sobota, 19 marca 2016

900 notka

    Czy to nie jest tak, że jak jesteśmy najebani, a przynajmniej, jak ja jestem w takim stanie to mogę pisać bez ograniczeń? (i aby było jasne, tylko pierwsza część jest napisana w takim stanie)
     To tak pod notkę 900-ną.
     Utkwiło mi w głowie wiek lat nastu. To się tak ciągnie od podstawówki, kiedy moją miłością platoniczną był kolega z ławki szkolnej (dwuimiennik) siedzący obok mnie. Miał tak przepiękne przedramię (oglądanie przedramienia do dziś pozostało i na podst. tej części ciała jestem w stanie dużo określić o wyglądzie samca), że podniecałem się codziennie patrząc na nie. Resztę tez miał ok. W tamtych czasach rodzice kupili mi teleskop i oglądałem go na balkonie bloku, w którym mieszkał i się opalał w klacie. Oczywiście ten widok przerabiałem w nie tylko snach erotycznych, ale i bezpośrednio jeżeli to jest dobra nazwa.
    Trochę trwało za nim wypłynąłem na tzw. światek branżowy. Jak już wypłynąłem, a pierwszy raz w Krakowie kiedyś tu opisywałem, to poznałem z Dąbrowy Górn. takiego mięśniaka 17 lat. Parę razy udało mi się go zwerbować i wylądowaliśmy w łóżku, ale to był taki w 100% mój typ. Przy nim orgazm to było to, na co się czekało tygodniami. Takie ciało, taki wygląd, no dla mnie w 100% mieszczący się w ścisłych widełkach wyglądowych. Jak zabiegałem o spotkania z nim to tylko ja wiem, on tak średnio, ale jak już doszło to orgazm był taki jak prawie nigdy dotąd.
   Zresztą takich z (powiedzmy) górnej półki to przewinęło się przez moje ręce kilku, czy kilkunastu, oczywiście takie spotkania pamięta się doskonale.
   To niektóre z tych spotkań opiszę. Z racji dużego popędu seksualnego swego czasu przewijałem się przez dworzec katowicki. Musiałem tam dojechać z wioski i trochę pograsować. Udało mi się kiedyś zauważyć piękną sztukę. Jakoś nie mogłem się przemóc, aby do niego dojść, ale jak już doszedłem to rozmowa się potoczyła. Okazało się, że on zarabia ciałem na życie. Jednak woli starszych, chyba chodziło o kasę. Naciskałem na to sformułowanie starsi i strzelił, że tak od 25-ki wzwyż. Ucieszyłem się, bo już byłem w tych starszych, a on że jestem za młody i w ogóle to blokuję go z zarabianiem. Jednak tam mi się podobał, że nie dawałem za wygraną. W toku rozmowy założyliśmy się, że jeżeli mam ponad 25 to zrobi to ze mną za darmo. Jak zakład przybiliśmy, to wewnętrznie prawie oszalałem ze szczęścia. Wyciągnąłem dowód tożsamości i ... udaliśmy się do niego. Wynajmował mieszkanie jakiś kilometr od dworca. Takie małe dwupokojowe. To co przeżyłem z nim w łóżku, choć było już jakiś czas temu to w migawkach do dziś pamiętam. Tu podobnie jak przy 17-ce z Dąbrowy Górn. orgazm, to było prawie szaleństwo, taki odlot to mało kiedy. Za pierwszym razem zrobiliśmy to dwa razy, bo oczywiście nie mogłem się powstrzymać. Po za tym on doświadczony, bo zarabiał seksem, to trochę umiał, ale mogłem też zrealizować swoje preferencje. Oczywiście spotkaliśmy się jeszcze raz, tym razem odpłatnie, ale to nie była stracona kasa.
    Innym razem udało mi się wyciągnąć do mieszkania 18-kę z dworca. Ten to z kolei był chodzącym umięśnieniem. W rozmowie wyszło, że chodzi na siłownie, zdecydował się na zarabianie w ten sposób, ale nie jest nasz, tylko nie ma jak inaczej zarobić kasy, a były to czasy dużego bezrobocia, to zdecydował się na podejście i byłem jego pierwszym męskim partnerem. To był osobnik połączenia 826 ze 172 wybierając te pozytywne aspekty wyglądu. Podobnie i przy nim orgazm to był totalny odlot. Ponieważ wtedy i ja ćwiczyłem, a sprzęt był porozkładany, to i on poćwiczył przez seksem przez co jak weszliśmy do łóżka, to nie dość że był rozgrzany, to jeszcze mięśnie pozostawały w stanie napięcia, a żyły były doskonale widoczne. Po za tym symetryczna budowa ciała, dobrze zbudowane nogi, klata, plecy, ręce no prawie wszystko miał idealne. Niestety nie udało mi się z nim spotkać drugi raz i to był ten jedyny. Szkoda, bo wtedy jak pamiętam wziął 70 zł co może być dziś odpowiednikiem może 140zł.
  A z zawodów ciekawszych wykonywanych to prowadzenie tramwai w dawnych czasach. Wtedy się fajnie jeździło. Tramwaje były przeważnie pełne, a od 14:00 to jak wyjeżdżało się z katowickiego ronda na Chorzów, to trzeba było często stawać w drugim łuku (prawym), aby ludzie się ugnietli i drzwi się zamknęły, bo za 400 m był przejazd pod mostem i aby kogoś nie rozwalić o filar, choć jak nie chcieli się upchać to czasami jechało się wolno pod most i tam przejeżdżało ok. 5km/h czy kogoś filar nie ściągnie, bo wisieli jak winogrona. Po za tym to jazda z V max, między przystankami, aby być w miarę planowo, a mimo tłoku w wozach, i rzeszy ludzi na przystankach czasy przejazdu były krótsze niż dziś, więc szaleństwo na torach było wpisane jakby w zawód. Najgorszy był pierwszy dzień. Zazwyczaj na przeciążonych liniach jak 6 i 7 jak dali świeżaka, to w godz. szczytowych 14:00 - 16:00 jechało za nim 4, 5 wozów bo tak był opóźniony i z reguły zawracano go na jakieś pętli czy czymś pośrodku, aby się wstawił do planu. Pierwszy przejazd z Bytomia do Katowic Brynowa na 6-ce w Katowicach Rynku tylko 2 min w plecy. To było osiągnięcie, dlatego pamiętam to do dziś, drugiego wozu liniowego na ogonie nie miałem. To też jak widzę dziś motorowych (to jakieś jeżdżące "blondynki") to aż mi się słabo robi. Kto ich uczy jeżdżenia, kto ich dopuszcza na tory. Przenieść ich dziesiąt lat do tyłu i porzucają wozy w terenie, bo nie dali by rady z taką forma jazdy. Wczoraj jechałem tram. to znowu miedzy przystankami motorowa 12 razy dała na jazdę. Po za tym to były czasy wozów na stałe. Miało się swój skład, zmiennika i dziennie jeździło się tym samym. To też zakładano często dodatkowe grzejniki w kabinach, obowiązkowo firanki, jakieś dodatkowe kontrolki, bajery zawsze były mile widziane, powodowały odróżnienie wozu od innych. Po za tym wiedziało się o możliwościach wozu, jego mocnych i słabych stronach, to ułatwiało przelatywanie przez m-ta. Ekipy były zgrane do tego stopnia, że np. w nd. rano na 11-ce do ok. 10:00 kiedy przybywało ludzi, robiło się tak, że z Chebzia odjeżdżało się 14min w plecy i "but" do Katowic gdzie było się jakieś 7min w plecy, czasami nawet nieszczególnie trzeba się było śpieszyć, bo jak światła zgrały to ze średnią gonitwą na pl. Wolności było się te 7 do tyłu, następnie do Lipin wpadało się już planowo. Dzięki temu mykowi, w Chebziu miast postoju 14min wszyscy stali 28min. Pasażerowie byli zadowoleni, bo szybko i sprawnie dostawali się na trasie z przystanku na inny, motorowi, bo można było więcej postać no i nie trzeba się było wlec na trasie. Gorzej jak któregoś 6-ka zajechała w Chorzowie, jak się dogadało to przepuszczała na Stadionie Śląskim i dało się tak zrobić w dwie strony. Podbiegało się na rynku w Chorzowie lub Rondzie w Katowicach, mówiło mu się, by zjechał na stadionie na pierwszej pętli i przepuścił. Nie wszyscy się chcieli w to bawić, ale niektórzy szli na rękę. Po za tym to były czasy poszanowania pracownika. Nikt nie jebał za byle co motorowych, kierownik był sprzymierzeńcem, a nie jak dziś człowiekiem do karania, choć na szczęście czasy się trochę zmieniają, bo brak ludzi wymusza inne zachowania kierownictwa w różnych zakładach pracy czy firmach o czym tu już pisałem. Wtedy można było się wytłumaczyć u kierownika i z reguły jakieś drobne przewinienia puszczał płazem.
  Fajny efekt był np. w zimie, kiedy spadł śnieg i było wszędzie biało. Na wydzielonych torowiskach większośc jeździła na postojówkach (światła postojowe). To nie powodowało oślepiania, przez odbijające się światła mijania od śniegu, nadto zapewniało widoczność dość daleko po za owe 40m działania świateł. Do tego efekt cichej jazdy z powodu zaśnieżenia torowiska. Tramwaju mknącego po takim torowisku nie było słychać. Fajnym efektem była też jazda dociążonym tramwajem w torowiskach, taki "przygnieciony"tramwaj dość płynnie przechodził przez styki w różnym stopniu wybite i różne deformacje toru, dziś to rzadko spotyka się, przynajmniej na Górnym Śląsku wozy zapełnione do tego stopnia, że nie da się już do niego wejść innym na przystanku.
   Z innych ciekawych prac, to przewinąłem się, może to nie odpowiednie słowo, ale niech będzie pracowałem łącznie 6 lat jako dj. z czego pierwsze szlify miałem w lokalu branżowym w Katowicach. Tam grałem 1,5 roku. Był to fajny okres. Lokal, bo wtedy było ich niewiele, pełny do granic i zapełniony samymi branżowcami, co z połączeniem z moim popędem seksualnym dawało często upust w postaci częstych spotkań z innymi. Przez jakiś okres w zasadzie co tydz. miałem świeży towar w łóżku (nie chciałem tego tak napisać, myślałem o wyłagodzeniu, ale właśnie pierwsza myśl na określenie tego stanu była taka jak napisałem to pozostawiłem). Nie było z tym trudno, bowiem pracując tam już jakiś czas, każdą nową twarz łatwo wyłapywałem, tym bardziej, że konsola była ustawiona na podwyższeniu to też z góry patrzałem na salę to widziałem kto nowy się pojawia. Specjalnie miałem wtedy zrobione mixy, aby móc wyjść z za konsoli i poderwać owego osobnika. Przeważnie się udawało, efektem był wspólny powrót do wioski. Ale aby nie tylko o wyłapywaniu mięśniaków z dyskoteki, to były to czasy znacznego rozluźnienia moralnego (nie wiem czy to dobre określenia), po okresie tzw. komuny. Coś jak w latach 70-ych w USA. Pozostała po okresie komuny wzajemna życzliwość ludzi, jeszcze nie naruszona kapitalizmem, a już nadeszła do tego wolność, stąd to czasy wpływu np. światka branżowego na mody panujące w stylu ubioru, wyglądu. To np. wtedy od środowiska branżowego wyszły buty na wysokiej podeszwie, to ze światka branżowego wyszły kolczyki w uszach, i jeszcze parę innych by się znalazło gadżetów. To były czasy, kiedy nie biło się naszych, dopiero później to jakoś zaczęło się dziać i nie wiem dlaczego do dziś (co pisałem przy okazji recenzji różnych filmów) jest promowane.
    No dobrze, to na razie tyle z tego co tam kiedyś robiłem. Tyle, bo czas jak zwykle nas goni. Dzisiejsza notka, tj. sobotnia będzie połączona z przyczyn technicznych z jutrzejszą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz