czwartek, 15 grudnia 2022

Czwartek #1955

    No to zaczynamy wyciągać notki z torów bocznych na szlak. 
   W urpawnieniach rozmnożyli mi wszystko, w kwalifikacjach też. Efekt, mam to czego nie miałem. Fajnie, ale jest druga strona medalu. Np. wyszło na to, że pierwszą jazdę miałem przegubem, oczywiście z ludźmi kursem o 13:20 do tego na trudnej linii. Przebiega ona po wąskich uliczkach dwu dzielni tego samego m-ta i wiedziałem o tym, bo znam tą linią, przeto dzień wcześniej byłem cały wydygany, bowiem denerwowałem się przed jazdą. Nawet sobie myślałem, jak mnie nie posadzi za kółko to nie bydzie źle, bowiem może rozjeżdżę się krótkim. Kurs w jedną stronę zrobił kierowca, na końcówce rozmowa kto ma prowadzić i uzasadnienie czemu. Wyszło na to, że następne kółko będzie trudne, to siadłem za stery. Koronnym argumentem było, że jeszcze jest jasno, po następnym będzie już ciemno. 
   Pierwsze to trzymałem się za blisko prawej strony, prawie by lusterko poleciało. Nawyki po osobówce. Skorygowałem i już było dobrze. Następna wpadka to małe rondo. Chciałem je trochę przejechać jak trzeba, a kierowca:
- nie wyjedziemy! Kręc!. 
   No i zacząłem kręcić, ale jest max skręc, bowiem sa zabezpieczenia i jak za bardzo się złamie przeguba to odcina jazdę i nie da się już jechać. Musi przyjechać pogotowie techniczne szarpnąć. Uff, udało się.  To by było jajo, prawie centrum m-ta, a tu przegub ugrzązł. To jedno, a drugie - już by mnie obgadali na zajezdni i łatka była by przypięta i ciągnęła się miesiącami. Jak minął lusterkiem latarnie to zacząłem go prostować, w tym czasie cały czas budzał alarm ze zbyt dużego skrętu, następnie i tak by zaś tył nie naszedł na tą latarnię zająć lewy pas. Za jak już minął latarnie to znowu ostry skręt, bo za rondem zaraz przystanek na chodniku. Otrząsłem sie trochę i później już w zasadzie poszło dobrze. Kierowca jeszcze mówił uwagi n.t. szczególnych warunkach miejscowych, ale widziałem, że też zauważył, że się wdrożyłem i przed końcem już mniej zwracał uwagi na to jak prowadzę. Jeszcze bałem się wjazdu pod peron autobusowy pod galerią handlową przy dw. PKP w katosach, ale wziąłem prawidłowo jeszcze z luzem. Na szczęście przed końcówką na tej linii jest odcinek ok. 5 km jazdy po autostradzie A4 więc tam też trochę ochłonąłem, miałem trochę czasu nad zastanowiłem się nad błędami i uspokojenia się. Po za tym pochwalił za wypuszczanie się na zakrętach, bo, jak powiedział:
 - tył prowadzisz ładnie.
   Na końcowy przystanek przyjechałem +17 min. Co prawda on w początkowej fazie trasy naciskał lekko, że jesteśmy opóźnieni i gdzie powinniśmy być, ale jechałem z ograniczeniami własnymi, więc prowadziłem dalej jak poprzednio. Może testował jak się zachowam? Wyglądało to mniej więcej tak"
- już powinniśmy być na tamtym przystanku
- nie przejmuj się, dojedziemy, byle cało, na spokojnie. 
  Po jakimś czasie powtarzał się dialog, tak z 3 x później zaprzestał. Teraz też tak myślę, że zaczął napierać przed akurat wąską częścią m-ta. Może faktycznie chciał przetestować jak się zachowam. 
  Ogólnie nie było źle. Kilka drobnych wpadek, które skorygowałem w miarę szybko. 
  Dla mnie w ogóle było szokiem, że jechałem przegubem. Pierwszy raz nim na drodze, z wymianą pasażerów, to też dodawało adrenaliny. Na szczęście nie pada to białe gówno jeszcze, bo chcę się rozjeździć choć trochę do tego momentu, by nie było dramatu.  

   Następny dzień wypadło na linię 7, którą akurat w większości znam, jeżeli chodzi o przebieg, natomiast co do powierzchni asfaltu - to nie, więc bieżąco korygowałem by wóz nie wpadał w dziury. Kurs z Zabrza ok. 12:23 prowadziłem już ja, bo było jasno, a po za tym to luźniejszy kurs, mniej ludzi nie ma takiego natężenia ruchu. Kierowca młody, lekko starszy od 979. Na drugim przystanku za dworcem pyta się czy mam wykupione ubezpieczenie? No nie. Teoretycznie nie powinienem jechać, bowiem wśród kierowców jest niechęć sadzania kogoś "nowego" za kółko bez wykupionego ubezpieczenie. Ponieważ pracowałem dawno temu z jego ojcem, który dalej jeździ to pozostawił mnie za kółkiem. Wóz to MAN. Problem tych wozów, to by otworzyć drzwi trzeba umiejscowić wóz i poczekać sekundę, nim komputer zarejestruje ten stan i dopiero nacisnąć na otwieranie drzwi. Wcześniejsze naciśnięcie nie spowoduje zareagowanie przełączników. W niektórych modelach solarisach jest tak, że można je trzymać i jak stanie to otworzy drzwi, do czego lekko się przyzwyczaiłem. No jakoś dałem radę z drzwiami do Katowic. Po jakiś 3 km już rozjechałem się więc poszło gładko dalej. Szaleństwa nie było, bo własny kaganiec nałożony, przeto przyjechaliśmy ok. 12 min później. Zresztą to drugi kurs autobusem po dwu dekadach przerwy za kółkiem. Jechało się fajnie, bowiem wóz utrzymany i lekko go się prowadziło, nie wytrzaskany. W pn. wpisali mnie na linię 43. Tym razem na rano, to pierwsze kółko robił kierowca, bowiem w większości tej linii nie znałem. Drugie kółko jechałem już sam. Zrobiło się już jasno, ale kierowca podpowiadał, bo niekiedy nie byłem pewien gdzie jechać. Znowu MAN więc z tymi drzwiami opóźnione otwieranie to i opóźnienie rosło, bo nie zawsze wcelowałem się w to czy komputer już zarejestrował stanięcie. Linia spokojna, bo w części przez mało zurbanizowane tereny przebiega. Niestety nawierzchnia czasem straszna i było ciężko ominąć dziury, ale starałem sie jak mogłem. Z kierowca rewelacyjnie się rozmawiało. Jak to sie mówi nadawaliśmy na tych samych falach. Rzadko kiedy były momenty ciszy. Wynikało to też z tego, że trzeba mieć o czym rozmawiać, by ciągiem gadać przez ok. 6 godzin. Drugie kółko robiłem już bez jego uwag i tylko raz upewniłem sie gdzie jechać, po za tym trasa utkwiła mi w gowie. Tym razem z lekkim opóźnieniem leciałem i w sumie jedna prawie wpadka, bo tak zagadaliśmy się, ze prawie bym przejechał przystanek. Reszta rewelacyjnie jak dla mnie. Starałem się jak mogłem nie wpadać w dziury i było dobrze na tym polu. Żadnego najeżdżania na krawężniki, wpadania w duże dziury, szarpania wozem. Kierowca był zadowolony. Dla mnie to też dobrze, bo wieść się niesie. 

   To macie spisane początki jeżdżenia. To są kursy w ramach szkolenia pod nadzorem innego kierowcy. Takiego szkolenia miałem 7 dni. Teoretycznie jest to na zapoznanie się z trasami linii autobusowych. Dlatego też po kółku, dwu szedłem na inną linię zapoznać się głównie ze szczególnymi warunkami miejscowymi, czyli wystającymi drzewami, znakami drogowymi zbyt blisko jezdni, wiatami przystankowymi w skrajni taboru, bo nawet taka jedna stoi na linii 7, którą jechałem a kierowca mi o niej powiedział. To jeżdzenie się przydało, ale o tym później. 
   I tu powinny być zdjęcia autobusów, którymi jeździłem, ale.... No własnie, ale nie chciałem robić jakiś mikolskich zachowań i focić autobusu, którym jechałem. Faktycznie żadnego jeszcze nie sfociłem, dziś postaram sie to zrobić, bo na linii jeździ MAN. 
  To w takim razie kolejowe zdjęcie. 
Zdj. z tygo. przed imprezą, która miała być na kopalni Pokój w Rudzie Śl. Robiliśmy przewieszkę, by kasa, bo mniej więcej tam gdzie stoi auto, miał być pkt. kasowy, miała prąd. Po tych kablach miało lecieć 230V. 
   Jak to w PL, jak ni ma dutków lub znajomości, to niewiele da się zrobić. No trudno. Myśmy się jakoś odnaleźli, ale społeczeństwo jest trochę biedniejsze od nowe doznania. 
   Narka.

2 komentarze:

  1. Ciągiem rozmawiać przez 6 godzin? Jezus Maria! A co jest złego w spokojnym milczeniu? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzadko się zdarza, by z obcą osobą tak wpaść w bajerę. Później mi się to z innymi kierowcami nie zdarzyło. Po za tym ta wymiana myśli jest fajna. Można wiele rzeczy skomentować, a także poznać inne zdanie z uzasadnieniem.
      Weź pod uwagę, że, niestety, większość moich kolegów to mięśniaki-głuptaki z wioski i czasem mi takiej żywej rozmowy brakuje. Milczenie było by w takim wypadku sporą stratą.

      Usuń