wtorek, 2 sierpnia 2016

Wtorek #1033

    Wiem, że jeszcze poprzedniego wyjazdu nie ukończyłem z opisywaniem, a już jestem po kolejnym. Wstawanie o 04:55 jakoś przeszło, ale byłem dość mocno niedospany, bowiem pizza, którą zeżarłem wraz z 979 w nocy się tak dziwnie trawiła, że czułem jak leżałem jakby cofała się do gardła i je obficie drażniła (kupiliśmy meksykańską dość ostrą). Efekt - położyłem się dość wcześnie, ale zasnąłem dopiero ok. 00:30. Rano procedury skrócone, bez jedzenia i bez odchudzania. to drugie zrobiłem na wieczór poprzedniego dnia, to powinienem przeżyć cały dzień. Wyszedłem niby planowo, a do tram musiałem dobiec. Poranny jogging to dopiero był początek, o czym miałem przekonać się za jakieś 3h. Tram do dworca. W kato w kasie pani z KŚ, nie mamy takiej oferty jak pytałem się o bilet jednodniowy za 20zł na ŚDM, musi Pan kupić u konduktora. Na peronie przyjechała z Rzeszowa Głównego potrójna EN57, takie to jeździły w latach 80-ych, później już co raz rzadziej, teraz tylko z powodu okazyjnych imprez. Jeszcze chyba z 7 lat temu jeździła potrójna na 07:40 do Gliwic kiedy wiozła na uczelnię. Przy peronie robi wrażenie.
  

Rozłożyłem się w wagonie silnikowym, na ostatnim siedzeniu w nim, nad wózkami z silnikami trakcyjnymi, aby słyszeć ich pracę. W jednostce prawie pusto, co zresztą przewidywałem. Do kraka mało kto będzie jechał, wszyscy zainteresowani już tam są. Z kato jednostka odjechała planowo. Zmiana czoła trwała jakieś 12 min o odejście o 06:58. EN57-1779 jeździła chyba nawet kiedyś na Górnym Śląsku, po modernizacji wnętrza, siedzenia wyściełane materiałem, a między pierwszymi (od końca) a drugimi drzwiami niegdysiejszy przedział klasy pierwszej, gdzie wstawiono siedzenia "lotnicze" tzn. pojedyńcze dla każdego pasażera. Poniżej jak wyglądał przedział.
 Co ciekawe utrzymały się w nim jeszcze oryginalne półki na bagaże - aluminiowe, bowiem dość szybko złomiarze je odkręcali na torach postojowych i zastąpiono je w wielu metalowymi blachami w otworami.
  Takie półki w EN57 to już rzadkość.
Konduktor delegowany z Olsztyna do pracy w krk jak powiedziałem jaki bilet chcę, powiedział, że pierwszy raz taki sprzedaje, choć to ostatni dzień kursowania specjalnych poc. W końcu ofertę znalazł i za 20zł bilet wydał. W ostatniej jednostce łącznie do Szczakowej jechało ok. 8 osób. W takich warunkach wygodnie się podróżowało. Poniżej poc. 43306 na podejściu do Mysłowic.
A poniżej już na wyjściu ze stacji Mysłowice na szlak do Jęzora, zmodernizowany jakieś 2 lata temu, dzięki czemu szlakowa tam to ok. 100km/h.
  W samym Jęzorze, jeszcze chyba z dwa lata temu były rozjazdy z grupy towarowej, po których jechało się 15km/h, bo tak się rozpadały. Tam dopiero były wrażenia z jazdy po nich, Jednostki skakały tam, jak prawie nigdzie więcej.
  Do Jaworzna Szczakowej tor po remoncie to się dość szybko jechało, nawet nie było po co łba za okno wystawiać. W Szczakowej pierwszy symptom dobrej informacji pasażerskiej. Przy krawędzi peronowej, przy której staliśmy był wyświetlony poc. do Kołobrzegu, a nasz był wyświetlony przy drugiej.
 Ta grupka na peronie nie do nas, nasz skład nadal prawie pusty ruszył dalej. Teraz już wolniej, bo niby tory stare, ale to temat na osobną notkę. Na wyjeździe z Trzebinii jeszcze trochę pokołysało na głowicy rozjazdowej, trochę poskakaliśmy po stykach przedrozjazdowych i krzyżownicach. Do Krakowa Głównego przyjechaliśmy planowo. Dla mnie jeszcze tylko jedna stacja - Płaszów i przejście dość szybkie na Bonarkę, bowiem  z powodu imprezki z papą, rozlała się ona nawet na tory kolejowe i wyłączono prąd w sieci, aby wiernych imprezujących na torach jeszcze prąd nie zabił. Mieliśmy odjechać o 09:15, ale odjechaliśmy o 09:18. Daleko nie ujechaliśmy, bo zatrzymał nas semafor odstępowy "11".
 Po zatrzymaniu składu mechanik ruszył z prędkością do 20km/h (przepisowo), ale przejechaliśmy jakieś 400m, bowiem przed nami stał skład na moście nad Wisłą do Wieliczki Rynek, a pod wjazdem do Płaszowa inny poc. Byliśmy trzeci w kolejce, a mnie się czas kurczył. Na radiu kolejowym słyszałem tylko, jak lok. od Głównego miał jechać na Płaszówa, a dyżurna do niego:
-,ale Płaszów nie bierze, nie wyślę tam Pana, po za tym teraz się zatkało.
    Z kolei z Płaszowa dyżurny do jakiegoś składu:
- ale niech Pan już jedzie, bo blokuje Pan całą średnicę.
  Wiedziałem już, że coś się namieszało i się zatkało. Po kilku minutach za nami podjechał pośpieszny do Przemyśla i też ustawił się w kolejce. Od Płaszowa po torze lewym, przejechały 3 poc. Małe szanse widziałem już na zdążenie do Bonarki na 10:00. W końcu ruszyliśmy, podciągnęła Wieliczka, my za nią. Jeszcze potrzymali nas 3min pod wjazdowym do Płaszowa i wjechaliśmy w perony o 09:46. Wybiegłem z peronu, przed dworzec i Dworcową w stronę dawnego obozu niemieckiego na Bonarce. Przebiegłbym skrzyżo na czerwonym, ale wszystkie obstawione niebieskimi. W połowie dawnego terenu obozu niemieckiego myślałem, że wypluję płuca. Byłem już prawie cały mokry, ale pocieszałem się, że może 33345 też będzie na starcie opóźniony. Z ruchem fizycznym ostatnio kiepsko, ze względu na defekty ruchowe, to się wzbraniam z ćwiczeniami, ale plan na ich ponownie wdrożenie jest. Nawet już za terenem obozu podjechałem jeden przystanek autobusem (mogłem dwa), bo nie znałem terenu. Na dworcu Kr. Bonarka byłem 10:06, poc. już nie było. Prawie cały mokry, przed informatorami z PR usiłowałem ukryć wkurwienie jakie mnie ogarnęło, nawet PKP poczekaj, kurwa, popierdolimy, przyszło mi do głowy. Z powrotem podjechałem już 2 przystanki autobusem i poszedłem z ciśnieniem podniesionym ponownie na dw. Kr. Płaszów. Nie śpiesząc się dotarłem ok. 10:40. Dworzec zawalony młodymi pielgrzymami, a pod tablicą odjazdów siedział zagraniczny mięśniak, taki ładny, że patrzenie na jego twarz, nogi ręce, powodowało u mnie uspokajanie się. Patrzałem na niego i jednocześnie usiłowałem trzeźwo myśleć, bowiem awaryjnie należało ułożyć nowy plan. Wybrałem jeden z najbliższych poc. do Nowego Sącza i też po jakiś 30min postoju tam, poc. ten wracał do kraka, akurat przed odjazdem mojego powrotnego do Katowic. Spr., z którego peronu i polazłem na drugi. Wyszedłem z przejścia podziemnego, a na ławeczce z kolegą i koleżanką, siedział następny mięśniak, w koszulce na ramiączkach, krótkich spodenkach, ponownie myślałem, że zemdleje. Ponieważ obok niego było wolne, to zająłem to miejsce. Tym razem byli to nasi. Przez chwilę obserwowałem go, ale poszedłem na tablicę spisać dokładny bieg poc. aby w razie jakiegoś opóźnienia móc wiedzieć jakie ono jest. Na torze 6 przy peronie drugim skąd miał odjechać poc. 33053 stała inna jednostka, nowa kilku letnia, ale na samym końcu peronu pod semaforem w stronę Prokocimia. Nikt do nie j nie wsiadał, nikt nie wysiadał. Ponieważ na ŚDM przeważnie składy były stare nie brałem jej pod uwagę, z powodu właśnie miejsca stania i nowości. Spisałem dokładny RJ, siadłem koło mięśniaka i przyglądałem mu się. 33053 miał planowo odjechać o 11:02, była już 11:05, a jego nie było, nie było też żadnej zapowiedzi odnośnie tego poc. Po chwili słyszę na radiu kolejowym, dyżurny z Płaszowa:
- 33053 jest Pan gotów
- tak, nawet głosiłem wcześniej, że tak.
- dobrze to świecę.
  Popatrzałem w stronę nowej jednostki stojącej przy krawędzi peronowej, z której miał odjechać 33053, na końcu toru sygnał S1 zmienił się na sygnał S10, drzwi się zamknęły i skład odjechał. No teraz qrwa mi się podniosło ciśnienie. Myślałem jak oni tu qrwa działają. gdzie podstawiają te jednostki, gdzie oznaczenia na nich (Faktycznie poc., szczególnie ŚDM miały często inne oznaczenia na wyświetlaczach, a gdzie indziej jechały i to, z tego co zauważyłem było powszechne. Mogło to wynikać z ich łączenia i sterowników niekompatybilnych do wyświetlaczy. Dlatego stosowano tablice kierunkowe) i czemu ta co stała pod semaforem wyjazdowym była nieoznakowana, i czemu wreszcie stała tak daleko? Kolejny plan chuj strzelił, a czas płynął, ja dalej w Płaszowie zawalonym pielgrzymami, na szczęście młodymi. Podjechała opóźniona jednostka Nowy Sącz - Katowice. Pomyślałem, zjebali mi dzień to jadę do domu, ale podwójna jednostka EN57 miała uchylne okna (kilka jednostek przerobiono na wersje z takimi oknami - beznadzieja) to nici z wychylania się za okno. Zaś qrwa nie tak. Kręciłem się na peronie nie wiedząc co zrobić, mięśniak z ze znajomymi wsiadł do jednostki do Katowic. Skład miał już 10 w plecy, ale nie podawali na wyjazdowym. Jeszcze myślałem nad innymi rozwiązaniami, a tu w 12 minucie na wyjazdowym ukazał się zezwalający, konduktorzy zagwizdali to wskoczyłem do jednostki i jechałem na Główny intensywnie myśląc co robić? Mięśniak zgubił mi się w jednostce, bo tak myślałem - jeżeli nie widoki za oknem, to przynajmniej na siedzeniu przed lub wokół. Druga wersja, przejść się na Rynek do kraka, ale - nie, bo przecież nie to było istotą wyjazdu. Wysiadłem na Głównym bez koncepcji i nadal zastanawiałem się co dalej.
   Opiszę resztę jutro, bo muszę jednak zająć się porządkami i bieżącymi zajęciami na własnej stacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz