niedziela, 31 lipca 2016

Niedziela #1032

   No i decyzja podjęta. Jutro za dwie dyszki jedziemy poc. do Zakopanego i z powrotem. Czyli Zakopane osiągamy za 10zł. Raj na ziemi takie ceny. W związku z tym jutro notki nie będzie, bowiem w kato muszę być o 06:50 to dla mnie jakiś horror z wstawaniem, ale adrenalina napłynie, bo cały dzień znów w pociągu i to do tego stare poczciwe EN57 do tego jeszcze w kierunkach do kraka z kato i do kraka z zakopca powinny być puste. Trochę gorzej będzie logistycznie, bowiem to pn. to rano nie dostanę chleba, gdzieś w drodzę bedę musiał kupić lub spytać się w którym sklepie w wiosce rano mają chleb. Resztę, jakieś serki topione, pomidory, słodycze, picie - herbata w 2 l butelce po coli wezmę ze sobą.
   Tego nie opisałem, ale jak jechałem za darmo poc. 28-go lipca, to w przeddzień zadzwonił 374. Przy okazji rozmowy i jego koncepcji wyjazdu do Świnoujścia, powiedziałem o darmowych kolejach i moim zaplanowanym RJ. Ponieważ prace kończył o 12:30 to przekazałem, że może się dołączyć do obiegu na Żywiec z kato o 13:33. To zaczął wymyślać, że nie, bo:
- mam popo biegać z kolegą
- ale biegać możesz np. pojutrze, a poc. za darmo codziennie nie robią
- nie, bo już się z nim umówiłem
- no tak, za tydz. znowu będą poc. za darmo to wtedy się wybierzesz.
  Skończyłem namawiać, bo po co. Szkoda czasu i gadania. Już to kiedyś pisałem, to jego zainteresowania koleją są wyssane z palca, albo ograniczają się tylko do załadowania się do przedziału z 6 pakiem piwa i łyknięcia ich we w miarę szybkim tempie. Słabią mnie Ci ludzie. Mało tego w czasie rozmowy nawija jeszcze o tyg. urlopie w sierpniu, ale nie bierze go, bo nie ma gdzie jechać i generalnie w domu mu się nudzi, to nie będzie go brał, bo w pracy się nie nudzi. Jakimż wybawieniem są pracodawcy dla ludzi jak 374, 972, 371 itd. Co oni by robili, gdyby ktoś nie zorganizował im czasu wolnego nawet pracą? Zanudzili by się na śmierć, nawet w dzisiejszych czasach kiedy rozrywek wokół jest sporo i można wybierać pomiędzy.
  Wczoraj jechałem przez wioskę i na przystanku stał kolega. Może i bym się nie zatrzymał i nie zagadał, gdyby nie obecność na nim dwu innych mięśniaków, a następnie podjechało jeszcze dwu, z czego jeden był tak przejebany, że nie mogłem oderwać oczu. Oczywiście w koszulce na ramiączkach, ładnie opalony. Kolega widział, że przeciągle się patrzę na tego mięśniaka, ale przecież wie, to co się będę czaił. No nogi mi się uginały. Ale to nie wioskowe mięśniaki, jakieś przyjezdne, ale upiększyli przystanek.
   Po za tym większość dnia okupował stację 826 z nudzącym się, bo właśnie jest na urlopie 834. Trochę się opalałem, a oni w budynku stacyjnym siedzieli, nawet reszta czyli 979, 897 i kolega z Belgii, który stał przed, dziwili się, że siedzą w środku skoro jest taka znośna pogoda. Właśnie, znowu mam pecha. Dziś jeszcze ma być w miarę ciepło, ale od popo ma padać deszcz, a jutro jak jadę zaś ma być ok. 20C. Co za skurwiałe lato tego roku.
   Jeszcze z zaległych rzeczy dokończę poprzedni objazd kolejowy, bo jutrzejszy to nie wiem kiedy skończę.
   Z Ligoty do Żywca w jednostce trochę ludzi, a oprócz mięśniaków-sportowców na siedzeniu na ukos na przeciw matka z może 4 letnim synem. Ona przez większość trasy, czyli jakieś 2h, zapatrzona w komórkę, na której opanowywała jakąś grę. Tak ją pochłaniała, że synem zajmowała się trochę z przymusu i niechętnie odrywała się od komórki. Na drogę jako jedzenie wzięli papierową torbę z mac donaldsa z burgerami. On mimo swoich 4 lat z już widoczną sporą nadwagą. Patrząc na niego zastanawiałem się czy jakby była możliwość to zamieniłbym się życiem. On na starcie, ja już przed metą, ale patrząc na niego, matkę, jego nadwagę, to stwierdziłem - nie, qrwa taki gruby nie chcę być.
  W Żywcu maszynista, który chyba spał w jednostce uruchomił ją na 10 min przed odjazdem, nawet próby hamulca nie zrobiono, nadrobił hamowaniem zaraz po starcie, a następnie po przejechaniu 300 m następnym kontrolnym. Stojąc przed drzwiami, choć nie było dużo pasażerów stała matka z dzieckiem i ryła się tak pod drzwi jakby miało braknąć msc. siedzących, a ludzi było mało. Postanowiłem się też ryć, dla rozrywki. W pewnym momencie niby do syna, a jednak do mnie powiedziała
- nie ma obawy, jest tyle ludzi, że miejsc starczy dla każdego.
 Pomyślałem fajnie, tylko czemu mimo tego stwierdzenia nadal ryje się pod drzwi na zasadzie - ja pierwsza wchodzę. W końcu wlazła pierwsza.
  O klimie już pisałem, marzłem do samych kato, a mało tego w kato miałem się niby przesiąść na inny poc. na Gliwice, a okazało się, że to ta sama jednostka jedzie, bo tak jest wyobiegowana. Zdenerwowałem się, bo kolejne minuty marznięcia do cyca. No nic, po przyjeździe do wioski jeszcze do lekarza, z nim wdałem się w dyskusję, bo wymknęło mi się, że nie chcę być królikiem doświadczalnym, na co lekarz się oburzył. Przyczyną było przepisanie przez niego leku, którego głównym działaniem jest obniżenie ciśnienia, a mam już i tak niskie, więc go nie zeżarłem. Po tym sformułowaniu o króliku, powiedział nawet, że mogą teraz (lekarze) dochodzić swoich praw na drodze sądowej. Załagodziłem spór, trochę się wycofując, a on też, jak zobaczył, bo podawałem nr telefonu, że piszę piórem podobnie jak on. Mało kto już używa dziś pióra do pisania. Choć to moje to jest za 3zł, właśnie w teren, ale jednak pióro. Mając chwilę wolnego po wizycie, nie miałbym jej jakby nie dyskusja, bo zdążyłbym na środki masowego rażenia i dotarł na stację na wcześniejszy poc., a tak polazłem na stację po bluzę, bo jak znowu będę w jakiejś jednostce gdzie tak zimno to się przyda. Dotarłem na peron 10min przed odjazdem mojego poc. Podjeżdża, patrzę, a to zaś ta jednostka z klima ustawioną na klub morsów na poc. 40636. No szlag mnie trafił, ale co zrobić. Po 3 przystankach bluzę już założyłem.
   Za Myszkowem, na przystanku Myszków Nowa Wieś jednostka się zepsuła, a przynajmniej nastąpiły drugie objawy. Pierwsze to był reset w czasie jazdy już za stacją Myszków. Nie miałem radia kolejowego, to też nie wiedziałem co dzieje, ale z rozmowy maszynisty i konduktorki wywnioskowałem, że sprężarka. Postaliśmy jakieś 10min, kompresor podpompował i ruszyliśmy. Jednak hamowanie jest realizowane przez sterowanie wypuszczaniem powietrza z przewodu głównego, dalej realizowne jest (chyba) hydraulicznie. (piszę chyba, bo do końca tej hydrauliki nie jeestem pewien, musiałbym doczytać) Po wypuszczeniu powietrza, znowu go brakło. W Masłońskie Natalin, staliśmy już jakieś 15min, ale ruszyliśmy. Dojechaliśmy do Poraja i tu koniec jazdy dla 40636, bo wiem dalsza jazda już nie mogła być realizowana. Jednostka zdupiła się na amen. W Poraju byliśmy na 21:53, czyli już 35min w plecy. Z Poraja miała nas zabrać inna jednostka jadąca do Częstochowy - poc. 40638, jednak też opóźniona. W Poraju miała być 21:59 na odejściu, a odeszła o 22:14, ale na szczęście był to klasyczny EN57. Z powrotem z Częstochowy, okazało się po rozmowie z kierowniczką poc. który się zepsuł, miała lecieć ta sama jednostka - klub morsów, z tą samą obsługą konduktorską. Pomyślałem, jak to dobrze, że się zdupiła będzie cieplej. Do Cz-wy 40638 przyszedł o 22:31 czyli 16 min opóźniony. Przy tym samym peronie stała jednostka do Katowic też klasyk EN57, przynajmniej nie zamarznę i jakieś wrażenia z jazdy będą. Do Częstochowy jak jechałem 40638 to siedziałem na wózku i na niektórych odcinkach pojawiły się tradycyjne dla EN57 rzuty pionowe i boczne, wreszcie znowu czułem, że jadę poc. 40638 w Cz-wie zmieniał czoło i jako 44047 zjeżdżał do Łaz z planowym odjazdem o 22:44. Po próbie hamulca zespolonego, wypełnieniu papierów ruszyliśmy o 22:34 z 48 minutowym opóźnieniem, jako ostatni poc. do Katowic. Teraz do pracy przystąpili dyspozytorzy. Zdefektowana jednostka stała na torze nr 2 szlaku Myszków - Poraj, przy czym perony stacji Poraj są jakby jeszcze na szlaku przeto krzyżowanie może nastąpić za peronami w kierunku Częstochowy. Z Myszkowa o 22:47 planowo odjechał 40640 więc zajął nam szlak. W Poraju 40640 planowo 22:59, a my stanęlismy pod wyjazdowym w Poraju o 22:53. Dyspozytorzy zarządzili, że od Myszkowa przepuszczą jeszcze 45250 (Ka-ce - Hel) z odejściem o 23:02 i jak dla mnie to był bład. Poc. w tym dniu był opóźniony ok. 5min i nie wjechał planowo na szlak Myszków -Poraj tylko z takim opóźnieniem, a po zwolnieniu szlaku przez 40640 mogli nas wpuścić tym bardziej, że to ostatni poc, do Katowic, nadto zwiększając opóźnienie do prawie 1,5h wybić można z planu maszynistę lub drużynę konduktorską, bowiem nadgodziny mogą, przy krótkich przejściach, uniemożliwić im podjęcie pracy w/g grafika. Natomiast pośpiechy, co pisałem kiedyś mają postoje dłuższe i w miarę luźny RJ, więc opóźnienie może łatwiej nadrobić jak osobówka. 45250 miał w Radomsku 6min postoju, a Gdyni Głównej 35min (przybycie o 07:10, odejście o 07:45). Puszczenie nas i zjeżdżającego do Łaz 40047 zwiększyło by opóźnienie pośpiecha do 15 min, a jeżeli tylko nas, to do 12min, czyli dołożylibyśmy mu min. 7min, Tak, on zajął szlak, a 44013, czyli my, zwiększyliśmy opóźnienie do 77min. W Dąbrowie Górniczej mieliśmy 84min, a w kato na przybyciu 81min. Na szczęście o 01:44 miałem nockę do wioski, to udało się, bo w najgorszym wypadku czekałby mnie marsz 1,5h na stację macierzystą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz