poniedziałek, 21 września 2015

Niedziela #720

A więc stało się, po raz pierwszy w życiu wylądowałem w szpitalu. Co mnie tu sprowadziło opiszę później, ale mogło by trafić do serialu Śmierć na 1000 sposobów. Otóż zacząłem się źle czuć ok. północy to też wdrożyłem proces decyzyjny. Nie łatwy, bo jednak przyczyna banalna, ale analizując skutki mogły być poważne to też zdecydowałem się pojechać do pobliskiego szpitala. Nie zajęło mi to długo, pojechałem na rowerze, bo przez myśl mi nie przeszło, że tam zostaną. Na szczęście starym zwyczajem do poczekalni służby zdrowia biorę książki, to też zapakowałem jedną. Rejestracja w przychodni i pierwszy problem. Komputer, w którym się rejestruje pacjentów czegoś tam nie zapisywał, właśnie Pani z długoletnim stażem usiłowała problem rozwiązać, ale nie umiało to też młody facet z ratownictwa medycznego zarządził mądrze ruchem. Do pielęgniarki, która czekała na wolny komputer powiedział, aby zadzwoniła po dyżurującą lekarką, a za nim ta przyjdzie będę już zarejestrowany. Świetna decyzja. Lekarka przyszła za 10min. Minutę trwało omówienie przyczyny wizyty, pół minuty zbadanie tego co powiedziałem, a dalsze 8 czy 10min procedury biurokratyczne. Rozumiem, że są one narzucone przez wymyślaczy biurokracji z góry, ale trzeba było, a to była młoda lekarka coś ok. 30lat, podobnie jak facet z ratownictwa, przekazać pielęgniarce wezwanie dyżurującej, ale z Katowic dr laryngolog, a następnie zająć się biurokracją. Za nim ta by przyjechała papierologia była by załatwiona, lekarka wcześniej by przyjechała, wcześniej byłbym obsłużony. Teraz co mnie tu sprowadziło. Otóż chciała mnie zabić tabletka clindamycin 600. To duże tabletki i od pt. wieczora rozcinałem je na pół, ale łatwiej je łyknąć. W sob. też tak zrobiłem. Pierwsza została przełknięta, natomiast druga ugrzęzła w dolnej części przełyku. Dalsze picie napoi, aby spadła dalej, zeżarcie bułki dużymi kęsami nie pomogło. Tabletki łykałem o 22:40, a krótko po północy sytuacja wyglądała nie najlepiej to też postanowiłem pojechać po pomoc. Na msc. lekarka z powodu dużego już obrzęku postanowiła mnie zostawić na oddziale, aby w nocy nie udusił się puchnącym przełykiem. Po zabiegu, zresztą nieprzyjemnym, bowiem grzebanie w gardle obcymi przedmiotami jest nieprzyjemne i powoduje u mnie odruch zwrotny, dlatego zostałem miejscowo znieczulony, poszedłem przypiąć obok rejestracji do kaloryfera rower. W sumie banalna sytuacja i standardowe dla wielu procedury łykania tabletek u mnie wypadła inaczej i gdyby nie właściwy proces decyzyjny mogło by się średnio skończyć. Na izbie już z dużym trudem porozumiewałem się z personelem.
   Ok. 10:00 porozumiałem się z 979, przekazałem listę rzeczy potrzebną do w miarę normalnego funkcjonowania tu i po jakiś 4h się zjawił, a za nim przyszedł 897. Ponieważ zapomniał klapek, to rowerem pojechał po nie, wracał już pieszo, bo umówiony z laską. W czasie kiedy obracał po klapki rozmawiałem z 897. W ogóle dość sporo rozmawiałem, bo i z 672, 811, 373, 374.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz