czwartek, 26 grudnia 2019

Czwartek #1631

     Wigilia. W tym roku u 979. Taka dziwna, bo on nie pije i dlatego jest dość nerwowy, co mu powiedziałem już kilka razy. Wczoraj rozmawiałem z nim, że z ludźmi starszymi trzeba zupełnie inaczej rozmawiać i niekoniecznie przedstawiać im nasze racja jako te właściwe. Oni żyją ileś lat i pewnie też mają uzasadnienie dla swoich działań. W każdym razie czasem lepiej ich zostawić samym sobie, jak ciągle usiłować zmieniać ich życie. Przerabiam to ciągle z 824 stąd podzieliłem się uwagami z 979 by wziął je pod rozwagę. Matka ma swoje przyzwyczajenia, pewnie ma lub nie uzasadnienia do tego co robi, a nawet, to po co się denerwować i usiłować to zmienić?
    On był nerwowy, ja przygnębiony po zejściu żyrafki. Jadłem i co jakiś czas wracały myśli, że jej już nie będzie i że trza będzie trochę procedur związanych z nią wycofać z działań bieżących. Na razie jednak jest jeszcze po staremu. Jakoś nie umiem tak nagle z nich zrezygnować.
    Potrawy były dobre. Barszcz, z kupnymi krokietami z kapustą, dwa gatunki ryb, kapusta z grzybami, ziemniaki, do tego wino czerwone i tak jakoś posiedzieliśmy do 20:30, a zaczęliśmy krótko po 17:00.
    Wraz z 979 pojechaliśmy na st. mac., a tu pod wjazdowym już 834. Następnie szlak, po telefonie zapowiadawczym, zajął 230, a jeszcze później przyszedł osiedlowy człowiek łykający trochę za dużo. Ponieważ ma z tym problem, to wszedł na stację z... flachą. jedną. Po jej opróżnieniu wraz ze mną oczywiście chciał drugą, ale święta i skąd tu wziąć? Mieliśmy tylko piwa i 4 wylądowały na stole.
   Jakoś po północy przetoczyłem się na grupę B spać. Zasnąłem a 230 i tego od flachy zostawiłem na grupie A. Obudził mnie ok. 02:00 ten od flachy. Przystawił się do mnie i mówi, że ma ochotę na faceta (w sensie na mnie). Zaczął mnie dotykać, mojego organu też, choć niezbyt mi się to podobało. Nawet mu powiedziałem, że nie mam ochoty, ale on zupełnie na to nie zwracał uwagi i zaczął mi obciągać. Robił to nieudolnie, zresztą co się dziwić. Po flaszce z pewnie innymi wyobrażeniami jak to powinno wyglądać. Chciał bym i jemu obciągnął, ale zacząłem mu delikatnie mówić, że jestem aktywny i średnio robię takie rzeczy. Na co on - to dobrze, zwal mnie w dupę. Zmieniłem więc temat i zacząłem mu mówić, że nie jest w moim typie, jakbym mu tego już nie mówił, i że jemu też nie wszystkie laski się podobają. Coś tam zaczęło mu w gowie świtać, wreszcie mózg przetworzył informacje i wyszedł z grupy B. Uff. Odetchnąłem i w miarę szybko zasnąłem.
    Porządków świątecznych w zasadzie nie było. By nie gderali z zewnątrz to wyprałem firany, niestety bez mycia szyb, bo jakby czasu  brakło i chęci. Natchnienie może przyjdzie to je wtedy umyję. Na grupie A taki delikatny porządek, w zasadzie głównie dot. stołu oraz biurka przy którym siedzę. Odkopać się z papierów niekiedy jest trudno.
   Przez wigilię na stacji był ponownie bezdomny. Jakoś uległem i go wpuściłem, w zasadzie to pomyślałem, nie gupi pomysł. Czasem są włamy, a tak, może z grupy D by się ruszył i kogoś wystraszył, do tego świecił światło, to jakby było, że jest ktoś na stacji. Bezdomny wyszedł na szlak ze stacji dopiero w pierwsze święto ok. 10:00, ale od wigilii pozostał na grupie A 230, który dopiero poszedł na szlak o 21:00. Oczywiście za dnia ruch prawie jak w inny niedzielny dzień. Dopiero jak wyszedł 230 z 815, to wtedy trochę odetchnąłem, bo stacja pusta. Napisałem do 172, bo on już rozrząd chciał robić w wigilię wieczorem, ale jak, jak tu pełna stacja była. Wczoraj może gdzieś był, bo nie było info zwrotnego. Myślę, że bez bezdomnego sytuacja wróci do normy. Ja se tak myślę, ale czy tak będzie. Ok. 22:10 wszedł jeszcze na stację 979 i powiedział, że przed 23:00 będzie się zbierał, ale oglądaliśmy trochę Ściganego, trochę Co wiesz o moich dziadkach, do tego jeszcze troche rozmawialiśmy i wyszło tak, że wyszedł ze stacji dopiero 23:45.
    Za to dziś miałem rano, bowiem zbiorniki już trochę nie były opróżniane, sen erotyczny. W roli głównej ktoś wyglądu 977, choć nieco chudszy, ale za to bardziej wyżyłowany. Akcja działa się w jakiejś wiosce. W zasadzie we wszystkich scenach posuwałem go od tyłu, z tym że było to w stodole, w czyimś ogrodzie w rogu działki przy dość wysokiej trawie, by nas nie było widać, w jakiś bliżej nieokreślonych pomieszczeniach. Ale wszystkie pozycje dotycząde tego, że byłem na nim. Po chyba 7-m przeskoku akcji przebudziłem się, bo organ już był gotowy do opróżnienia. Pomogłem mu ręcznie i co mózg chciał to dostał.
   Jak jeździłem w komunikacji miejskiej, to już wtedy miałem układ z panią Krysią układającą grafik służb przypisany do linii, że w święta mogę jeździć, ale sylwestra i new rok mam wolne. To też jeździłem w wigilię popołudniu na dyżurujących liniach. Pamiętam, jak miałem kurs na 184 do Pyskowic. Przez wioski po 16:00 jechałem wolno i gapiłem się z autobusu do okien domów, co się tam dzieje. W zasadzie to przetaczałem się. Ponieważ prawie nikt nie jechał, to sunąłem przy oknach wioskowych. Zdarzało się, że niektórzy byli zdziwieni czemu przed ich oknami sunie tak wolno autobus, a jedni nawet zasłonili okna. Pewnie se pomyśleli - żadnych obserwujących. Między wioskami gnałem swoim Jelczem M11 2058. Jednym kursem zjechałem do się na st. mac. Trochę pokręciłem się po stacji i pojechałem na przystanek początkowy. Kolejny kurs do Pyskowic. Myślałem nikogo nie będzie, wpadam na dworzec opóźniony już prawie 20 min, a tu wsiada laska i mówi:
- myślałem, że Pan już nie przyjedzie, bo wracam (tu podała jakąś odległą miejscowość, w której studiowała dość odległą) do domu. 
  No to rura. Przy przystankach tylko lekko zwalniałem, ale między następnymi zgarnąłem machające osoby, pewnie też myślały, że kursu już nie będzie. Trochę głupio mi się zrobiło, dlatego pamiętam to tyle lat, ale wszystkich po drodze pozbierałem, a nawet wysadzałem tam gdzie chcieli, gdzie mieli bliżej, by jakoś się zrewanżować. Jak widziałem, że wstawali to się głośno pytałem - przed przystankiem, na czy za?
   Kolejną podobną akcję miałem kiedyś przy kop. Śląsk. Jechałem tam 39 i przy kopalni było 40 min postoju, bowiem przywoziło się górników na 22:00 ok. 21:40, a odbierało po, ok. 22:20 tam był odjazd. Ponieważ przy kopalni nie chciałem stać, to jedyną droga od kopalni pojechałem jakieś 500 m i wjechałem tyłem w boczną uliczkę. To były czasy, że miałem autobus 2058 tylko dla siebie. Nie miałem zmiennika, stąd w autobusie miałem wszystko. Sztućce, talerze, kubki, budzik, rzeczy do spania, bo czasem się nocki robiło i wieli innych przedmiotów. Autobus był zamykany na kłódkę, tak że nie dało się do niego wejść bez klucza i bez wyrwania czegoś. Jak już stałem w tej uliczce, to podniosłem klapy w podłodze nad silnikiem by było ciepło, nastawiłem budzik i położyłem się. Nie wiem jak to się stało, ale, albo nie słyszałem budzika, albo nie zadzwonił, w każdym razie przebudziłem się i takie miałem uczucie, że chyba jest późno. Podniosłem się i w ciemnościach zobaczyłem przed autobusem grupę górników. Szybka myśl - teraz mnie zajebią i która, qrwa, jest godzina, skoro oni stoją już przed wozem? Okazało się, że była 22:40. Otwarłem drzwi, wpuściłem ich, przeprosiłem za sytuację i spytałem czy na dole (droga od msc. gdzie stałem prowadziła w dół do kopalni) ktoś jeszcze jest? Nie, wszyscy są tu. Zabrzmiało to jakby mi mieli wpierdolić. Jak już wsiedli, to powiedziałem by się trzymali, bo trochę pogonimy. Faktycznie z nimi przez następne miasta dość szybko jechałem, zakręty przelatywałem dość szybko, dlatego już w połowie trasy byłem punktualnie. 39 to długa linia.
  Różnych ciekawych, mniej ciekawych sytuacji z pracy w komunikacji miejskiej było sporo, może kiedyś coś tam jeszcze opiszę.
  Tymczasem jeszcze zdrowego, szczęśliwego kolejnego święta.
    Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz