piątek, 17 lipca 2020

Piątek #1690

  Miałem opisać, to zaległe z ub. niedzieli. Pojechałem zawieźć papiery do żony od 972, bowiem wybiera się do pracy, bo w domu jej się nudzi. O tym później. Przyjechałem, jak to u 972, który pracuje przy wypiekach na stole talerz pełen pączków, chyba z 6, a ponieważ ostatnio znów na diecie, żrę mniej, to te pączki leżące przede mną aż wołały - zeżer nas. No ale trza było robić pozory i nie ruszyłem ich  przez długi czas. Dopiero jakoś po godzinie siedzenia kiedy żona od 972 stwierdziła:
- no poczęstuj się pączkiem
- no dobrze,
to i tak sięgnąłem po niego po kolejnych 10 min, by nie było żem taki pazerny. Pierwszy gryz i jak u Magdy G. chciałem go wypluć do chusteczki, ale nie miałem jej, nadto było by trochę niezręcznie. Po drugim gryzie dość łagodnie powiedziałem:
- one mają jakiś dziwny smak
- bo były robione na oleju,
pomyślałem na jakim qrwa oleju? Ogólnie były ohydne. Gorszych pączków w życiu nie żarłem. Kurtuazyjnie pochłonąłem tego jednego męcząc go przez kolejne 5 min. Jak wróciłem na st. mac. to jak w Pingwinach z Madagaskaru, jak król Julian, po zamianie ze Skiperem dostał rybę na śniadanie, to latał po bazie pingwinów i językiem wszystko ślinił krzycząc:
- zmyjcie ten smak z mojego języka!
  Podobnie ja, jak wszedłem na st. mac. od razu musiałem zagryźć ten obrzydliwy smak innym intensywnym słodyczem.
   W czasie pochłaniania tego pączka, żona mówi:
- 972 przywozi je całymi reklamówkami, a oni ich nie chcą jeść.
  Tak jakby w ogóle nie wyczuwała tego ohydnego smaku. Może ma zdupione kubki smakowe i nie ogarnia. Może tak być, bo przecież, co wielokrotnie pisałem, żarcie od niej jest po prostu ohydne, nawet herbata jest do dupy.
   No nic. U 972 rodzina zdekompletowana. był najmniejszy skurwiel, który, jak się okazało, będzie powtrzać (UWAGA!) pierwszą klasę podstawówki. No to była informacja dnia. Później się okazało, w rozmowie o tym z 979, że przecież 222, też powtarzał pierwszą klasę. Ale co się dziwić, kolejny z rodziny matki-Polki.
    Przejrzałem program nauczania z maty i jest tam liczenie do 20. Okazało się, że mały skurwiel liczy tylko do 10-ciu, mało tego zjada 7-kę i u niego jest 5, 6, 8, 9, 10. No więc odpadł. Oczywiście matka-Polka, czyli żona od 972 nie siądzie z nim do lekcji, nie pomoże mu w tak prostych sprawach, tylko siedzi i stęka, że jej się nudzi, nadto ciągle upomina małego, by nie gadał, nie ruszał się, nie biegał, nie oddychał, a najlepiej nie żył, bo jej ciągle przeszkadza. Mało tego takie gadanie ma długofalowe oddziaływanie. 825, który jest starszy ode mnie, co jakiś czas powtarza, że rodzice mu tak ciągle mówili i po tylu latach nadal o tym pamieta, mimo iż oni są już b. starzy, w zasadzie zaczynają wymagać opieki, a tu teksty z lat jego młodości jakby żywe.
  Nosz qrwa - zwierzogród i, to w sensie dosłownym jak i w przenośni. W domach, w których się ma nadwyżki kasy, zawsze jest coś co ją skutecznie wysysa. A to beznadziejne umowy na media, a to np. nadmiar zwierząt. No więc mają psa, królika, szczura, rybki w akwarium i ostatni nabytek - ptak w klatce. Ptak oczywiście w małej klatce. Mówię do żony:
- on ma mała tę klatkę
- bo nie lata
- no bo nie ma gdzie.
  Oczywiście nie wiem czy ona zrozumiała związek przyczynowo-skutkowy, ale chyba nie.
  W mieszkaniu był też drugi skurwiel. Nie poznałem go. Pisałem o nim, że ma geny po matce i jest gruby. Przywiozła go z Włocławka i jest chudy jak szczapa. Ponoć schudł 13 kg. Byłem w szoku, ale nie wiem jak to zrobił, bo niezręcznie było mi z nim gadać przy nich. Jeszcze by se pomyśleli. Ale faktycznie patrzałem na niego i zrobił się atrakcyjny. Dość mocno urósł, przegonił pierwszego małego skurwiela i to spowodowało też, że przy ubytku 13 kg i wydłużeniu się o naście centymetrów, dawny wygląd się zgubił.
  Generalnie żenada to ich życie. To jest przykład jak przeżyć życie i nie mieć z niego nic. Po prostu bytują, zużywają tlen, nic nie wnoszą do społeczności, a nawet chyba na odwrót. Małe skurwiele będą podobne, bo przecież skąd będą miały wzorce. I teraz konstatacja do ostatnich wyborów prezydenckich. Oni akurat nie byli głosować, bo nawet nie wiedzieli by jak zachować się w lokalu wyborczym, przy kim postawić krzyżyk, mogło by to być niezrozumiałe, ale przecież jakaś część z takich ludzi jednak lezie głosować, szczególnie na wsiach, małych miasteczkach, gdzie presja jest większa. I jakim działaniom oni ulegają? Medialnym, bo przecież w internecie nic nie czytają, bo to za trudne, wyszukanie czegoś graniczy z cudem, to z kwadratowego pudełka sączy się do nich jedynie słuszna opcja, czyli wybór obecnie rządzących. Jak to zmienić? Chyba sytuacja patowa. Jesteśmy więc skazani na PO i PIS, bo oni niczego innego nie ogarną.

     172 się odnalazł, wymówka czemu go nie było w pt. niby ktoś mu tam siedział w domu i go blokował. W sob. go nie było bo spał wieczorem, ale już mu nie mówiłem, że go widziałem na wiosce na kole, bo jechał. Nie to nie. To już ostatnia wyjebka, więcej ustalać flachy nie będę. Może na poprzednich razach za bardzo popłynąłem i zapamiętał, to może to pamięta i jednak nie chce powtarzać.
  Czas na zdjęcia.
  Pamiętacię tę czerwoną drezynę. Tu w Żaganiu z motorową (ta szara).
Tu jeszcze z jakimś hamulcem klockowym. Nie pamiętam, by był przy niej, może na potrzeby przejazdów okolicznościowych zamontowali na szybko, ale skuteczność tego klocka nikła, bo powinien być jak klocek do kół kolejowych wytoczony. Natomiast sama konstrukcja drezyny bardzo pancerna, wszak kilka lat w Chrzypsku Wielkim nimi grasowałem po torach.
   Tyle, do zaś. Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz