Wiem, wiem ta tysięczna jeszcze stoi na torze bocznym, ale jutro powrót na stację macierzystą, to najprawdopodobniej wyciągnę ją w tygodniu.
Dokończę Kraków, choć już dziś kolejny dzień wrażeń. Z rynku pojechałem na dworzec, do odjazdu poc. miałem godzinę, więc zakładałem bilet w kasie powinienem kupić wszak duże m-to, to kasy chyba są drożne. Wjechałem do tunelu omijając galerię handlową, o której pisałem w poprzedniej notce, ale nic z tego, aby się dostać do kas biletowych musiałem z moim lokiem przedostać się przez ową galerię. Fuck, projektant był jednak za dobry, nie ma jak jej ominąć. Jak już cudem udało mi się dojść do kas biletowych to dwie kolejki do dwu rzędów kas. Postałem jakieś 5min i policzyłem, że średnio jest tam na godzinę, jak nie dłużej stania. Ochroniarz z dworca podpowiedział o automatach i poszedłem do jednego, też cudem znalezionego, który akurat nie był oblegany. Po 10min udało się zakupić bilet dla mnie i loka. To ciekawe, ale koleje małopolskie mają najtańszy przewóz rowerów - 3zł, kiedy w KŚ - 5zł, a w PR - 7zł. Efekt, mój przejazd z lokiem 8zł, a kiedy jadę do 824 to płacę 9zł, a teraz jeszcze była podwyżka, bo za dużo wyprowadzili kasy z systemu, poc. jeżdżą całą dobę oświetlone toż za to ktoś musi zapłacić.
Po zakupieniu biletu z automatu, poszedłem do poczekalni podperonowej, przy okazji naładowałem radio kolejowe. Słuchałem tylko na wyjeździe, bo na trasie do Miechowa prawie w ogóle nie gadają, a poc. odjeżdżają na gwizdek, jako sygnał odjazd. W Niedźwiedziu przepuszczaliśmy jakiś opóźniony pośpiech, to zarobiliśmy 5min w plecy i z takim opóźnieniem dojechał do Miechowa. A tu sytuacja już trudna, bowiem przed burzą. Pierwszy podjazd z prędkością ok. 10km/h, bowiem wiało przed burzą prosto w twarz to szybciej nie dało się jechać, za to po zakręcie w lewo już z góry wiało w plecy, a jadąc nią o pochyleniu 7% (taki był znak) prędkość wynosiła max 58km/h (tyle wskazał licznik). Powinienem hamować, ale przed burzą to jechałem na wyluzowanych. asfalt dobry to można było grzać. Na dole góry skręt w prawo w lokalną wioskową już drogę i tu już prędkość ograniczona bo jezdnia nierówna, nadlewana, trochę dziurawa, wiało znowu w twarz przeto poruszałem się znowu ok. 12km/h. Po jakiś 2km musiałem się schronić pod wiatą przystankową bowiem pierwsza burza mnie chwyciła. Na szczęście wiata starego typu z blachy, solidnie zrobiona to i pewnie się czułem, mało tego odwrócona była tyłem do napierającej burzy. 40min nieplanowanego postoju za nim się wypadało i wybłyskało. Ruszyłem dalej. Na szczęście znowu jakaś dziura zrobiła się nade mną i tak dojechałbym prawie do celu, ale w drodze tel. od 979 i tak gadaliśmy, gadaliśmy, ja jechałem wolno, aż znowu zaczęła mnie łapać burza. Efekt, do celu brakło 500m i to spowodowało dalsze 50min stania tym razem pod daszkiem wioskowego sklepu, na szczęście na tyle wysuniętym, że mogłem się chować cały wraz z rowerem. Obok wejścia do sklepu termometr, na koniec burzy wskazywał 21C, a mnie było już trochę zimno. Stanie 50 min bez ruchu robi swoje. Zadzwoniłem do kolegi, ze stoję 500m od celu i jak przestanie padać ruszę na ostatni szlak. Jeszcze za nim do niego pojechałem to podjechałem obok zobaczyć rzeczkę, która znowu zaczęła rosnąć w oczach zabierając ze sobą nawet konary drzew. Do celu dotarłem 21:00, akurat zaczynał się (teraz już wiem - ostatni) akt histerii narodowej. W 2 min strzelili bramkę, a jak na następny dzień mi opowiadał 979, w lokalu w którym siedział, stoliki pofrunęły w górę wraz z piwami, pierwsza stłuczka. Nasi po raz drugi zadbali, o extra godzinę emocji dla kibiców, bo znowu dogrywka i znowu karne. Koledze z którym słuchaliśmy powiedziałem:
- jutro 3/4 męskiej populacji będzie w pracy niewyspane.
On też pojechał rano do pracy niedospany, po procedurach poszedł spać ok. 00:20.
Następny dzień w zasadzie przewegetowałem na działce. Kraków ze sprintem z Charsznicy do Miechowa trochę dał się we znaki mięśniom, prawie cały dzień w siodełku też, na szczęście mam siodełko ze starych rowerów lat 80-ych, miękki i na sprężynach, w nowym bym tyle absolutnie nie wysiedział. A dziś pojechałem w drugą stronę do Wolbromia na stację kolejową. Sam Wolbrom i pobyt na stacji opiszę jutro lub w pn. notce, teraz tylko incydent z powrotu. Wracając do wioski, w pewnym momencie patrzę przede mną idzie młody mięśniak w koszulce na ramiączkach. Jechałem w klacie, bo ok. 33C na placu. Mięśniak schodził z drogi głównej w boczną i wybitnie hamował wchodząc w nią i ciągle się odwracał kto też jedzie rozebrany na rowerze. Widząc jak się odwraca, też użyłem pierwszego stopnia hamowania, aby koło niego przejechać wolniej. Prędkość mi malała, on prawie stanął w bocznej drodze i patrzał do tyłu. Przejechałem k/niego i oczywiście jak go minąłem i zobaczyłem jaka piękna sztuka, to miałem ułożone pytania do niego. No czemu qrwa nie wcześniej. Chciałem zawrócić, ale znowu proces decyzyjny - skomplikowany, za nim się zakończył, to już byłem daleko, bowiem droga z góry, to na wyluzowanych hamulcach już trochę ujechałem. Trochę współczuję młodym mięśniakom branżowcom, jeżeli taki był, mieszkania na wiosce. Ileż to trzeba się namęczyć, aby nie wyszło, ileż trzeba ściemniać, udawać chodzenie z laskami do tego jeszcze symulowanie zbliżeń, aby info nie przedostało się do innych skurwieli. Po skończeniu szkoły średniej nic innego jak ucieczka do m-ta, bo jak w wiosce się uchować, przy ich rozwoju umysłowym? Trzeba by być naczelnym skurwielem, aby inni nie podskoczyli, ale czy w pojedynkę też by dał rady?
Tyle dziś jutro powrót, to notka powinna ukazać się wieczorem podobnie jak dziś lub jeszcze później. W wyjątkowo niesprzyjających warunkach techniczno-ruchowych w pn. o stałej porze. Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz