Czasami w ramach wolnego czasu czytam inne blogi. Natykam się na nich na chęć bycia piszących z drugą osobą. Wyobrażenia odnośnie bycia są różne, ale przeważnie opierają się na zakajdankowaniu go do kaloryfera, aby nie spierdolił, odcięcia partnera od jego znajomych, a najlepiej jakby się wyniosło z nim na bezludną wyspę i tam mieszkało do końca życia. Nie było by wtedy żadnych intryg, dziwnych rozmów ze znajomymi, potencjalnymi innymi partnerami, umawianiu się pokątnym. Mielibyśmy go cały czas na oku, a przynajmniej wiedzielibyśmy że jest na wyspie i z nikim nic nie robi.
Czy druga strona ma też takie wyobrażenia? Często nie i to jest problem, bo gdyby miała to oboje by się zakajdankowali ze szczęściem dla ogółu.
Jak byłem młody wylądowałem w lokalu branżowym we wrocku. Byłem z jakąś ekipą i dosiedliśmy się, czy oni się dosiedli do nas, do dwu branżowców. W lokalu w ogóle nie było widać, że są ze sobą razem, a już w ogóle, że są parą. Jeden z nich, na moje pytanie, jak to jest że są parą, a w lokalu robią co chcą. Wtedy ten co był przy stole powiedział:
- nie istotne jest z perspektywy czasu co bieżąco robi, istotne aby wrócił do domu.
To zarówno wtedy, jak i dziś dla wielu wydaje się dziwne. Ale słowa te utkwiły mi w głowie. Z moim jedynym partnerem, 800, tak właśnie robiliśmy. Miałem swoje grono znajomych, on miał swoje, chodziliśmy na imprezki zarówno razem, jak i osobno, i nikt z nas nie miał do drugiego pretensji o to. Jeżeli się dało, to chodziliśmy razem. Na kilku imprezkach, na których byliśmy nawet w jakiś pokojach kopulowaliśmy się. Taki układ był rewelacyjny, choć to w związku ja byłem osobą, która jego chciała zakajdankować, jednak rozmowy spowodowały, ze zgodziłem się na taki układ. Był bardzo dobry. Wspólne wyjazdy, wspólne wakacje, bez spinania się, bez wietrzenia intryg, skandali, zdrad itp. Zawsze uważałem, że taki układ jest rewelacyjny. Potrzeba tylko wzajemnego zrozumienia i ustalenia zachowań w związku i tyle, albo aż tyle.
824 zawsze mnie zadziwia, a lekarze, którzy go leczą jeszcze bardziej. Okazało się, że oprócz cukrzycy bierze leki na nadciśnienie. Czasami, jak przy cukrzycy obniża mu się ciśnienie. Ostatnio tak bardzo, że był z tym u lekarza. Zamiast odstawić lek, lub brać mniejszą dawkę, on cały czas żre jak mu nakazano. Efekt, lekarka przepisała mu nastepny lek, jak on twierdził na podniesienie ciśnienia, ale faktycznie czytałem z ulotki jest na pobudzenie. Jak pytałem się na co jest lek (ten na obniżenie ciśnienia) to podobnie jak przy cukrzycy, zapobiegawczo powiedział - reguluje ciśnienie krwi. No do cyca, czy on wie co gada? Jaka regulacja. Kazałem mu poczytać ulotkę. Wyjął ją z opakowania, rozwija ją i mówi:
- to aż tyle do czytania?
- powinieneś wiedzieć co żresz
- mnie to nie potrzebne, lekarka wie co robi.
Ale czasami oni nie mają wiedzy, bo nie pytają się o wszystkie spr. dot. naszego zdrowia i tak lekarz przepisał mi lek, którego po przeczytaniu ulotki nie mogę żreć, bowiem zaszkodziłby mi. 824 zeżarłby bezwiednie taki lek, zresztą stany, w których pogarsza sobie zdrowie lekami nie są rzadkie. Na prawdę jest genetycznie z tych silnych. Mnie chyba nie będzie dane tak długo ciągnąć w tak dobrym stanie. Genetyka jest tu bardzo istotna. Zresztą każdemu mówię o silnych genach 172. Nie raz brał udział w sparingach, wychodził czasami obolały, prawie ledwo się ruszał, po czym poleżał 4 dni, wstawał z łóżka i był w pełni sprawny. No kto się tak sprawnie regeneruje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz