sobota, 30 października 2021

Sobota #1834

    Jak się jest chorym, to nie wiele się chce, to też jakoś do napisania zabierałem się, zabierałem się, aż przyszła sobota i dzień zjazdu na st. mac. 
    Pisałem, ze 824 ma te geny. Chory już jestem od prawie 2 tyg. a 824 dopiero dziś zaczyna lekko kaszleć i mieć wzmożony katar -znak - coś przelazło na niego. Byłbym szybciej zdrowy, ale codzienne wytracanie holizmu zmusza mnie do wyjścia na zewnątrz niezależnie od pogody na jakieś 3 godzinne do południa kręcenia się po mieście. Punktem zwrotnym przedłużającym chorobę był wtorek kiedy pojechaliśmy do protetyka do wioski reanimować jego szczękę bo się złamała. Punkt do którego chodził tu w mieście niedaleko, się zamknął, a by nie szukać nowego, niesprawdzonego, postanowiłem z nim pojechać do wiochy. Niestety było to okupione prawie całodziennym przebywaniu na placu. W samej komunikacji spędziliśmy ok. 7 h. Dwa razy jechaliśmy do wioski, rano zawieść, popo odebrać. 
Wieczorem już byłem tak wychłodzony, że w mieszkaniu u niego, po przyjeździe, siedziałem w koszulce i bluzie, i było mi względnie, przy temp. w pokoju 26C. 
  Oczywiście, qrwa, na drugi dzień rano zaś holizm, więc ledwo żywy, bo przez noc się nie zregenerowałem musiałem wyleźć zaś na 3h na plac. Mało tego, to ze względu na kaszel, katar proces zasypiania trwał 2h i tak przez następne dni. Zmieniała się po prostu fizyka. W pozycji pionowej wszystko ścieka w dół. Jak się kładłem, to nagle nie ściekało i trzeba było przełykać, to tez miast spać zajęty byłem przełykaniem wydzielin z gardła i nosa. Dopiero tel. do 813, która jest farmaceutką spowodował zaopatrzenie się w leki w tym z zielarni w podbiał. I tu (uwaga) to jest rewelacyjna roślina. Pierwszy raz wczoraj udało mi się normalnie zasnąć. Nie dość, że oczyściło i to szybko już w ciągu dnia, górne drogi oddechowe, to jeszcze przystopowało efekt drażnienia w gardle. Spożyte przed spaniem jakieś 30 mi wcześniej, spowodowało po raz pierwszy od paru dni normalne zaśnięcie i mało tego, rano przeciągnąłem do 08:30, a jak popatrzałem na zegarek, to tylko poszedłem spr. czy 824 się nie wymknął na codzienny holizm. Na szczęście był. 
   Więc jakby ktoś potrzebował coś na gardło naturalnego, działającego to podbiał, duża paczka, 5,50zł, i nie chodzi tu o cenę, bo niska, ale o działanie. No rewelka. 
   W czwartek 824 poszedł jak zwykle na popołudniowy spacer. On zwykle trwa ok. 40 min, do godziny. W środę się wyrwał, jak leżałem i usiłowałem ozdrowieć popołudniu, na holizm. Narobił zupełnie niepotrzebnych zakupów za lekko 40 zyla. Wracając do czwartku, to po 1,5h zacząłem się martwić, bo tak długo to nie łazi. Przekazałem info 811, pogadałem chwilę z nią przez tel. i zdecydowałem zadzwonić do 824. Wiedziałem, że odebranie tel. przez niego będzie cudem, ale bardziej liczyłem na oddzwonienie. Faktycznie 3 połączenia nie odebrał, w zasadzie to odrzucił. Udało mu sie jednak oddzwonić. Okazało się, że jest w ościennym mieście (że co?!) i za chwile ma autobus. Spr. na necie, faktycznie za 3 min miał jechać. Jak on się tam znalazł to nie wiem, ale od razu przypomniała mi się pierwsza scenka z filmu - Nie lubię poniedziałku, jak lezie z drągiem do zapalania żuka, czy nysy w rowku tramwajowym. Pomyślałem, że właśnie 824 wyleciał z rowka i się zgubił. On se wymyślił, że był u kolegi z dawnej pracy, któremu urodziły się bliźniaki. No jurny facet musi być. Pominę tu już kwestię, że on nie ma żadnych kolegów, a gubi się nawet w swoim mieście, a co dopiero dwa m-ta dalej. Szczęśliwie dojechał. 
   Jednak jest to już przestroga, że sprawa nabiera tempa. Skoro gubi się już na swoich spacerach, to nie jest dobrze. 
   Nie wiem czy pojadę na groby, bo czuję się, jak się czuję. Pozostanie nagrzanie jeszcze st. mac. jak przyjadę, bo przecież tam nie ogrzewane, chyba, że dziecko o mnie pamięta i coś grzejącego włączy, a dalsze chłodzenie organizmu obecnie nie jest mi potrzebne. We wtorek będzie już 2 tyg. jak będę chory. 
   Oki, bo czas mnie goni, więc na tym kończę.   
   Zdjęcie.
  Wspomnienie z nastawni Jan-Karol z kop. Ruda w Rudzie Śl. No szkoda, że to nie przeżyło. 
  Narka.

poniedziałek, 25 października 2021

Poniedziałek #1833

     Dobrze mieć takie "dziecko" jak 979. Dopiero co w sob. narzekałem, że pojadę na zimną st. mac., a tu, okazało się już na st. mac., że dziecko rano włączyło grzejnik na grupie A, bowiem wiedział ode mnie, że choruję. Dzięki temu było na niej 18,5C, w kuchni 18C, na grupach B i C 15C, a o D już nie piszę nawet. Tam w zimie i tak nie przebywam, jest ona praktycznie wyłączona z ruchu. Nawet nie było między nami rozmowy nt. ogrzewania, to była jego osobista decyzja. 
     Oprócz tego 979 na st. mac. zwiózł dość spore ilości płyt meblowych, bowiem, i tu znowu muszę połechtać swoje ego, powiedział, iż to moje gadanie spowodowało u niego, ze miast płacić nie wiadomo ile za meble robione na wymiar, to zrobi sobie sam, korzystając z nieczynnej w tygodniu st. mac., na której zrobi tymczasowy warsztat. Znowu coś pożytecznego udało mi się przekazać przez bezpośrednie oddziaływanie. 

      Nasza "służba zdrowia" to jest skażona chyba jakimiś wytycznymi, albo indolencją niektórych lekarzy. Wczoraj zjechałem na st. zwr. i po jakiejś 1,5 h 824 mówi, że mu się spać chce i chyba wyglebi. To jego ziewanie, to już w ub. tyg. zauważyłem podwyższone w ciągu prawie całego dnia. Pytam się go więc, czy czasem, bo tak mi przyszło do gowy, nie ma zbyt niskiego poziomu cukru? (zapytałem się, bowiem przedawkowywał te leki, które brał, stąd myślałem, że może ma za niski)
- nie, przed chwilą mierzyłem i mam 96. 
   Wiedziałem, że nie mierzył, a ściemnia. Poszedłem z nim do kuchni i mówię głośno:
- skoro mierzyłeś to w koszu powinien być wacik po krwi. 
   On się trochę roześmiał, jak to geriatrion i mówi, śmiejąc się, że będę grzebał w koszu na śmieci. 
- głęboko nie będę musiał, bo powinien być na wierzchu, skoro przed chwilą mierzyłeś. 
   W tym momencie mu się mina zmieniła, przestał się śmiać i powiedział, iż nie mierzył. 
   Ponieważ z demencja jest trochę agresywny to delikatnie nacisłem, by jednak zmierzył. 
   Dokonał pomiaru. Patrzę na glukometr, a tam wyskoczyło 298, kiedy wcześniej przez 1,5h nic nie żarł, a przynajmniej nie zarejestrowałem. Zamurowało mnie. Dziś już nic nie zrobię, pomyślałem, a rano pomiar przed śniadaniem i później w zależności to do lekarza. 
   Przed śniadaniem dokonał kolejnego pomiaru - 259. No pięknie f chuj. Powiedziałem mu, że w takim razie po śniadaniu trza bydzie leźć do lekarza. 
   Śniadanie zeżarł normalne, bo nie byłem przygotowany na takie wydarzenie. Poszliśmy do lekarki, wszedłem z nim do gabinetu. Ona się go pyta o różne rzeczy, jak np. czy mierzy ciśnienie, on jej że mierzy dwa razy dziennie, co jest kompletną bzdurą. Mierzy może raz na 3 tyg. Kręcę głową w jej stronę, bo czasem na mnie patrzy, ale ona jakby nic. Pyta się go czy bierze leki, on że tak, ona:
- jak to? Ostatnia recepta wypisana w lutym, to już dawno się skończyły. 
   On do niej, że bierze, ale nie pamięta co, to jej powiedziałem co bierze, ale nie spytała się w jakich ilościach przyjmuje te leki, nic! Pyta się go, czy chodzi do diabetologa. On, że oczywiście, że chodzi i tu podaje przychodnie która już dawno nie istnieje. W momencie kiedy lekarka na mnie popatrzała znowu kręcę głową, że nie chodzi. Pytała sie jeszcze o jakieś rzeczy, on tylko:
- tak, tak, tak. 
   Jakby się go w tym słowotoku spytała, czy gówno jest smaczne, to by jej odpowiedział:
- tak, tak, tak. 
   No to chyba jest lekarką i widzi co się dzieje, do tego ja zaprzeczam pewnym sprawom, to jakoś dziwnie obojętnie nad tym przeszła do porządku dziennego. Na koniec wizyty, bo ona nie miała żadnej inicjatywy, sugeruję, że może by tu na msc. zmierzyć poziom cukru, bo nie wiem czy ten glukometr, który ma w domu, jest dobrze skalibrowany. Zgodziła się, choć wydaje mi się, że to powinno się odbyć w czasie wizyty, skoro wizyta dot. wysokiego poziomu cukru, by wiedziała do czego się ustosunkować + do tego proste badanie ciśnienia krwi, skoro jej zaprzeczyłem, że nie robi tego badania. 
   Z pielęgniarką poszliśmy do innego pomieszczenia, a lekarka w tym czasie przyjmowała nowego pacjenta. Tam w badaniu wyszło 339! Mnie znowu zamurowało. Mówię do pielęgniarki, że może ten wynik przekazać lekarce, bo na pewno nie jest normalny, a sama pielęgniarki, też nie wykazywała inicjatywy, by iść do lekarki. Polazła. Wyszła i powiedziała tylko, że niech wykupi leki w aptece i je zeżre i tyle. Leki, które w zasadzie można powiedzieć, że mało działają. 
   Że co qrwa?! Nie cofnęła go, nie zrobiła żadnych dodatkowych badań, a było to 2 h po zeżarciu śniadania. To ile musiał mieć krótko po śniadaniu? Dla tych co nie wiedzą, to powyżej 400 mg/dL jest duże prawdopodobieństwo wystąpienia śpiączki cukrzycowej, a wtedy wzywa się karetkę pogotowia, bo w domu odratowanie jest mało realne. Żadnej porady jak ten cukier zbić jakimiś domowymi metodami, nic. 
   Co to qrwa ma być? Wizyta - pacjencie lecz się sam, ja tu tylko papierki wypiszę. Wypisała skierowanie do diabetologa, przynajmniej tyle no i recepty na leki, które w zasadzie nie działają. Po za tym, wydaje mi się, że ona w tym komputerze widzi, gdzie, kiedy i jakie badania robi, leczy się, bo jest elektroniczna karta pacjenta. Wiadomo nawet czy wykupił leki, czy nie. To, do cyca!, ze mną jest coś nie tak, czy są jakieś nowe wytyczne odnośnie leczenia geriatrionu, który tylko obciąża ZUS. 
   Jestem zdegustowany tą wizytą lekarską. Dramat. 
   Na miejscu wdrożyłem dietę. Na obiad kalafior, makaron i sałatka z jakbła, cebuli, pomidora, tylko lekko doprawiona, bez soli. Dziś go przypilnowałem z dietą, jutro też mało mięsa i więcej warzyw i owoców. Słodycze prawie, bo jakbym wziął wszystkie, to by chyba ogupiał, ale zabrałem. Przypilnowałem popołudniowej kawy, by to nie był mix, który kiedyś opisywałem. Wieczorem jeszcze kontrolnie poziom cukru. 
   Nie wiem czym się w nd. doprawił, czy żarł słodycze, co w ogóle żarł w ciągu dnia, bo mnie tu przecież nie było. 
   Zdjęcie.  
Tym razem z gry. Czemu takie screen? Bo to skład z wagonami na torach SKM Gdańsk, co w zasadzie jest niespotykane. 
To w stronę Gdańska skład 13 wagonowy przy peronie SMK-i. 
A to już po oblocie na przystanku SKM Stocznia. 
   Narka.

sobota, 23 października 2021

Sobota #1832

     Od wtorku jestem chory, co opisywałem. Mieszkam razem z 824. Myślicie, że on też jest chory? Zapomnijcie qrwa. Geny, geny, geny. Nic mu nie ma, a ja dziennie muszę się męczyć po ok. 3 h wybijając holizm. Wczoraj wróciłem już dość osłabiony, bo przeca temp. na placu jak dla mnie to zimno, jeszcze w stanie chorobowym to już w ogóle. Zapomniałem czapki, ale średnio bym z nią wyglądał, bo było słonecznie i dla klubu morsów ciepło, ok. 11 C. 
     Dziś mam już zmieniony głos, bo mimo brania jakiś leków, dowitaminizowania się, gardło trochę się zajęło, a i w nocy z tego powodu pojawiły się trudności w spaniu, więc jestem jeszcze mniej dospany jak zwykle. Coś mi się zdaje, że z Amundsenem się dziś nie spotkam. Tzn. zakup nastąpił, by był na stanie, ale chyba se odpuszczę dla waszego dobra i bezpieczeństwa. 
     Wracając do 824, czy 172. Geny to coś, co oczywiście niektórzy chcą podważyć, jak np. 811, ale stale podaje jej przykłady, że tego się nie zmieni. Ktoś ma dobre geny i chuj. Przeca 824 nawet nie ma na stanie tabletek przeciw przeziębieniowych, bo najnormalniej nie choruje na żadne przeziębienia. Ktoś o słabych genach dawno uległ by zarazkom rozsiewanym przeze mnie w mieszkaniu, a ja od wtorku chory, a 824 nadal zdrowy, nic mu nie ma, kiedy mój stan się lekko pogarsza. 811 chora, jej dzieci chore, bo te same geny, bo wszyscy ulegli, a tu u 824 - proszę bardzo. Podobnie jakby przebywał przy mnie 172. Myślicie, że by zachorował? Myślę, że - nie. 
    Dziś w ramach wybijania holizmu spacer po okolicach. Chciałem zrobić mała pętle. Nie wiem co mus się włączyło, ale najchetniej to chyba by polazł 5 km dalej, a ja w stanie już wątpliwym, jeszcze mnie czeka podróż do wioski, więc jak się dało chciałem skracać, ale on ciągle jak na złość, to chodźmy jeszcze tam zobaczyć, co nas oddalało miast przybliżać do st. zwrotnej. Dzięki tym jemu, zobaczmy jeszcze tam, obiad został wybity, bo czas się tak skurczył. Trudno, wchłonę coś na st. mac. 

    Przy okazji genów, to niestety my zniszczyliśmy naturalny mechanizm działający w przyrodzie, że przenosi się najlepsze geny. To rywalizacja samców o najlepszą samicę prowadzi do potomstwa, które ma dobre geny. U ludzi jeszcze to działa, ale no właśnie. Zaczyna zanikać. Oczywiście widzę czasem pięknego mięśniaka z piękną laską i se tak myślę, że samiec po nich będzie powalał na kolana, ale to co raz rzadsze przypadki wypierane przez seks morświnów. Ileż to razy mijam pary grubasów z wózkiem, w nim larwa. To jakie ona ma geny, jak będzie wyglądać, w końcu jak długo będzie żyć? Jakie geny przekażą te wymalowane samce, zniewieściałe, chude bezmięśniowe masy w wieku nastu lat.
    Teraz jak słyszę, że długość życia będzie rosnąć, to mam ochotę wyblebić i zanosić się śmiechem przez parę minut. Że co qrwa?! Oni bydom długo żyć?! Nawet naukowcy przewidują, że nie, a politycy dążący do przedłużenia okresu pracy do emerytury wiedzą swoje. Jacyż oni rozgarnięci są. Teraz jest krótki okres, kiedy schodzi pokolenie dobrych genów. To ludzie urodzeni po drugiej wojnie światowej, wychowani na niedostatkach, na zdrowej żywności no i z dobrymi, jeszcze nie zepsutymi genami vide 824. Natomiast pokolenie dzisiejszych nastolatków to ogólny dramat, którego już widzieć nie będę. 
   Kończę, bo trza się zwijać w trasę. Pozostanie mi jeszcze ogrzanie st. mac., która stoi przez tydz. z tylko niewielkim ogrzewaniem w nocy, a resztę dnia nic tam nie grzeje oprócz słońca. Jak się człowiek rozchoruje, to co się da, to pod górę. Ech....
   Dziś na koniec coś humorystycznego.
   Narka.

czwartek, 21 października 2021

Czwartek #1831

     Z wizyty 303 nie wszystko jeszcze napisałem. Podpytałem 303 co dzieje w domu. Standard. Była rocznica ślubu. Powód do łyknięcia jak każdy inny, to też zarówno 972 jak i jego żona łykli. Po tym łyknięciu jak zwykle im odwaliło i niby ona jego ciulła, niby nie, bo 303 też uczy się politycznie mówić, choć czasem się wygada. W każdym razie jak sytuacja była już napięta między nimi, to 972 zadzwonił po pały. Przy nich chaja trwała nadal, jak relacjonował 303, on napluł jej w twarz, w końcu zawinęli go, ale 200 m dalej od domu, wysadzili, bowiem stwierdzili to i tak patologia więc na co będą go brać. 
     Coś mu się wentyl bezpieczeństwa stracił. Też jakoś nie będę za nim biegał, tym bardziej, że coś się tam w mózgu zablokowało i nie umie się odblokować. Rozjechaliśmy się z potrzebami seksualnymi i u mnie chyba to jest głównym powodem. 
     Za to, myślałem ostatnio o 172, gdzie on pójdzie, jak go wypuszczą? Na st. mac., podobnie jak 973. Tylko się zastanawiam, czy do tego czasu będę tam z powrotem. 
     
     Załatwianie praktyki dla 303 zakończyło się niczym. Obdzwoniłem 9 warsztatów w okolicy, albo nie biorą, albo mają już komplet, a jeden przeszedł na emeryturę i zakład zamknięty. Za to jak byliśmy w jednym zakładzie. w pn. z listy, którą dostał ze szkoły, to wyszło czemu do niej nie chodzi. Otóż mówił do dziadka prowadzącego warsztat, że:
- w tej szkole nauczycielka mnie dojechała. Powiedziała, że nigdy by nie oddała auta do warsztatu, w którym bym pracował (słuchającemu dziadkowi robiły się kwadratowe oczy, a 303 kontynuował) w tej budzie, w ogóle nauczyciele są jacyś poryci, a ten z WF-u szczególnie (w tym momencie dziadek już miał duże kwadratowe oczy. Oczywiście 303 mówił to chaotycznie, napisałem najbardziej wiernie jak się dało).
  Po tym wywodzie dziadek się jeszcze spytał, czy miał styczność z autami, to 303 powiedział, że - nie. Stojąc obok, już wiedziałem, to kapa. Pozamiatane.
  No niestety, trzeba sie umieć się sprzedać i dotyczy to zwłaszcza obecnych czasów, w których trzeba umieć to zrobić, a 303 tego w ogóle nie umie, bo kto miał go tego nauczyć. Teraz jego losy zależą od kuratorki, czy zdecyduje się go zamknąć w kolejnym ośrodku, czy na te kilka m-cy pozostawi go w dotychczasowym bytowaniu. 

    Obejrzałem film: Syberia (https://www.cda.pl/video/872994009). Film branżowy, rosyjski 2019 r. Jak ktoś lubi oglądać widoki, podobne jak w filmie Brokeback Mountain, to może sobie obejrzeć. Zasadniczo film z małą ilością treści. Kamerowanie momentami robi wrażenie amatorszczyzny, niektóre ujęcia, jakby się ktoś na planie uczył kręcić kamerą. Scenariusz też momentami przewidywalny. Za to, jak to w produkcji rosyjskiej, pokazano kulturę picia, bo przecież wiadomo, że tam się łyka na potęgę. Widać też brak doświadczenia w kręceniu takich filmów. Z jednej strony bycie pedałem jest karalne, co w filmie pokazano, z drugiej to ciąży właśnie na przekazywaniu treści. Jak zrobić dobry film, w kraju, w którym temat filmu jest zakazany? Czasem pokazywane są w filmie treści dziwnie niekomponujące sie z nurtem filmu, chyba dla zapełnienia czasu. Sam film trwa godzinę (film bez napisów początkowych, końcowych) i jest to naciągnięta godzina. Jakby wyciąć sceny krajobrazowe, to z filmu pozostało by może 20 min. Nawet przystojni aktorzy nie ratują fiomu. Nie pamiętam dobrej, branżowej produkcji rosyjskiej. 
   Na przeciwległym biegunie jest francuska produkcja "Hidden Kisses" (pod takim tytułem na cda) z 2016 r. I w tym filmie widać doświadczenie w takich produkcjach, które we Francji nie są czymś nowym. W treści filmu nic nowego, ale są poruszone wszystkie nurtujące młodzież problemy, typowe dla wieku lat nastu. Scenariusz napisany bardzo dobrze. Jest przedstawione zarejestrowane zdjęciem zdarzenie między dwoma nastolatkami. Następnie nakręcająca się spirala wydarzeń wraz z rozchodzeniem się informacji o nietypowym zachowaniu. Problemy z tym związane, reakcja mięśniaków-skurwieli na pedałów (tego chyba w mało którym filmie brakuje), ale też z drugiej strony przedstawienie problemu akceptacji, dochodzenia do niej, wyjścia z ukrycia, reakcji otoczenia, tego bliższego i dalszego. Optymistyczny koniec, przy wcześniejszej próbie samobójczej ma chyba za zadanie odwieść niektórych, od skutecznego przeniesienia się na drugą stronę. Bardzo przyjemnie się ogląda, więc tu link -> (https://www.cda.pl/video/448312140). Zapomniałbym dodać, ze film z napisami angielskimi oraz, że to jedna z nielicznych produkcji branżowych, w której nie ma sceny łóżkowej. Tzn. jest jedna, ale pokazani są aktorzy, jak leżą w łóżku do tego w koszulkach. Widać można zrobić dobry film bez scen łóżkowych.

   Za to jakby ktoś chciał obejrzeć dobry film nie branżowy, to polecam  "Zaginiona dziewczyna" (https://www.cda.pl/video/680056406). I to jest dobra produkcja, z bardzo dobrym scenariuszem, z duża ilością treści, wciągający, z dobrą obsadą aktorską, któremu niewiele można zarzucić. Trwa 2'20, ale nie jest to jakoś sztucznie wyciągnięty czas. 

   Z zaległych spraw, to będąc na weekend (to dużo powiedziane) na st. mac. musiałem dokonać drobnej naprawy roweru, inny jest tu na st. zwr., i jechać nim na cmentarz. Było widać, że mnie tam długo nie było. Powyrywałem chwasty, oporządkowałem, przy okazji dossał się wysysacz kasy, w postaci gościa, który odnowi mi groby i doprowadzi je do stanu ładnego za jedyne 150 zyla od grobu. Za taką kasę to nakupię sprzętu i sam to zrobię. 
    Z 979 się praktycznie minąłem. Tzn. wszedł na st. mac., ale jak zwykle był w biegu, więc wymieniliśmy może przysłowiowe 3 zdania w ciągu 5 min i poleciał dalej. 
    Za to tera jestem lekko przeziębiony. Nie wiem od kogo to przyjąłem, ale albo od 811, która wraz z dziećmi jest już ciągiem 2 tyg. chora, czy od 303, który tu był, a jak go głaskałem to był cały gorący, choć objawów zewnętrznych przeziębienia nie miał, ale wiadomo, prawie 18-letni skurwiele przechodzą to inaczej. Stękał, że go gowa boli i jest ogólnie osłabiony, ale w momencie jak to mówił nie łączyłem z możliwością przyjęcia zarazków. Teraz mnie nie dziwi jego dość grube ubranie, oraz to, że był ogólnie osłabiony i stojąc na przystanku narzekał, że mu nogi marzną, kiedy na placu było 10C. Najlepsze w tym wszystkim, że gripeksy, sripeksy, mole mam na st. mac., a nie zwiezione tu. Poratowałem się lekiem od 811, a w sobotę zażyje już odpowiednie w domu. 
   Oczywiście mimo stanu chorobowego, holizm codziennie realizowany, bo jak słyszę od 824:
- to Ty sobie siedź w domu, a ja polezę sam, 
  to od razu mam kwadratowe oczy, którymi widzę w wyobraźni, jak wraca z dwiema pełnymi siatami żarcia nikomu niepotrzebnego. 
   Zdjęcie. 
   Pewnie wiyncyj napisze o nim, jak zrobię notkę z tymi, co przed kamerami zarabiają, bo zarys notki już mam, tylko muszę to "przelać" na papier. 
   I kończę już to bredzenie, bo zaś tego nie wypchnę. 
   Narka.

wtorek, 19 października 2021

Wtorek #1830

    W zasadzie to już obwieściłem, że nie chcę pomagać ludziom, ale wyjątek jeszcze zrobiłem dla 303, trochę z wiadomych względów. Wczoraj pojechałem z nim po wioskowatych warsztatach samochodowych, by go gdzieś przyjęli na praktykę, ale w każdym już uczni widziałem, więc jak zwykle 303 się rychło zabrał do rzeczy. Tzn. on by tego w ogóle nie robił, ale straszy go kuratorka, że go zamknie w ośrodku ponownie, a widać "wolność" trochę mu się spodobała. Taka w sensie nic nie robienia, bo w ciągu dnia nie ma żadnych obowiązków. 
   On zaproponował by jechać na moją st. mac. i pilnie szukać innych warsztatów, bowiem powiedziałem, że bieganie po pobliskim mieście jest bez sensu, lepiej je znaleźć na necie i podzwonić. Jednak zmieniłem jego plan, mówiąc, że jedziemy do 824, jak chce to może też jechać, jak nie, to poszukam sam i jutro mu przedstawię wyniki poszukiwań. Stwierdził - jedzie do 824. No ok. 
   Jechaliśmy autobusem o 13:20, który był pusty! Pisałem o tym, że zrobili takie linie polityczne, by fajnie wyglądało, że coś robią, ale co z tego, jak to po pół roku funkcjonowania nadal jeździ puste! Z przodu jak powiększycie zdjęcie, to widać godzinę. Spec. zrobiłem fotę z zegarem w pojeździe, który wskazywał 13:19 (autobus w połowie trasy). 
   Na miejscu u 824 uruchomiłem kompa, by poszukać tych warsztatów, ale zgłodniałem, to poszedłem po żarcie. 303 posadziłem przy kompie, a ten od razu na jednym ekranie ulubiona gra "hooligans", a na drugim fb, by być on-line z koleżankami. Się nie wtrącałem, bo przecież i tak wiem, że tej szkoły nie skończy, więc załatwianie tych praktyk, to taka sztuka dla sztuki. 
   On przy tym kompie, a ja zeżarłem i zastanawiałem się co zrobić. Pomyślałem - pomasuję go trochę, bo 824 i tak w drugim pokoju, jak bydzie szoł, to usłyszę więc...
   Wsadziłem rękę pod dwie bluzy i zacząłem delikatnie głaskać go po klacie. Nie miał jakiś odruchów zwrotnych, jakiego wyginania sie w grymasie, czy coś innego. Po prostu siedział jakby się nic nie działo. Po ok. 20 min stwierdził, że chce iść do pobliskiej stonki po energetyka i bym mu kupił fajki, bo mu się skończyły. Ok. 
   Po przyjściu ze stonki zastanawiałem się, czy dalej bydzie siedzioł w bluzach, czy może ułatwi dostęp. Ku mojemu zaskoczeniu rozebrał jedną bluzę, od razu drugą. Powiedział, że ma koszulkę od kolegi, która na nim dobrze leży, tu zaczął się napinać, by uwidocznić to - dobrze leży, po czym ściągnął i koszulkę. Tempo początkowo mnie zaskoczyło, ale my już z doświadczeniem, to jak on się zaczął prężyć przede mną już bez koszulki, to się do niego przybliżyłem i te naprężone ciało w łapy chwyciłem. Szału jakiegoś nie było. Owszem, on jeszcze wygląda, ale to już ostatni dzwonek, bo za chwile będzie z góry, jeżeli już nie jest z góry. On nic nie robi w ciągu dnia, a to nie dość, że nie buduje mięśni, to jeszcze ich nie utrzymuje na obecnym, czy poprzednim poziomie. Efekt - szału nie było, nawet przy jego naprężaniu się. Oczywiście mu to powiedziałem, ale to pewnie tak samo będzie realizowane, jak chodzenie do szkoły. No cóż... miałeś chamie złoty róg...
   Później przy kompie siedział już w koszulce, bo wiadomo, jakby wlazł 824, a 303 w klacie, to było by niezręcznie. Jak go głaskałem, to koszulkę miał w zasadzie na karku, więc cały dół odsłonięty. Z dwa razy musiałem awaryjnie mu koszulkę opuścić i siąść na łóżko, bo 824 szedł kontrolnie badnąć co dzieje. Głaskając go po całej klacie, brzuchu, całych plecach rękach, myślałem nad tym, co się właściwie dzieje. 
   Od razu przypominały mi się poprzednie mięśniaki i pierwszy, który stacjonował 171 3 m-ce na st. mac. Po chyba dwu tyg. to robiliśmy codzienne zapasy oczywiście w klatach. Tarzaliśmy się po różnych grupach na stacji. Mnie przy tym tak stał, że wbijałem mu go w brzuch i na pewno to czuł, bo trudno, że by nie. No jak miał nie stać, jak leżałem na nim, trzymałem jego ręce, czasem za bicepsy, a on trochę udawał, że chce się wyrwać, przy okazji te bicepsy naprężone miał tak, że tam chwilowo mdlałem, co początkowo wykorzystywał i się wyrywał, ale z czasem chyba zajarzył, że nie o to chodzi. Zapasy były ok, do momentu sięgnięcia w okolice organu. To też przestałem tam sięgać i cieszyłem się zapasami, jego naprężonymi mięśniami przy tym i f chuju miałem to, że mój chuj się wbijał w jego brzuch, skoro mu to nie wadziło. 
 Dla przypomnienia, bo to zdjęcie gdzieś już wcześniej dałem, 171. 

   Czy z 303 takie zapasy by wyszły. Pewnie tak, choć poziom byłby inny, bo to nie te mięśnie. Wystarczy porównać. 
 Wreszcie nie należy zapominać, że to dziecko 972, z którym też były jazdy na poziomie. Na któregoś coś mogło przejść z genami. 
   Tak teraz myślę, ze pewnie 171 był pierwszym, na którym mózg zapamiętał - do organu - nie. Głaszcząc 303 też myślałem, że pewnie by się wiele zrobiło, ale do organu - nie, a być może tego właśnie kolo z drugiego m-ta nie zajarzył w porę. Zapytałem czy do niego jeszcze jeździ - nie. To już chyba trwałe. 
   O 18:20 pojechaliśmy autobusem do centrum, tam wsiadł w autobus do swojej wioski. Z przystanku poszedłem jeszcze do warzywniaka stonki. Znowu pełna siatka, do podziału z 811, bo jej zaniosłem połowę. I pomyśleć, że gdzieś tam głodują, a tu takie rzeczy na hasioku. 
   Tyle, bo zaś tego nie wypchnę ze stacji. 
   To narka.

środa, 13 października 2021

Środa #1829

 Przedwczoraj, nie wiedzieć czemu, łaziła za mną flacha żołądka gorzkiego klasyka. Orzeszki solone do tego już były w magazynie więc brakowało tylko flachy. Po nadaniu listu poleconego do 172, z pismem o rezygnacji i zdaniu mieszkania, bo osioł sam by na to nie wpadł, że mu naliczają zadłużenie, a sam też na to wcześniej nie wpadłem, wlazłem do stony po ową flachę. Biesiada zaczęła się wcześnie, bo ok. 15:10, jak poc. do Yumy, a przy okazji to odpaliliśmy symka kolejowego z funkcją dyżurki. To zawsze takie sprawdzenie na żywca na ile kojarzy się jeszcze i przy jakim spożyciu. Nie, nie jestem w tym odosobniony, inni tez tak robią. Takie samcze sprawdzenie się. 
   Flachy z wolna ubywało, na tyle wolno, że połówka z połówki była zrobiona do 18:00. Zakończyłem dyżurkę i jeszcze godzinę krzątałem się, trochę obejrzałem sprzedających się przed kamerami mięśniaków, o nich to chyba osobna notka będzie. Jak to po flaszce, a przynajmniej jej części zachciało mi się spać i wyglebiłem. No było coś przed 20:00. 
   Przebudziłem się ok. 23:44, poleżałem trochę i zaś zasnąłem. Obudził mnie, ale już bardzo lekko spałem, 824 o 06:48. Byłem wyspany, jak rzadko kiedy! Biorąc pod uwagę spanie z sob/nd 12h, to zastanawiam się, czy mózg nie chciał się bardziej wyspać, jak napić, bo coś mi tu zalatuje działaniami okrężnymi. Tak jak resetował się żołądek i wyłączył uczucie głodu, tak teraz nie wiem, czy nie chciał zrobić flachy, by normalnie odespać dalsze zaległości. Wszak on gupi nie jest i wie, że po flaszcze, a przynajmniej jej części, wyglebiamy, a czuję się rewelacyjnie, nawet takich nerwów nie mam na 824 z tym jego holizmem. 
   
   303 zmienia szkołę. Na szczęście ominęło mnie pierwsza część załatwiania, bo mu to matka załatwiła, bo z nią chcieli rozmawiać w szkole, chyba nie zdając sobie sprawy, że oprócz tego, że jest matką, to rozmowa jak z drzewem w reszcie spraw. Od razu napiszę, jakiś zakładzik, że do nowej szkoły też przestanie chodzić po tygodniu, a dwa to łącznie może dociągnie. Nie daję mu więcej, bo przecież nie może być gorszy od braci. Już nawet nie chodzi o to, ale w tej szkole, też się napierdalać nie będzie. To nie zakład poprawczy, czy naprawczy. Drugą część mam załatwić już ja, bowiem on wpierw ma mieć załatwioną praktykę, a dopiero jak polezie z papierkiem do new szkoły, że ma takową załatwioną, to ta new szkoła wyda mu papierek do starej szkoły, iż go łykają. Ot taka swoista biurokracja, by w przestworzach między szkołami nie zginął. 

    Dziś holizm byłby prawie zero, ale jak kupowałem 811 chleb, w, jak się później okazało, obrzydliwie drogiej piekarni (mały chleb 6,20), to 824 się wymknął i kupił dwie drożdżówki z niczym w środku, za 4,80. Czy ja żyję w innym świecie, czy co się z tymi cenami dzieje? 
   Zdjęcie. 
   Sławków. Peron, a z niego odchodząca w kierunku Bukowna jednostka EN57. Zdjęcie zrobione..., no z dobrych kilka lat temu. Jakieś 6?
   Narka.

   

niedziela, 10 października 2021

Niedziela #1828

   W życiu chwile, jak to się mówi, są ulotne, i czasem trzeba dosłownie łapać je w locie. By to udowodnić, to czasem jest to wykorzystywane, a czasem nie. Trzeba do tego nie tyle wiedzy, co wyczucia i ujęcia chwili, kiedy taka sie nadarzy. Dla przykładu dwa utwory muzyczne w teledyskach. Pierwszy 

kręcony, przez, wydawać by się mogło, profesjonalną firmę. Niestety, jak dla mnie pełny podstawowych błędów. Ale przecież pamiętamy dj. Padakę na dwu weselach. Obejrzałem ten teledysk wiele razy i błędów montażowych, pracy kamer, jest sporo. Oczywiście rozumiem szczupły budżet, ale chyba nie aż tak, by kamerę  nie kierować na to co jest dobrze oglądalne. Czasami, rzadko, ale jednak, tak jest, że to nie wokal robi tą medialną robotę, ale ktoś obok. W tym teledysku tą robotę robił Kuba Tracz, mniej wokalista. To jak się ruszał przy swoim sprzęcie, na który nie wiedzieć po co, jest tyle ujęć. Wystarczyły by dwa ujęcia, bo w tym sprzęcie się nic nie zmienia. Na co mi 10 ujęć jego mixera, to w ogóle nie wiem. Za to jak płynie przy własnej muzyce Kuba jest już rewelacyjne i rzadko spotykane i możliwe raz do nagrania. Montażysta kompletnie tego nie zauważył, co widać doskonale w 5'12. Kamerzysta, który był odpowiedzialny za ujęcia Kuby, filmował jakby nie wiedział co robi (i to bardzo lekko opisane), stąd przy montażu niewiele nadawało się do pokazania i jest mało tego materiału. W ogóle nie wyczuto, że nośną teledysku mógł być właśnie Kuba i zwalono to na maxa. Ujęcia znacznie gorzej ruszającego się, nie śpiewającego! wokalisty, w czasie kiedy Kuba dawał popisy wspaniałych ruchów - no słabe.
   Oprócz tego, jak zwykle, co często opisuję, oświetlenie. Tu nie popisała się ekipa nagrywająca materiał filmowy i sama kapela, bo przecież to ona chce być dobrze widoczna na teledysku. Brakło więc niewielkiego, bo przecież widzimy, że oświetlenie w lokalu jest mierne, matowego oświetlenia z sufitu na kapelę od strony kamer lub nawet z podłogi, jeżeli nie było możliwości zawieszenia na suficie. Lampa, która stoi między nimi i ich dosłownie oślepia, bo mało jest punktów świetlnych wokół, jest poronionym pomysłem. To zresztą rykoszetem trafia w samą nieudolną ekipę filmową. Skoro nie doświetlili obiektów nagrywania, to kamery ustawione na automatyczną ostrość, co jakiś czas ją gubią, co doskonale widać na nawet niewielu ujęciach Kuby i Igora. 
   Bym nie był gołosłowny, to drugi teledysk.

   Taka sobie kameralna kapela, którą zapowiada konferansjer trochę jak Grzegorz Halama, ale no właśnie. W teledysku okazało się...
    Nagrywający amator po jakimś czasie wychwycił, że wokalista, choć śpiewa, to w kwestii wizualnej, to nie on jest nośną tej kapeli tylko... perkusista. To też, bardzo słusznie, usiłował nagrywać więcej perkusisty, ale wokalista, nieświadomie, skutecznie go momentami zasłaniał. To jest nagrane z jednej kamery, a są ujęcia, że wokalista śpiewa, a mimo tego nie ma go na ujęciu, tylko jest perkusista. Dobre wyczucie. Filmowanie, no amatorka, ale szacun za wyczucie i ukazanie tego perkusisty, choć mogło by go być więcej. 
     I na koniec porównanie. Jakże komicznie wyglądają, przy ruchach Kuby, ruchy innego dj-a, który jednak ma wyświetleń 35 mln.

   I nie, nie wymagam od każdego dj, super ruchów, tak samo jak od każdego perkusisty szaleństwa przy perkusji, jednocześnie nie chrzaniąc trzaskania po bębnach. Chciałem tylko ukazać, że wręcz przeciwnie. Nieliczni mają super ruchy i to się nadaje jak najbardziej do eksponowania i pokazywania. 
   Ok, bo jak zwykle to miało iść wcześniej, a wyszło jak zwykle. 
   Narka.

czwartek, 7 października 2021

Czwartek #1827

    Dopiero jakoś przed weekendem mówiłem do 811, że źle by się stało, jakbym zachorował, a 824 był zdrowy. Czarny scenariusz się spełnił. Dobrze, że nie cofnęli mnie z widzenia w więzieniu, bo 172 by się zdenerwował. Na szczęście jakiś zjebany czujnik mieli, który gorączki nie wykrył i puścili mnie dalej. Przy okazji, to nasze organizmy, co już tu pisałem kilkukrotnie, mają funkcje obronne, ochronne, tylko trzeba je wyłapywać, trzeba słuchać organizmu. 
    Kilka dni temu, jeszcze nie zacząłem odczuwać bólów głowy, ta na szczęście boli mnie raz na kilka m-cy, a już mózg wyłączył częściowo popęd seksualny, zwłaszcza pod kątem erekcji, bowiem ta podnosi ciśnienie i by łba nie rozwaliło, zostało to wyłączone. Szkoda, że nie da się tego na stałe wyłączyć. Z kolei przy resecie żołądka wyłączył dziś efekt głodu. Mimo, iż ok. 10:00 jestem już zawsze po śniadaniu, a wczoraj mało żarłem, to dziś rano w ogóle nie mam potrzeby jedzenia. Głód został wyłączony, pewnie po to, by żołądek miał czas na reset i by doń niczego nie wciepować. Ponieważ słucham organizmu, to nic tam nie wciepłem, trochę popijam lekko słodką herbatę. Trzeba też pamiętać o babci w studni, więc dzień bez żarcia, to nic się nie stanie. Skończy się poranny holizm, to wyglebię do łóżka ponownie. 
    Tak też się stało, po holizmie do łóżka i w nim w sumie byłem dwa razy w ciągu dnia, 4 h przespane. Pierwsze żarcie to po 18:00 jabłko bez skórki. Dopiero po 20:00 dwie kromki z miodem. 

    W drodze na widzenie do Wojkowic jechaliśmy autobusem, a tam siedzenie obok, jakiś mięśniak z dziarami opowiadał o więzieniu jakiemuś kolowi. Trochę się przysłuchiwałem, ale był zajebisty z wyglądu. Taki rasowy skurwiel, jeszcze do tego ten chód. Przyjechał z Niemiec odwiedzić rodzinę. Nawet chciałem do niego zagadać, ale to on gadał do wszystkich siedzących obok, a akurat siedziałem rząd z przodu. Ci ludzie żyją jakimiś własnymi wyobrażeniami, trochę jak 172, który zupełnie niepotrzebnie tam siedzi, co mu dziś przypomniałem. Ale..., no dupienie jest ważniejsze, to też zajmował się tym, a nie sobą. Teraz dupienie poszło do kogoś innego. Znam go oczywiście, to młodszy o 10 lat mięśniak z tego samego bloku, który mi też się zawsze podobał, to też w pewnym sensie jej się nie dziwię, jemu bardziej, bo ona starsza od niego i powiedzmy jak predator od 971. Jego u niej widziałem już 2 m-ce temu, czyli krótko po wyizolowaniu 172. Tak se wtedy pomyślałem - szybko poszło. Przekazałem 172, by się pozbył mieszkania, bo naliczają mu zadłużenie, a to mu niepotrzebne, jak wyjdzie stamtąd. 
   Widzenie miało być o 11:30, ale zaczęli nas wprowadzać o 12:00. Wśród 10 osób, była jedna szprychodupa, od "mięśniaka" jak go nazwała wchodząc do boxu na widzenie:
- cześć mój mięśniaku!
  10 boxów i jeden nr 5 z przegrodą z podwójnej szyby. Akurat w tym mieliśmy widzenie, bo 172 się bił, jak pisałem tam kiedyś, to jako niebezpieczny widzenie przez szybę, a rozmowa przed słuchawki domofonu. Wcale tak źle nie wygląda, jak opisywała go jego niby laska. Ćwiczy, wygląda dobrze, a może przekazując mi info, że on zgrubł, chciała zobaczyć moją reakcję, ale jej nie było. Przez lata już się nauczyłem nie reagować na niesprawdzone informacje. I spuszczać je jak kaczka wodę po piórach. 
   Powiedziałem też 172, że wiem już jakiś czas o jego wyroku od niej, ale jemu nic nie mówiłem. Trochę się zdziwił, ale jest chyba świadomy tego, że informacje tu krążą niezależnie od jego wyłączenia z obiegu. 
   Na widzenie było przeznaczone 60 min. Czas odliczał sie po mojej stronie nad słuchawką domofonu na czerwonym wyświetlaczu, minuty i sekundy. Były momenty, że rozmowa nie kleiła się, ale sam 172 stwierdził, że przygotowywał się, przygotował się, a jak doszło do spotkania, to jakoś nie może zaskoczyć. Na razie wpisał mnie na listę widzeń i dostałem od niego listę (na szczęście niewielką) spraw do załatwienia. 
   Jeszcze przed widzeniem na poczekalni siedziały nas 3 osoby na początku. Oprócz mnie była babcia 80 letnia i, no jakby qrwa mogło być inaczej, na przeciw mnie oprócz babci młody mięśniak-skurwiel ok. 18-20 lat. Na początku siedział w maseczce i dość często się mi przyglądał. Z początku olewałem jego spojrzenie, ale z czasem ono się nasiliło, albo zacząłem je wyłapywać częściej. Nawet robiłem zmyłki, tzn. patrzałem na coś obok niego i kątem oka na jego spojrzenie. On też jakby chciał sprawdzić gdzie patrzę i w moje oczy, a tu zonk, bo patrzałem w tym kierunku, ale nie na niego. Mózg jeszcze nie miał wtedy wyłączonego popędu seksualnego, to zarządził - działamy na mniejszą ściemę. Tzn. częściej nasz wzrok się krzyżował. Zrobiło się niezręcznie, bo przecież mógłbym być jego tatusiem, a tu takie coś i trochę się zastanawiałem do kogo na widzenie przylazł. Stawiałem na jakiegoś brata mięśniaka-skurwiela, który trochę przedobrzył w tym skurwielowstwie. Po jakimś czasie pozbył sie maski, bo wcześniej w niej siedział. Z twarzy średnio, ale zaś nie tak fest paskudnie. Czasem wychodził na zewnątrz i wracał. Wtedy go przycinałem sprawdzając figurę. No niezłą miał. Sytuacja stała się jeszcze bardziej niezręczna, jak siedząc rozebrał się z bluzy do koszulki z krótkim rękawkiem, choć w poczekalni jakoś ciepło nie było. Od razu przyciąłem ręce - niczego sobie, ładne, naturalnie umięśnione, mięśnie jędrne, ładne przedramię, ładny biceps. Kiedy babcia wyszła na chwilę na zewnątrz zagadałem do niego, jak z tym wejściem, on - że nas wpuszczą, będą wołać na pewno się dowiem. 
   Nadal nurtowało mnie, czemu jakiś mięśniak-skurwiel, którego pierwszy raz widzę na oczy, tak bardzo mi się przygląda. To przeważnie ja im się przyglądam i ze wzrokiem muszę się pilnować, a on ordynarnie na mnie się gapił, a niezręcznie się robiło, jak nasz wzrok krzyżował sie na dłużej, coś na zasadzie - i kto pierwszy odpuści. Mózg oczywiście dostawał wariacji, bowiem odnosił wrażenie, że od dłuższego czasu to ktoś nas podrywa, a nie my kogoś i co z tym qrwa zrobić. 
   Kiedy ok. 12:00 nas wezwali, to jeszcze w zdawalni rzeczy wymieniliśmy zdawkowe zdanie i w zasadzie tyle. 
   Jak sie później okazało, na widzenie mięśniak przyszedł chyba do ojca. Był to starszy pan, niższy od mięśniaka i ode mnie, ale z twarzy podobny do mięśniaka, więc strzelam, że odwiedził starego. Tajemnicą pozostanie czemu mi się tak przyglądał. Może on myślał w drugą stronę, że ja przyszedłem odwiedzić niesfornego syna, a on do niesfornego ojca. Ot taka sytuacja. 

   To jeszcze na koniec zasłyszane w autobusie od młodzieży szkolnej. 
   Laska opowiada ogólnie o szkole i jedną historyjkę z jakiejś tam lekcji, na które jej kolega wadził sie o coś z inna laską. Czegoś nie dosłyszał co mówiła nauczycielka i powiedział:
- mogła by pani powtórzyć, bo nie słyszałem, 
- (nauczycielka) trzeba było słuchać.
   Jakiś czas później, jak relacjonowała laska, on ją obraził słownie pod nosem, a nauczycielka też coś mówiąca w ramach lekcji:
- słucham?!
- (kolo) trzeba było słuchać. 
    Zdjęcie. 
  Potrójna jednostka EN57, którą wracaliśmy do Katowic, po całodziennym jeżdżeniu za darmo pociągami w ramach ŚDM w Krakowie w 2016.
 Powyciągali z krzaków te jednostki, ale tu trzeba zrobić ukłon w stronę PR, bo stanęły na wysokości zadania, a nawet je przewyższyły. Nie było mowy o tłokach w pociągach, prawie wszędzie jeździły potrójne składy, co już w 2016 roku było na wielu trasach w PL ewenementem. 
Pomimo tego, ze sfatygowane, to zrobiły swoje zadanie, a przygotowanie ich do jazdy, ściągnięcie z reszty kraju też musiało być dość sporym nakładem pracy. 
To nie to, co totalna wtopa kolei śmiesznych z 15-08-2019 r. z oczywiście kłamliwym wytłumaczeniem w mediach. Za Dziennikiem Zachodnim z 17-08-2019:
"Wszystkich, którzy podróżowali w niekomfortowych warunkach, a zwłaszcza tych którzy nie dotarli na defiladę przepraszamy - oznajmiają przedstawiciele Kolei Śląskich. - Wysłaliśmy na śląskie tory wszystkie dostępne pociągi wykorzystując przy tym całą dostępną nam rezerwę taborową - dodają."
  Że co qrwa!
  Tu są zdjęcia i opis, gdzie stały najdłuższe jednostki kolei śmiesznych. Takie kity to tylko głupiej tłuszczy. 
   I na tym kończymy na dziś. 

poniedziałek, 4 października 2021

Poniedziałek #1826

      Tradycyjnie byłem na st. mac. Po przyjeździe ponownie na st. zwr. zastanawiam się czy nie będę kiedyś tego żałował, tzn. przeniesienia sie czasowego tu. 979 funkcjonuje, ale tak średnio rzekłbym. Nie ma wsparcia, bo mnie tam nie ma, ludzie wysysają z niego resztki wolnego czasu, bo jak wolny elektron, to trzeba użyć. Mnie też dziś chciała 811 na ogródek zabrać do przesadzania drzew i jak powiedziała:
- ależ to żadna robota. Taki lekki wypoczynek. W zasadzie to nic nie będziemy robić. 
   No fajne żarty, chyba w życiu nie przesadzała drzew. Nie pojechałem, bo jeszcze 824 skądś, wyrwał stare kotlety schabowe. Jednego wdupił wczoraj, a wieczorem jak przyjechałem, to wymsknęło mu się, że cały dzień go brzuch bolał i nie wiedział kompletnie czemu. 
   Chyba smażył dwa kotlety na raz, bo drugi na talerzyku w lodówce. Dziś obrałem kartofle do garnka, a on w trakcie tego kotleta zaczął odgrzewać w mikroweli. Jak zaczęło jebać w kuchni, to musiałem okno otworzyć na maxa, bo myślałem, że cheftnę. Powiedziałem, że ten kotlet jest stary, ale on:
- a ja go z przyjemnością zjem. 
   Nosz qrwa. Skąd on je w ogóle wytrzasł, skoro w ub. tyg. nie kupiliśmy w ogóle schabowych. No i podobnie, jak przy poprzednich czarnych kotletach, tak samo teraz. Jak machina ruszyła, to nie do zatrzymania. Jeszcze coś pogderałem o kotlecie, ale on niewzruszony, przystąpił do żarcia. 
   Mnie oczywiście ciśnienie skoczyło na 500/900, to raz, dwa - pomyślałem, skoro go zeżre to powinienem być na msc. bo pewnie kropelki żołądkowe ruszą w użycie i niby trza by być przy nim. 
    Na szczęście zeżarł tylko 1/3 i resztę ukradkiem (tak chciał zrobić) wywalił do kosza. 
    Oczywiście i tak chuj z tego, bo jutro nie będzie nic pamiętał. 
    Wracając do 979 to boli go kręgosłup i to częściej, i mocniej, a do tego nie potrafi, trochę jak ja (ten brak asertywności) odmówić ludziom, choć po wczorajszej rozmowie z nim, dziś już dyplomatycznie nie pojechałem przesadzać drzew. 
    Nie ma mnie na msc., to też jest gorzej dla naszych relacji. 979 zaniedbuje kota, a mi go szkoda. Kot sam u niego, a 979 przychodzi spać do mnie. Już nawet myślałem, by mu powiedzieć, bym tego kota brał na część sob. i nd. do siebie, by miał przynajmniej dobę, kiedy ktoś z nim ciągle będzie, wiyncyj ruchu i w ogóle, ale dopiero co przerabialiśmy brak odmowy, to pomyślałem - świata i tak się nie zreformuje, więc trudno. Kotem przejmować się będę zaocznie. To nie ja go brałem sobie na gowę. 
    Natomiast wracając do bóli w krzyżu, to kiedyś, kilka razy nawet, przekazywałem 979, że nie na wszystko warto brać środki przeciwbólowe. Na urazy ruchowe raczej ich nie brać, dlatego że organizm daje nam znać jakich ruchów nie robić, by się wyleczyło. Zeżarcie środków przeciwbólowych ten naturalny mechanizm wyłącza. Właśnie w nd. dokładnie to powtarza mi 979, uzasadniając czemu tym razem nie wziął środków przeciwbólowych. Trochę się cieszyłem, bo kolejne przydatne rozwiązanie przyswoił, z korzyścią dla siebie. 

   Jutro jadę na widzenie do 172. W więzieniu jeszcze nie byłem, to myślę, że wrażenia tu opiszę. A z dziś, bo pojechaliśmy ponownie, w ramach zakupholizmu totalne zero, do Tarnowskich Gór, zasłyszane na ulicy. Idzie dwóch synków, ze szkoły, dołącza do nich trzeci, żrąc kebaba. Jeden z tych dwu mówi:
- czemu tej kartkówki nie pisałeś? Wiesz jaka była prosta?
- byłem na kebsie. 
  Dziś priorytetem jest pochłanianie kebsa, a nie pochłanianie wiedzy. 
  I tym miłym akcentem kończę, jeszcze miłe zdjęcie. 
Tego to ostatnio nie mogę "spotkać". Oczywiście na mnie wrażenie robią te żyły zarówno na przedramieniu, jak i ramieniu. No piękne, a pod nimi te twarde mięśnie.
Zresztą brzuch też piękny, ta klata...
  A co on nie ma ładnego? Mózg jest niezbadany. 
  To jeszcze na koniec mała dygresja. Wracaliśmy autobusem z T.G. i jechały dwie ok. 18-19 lat laski. Jedna blond, ale czy aż taka urodziwa? Chyba miała większe mniemanie o sobie jak faktycznie wyglądała, druga czarna, ale odbiegała od faworytki, natomiast obie były na podobnym poziomie umysłowym. Niby ukradkiem z każdego się wyśmiewały, nawet ja dostałem się na widelec, pewnie za oryginalną maseczkę. Po 15 min jazdy pomyślałem, ale "tempe dzidy". 
   Narka.