by nie było wrażliwe na czyjąś krzywdę. Inną kwestią było, czy w ogóle warto ten film oglądać dalej, jeżeli scenariusz zaczyna się od "jebie ci matkę i rucham starego". Oglądałem dalej, ale głównie pod kątem schematów w kinematografii. No więc znowu straszenie ludzi, znowu, w ramach grozy, wykorzystano małe dzieci, znowu motywy przekalkowane z innych filmów, znowu militarne rozwiązania ponad logikę działania, znowu gloryfikowanie rządu, jako tego, który dba o nasze "dobro i bezpieczeństwo" nasyłając na nas wojsko, a my mamy się grzecznie dostosować. Coś mi się wydaje, że scenarzyści też muszą zawrzeć pewne motywy w scenariuszu, by to przeszło dalej. W końcu ta kinematografia też jest odpowiedzialna za jakieś tam rycie mózgów odbiorców. Sam film realizacyjnie dobrze był zrobiony, tylko raziła mnie ta sztampa. 

   To teraz, co kiedyś już opisywałem, ale nie dokładnie bo mi umknęło. Reklama na yt. atlasa (kleju). Zaczyna się od opisu pracy na budowlance:
* nie jest łatwo wstawać bladym świtem, by pracować przez kilkanaście godzin.
* nie jest lekko, kiedy trzeba wnieść toną materiału i sprzętu na czwarte piętro.
* ciężko się pracuje w trudnych warunkach, kiedy nagle zmienia się pogoda (na filmie widzimy deszcz), kiedy jest gorąco (widzimy pracę w wysokiej temperaturze), lub gdy z zimna drętwieją ręce (sceneria zimowa).
* wyobraź sobie w kość daje Ci wszechobecny pył, wilgoć przenika ubranie do ostatniej nitki, a brud towarzyszy Ci nawet po powrocie z pracy.
* no i ten hałas. Ten wszechogarniający hałas.
* to uciążliwe, gdy nie ma sensownych warunków, aby zjeść..., czy się umyć. 
* projektanci? Co to mają fantazję...
* i mimo, że cały czas się szkolisz, zawsze znajdzie się ktoś, kto wie lepiej, bo trochę poczytał.
* A inwestorzy? Szukają dziury w cały, by chociaż trochę zbić z ceny.
* Nie jest lekko, kiedy wszyscy dookoła się denerwują lub niecierpliwią. Wszystko jest na już, na wczoraj.
* Znasz to uczucie, kiedy coś ginie? Założę się, że tak.
* Albo kiedy nie idzie zgodnie z planem...., kiedy zawodzi. Najgorzej gdy zawodzą plecy, albo kolana. No i ręce. Te to dopiero dostają wycisk!
* Nie jest lekko, gdy robisz daleko, a to, co ważne przechodzi obok. Albo gdy jesteś blisko, ale nie masz na nic już siły.
* Gdy remontujesz u wszystkich wkoło, a na własny dom brakuje Ci czasu.
* Kiedy wyceny powinny cieszyć, a nie załamywać.
* Denerwuje Cię, gdy chcesz wreszcie odsapnąć, ale nie ma warunków.
* No i te telefony. Po pracy, w weekend..., w nocy..., w kółko.
* Wypadki. Wiadomo, zdarzają się.
* Ale jeśli wiesz, że masz na kim polegać, nie zamieniłbyś tej roboty na nic w świecie!
  Jak dla mnie to jest antyreklama budowlanki, bo po takim wyliczeniu negatywnych czynników w pracy, aż nie chce się tam iść robić i można tylko współczuć tym, którzy tam robią. Pierwszy raz oglądając to zastanawiałem co tu mają reklamować, bo chyba nie pracę na budowlance. Jakieś było moje zdziwienie na końcu, gdy okazało się, że jednak praca na budowlance z klejem attlas jest cool. Zresztą..., obejrzyjcie sobie sami 

   Równolegle płodzą się notki odnośnie startu w firmie, do której się przyjąłem. Nie chcę robić jakiegoś falstartu, przeto na razie notki odstawiam na boczne tory, jako wersje robocze. Myślę, że za ok. 2 tyg. zacznę je wypuszczać. 
   Nowa praca wyeliminuje ruch na st. mac. Wziąłem do końca roku same popołudniówki, bo zaczynam jak jest jeszcze jasno, a to ważny czynnik. Szczególnych miejsc na sieci jest sporo. Najgorsze to drzewa wchodzące w skrajnię taboru, które trzeba omijać, ale trza wiedzieć kaj one som. Oprócz atakujących drzew są znaki drogowe umieszczone za blisko jezdni inne budowle, a nawet wiaty przystankowe. Właśnie dlatego wziąłem same popołudniówki. Planista się nawet ucieszył, bowiem większy problem jest z ludźmi na popołudnie jak na rano. Widać nic się nie zmieniło od ponad dwu dekad. 
   Tyle. Za zdjęcie jest film reklamowy. Kończę na szybko, bowiem już zapowiedział się na szlak 826, to by nie zostało to zaś do jutra, pchamy dziś. 

piątek, 2 grudnia 2022

Piątek #1952

    Pojawiajją się problemy w spaniu. To naturalne, bowiem przeżywałem to już kilka razy. Minie kilka tygodni nim sie unormuje. Ale, co wiem, nie jestem w tym odosobniony. Wczoraj w autobusie słyszałem dokładnie taką samą rozmowę chłopaczka, który rozmawiał ze swoim kolegą odnośnie tych samych przeżyć. Tzn. przebudza się w nocy, bo nie chce zaspać, następnie dalej już nie zasypia, efektem czego po pracy jest totalnie przydupiony i odsypia. Też mnie to czeka, szczegolnie w przyszłym tyg. , kiedy to przyjdzie mi jechać już do pracy środkiem masowej komunikacji o (uwaga!) 02:40. To będzie dopiero szał macicy. 
   Byl u mnie kilka dni temu kolega, który kiedyś stacjonował na st. mac. kilka m-cy na grupie D. On nie ma numerka, bowiem w zasadzie to nic z nim nie robiłem. Owszem moje ręcę kilka razy, jak był w stanie odcięcia, wylądowały na nim, ale nic szczególnego się nie działo. Mimo tego, że nie ma najgorszej figury, to mózg zakwalifikował go w widełkach wyglądowych, ale w dolnym przedziale, tak na styk, przeto była mała ingerencja w jego sferę. Przebywał, a w tym czasie dość sporo przymował środków dobrego samopoczucia, tych mocniejszych. W ub. roku, w tym samym czasie kiedy siedział również na Wojkowicach 172, on tam też przebył tylko na półotwartym. Wtedy, jak wypuścili go z Wojkowic, to przewinął sie przez st. mac. i opowiadał, że w sumie to tam nie ma źle. Jedynie trza wstać rano na apel, a reszta dnia wolna, dają żarcie, opieka medyczna, ciepło itp. No i jak był te kilka dni temu, to był po spożyciu alko, więc ludzie wtedy bardziej mówią co myślą, i znowu opowiadał n.t. siedzenia tam, a bycia tu. Z porównania wynikało, że życie tu jest bardziej nieznośne jak tam. Ten temat był również poruszony w filmie "Skazani na Shawshank". Widać nie są to odosobnione przypadki. Tak trochę może być ze 172, co podkreślał kolega, bo rozmawiał ze 172 kiedy ten był jeszcze tu i przy okazji jakiejś tam imprezki skarżył sie na bytowanie tu. Może dlatego tak mało energii poświęcał na wykręcenie się od siedzenia tam. Zresztą pamiętacie, lub nie, wpis po jakiejś wizycie w Nysie u niego, kiedy chwalił się jak ma tam dobrze, a ja spytałem się czy w takim razie chce stamtąd wyjść?
    A ostatnio, jakoś często rano myślę o 172. Nie, nie zużyłem go jeszcze, ale pewnie to kiedyś nastąpi. No cóż, mamy dłuższą przerwę z mięśniakami. 
   Był ostatnio 826 na masaż, ale brakuje tego finału. Siedząc na nim, widząc jego plecy, mając w rękach jego mięśnie, organ się wzbudza, stoi naprężony i co... i nic więcej, z czego organ w ogóle nie jest zadowolony. No niestety powiedziałem sobie, że na więcej nie będę napierał bo 826 jest niestabilny emocjonalnie. 
   Oprócz tego on uważa się za myślącego i to tak właściwie, tylko nie wie czemu ma tak pod górę. Ostatnio jak go słuchałem to wpadłem na to, że jedną z różnic między 826 a 303 jest to, że ten drugi zdaje sobie sprawę, że jest głupi, ten pierwszy - nie. 
   Płodzą sie notki n.t. przyjęcia do pracy, pierwszych dni, ale na razie są w wersjach roboczych. 
   Teraz tyle, bo zaś się to przeciągnie na kolejny dzień. 
   Zdjęcie. 
  Szatnia drogówki na nastawni CS2 stacji Ch-ów Stary. Wnet budynek pójdzie do likwidacji. 

  A w szatni taki rarytas. Uratowana skądś ławeczka z wyrzeźbionym w drewnie napisem PKP. Pewnie ktoś na warsztacie zrobił taką w wolnej chwili, bo nie sądzę, że to była masowa produkcja. Szkoda, że wnet zostanie zniszczona, chyba że wyląduje jeszcze u jakiegoś kolejarza na ogródku działkowym. 

  Inwencja twórcza warsztatowców kolejowych jest czasem zabawna i oryginalna. To kaloryfer na klatce schodowej nastawni CS2. Nieprawdaż, że piękny.
  Narka.

wtorek, 29 listopada 2022

Wtorek #1951

     W ramach realizacji długofalowych planów, poszliśmy do pracy. Na razie jej jeszcze nie odczuwamy, bo dopiero pierwsze dni za nami. Na kryzys najlepsza państwówka, to też w pierwszym dniu - obiegówka. Z listy pomieszczeń, w których mieliśmy być, odhaczyliśmy dział finansowy. 
    Potrzebna drobna dygresja. Ta państwówka jest stara, pomieszczenia biurowe w większości jakby czas się w nich zatrzymał, coś jak na kolei. Drzwi do nich stare drewniane z odpowiednimi na tamte czasy klamkami. W dziale finansowym drzwi nie odstawały zasadniczo od reszty, ale tu był jeszcze jeden smaczek. Stara, drewniana podłoga, skrzypiąca pod butami. Choć przykryta czymś nowym, jak w tych biurach na PKP, to jednak wydawała charakterystyczne odgłosy. Pani była w lekkim szoku, jak jej powiedziałem, że tu sobie trochę pokroczę, bo te odgłosy, to chyba jedno z ostatnich biur jakie znam. Innym zaskoczeniem było, że wypłatę można brać jeszcze do ręki w kasie. Od razu wybraliśmy tą formę, by choć trochę opóźnić wejście elektronicznej gotówki eliminującej w całości walutę papierową. Inną sprawą jest, po jakim czasie kasa będzie napierać na odbiór gotówki. Zapewne jak na PKP się tam szybko nie pokażemy, to oni sami zaczną nas ścigać. 

    Książki czytamy sporadycznie, w sensie od deski do deski. Znacznie częściej sięgamy do kolejowych, tematycznych, ale to jest w ramach pozyskania jakiś informacji, które nie zawsze znajdują sie w necie, a w domowej biblioteczce i owszem. Ostatnio jednak 811 pożyczyła nam książkę "Tech" polskiego autora Jana B. Książka z 2017 r, ale im dalej w las, tym ciemniej i groźniej. Jestem w połowie, ale już w 1/3 mówiłem 811, że to pozycja bardzo dołująca. Konkluzja jest smutna. Po co zastanawiać się co będzie za 10 lat, skoro my nie wiemy, jakie scenariusze są już napisane i co faktycznie z planów jakie mają wprowadzą. To że część na pewno wejdzie do życia bieżącego to pewne, bo już widać po 5 latach od wydania pozycji, że dzieje się, a autor sugeruje, że dziać to się dopiero zacznie po 2025, tylko brakuje nam jeszcze odpowiedniego rozwoju technologii. Ale nie martwmy się, to się na naszych oczach dzieje. 

    Mój mózg czasem broni się przed nadmiarem głupoty docierającej z zewnątrz. Ostatnio, po załatwianiu jakiś tam spraw biurowych związanych z przyjęciem do pracy wracałem do wioski i wchodzę do lasku, w którym są dwie ścieżki, krótsza do moich bloków i dłuższa do innych, ale można przejść do moich okrężną. Wszedłem już na ścieżkę do mnie i widzę stoi dwóch typów. Jeden wyglądał mi z tyłu na podobnego do 826, ale nie byłem pewien. Stali tyłem do mnie coś na komórce oglądając. Dwa kroki do przodu i zaczął się śmiać. Od razu poznałem - 826. Wtem mózg zarządził odwróc, wycofałem się i wszedłem na ścieżkę okrężną. To stało się tak szybko i impulsywnie, że dopiero na drugiej ścieżce zastanawiałem się czemu taka reakcja, ale najwidoczniej mózg nie chciał już odbierać treści poniżej pewnego poziomu. 
    W ogóle to przedwczoraj był 826 na stacji. To chyba jedno z jego ostatnich wejść, bo praca się już zaczęła, a on też do jakiejś nowej lokalizacji poszedł w swojej dotychczasowej pracy. Znowu stękał, jakie to życie jest złe, jak mu się wszystko pieprzy itp. Niestety na to nakłada się kilka czynników, o których on nie ma pojęcia, bo jest za głupi. Jest niestabilny emocjonalnie i to w wysokim stopniu. Huśtawka nastrojów u niego to rzecz normalna. Z takimi umiejętnościami, to mógłby w filmach grać. Raz prawie płacze nad sobą, by za, dosłownie, 2 sek. mówić głośno do tych przedmiotów, tak jakby chciał im wpierdolić. Trudno jest to opisać, ale brzmi groźnie, dlatego mam do niego dystans. Te jego zachowanie powoduje u niego niekontrolowane odruchy destrukcyjne. Denerwuje się na coś j/w, jak to mówią "kory mu wyjebuje" i w przypływie chwili niszczy to co przed chwilą np. chciał zreanimować, albo czymś ciepie co ma pod ręką, np. telefonem. Ileż telefonów tak rozpierdolił... Zupełnie podobnie jak 303. Mimo dekady różnicy wiekowej pewne ugruntowane zachowania pozostają i myślę, że u 303 też pozostaną. Jak pisałem wcześniej 303 ma idealne zachowania jak 826 tylko jest młodszy. 

  Ok. bo dziś też do pracy, tylko popołudniówka. Tyle, acha... i zdjęcie jakieś jeszcze.
  Zdjęcie.
  Długo się zastanawiałem skąd to zdj. jest zrobione, a to Wolbrom i nastawnia dysponująca od strony Jeżówki. 

  Oczywiście to stare zdjęcia. Dziś ta stacja jest już przebudowana i wygląda zupełnie inaczej. 
  Narka.

wtorek, 22 listopada 2022

Wtorek #1950

  (rzadko się ostatnio zdarza notka za notką, dzień po dniu, ale jakbym tego nie spisał, to zaś by umknęło.    
 Znowu przyjdzie mi odpowiedzieć na komentarz, a właściwie zapytanie pod poprzednią notką w poście, bowiem sprawa, jak to bywa na st. mac. prosta nie jest. 
    Otóż w walce wręcz 303 wygrałby ze mną. Powodów jest kilka. Jego wiek, sprawność młodego 18 letniego ciała, nadto iluśletnie ciągłe napierdalanie się, co tu często opisywałem, z braćmi, a następnie z innymi wychowankami w zakładach opiekuńczych, do psychiatryka włącznie. Ma on więc doświadczenie w walkach, którego nie mam i mieć nie będę (nawet nie chcę). Oprócz obecnego wirtualnego, jest to dosłowne. A teraz to czego nie ma. Pomyślunku (można by na alledrogo wystawić jego mózg, mały przebieg, małe zużycie, prawie nówka nieśmigana), nie ma znajomości, kolegów, a już tym bardziej przyjaciół. Nie ma tego, w ich środowisku, "szacunku ludzi ulicy", wreszcie nie ma odwagi, mimo ujadania tego zrobić. Dobrze wie, że może se te bzdury pisać, że 979 mi nie pomoże, bo 979 by mu chyba te ręce połamał i on to wie. Tak samo jak opisywałem w tej notce #1687   kiedy byliśmy na plaży przy jeziorze i 979 przycinał tego mięśniaka ze zdjęcia. Wnioski są jedne, nie ma się co porywać z motyką na słońce i nawet taki debil jak 303 to jeszcze potrafi zrozumieć. Nadto, kiedyś, o czym dowiedziałem się później, choć pisałem o tym kiedy oboje byli na st. mac., miał mini sparing z 826 na grupie D. 826 był wtedy w klacie, a mnie dziwiło, że tak długo jest na grupie D. Nie wiedziałem to tym, dopiero kilka dni później 826 mi o tym powiedział przy okazji jakiejś tam flachy. 303 dobrze musiał pamiętać słowa 826, by se u mnie nie grabił, bo nie warto. No i możecie sobie porównać na zdjęciach, bo przeca obu tu foty wstawiałem wielokrotnie, jak wygląda 303, a jak np. 826. Osobiście bym nie ręczył za 826, jakby się dowiedział, że 303 podniósł na mnie rękę, podobnie jakby był na miejscu w wiosce 172. 
    Reasumując. Od pewnego wieku wiemy już, że wrażenie paluchów do kontaktu [z prądem (elektrycy się oburzą, z napięciem)] grozi porażeniem. Podobnie 303 wie, czy zdaje sobie z tego sprawę, że podniesienie na mnie ręki grozi wtórnym pobiciem, to też on se może ujadać i w zasadzie tyle. 
   Nikt, przez okres mojego bytowania na st. mac. w wiosce z tych co wchodzili na st. mac., nie podniósł na mnie ręki. Owszem zdarzały się zapędy innych, ale od razu takie info przekazywałem dalej, tzn. do tych którzy właśnie stacjonowali często na st. mac. Te zapędy były dość szybko pacyfikowane, stąd pisałem wielokrotnie, że nigdzie nie czuje się tak bezpiecznie jak w wiosce, nawet w nocy. A przecież, teraz rzadziej, ale nocami to chodziłem czy to do sklepu, czy wracałem skądś. 

    Z innej beczki. Przyjmuję się do pracy. Papierków tyle, że mam już uruchomiony segregator na to. Jak to się przez ostatnie lata zmieniło. Papierek na to, na owamto, na sramto itd. Ale z drugiej strony nie dziwię się, bo taka historia opowiedziana przez mięśniaka kolegę z wioski. 
    Przez lata pracuje przy kominach , wentylacjach, później przeniósł się do pracy przy piecach gazowych w firmie vaillant i tam prawie 3 lata pracował na serwisie i montażu, obecnie na własnej działalności dalej robi to samo. Ma odpowiednie uprawnienia, staż pracy. Tyle wstępem, teraz zbliżamy się do zdarzenia. 
    W ramach pracy zakładał klientce nowy piec vaillanta, a stary demontował. Stary do grzania wody nie miał nawet roku. Klientka stwierdziła, że go nie chce i mogą go sobie wziąć. Trudno było nie brać nawet nie rocznego, markowego pieca. Wziął go i wymienił starszy piec u siebie w mieszkaniu, gdzie mieszka z żoną i dzieckiem. Pozostał mu jego stary piec, ale sprawny, tylko nie taki młody. Zgadał się ze znajomą, która mieszka w kamienicy, i miała problem z piecykiem junkersa u siebie. Zaproponował, że za darmo jej wymieni, tzn. wstawi ten swój, bo musiałby z nim jechać na złom lub bawić się w wystawienie sprzedaży internetowej. Pojechał do niej w piątek (ten co był teraz) i wymienił. W trakcie wymiany, po zdemontowaniu starego junkersa stwierdził, że z rury odsysającej spaliny z pieca, która była wyciągnięta na czas jego wymiany wieje, choć nie powinno, bo to przecież szyb wyciągowy nie nawiewowy. Poinformował koleżankę, która w mieszkaniu mieszka sama z dzieckiem 8 letnim (bez chopa) o tym. Oprócz tego sprawdził szczelność instalacji gazowej miernikiem i nie stwierdził ulatniania się gazu. 
     Piec był używany w piątek po wymianie, bo się myły, w sobotę i niedzielę. Ale w niedziele zmieniła sie pogoda wieczorem. Był wyż z południa, przeto z komina zaczęło silniej napierać powietrze, a też cofać spaliny do mieszkania. Matka zaczęła sie źle czuć, dziecko też. Miast wpaść na to, że z powietrzem może być coś nie tak, tym bardziej, ze tyle się mówi o zaczadzeniach, to zadzwoniła do znajomego (tyle dobrze), że się źle czuje i by przyjechał, bo nie wie co dzieje. Ten po jakimś czasie przyjechał, ale już nie otwierała, mimo iż wewnątrz się świeciło. Mieszka na parterze, to też znajomy wskoczył na parapet, a przez (na szczęście) uchylone okno (może jednak w końcówce pomyślała i okno otwarła)  udało mu się dostać do wewnątrz. Wewnątrz była już nieprzytomna matka i jeszcze przytomne dziecko. Pogotowie, straż pożarna. One wpierw w jednym szpitalu, następnie na natlenianie przewiezione do drugiego bardziej specjalistycznego szpitala. Uruchomiła się sprawa dochodzenia kto winien. W pierwszej kolejności padlo na kolegę z wioski, bo ostatni tam łapy wraził do piecyka, no to pewnie on. To podobnie jak z tym wózkiem, który sie przewrócił w autobusie w Jeleniej Górze 3 lata temu. Winny kierowca, że na rondzie wózek się przewrócił z dzieckiem, ale nie matka, która wózka nie trzymała, a w tym czasie korzystała z komórki, co jest na nagraniu. Jej mięśniak robił dokładnie to samo, tylko na siedzeniu. Później pobił kierowcę, jako jedynego winnego tego zajścia. Tu podobnie, wpierw kolega od tej laski, który wszedł do mieszkania z ryjem na tego co wymieniał piecyk, bo jego wina. Wymienił i efektem tego one się zaczadziły. Tyle, że on ma podpisany protokół wymiany i zmierzenia szczelności układu gazowego. O kominie poinformował, a od tego jest kominiarz, nie on. Straż pożarna też do niego, że to jego wina i będzie odpowiadał, ale w sprawie są papiery na problemy z piecykiem gazowym, skierowane do administracji budynków mieszkalnych kilka m-cy wcześniej, nadto jest podpisany protokół kominiarski. Jak się wczoraj okazało, kominiarz protokół podpisał, ale na dachu przy kominie nie był, bo była założona kłódka na strych i nie umiał wejść. Po przecięciu kłódki i dostaniu się na dach (wczoraj) stwierdził częściowe zamurowanie przewodu kominowego, które nastąpiło najprawdopodobniej przy jakimś remoncie. Sprawa oczywiście w toku, ale pokazuje, że nawet w takich wydawało by się przysługach koleżeńskich trzeba być bacznym i wymagać podpisywania papierów, bo to w razie W ratuje dupę. 
   Zdjęcie.     
Nie wiedziałem co wstawić, to screen z wirtualnej stacji, którą buduję do gry. Głowica wjazdowa ze szlaku dwutorowego, jednotorowego i wlot z bocznicy zakładowej (to te trzy tory z lewej strony wchodzące do stacji prawym łukiem). 
   Narka.

poniedziałek, 21 listopada 2022

Poniedziałek #1949

    Nasze mózgi działają niby dziwnie, ale jak zauważyłem podobnie. Przy remoncie ścianki często, bo nie jestem budowlańcem, miałem zagwozdki, co i jak zrobić by było dobrze. Czasami proces decyzyjny zajmował wiele godzin, musiałem się z tematem zapoznać, przespać, by podjąć decyzję. Łapałem się na tym, że coś miałem zrobić, zastanawiałem się jak to zrobić by było ok, a tu nagle mózg wymyślał, by np. zamiatać plac budowy. Czynność kompletnie w danym momencie niepotrzebna, ale iluśkrotnie sie na tym łapałem, że zamiatam, miast podjąć decyzję i robić. 
   No właśnie. Z perspektywy czasu widzę, że chodziło o te decyzje. Mózg kierując organizm do prostych czynności dawał sobie czas na przemyślenie tematu, na rozważenie, wydłużenie procesu decyzyjnego. Może bym i na to nie wpadł, ale, co pisałem w którejś z poprzednich notek, pomagałem 979 rozkładać gumolit w mieszkaniu jego new laski. Ponieważ tam ściany, jak to w latach 80-ych nie miały kątów prostych, to gumolit należało przycinać na jego częściowym rozłożeniu. Otóż, dwa razy 979 podobnie ja ja, kiedy miał podjąć decyzję, jak rozwiązać jakiś problem z rozkładaniem gumolitu, on zabierał się za zamiatanie, co było kompletnie niepotrzebną czynnością w danej chwili. Dopiero na st. mac. zauważyłem zbieżność w jego działaniu i moim. To dobrze, bo myślałem, że mój mózg zgłupiał kierując mnie do zamiatania kiedy miałem robić coś innego. 
   Obecnie przed pójściem na etat, widzę, że mózg tez zaczyna działać jakby w swojej ochronie. Mam takie dni, że praktycznie mało co zrobię z listy rzeczy do zrobienia. One się przeplatają z dniami, kiedy z listy ładnie schodzi, ale zaraz po takim dniu następny to praktycznie przestój. Czyżby mózg dawał se fory przed tym co ma nastąpić? No pewnie wie, że łatwo na początku nie będzie. 
   Ostatnie dni na nadrobienie pewnych zaległych rzeczy, ale także już w kierunku wykonywanych za chwile czynności. M.in, przygotowanie roweru, a także zastępczego na dojazdy do pracy. I wszystko było by fajnie, jakby części do rowerów, te główne były kompatybilne. No nawet rurki do siodełek mają inną średnicę. Serio?! Nie szło tego unormować? Ach ten kapitalizm....

   W poprzedniej notce jest wpis mojego tekstu wysłanego do 303. Napisał odpowiedź i oto ona:
"Oj tam oj tam weź kurwa nie popłacz się. A za te gejowskie (i tak dobrze, że nie napisał pedalskie. przypis własny) zachowania to cie ulica rozliczy a 979 ci nie pomoże nawet więc jeśli masz coś jeszcze do powiedzenia to zatkaj się zanim tam przyjdę ci zajebać."
   303 nie ma świadomości, że żadna ulica mnie nie rozliczy. Pisałem to już w blogu kilkukrotnie, że nigdzie nie czuję się tak bezpiecznie jak w wiosce. Połowa, jak nie 2/3 mięśniaków-skurwieli przewinęła sie przez stację macierzystą, przeto ich znam bezpośrednio i 303 nawet nie jest świadomy tego, że własnie mam tu "szacunek ludzi ulicy", czego on sobie raczej nie wypracuje, ale niech se myśli. 
   Wczoraj przyszedł na st. mac, po ubrania. W obstawie lub z 302 i 304. Oczywiście wywiązała się kłótnia, bo nie chciałem go wpuścić, ale w końcu uległem. To już była chyba ostatnia jego wizyta na st. mac. To jest jednak prawda, że obecne pokolenie młodzieży, oczywiście nie całej, ale znaczna część jest tak debilna, że pobija wcześniejsze roczniki. 
   Ok, tyle, wypycham notkę ze stacji, bo zaś zaliczy kolejny dzień na torze bocznym. 
   Zdjęcie. 
To jest zrobione na stacji Kraków Prokocim, ale w który miejscu to nie pamiętam, bo byłem tam z ponad 5 lat temu. Oba zdjęcia są z tej samej głowicy rozjazdowej. W zasadzie dolne powinno być pierwsze, bo tam są semafory B, C, a na górnym D i E. 
Musiałbym sprawdzić na necie czy jest schemat stacji dostępny, a następnie po tabliczkach semaforów określić w którym to dokładnie msc. było, ale nie sądzę by ktoś, aż tak bardzo dociekał. Powyższe zdj. również ze stacji Kr-ów Prokocim. Dość rzadkie jest umieszczenie światła czerwonego na głowicy na drugiej pozycji od dołu, przeważnie w semaforach 4-ro komorowych św. czerwone jest w 3-ej komorze od dołu. 
   Narka.

środa, 16 listopada 2022

Środa #1948

    303 to do pracy chyba szybko nie pójdzie. Życiowa nieudolność powoduje, że trzeba z nim za rączkę prawie wszędzie iść, oprócz jakiegoś napierdalania się, jakby takie gdzieś wyszło. Matka musiała z nim jechać do biura pracy tylko po to, by oboje się przekonali, choć ona się tam rejestrowała kiedyś, że potrzebne są papiery z firm, w których się pracowało, nadto dowód osobisty. Oczywiście któż by sobie gowę zawracał tymi szczegółami, najważniejsze, że pojedzie się do biura może uda się jakoś załatwić sprawę mimo oczywistych braków. Tak się jednak nie stało, co było do przewidzenia, tylko nie dla nich. Efekt - 303 się wypiął, on to pierdoli i nic już nie bydzie robił, by albo się zarejestrować, albo iść do jakieś pracy. Oczywiście wypiął sie na starych, którzy równie nieudolnie jak załatwienie sprawy w biurze pracy, podchodzą do wypchnięcia 303 na rynek pracy. Myślę, że jak tak dojdzie do wiosny, to później może być ciężko 303 iść do roboty. 
   303 przewinął się ostatnio 3x na st. mac. wraz z 304. Dwa razy to jakieś drobne naprawy przy rowerze 304. No to jeszcze zrozumiałe, bo 304 ma 10 lat, więc trudno wymagać, by se sam robił, ale raz 303 przyjechał z nim i też przy jego rowerze miałem zrobić regulację hamulcy. Zrobiłem ją trochę na odpierdol, bo - no sorry, ale takie rzeczy już powinien umieć w wieku 18 lat. W pn. wszedł z 304 na st. mac, Chyba głównym powodem była chęć pożyczenia laptopa, ale po ostatnich zachowaniach stwierdziłem, że ni chuja, nie pożyczę mu. To nie jest tak, że on będzie wszystko zlewał, a ja, jak jego starzy, jeszcze będę się nadstawiał. Niech spierdala na drzewo. To też jak na początku zaczął zadawać pytania odnośnie częstotliwości uruchamiania laptopa, to po trzecim pytaniu dot. jego używania, odpowiedziałem wprost, że mu go nie pożyczę. Poprzednim razem jak był, to rozmawiałem z nim czy mi pomoże przy ostatnim oknie, w sensie zamontowania w nim wkładu szybowego. Ten wymiarów 105x148 więc sam go poprawnie nie umieszczę w otworze ramy. Na prośbę o pomoc odpowiedział - "nie, bo teraz jeżdżę załatwiać papiery i dziennie jestem po 18:00 w domu". Więc j/w też go zlałem. Wobec tego ruchem manewrowym przeniósł sie na grupę D, by uruchomić tam kompa i pozabijać na ekranie przez ok. 1,5 h. 
   979 w przeciwieństwie do mnie przybiera, kiedy mnie ubyło na wadze. Ostatnio pomagałem mu z jego mieszkania wynosić rozmontowane szafy, by je przewiózł do mieszkania swojej new laski. Jego mieszkanie jest na 4 piętrze. Jeszcze rok temu, to on praktycznie wbiegał na ten sztok, a ja musiałem się wciągać, by za nim nadążyć. Teraz wbiegam na 4 sztok, kiedy on się tam wciąga. Praca w biurze, do tego nadmiar żarcia w mieszkaniu u laski robią swoje. Jak pomagałem mu przy składaniu szafy, takiej dużej z rozsuwanymi drzwiami, to jakby po, jego new laska zrobiła kolację. Ta wystawna jak na jakimś przyjęciu. Żarcia tyle, że na drugi dzień dopiero pierwszy posiłek zeżarłem po 13:00, bo organizm najzwyczajniej nie zgłaszał potrzeby kolejnego wciepowania żarcia do wora. Pochłaniając kolejne przygotowane przez nią potrawy myślałem - jak on ma tak codziennie to nie dziwi mnie, że nawet w biurze wypominają mu, że zaczyna wyglądać jak w ciąży. A z tego jest niestety trudno wyjść, tym bardziej jak się egzystuje w rodzinie (ich tam jest obecnie czworo). Samemu jest łatwiej, bo ograniczę posiłki, zmniejszę racje żywnościowe, mniej będę kupował, a w rodzinie obiad, kolację robi się dla wszystkich i trudno jest nagle nie żreć, kiedy to żarcie i tak je. Zresztą gołym okiem widać nadmiar żarcia, bo ono, podobnie jak u 824, nawet zalega na balkonie, a w kuchni dwie lodówki i zamrażarka. 
    
    Wstawiałem kiedyś 1-kę górną prawą. Teraz znowu jej nie mam, bowiem, jak to określił dentysta, odcementowała się od podstawy. Efektem tego pojechała na reklamację, a na kilka dni jestem bez niej. Za to zauważyłem, że lepiej wymawia sie niektóre angielskie słowa, bowiem nie trzeba szczególnie układać języka, za to robotę robi szpara między zębami, choćby proste "this". 
    Z innych spraw. Pozostało mi ok. 1,5 tyg. wolności. Następnie wracamy na rynek pracy. Wiemy już gdzie, na jakie stanowisko. Odnowiliśmy uprawnienia, obecnie czekamy na stosowny dokument. Trochę się boję, po takiej przerwie wracać do pracy etatowej. Nie wiem ile potrwa aklimatyzacja, a i też zmieniły się stosunki międzyludzkie w zakładach. Przyjdzie nam sie z tym zmierzyć. Wybraliśmy państwówkę, bo na kryzys to najlepsze stanowiska. Się kiedyś zastanawiałem, że np. na PKP ludzie którzy przepracowali tam ciągiem od lat 80-ych do np. 2010 to o kryzysach które miały miejsce, wiedzieli ze słyszenia, bo ich to w małym stopniu dotyczyło. Stała praca, stałe zarobki więc problemów większych nie było. 
    Przebudowa ścianki okazała się strzałem w 10-kę. Temperatury schodzą już w nocy na placu do 1C, a mimo lekkiego grzania na grupie A mamy tu ciepło (22C). Jesteśmy z tego bardzo zadowoleni, tym bardziej biorąc pod uwagę ceny nośników energii obecne i te przyszłe. Zajmujemy się też w końcówce wolności ostatnimi czasem drobnymi rzeczami na st. mac. by zdążyć przed. Później obawiam się zastoju w pracach przynajmniej na 2 m-ce. Energie pochłonie new praca i nie wiem czy mi się będzie chciało. Niestety równolegle nakładają sie na to potrzeby innych ludzi wokół, którzy wybijają z dni cenne godziny. Np. w sobotę sąsiadowi spawałem płot przez 2,5 h, oczywiście na najlepszych godz. do pracy (11:00 - 13:30). No i j/w potrzeby 303, 979 do tego załatwianie spraw terenowych, wyjazdy związane z odnawianiem uprawnień, techniczne własne i tak czas umyka. 
   Wczoraj wpierw na st. mac., akurat jak robiłem liva wszedł 826 z rowerem, bo chciał przy nim coś porobić, po czym po niecałej godzinie weszły składy 302 i 303. 302 chciał by na alledrogo kupić mu ładowarkę do telefonu, a 303 przetoczył się na grupę D, by zabijać na ekranie. Po zakupie owej ładowarki 302 przetoczył się również na grupę D, ale po ok. 30 min wrócił na A z pytaniem, czy pożyczę 303 laptopa. 
   Po pierwsze to nie przylazł 303, bo mu ostatnio powiedziałem, że nie, to wysłał 302, po drugie nagadałem na 303 302, że szcza na wszystkich dookoła ciepłym moczem i myśli, że jest ok. Matce pluje w twarz (przenośnia), ta włącza wycieraczki i jeszcze do niego - ależ oczywiście, że możesz wrócić kochany do domu. Mogę to w części zrozumieć bo matka, ale chyba bez przesady. Po iluś jeszcze zdaniach odnośnie jego odmowy pomocy przy oknie na grupę A wszedł 303 trzepiąc warami, ze co to za obgadywanie jego za plecami. Jak chcę to mam mu to powiedzieć w ryj, a jak będę go obgadywał za jego plecami to on strzeli mi w ryj. W tym momencie powiedziałem mu:
- ale to Ty przychodzisz do mnie. Nie podoba się to tu nie przyłaź. 
   Coś tam jeszcze trzepał warami, ale 302 mu to samo powtórzył, nie chcesz to nie przyłaź. 
   Dziś na mess wysłalem do 303 info:
- Po wczorajszym, problem Twojego przychodzenia do mnie się rozwiązał. I bardzo dobrze, też się cieszę. Nie stanowiłeś wartości dodanej więc dobrze się stało. Być może kiedyś się gdzieś tam spotkamy na neutralnym gruncie, tymczasem udział wzięli... i powodzenia w życiu.
   Na razie tego nie przeczytał, bo zapewne śpi po oglądaniu wyspy miłości, to nie ma odpowiedzi, ale też nie wiem czy w ogóle będzie. Udało się natomiast odebrać, na razie jeden klucz od 302, bowiem otwarli sobie wjazd do stacji, więc 302 nie mógł już powiedzieć, iż nie ma klucza przy sobie. Ściemnił, że drugi klucz ma w pracy w szafce. Od razu pewniej się czuję, bowiem kiedyś 303, kiedy nie było mnie na st. mac., wszedł se na st. mac., a ponieważ nie jestem pewien za niego, to lepiej jak tu nie będzie wchodził, zresztą nie ma takiej potrzeby aby którykolwiek z nich wchodził se sam na st. mac.
   I jeszcze jedna sprawa z wioski serii 300. W lecie, jak czytaliście, przy kuciu balkonu, pomagali mi 303 i jego kolega K. K. miał kolegę Z. Kiedyś z nim stanął pod wjazdowym wyjaśniać jakąś kwestię sporną dot. 303 i jego. Ponieważ było lato, to Z. był ubrany w koszulkę z krótkim rękawkiem i krótkie spodenki. Krótki rzut oka nań pozwolił od razu stwierdzić, iż mieści się w widełkach wyglądowych w ich górnej granicy. Z. był po prostu ładny. Może nie tyle z twarzy, ta średnia, ale za to reszta piękna. Przedramienia umięśnione, ładne łydki, charakterystyczna dla mięśniaków prosta szyja.  Wczoraj 302 mi powiedział, że Z. nie zyje. 26 lat, w ub. czwartek był pogrzeb. Przedawkował, jednocześnie z alko i go pozamiatało. Ci ludzie się co raz wcześniej wykańczają. Dopiero co zszedł 174 (34 lata), a tu kolejny mięśniak jeszcze młodszy. 
   Po wyjściu 302 i 303 pozostał na stacji 826. Po dość krótkim czasie rozebrał się do klaty. Oczywiście moje ręce również w krótkim czasie spoczęły na jego plecach kiedy naprawiał coś przy rowerze. On w półzgięciu, więc plecy wygięte, mięśnie ładnie napięte, aż miło sie gładziło go po skórze, pod którą te mięśnie. Nie męczyłem go długo, bo północ sie zrobiła i, raz że chciałem się wyspać, by dziś jeszcze coś zrobić, bo jakiś atak zimy nadchodzi, dwa powiedziałem oficjalnie 826, że kusi mnie, a mój mózg sie potrafi rozpędzić, więc nie chcę przypału i ewentualnego jego odruchu pozbawiającego mnie części uzębienia. 826, że nigdy by mi nie wyjebał (słyszał tą rozmowę z 303) i powiedział by mi, gdybym się za daleko posunął. Wypowiedział to w sposób jakby jeszcze kuszący mnie. Ach te mięśniaki. 
   Ok. kończę, bo to miało iść wczoraj, ale ruch na st. mac. to zaś stało na bocznym torze. 
   Zdjęcie.
Semafor wjazdowy A1/2 do Krakowa Płaszowa od grupy towarowej Krakowa Prokocimia.
  Narka.

sobota, 12 listopada 2022

Sobota #1947

    Za niedługo by wejść na konto google trza bydzie podać im swoje DNA. Tak porobili, że obecnie nawet jako anonim nie mogę dawać komentarzy pod własnym postem będąc zalogowanym do konta. 
   Dlatego tu odpowiedź do Dariusza na ostatni komentarz. Ale ryzyko związane z czym? Na prawdę sądzisz, że jakiś wioskowy mięśniak-skurwiel obnażyłby się ze sprawą w wiosce? 

   Ostatnie dni to pomoc dziecku w remoncie w jego mieszkaniu. Tzn. układania wykładziny w 3/4 mieszkania. Co się z tym wiązało, to przestawianie wszystkich szaf i tego co stoi na podłodze. I teraz nie, bym robił mu wyrzuty, by se ktoś nie pomyślał, ale informacyjnie. W sob. byłem u niego 5h, w nd. 9h, we wtorek (w pn. byłem na kursie doszkalającym) zajął mi 6h po swojej pracy. St. mac. otwarłem 22:15. To też w środę nadrabialiśmy zaległości w pracach stacyjnych, bowiem pozostało mi mniej więcej 2 tyg. wolności, a później do pracy. Lista rzeczy do zrobienia w zasadzie jest, tylko nie wiem ile z tego uda się zrealizować. Do tego dochodzą i tak dni wyjazdowe jak np. czwartek, kiedy wróciłem wieczorem, przy zamknięciu st. mac. dla ruchu od 10:30. 

  Z info co u mięśniaków wioskowych. 303 chyba zrezygnował z pracy w miejscu gdzie pracuje 302, bowiem we wtorek pytał sie czy go zarejestruję w biurze pracy. Co pisałem, on dla mnie jest na drodze do pogrążenia sie życiowego. Już jest życiowo nieudolny i społecznie nieprzydatny i jak tego szybko nie zmieni, to może sie to ugruntować. W czwartek pojechał z matką (bo on życiowo nieudolny), do biura prcy zarejestrować się, ale, nadal nie ma dowodu osobistego, więc odbył z nią wycieczkę. Pytałem się kiedy ów dowód do odbioru, to nie wie. No jakoś mnie to nie zdziwiło. 
  972 we wtorek odezwał, ze chce na piwo wbić, ale niestety jechałem do 979 w ramach pomocy rodzinnej, więc piwo odpadło. 
  826 ma również trudny okres życiowo. Jedyna jego laska, właśnie po perypetiach rodzinnych wyprowadza się do miejscowości położonej 90 km stąd.
  To jest zastanawiające. Mięśniak, z takim wyglądem zaczął seks w wieku 27 lat, a wygląda na to, że za chwile skończy. Brat od 826 wyjechał do Niemiec, to też 826 częściej bywa na st. mac. Wie, że podniecam się jego wyglądem, szczególnie pieknymi żyłami na rękach, to też często rozbiera się do klaty i tak przemieszcza się po st. mac. drażniąc mój mózg. 
  Przestaję się dziwić, że dzietność tak spada, skoro nawet samce odpuszczają gonienie za samicami. O ile 301 ma laskę, 302 ma wirtualną, to 303 nie ma żadnej, a przecież obecnie z serii 300 jest najładniejszy. Demografowie mówią otwarcie, że pewne narody są skazane na wymarcie. My chyba też, biorąc pod uwagę szybkie łapanie, niekoniecznie, dobrych wzorców z zachodu. 

   Na st. mac. mamy garaż. Nic dziwnego przy rozległej stacji. W nim zgromadzone są różne badziewia, przydasie oraz stare rzeczy kolejowe. Ponieważ rok, kiedy stacjonowałem na st. zwr., garaż nie byl często otwierany, to utworzył się w nim specyficzny zapach starego warsztatu kolejowego lub innego zakładowego. Jak wchodzę do garażu, to oddycham i czuję zapach jakby starej lokomotywowni, czy warsztatu kolejowego. Mógłbym tam siedzieć i tak oddychać, oddychać i nacieszać się tym zapachem. Pewnie opisywałem kiedyś, jak zwiedziałem, nieistniejącą już, lokomotywownię w Bytomiu, do której wlazłem przez jakąś wybitą przez złomiarzy szybę. Podobnie i tam, zapach starego budynku, smarów, sodafosu, innych płynów, które latami wsiąkały w podłogę i tworzyły specyficzny zapach tego szczególnego miejsca. Teraz, zupełnie przypadkowo, podobny zapach udało mi się uzyskać w garazu. Przyjemnie mi się tam chodzi po jakieś rzeczy, bo ilekroć wchodzę to przymykam za sobą drrzwi, by ów zapach nie ulatniał sie do atmosfery. Taki drobiazg, a tak potrafi nacieszyć, nadto nienamacalny, ulotny, nieprzenośny i tylko w tym msc. zlokalizowany. 

  Zdjęcia.
Mina mięśniaka, któremu nagle zaczęły się sypać tokeny i to w niemałej ilości.
W pewnym momencie sam myślałem, że jakiś błąd systemu i się coś zawiesiło.
Na te ilości, które spływały na ekranie inni "pracują" tygodniami.
Tym bardziej, że on nie miał jakiegoś dużego wzięcia, tzn. to nie jest ta osobą, którą ogląda np. ponad 500 widzów. U niego to jest w dziesiątkach, rzadko przekracza setkę oglądających. 
 Gość ma 21 lat i... nie jest to osobnik w mojej topce, natomiast czysty zbieg okoliczności, że akurat wtedy leciał na jednym ekranie. 



   Narka.

poniedziałek, 7 listopada 2022

Poniedziałek #1946

   (notka miała wyjść ze st. mac. wczoraj, dlatego wpisów dot. dni już nie przerabiałem, cofnijcie sobie o jeden dzień)
 
   Był 826. Nic nowego bo ostatnio częściej wchodzi na st. mac. Ja wcześniej trochę łykałem ale jak przylazł 826 to już niekoniecznie chciałem, za to 826 popłynął. Wyglebiłem ok. 03:00. Nie bym był tak ściorany, ale w ciągu dnia chciałem coś zrobić więc nie chciałem doprowadzać do sytuacji, iż nie będzie mi się chciało. Zostawiłem 826 przy kompie i se siedział, i łykał. 
   Przebudziłem się lekko po 05:00 on jeszcze funkcjonował choć już prawie na odcięciu. To odcięcie nastąpiło ok. 05:15. Tradycyjnie, mimo iż był materac na podłodze na grupie A, na którym spałem ostatnimi dniami, to wyglebił na podłodze, a na ów materac położył tylko gowę. Leżał w klacie, a mnie już przeszło i się zastanawiałem co z nim zrobić. Włączył się popęd seksualny do gry i jakby przejął inicjatywę sugerując, że takiej okazji może już nie być i by działać, tym bardziej, że 826 był na odcięciu. Tym razem ta porządna strona nie oponowała i poczekaliśmy do 05:35 dając 826 zasnąć głębiej. Wcześniej jeszcze zrobiłem herbatę na rano, bo to taki standard, którego nie wykonałem wcześniej. 
   826 leżał na prawym boku. Oświetliłem go lampą z zarówką 25 W, a więc nie mocną, ale za to doskonale widziałem jego mięśnie. Rozebrałem się i klęknąłem za nim. Uda przywarłem do jego pleców. Rękami głaskałem go po ciele. Organ szybko się wzbudził, naprężył, był gotowy do działania. Lewą ręką zacząłem go głaskać po lewym boku, także po barku, bicepsie, który ugniatałem na tyle, by się nie zbudził, ale jednocześnie bacznie obserwowałem czy sie nie wzbudza i jak reaguje na wzmożony dotyk. Tak samo lewe przedramię, które ściskałem w prawej dłoni dzierżyłem "konia", a nią wykonywałem ruchy posuwiste. Plan był od początku, że te z ogonkami wylądują na nim. Skoro do końca sie nie obudzi to zaryzykuję. Mięśnie 826 nawet w spoczynku, dostępność piersi, którą jak głaskałem lewą ręką, to jednocześnie udami bardziej przywierałem do niego. Różnica między bicepsem w dotyku w spoczynku do mięśni przedramienia jest taka, że by dobrze czuć w dłoni bicepsa, ten powinien być naprężony. Z przedrraamieniem tak nie jest. To są mięśnie, które w zasadzie mają niewielką różnicę miedzy stanem spoczynkowym, a napięcia, przeto jak lekko ściskałem go w przedramieniu to mózg dostawał wariacji. To nie takie flaczki jak u 303, choć one u niego wyglądają, to jednak nie ta półka. Dlatego długo nie trwało, bo jednak 826 jest w górce wyglądowej. Nastąpiła erekcja, te z ogonkami poleciały na jego lewy bok. biceps, ale też wkomponowały się między rękę a bok pleców. Po wypróżnieniu zbiorników, musiałem go oczyścić. Wziąłem szmatę i zacząłem nią go wycierać, ale ona go chyba łaskotała, bo zaczął reagować. No tyle co mogłem zrobiłem, bo odnosiłem wrazenie,że co raz bardziej się wzbudza. To by była scena, jakby się totalnie rozbudził, a tu lepka maź na lewym boku. I jak bym mu to wytłumaczył? Nadto on bardzo nerwowy i mógłbym jakieś uzębienie stracić. On jest z tych, co wpierw mają odruchy, a później myślą (nie wiem czy to za dużo nie napisane - z tym myśleniem). Pozostał problem jak z pod ręki je oczyścić. Jak chciałem mu podnieść rękę, to zaczął sie jakby przebudzać. Nie chcąc by to nastąpiło wytarłem tyle ile mogłem, resztę zostawiłem na ewentualne wysuszenie się. 
   Cała sytuacja przypominała trochę te z 174, tylko że na tego to siadałem. Może gdyby 826 leżał na brzuchu to bym na nim siadł, ale jak był na boku i do tego na podłodze, to siednięcie na niego, by go na pewno wybudziło. I tak miałem szczęście, bowiem po 20 min od zakończenia akcji, nim jeszcze zasnąłem 826 się przebudził by iść do ubikacji. Pomylił drogi i musiałem wstać i nakierować go gdzie ma się przetaczać. Z powrotem ledwo wrócił, wiec nadzorowałem by tym razem wyglebił na materacu, a nie na podłodze. Udało się. Położyłem się w swoim łóżku, ale znowu włączył się popęd sugerując, że skoro ledwo co się przetaczał, to trza to wykorzystać. Odczekałem więc, aż jego oddech wpadł w rytm głębokiego snu, to można usłyszeć. Kiedy już tak oddychał wylazłem z łóżka i przetoczyłem się na materac. Ten szeroki 120 cm, więc nie było problemu by się zmieścić. On leżał na plecach, dalej bez koszulki. Prawą rękę przeniosłem do jego lewej ręki i chwyciłem za przedramię. Ach te mięśnie. Dłoń dostała lekkiego skurczu i w takim stanie trzymała dość długo jego przedramię. Efekt rewelacyjny. Takie mięsiste, już na prawdę bardzo rzadko spotykane. Leżało mi się rewelacyjnie. Wspólnie pod kołdrą, więc dla mnie ciepło, do tego mięśniak obok nie, ja, na tyle na ile się dało przyklejony do niego i w prawej dłoni jego mięśnie lewego przedramienia. Czasami puszczałem te mięśnie by rękę przenieść na klatę, by po chwili powrócić do przedramienia. Organ znowu dość szybko się wzbudził, tylko nastąpił problem co z tym zrobić. Jego leżenie na plecach wszystko psuło. Usiednięcie mu na brzuchu odpadało, bo mogło by mu się dźwignąc, w ogóle nie wiem jak by strawił cieżar na sobie, a pewne doświedczenie z nim już mamy, że mimo głebokiego snu, potrafi się nagle przebudzić. W sukurs przyszła część mózgu odpowiedzialna za bieżące bytowanie i zaczęła sie awanturować, że może by już skończyć i przenieść się do swojego łóżka, bo już było przed 07:00, a ja po ok. 1,5 h spania. 
   No uległem, bo co zrobić. Mózgowi nie ma co podskakiwać. Udało się następnie jeszcze dospać  3,5 h. 
   Krótko po mnie wstał też 826. Znowu zaczął gadać bez przerwy, co mnie męczy, bo to ani treściwe, ani spójne, ani nie wiem co ma w gowie, więc czasami nie rozumiem jego przenośni, których notorycznie używa i wydaje mu się, że to jest fajne. Udało mi się jeszcze wynegocjować ok. 15 min masażu. On położył sie na materacu, siadłem nań i miałem dostęp do jego pleców. Siedziałem na nim, ale nie mogłem go już słuchać. Minęło jakieś 10 min i na szczęście skomunikował sie z bratem i wylazł. 
  Ile razy patrzę na 826 to myślę, że 303 będzie bardzo podobny w rozwoju umysłowym do niego. Choć ostatnio, co pisałem, sam 826 stwierdził, że 303 "to debil je", to można rzec - przyganiał kocioł garnkowi. 

    Odnośnie pracy mózgu, to ona jest czasami zaskakująca. Staram się zawsze analizować działem nadrzędnym działanie innych działów i dochodzę do ciekawych wniosków. Otóż, co już wiecie 172 siedzi w Nysie. Sprawy poza więzienne, ale dot. trochę jego przeciepuje na mnie. W tych czasami są przysługi w transporcie rzeczy. Iles tyg. temu na st. mac. wprowadziłem ładowny wagon i stoczyłem na którąś grupę na odstawkę, bo nie było decyzji co z nim dalej. Jako że na st. mac. remont, to o miejscu położenia wagonu zapomniałem. Miałem sobie wpisać w papiery owe położenie, ale jak to u mnie przy remoncie, bieżącym ruchu, załatwianiu spraw techniczno-ruchowych o wagonie zapomniałem. 
   Po jakimś kilku tygodniach nadeszła decyzja z Nysy co z wagonem zrobić. Problem w tym, że kompletnie nie wiedziałem gdzie wagon odstawiony. Pobieżne chodzenie po grupach torowych nie dało rezultatu. Czas leciał, bieżące zajęcia w tym myślenie, gdzie ów wagon mogłem odstawić. Sprawa zaczęła nabrzmiewać, bo przesyłka wagonowa zaczęła się robić pilna, a co wiem, nadawcy i odbiorcy potrafią być niegrzeczni. W końcu postanowiłem gruntownie przeszukać możliwe miejsca stacjonowania wagonu, bo zaczęły się naciski i pojawił się nawet termin. No ok. wczoraj (nd.) postanowiłem to zrobić. Szukałem już 1,5 h i bez rezultatu, kolejne pomysły gdzie go mogłem przetoczyć i odstawić upadały. W końcu stanąłem w pewnym pkt. stacji myśląc nad nowymi lokalizacjami do przeszukania. Wtem dział mózgu odpowiedzialny za jakąś tam pamięć zaczął działać. Uruchomił motorykę organizmu i zupełnie bezwiednie poszedłem do przodu, następnie w tym uruchomieniu motoryki doszedłem do szafki z powodu remontu tymczasowo leżącej na boku, wysokiej w tej pozycji na ok. 1,30 i mózg wygiął ciało do przodu następnie, jakiś głos wewnętrzny powiedział:
- no naciągnij ten łeb i popatrz w dół!
  Naciągnąłem się przez szafkę, a tam za nią poszukiwany wagon. Działy mózgu odpowiedzialne za bieżące bytowanie były w takim szoku, że przez 1 czy 2 sek w tej pozycji zamarłem. Znowu wewnętrzny głos, bo nadal byłem w tym szoku, powiedział:
- no weź qrwa łapę i wyciągnij go!. 
  Tak się stało, ale w szoku byłem przez najbliższe minuty. Co później opowiadałem 979, że to było by jedno z ostatnich miejsc, które było by przeszukane w poszukiwaniu wagonu. 
  Cała ta historia nawet z perspektywy niewielkiego czasu jest zastanawiająca. Dziś robi to wrażenie, jakby na krótki czas w mózgu poprzełączały się przekaźniki i jakaś zewnętrzna aplikacja kierowała ciałem i skierowała je w to miejsce, z wyłączeniem innych partii mózgu, by te nie przeszkadzały w dotarciu do celu. No przecież, żaden inny dział w tym czasie nie oponował - po co tam leziemy, kto nas w ogóle tam skierował? Nic takiego się nie działo. 
  Ciekawe, dlatego to spisałem prawie na gorąco. 
  Oki bo się rozpisałem, to zdjęcia. 
  Jakoś mnie naszło, by do spanie przeglądnąć jeszcze co się dzieje u wirtualnych mięśniaków. Natrafiliśmy na takie ciasteczko.
  Oczywiście lekko podrasowany natural, jeszcze bez przerostów mięśniowych, ale już wyćwiczony, co widać po ładnie układających się żyłach na rękach. 
  Do tego wygimnastykowany, choć w jego wieku to nie powinno dziwić (poniżej).
  No piękna pozycja, ale jeszcze uchwyciliśmy podobną.
  Po tych jego pozycjach, to w nocy miałem pewne problemy ze spaniem, bo organ był prawie cały czas pobudzony. Najprawdopodobniej, tak jak dział historyczny przejął na jakiś czas motorykę ciała, tak popęd seksualny sobie fantazjował w czasie spania nad figurami i możliwościami.
  
   Tyle. Dodam jeszcze, że z powodu małej ilości wolnego czasu, notka przed wyjściem ze stacji doznała tylko pobieżnej korekty, więc literówki, interpunkcje na pewno się znajdą. 
   Narka.