Przez nowy symek zacznę jeszcze zaniedbywać bloga. No ale tak wciąga, że to masakra, prawie jak bagno jak się w nim ruszać. Włączam już hamulce, aby za bardzo nie przesadzić, choć gdzie tu jest granica?
Wczoraj pierwszy dzień rehabilitacji na bark. Nic się nie zmieniło od 2 czy 3 lat kiedy tam byłem ostatnio. Nikt nie pytał co dokładnie się stało, jakie ruchy wykonuję, jakich nie wykonuję, zero wywiadu na początku. Po prostu masówka i jak poprzednio - niech się Pan obsłuży sam, jak Pan potrafi, a widać potrafi Pan. Tu ma Pan urządzenie i proszę się nim masować (to z elektrowstrząsami). Żadnej instrukcji, jakie ruchy, w którym miejscu, gdzie boli i gdzie to leczenie jest potrzebne. Co do ćwiczeń dokładnie takie same ćwiczenia robię jak przy prawym barku, ale tamten miałem stłuczony od upadku na rowerze, lewy jest naderwany, czy raczej jakieś ścięgno lub coś takiego od dźwignięcia ciężkiego przedmiotu. Więc zupełnie inne urazy, a metoda leczenia ta sama. Służba zdrowia jest chyba jak komunikacja publiczna, która służy do wyciągania kasy z budżetu, a ludzie jeżdżą przy okazji. Tu podobnie. O efekt nikt się nie martwi, jak nie wyjdzie to nawet lepiej, bo pacjent wróci, a za nim kasa na niby leczenie. Jedyną różnicą z poprzednim okresem jest przypływ młodych samców nastoletnich w ilości ok. 1/4 ćwiczących. Czyżby młodzież była bardziej kontuzyjna? Może być, bo w ruchu są tylko przez część dnia, reszta przy telefonie, kompie, TV.
Po za tym wieczorem tradycyjnie wszedł na stację 371, powód jak poprzednie i zajmował tor stacyjny do 02:30, o której mnie obudził, bo na jego bazę ma zjechać auto i musi tam być. Fajnie. Zasypiałem przez jakąś godzinę, bo mi się włączyły przemyślenia n.t. symka.
To jest w ogóle fajne, bo się prawie zawiesiłem na symku, a 979 na japońskich anime. Okupuję kompa, on TV. Jakoś dajemy radę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz