poniedziałek, 13 czerwca 2016

Poniedziałek #985

   Coś wczoraj długo spałem, obudziłem się o 10:00, a 979, spał do 11:30, ale wrócił około 04:30 jak powiedział.  Nie mogłem tego w nocy stwierdzić, bowiem po wyłączeniach prądu 4 zegary kolejowe na stacji wskazują inna godzinę i dopiero na wieczór po zatrzymaniu ich ponownie je uruchomiłem jak doszło do 19:19 (lub 07:19), bo o takiej zostały zatrzymane. Po rozruchu porannym, na stację wszedł 826. Trochę opowiadał o imprezie urodzinowej 181 na ogródkach, na której napierdalali się. To jest to co najwięcej utkwiło mu po niej, to kto z kim i dlaczego. Właściwie przez media jesteśmy nastawieni na odbiór negatywnych treści i one nas najbardziej ruszają. Jeżeli coś działa normalnie, coś funkcjonuje bez perturbacji to nie jest w ogóle warte uwagi. Spr. finansowe też są mało poruszane, bo można się komuś narazić, a nigdy nie wiadomo do końca, kto pod kogo jest podpięty. Za to w masakrach rodzinnych zdarzenia są jasne i przejrzyste, a w dramacie rodzinnym mało kto będzie się ciepał to też od lat jest to wdzięczny temat dla mas mediów.
   O 13:35 przypomniała się żona od 972 z wyjazdem do małych skurwieli. Przedwczoraj nie jechałem, bo konserwacja skrzynki to pojechał 972 bez prawka. Pełno ludzi jeździ bez prawka to czemuż by on miał być jednym z tych porządnych?
  Jakoś wczoraj w ośrodku u pingwinów taki miałem tumiwisizm. Patrzałem na dość sporą grupę rodziców, którzy mieli z różnych przyczyn pecha, czy może w części zupełnie nieświadomie sami są winni wejścia do rodzin instytucji państwowych, które skutkowało odebranie im dzieci. W zdecydowanej większości są to ludzie nieudolni, co rzuca się w oczy, a może to jak podstawiam dane do równania i w wyniku wychodzi mi nieudolność. Może msc. + odebrane dzieci = (dla mnie) nieudolność życiowa. Jednak patrząc na ich zachowania w na sali widzeń, to obserwacja zdaje się potwierdzać. Sama rodzina 972 to już jest dramat. Rodzice, którzy pewnie w ogóle nie widzą różnicy między hodowaniem, a wychowywaniem. Matka, która ciągle straszy dzieci:
- nic już nigdy ode mnie nie dostaniesz.
  I powtarza to na każdej wizycie, po czym przyjeżdża na następną z pełną reklamówką chemicznych słodkości dla swoich dzieci. Te to wpierdalają, po czym rzygają lub okupują to bólami brzucha. Ale dla niej jest to wypełnienie rodzicielskiej powinności, bo przecież - jaka jestem dobra i zajebista, bo kupiłam im torbę słodyczy. Ale jak już są i zachowują się nie tak jak ona chce, przy czym każde inne zachowanie oprócz siedzenia w postawie zasadniczej i nie ruszanie się jest niedobre, nie wiem czy oddech też jest brany jako pozytyw czy jako negatyw. Pewnie jakby siedzieli i się nie ruszali to po chwili by powiedziała:
- za głośno oddychacie, nie oddychajcie w ogóle.
  3-go jak zwykle odepchnęła od siebie, po jakimś czasie powiedziała mu aby poszedł na plac, bo ją drażni. No i on poszedł. No jak, qrwa, ma nie przechodzić na ciemną stronę mocy, skoro znikąd pomocy i jest odrzucany.
  Oczywiście teraz formą straszenia ich aby się "grzecznie" (cokolwiek to dla niej znaczy) zachowywali jest przyszły wyjazd na wakacje do domu - bo nie przyjedziecie do domu. Na to dictum 2-gi jej odpowiedział:
- to nie pojadę, tu jest fajnie.
  Nawet nie wiem czy zrozumiała dogłębnie co powiedział, pewnie nie.
   Wczoraj jadąc z 1-szym skurwielem od 972 zahaczyliśmy o kaufla, bowiem zepsuła mu się torba podróżna. Wniosek - zakupy w czasie Euro należy robić jak gra PL reprezentacja. Pusto to tak dawno tam nie było. Na parkingu wolne msc. przed samym wejściem (stały tam 3 auta), co w inne dni jest nieosiągalne. Wewnątrz sklepu też, kasjerki się nudziły i rozmawiały ze sobą, sporadycznie ktoś do jakiejś kasy podchodził.
  Ponieważ mecz, to żona od 972 zadzwoniła aby 1-go skurwiela przywieźć do ośrodka na ok. 20:30, bo on chce zobaczyć mecz. Nie wiem czy bardziej on czy 972, ale zawiozłem ich do ich wioski, ale nie wchodziłem do góry, bo im powiedziałem, że mam wyjebane na to co będzie na boisku, co zrobią i nie ulegam narodowej histerii. Przyjechałem na stację, tu zeżarłem buchty ze szkolnictwa z serkami z przedatowywalni od żony 972, trochę posprzątałem i pojechałem na 20:00 po nich. Do ośrodka przyjechaliśmy ok. 20:30. Akurat odbywał się wieczorny apel, to też 972 z żoną i 1-szym poszli się zgłosić, iż przyjechali a ja wkomponowałem się w apel małych skurwieli. Akurat było przydzielanie rejonów na tydz. do sprzątania. Z tego co zauważyłem chętnie brane były świetlice, nawet korytarz, na samym końcu ubikacje, czyli jak w wojsku przez dziesięciolecia nic się nie zmieniło. Nawet żartowali, że na ubikacje "Pan" jest chętny, na co podniosłem rękę, ale wychowawczyni:
- no przecież Pan nie będzie po Was sprzątał ubikacji.
  Już chciałem powiedzieć, że się zgadzam, ale muszą być gumiaste rękawice.
  Dziś jadą na wycieczkę o 13:00, na jakieś ognisko z kiełbaskami przy jeziorze i mają zabrać ręczniki. Jak to powiedziałem na dole, bo rodzina na mnie czekała przy wyjściu kiedy brałem udział w apelu wieczornym, to 1-szy, że on nie ma ręcznika i aby mu przywieźć. Oczywiście wszyscy się wypięli, ja też, bo dziś do lekarza to i tak nie mogłem jechać.
  No dobra, teraz tyle, bo i tak tu nasmarowałem tego sporo. To narka, do jutra.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz