Dwa dni temu zauważyłem, że na dojściu do budynku, jeszcze przed licznikiem z uszczelki w rurze sączy się woda. Nic tylko zgłosić do wodociągów o usterce, bowiem do licznika to ich działka. Wczoraj stwierdzili, że przyjadą dziś o 09:00. Stawili się punktualnie i rozpoczęli pracę. Wpierw zdemontowali licznik wody z zaworem za, czyli po stronie klatki schodowej. Zawór przed licznikiem zakręcili jak im się wydawało, ale okazało się że puszcza wodę. Następnie zabrali się za zakręcanie zaworu przed klatką schodową bowiem ten wewnątrz przepuszczał. Okazało się, że ten przed klatką schodową też nie zamyka, mało tego w tym czasie inny pracownik zdemontował już zawór z przed licznika i została goła rura. Ponieważ ekipa nie miała kolanka, a rura na wyjściu z podłogi skierowana w górę to pożyczyłem kolanko plastikowe, aby woda waliła za okienko w piwnicy. Część lała się na podłogę, na szczęście w podłodze odpływ, ale nie tej średnicy co dopływ, nadto ciśnienie na dopływie większe jak grawitacyjne na odpływie. Zaczęło się robić nieciekawie tym bardziej, ze po iluś kręceniach, aby zawór przed klatką się odmulił, okazało się, że został przekręcony i nie da się go już zakręcić, a po przekręceniu pozostał w pozycji otwartej. Teraz się zaczęło dziać. Woda całą średnicą rury 50-ki, ciśnieniem z hydrofora, waliła niby do okienka, część do środka. Sąsiadka wychodziła z mieszkania i mówi, że ma pralkę włączoną to jej powiedziałem, co ją wyłączy bo za chwilę zassie powietrze lub wcześniej maras płynący z rury i pranie będzie brązowe - poleciała ją wyłączyć. Pod cieknącą wodę do środka zacząłem podstawiać wiaderka, bowiem spływ nie nadążał z odprowadzaniem wody i dość realne stało się zalanie piwnicy. Wodę z wiaderek nosiłem na ulicę. W tym czasie jeden z robotników był zablokowany przy kolanku, aby większość wody kierować na zewnątrz, reszta biegała wokół bloków i szukała zaworów do zakręcenia ze schematem, aby powstrzymać wyciek wody. Wylało jej się przez jakieś 15 min tyle, że cały blok by się w niej wykąpał na luzie. Po opanowaniu sytuacji, czyli odcięciu części ulicy od wody, pozostało czekać, aż spłynie woda z rur, bo co kto odkręci to powietrze od góry i woda dołem wyciekała. Następnie, bo teraz taka technologia, zgrzewanie rur, Panowie uruchomili agregat, do niego podpięli maszynę do zgrzewania KamiTech, ale ta jak na złość, po uruchomieniu i ukazaniu się na ekranie napisu: KamiTech dzień dobry, wyciepowała Error 16 do tego wydając odpowiedni dźwięk. Po 10 próbach załączenia zaproponowałem włączenie tego czegoś do gniazda 230V normalnego, bo może ruszy. Ruszyła. Uff, bo czas się zaczynał kurczyć. Teraz po fali nieszczęść poszło już jakoś z góry. Udało się zgrzać, założyć ponownie licznik i wymienić na nowy zawór, który nie odcinał.
Ze spraw branżowych to wchodzi na stację od jakiegoś czasu 826. Niby nic dziwnego, bo nie jest odosobniony, ale, jak już wchodzi to czasami ćwiczy, bowiem mamy sprzęt, to można. Sami jakoś nie znajdujemy czasu, ciągle jest czymś awaryjnie zajmowany, jak choćby wcześniej opisana sytuacja z wymianą uszczelki. W czasie ćwiczeń 826, bo ostatnio ma kult ciała, rozbiera się z koszulki. W zimie widok mięśniaka bez koszulki już robi na mnie wrażenie, ale mało tego on bez niej ćwiczy, co powoduje napinanie się mięśni, co mnie doprowadza do stanu lekko nerwowego. 826 jest wysokiej konstrukcji, a jest ona opięta gładką, delikatną skórą, o czym, podobnie jak 222, chyba nie do końca zdaje sobie sprawę, co mnie też rusza, nadto po jakiś czasie ćwiczeń na mięśniach pojawiają się nawet mniejsze żyły, co już w ogóle powoduje prawie mdlenie. Taka "męczarnia" na własnej stacji i nie można tego skonsumować - no dramat. Tzn. trochę go tam w przelocie podotykam, stąd wiem o tej gładkiej skórze, ale widok jak robi pompki lub jak się dźwiga na drążku i z tyłu te plecy z napinającymi się mięśniami, to słabo mi się robi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz