Na kłopoty z kompem, jakoś HDD działa, raz nie działa, nakładają się zajęte tory stacyjne, wszak weekend to trudne dni. W nocy tradycyjnie spałem na raty, bowiem wychodzili i wchodzili na stację. Uczestniczył w tym również 979, który do pok. C wszedł z jakimś dziurawcem. O 06:40 pod wjazdowym stanął 174 po jakiejś imprezce totalnie nawalony. Taka dziwna sytuacja, bo normalnie miałbym ochotę na niego, a dziś jakoś wyjątkowo nie. Nie wiem czemu, choć sam 174 sugerował, że jest totalnie nawalony, ale nie zdobyłem się na działania, za to za nim położył się spać, to gadaliśmy do 08:10, a o 08:20 położyłem się ponownie spać. Długo nie spałem, bowiem krótko po 10:00 odszedł 979 z laską. No i to tyle było ze spaniem. No i tyle teraz, bo nie ma warunków do pisania dalej - brak wolnych torów.
Dzień jeżdżenia autami, wpierw przewóz łóżek od 373, następnie kurs z 979 autem jego brata na zakupy świąteczne do auchan, ale szału tam cenowego nie było, to część rzeczy kupiliśmy w niezawodnie tanim kauflandzie. Resztę kupi se w tygodniu, a u mnie święta na cysternach ze szkolnictwa będą przeżyte.
Jutro mam tak zajęty dzień, że nawet nie wyobrażam sobie organizacji dnia. Najlepiej jakby mi nikt nie przeszkadzał, ale to nierealne. W ramach mini porządków świątecznych muszę rozmrozić lodówkę, aby przyjąć cysterny do wyżycia na święta. Do tego termin w PUP, w drodze jeszcze sprawy do załatwienia, to już oczami wyobraźni widzę to padanie na ryj wieczorem. Oczywiście weekend trudny, bo ciągle zajmują tory stacyjne, ledwo ich odprawiłem na szlaki do domów o 23:30, ale jeszcze procedury wyłączeniowe i dopiero spanie. W trakcie pobytu drużyn trakcyjnych poszła flacha na 3-ch (soplica orzechowa) w tym mnie, reszta z 979 łykała piwa w średnich ilościach. Część ma już wolne do stycznia, tak w niektórych firmach zarządzają, a 979 jutro ma na szczęście na 09:00 to się wyśpi, jeżeli przestawił jeszcze budzik na właściwą godzinę. Od jakiegoś czasu, kładąc się na materac po procedurach wyłączeniowych (jak to się przysłowiowo mówi) padam na ryj. Dziś też tak jest, a perspektywa pełnego jutra już mnie dobija. Co się dzieje w społeczeństwie, że ten przedświąteczny okres to od lat gonitwa, która wykańcza większość i kończy się w momencie siadania do stołu świątecznego? Wtedy jakby ten bieg się kończy, siada się, i kiedy ma być miło jest tak dziwnie, bo każdy nagle przestał coś tam załatwiać, coś organizować, coś gotować i to już... koniec..., i jak po maratonie padamy prawie na ryj, a jeszcze trzeba zjeść i to z uśmiechem (jak w tańcu z gwiazdami) nr 5.
Po zakupach pojechałem z 979 zawieźć je do jego matki. On faktycznie jest (jak to się mówi) strzępkiem nerwów. Krzyczał na nią, bo nie wyprała mu skarpet, ale to oprócz krzyczenia było swoiste wyładowanie się z jakiś kumulujących się powodów. Owe skarpety były tylko kroplą przechylającą szalę. Jednym z powodów jest sytuacja mieszkaniowa. Taki paradoks, który wszyscy widzą. Ma swoje mieszkanie, ale zaludnione przez innych członków rodziny i mieszka u mnie. Nie narzekam, bo nie jest pusto, nasze relacja, co już piałem, poprawiły się znacznie i mnie to cieszy, ale dziś zobaczyłem, że to u mnie to taka maska dla mnie i innych, a w domu rodzinnym nie dzieje się dobrze. Najgorsze, że to CS, a takiemu to niezwykle trudno pomóc, bowiem: ..."Moja jest tylko racja, i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!"... i taka jest właśnie postawa CS-ów. Żyją w swoim świeci wartości i mało kto z zewnątrz jest w stanie to zaburzyć. Czasami się zastanawiam, czy w ogóle się mieszać do sytuacji, bo z doświadczenia wiem, że skutki, choć oczekiwane te dobre, są różne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz