Cofnę się do wizyty w pingwinarium w sobotę. Nie opisałem tego, a wydaje się to ważne. Otóż, zbliżają się wakacje i oczywiście ścierają się potrzeby żony od 972 i pingwinów. Pingwin odpowiedzialny za małych skurwieli kategorycznie odmawia aby wszystkie skurwiele pojechały na raz do domu. Będą, tak jak na widzeniach, przyjeżdżać na dwa tyg. po czym nastąpi zamiana. Jeden pojedzie, a odebrany będzie następny. Żona od 972 naciskała, ale pingwin powiedział wyraźnie:
- nie, nie zgadzam sie, chyba że sąd orzeknie inaczej.
Żona od 972 nie miała już argumentów, nawet odpadł ten, że chce wziąć dwa tyg. urlopu, aby być z wszystkimi na raz. Pingwin stanowcze - nie. Pewnie jej jest tak wygodniej, jak mieć przez m-c ciągle jakiegoś skurwiela w domu.
Po za tym 3-ci opowiadał jak spał z pluszakiem, takim większym, misiem w łóżku i przytulał się do niego. Żona chyba nie załapała związku między wiekiem 3-go, a potrzebą przytulenia, miłości, kontaktu cielesnego, czyli tego co w dorosłym życiu musimy zastosować do partnerki/a.
Był w sobotę u mnie (musiałem nadać nowy numer) 575. Nie widzieliśmy się z (jakoś) 5 lat, ale jak go zobaczyłem to od razu bym go przeleciał. W łóżku kiedyś tam wylądowaliśmy razem, a jako że zawsze był przepiękny, nawet dziś, to pierwsze spotkanie łóżkowe doskonale pamiętam, jakby to było wczoraj. Mnie się kontakt z nim zerwał, bowiem mieszkania to zmienia jak inni komórki, o tych drugich już nie wspomnę. Za to stacja jest stabilna i zawsze można mnie na niej znaleźć, to też przyjechał odwiedzić. Mnie też swego czasu, praca na dwa etaty wykasowała część znajomych, bo jak znaleźć czas dla nich jak pełne dwa etaty i jeździło się z pracy do pracy do tego było się otoczonym bieżąco lokalnymi mięśniakami.
A jak poznałem 575. Otóż kiedyś jeszcze jeździłem na rowerze do parku chorzowskiego. Pewnego dnia, patrzę na rowerze jedzie przejebany mięśniak, mój typ w 100%. W tej części mózgu odpowiedzialnej za hamulce przeciw destrukcyjne w takich sytuacjach, coś zdefektowało, coś ją zaabsorbowało przeto wdrożyłem nagłe hamowanie zawróciłem maszynę i w odstępie pojechałem za owym mięśniakiem. Lato to on w krótkich spodenkach i już nie pamiętam, czy ten pierwszy raz był bez koszulki, ale możliwe że tak, lub miał taką na ramiączkach. Jako, że lato, ładna pogoda to park pełen ludzi więc dość łatwo było za nim jechać. W którymś momencie kapnął się, że za nim jadę. Wjechał w teren za ZOO, tam mniej ludzi się przemieszcza, nawet na chwilę mi zniknął, bo nie chciałem jechać zara za nim. W momencie, w którym się stracił pomyślałem:
- no pięknie qrwa, nie zagadałem i taki mięśniak stracony.
Było to już chyba 45 min jeżdżenia po tym jak złapałem jego końcówki. Nagle (do dziś pamiętam, w której alejce to było) pojawił się. Czyli on zawrócił. Przez 30min układałem, czy zastanawiałem się nad tym pierwszym pytaniem w takim momencie. To jest ten najważniejszy moment, przeto zawsze z nim mam największe problemy. Jak zawrócił i wolno jechał, zagadałem go. Nie pamiętam tego pierwszego pytania, ale odpowiedział i jakoś poszło. Jeździliśmy jeszcze chyba z godzinę lub dwie rozmawiając, a patrząc na niego dostawałem prawie orgazmu. Rozstaliśmy się, ale umówiliśmy na następny dzień. W totalnej euforii jechałem do domu myśląc nad szczęściem, że los mi takiego mięśniaka nawinał, mało tego jeszcze się umówił na jutro. Powrót z parku do domu też częściowo pamiętam właśnie ten stan podekscytowania. Na drugi dzień jechałem, ale jakbym leciał z rowerem na spotkanie, cały czas rozkminiając czy będzie. Przyjechałem i ... był. Jakaż ulga nastąpiła, a jednocześnie znowu wzrosło podniecenie. Jeździliśmy po parku chyba z parę godzin rozmawiając o różnych sprawach. Udawało nam się umawiać na spotkania, to były czasy jeszcze nie komórkowe i takie spotkania zależały od wielu czynników. Zawalenie jednego powodowało urwanie się znajomości, bo jak się ponownie umówić, skoro nie mamy telefonów, ani adresów. Nie wiedziałem gdzie mieszka, on też gdzie ja. Po kilku spotkaniach jednak wymogłem, aby odwieźć go pod dom (blok) i wiedziałem gdzie mieszka. Od tego dnia już inaczej podchodziłem do spotkań, bowiem w razie przerwy wiedziałem gdzie podjechać. Po jakimś czasie stałem się też gościem w domu. Ma o 1,5 roku starszego brata i siostrę młodszą. Mieszkanie w bloku na którymś tam piętrze. Mieszkali tylko z matką, ojciec zmarł. Ponieważ wizyty były dość częste to z racji jego wyglądu zacząłem się platonicznie zakochiwać, ale przed rodziną starałem się jak mogłem nie zdradzać stanu umysłowego w stosunku do 575. Jakoś się złożyło, że pewnego dnia byłem dłużej u niego w domu i matka zaproponowała, abym w takim razie spał u nich, mało tego z 575 w łóżku. Brata nie było, bo gdzieś tam był. W jednej chwili jakbym dostał w ryj i tracił przytomność. Musiałem tłumić radość z tego co zaproponowała, a jednocześnie robić pozory niechcenia spania u nich i wracania do domu. Spanie razem z takim przejebanym mięśniakiem w łózku, to odmowy nie mogło być, to też trochę postękałem, po czym zgodziłem się. Pojawiła się jeszcze drobna kolacja, herbata i przygotowania do spania. Czekałem co on zrobi. Rozebrał się do majtek i do łóżka. Zrobiłem podobnie i majtkach wlazłem i przykryliśmy się jedną kołdrą. Jak to od mięśniaków, biło od niego ciepło, a dla mnie osoby ciepłolubnej to wypas świata. Oczywiście nie mogłem zasnąć, bowiem teraz najgorsza część. Jak się do niego dobrać i jak to odbierze. 575 był jednym z pierwszych więc to dopiero po nim nabrałem doświadczenia i pewnego rozluźnienia, a wtedy to wszystko odbywało się na wielkiej spinie. Leżałem prawie sztywny z nerwów, jednocześnie organ zaczął mi się pobudzać, a mózg dostawał wariacji nt. w które jego miejsce wysłać prawą rękę (leżałem na lewym boku) i co zrobić jak będzie reakcja a czy b, czy c? On leżał przodem do mnie, więc było gorzej. Jakby był plecami to teoretycznie nie mógłby mnie odepchnąć ręką, a tak wystarczyło aby wyprostował swoją lewą i przydupił mi w ryja. W końcu po jakiejś godzinie mózg zdecydował o wysłaniu reki do jego wystającej ręki. Na początku jakby niechcący wyprowadziłem rękę do przodu aż natknęła się na jego rękę. Palce zetknęły się bokami, ale nie rozłączałem ich, czekałem na reakcje, cofnie, czy nie cofnie. Nie cofnął. Po jakiejś minucie lub więcej palec przesunąłem i położyłem na jego, znowu oczekiwanie na reakcję. Wszystko na razie odbywało się jakby to były przypadkowe ruchy i przypadkowe natknięcia się palców pod wspólną kołdrą. Reakcji nie było, a ja prawie przeżywałem zawał. W końcu mając palec na jego palcu przesunąłem nim w którąś stronę po jego palcu. Znowu wyczekiwanie na reakcję. Nic, przesunąłem go z powrotem. Nic. przesunąłem ponownie - nic. Zastanawiałem się śpi, udaje, czuje, nie czuje? Myśli kotłowały się w głowie, a jednocześnie rosło pożądanie. Po kilku takich przesuwaniach ruchy stały się bardziej cykliczne i odbywały się na większej powierzchni. Wreszcie operowałem na całej dłoni po nadgarstek. Reakcji nie było. Kolejnym etapem było przesunięcie palców po za nadgarstek na przedramię. To jest ta część ciała, która do dziś mnie podnieca. Ładne przedramię to jest to. Jak go zacząłem głaskać po nim organ już był tak naprężony, że ledwo utrzymywał się w majtkach. Głaskanie po gładkiej skórze, z wystającymi na mięśniach żyłami pod skórą przyprawiało mnie o rozkosz, a jednocześnie cały czas w tle obawiałem się reakcji, której nadal nie było. To dawało jakby przyzwolenie na dalsze działania. Dotarcie do bicepsa to było już katarsis dla mózgu. W pewnym momencie poruszył się, aby się poprawić. Moja ręka w sekundzie była już przy korpusie. Poprawił się przewracając się na plecy. Jak zwykle nastąpiła burza mózgu, położył się tak bo chce więcej, położył się tak, bo go dotykaniem rozbudziłem i nie jest świadomy co się dzieje i jeszcze inne. Po zmianie pozycji jego prawa ręka była tak ułożona, że dłoń leżała na brzuchu. Znowu wysunąłem moją do przodu, aż natknęła się na przedramię unoszące się z poziomu łóżka do poziomu brzucha. Znowu kontakt z gładką prawie aksamitną skórą, bez zarostu, on w ogóle był z bardzo małym zarostem, i wariacja mózgu co do jego reakcji przed chwilą tj. przewrócenia się na plecy. Połowa mózgu odpowiedzialna za kontakt pożądała jego i ręką delikatnie przesuwała się nad jego, a kontakt był realizowany tylko przez opuszki palców. (ach gdyby mnie tak ktoś głaskał ocipiałbym) Pod nimi wyczuwałem żyły na przedramieniu, żyłę na bicepsie. Ręką dochodziłem do jego dłoni, a z niej delikatnie przechodziłem na brzuch. To kolejny etap, w którym mogła nastąpić jego reakcja. Której dalej nie było. Przejście każdego etapu dawało przyzwolenie na dalsze działania. Część mózgu odpowiedzialna za hamulce zaczęła się rozluźniać, bowiem już kilka etapów przeszło pozytywnie, ryj cały, nie wyciepł mnie z mieszkania. Gorzej było z tą odpowiedzialną za odbiór bodźców dotykowych. Każdy kolejny etap dostarczał ich tyle, że organem mógłbym przebić ścianę. No przecież wejście ręki na płaski brzuch, z pępkiem w poziomie brzucha, lekko umięśniony, sama świadomość dotarcia do tego etapu już powodowała zawrót głowy. Po czasie odważyłem się i zsunąłem mu rękę z brzucha i położyłem po jego prawej stronie korpusu. Wygłaskałem ją to ona na tor boczny. Teraz czas na brzuch i klatę. Właśnie, rozochocony brakiem reakcji ręką z brzucha zaczęła operować wyżej na klacie. Tu nadal opuszkami palców przesuwałem po jego skórze stopniowo ogarniając co raz większy obszar.
Teraz tyle, bo jakbym to chciał opisać za jednym razem, to czas i miejsce, i w ogóle...
Z bieżących spraw. Wczoraj biuro pracy. Pani już mnie rozpoznaje, ale jeszcze nie pamiętała nazwiska. W każdym razie oferta, którą przygotowała jej sąsiadka dla mnie okazała się nieaktualna z powodu braku uprawnień i pozostałem bez oferty pracy. Yes, yes, yes. Nadto pani zaproponowała przesunięcie terminu w przód i dostałem na drugą dekadę lipca. Po tym wpadłem jeszcze w bajerkę z panią nt. troche m-ta, trochę budownictwa, pani pamiętała o moim remoncie, trochę pogadaliśmy ogólnie o życiu i po jakiś 15 min w nastroju j/w pojechałem do wioski. Podzieliłem się info z 979, a tak w ogóle to faktycznie będę musiał zabrać się za przygotowania do remontu w najbliższym czasie. Niestety, uszczelnienie grup B i C, wiąże się z ich rozczelnieniem, ale jak to robić skoro na placu dziś było o 11:00 7C, czyli prawie zima, centralne ogrzewanie nadal pracuje i tylko ono wskazuje jak krótkie jest u nas lato. Połowa maja minęła centralne jest, a w połowie września już jest. Czyli ścisłe lato to jakieś 3 m-ce. No szkoda, bardzo krótko. Wczorajszy obieg z cysternami popo w rękawiczkach, bowiem jak jechałem do biura pracy to ręce mi dość mocno zmarzły, aż wprowadziłem ograniczenie prędkości, aby jeszcze reumatyzmu nie dostać. Jeszcze tego by mi brakowało. I tak się już za bardzo rozpadam.
O tym jak dużo mam czasu wolnego niech świadczy, że od dwu tyg. chcę nagrać kolejny odcinek symka na yt. Już na pewno miał być nagrywany w ub. wtorek, ale nie brakło czasu, później w czwartek miał padać deszcze to zaplanowałem na ten dzień i też nic i tak nic, nic, nic, a mamy już wtorek, a to tylko do nagrania 30min żeby było ciekawej. No fajnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz