czwartek, 31 marca 2016

Czwartek

    Z czasem znowu jest co raz gorzej. Głównie za sprawą wyjazdów z 972 do jego małych skurwieli. Tydz. tak szybko minął, że na jutro, w ogóle nie kojarzyłem, iż już piątek, choć miałem jechać do 824, znowu umówiłem się z żoną od 972, bo musi (jakby nie mogła wysłać pocztą) L4 do pracy, ale przy okazji załatwię kilka swoich spraw m.in. też zawiezienie L4 do PUP.
   Wahałem się czy napisać, ale niech będzie. Wczoraj pojechałem do Sosnowca, bowiem umówiłem się z jednym z felka na seks. Podjechałem autem od 972 (wreszcie jakiś pożytek z auta) pod wskazany adres. Stary budynek piętrowy prawie w centrum. Lokator na pierwszym pietrze. Po starych drewnianych schodach wchodziłem dość cicho, bowiem wiem, że w takich domach to wszyscy chcą wszystko wiedzieć. Kuchnia z pokojem i wydzieloną łazienką z kuchni, z drzwiami wejściowymi rozpadającymi się, ze szparami, ledwo domykającymi się. Jakby się mocniej oprzeć to wpadło by się do środka. Jak wszedłem to należało być po cichu, bo mogą sąsiadki usłyszeć. Wchodząc po schodach w miarę cicho jednak miałem rację.
   No qrwa, to po co pisze, że ma lokum, ani mu w klatę przywalić, bo echo takie i od razu było na korytarzu słychać. Raz klapsa zrobiłem i tyle. Z tego co napisał na felku nie dało się zrobić nic, bo warunki techniczno-ruchowe nie pozwalały. Oprócz tego co chwilę robił miny jakby to w ogóle robił pierwszy raz lub było to coś nowego dla niego. Od razu przypomniały mi się spotkania ze 172. No jak wyjdzie, to pomyślałem wsiadając już do auta po wszystkim, postawię mu litra, bo jednak tyle można z nim zrobić, a wydawało mi się, że tak mało.
   Mieszkanie prawie w żadnym stylu. Meble i nowe i stare, podobnie z innymi rzeczami. TV jeszcze kineskopowy, którego włączył w celu niby zagłuszenia naszych odgłosów, ale TV już trochę zdefektowany to co jakiś czas się wyłączał, więc należało być cicho, po czym po paru minutach się włączał. W czasie kiedy się wyłączał, to mnie opadał, bo nie dało się prawie nic zrobić, przez te drzwi, to z samego leżenia nie dźwigał się. Jeszcze jakby ktoś bezsensownie nie zwalił ściany między kuchnią, a pokojem, to było by pomieszczenie wygłuszające dźwieki, a tak nic.
   Koleś z którym się spotkałem mieścił się w widełkach wyglądowych, trochę zdjęcia wyszły lepiej jak w rzeczywistości, ale na szczęście dało się go strawić oczami, natomiast za klatę chwycić - nie, bo mnie skóra boli, potrzeć się o niego - nie, bo to samo, jak ciągnął to mało się nie wyrzygał, w końcu załadowałem go od tyłu, ale nie widziałem miny, bo był tyłem do mnie i może, i dobrze. Ogólnie by i było fajnie, ale te drzwi, które jakby były, a jakby ich nie było, demolowały cały plan. Trochę zdegustowany wracałem do domu, przez część trasy myśląc o chwilowej utracie 172.
    Zgłoszenie o podesłanie składu pustych cystern nadeszło ok. 17:00 (to wcześnie), a ponieważ stacja akurat nie miała żadnego składu na torach, to mogłem sformować skład pustych i zamknąć posterunek dla czynności techniczno-ruchowych i wydalić się na trasę. Udało się zimę przejeździć bez oświetlenia roweru, a teraz po przesunięciu czasu, obiegi w większości będą realizowane w świetle dziennym. W związku z tym odpadły ograniczenia na trasie ze względu na brak wymaganej widzialności, ograniczenia ze względu na niską temp. to wczoraj dość sprawnie obieg został zrealizowany.
    Dziś był w południe, po wizytach u lekarzy, ćwiczyć 826. No jakby nie jego wrodzona głupota to było by z nim fajnie, tzn. chyba bardziej bym go trawił. Tak, mimo jego wyglądu, jakoś nie mogę go trawić. Nadrabia ćwiczeniami w klacie i krótkich spodenkach, czyli cały go oglądania. Wczoraj jak ćwiczył, też był, przed wyjazdem do Sosnowca, patrzałem na niego jak robił pompki i myślałem, no taki to by się mógł trafić. Ten, co opisywałem w 900 notce, z dw. PKP Ka-ce, był podobny.
    A u lekarzy w jednej przychodni, pielęgniarka jak powiedziałem, że chcę L4 to powiedziała, że lekarz pierwszego kontaktu wypiszę i mam tam iść. Wydrukowała mi kartę wizyty i poszedłem do LPK. Tak w rejestracji kolejna pielęgniarka, a następnie moja lekarka zrobiły kwadratowe oczy, że mają na podstawie karty wizyty wypisać L4
- czemu w ogóle tu, a nie lekarz, u którego Pan był?
- no nie wiem (odpowiedziałem), skierowano mnie tu to przylazłem
- (lekarka) powinnam Pana odesłać z powrotem.
  Wypisały L4, po telefonie gdzieś tam konsultującym ową dziwną sytuację.
   No dobrze, teraz tyle, bo jakby jeszcze muszę zająć się kuchnią, a czas się kurczy.

środa, 30 marca 2016

Środa

  Napisze to dla, jakby, przestrzeżenia innych przed takimi czynnościami. Otóż 972 wziął pożyczkę w Credit Agricole. Mają to tam tak fajnie ustawione, że biorąc pożyczkę, czy inaczej, dostając do ręki 6 tysi, trzeba spłacić 12 tysi. No rewelka, banki to potrafią. Te drugie 6 tysi, które trzeba spłacić to, w kolejności od największej pozycji: ubezpieczenie pożyczki 2,600, odsetki 2,400 i 1100 prowizja. Mało tego napisali że "oprocentowanie nominalne pożyczki wynosi 8,90% w stosunku rocznym", przy czym "do obliczania odsetek przyjmuje się, że rok liczy 360 dni". Jakoś im się rok skrócił, a tym samym odsetki nieznacznie podniosły. W pożyczce na 5 lat gubimy 25 dni.
  Pożyczka jak to bywa, poszła na spłacenie poprzedniej pożyczki w wys. 3 tysi, reszta kasy została rozdupiona. Czyli wziął 12 tysi, aby spłacić 3 tysie, za resztę się zabawił. Super, jak wioskowe mięśniaki-skurwiele myślą.
  I tak hoduje się następne pokolenie mięśniaków-skurwieli nie umiejących czytać i liczyć. Przecież to matma na poziomie podstawówki, no może gimbazy, ale bankowość się cieszy, no i nie ma się co dziwić, że takie stawiają sobie budowle.
  Wczoraj jechałem znowu do małych skurwieli do domu dziecka prowadzonego przez pingwiny, aby przewieźć 1-go do ośrodka dla małych skurwieli. Za niedługo 3-ci też trafi do takiego ośrodka, bowiem starsi, biorąc wzorce z domu, napierdalają go, a on broniąc się zwraca tym uwagę innych i wychodzi na to, że paradoksalnie, to on ich napierdala. Nie wiem czy te pingwiny są takie nieogarnięte, że tego nie widzą, czy faktycznie to ciągle wygląda jakby mniejszy napierdalał większych?
  3-ci przyszedł wczoraj na salę widzeń, chciał ze mną pogadać, bo się dosiadł, ale momentalnie przyleciała żona od 972 i tyle było z rozmowy. Zdenerwował się i poszedł na górę. Szkoda go trochę, bo system nie widzi indywidualnie, a masowo, do tego wizję przepięknej placówki zakłócają napierdalające się skurwiele, to pingwiny zręcznie się ich pozbywają, miast dostrzec co jest powodem i przeciwdziałać na miejscu.

wtorek, 29 marca 2016

Wtorek #910

Weekendy ostatnio mam zajęte z racji bycia kierowcą, ale pojawia się mały bunt więc któryś z najbliższych dwu tyg. jazd nie będzie, bowiem wyjazd do 824, który gdyby nie jazdy to już byłby zrealizowany. Wczoraj jak pojechaliśmy do domu dziecka pingwinów, to na wstępie rodzice małych skurwieli zostali poinformowani, iż oni się źle czują bo "coś" zeżarli i mają biegunkę. Od razu skojarzyłem to z tonami przywiezionych słodyczy w sob. i konsumpcją ich. Wczoraj oprócz najmłodszego 4-go, reszta była spuszczana pojedyńczo. Pierwszy był na pożarcie 3-ci. Oschłość rodziców wobec niego jest już ugruntowana, to też on to również odczuwa przeto posiedział chwilę i poszedł do góry. Nawet dobrze z nimi nie pogadał, zresztą o czym? Następnie zszedł 2-gi. Ten bardziej rozmowny, wygadał się, że w nocy zeżarli całą paczę toffi i jeszcze czegoś tam i ich zaczęło mulić. 2-gi jeszcze rozmowny, bo jeszcze u pingwinów to mniejszy wpływ innych skurwieli na niego, zresztą pingwiny jak mają skurwieli to ich się sprawnie pozbywają, jak 1-go. To też z 2-gim kontakt jeszcze taki w miarę normalny jest. On opowiadał co robili, starzy słuchali od siebie nie mówiąc za wiele, bo cóż mogli by powiedzieć, skoro życie monotonne i wiele się nie dzieje. No i przylazł 1-szy. On z racji przeniesienia już do ośrodka młodych skurwieli kontakt ze starymi bardzo znikomy, to już ten wiek, ze wchodzi w elektronikę i żyje z nią, a nie z innymi, no chyba że to inne skurwiele. To też przez większość widzenia grał na komórce w jazdę na motorze przez ulice. Dobrze, że pozostał na sali widzeń 4-ty, bo widzenie wyglądało by dosłownie jak "widzenie", a nie rozmawianie przy okazji widzenia.
   Po wizycie u pingwinów pojechaliśmy ponownie do ciotki do m-ta obok pingwiniastego. Tam znowu imprezka. Trochę tym razem się dowiedziałem o mieszkańcach, bowiem ciotka jak wypije to żali się dookoła i przy okazji podaje info. Otóż jej mąż kiedyś tam zmarł. Obecny facet, z którym żyje, jest na kocią łapę (wcześniej myślałem, że mąż). Ciągle (na każdej imprezce, na której łyknie) ma do niego pretensje, że jest seksoholikiem i ciągle się ugania za innymi, nie interesując się nią. Nie daje jej kasy tyle, ile by chciała (to jest żelazny pkt. każdej kobiety w związku) i ogólnie w życiu zaniedbuje ją, chodząc na imprezki gdzieś indziej. Oczywiście to, że remontuje jej dom i dość dużo już zrobił to nie jest istotne w spr. w ogóle. Byłem tam jakieś 2 czy 3 lata temu, to była ruina. W każdym razie chce się go pozbyć, ale on nie chce iść.
   Jak patrzę na te związki (te które widzę) to zastanawiam się nad ludźmi. Chyba nasza kultura jeszcze tak wpływa na nich, że mimo ogólnego wadzenia się, kłótni, beznadziejnego pożycia oni trwają ze sobą. Rozwody, choć są co raz częstsze to jeszcze nie jest coś normalnego na drodze do spokojnego życia przynajmniej w wioskach. Bo analizując dlaczego jeszcze 971, 972, i ten gość od ciotki są jeszcze z kobietami, to chyba dla ogólnej wygody. Mają podstawione pod ryj żarcie, w miarę posprzątane, opłacone mieszkanie (chodzi o terminowość opłat) i w miarę pilnowany budżet. Czy zatem samce są tak bardzo niewychowane, czy tak wygodne. Analizując kiedyś wychowanie 222 wśród swojego rodzeństwa [opisywałem to na blogu (bo tam to najbardziej było widoczne)] i innych mięśniaków skurwieli, to jest tu pewna wina rodziców przekazywana z pokolenia na pokolenie. Otóż nie wychowuje się dzieci jako uniwersalne, tylko od razu pozbawia się ich połowy funkcji. Facet w domu nie sprząta, nie gotuje (choć większość dobrych kucharzy to faceci. Musieli wyrastać w innych rodzinach, względnie zainteresowania nabywali już po za rodziną.), nie szyje, nie robi innych tzw. "kobiecych" czynności. Podobnie z dziurawcami. Nie przybijają gwoździ, nie zajmują się prostą mechaniką (wymiana żarówek, przestawianie mebli, malowanie mieszkania itp.) za to wykonują tylko to co im wbito do głowy co mają robić, hodując na starcie ułomną jednostkę. Hodując się w takich warunkach kulturowych są skazani na bytowanie z kimś. Często się łączą, bo wpadli w seksie, a larwa jest jego produktem ubocznym. Następnie trwają ze sobą ze szkodą dla owej larwy, czy larw, jak nadupią ich więcej.
  Po 3,5h siedzenia na imprezce, łyknięcia 2x 0,7 przez imprezowiczów udało mi się ich nakłonić do wyjazdu. do wioski. 7h w dupie dla mnie, bo nic pożytecznego nie zrobiłem. Sąsiadka, która z sąsiadem na koniec imprezki dołączyli, na pytania żalącej się ciotki na takie beznadziejne życie i nie zabierania jej na imprezki przez jej faceta odpowiedziała:
- jak się dobrze czuję w domu i nie muszę z mężem chodzić na jego (chodziło o piątkowe wyjścia z kolegami) imprezki.
  Od razu nasunęło mi się, że też bardzo dobrze czuję się na swojej stacji i w okresie zimowym niezmiernie rzadko ją opuszczam.
  Tyle teraz, bo zajęcia czekają, a tak mógłbym pisać i pisać, i pisać... To narka.

poniedziałek, 28 marca 2016

Poniedziałek

   Nie opisałem wizyty w sob. u 971 to teraz. Poszedłem do niego pieszo, jak pisałem na trasie do dzielnicy 971 szedł wioskowy mięśniak, którego nie udało mi się zagadać. W drodze skręcił na ogródki, od razu wyobraziłem imprezkę, czy spotkanie (jego) z innym mięśniakiem i kopulację, do której dołączam, no bo po co skręcałby w ogródki działkowe o tej porze roku? Tak wiem, równie dobrze zamiast mięśniaka może być laską, z którą nie ma warunków do kopulacji gdzieś indziej to padło na ogródki. Ale pierwszy scenariusz lepszy.
   Człapałem dalej do 971 zmartwiony, że mięśniak skręcił w inną stronę. Na msc. byłem po spacerze w dość dobrej pogodzie, jakieś 8C było na placu i słonecznie. W mieszkaniu 971 stan kotów niewiele się zmienił, oscyluje w granicach 30-ki, tak podaje GUS. Oprócz danych GUS, ostatnio znowu pojawili się w mediach, tym razem awansowali i artykuł na pół strony ukazał się w Gazecie wyborczej. Owy numer jest na stanie do pokazywania znajomym. W artykule redaktorka trochę pomyliła osoby, napisała że to 971 znosi koty do domu, a opiekuje się nimi jego żona. Akurat jego udział w tym jest taki, że je toleruje i się do nich przyzwyczaił.
   Tradycyjnie na stół poleciała flacha whisky z colą, do tego obrzydliwie dobre pałki, przecenili je ostatnio w stonie, i jakieś jeszcze ciasteczka, ale poniżej średniej, więc jako zagrycha panowały obrzydliwie dobre pałki. Po jakiejś godzinie żona 971 wydaliła się do jakiejś koleżanki więc mogliśmy bardziej swobodnie rozmawiać o spr. branżowych, bardziej bo została jeszcze córka gimbaza. Tak siedzieliśmy, gadaliśmy, trochę go głaskałem po ręce, nadal ma piękne, ale trochę, bo gimbaza się jednak czasami przewijała. Mnie pod wpływem wlewania trochę się robiło, ale zasadniczo panowałem nad sytuacją, nawet się rozgadałem co dziś mogę po fakcie już stwierdzić. Jakoś chyba przed północą wróciła żona i na stół ciepła bułki z czymś tam. Z braku kasy to coś tam przeważnie jest niskiej jakości. Nie wiem, ale padło na to. Zeżarłem pół i po tym zeżarciu nagle mnie siekło. Tzn. może pomieszałem te bułki z alko i obrzydliwie dobrymi pałkami, może to był ten o "jeden most za daleko", w każdym razie nawet nie dopiłem drina. Siedziałem 20min usiłując dojść do siebie. Jeszcze raz łykłem drina, ale nadal stan byl fatalny. Trochę robiło mi się niedobrze, do tego jakbym nagle tracił kontrole nad sobą. Rad nie rad, postanowiłem się wydalić do stacji macierzystej. 971 widział, że coś mi się robi, wszak znamy się trochę, kurtuazyjnie zaproponował nocleg, ale spanie wśród 10 kotów,jakoś średnio, po za tym potrzebowałem przewietrzenia. Nawet nie wiem ile pokonywałem drogę na stację macierzystą, ale na niektórych szlakach przystawałem, bo mnie muliło. Po postaniu trochę ruszałem dalej i tak pokonywałem kolejne szlaki. Ostatnie już bliżej wioski, były bez postojów. Na podejściu do stacji macierzystej, trochę mi się poprawiło, bardziej trybiłem, to też słyszałem odgłosy ze stacji, pomyślałem szybko - imprezka jeszcze tu. Nie dołączyłem do niej. Po skorzystaniu z łazienki, szybkim przygotowaniu grupy C, bo na grupie A imprezka, pozostałem na niej na torach odstawczych do rana. Słyszałem tylko jak jeszcze wychodzą 979, 897 i jego brat z UK. na wioskę i jeszcze leżałem. Nie miałem wirowania, ale coś nie mogłem zasnąć, to też słyszałem wchodzącego na grupę A 979 z piwem, ale już go nie otworzył, co rano zobaczyłem, i też wyglebił.
    Szczególnie długo nie spałem. Po wyjściu z grupy C na zegarach kolejowych w tym na tym w łazience była 09:30 w/g starego czasu. Pomyślałem, coś mało spałem, może dzień przeżyję. 979 jeszcze spał, to też poszedłem do kuchni zeżarłem śniadanie w postaci zupy jarzynowej ze szkolnictwa i zabrałem się za mycie naczyń, skoro on śpi i ogranicza dostęp do grupy A. Niech śpi, bo jakoś ma z tym problemy. Po 11:00 starego czasu, powstał, ogarnął się i jakoś ok. 11:30 odszedł na śniadanie rodzinne. Przez stację przewinął się jeszcze 834 w drodze do babci.
   Przez to przesunięcie czasu z dnia ubyła godzina to też wydawało mi się wieczorem, iż szybko zleciał. po 13:00 st. czasu odpaliłem rower i odjechałem na coroczny wyjazd służbowy w celu pozyskania cystern do włączenia do składów robiących obiegi z cysternami ze szkolnictwa. 979, który już przylazł przed moim odejściem, powiedział:
- powiedz wprost, że jedziesz grzebać na śmietniki
- dobrze jadę grzebać na śmietniki po wiaderka.
  W ub. roku pozyskałem ich ok. 20-tu i wydawało mi się - teraz mam kilka m-cy z głowy. Ależ skąd. Na stacji zwrotnej one się jakoś gubią i po m-cu ponownie wracając ze składem pełnych musiałem szukać kolejnych do włączenia. W tym roku na haku przywiozłem 24, powinno starczyć na jakieś 2 m-ce.
  Wczoraj pierwsza partia została umyta, jak stacja zaczęła się zapełniać wioskowymi składami. Z minimalnym napełnieniem 3 torów, do ok. 01:00 już nowego czasu, bo po przyjeździe z cysternami do włączenia zegary kolejowe na sterowniku zostały przestawione o godz. do przodu, dotrwałem. O 00:30 stwierdziłem skoro ruchem zarządza 979, to mogę znowu wydalić się na grupę C, a prowadzenie ruchu pozostawić 979, który wypił już na pewno więcej jak 6 piw.
  Na grupie C przebudziłem się o 04:20 z powodu suchego powietrza i przeniosłem się na grupę A, ponownie na głowicy wjazdowej rozlewając wodę. Mówiłem 979 w czasie pierwszego polewania, że trochę robię sobie pod górę. Stwarzając idealne warunki do spania na grupie A, mam problemy ze spaniem w innych msc. Mało kto ma tak intensywne procedury nawilżania powietrza jak ja, i jak zdarza mi się spać w innych miejscach w sezonie grzewczym to są oczywiste problemy ze spaniem. Nawet u 824, na noc są oblewane dwie zasłony i podłoga. Zresztą w tym tyg. chyba do niego pojadę, bo już mnie tam nie było z 4 tyg. jak dobrze pamiętam.
   Po świętach miała być wyłączona lodówka i zeżarte mrożonki z niej, ale widzę będzie problem, a od środy kolejne obiegi z cysternami.
  W trzecim akcie spania, drugie przebudzenie nastąpiło ok. 09:00, śniło mi się, że woda zalała po kostki piwnicę, taką na wzór mojej, ale jednak większej. Woda była ciepła, zszedł do niej ze mną 979, ze sznura ściągnąłem koszulkę na ramiączkach, spytałem:
- to Twoja?
 Nic nie odpowiedział. poszedłem dalej mówiąc mu, że w najniższym msc. jest wody po kostki, pokazując mokrą do powyżej kostek skarpetę na nodze, a pod jedną ze ścian na materacu. ma wierzchu leżał HDD uratowany przed zalaniem, bowiem woda nie sięgnęła górnej powierzchni materaca. Wreszcie położyłem się w ciepłej wodzie, a 979 z niedowierzaniem patrzał co robię i widząc jego minę:
- no co, przecież jest ciepła.
  Jeszcze przewinęło mi się, że muszę pogadać z sąsiadką 2 mieszkania dalej, bo obok mieszkanie do sprzedania i może tam strzeliła rura z centralnego.
  Przebudziła mnie komórka 979, mimo iż ściszona to jednak wibracje robią swoje.
  Dziś kolejny wyjazd na widzenia do małych skurwieli od 972.

niedziela, 27 marca 2016

Niedziela

   Stacja w swieta wpadla prawie jak w zwykle dni, przygotowan zadnych nie bylo, a jedyne pranie firany na grupie A bylo planowane wczesniej, niekoniecznie z okazji swiąt, ale na siłę można tak założyć. Operacja musiała być przeprowadzona przy udziale 979, bo mój defekt lewej ręki uniemożliwia mi ponowne (po praniu) zawieszenia owej, a jest co robić, bo ma 6m długości, a wysoka na 2,80 więc jeszcze trochę większe nie zmieściła by się do pralki. Ta i tak ledwo się mieści, trzeba ją upchnąć. Przez jej wielkość operacja jej prania z namaczeniem to dwa dni. Z powodu ręki przeciągnęła się do 3 dni. W tym czasie powiesiłem zastępczą. Miała plastikowe haczyki to udało się jedną ręką to zrobić.
   Wyjazd do domu dziecka do pingwinów mimo mojego opóźnienia jeszcze bardziej został opóźniony przez 972 i jego żonę. RJ był ułożony na odebranie jej z pracy, ale puścili ich wcześniej to zjechała do dom. Ponieważ jak przyszedłem do nich to 972 jeszcze był w łóżku to wziąłem psa i poszedłem na spacer. Nie wiem jak oni to robią, ale wychodząc z nim już od początku nie zapinam go na linkę i do powrotu to mieszkania jest cały czas spuszczony z linki. Mimo tego nie ucieka do Bydgoszczy Głównej, ani Wrocławia Nadodrza tylko chodzi względnie przy nodze. Natomiast, jak oni z nim lezą to przy pierwszej okazji spierdala im na wioskę i przychodzi sam po jakimś czasie. Ta nieudolność w relacjach z psem przejawia się na relacje z dziećmi. Na tym polu również sobie nie radzą i może dobrze, że dzieci są odebrane, bowiem ktoś (w sensie te pingwiny) czegoś od nich wymaga, słyszą inne słownictwo, widzą inne relacje, a miłości rodzicielskiej w domu tak by nie zaznali. Ponieważ to było świąteczne widzenie to do sali widzeń puszczono wszystkich 4 na raz. Normalnie przychodzą pojedyńczo. Nie znam uzasadnienia do takiej procedury. Obserwowałem relacje do 3-go z nich, tego o którym tu już kiedyś pisałem branego za najgorszego i odrzucanego przez rodziców. Faktycznie dało się zauważyć bardzo słabe relacje między nim i obojga rodzicami. Przeważnie to jemu zwracano uwagę na niewłaściwe zachowanie, nawet jak inny robił to samo co on, bracia też do niego odnoszą się z góry, bo są starsi odpowiednio o rok i dwa. Po ponad godzinie widzenia 3-ci stwierdził, że idzie do góry. Reakcji 972 i żony nie było! Nic, żadnego posiedź z nami jeszcze czy coś w tym stylu. No qrwa nic, pożegnania niczego. Z ich grupy zostało ich tylko 5-ciu. Tzn. 4-ch od 972 i jeszcze jeden. To też jak 3-ci poszedł do góry, to może z większych nudów na górze zszedł po jakiś 20min ponownie do sali widzeń. Szkoda go, ale niewiele jestem w stanie zrobić. Szkoda dlatego, że on ma predyspozycje do czynnego uprawiania sportu i to już po nim widać. Geny odziedziczył po starym, nadto jest bardzo ruchliwy i bracia tacy nie byli. Jak w ub. roku, opisywałem to, jechałem z nimi na rowery, to zachaczyliśmy o tor przeszkód, to łatwość z jaką przejeżdżał przez niego robiła wrażenie, nawet starszy brat, bo jechało wtedy ze mną dwóch, nie dawał tak rady jak on. No niestety oczami wyobraźni widzę, że potencjał zostanie zmarnowany. To podobnie jak u 979, który mógłby być doskonałym pływakiem (ze względu na budowę ciała), choć osobiście to lubi się napierdalać, bo też wychowywał się w rodzinie skurwieli, a że najmłodszy to musiał dawać radę w odpieraniu ataków. Tu podobnie 3-ci musi odpierać ataki starszych, przeto wcześniej rozwija się fizycznie jak starsi bracia.
   Na widzeniu był też dziadek, który podobnie jak rodzice przyniósł worki słodyczy. Już po raz któryś widziałem, że z nadmiaru żarcia oni się nim po jakimś czasie bawią nie szanując go. Mają go za dużo. Nawet część dali z powrotem do domu, aby przywieźć im na widzenie w pn. Jakby im przywieźli, przynajmniej temu najmłodszemu jakieś zabawki do zabawy na msc. to miałby co robić, tak bawi się żarciem. Starsi to wiadomo, elektronika, czyli gry na komórkach, najlepiej na tablecie, ale ten, bo takie warunki domowe (też kiedyś opisywane) został zniszczony.
    Od pingwinów do stacji macierzystej, tu pozostawiłem pojazd i udałem się pieszo do 971 na proszoną flachę. W drodze do przede mną z wioski szedł taki młody wzrastający mięśniak. Czasami go tu mijam i nawet mam ochotę go zagadać. Niby była okazja wczoraj, ale nadal mam coś takiego jak lęk przed zaczepianiem "obcych" (w cudzysłowiu, bo on tak średnio obcy, przeca się mijamy na ulicach to wie, że też z wioski). Nadto, jak szedłem przez jakiś odcinek za nim, to zadzwonił 979 i tak go jakoś wzięło na gadanie, że przez 5min nawijał, a te 5 min lazłem za mieśniakiem. W końcu jak się rozłączyłem to i na rozejściu się dróg, do którego dochodziliśmy on poszedł w drugą stronę. No fuck! Ale jeszcze kiedyś go zagadam.
  U 971 to już opiszę później, bo się chyba za bardzo rozpisałem.

sobota, 26 marca 2016

Sobota

    Jak to dobrze, że jestem zatowarowany na święta. Nie muszę ganiać po sklepach, bo dziś jak jechałem do new mieszkania 230 to ludzie latali z pełnymi torbami, jakby tydzień nie żarli i nagle skończył się post, dostali pozwolenie na żarcie i najważniejszą rzeczą jest zeżreć absurdalnie duże ilości. Ucieszą się bezdomni po świętach będzie wyżerka na śmietnikach. No i pełno pod kościołem wioskowym, nawet był problem z przejechaniem obok, bo zatory się tworzyły. Nie ma to jak na wiosce, jedni przed drugimi idą się pokazać, no i oczywiście kreacje specjalne.
   A new mieszkanie 230 od południowej strony, w centrum dzielnicy, blisko do sklepów, środków transportu tyle że małe - kuchnia przechodnia i pokój. Na początek dobre, bo za nim zrobi im się ciasno w nim to kilka lat pomieszkają, a za ten czas z mieszkaniami na rynku powinno być jeszcze lepiej, bo nas (ludzi) ubywa (na szczęście). Mieszkanie do remontu, z wpisaną wymianą okien, instalacją elektryczną i (uwaga) wymianą szafki pod zlew. No to się tym pkt. MZBM wzniósł na wyżyny.
   Po za tym, wczoraj mimo piątku imprezki czy zjazdu składów na stacji nie było. Składy zebrały się w innym msc. wioski na imprezce i tam siedzieli, to też od niepamiętnych czasów, miałem piątkowy wieczór sam dla siebie. Zająłem go poszukiwaniem programu do nagrywania gier, chodzi mi o nagranie symka kolejowego w czasie symulacji. Gorzej, bo używam go na dwu ekranach, a program, z którym się wczoraj zaznajamiałem nagrywa na jeden, przynajmniej taką opcję znalazłem. Tzn. jest wybór czy ekran 1 czy 2, ale nie doszukałem się ekran 1 i 2. Dziś tego już nie zrobię, bo już jest wdrożony świąteczny RJ i na stację macierzystą zejdę ok. 01:00 już jutro. Ostatnią stacją zwrotną będzie wejście na teren 971, gdzie tradycyjnie poleci flacha świąteczna. Z niej pieszo trzeba będzie w nocy wrócić na macierzystą, myślę że będę jeszcze w stanie, choć nigdy się tam nie zaprawiłem do stanu, aby się nie udało. Wcześniej odwiedzenie małych skurwieli od 972 w domu dziecka i odwiezienie 972 do domu. Do domów dziecka najczęściej zwozi się chipsy i tony tanich słodyczy. To ma pewnie zastąpić tzw. miłość rodzicielską. Nie dziwię się następnie, że niektóre skurwiele wioskowe jak wpadają w moje ręce to delikatny dotyk ze szczyptą uczucia robi na nich wrażenie. Od swoich skurwiałych lasek też takiego nie doznają, bo one również wychowywały się w skurwiałych warunkach. Zresztą spytany kiedyś, dosłownie o to, 222 potwierdził. Szybko też im się kończy pożycie seksualne. Przecież 971 od chyba dwu czy nawet 3-ch lat z żoną się w ogóle nie kopulował. 972, który jak zawieje z płn/wsch. chce od razu rozwodu, podobnie. Oni trwają w tych związkach i nie umiem do końca zrozumieć czemu. Może to taka sytuacja zastana, trwająca latami i do złych warunków przyzwyczajają się, podobnie jak ludzie do różnych dysfunkcji ruchowych. Mnie by się nie chciało, ale jeżeli kłótnie i wzajemne wciepywanie sobie jest motorem napędowym to można i tak. Pamiętam, jak za ścianą sąsiedzi mający k. 80-ki na karku, mieli okresy, że prawie dziennie się kłócili. Przecież w wieku 80 lat nie wezmą rozwodu. To też młodsi nie zdają sobie sprawy, że już mogą zostać w takich beznadziejnych związkach na stałe i spierdolić sobie resztę życia, choć czy oni byli by w stanie sami jakoś sensownie ją (tą resztę życia) zagospodarować? No przecież czytam czasami blogi osób samotnych to tam też nie jest wesoło. A jednak udało nam się na stacji macierzystej dojść do pewnego konsensusu utrzymującego nas w dobrej kondycji psychicznej.
  Qrwa się rozpisałem, a za chwilę wygeneruje opóźnienie. Już przekroczyłem RJ. To narka i do jutra.

piątek, 25 marca 2016

Piątek

   No pięknie qrwa. Zawiodły procedury i nie wiem czy 979 nie widział bloga. Po prostu zostawiłem go włączonego na kompie i poszedłem do 830 robić antenę do TV na jego new mieszkaniu. Jak już wychodziliśmy z tego mieszkania, to dzwonił 979:
- czy wyłączać kompa, bo wychodzę
- nie, bo też się zbieramy i za jakieś 10min powinienem być
- dobrze to go zostawię.
  Mnie się przeciągnęło i z 10min zrobiło się 25, a jak wszedłem na stację to również 979 się przeciągnęło i jeszcze nie odszedł. Po jego odejściu siadam do kompa, a tu wśród innych stron blog. Teraz nie będę wiedział, czy widział czy nie, chyba że się wygada kiedyś.
  Beznadziejna sytuacja, na razie likwidacja jeszcze nie, ale czas pokaże, mało tego jeżeli wie, to nie będę mógł tu napisać nowego adresu, bo to będzie bez sensu. 
  A się porobiło z procedurami. 
  Wczoraj uruchomiłem symka kolejowego popo, bowiem obiegi z cysternami odwołane na czas świąt. Nikogo nie było, to też przy ściszonej muzyce prowadziłem ruch na stacji (tej w symku). Po jakiś 2h przyszedł 979, a niedługo po nim 834. W TV był emitowany film "Hop" i ten oglądaliśmy. Jak to bywa w takich przypadkach trochę się człowiek rozprasza i tak też nastąpiło. Od niepamiętnych czasów nie zdarzyło mi się w stacji wpuścić dwu poc. na jeden tor. "Udało" się to zrobić, bowiem podobnie jak pod Szczekocinami oba jechały na Sz. Dopiero zajęcie izolacji torowej zbyt długo na głowicy rozjazdów skupiło moją uwagę co też tam się dzieje, ze jeszcze 5780 nie zszedł z tych rozjazdów. Pierwsze spojrzenie - stoi, nie jedzie. Czemu stoi? Nie dzwoni dzwonek z rozprucia wajchy to one w porządku, patrzę dalej (przesuwam podgląd na ekranie monitora), a przed jego czołem stoi czoło poc. 3493, zmroziło mnie, ale po dwu sek otrzeźwiałem, bowiem nie zderzyły się, prędkości były małe i wyhamowali.
   Czemu nawiązałem do katastrofy w miejscowości Chałupki pod Szczekocinami? Ano dlatego, bowiem 03-03-2012 (sobota) po godz. 20:00 był emitowany dość atrakcyjny film na TVN. Wiem, że na nastawniach w miarę "prostych"w ruchu poc. tzn. np. na podg, ogląda się telewizory, czy korzysta z innych możliwości oglądania programów telewizyjnych lub ogląda filmy nie z TV, a z własnych źródeł obrazu. Właśnie wtedy tj. ok. 20:40 w filmie były sceny akcji, które mogły przytłumić uwagę RSP pracujących na skrajnych podg., co mogło mieć wpływ na decyzje podejmowanie może nie przez nich oboje, a przynajmniej przez jednego z nich. Z perspektywy czasu wydaje się dziwne popełnienie przez obu podstawowych błędów w prowadzeniu ruchu poc. Podobnie jak wczoraj u mnie w symku, dziś wydaje mi się to skrajnie nieprawdopodobne jak do tak podstawowego błędu mogło dojść. Na pewno, jakby nie jednocześnie oglądany kątem oka TV, te poc. nie spotkały by się na jednym torze, choć mnie nie miał kto powstrzymać, bowiem ruchem poc. na stacji kieruję sam. Tam w Starzynach i Sprowej było dwóch ludzi i jeden z nich mógł zapobiec wypadkowi przynajmniej jeżeli chodzi o prowadzenie ruchu z nastawni, bo również każdy z mechaników mógł jej zapobiec, gdyby którykolwiek z nich spytał się czemu jedzie po lewym (oba poc. jechały po lewym dla swoich kierunków ruchu). Nie spotkałem się aby ten aspekt, był gdziekolwiek poruszany, ale po usłyszeniu o katastrofie, a owy film oglądalem w TV skojarzyłem dość szybko czy czasem, któryś z nich nie oglądał TV?
   Wczoraj po wizycie u ortopedy, poszedłem w szpitalu oddać krew na inne badania. Pielęgniarka pobierająca krew, nie była zadowolona odciąganiem jej od pracy, bo okazywała to zachowaniem.
- (pielęgniarka) co Pan chciał?
- oddać krew na badania
- ale to trzeba na czczo
- nic nie żarłem od rana
- tu nie jest wypisane (chodziło o imię i nazwisko na karcie, na której były zaznaczone badania z krwi)
- to ja wypiszę
- Pan nie może tu nic wpisywać, w ogóle nie wiem czy to jest od Pana
- dobrze, to pójdę do pielęgniarki do rejestracji to wpisze.
  Poszedłem do pielęgniarki do innego bloku, a po powrocie stanąłem przed okienkiem i położyłem wypisaną kartkę z imieniem, nazwiskiem i peselem, i niczym innym
- (ja) pielęgniarka wypisała
- ale te badania robi się rano, a nie w południe
- 2h czekałem u ortopedy, dlatego jestem dopiero teraz
- no nie wiem co z tego wyjdzie, niech pan stanie pod pokojem.
Po pobraniu krwi:
- (pielęgnarka) jutro rano wyniki będą w rejestracji do odbioru
- tzn. włożą je do kartoteki
- rano będą do obioru w rejestracji (już raz robiłem te badania i inna pielęgniarka pobierająca krew powiedziała, że nie trzeba ich odbierać, bo siostry wkładają je do kartoteki pacjenta)
  Ot scenka rodzajowa.

czwartek, 24 marca 2016

Czwartek #905

   Większość ludzi, których spotykam po jakimś tam czasie, czy dzwonię do nich, w toku rozmowy pyta się co robię?
- no na etacie nie pracuję,
- jak to, to czemu nie pracujesz (na etacie)?
- a po co ?
- no żeby dostać emeryturę.
  I to jest bardzo ciekawe. To z emeryturą jest świetnym przykładem jak manipuluje się społeczeństwem. Otóż po okresie tzw. komuny, długość życia w 1990 roku wynosiła średnio 65 lat, a na emeryturę odchodziło się w takim samym wieku. Czyli rząd generalnie nie chciał nikomu wypłacać emerytury, bo z założenia wszyscy mieli kopnąć w kalendarz w pierwszym lub drugim dniu przejściu na ową. Czyli składka emerytalna jest niczym innym jak dofinansowaniem państwa przez nas w dodatkowym podatku, który obiegowo jest nazywany emeryturą. Ci co jej faktycznie nie dożywają maja (i to jest dosłowne określenie) wygaszane konta, te na które niby odkładali kasę za życia, za pracę. Obecnie ponieważ długość życia nam wzrosła to i rząd podniósł wiek emerytalny, czyli dalej jawnie mówi, nie chcemy Wam wypłacać emerytury, nadal chcemy abyście zdychali przed jej osiągnięciem lub w pierwszych dniach przejścia na nią, ale składkę, czyli ukryty kolejny podatek płacili.
  Otóż w rozmowach z tymi osobami, które twierdzą, że mam pracować na etacie, bo ta emerytura [kiedyś tam (fajnie żyć nadzieją)] którą mam dostać, to co wtedy? Wtedy mówię im tak:
- rządowi zajęło pół roku klepnięcie wieku emerytalnego na 67 lat, to zagwarantujesz mi, że np. rząd za 10 lat nie stwierdzi, że emerytury będzie nam dawał w wieku 80 lat? To czym się dziś mam przejmować skoro mogę jej po prostu nie dożyć. A kto zagwarantuje mi, że ZUS będzie jeszcze istniał za 10 lat, skoro ekonomiści dają mu jakieś 5 lat życia przy obecnym tempie zadłużania. To w sumie długi temat i nie wiadomo co będzie za ileś tam lat.
   Zimy zaczynają nam się późno, ale też późno nam się kończą i kilka lat już się zdarzyło, że z zimy, czy niskich temp. przechodziło się od razu do lata. Wczoraj i dziś rano praktycznie mróz, bo było -1C. Wiem, kiedyś na 1-go i nawet 2-go maja padał śnieg, bo zawiało z północy, ale chciałbym już temp. powyżej 10C.
   Dziś rano odpalam kompa, a tu neta w zasadzie nie ma. Ale wpisałem adres bramki sms-owej z orange po numerze IP 213.218.125.160, bez DNS i zadziałało. Czyli należało zmienić DNS w ustawieniach, a samo dojście do tego zajęło mi 20min. Zmieniłem na DNS tepsiany, jeden uniwersalny i zatrybiło. Na szczęście miałem je zapisane na starej kartce, bo tak musiałbym wykonać telefon do "przyjaciela". Jak bardzo cofnąłem się w obsłudze kompa, to straszne. Kiedyś ciągle się w nim dłubało, a teraz jak mu się nic nie dzieje, to uruchamia się i korzysta główne z neta i tyle. W ustawieniach nie grzebię, bo i po co.

środa, 23 marca 2016

Środa

   Wczoraj przed ostatni obieg z cysternami. Postarali się, na koniec same dobre zupy. Przedwczoraj barszcz, wczoraj zjechała pomidorowa z ryżem, jeszcze kartofle z sosem. No wyjebka. Proces mrożenia już rozpoczęty. Jeszcze dziś zamrożę ostatnią i przez wolne będę zaprowiantowany.
   Po obiegu z cysternami zadzwonił 972 (zawiało z płn. wsch. zimnym wiatrem), że ma jej (żony) już dość i chce rozwodu. Przestaję na to reagować, przynajmniej wczoraj olałem to sikiem prostym, o czym mu bezpośrednio powiedziałem jak spotkaliśmy się. Podjechałem pod niego autem, choć mógł zjechać komunikacją miejską. Mimo, że zeżarłem przed wyjazdem, dzwonił jak akurat żarłem, barszcz, to kupil jeszcze kebaba takiego dużego w pojemniku z grubej folii aluminiowej. Już po 1/3 miałem dość i nie wiem czemu wciepowałem do przełyku resztę. Miałem to zabrać do siebie na odgrzanie. Bomba kaloryczna została pochłonięta. Całą noc, bo o 06:00 jak wychodził do pracy 979 to jeszcze, trawiłem. Ale zrobiłem żołądkowi psikusa. W zasadzie pilnuję się z takimi rzeczami, aby nie robić na noc takiego czegoś, ale 972 kupił już jak przyjechałem więc i tak nie było by z tym co zrobić. Nadto mam w domu pełno żarcia do cyca i nie wiem kiedy to zeżrę.
    Przy okazji 972 przypomniało mi się, że ostatnio dałem komentarz do jednego wpisu innego blogowicza nt. "mój mąż jest gejem". Przypomniało mi się, jak kiedyś żona od 972 po okryciu, że on ze mną też coś robi nazwała go pedałem. Chciałem jej wtedy powiedzieć, iż pedały nie robią dzieci, ale powstrzymałem się, bo przecież ona tego nie zrozumie. Przekopiuję tu to co napisałem w komentarzu do notki, bowiem przy okazji tu pasuje.
  Po pierwsze - przejdźmy do terminologii.
  Gej (dla mnie) to jest facet, który w 100% pożąda drugiego faceta. Na przeciwnym biegunie jest 100% heteryk pożądający tylko kobiety, który z innym facetem niczego nie zrobi, nawet mu nie stanie. Czyli jeżeli czytam, że facet zrobił z kobietą dziecko i uważa się za geja, to jakaś pomyłka. Jest biseksualny i tak powinno się ich nazywać. To, że nie wymyślono jakiegoś potocznego nazewnictwa tej przypadłości nie jest moją sprawą. Nie jestem w stanie zrobić nic z kobietą, na jej widok mi nie stanie, więc dziecka tym bardziej flakiem nie zmajstruje.
  Po drugie - skoro ustaliliśmy, że bycie gejem jest inne niż bycie biseksualistą, to blogi i tematy "mój mąż jest gejem", powinny być omijane szerokim łukiem, bo pisze to osoba nie mająca pojęcia, co jak nazywać. Autor bloga przeczytał o zajadłości pań, które dowiedziały się o biseksualności partnerów. . Jak dla mnie zajadłość pań wynika bardziej z tego, że zostały oszukane i dały się oszukać, a nie z części straconego życia. Wszak w jakimś tam okresie musiało być dobrze, skoro ze sobą chodzili, ba, nawet się kopulowali (bo on jest biseksualny, a nie jest gejem). Jeżeli już, to utraciła część życia, kiedy zaczęło się dziać źle, ale czy są idealne związki, w których nie traci się jakiejś części życia na kłótnie, wzajemne omijanie się, nie rozmawianie, umawianie się z innymi kochankami?
  Autor bloga sam używa określenia "faceci-krypto geje". Jeżeli sami nie będziemy nazywać poprawnie takich osobników, czyli facetów biseksualnych, a nie krypto-gejów, to może kiedyś się od nas odpierdolą. Dalej autor użył sformułowania "Wielu mężczyzn co jest oczywiste robią to by ukryć swoją homo osobowość" (brak znaków interpunkcyjnych jak w oryginale). No qrwa nie. Nie ukrywają homo osobowości, tylko swoją biseksualność do cyca.
  Sami nie potrafimy stosować poprawnego nazewnictwa, a następnie się dziwimy, że nas zlewają błotem, albo że nie umieją odróżnić pedała od pedofila i łączą to w jedno. Stosujmy poprawne określenia przynajmniej u siebie, aby czytający cokolwiek z tego wynieśli.
  Następnie taka agresja i nienawiść jest kierowana na mnie, kiedy nie jestem w stanie zrobić żadnej larwy, a oni zrobili i jeszcze jestem z nimi łączony.
   To komentarz (stylistycznie poprawiony do włączenia tutaj) zamieszczony na innym blogu.
  A po za tym wczoraj, a właściwie już przedwczoraj zgubił się 174. Jak się później okazało poszedł na pępkowe. Tak pomyślałem, gdyby nie 979 stacjonujący na stacji to może by wszedł na stacje, a rano, tradycyjnie powiedziałby w pierwszym zdaniu - nic nie pamiętam.
  To są właśnie plusy minusów. Plusem jest stałe przebywanie 979, minusem, mało możliwość ściągnięcia jakiegoś składu na stację na noc, aby go przerobić. Zresztą to tylko jedne, tak te plusy i minusy można by wymieniać i wymieniać, i wymieniać...

wtorek, 22 marca 2016

Wtorek

   W nd. jak byłem odebrać 972 z imprezki, to u ich rodziny, w TV emitowany był program twoja twarz wygląda znajomo, czy podobny tytuł (nie wiem, bo nie spr. na necie, a tego typu programów nie oglądam). Tam byłem jednak prawie zmuszony do zerkania na to co działo się na ekranie, choć zasadniczo siadłem tyłem do TV, aby nie oglądać tego co oni tam puszczają. Z tych zerkań jednak odniosłem wrażenie, że nasze społeczeństwo upadło bardzo nisko, skoro takie coś w ogóle jest emitowane, mało tego oglądający w pokoju robili wrażenie zachwyconych tym co działo się na ekranie. Na początku chciałem to przełączyć, jednak szybko się wycofałem widząc narastające zadowolenie z tego co odbierają. No czy faktycznie qrwa jest aż tak źle?
   Jak przychodzę do 972 do domu, to tam wiecznie jakiś kanał, który jest wśród darmowych z powietrza, a oni ciągle płacą za pakiet TV coś koło 100zł/m-c, bo mają z canal +, którego prawie w ogóle nie widzą, a jak przychodzę to od razu przełączam zobaczyć czy jest coś ciekawego. To podobnie jak u 824, który kiedyś spytany co puszczają w HBO, które ma powiedział: wiadomości, pogodę, wiadomości sportowe, jakieś programy (w sensie takie, w których występują gadające głowy). No dramat jak Ci ludzie są dojeni przez "system". A oprócz tego stałe odbieranie tak płytkich treści powoduje, że coś bardziej "inteligentnego" (poruszającego korę mózgową) jest przez nich nie do strawienia, bo nie umieją się skupić na tym co trzeba odebrać. Rola TV w ogłupianiu społeczeństwa jest ogromna, a jednocześnie czesze się na tym taką kasę.
  19 marca przy okazji jakiejś posiadówy w TV na esce był emitowany koncert skądś tam. Występowali piosenkarze z zagranicy i nasi. M.in. wokalistka, którą znam z nagrania radiowego. To co na koncercie niby śpiewała to był dramat. W zasadzie to można by powiedzieć, że była w ogóle bez głosu. To co na nagraniu słyszy się w radio, a to co zaprezentowała na koncercie to jakby dwie inne osoby. Po niej wystąpiła Kayah i tu różnicy w głosie na nagraniach studyjnych i na koncercie dużej nie było. Ale co. Przez łapówki i koperty sprzedaliśmy koncesję w złym zapisie i stacje TV muzyczne, zgodnie z koncesją, nagrania PL emitują w nocy, a wystarczyło zapis koncesyjny zmienić nie na dobowy, a 12h w dobie, lub 6h w dobie i sprawa była by załatwiona, kasa była by w kraju. Podobnie jak jest z reklamami. Tu udało się ustalić nawet limit godzinny dla reklam tj. 14 minut. Tak, znowu jesteśmy dojeni, przez jakiś sztucznie wyprodukowanych wyjców, bo kasa za tantiemy idzie za granicę.
  Wczoraj z obiegu z cysternami zjechał barszcz, ach uwielbiam, pierwszą porcję zeżarłem chwilę po odstawieniu cystern na tor boczny.

poniedziałek, 21 marca 2016

Poniedziałek

   Wczoraj zupełnie niespodziewanie po włączeniu komórek, po 12:00, zadzwoniła żona od 972, że oni są po imprezce i w zasadzie trza ich zholować do ich stacji macierzystej. No pięknie qrwa, bo tego nie było w planach, a to oznacza pół nd. w dupie. Mało tego, należało wpierw iść po klucze od ich mieszkania do matki od 972, a następnie do ich mieszkania po papiery z auta, jeszcze psa wyprowadzić. Po co ludzie biorą psy do dom, skoro później w ogóle nie mają na nie czasu? Pies od 972, ponieważ tam traktuje się go jak jadące za przewodnikiem auto na kółkach ciągnięte na lince, to nauczył się (z tego nieustającego ciągnięcia na lice) srać w czasie marszu. To jakiś ewenement i wygląda trochę śmiesznie, ale pies dostosował się do miejscowych warunków, to też jak z nim lezę i jest odpięty ze smyczy (lata wolno) to nawet wtedy ma odruch srania i kroczenia. Co ludzie potrafią zrobić ze zwierzętami. Zresztą zwierząt przez ich mieszkanie przewinęło się już pełno. Nawet nie dociekam jak skończyły, bo żyły marnie. To takie żywe zabawki dla ludzi mniej rozgarniętych. Dlatego cieszę się, z wszelkich przepisów ograniczających w sposób naturalny trzymanie zwierząt w domach, choćby sprzątanie po psie. To na pewno spowodowało, że mniej ludzi chce mieć psa w domu i dobrze, mniej jest ich męczonych, zresztą te mniej widać na ulicach. Ciągle przewijając się przez m-ta widzę ludzi ciągnących na siłę psy na smyczach i zastanawiam się czy to człowiek idzie na spacer, czy to pies ma być na spacerze?
   W ośrodku prowadzonym przez pingwiny widziałem 2 i 4 z synów 972, 3-ci ten odstawiony na tor boczny zszedł na dół, ale nie udało mi się go widzieć. Z pinwginarium pojechaliśmy z żoną 972, po samego 972. Imprezka z sob/nd była taka, że 972 uszkodził kolano, a człek z którym imprezował głowę, bo się razem gdzieś tam przewrócili. Oczywiście, aby z kolanem iść do lekarza to nie, bo na skurwielach goi się samo, choć ledwo łaził na nodze.
  Do domu przyjechałem autem od 972, bo żona powiedziała, abym je zabrał co nie będzie korciło 972 do jazdy, to pojechałem. Na stacji macierzystej jak na nd. to wyjątkowy bezruch, nawet 979 się dziwił wolnym torom w stacji. Z 979 do 21:50 siedzieliśmy sami kiedy to pod wjazdowym stanął 826 zdać relację z dnia, z wczorajszej imprezki i o tym jak podrywał jakąś laskę. Jego gadanie zrzuciłem na 979, a poszedłem myć siekacze, bo wdrożyłem procedury wyłączeniowe, zresztą przed wejściem 826 nawet podłogę już polałem, co w nocy będzie bardziej wilgotne powietrze. Długo 826 nie posiedział, bowiem 979 na rano do pracy, to i spania niewiele pozostało. Jeszcze wcześniej 979 zamówił pizzę, bo zrobił się głodny. Mimo żarcia na miejscu, z którego można wybierać, co zresztą mu proponowałem, on uparł się na pizzę. Chyba faktycznie ma za dużo kasy i dobry żołądek na noc zeżreć ponad połowę dużej pizzy. Pochłonąłem tylko 2 kawałki, bo znam siebie i trawić to żołądek będzie do 04:00.
   Wstałem jakoś wcześnie, od 08:00 funkcjonowałem, to i dzień miał być wydajny, ale wciągnąłem się w porniole i tak zleciało 2h. Szlag.

niedziela, 20 marca 2016

Sobota i niedziala

   W piątek, jak było zaplanowane wyjazd do ośrodka socjoterapii, do najstarszego ze skurwieli od 972. Do ośrodka, mimo piątku w miarę dobrze się jechało. Za nim nastąpił wyjazd musiałem się przemieścić do wioski 972, po nich i auto. W domu zeżarłem obiad ze szkolnictwa, aby tam czasem czegoś nie jeść. O umiejętnościach kulinarnych żony od 972 tu pisałem kiedyś, są mizerne, to też zawsze staram się jechać tam najedzony i napity, aby czasem czegoś tam nie pochłaniać. Tym razem też chciała mi zaserwować kluski z mięsem - kupne, ale już omasta robiona przez nią. Podziękowałem i po tym jak oni wchłonęli pojechaliśmy. W ciągu dnia dziś było 10C, to też w ośrodku skurwieli, owe chodziły już w krótkich spodenkach, to mogłem popatrzeć trochę na nogi i obejrzeć kto ma jakie umięśnione. Skurwiel od 972 jeszcze nie w krótkich, ale pewnie za jakiś czas wystąpi. Po przyjeździe jak popatrzałem na niego, to od razu spostrzegłem ślady na szyi i częściowo klacie, które wyłaniały się z pod koszulki, znaczy sparingi były. Zresztą jak ostatnio byłem to w jednym pokoju się napierdalali przy otwartych drzwiach. Przypomniało mi się wtedy jak byłem w wojsku i przeniesiono mnie do innej jednostki, wchodziłem na kompanię, a tam w pokoju jakieś seksualne ekscesy takich pięknych mięśniaków. Ile to miałem snów erotycznych z jednym z nich, taka piękna sztuka, a ile w.k. na nim zrobiłem... Tylko czemu wtedy byłem taki nieśmiały?
   Małego skurwiela wypisała żona od 972 na godzinę i pojechaliśmy do stony na zakupy. Ze stony zaproponowałem aby pojechać do Gliwic i pokazać im rynek w mieście. Tak też zrobiłem, starczyło czasu na styk. tzn. z Gliwic wyjechaliśmy późno to też na drodze szybciej jechałem niż normalnie, ale na msc. byliśmy 15min później.
   Na stację macierzystą wszedłem ok. 20:20 po łyknięciu z 972 1,5 piwa na głowę (jedno rozlane na pół). Szczególnej imprezki nie było, nawet skończyło się wcześniej, bowiem 979 i 897 poszli na wioskę, a najdłużej siedział przy piwie 830, jeszcze przed nim odszedł też po piwie 834. Wobec opustoszenia stacji ok. 23:00 wdrożyłem procedury wyłączeniowe i 23:30 wyglebiłem, a na grupę C poszedł spać ten z Belgii.
   830 jak wczoraj był to rozebrał się do koszulki i tak patrzę na niego, a on się bardzo rozrósł. Przybyło mu znacznie w bicepsie, nawet sądzę, że coś musiał żreć, bo tak naturalnie to tyle by nie przyrosło. On zawsze należał do szczupłych mięśniaków. Nawet ten z Belgii (cały czas są podejrzenia, że jest nasz) chciał go naciągnąć na siłowanie się na rękę. Może mu się 830 podoba, stąd taka propozycja.
   W nocy, nie patrzałem na zegarek weszli na stację 979 i 897. Jak zwykle zrobili trochę hałasu, ale mózg się przyzwyczaił, wyciął do tego poziomu hałas i zasnąłem. Nawet nie słyszałem jak kładł się 979, a wcześniej odprowadzał 897 z grupy.
   Obudziłem się 09:15 chwilę po mnie ten z Belgii, zabrał swoje rzeczy i odszedł ze stacji w trasę do Belgii. Poszedłem do kuchni bowiem 979 nadal spał, to nie chciałem go budzić. W tygodniu niedosypia, to przynajmniej teraz niech się wyśpi.
   Z ostatniej chwili, 172 może pojawić się na stacji za jakieś 7 m-cy, czyli listopad. Myślałem, że więcej, ale tyle to nawet niewiele przynajmniej z pkt. widzenia lokalnych skurwieli.
   Co tu się dzisiaj wyprawia (sobota) do cyca, to jest nieprawdopodobne. Co jakiś skład odejdzie ze stacji to wchodzi następny. Średnio każdy z nich siedzi po ok. godzinę i tak cały dzień. Oczywiście to ma plusy, bo moge z nimi pogadać, uaktualnić dane, jednak chciałem zająć się symkiem, to siadam przy nim tak na 10, 15 min i tyle mi się udaje, bo stale ruch. No wiem, też dobrze, bo Ci samotni to mają bezruch, a tu takie natężenie ruchu. No cóż, jakoś to przeżyję, wszak to nie ostatni dzień.
  Ten ruch trwał do 00:20, o której to odszedł ostatni 371. Po wypłacie jaką dostał zauważyłem zmianę na jej szybkie wydawanie. Nie wiem co z tymi ludźmi nie tak. U nich to widzę rodzinne, choć większość patrzy jednak na zachód jako tą ziemie obiecaną, gdzie jest pięknie, ładnie i przyjemnie, a kasa leci z nieba w nieograniczonej ilości. Jak mi podnoszą ciśnienie ciągłym stękaniem jak to jest tu źle, to im mówię, że jak tak, to jedźcie tam lub cieszcie się, że nie urodziliście się w Etiopi lub Rumunii. No i dodaję, czemu nie patrzycie jak jest w Etiopii lub Rumunii i czemu tam nie chcecie jechać?
   Ponieważ 979 był w terenie to wiedziałem, że zostanę w nocy obudzony. Wypadło na 05:00. Przyszedł z bratem do 897, który przebywa a Anglii już od 10 lat, a teraz ma w planach przeniesienie się do Australii i pracuje nad tym. Ma to być w tym roku. Do ciepłego klimatu też bym się przeniósł. Pogadali jakies 40min po czym wyszli, bo ten z Londynu, chciał do domu. 979 wrócił jakoś po 06:00 i położył się spać, a jak jakoś nie mogłem zasnąć przez godzinę. Chyba z powodu mieszanki jaką zrobiłem w żołądku wczoraj na wieczór. Powinienem pamiętać o nie robieniu z żołądka śmietnika, wszak on to musi strawić, a nie mam 23 lat.
  Tyle, bo stacja znowu się zapełnia, już weszły 979 i 826, to reszta jutro. Narka.

sobota, 19 marca 2016

900 notka

    Czy to nie jest tak, że jak jesteśmy najebani, a przynajmniej, jak ja jestem w takim stanie to mogę pisać bez ograniczeń? (i aby było jasne, tylko pierwsza część jest napisana w takim stanie)
     To tak pod notkę 900-ną.
     Utkwiło mi w głowie wiek lat nastu. To się tak ciągnie od podstawówki, kiedy moją miłością platoniczną był kolega z ławki szkolnej (dwuimiennik) siedzący obok mnie. Miał tak przepiękne przedramię (oglądanie przedramienia do dziś pozostało i na podst. tej części ciała jestem w stanie dużo określić o wyglądzie samca), że podniecałem się codziennie patrząc na nie. Resztę tez miał ok. W tamtych czasach rodzice kupili mi teleskop i oglądałem go na balkonie bloku, w którym mieszkał i się opalał w klacie. Oczywiście ten widok przerabiałem w nie tylko snach erotycznych, ale i bezpośrednio jeżeli to jest dobra nazwa.
    Trochę trwało za nim wypłynąłem na tzw. światek branżowy. Jak już wypłynąłem, a pierwszy raz w Krakowie kiedyś tu opisywałem, to poznałem z Dąbrowy Górn. takiego mięśniaka 17 lat. Parę razy udało mi się go zwerbować i wylądowaliśmy w łóżku, ale to był taki w 100% mój typ. Przy nim orgazm to było to, na co się czekało tygodniami. Takie ciało, taki wygląd, no dla mnie w 100% mieszczący się w ścisłych widełkach wyglądowych. Jak zabiegałem o spotkania z nim to tylko ja wiem, on tak średnio, ale jak już doszło to orgazm był taki jak prawie nigdy dotąd.
   Zresztą takich z (powiedzmy) górnej półki to przewinęło się przez moje ręce kilku, czy kilkunastu, oczywiście takie spotkania pamięta się doskonale.
   To niektóre z tych spotkań opiszę. Z racji dużego popędu seksualnego swego czasu przewijałem się przez dworzec katowicki. Musiałem tam dojechać z wioski i trochę pograsować. Udało mi się kiedyś zauważyć piękną sztukę. Jakoś nie mogłem się przemóc, aby do niego dojść, ale jak już doszedłem to rozmowa się potoczyła. Okazało się, że on zarabia ciałem na życie. Jednak woli starszych, chyba chodziło o kasę. Naciskałem na to sformułowanie starsi i strzelił, że tak od 25-ki wzwyż. Ucieszyłem się, bo już byłem w tych starszych, a on że jestem za młody i w ogóle to blokuję go z zarabianiem. Jednak tam mi się podobał, że nie dawałem za wygraną. W toku rozmowy założyliśmy się, że jeżeli mam ponad 25 to zrobi to ze mną za darmo. Jak zakład przybiliśmy, to wewnętrznie prawie oszalałem ze szczęścia. Wyciągnąłem dowód tożsamości i ... udaliśmy się do niego. Wynajmował mieszkanie jakiś kilometr od dworca. Takie małe dwupokojowe. To co przeżyłem z nim w łóżku, choć było już jakiś czas temu to w migawkach do dziś pamiętam. Tu podobnie jak przy 17-ce z Dąbrowy Górn. orgazm, to było prawie szaleństwo, taki odlot to mało kiedy. Za pierwszym razem zrobiliśmy to dwa razy, bo oczywiście nie mogłem się powstrzymać. Po za tym on doświadczony, bo zarabiał seksem, to trochę umiał, ale mogłem też zrealizować swoje preferencje. Oczywiście spotkaliśmy się jeszcze raz, tym razem odpłatnie, ale to nie była stracona kasa.
    Innym razem udało mi się wyciągnąć do mieszkania 18-kę z dworca. Ten to z kolei był chodzącym umięśnieniem. W rozmowie wyszło, że chodzi na siłownie, zdecydował się na zarabianie w ten sposób, ale nie jest nasz, tylko nie ma jak inaczej zarobić kasy, a były to czasy dużego bezrobocia, to zdecydował się na podejście i byłem jego pierwszym męskim partnerem. To był osobnik połączenia 826 ze 172 wybierając te pozytywne aspekty wyglądu. Podobnie i przy nim orgazm to był totalny odlot. Ponieważ wtedy i ja ćwiczyłem, a sprzęt był porozkładany, to i on poćwiczył przez seksem przez co jak weszliśmy do łóżka, to nie dość że był rozgrzany, to jeszcze mięśnie pozostawały w stanie napięcia, a żyły były doskonale widoczne. Po za tym symetryczna budowa ciała, dobrze zbudowane nogi, klata, plecy, ręce no prawie wszystko miał idealne. Niestety nie udało mi się z nim spotkać drugi raz i to był ten jedyny. Szkoda, bo wtedy jak pamiętam wziął 70 zł co może być dziś odpowiednikiem może 140zł.
  A z zawodów ciekawszych wykonywanych to prowadzenie tramwai w dawnych czasach. Wtedy się fajnie jeździło. Tramwaje były przeważnie pełne, a od 14:00 to jak wyjeżdżało się z katowickiego ronda na Chorzów, to trzeba było często stawać w drugim łuku (prawym), aby ludzie się ugnietli i drzwi się zamknęły, bo za 400 m był przejazd pod mostem i aby kogoś nie rozwalić o filar, choć jak nie chcieli się upchać to czasami jechało się wolno pod most i tam przejeżdżało ok. 5km/h czy kogoś filar nie ściągnie, bo wisieli jak winogrona. Po za tym to jazda z V max, między przystankami, aby być w miarę planowo, a mimo tłoku w wozach, i rzeszy ludzi na przystankach czasy przejazdu były krótsze niż dziś, więc szaleństwo na torach było wpisane jakby w zawód. Najgorszy był pierwszy dzień. Zazwyczaj na przeciążonych liniach jak 6 i 7 jak dali świeżaka, to w godz. szczytowych 14:00 - 16:00 jechało za nim 4, 5 wozów bo tak był opóźniony i z reguły zawracano go na jakieś pętli czy czymś pośrodku, aby się wstawił do planu. Pierwszy przejazd z Bytomia do Katowic Brynowa na 6-ce w Katowicach Rynku tylko 2 min w plecy. To było osiągnięcie, dlatego pamiętam to do dziś, drugiego wozu liniowego na ogonie nie miałem. To też jak widzę dziś motorowych (to jakieś jeżdżące "blondynki") to aż mi się słabo robi. Kto ich uczy jeżdżenia, kto ich dopuszcza na tory. Przenieść ich dziesiąt lat do tyłu i porzucają wozy w terenie, bo nie dali by rady z taką forma jazdy. Wczoraj jechałem tram. to znowu miedzy przystankami motorowa 12 razy dała na jazdę. Po za tym to były czasy wozów na stałe. Miało się swój skład, zmiennika i dziennie jeździło się tym samym. To też zakładano często dodatkowe grzejniki w kabinach, obowiązkowo firanki, jakieś dodatkowe kontrolki, bajery zawsze były mile widziane, powodowały odróżnienie wozu od innych. Po za tym wiedziało się o możliwościach wozu, jego mocnych i słabych stronach, to ułatwiało przelatywanie przez m-ta. Ekipy były zgrane do tego stopnia, że np. w nd. rano na 11-ce do ok. 10:00 kiedy przybywało ludzi, robiło się tak, że z Chebzia odjeżdżało się 14min w plecy i "but" do Katowic gdzie było się jakieś 7min w plecy, czasami nawet nieszczególnie trzeba się było śpieszyć, bo jak światła zgrały to ze średnią gonitwą na pl. Wolności było się te 7 do tyłu, następnie do Lipin wpadało się już planowo. Dzięki temu mykowi, w Chebziu miast postoju 14min wszyscy stali 28min. Pasażerowie byli zadowoleni, bo szybko i sprawnie dostawali się na trasie z przystanku na inny, motorowi, bo można było więcej postać no i nie trzeba się było wlec na trasie. Gorzej jak któregoś 6-ka zajechała w Chorzowie, jak się dogadało to przepuszczała na Stadionie Śląskim i dało się tak zrobić w dwie strony. Podbiegało się na rynku w Chorzowie lub Rondzie w Katowicach, mówiło mu się, by zjechał na stadionie na pierwszej pętli i przepuścił. Nie wszyscy się chcieli w to bawić, ale niektórzy szli na rękę. Po za tym to były czasy poszanowania pracownika. Nikt nie jebał za byle co motorowych, kierownik był sprzymierzeńcem, a nie jak dziś człowiekiem do karania, choć na szczęście czasy się trochę zmieniają, bo brak ludzi wymusza inne zachowania kierownictwa w różnych zakładach pracy czy firmach o czym tu już pisałem. Wtedy można było się wytłumaczyć u kierownika i z reguły jakieś drobne przewinienia puszczał płazem.
  Fajny efekt był np. w zimie, kiedy spadł śnieg i było wszędzie biało. Na wydzielonych torowiskach większośc jeździła na postojówkach (światła postojowe). To nie powodowało oślepiania, przez odbijające się światła mijania od śniegu, nadto zapewniało widoczność dość daleko po za owe 40m działania świateł. Do tego efekt cichej jazdy z powodu zaśnieżenia torowiska. Tramwaju mknącego po takim torowisku nie było słychać. Fajnym efektem była też jazda dociążonym tramwajem w torowiskach, taki "przygnieciony"tramwaj dość płynnie przechodził przez styki w różnym stopniu wybite i różne deformacje toru, dziś to rzadko spotyka się, przynajmniej na Górnym Śląsku wozy zapełnione do tego stopnia, że nie da się już do niego wejść innym na przystanku.
   Z innych ciekawych prac, to przewinąłem się, może to nie odpowiednie słowo, ale niech będzie pracowałem łącznie 6 lat jako dj. z czego pierwsze szlify miałem w lokalu branżowym w Katowicach. Tam grałem 1,5 roku. Był to fajny okres. Lokal, bo wtedy było ich niewiele, pełny do granic i zapełniony samymi branżowcami, co z połączeniem z moim popędem seksualnym dawało często upust w postaci częstych spotkań z innymi. Przez jakiś okres w zasadzie co tydz. miałem świeży towar w łóżku (nie chciałem tego tak napisać, myślałem o wyłagodzeniu, ale właśnie pierwsza myśl na określenie tego stanu była taka jak napisałem to pozostawiłem). Nie było z tym trudno, bowiem pracując tam już jakiś czas, każdą nową twarz łatwo wyłapywałem, tym bardziej, że konsola była ustawiona na podwyższeniu to też z góry patrzałem na salę to widziałem kto nowy się pojawia. Specjalnie miałem wtedy zrobione mixy, aby móc wyjść z za konsoli i poderwać owego osobnika. Przeważnie się udawało, efektem był wspólny powrót do wioski. Ale aby nie tylko o wyłapywaniu mięśniaków z dyskoteki, to były to czasy znacznego rozluźnienia moralnego (nie wiem czy to dobre określenia), po okresie tzw. komuny. Coś jak w latach 70-ych w USA. Pozostała po okresie komuny wzajemna życzliwość ludzi, jeszcze nie naruszona kapitalizmem, a już nadeszła do tego wolność, stąd to czasy wpływu np. światka branżowego na mody panujące w stylu ubioru, wyglądu. To np. wtedy od środowiska branżowego wyszły buty na wysokiej podeszwie, to ze światka branżowego wyszły kolczyki w uszach, i jeszcze parę innych by się znalazło gadżetów. To były czasy, kiedy nie biło się naszych, dopiero później to jakoś zaczęło się dziać i nie wiem dlaczego do dziś (co pisałem przy okazji recenzji różnych filmów) jest promowane.
    No dobrze, to na razie tyle z tego co tam kiedyś robiłem. Tyle, bo czas jak zwykle nas goni. Dzisiejsza notka, tj. sobotnia będzie połączona z przyczyn technicznych z jutrzejszą.

piątek, 18 marca 2016

Piątek #899

  Ostatnio jak się loguję na felku, to od razu przypomina mi się, aby włączyć porniola i zwolnić mózg z myślenia o opróżnianiu zbiorników. Skutkuje. Po opróżnieniu zbiorników, wstaję od kompa i zajmuje się czymś innym, dziś też tak zrobiłem.
  Dzięki bytności tego z Belgii, obiegi z cysternami realizowane autem, to dobrze dla mojej ręki, przynajmniej na rowerze jej nie rozrywam. Wczoraj w cysternach zjechała grzybowa, ziemniaki, wątróbka z cebulką, to dziś będzie wyżerka.
  Po za tym wczoraj dość wydajny dzień. To po dwu dniach sennych, kiedy mało robiłem wyrównało się wczoraj i myślę dziś jeszcze też coś pożytecznego zrobię. Wpływ na to miała w pewnym stopniu pogoda. Kiedyś na nią chyba mniej reagowałem, teraz po zimie i bezsłonecznych dniach, te z nim dają mi poweru, choć zawsze staram się znajdować zajęcie i w te bezsłoneczne. Czasu niewiele, bowiem ok. 16:00 wyjazd z żoną od 972 i pewnie samym 972, po najstarszego z tych z domu dziecka. Przy okazji załatwię kaufla, bo skorzystam z auta.
   Zabrałem się za rozlewanie wina do butelek, bowiem na stacji do południa pusto, to mogę rozlewać. Jak zwykle ojców sukcesu jest pełno, i ewentualnych ssaczy wina też. Przy jego produkcji jakoś chętnych nie było do pomocy, a teraz jak jest gotowe, to większość się ślini i ciągle naciskają aby niby skosztować, a tak na prawdę to chcą się darmowo napierdolić. Nawet ten z Belgii naciskał wczoraj na degustację wina. No niech do cyca, spierdalają od niego daleko. Po rozlewie okazało się, że wyszło go jakieś 12 litrów łącznie. To mało, ale w tym roku poprawię obliczenia, głównie ilość owoców, po za tym będzie robione do dwu baniaków, więc z jednego jak wyjdzie 20 ltr. to może 40 łącznie uzyskam. Błędy przy produkcji spisałem na @ i wysłałem między skrzynkami, co jakiś czas, jak jeszcze coś zauważę dopisuję, by w tym roku już ich niepotrzebnie drugi raz nie popełniać. Ale jeszcze raz napiszę, wyszło zajebiste, dlatego jestem tak pozytywnie podjarany.
   No i na jutro szykuję trochę specjalną notkę, może mimo soboty, bo w sob. na stacji ruch większy niż w tygodniu, uda się ją tu napisać i umieścić.
 

czwartek, 17 marca 2016

Czwartek #898

   Jak to ma tak być, to jest dobrze, tzn. kolega z Belgii się budzi, po czym odchodzi ze stacji. To jest to czego potrzebuję, rozruchu porannego na pustej stacji, bez obróbki składów i zajmowania się  nimi. Zaraz lepiej się poczułem jak wylazł, zresztą słońce na dworze sprzyja dobremu samopoczuciu, temperatury może nie, bo w nocy jest 0C, a ok. 11:00 5C, ale można wytrzymać.
   840 kupił samochód alfa romeo, combi, używkę za 25 tysi. Zaszalał jak nic. Jak już leżeliśmy po procedurach wyłączeniowych z 979, to rozmawiałem z nim, że chyba trochę się pośpieszył. Larwa w drodze, problemy z kręgosłupem (szykuje się operacja), samochód ciężarowy, którym jeździ na rejonie okresowo się psuje, nadto, ubyło od stycznia odbiorców na rejonie, stawka niższa, a tu kupił auto, bo jak powiedział: jak jeździł starym do pracy, to stracił motywację, teraz jeżdżąc tym na nowo ma motywacje do jazdy do pracy. Z tej kwoty 10 tysi w kredo. Spytałem się 840, jak rozmawialiśmy czy dobrze się przeliczył, ale reasumując odpowiedział - będzie dobrze (mnie to sformułowanie bardzo drażni i jak ktoś mi to mówi to prawie wybucham. Na szczęście nie odnosiło się do mnie.). Się okaże czy będzie tak dobrze.
  Po za tym wczoraj procedury wyłączeniowe później, bowiem 979 wdał się w dyskusje z tym z Belgii, a wcześniej był pilnować larw od brata, któremu zrobiło się opóźnienie 2,5h, więc na stację wszedł dopiero ok. 22:25. Jakoś sprawy wyjazdów zagranicznych w wiosce zaczynają już zanikać. Owszem w składach numeracji 200 są jeszcze obecne, ale drużyny trakcyjne tych składów w ogóle nie mają koncepcji na bytowanie tu, to czy tu, czy tam, dla nich, z pkt. widzenia tu, bez znaczenia. Jednym z ostatnich co na razie wyjechali to brat od 222, ten którego kiedyś odwiedziłem w mieszkaniu i trochę się przeraziłem porządkami. Po za tym popłynął finansowo, bo jak to u młdoych wydaje się dalsze trwanie takie radosne szczęśliwe, pełne kasy i rozrywek. Na tej fali pozadłużał się i obecnie trochę też ucieka przed wierzycielami. Reszta z serii 200 już się gdzieś tam załapała do pracy, to i wyjazdy odeszły na plan dalszy. Wszak wszyscy w grupie w jakiej dojrzewali nie zbiorą się i nie wyjadą tam. Pewnie jest taka możliwość, ale kto z nich by to zorganizował i przemieścił ich wszystkich tam, aby dalej radośnie w imprezkach trwali w nowym miejscu.

środa, 16 marca 2016

Środa #897

   Wstawanie o 05:00 rano to jakieś nieporozumienie. Mam zdestabilizowane przedpołudnie. Usiłowałem się po przyjeździe przespać, ale położyłem się i nic nie wyszło. Może dlatego, że wpierw zrobiłem w.k. na jakimś filmiku z neta, a następnie na podstawie tego filmiku, przypomniały mi się zdjęcia 172, które oglądałem 2 dni temu i też w.k. przy nich, to w łóżku również zrobiłem w.k. W ciągu 40min dwa razy. Wali mi na dekiel do cyca!
   Larwa 972 przewieziona od pingwinów z ośrodka do szkoły, aby dalej pojechała do Gliwic na wycieczkę. Tyle z tego kursu, że kupiłem 10kg. cukru, z czego 5 odejdzie chyba z 979 na stację zwrotną.. W ogóle to nie śledzę wiadomości, ale coś się dzieje, nie wiem co, na rynku cukru. W stonie jest już po 2,70zł/kg., w kauflu ostatnio była cenówka 2,00zł, ale nie było, dziś 2,20 i też nie było, ale w tesco w tej samej cenie, i był to kupiłem. Wydłuży to czas niekupowania cukru, a będzie można poczekać na może niższe ceny. Pomału muszę robić zapasy odnośnie tegorocznego wina, bo dwa baniaki to trochę go zeżrą. Właśnie muszę policzyć kiedyś ile.
   Wczoraj przed pracą był 826 na ćwiczenia, ale mało ich zrobił, za to jak go, tak niby przypadkowo, chwyciłem za biceps, to tak jakby żreć delicje lub kremówki. Takie wrażenie w palcach, no wyjebka. No cóż, ale z nim to mógłbym tak jak ze 172. Przyjście, zrobienie, wyjście, bo na dłużej to bym ogłupiał. Szkoda, że 172 na stację w najbliższym czasie i dalszym też nie wejdzie. No cóż, teraz moge rozpatrywać to w kategoriach straconych chwil, które mogły być, a nie były, co mogłem z nim zrobić, a nie zrobiłem z różnych powodów. Mamy takie coś, aby być porządni, grzeczni, ale czy druga strona tego chce akurat. Przecież on się w ogóle nie opierał przy tym co mu robiłem, wręcz jeszcze prężył się jego zajebisty duży organ. To czemu mózg do cyca, nie weryfikował tego w stanach normalnych, tylko przy flaszkach z nim luzowały się hamulce i dawałem czadu, a i w tedy 172 nie stękał. Życie jedno, a tu takie błędy, i ciągle prawie te same.
   Ale to nie tylko ja robię błędy. 979 chodzi na siłownię i z końcem marca kończy się umowa. Na koniec lutego 3x z nim rozmawiałem aby siąść, bo nie miałem dostępu do umowy, i ją przeczytać, szczególnie naciskałem na ostatni weekend. Za trzecim razem powiedział, abym mu dał spokój bo wie co robi. Wczoraj przyniósł umowę, a dziś dał mi ją do przeczytania. Oczywiście termin wypowiedzenia jest m-c przez zakończeniem umowy, a w razie braku wypowiedzenia automatycznie przedłuża się na czas nieokreślony. Wtedy umowę można wypowiedzieć z miesięcznym wypowiedzeniem tzn. np. umowę kończącą się ostatniego kwietnia należy wypowiedzieć ostatniego marca, a nie 01 kwietnia. To powoduje, że umowę przechodzącą z automatu na czas nieokreślony teoretycznie można wypowiedzieć dopiero w drugim m-cu, bo 31 marca nie można wypowiedzieć umowy, której jeszcze nie ma. Oczywiście opłaty stosuje się na dzień przed wejściem new umowy w życie. No to se tera 979 popłynie. Napisałem mu w sms-ie: a nie mówiłem, aby przeczytać w lutym!

wtorek, 15 marca 2016

Wtorek #896

    Czasu jakby jeszcze mniej, bowiem, jak pisałem wcześniej, jeszcze mam kolegę z Belgii na głowie. Jakoś nie wiem czy kurtuazyjnie, czy chciał, ale kupił żołądkową gorzką klasyczną (tą żółtą) i wypiliśmy z niej połówkę na dwóch. W sumie to nic mi nie było, bo tą połówkę zrobiliśmy jeszcze w 2h.
   Czytając czasami artykuły na necie z różnych portali można się trochę uśmiać, a jednocześnie zastanawiać nad rzetelnością dziennikarską, czy ona w ogóle jeszcze istnieje, czy liczy się już tylko ilość wstawionych przymiotników.  "Od wczesnych godzin pociągi na najbardziej obciążonych trasach Gliwice Częstochowa oraz Gliwice-Zawiercie notują gigantyczne opóźnienia. Te gigantyczne opóźnienia to: Częstochowa - 50 minut, Gliwice 50 minut, Zawiercie 25 minut." Jakie to gigantyczne opóźnienia. Jakby był opóźniony o 320 min to były by wtedy gigantyczne. Dalej możemy przeczytać: "Na trasie między Zabrzem a Gliwicami mamy tzw. telefoniczne zapowiadanie pociągów, nie wchodząc w szczegóły, usterka tego systemu generuje kolejne opóźnienia rzędu 30 minut - tłumaczy (Michał Wawrzaszek, rzecznik Kolei Śląskich)". On jest nienormalny, zapowiadanie telefoniczne co najwyżej może spowodować opóźnienie 1-2 min. Skąd oni biorą tych ludzi co tak bredzą. Zapowiadanie telefoniczne różni się tylko tym od ruchu poc. na blokadę, że zamiast sprawnej blokady elektromechanicznej, która (powiedzmy) przez kontrolki pokazuje nam, że szlak na który poc. ma wjechać jest wolny, musimy to zrobić telefonicznie. Czyli stacja A dzwoni do stacji B do Krzysia i pyta się Krzysia, czy ostatni poc. 6756 już wjechał, lub jak wjedzie to Krzyś sam dzwoni, że 6756 wjechał o 23:45, to na podstawie jego oświadczenia możemy następny poc. 48102 wpuścić na szlak o 23:46, a nie jakieś 30min opóźnienia.
   Albo to też mnie rozbawiło: "32-letni mężczyzna ukradł z zajezdni w Tychach jeden z miejskich autobusów"..."Czujni ochroniarze zdołali zatrzymać złodzieja, ten jednak zdążył autobusem dobić do zaparkowanego samochodu."..."Zatrzymał się na krawężniku tuż za bramą PKM-u Tychy."  To jacy czujni ochroniarze jak wszedł na teren zajezdni, odpalił autobus,wyjechał nim po za bramę i tam uderzył w inny samochód. Może jakby nie uderzył to pojechałby dalej, a czujni ochroniarze nadal siedzieli by przy herbatce i ciasteczkach oglądając TV.
   Dziennikarstwo przedstawia co raz większy dramat, ale aby to tylko jeden dział... Nie przewijam się przez inne tylko słyszę, co już pisałem, że po reformie edukacji, głupota zaczyna się wylewać na ulice.
   Zapomniałem oczywiście opisać jeszcze nocy z sob/nd. kiedy to odbierałem 979 po koncercie z parku chorzowskiego, gdzie był z koleżanką, druga koleżanką od koleżanki i facetem od tej pierwszej koleżanki. Napisałem mu po 20:00, że jakby awaryjnie potrzebował transport to mam auto i mogę go zwieźć na stację. Napisał "To nie pij bo moze byc taka potrzeba". Tak jakbym ciągle pił, ale mniejsza. Położyłem się spać, a ok. 00:30 zadzwonił 979, aby przyjechać po niego, że już stoi na przystanku k/stadionu śląskiego. Ubrałem się, pojechałem, wjechałem k/st. śl. a tu tel. że jednak na żyrafę. Na pobliskiem rondzie zawróciłem, na skrzyżo, a tu tel, przed skrżyżo, że jednak nie, bo oni lezą i bedą k/ st.śl. Zawróciłem na skrzyżo, choć nie wiem czy to na tym konkretnym manewr dozwolony i ustawiłem auto przy wyjściu z parku na carrefour. Ponieważ miałem bestię od 972 to ją wypuściłem. Początkowo na lince, ale pomyślałem, ja jestem pierdolnięty, czy pies? Odpiąłem go z linki i bestia ruszyła w bieg po okolicznej trawie, wyszalała się w 5min po czym zaczęła poruszać się już z mniejszą energią. W oddali widziałem grupkę idących ludzi, dały się słyszeć odgłosy. Podejrzewałem, że to 979 z grupą, ale jego głosu nie rozróżniałem.
   Zadzwonił telefon, odebrałem, to faktycznie oni szli, bo pomachałem i przez tel. stwierdzili że widza chłopka machającego ręką nad głową. Doszliśmy do auta, jakoś się 4 osoby wraz z 979 zapakowały do środka i pojechałem rozwieźć towarzystwo. Wjeżdżaliśmy m.in. ze średnicówki na gwiazdy i laska która prowadziła mówi: teraz w lewo, skręciłem, teraz też w lewo, skręciłem i pojechałem prosto, a laska
- nie, teraz też w lewo
- to przecież zawracamy i będziemy w tym samym msc. co byliśmy
- no tak, bo ja tak zawsze jeżdżę
- ale przecież przy wyjeździe ze średnicówki jest skręt w prawo, to po co robić takie kółko,
 jednak to kobieta, to więcej nie drążyłem.
  Z ostatniej stacji Ka-ce Ligota wracałem z 979 na stację macierzystą i było 15min a rozmowę. Nie wiem co tak wzięło 979, ale mówił o tym, że jestem porządny, że szczególnie mnie traktuje, co już wiem jakby wcześniej i w ogóle mu się dobrze ze mną (nie pamiętam jak to określił) współpracuje, przebywa, czy żyje czy jeszcze jakoś inaczej. Jemu też powiedziałem, że mimo incydentu, jaki się kiedyś wydarzył, to dziś nawet jakby się położył po nagu (tak mu dosłownie mówiłem) ze stojącym fiutem, to i tak nic bym mu nie zrobił, bo traktuję go jak przybranego syna, a to są inne relacje, jak z resztą mięśniaków.
   Przed wjazdowym na stację macierzystą stał inny skład (laska), która tam sterczała godzinę, bowiem 979 co chwilę do niej dzwonił i mówił, że będziemy za 15min choć wiedziałem, iż to nierealne. Trochę zmarzła, ale po wpuszczeniu jej na stację ogrzała się.
   Poszedłem spać na grupę C, bowiem zarówno w drodze, jak i na stacji 979 powiedział, że chce ją przelecieć, to aby im nie przeszkadzać oddaliłem się tam wraz z bestią od 972. 979 w uniesieniu po spożyciu, jeszcze i tak z nią po piwie, odkręcił gałę ze wzmacniacza i muza dość głośno grała, przeto nie mogłem zasnąć. Słyszałem jak razem tańczyli do nagrań z koncertów na których był 979 i dobrze się bawili, a ja leżałem nie mogąc z hałasu zasnąć. Udało się jakoś jak ściszyli muzę.
   Spałem jakieś 2,5h, po czym bestia od 972 mnie obudziła, bo ona chce wyjść na zewnątrz. Nosz qrwa, przecież dopiero zasnąłem. Rad nie rad ubrałem się, minąłem grupę A na której razem 979 z laską i poszedłem z bestią do pobliskiego lasku, już w ogóle nie zapinając jej na wyjściu ze stacji na linkę. Przecież psy nie uciekają do Bydgoszczy Głównej, to po co się z nimi szarpać na lince. Połaziłem po lasku, bestii się bardzo podobało, bo wreszcie mogło swobodnie pobiegać i wróciłem ponownie spać. Nie wiem co jej odjebało, ale jak się położyłem to zaczęła szczekać. Po minucie słyszałem z grupy A głos 979, że za chwilę ją zajebie jak nie przestanie szczekać. Też chciałem dalej spać, na szczęście umilkła po kolejnej minucie. Obudziłem się w nd. ok. 12:00.

poniedziałek, 14 marca 2016

Poniedziałek #895

   Przyszedł okres, że z czasem wolnym dla siebie zaczyna być dramat, co przekłada się na wpisy tu.
  Ma być podwójny wpis, za nd, czyli sobotę i dzisiejszy za wczoraj, jak się uda to będzie, bo dopiero wylazł kolega z Belgii, a wczoraj zapowiedział się w godz. południowych 826.
   Sobota zleciała na jeżdżeniu w zastępstwie 972, któremu odebrano prawko jazdy za alko. I tak dziwne, że tak długo udawało mu się tego uniknąć, ale jak to mięśniaki-skurwiele po wypiciu, miast jechać przepisowo (prawko by miał delej), to dał czadu i nieoznakowany radiowóz przykleił mu się na ogon no i tyle na razie dla niego. Tyle, bo jutro jedzie na komisariat dowiedzieć się co dalej i dostać mandat, bo go jeszcze nie dostał, za to mnie szybko ożeniono z jeżdżeniem autem w zastępstwie. Średnio mi się to widzi, bo zdolna żona od 972, już zrobiła grafik jazd, które by chciała aby zrealizować. Może same jazdy były by jeszcze strawne, ale oni w tym czasie załatwiają sprawy i tak w sobotę w jeżdżeniu i załatwianiu spraw dla nich spędziłem 6,5h. Oczywiście to te najbardziej wydajne 6h w ciągu dnia. Pierwszy kurs to do domu dziecka prowadzonego przez pingwiny, gdzie przebywa jeszcze trójka ich larw, choć to już raczej szarańcza. Na weekend był u pingwinów kpl., bowiem w ramach programu nie rozdzielania rodzeństwa co 2 tyg. najstarszy z drugiego ośrodka oddalonego o ok. 30km zjeżdża do ośrodka pingwinów na widzenie z resztą rodzeństwa. Jednak i te widzenia za niedługo zostaną rozbite, bowiem 3-ci od góry, w tym roku 13 latek, za "dobre" zachowanie ma być przeniesiony do ośrodka zamkniętego do Kielc. To jest efekt długotrwałych działań rodziców odrzucających go przy innych dzieciach. To nasiliło się w ostatnim okresie, przeto nie mając wsparcia u rodziców, u rodzeństwa tez średnio, bowiem widzieli, bo widzieć musieli, reakcję rodziców na jego zachowanie, dość łatwo przeszedł na "ciemną stronę mocy" i choć ma, można by powiedzieć 13 lat to już pali, i wszyscy o tym wiedzą, papierosy. W ub. roku jak miałem jego i o rok starszego brata przez jakieś 3 dni po jakieś 4 do 5h na utrzymaniu to wydawał się jeszcze wtedy normalny. Pewnie i dziś jest jakby nadal umysłowo podobnie normalny jak w wakacje, bo jakiegoś większego urazu nie miał, to zachowanie, będące reakcją na akcję otoczenia, zmieniło się diametralnie. Szkoda, ale też i najstarszemu, którego wczoraj przewoziliśmy te 30 km do jego ośrodka, gdzie też został przeniesiony za "dobre" zachowanie, również grozi przeniesienie do ośrodka zamkniętego. Jest to skomplikowane, ale dość znaczny wpływ na ich zachowanie, które jest pochodną wychowania w domu, jest zachowanie rodziców. Przez te 2 dni, jak z nimi przebywałem zachowują się jak neandertalczycy, czy jak by to psychologia nazwała z podwójną osobowością. Potrafią się w jednej minucie kłócić, rzucać w siebie "mięsem", co robi wrażenie jakby za chwile mieli się rozwieźć i więcej nie widzieć, po czym w następnej minucie, jakby się zupełnie nic minutę temu nie stało rozmawiają np. (tu pada jej imię) podaj mi papierosa, a i pojedziemy tam (msc. gdzie to ma być), zjeść hamburgera? I takie stany zmieniające się są ciągle, a ostatnio chyba się nasiliły. No to jak dzieci, widząc to wcześniej, a teraz rzadziej, mają budować swoje zachowanie w oparciu o takie wzorce. Dzieciom nie pozostało nic innego, jak wśród rówieśników w domach dziecka być jak największymi skurwielami, na tyle na ile we własnym środowisku się da i tak też działają. Najstarszy rozwala lekcje, bowiem przed klasą chce się pokazać jako ten przejebany skurwiel, a nauczyciele mając takiego jednego czy dwójkę z domu dziecka chcą prowadzić w  miarę normalne lekcje.
   W sob. zjechałem do wioski pustym autem, bowiem 972 z żoną zostali na imprezce u znajomych w mieście gdzie działa dom dziecka prowadzony przez pingwiny, na której oczywiście polało się alko, bo 972 chętnie zawsze łyknie, a i ostatnio jak widzę żonie też się trochę udzieliło. Dzieci nie ma, teoretycznie kasy więcej to i bardziej "wystawne" życie można prowadzić. Z kolei, w nd., na następną rodzinną imprezkę pojechałem już tylko z żoną i najstarszym Iw tym roku 15 lat) do innej rodziny, w której przejechany został jakiś tydz. temu pies i z tego powodu na stole stanęła flacha, do której wciągnięta została żona od 972. 15-latek nie pił, bo jeszcze za młody, choć klimaty mu nie obce wszak w domu często się lało i wyrósł przy takich imprezkach.
   To jest dobry przykład jak msc. urodzenia potrafi deprecjonować dalsze życie. Te wszystkie składowe oddziaływujące na dzieci i ich reakcja prowadząca do samo przeniesienia się na margines społeczny.
   Kiedy wczoraj zgłosili żonie 972, że najstarszy może być przeniesiony do zamkniętego ośrodka, to odpowiedziała, że za to odpowiedzialny jest pingwin prowadzący jej dziecko, odpychając winę od siebie. Dzieci mi odebrano, to teraz wychowywanie ich - nie mój problem.
  Wróciłem wczoraj do domu o 21:00, tak jak powiedziałem to 979 chyba o 18:00 i dobrze przewidziałem z rezerwą czasową, która została wykorzystana. Położyłem się spać ok. 23:00, choć o tej porze miał przyjechać kolega z Belgii, 979 też. O północy dzwonek, ledwo zajarzyłem, że zadzwonił - to pod wjazdowym stanął właśnie on.
  A wczoraj wszedł na stację jeszcze 371. Powiedział, że w nowej pracy (mam w tym jakby swoją zasługę) odebrał pierwszą wypłatę 4,500zł (cztery tysie). No to mu się poprawiło wreszcie. Z radości przyjechał taksówką, dotychczas, bo nie było go jakby stać na bilet łaził pieszo, jakieś 3km,, a teraz po (takiej) wypłacie, zaszalał.
  To jest to co już tu pisałem. Pracodawcy po przemieleniu iluś pracowników, w tym przypadku mechaników samochodowych i dawania im najniższych wypłat, teraz przewartościowują podejście i jak trafi się dobry, to już doszli do tego, że należy się podzielić swoim zyskiem, bo drugiego takiego szybko nie trafią, jeżeli w ogóle. Tak też u 371, co mu wczoraj powiedziałem, zadziałało to samo co u 374, kiedy poszedł na kierowcę. To nie zasługa 374, że w pierwszej pracy, bez doświadczenia dostał 2,400 na rękę, tylko braku kierowców na rynku. Podobnie u 371. Po przemieleniu kilku pseudomechaników, jak wpadł taki w ręce, to tyle dostał na rękę.

niedziela, 13 marca 2016

Niedziela

   Nie wiem czy dziś w ogóle powstanie, bo stacja pełna to tylko inicjacja.
   Jak noc z pt/sob przespałem, to z sob/nd tylko 4h i do tego w ratach. Dobra kończę, bo się grupa A zapełnia.
   Dziś już więcej nie napiszę, pozostanie jutro zrobić podwójny wpis, jeżeli się uda, bowiem kolega z Beglii jedzie, to mi będzie siedział parę dni na głowie i nocował tu. Ech... same problemy ostatnio do rozwiązywania, do tego na stacji ostatnimi dniami pełno jak kiedyś. Dziś musiałem wydalić się ze stacji i pozostawić w niej składy na torach.

sobota, 12 marca 2016

Sobota

   Skurwielostwo wioskowe przeważnie wychodzi na powierzchnię. 899 miał w miarę spokojną prace na parkingu samochodów. Siedział w budce i pilnował samochodów na trzy zmiany. Niestety efektem ubocznym takiego siedzenia było obrośnięcie w tłuszcz, bo ile można siedzieć, żreć i mało sie ruszać. Zresztą jak tu był ostatnio to opisywałem jego pojawiający się brzuch co mnie zaskoczyło, bo tak zajebiście kiedyś wyglądał. Na szczęście mamy zdjęcia w okresie kiedy jeszcze robił wrażenie, przynajmniej na mnie.
   Wczoraj dowiedziałem się od 228, że kogoś pobił na parkingu i zwolnili go. No w sumie to skurwielostwo mają zakorzenione i jak trzeba to nie negocjują słownie, ale czynem. No takie są mięśniaki wioskowe. Czasami są to rozwiązania skuteczne, ale tu może zadziałało z osobnikiem na parkinku, ale 899 za to stracił pracę. Może być tak, że jeszcze (pod kątem wyglądu) wyjdzie mu to na dobre i znowu, przynajmniej w części, powróci do dawnego wyglądu.
   Wczoraj na stacji, mimo piątku, wieczorem bezruch. 979 odszedł na koncert, inne składy od 18:00 nie weszły już na stację. Byłem w szoku, bo już się przyzwyczaiłem do trudnych tzn. niedospanych weekendów, a tu taka niespodzianka. Jedynie o 22:20 wszedł zajrzeć co dzieje 834, ale ponieważ tory stacyjne puste to odszedł po jakiś 10min dalej. Zresztą miałem już uruchomione procedury wyłączeniowe, w tym część podłogi już polana wodą, na noc, co by się lepiej spało. Na koniec dnia spisałem się z kilkoma osobami z felka, z nadzieją na jakieś spotkania, które jednak w czasie zasypiania zacząłem weryfikować. Co z tego wyjedzie zobaczymy, a pewnie tu opiszę, jeżeli do czegoś dojdzie. Jednak najprostszą metodą są filmy na necie, których dziś jest tak dużo, że każdego mogą zaspokoić, nawet mnie. Zresztą dziś i tak jeżdżenie z żoną od 972, bowiem, jak relacjonowała wczoraj przez tel., stracił prawo jazdy jadąc po wpływem. Teraz będzie przedupione, bo z byle czym będzie dupiła do mnie, aby ją zawieźć tam i jeszcze tam, i najlepiej jeszcze tam. Tyle, że dziś zobaczę małych, przyszłych skurwieli.
   Za nim dziś zaczął funkcjonować na grupie C 979 na stację weszły lokalne skurwiele o 10:40 z flachą. Chcieli mnie ożenić w nią też, ale ponieważ dziś jeżdżenie to musiałem odmówić. Jakieś 10 min po ich wejściu zaczął funkcjonować 979. Wszedł na grupę A i zaczęły się skurwielowe przywitania, czyli jak w dawnym ZSRR misie, specjalne uściski dłoni i zaczęły się pogawędki skurwielowate. Zauważyłem, jak 979 zacznie funkcjonować i na stacji są inne skurwiele to proces zatrybienia przebiega zupełnie inaczej, raźniej, szybciej, efektywniej. Te pogawędki skurwielowate np. "gadaj z dupą to Cie obsra"; "nie śpij ty qrwo ożarta", do jednego, który akurat po nocnej imprezce i działaniu flachy z którą przyszli zaczynał zasypiać; "huju, co Ty mi tu dupisz", w trakcie rozmów o siłowniach, na które chodzą i jak to skurwiele przechwalają się kto ile dźwiga; "dźwignął żech 160kg", a drugi "i kaj ześ z tym polazł?". Czasami to i mnie to bawi, choć z racji braku wychowania skurwielowatego, nie mogę brać udziału w utarczkach słownych, bo mnie to nie wyjdzie. Z tym się trzeba wychować, dorastać, dziennie stosować. Odnajduję się w tym i wtedy w Mysłowicach przy kop. węgla kamiennego jak spotkałem lokalnych mięśniaków-skurwieli zbieraczy złomu, to bez problemu nawiązałem z nimi łączność, co zresztą tu opisywałem. Jednak jakbym miał po ichniejszemu gadać, to zara by wyczuli, że nie swój.

piątek, 11 marca 2016

Piątek

    Przywiozłem wczoraj ze szkolnictwa pełny skład cystern w tym gulasz, ale wyjebka, no dawno nie jadłem takiego dobrego gulaszu. W czasie żarcia obejrzałem początek kolejnego odcinka, generalnie nie oglądam ich obecnie, kuchennych rewolucji. Ilekroć oglądam te programy po iluś już latach, to się zastanawiam czy zgłaszający się do programu są pierdolnięci, czy ze mną jest coś nie tak.
   Jak można po 5 czy nawet więcej lat emisji programu zapraszać Magdę G. i pokazywać jej brudną kuchnię, chyba że do programu specjalnie jest brudzona, aby wypełnić scenariusz i gromadzone są specjalnie stare naczynia kuchenne. Jeżeli tak jest to po co oni, w sensie właścicieli lokali się na to godzą. Przecież są wstępnie ośmieszani za swoje lub nie swoje działania. Czy poziom umysłowy ludzi prowadzących lokale jest tak niski, że bez tej kobiety nie potrafią sami dojść do wniosku, że to co serwują jest niesmaczne? Czemu w tym kraju musi rozwijać się głupota i w coraz większym stopniu wylewać się na ulice?
   Po przyjeździe z Katowic 979 rozmawiałem z nim nt. programu, ale powiedział ciekawą historię. W wiosce był kiedyś kręcony odcinek perfekcyjnej pani w domu. Odcinek nie ujrzał światła dziennego, bowiem w mieszkaniu było w miarę czysto i poukładane, choć zagracone w sensie potrzebnych rzeczy. Nakręcono do emisji, ale widocznie, jak mówił 979, nie spełniał wymogów emisji to też się nie ukazał. Może tak być, że faktycznie kręcą odcinków więcej, a nie ukazują się, bowiem np. w trakcie programu okazuje się dalsza niemożność jego kręcenia np. z powodu smacznych potraw, czy czystości w kuchni, albo jawnej niechęci do zmian.
   Od czasu jak nam skroili 172 to zaczynają się pojawiać sny erotyczne, na razie takie lekkie. Dziś wystąpił w takim 672 w bardzo łagodnej scenie, aż mu to chyba przekażę telefonicznie przy okazji dzwonienia do niego. Leżałem obok niego i głaskałem to po brzuchu, brzuch został trochę podrasowany w postaci wyrazistego 6-cio paka, pojawił się lekki spank na brzuch, a następnie chciałem z nim zrobić coś więcej, ale on się nie zgodził i tu sen się urwał. Ale brzuch pamiętam dobrze do teraz. To jest tak, jak mięśniaki przewiną się przez ręce, to mózg to bardzo dobrze, a przynajmniej niektóre sceny z nimi zapamiętuje i czasem odtwarza.

czwartek, 10 marca 2016

Czwartek

   Wczoraj może bym i napisał więcej, ale 826 dopiero w domu stwierdził, że ma jeszcze L4, a ponieważ wolne i mu się nudzi, to wszedł na stację. Średnio byłem tym zachwycony, bo jakoś go nie trawię. Ta jego neandertalczykowatość jest uciążliwa w dłużzym czasie, a on tu jednak zajmuje trochę tor stacyjny. Z jednej strony myślałem, że się go pozbędę, bo musiałem iść do przychodni, ale stwierdził, że z nudów polezie ze mną. No cóż, musiałem i to strzymać. Dla równowagi psychicznej to potrzebuję część dnia mieć tylko dla siebie, bez obsługi składów.
   Wczoraj nie było obiegu z cysternami - dzień otwarty stacji zwrotnej. Można ją było zwiedzać, oglądać wczuć się w rolę uczestnika zajęć itp. Na szczęście pozostało mi z wczoraj żarcie to mamy, choć równie dobrze rozmroziłbym z zamrażalnika, bo mi niepotrzebnie lodówka działa.
   Kiedyś słuchałem często nagrania Years Years - King. Dziś puściłem wersję live halloween 2015. No dramat. Zaraz po niej włączyłem studyjną, bo więcej tego nie posłucham. Po co ludzie chodzą na koncerty wykonawców jednego nagrania, skoro w wersji live to się nie nadaje do słuchania. Wiadomo, w studyjnej można zrobić wszystko, zmodulować mu głos, że będzie śpiewał jak kobieta, no i niech tak zostanie. Wersje live się nie nadają, a przynajmniej obnażają to co nam się podaje zremasterowane do tego co może wykrzesać z siebie na koncercie.
   W ogóle to mi się zbliża 900 notka. Jakoś wcześniejsze tak przeleciały niezauważenie. Pamietam, jak podniecałem się 100-ą notką, a tu już 900, a za niedługo tysięczna. Może coś spłodzę na 900 się okaże.
   Czasami zastanawiam się nad praca mózgu, ona jest nadzwyczaj ciekawa w wielu aspektach. Mieszkanie obok jest od dwu lat do sprzedania, a za drugą ścianą mieszkają jeszcze (w tym roku też mają wystawić na sprzedaż) sąsiedzi. Jak wyjeżdżają to od razu czuję się taki wolny, nieskrępowany ruchami. Mógłbym mieć wtedy 172 pod ręką i robić z nich co chcę, a co on strawi i nie przejmowałbym się odgłosami, podobnie w bieżących zajęciach. Tak to słyszą przez ścianę co się dzieje, a po chuj mają se myśleć. Najlepsze jest to, że jak zauważę ich zniknięcie to jakby spadają łańcuchy skrępowania i można działać, łazić trzaskać, puścić muzę na fol, no pełny wypas. Czekam z utęsknieniem ich wyniesienia się i pozostawienia mieszkania do sprzedania. Cena czyni cuda, ale wioska straciła na atrakcyjności to i mieszkania się ciężko sprzedają, to może to od nich też, jak to z drugiej strony postoi jakiś przynajmniej rok puste.

środa, 9 marca 2016

Środa #890

   979 pojechał ostatnio do Chorzowa, bowiem tam jakiś koncert i kupował nań bilety. Skorzystał po raz pierwszy z tzw. centrum przesiadkowego. Klnął jak szewc na projektanta owego centrum. Powiedział, że wąsko, nie da się swobodnie opuścić peronu, bowiem wąski i z dwu stron zastawiony tramwajami. U nas w wiosce też mają budować takie coś za (uwaga) 30 mln. złoty. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby była taka potrzeba, ale jej nie ma. Miedzy najdalszymi skrajnymi przystankami autobusowymi jest 100m (sprawdzone na navime.pl), ale to mniej ważne, bowiem nikt z autobusu nie wysiada, aby przejść i pojechać bez załatwienia jakiejś sprawy z powrotem. Natomiast odległości innych przystanków w środku, są oczywiście krótsze. Między przystankami tram i autobusowymi jest ok. 30-50 m. Teraz chcą wydać 30 mln. złoty, aby przybliżyć przystanki o 20-30 m. Czyli przybliżenie przystanku o mniej więcej 1 metr kosztuje 1 mln złoty. To jakiś fenomen europejski, no chyba, że przy okazji centrum przesiadkowego chcą se zrobić jeszcze coś innego, ale to i tak niech nie wciskają kitu, że chodzi o centrum przesiadkowe, bo ono nie jest w tym miejscu potrzebne, a już w ogóle nie za taką kasę.
   Zapomniałem napisać, że 07-marca urodziny (już 20-te) miał 224, a 08-marca 228 (chyba też 20-te). Się młodzież starzeje. Za to 226 miał wyjechać za granice poprawić sobie byt i ściągnąć nabitą laskę, ale załapał się do pracy na miejscu to na razie zostaje. To już chyba końcówka wyjazdów zagranicznych, bo na tyle wyludniliśmy się, że (przynajmniej w okolicy) rynek pracy wchłania już prawie wszystkich, a przynajmniej tych co chcą robić.

wtorek, 8 marca 2016

Wtorek #200/889

   Jaki wczoraj miałem dzień do dupy, to jest niesamowite. Wydajność prawie na poziomie zero. Trochę temu sprzyjała pogoda, ale żeby aż tak... No dramat. Na szczęście dziś obowiązkowe zajęcia w tym wyjście do lekarza, niestety naciągnięte ścięgna barku w sobotę dały się we znaki, taki pkt. krytyczny to też od wczoraj ponownie ręka przywiązana do korpusu.
    Obiegi z cysternami zgłaszają ostatnio późno, wczoraj 20:10, a za nim sformowałem skład i odszedłem ze stacji to była już 20:30. Niedaleko za stacją spotkałem śmieciarza, do którego chciałem się kiedyś dobrać. Rozmawialiśmy może 5 min po czym on poszedł szukać matki, też zbierającej ze śmieci, a jak na swój szlak. Tacy śmieciarz to przeważnie mają fajne figury, bo jednak paca fizyczna, a z drugiej strony nie dojadają, do tego czasem jakieś imprezki i wyglądają dobrze. Z tego co z nim rozmawiałem, to nawet na rejonach śmieci jest mniej teraz ze względu na znaczne zmniejszenie bezrobocia i braki ludzi do pracy na niektórych stanowiskach. Sam śmieciarz powiedział, że niby od pn. lezie do pracy na budowlankę. No niech mu się powodzi.
   Ze składem cystern  zjechał kapuśniak, ogórkowa i buchty. Po odejściu ok. 21:40 834, 895 i 897 979 jednak przemógł się i sięgnął po kapuśniak. Pisałem to już, jakoś przy nich to nigdy nie je tego co zwożę, może kiedyś się go o to zapytam, ale robi to bardziej wrażenie (ta sytuacja), że odpowiedzi szczerej nie dostanę (a przynajmniej takie mam przekonanie).
   W tytule jest 200/889. Te 200 to dwusetna notka tu po przeniesieniu bloga z interii, z 889 to łącznie tyle notek od początku pisania. Trochę tego już spłodziłem.
   Wczoraj 374 o 22:00 zadzwonił i powiedział, że auto mu stanęło w Opolu. Niby od dwu tyg. szwankowało mu zapalanie auta, ale jakoś w rozmowach ani razu tego tego tematu nie podjął to też nie wiem czy tak faktycznie było. W każdym razie w 18 godz. swojej pracy zjechał na kawę do (chyba) maka i już auta nie odpalił. W trakcie rozmowy pytam się czy, skoro to już trwało od dwu tyg., sprawdził klemy? Z drugiej strony przez chwilę cisza i zaczął nawijać, że to wina jego szefa, bo mu zgłaszał, a on nic z tym nie zrobił itd. Ponownie po iluś zdaniach spytałem, czy sprawdził klemy. Znowu chwila ciszy i zszedł na inny temat. Co raz bardziej zaczynałem się przekonywać, że on w ogóle nie wie co to klemy. Nie dałem za wygraną i za trzecim razem odpowiedział, może na wskutek zwarcia w obwodach mózgowych, prawie jak na filmie "Mikołajek" odnalazł co znaczą owe klemy i odpowiedział, że tam, choć wcześniej powiedział, że tam gdzie kable przychodzą do akumulatora, wszystko (w sensie chyba te klemy), było czarne. Czyli nie czyścił ich. Całej rozmowie przysłuchiwał się 979, bo 374 tak głośno mówił do telefonu, iż miałem go odsunięty od głowy. Po rozmowie powiedziałem 979, że współczuję właścicielowi firmy takich kierowców. Wpierw 895 przekręcił silnik, teraz 374 stanął na trasie o 21:30. Dzisiejsi kierowcy to jeżdżące "blondynki", choć 811 zawsze się unosi, jako że blond, ale tak jest. Jak można nie wiedzieć, co to klemy wykonując ten zawód. Jak można nie sprawdzić połączenia na klemach, jeżeli, jak twierdzi, od dwu tygodni zapalanie auta szwankuje? To ktoś taki nazywa się kierowcą? Jakiś żart. No i oczywiście na koniec rozmowy powiedział, że jak szef nie będzie mu przyszykowywał auta to on nie będzie jeździć. No rewelka.

poniedziałek, 7 marca 2016

Poniedziałek

   Jakość czytanych artykułów w internecie, nawet na branżowych portalach np. "rynek-kolejowy.pl" jest co raz niższa. Bo co pomyśleć o autorze takiego zdania: "Roczna dotacja dla KŚ będzie wynosić ok. 140 mln. zł rocznie." - tak jakby roczna dotacja nie zawierała się w roku.
Albo z "transport-publiczny.pl" - "Tramwaje Warszawskie stopniowo wdrażają priorytety dla pojazdów szynowych na kolejnych trasach. Według wyliczeń spółki przynosi to realne oszczędności– na Bródnie i Tarchominie po ok. cztery minuty.", ale to trzeba iść na jakieś studia, napisać doktorat, aby dojść do tego, że jeżeli nie zatrzymamy się na światłach to będziemy za skrzyżowaniem szybciej niż jak zatrzymamy się na "czerwonym świetle"?
No i inny tekst z tego samego artykułu "Jeżeli tramwaj przyspiesza o 60 sekund, to należy zwrócić uwagę na to, że wpływa to na setki tramwajów które przejeżdżają tą trasą każdego dnia i tysiące pasażerów, które nimi podróżuje – podkreśla Michał Powałka, rzecznik prasowy Tramwajów Warszawskich.".  I jak zwykle pan niedorzecznik powala, bo nie wie, że bez zmienienia RJ to nic nie da, bo motorowy ma planowy odj. z przystanku. Jeżeli nie stoi na światłach, bo ktoś, kto je wpierw zdupił i wziął za to kasę, teraz je poprawił, i też wziął za to kasę, to stoi na przystanku do planowego odjazdu i nic to bez zmiany RJ nie da.
To jest w ogóle ciekawe jak patrzy się na światła na niektórych skrzyżowaniach. Wręcz odnosi się wrażenie, że ktoś celowo je zwalił i wziął za to kasę, aby po jakimś czasie ustania gwarancji zabrać się ponownie za "naprawienie", i ponownie zabrać za to kasę. Bo czyż logicznym nie jest, budując od podstaw sygnalizację i to w dzisiejszych czasach, dawanie priorytetów np. tramwajom? Jak widać nie i dopiero po paru latach funkcjonowania (ustanie tej gwarancji czy innej formy, po za którą trzeba za to ponownie zabulić), ktoś dochodzi do wniosku (ten odpowiedzialny za przepływ kasy) poprawienia tego, no ale oczywiście nie za darmo. Czyli jest jakaś celowość działania w złym zrobieniu np. świateł dla komunikacji publicznej i czy tylko ja to widzę, czy mnie się wydaje?
   Po za tym wypłynął na powierzchnie 573 (zastanawiam się czy podać jego nick z felka), Wypłynął w Warszawie, ale chciał tam już wyjechać wcześniej. Zresztą to dobre m-to dla branżowców, bo wchłania i daje większe możliwości.
  Zacząłem oglądać film "Spotlight", a tam na początku w napisach info - "słuchaczy radia Maryja prosimy o wyjście z sali, będzie ostro". No fajne, rozbawiło mnie.

niedziela, 6 marca 2016

Niedziela

    Spisałem się wczoraj takim jednym z felka. Umówiliśmy się wstępnie na dziś na 10:00, ale jeszcze rano mieliśmy to potwierdzić. W miarę się pisało, jak na możliwości ludzi na tym portalu, ale aby pisać musiałem się przenieść z grupy A, gdzie zaczęła się rozkręcać imprezka już o 19:30 na grupę C. To pisanie tyle trwało, że w sumie poszedłem spać nawet na grupie C, na której w planie później miał kopulację przeprowadzić 979. Nawet na ten cel obudził mnie ok. 03:30, aby być przygotowanym na zmianę grupy stacjonowania, ale jakoś to nie szło. W końcu okazało się, że laska postanowiła się wraz z 897 wydalić się ze stacji. Tak też się stało wobec czego o 03:50 poszedłem sprawdzić co na stacji po imprezce, głównie na grupie A. A tam leży 174, aż mi się zaraz ciepło zrobiło, a jeszcze bardziej jak dotknąłem jego ciepłych rąk. Zacząłem go głaskać po rękach, jak zwykle mocno, a on mocno spał, albo tak udawał... No już nie wiem co myśleć. Przedramię prawej ręki leżące częściowo na brzuchu od dolnej strony z pięknie wystającą, napęczniałą żyłą. Gładziłem opuszkami palców żyłę na prawie całej długości, czyli od nadgarstka do prawie łokcia. Z łokcia przesuwałem palce na biceps, też czasami mocno go ściskając. U niego żadnej reakcji. Najgorsze był jak zwykle proces decyzyjny, bowiem teoretycznie na rano byłem umówiony, a godz. taka, że mógłbym rano mieć problemy ze wstawaniem, nadto jak opróżniłbym zbiorniki, to nie wiem jakby wyszło, z tym który miał przyjechać, w końcu przyszło mi do głowy powiedzenie: lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu, ale zara sią zreflektowałem, bowiem do cyca to nie wróbel był właśnie w moich rękach, a raczej sokół. Do tego po raz kolejny niby nic nie czujący. W trakcie myślenia w moich rękach znalazła się już druga ręka, która od korpusu była prostopadle wyprostowana. Głaskanie go po naciągniętym bicepsie, przedramieniu, do tego do dłoni przycisnąłem swoje udo, bowiem stałem przy łóżku, jego palce na moim udzie robiły wrażenie jakby je trzymał. Chciałem, przynajmniej w planach było, aby wsadzić mu do ręki organ, ale cały czas myślałem o rannym spotkaniu jednocześnie głaskając go już po klacie. On leżał jak nieżywy, tylko oddech i lekkie chrapanie oznajmiało, że jednak żyje i (chciałem napisać) ma się dobrze, ale tego nie wiem, a przynajmniej wtedy nie wiedziałem. Jak odszedłem od niego spr. coś w kuchni to przewrócił się na bok, odsłaniając plecy. Jak wróciłem to zabrałem się do masowania pleców, ach takie plecy i te ręce do tego. Wcześniej jak była imprezka to walczyli na rękę, na stole. 174 był niepokonany, pod jego naporem padł dwa razy 826, oraz inny mięśniak z wioski (nie ma swojego numerka). Zresztą z obecnych wczoraj i tak nikt nie zdołałby go pokonać. Takie ręce z niczego się nie wzięły. Głaskając go po plecach myślałem wchodzić na niego czy nie i co z porannym spotkaniem? Ponieważ było już po 04:30 to pomyślałem, że dam sobie szansę na spotkanie  kimś innym i poszedłem na grupę C spać.
   A rano obudziłem się jeszcze przed budzikiem o 07:35. Jak włączyłem kompa to przeczytałem, że spotkanie jednak odwołane od razu przypomniał mi się owy wróbel i gołąb, cokolwiek można za nie podstawić. 174 też wstał, oczywiście pierwsze co wypowiedział to: nic nie pamiętam...(choć się go nie pytałem, a nikogo innego nie było na stacji). No można i tak, zresztą jak dla mnie to nawet i lepiej, bo po co ma pamiętać, jeszcze by coś z tego wylazło, a tak może jedna część mózgu chce czegoś innego, druga ta bardziej na jawie też lub nie chce się kłócić z tamtą i wychodzi jak wychodzi.