Wiem, wiem ta tysięczna, ale czeka na torze bocznym, jak będą warunki techniczno-ruchowe to zostanie wyciągnięta.
Tymczasem wczoraj zakończyliśmy po dwu dniach pogłębianie piwnicy. Z całości zostało zdjęte jakieś 20cm przeważnie kamienia, którego kiedyś nanieśli, bo cement był trudno dostępny, aby utwardzić podłogę i aby wilgoć od dołu tak nie penetrowała. Przysypali to warstwą ziemi i było git. Tera w dobie dostępności cementu kolega zdecydował się, ponieważ przyjechałem, na pogłębienie, a następnie będzie wylewany beton. Zajęło to prawie całe dwa dni, od rana do wieczora z przerwą na obiad. Przypomniało mi się kilka lat temu napierdalanie na drezynach kolejowych z tym od nich. Wyjechałem wtedy dwa dni wcześniej, bo już nie wyrabiałem.
Dziś leżenie na słońcu, ale jakoś nieszczególnie do tego się nadaję, aby tak bezruchu leżeć i się opalać. Jednak jestem człowiekiem czynu i coś robić muszę, bezruch na mnie działa fatalnie. Leżę 15min i już muszę wstać i coś zrobić. Za nim zacząłem się opalać pozamiatałem przed wejściem do domu, bo przy remoncie nikt na to nie ma czasu, a wnosiło się do środka. Wytarłem podłogi, część wczoraj, ale np. pokój, w którym śpię dziś drugi raz.
Już to kiedyś pisałem, zauważam jak rozpadają się związki to przynajmniej jedno z partnerów ma już kogoś innego na zakładkę. Tak, jak widzę, było i u kolegi. W trakcie rozwodu już była następczyni poprzedniej. Na sprawę rozwodową jechaliśmy pożyczonym autem, jak tu zobaczyłem to było auto od niej. Czyli w czasie trwania sprawy już się znali i to tak nawet, skoro pożyczyła mu auto. Ale to dobrze, bowiem widzę tu w domku trzyma porządek, pewnie to ona jest doradcą wykończenia wnętrz, jest od spraw kulinarnych. Czyli facet napierdala przy remoncie, ona napierdala przy garach dając mu jeść. Uzupełniają się i to jest w związku dobre. Samemu to nie wiem czy by mu się chciało. A tak jest dla kogo, jest wsparcie, jest doradztwo wykończenia wnętrz.
Aczkolwiek zauważam, że strasznie dużo naczyń, sztućców marasi. Jest zmywarka, ale co chwilę coś do zmywania się zbiera, jakby np. po ubraniu z dużej miski to tam nie mogło dalej pozostać tylko do mniejszej, jak z tej ubędzie to jeszcze do mniejszej i już są trzy miski do mycia, po jednej rzeczy. Patrzę na to i porównuje z drugiej strony z minimalizmem u mnie. Obecnie eksploatuję dwie łyżeczki. Jak w pojemniku na sztućce było ich 20 to mniej więcej tyle było brudnych, bo zawsze jedna wędrowała z herbatą na grupę A i do kuchni już nie wracała, to wyciągało się następną i tak aż się skończyły w pojemniku. Teraz przy dwu sytuacja się unormowała. Podobnie nożem, jest jeden uniwersalny, ostry (okresowo ostrzony). Kiedyś również noży było 15 w eksploatacji.
Tu przy domu, to ona zajmuje się ogródkiem, warzywniak daje w lecie zieleninę na stół, różnistą, dzięki temu sałatki są pyszne, choć kolega mięsożerca raczej jeżeli sałatka to standardowa. Jak za dużo różnego zielonego, to już nie, a dla mnie jak najbardziej nowe smaki.
Po za tym jak zwykle u nas w społeczeństwie zaszły dziwne zależności. Pomagam koledze przy remoncie. Przy jakiejś rozmowie pojawiła się kwestia brania z wioski innych do remontu za 10zł/h, ale nikt nie chciał. Teraz pomagam mu nieodpłatnie. W sumie dwa dni pracy po powiedzmy 10h. Na koniec zapytał się ile mi się należy, zapytałem, a ile się należy za żarcie? Przecież jeszcze od przyjazdu nic nie kupiłem, a jem trzy posiłki dziennie i mówiłem na początku, że wakacje miały być dwutygodniowym Oświęcimiem, po którym miałem powrócić do dawnego wyglądu, a tu ciągle na stole jakieś żarcie. Jak uwolniłem się od żarcia ze szkolnictwa, to wpadłem w równie dobre żarcie tu, do tego podobnie w nadmiarze. Kolega szybko wybrnął z sytuacji mówiąc:
- co do żarcia to do (tu padło jej imię),
- to Ty wyślij list polecony na adres z wnioskiem, ja wyślę do niej na jej adres i jakoś sprawę załatwimy.
Już się nie odezwał, ale faktycznie powstał trójkąt zależności.
Po za tym mają trochę przewalone, bowiem jestem skrajnie ciepłolubny, a kolega należy, jak zresztą większość w kraju do klubu morsów. To też jak w jego domku utrzymywałem wysoką temp. wczoraj np. to przy obiedzie nie wytrzymał i:
- cholera jasna jak tu jest ciepło,
i uchylił okno w kuchni. Za każdym razem jak wychodziłem z wiaderkiem z piwnicy to przymykałem drzwi wejściowe do domu, on pewnie by to olał, ale lubię posiedzieć w cieple to je przymykałem. Stąd przy obiedzie kiedy w kuchni temp. już wzrosła nie wytrzymał. Nic nie mówiłem wszak jest u siebie, ale też nie przeginał, bo jednak ma darmową pomoc. I tak to nawet w prostych relacjach powstają zależności bytowe.
Jutro najprawdopodobniej wyjazd do Krakowa, skoro ma być 30C, to temp. idealne dla mnie. Myślę tak ok. 10:00 poc. pojadę zwiedzać gród Kraka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz