niedziela, 15 maja 2016

Niedziela

  Miała być obszerna notka dziś, tzn. ona jest tylko jej opublikowanie przesunie się na jutro, bowiem nie zdążyłem korekty zrobić. Tory stacyjne zajęte po nocy do południa to i korekta odpadła, a jak się do niej zabiorę to notka wyjdzie wieczorem to jakby dzień zwłoki jej wiele nie zrobi.
   Wczoraj przyszło na jazdy z 972 do jego skurwieli. Jak zwykle jako mistrz opóźnień, do wioski 972 przyjechałem z 25min opóźnieniem. W drodze, tradycyjnie u 972 i jego żony stany emocjonalne, na podstawie których można by napisać pracę doktorską z psychologii. Raz się wadzą, po minucie się śmieją do siebie, przytulają, a w kolejnej już chcą dać sobie po ryju. W zasadzie nieustanne ubliżanie sobie, po za zmianą stanu emocjonalnego, ale to i tak, na krótko. Zgłupiałbym w takich huśtawkach nastrojów, ale właśnie przy takich zmianach przychodzi mi co dwa tyg. jeździć z nim i jego żoną.
  Do pingwinarium dojechaliśmy coś po 15:00. Zawsze na widzeniu 4-ty, czyli najmłodszy skurwiel jest przez całe widzenia, tzn. może być przez całe. Reszta skurwieli jest rotacyjnie wysyłana. To też na początku był 4-ty i 3-ci. Ten drugi chwalił się graniem w kineta, opowiadał tylko mnie, bo żona od 972 jak i on sam mieli na to wyjebane i zajmowali się 4-tym, jak gra, jak z kolegą budują (to już w grę na kompie) trasę dla pociągu, układają tory, pochyłości zakręty itp. Opowiadał o tym dość emocjonalnie, chyba rzadko w ogóle ktoś go słucha w dłuższych okresach czasu. Jak już się wyopowiadał i żona 972 tradycyjnie na niego: uspokój się, siedź grzecznie, nie krzycz tak głośno, nie rób, tego, nie rób tamtego itd., to 3-ci poszedł do góry, znaczy się na piętro gdzie mieszka grać dalej na kompie. Po nim przylazł 1-szy, ten którego wczoraj przywiozłem do pingwinarium. Jak na swoje 14,5 roku zaczyna się uspokajać, teraz młodzieńcze emocje dopadają 2-go. W każdym razie u 1-go widać już stabilizację, choć wiadomo energii to ma jeszcze nadtatek. Nawet nie chcę myśleć co będzie jak 3-ci wejdzie w wiek 14 lat, ale też nie wiem czy będzie jeszcze u pingwinów, czy się go pozbędą. Łączność 972 i żony w ogóle z nimi jest niewielka. Tak siedzą jakby byli codziennie ze sobą, mało rozmawiają nie mają wspólnego tematu, nie mają zainteresowań co ich skurwiele robią na codzień, co się dzieje. Przychodzą, żona postęka na nich, po jakimś czasie jest już nimi zmęczona, nie wie co ma dalej robić, bo formuła wzajemnego gapienia się na siebie wyczerpuje się po 30min i chce już jechać do domu, gdzie bez nich może krzyczeć na 972 i psa. Na sam koniec przyszła kolej na 2-go. To jest ten i jeszcze 4-ty, którego ewentualnie widzieli by z powrotem w domu. 1-go nie, a 3-go to już absolutnie - nie. Co dziecko musi czuć jeżeli oficjalnie otrzymuje takie informacje?
   W drodze powrotnej, podjechaliśmy do mamy od żony 972, po kasę, bo oni już ledwo co ciągną (z 4-ma skurwielami to byłby dramat finansowy, choć teraz już nie, bo 500+). Pewnie wyssała ich do końca lodówka kupiona na raty, nie wiem za ile, ale postaram się dowiedzieć. Też nie pytałem, czy żona zrobiła korektę zeznania podatkowego, bo za 2 lata to może mieć przewalone, jak to znajdą. Jak już dostała zastrzyk gotówki to pojechaliśmy do carrefoura, ale tam drogo, tzn. drożej, te same produkty, bo to jest miernikiem, jak w stonce czy kauflu. To też tylko oni coś tam kupili, a wracając wpadliśmy do kaufla, bo jednak cenowo jest nie do pobicia, po za obniżkami w stonce, bo wtedy stona wygrywa.
   Jak przyjechaliśmy to ich pies wydobył się wraz ze mną na plac, ale nie chciał sam chodzić i w rezultacie tak szedł ze mną, aż doszedł na stację macierzystą. No cóż, dałem mu coś do jedzenia i po prostu przebywał. Nawet pies nie chce być z nimi, to co dopiero pisać o wychowywaniu dzieci. To raczej można nazwać hodowlą. Przed samym spaniem wylazłem jeszcze z nim po północy przed bloki zrobić rundę. U księżnej jakaś imprezka z synkami z grupy czy z roku ze studiów, bo kurzyli na balkonie. Pewnie starzy pojechali to w domu imprezka. Pies, widać po nim, potrzebuje trochę zrozumienia, trochę zajęcia się nim i nie ciągłego krzyczenia, już o biciu nie wspomnę, to też trochę smutno, ale trza go będzie później odprowadzić. Wszystkim wokoło odradzam psy, bo dodatkowe obowiązki, które nie zawsze codziennie wykonywane są przyjemne. No. dziś zara po wstaniu musiałem się ubrać i wyjść z nim. Na placu 9C, więc chłodno, a tu zaspany, ledwo rozbudzony kroczący po lasku z psem. No jemu się podobało, ja ledwo powłóczyłem nogami. Normalnie rozruch poranny trwa 1,5h . Po po odprowadzę go do wioski 972, bo później wyjazd na nastawnię do kolegi.
   Tyle teraz, jutro powinna już zostać opublikowana obszerna notka, jeszcze pewnie z dzisiejszą relacją z dnia. Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz