poniedziałek, 2 listopada 2015

Poniedziałek


     Wczoraj odbył się objazd po aglomeracji środkami masowego rażenia, bowiem zrobiono je za darmo. Postanowiłem dzień spędzić w nich przemieszczając się i patrząc co się gdzie zmieniło, a też przejechać przez nowe tereny. Wychodząc z mieszkania powiedziałem, że najlepsze będzie jak nawali pierwsze połączenie o 09:00. Wykrakałem i tak też się stało. Po 10min opóźnienia ruszyłem pieszo 5km, aby dostać się do m-ta i w ogóle pojechać w/g RJ. Marszo-bieg zakończył się 2min spóźnieniem na połączenie, którym miałem jechać na szczęście za 8 min było na Sosnowiec. Pierwotnie miałem jechać inną linią na Będzin, terenami raczej nieznanymi, a autobusem na Sosnowiec to już bardziej zaznajomione. Tylko w Siemianowicach autobus był na tyle załadowany, że ludzie stali, po za tym na całej trasie wolne msc. siedzące mimo darmowości komunikacji. W Sosnowcu przy dw. PKP wsiadłem w tram 21, aby wpaść w przygotowany wcześniej RJ. Dojechałem 21/1 do Dąbrowy Górniczej, tam na tram przeciwnego kierunku jakieś 5min, to poszedłem do pobliskiego parku na siku. W ogóle układając RJ nie wziąłem poprawek na siku. Przez lata układając RJ objazdowe kolejowe, ten czynnik nie występował, w wagonach jeżdżą przecież ubikacje, tu o tym zapomniałem i dopiero rano jak byłem w ubikacji to przypomniało mi się o tej wpadce, bo przesiadki czasami po 5min w terenach nieznanych. Trasa z Sosnowca do Dąbrowy Górn przez Będzin po w większości starym torowisku, ale porównując to do nowych katowickich torowisk, to tu nie wkroczyła jeszcze nowoczesność w postaci świateł przed, którymi każdorazowo tram musi stanąć lub zwolnić do 5km/h, aby przejechać, a tu z każdego przystanku rozruch, dojazd do następnego itd. To też prędkość jazdy średnia chyba większa niż po nowych torowiskach z nowymi światłami, nadto podobają mi się stare torowiska, na których buja, tram skacze na stykach, jednym słowem czuć jazdę. Powrót z D.G. do So-ca dw. PKP równie udany, choć w drodze zmieniły się motorowe i była obawa zawalenia już RJ, bo za nim nowa się wdrożyła i zaczęła jako tako jechać to już miała 4 min w plecy, a przesiadka planowa 3min. Na szczęście autobus 935 przyjechał również opóźniony 7 min do tyłu. Mogłem też (tylko nie znałem trasy i przystanków, tu kłania się niedokładne przygotowanie RJ) wysiąść na wcześniejszym przystanku i miałbym 5min więcej, bowiem ta linia zawracała przy dw. PKP i jechała z powrotem jeden przystanek. Tą linią do przystanku My-ce Tesco, tj. za cmentarzem. Dojechałem z 1min opóźnieniem i wysiadłem. Na szczęście, bo to miejsce okazało się ruchliwe, zaraz obok cmentarza, był remont marketu i obok stał toi-toi, z którego skorzystałem. Na tym przystanku jedna z dłuższych przesiadek 12min a 76 i tym autob. jazda do przyst. Krawowy Plebiscytowa. Linia ta przebiega przez malownicze tereny, za Mysłowicami dość pagórkowate, wokół nadajnika TV w Kosztowach i biegnie do samej kopalni, jednak musialem wysiąść jeden przystanek wcześniej aby zrealizować 5min przesiadkę. Przystanek w ulicy domków jednorodzinnych, ale akurat na przeciw jedna działka niezabudowana domkiem, to przy jej płocie kolejne siku. Teraz aut. 160 najdłuższa trasa czasowo bez przesiadania się ponownie do So-ca dw. PKP w czasie 78 min. Jadąc 160 weszli na przystanku w Niwce starsi państwo. Wpierw usiedli przy środkowych drzwiach na siedzeniach na podłodze. Dziadek po chwili przesiadł się na jedno z siedzeń na nadkolu. Autobus trzy osiowy - długi solaris, z dwoma osiami z tyłu. Po chwili wstała i przysiadła się do niego babcia, mówiąc – to najgorsze miejsce w autobusie, na kole. Zastanawiałem się czemu, bo dawniej moja babcia też to miała, nie siadało się na kole. Przecież i tak buda jest amortyzowana, a najbardziej, zakładając prawa fizyki ciepie w przodzie i w tyle. Może to jeszcze objaw z dorożek, czy konnych powozów. Ponownie krótka 4min przesiadka na tram. 24 o 14:53, znowu musiałem wejść w drzewka, ale na szczęście tram był opóźniony 4min, a dopuszczałem max. 5min bowiem następna przesiadka to tylko 1min. i duże ryzyko jazdy przy takim opóźnieniu, a aut. 188 odjeżdżał też o 15:03 z przystanku obok. Jak do przystanku jechało 24 to widziałem już że dobrze jedzie tzn. szybko bo wozem rzucało, pomyślałem – wygoni na trasie. Za sterami kobieta, ale na nieszczęście zajechało ją 26 i część trasy jechała za nim. Na szczęście na przystanku do przesiadki była planowo o 15:08. Za to 188, który miał być po 1min przyjechał 13min w plecy. Kierowca, jechał dość szybko starając się nadrobić opóźnienie, a do jego jazdy jeszcze powrócę. Niestety przez to opóźnienie następna 6min, a w wersji gorszej 8 min. bowiem dwie linie 188 i 622 dublowały się na dwu przystankach nie doszła do skutku, bo opóźnienie było za duże. Wróciłem więc 188 do So-ca dw. PKP, bo to był pierwszy autobus, który przyjechał, nadto nadal opóźniony z kierunku Zajezdni w Zagórzu. Nim sprawnie dojechałem do przystanku dw. PKP. Teraz była już improwizacja, bowiem na trwałe wypadłem z RJ, nie dało się już do niego powrócić. Postanowiłem pojechać do Ka-ic, akurat miał przyjechać 808 o 16:14, ale przyjechał 12 do tyłu, to już podobnie jak rano z tram, zwątpiłem z jego przyjazdem. Za kierownicą dziadek, który częściowo niby do pasażerów, częściowo niby do siebie ciągle coś mówił w kabinie, podobnie jak pewien kierowca z warszawki, o którym było nawet w mediach, że „bawi” pasażerów w czasie jazdy, tylko ten w wawce mówił do mikrofonu i w całym autobusie było go słyszeć, dobrze że ten tak nie robił. Zamiast zajmować się jazdą ciągle coś komentował i do Katowic Piotra Skargi dowiózł 11min spóźnienie, mimo nie zatarasowanych dróg i nowego przegubowego solarisa. W zajezdniach takie dziadki z dużym stażem to zawsze dostają nowe wozy, bo „im się należy”. Przerabiałem to kiedyś w zajezdni.
   Z Ka-ic 840 o 16:52, ta linia jest ciągle opóźniona, a o 16:55 odjeżdżała 6-ka też na Gliwice. 6-ka pojechała i dopiero po 3min podjechał 840, a odjechał o 16:59 z 7min opóźnieniem. Za sterami ponownie jakiś dziadek, który do Zabrza Goethego pokonując 50min jazdy przywiózł 6 min opóźnienia, był o 17:48. W trakcie jazdy skomunikowałem się z 672, aby podał mi odjazdy na Bytom z Zabrza i 850 z Gl-ic zajezdni. Jechała 17:58 14-ka do Zabrza to też wysiadłem w Zabrzu i poczekałem 10min. Do Bytomia autobusem jakiegoś prywaciarza, dość sporo ich tu w aglo jeździ, ale ten był z wyrąbanym zawieszeniem, każdą dziurę było czuć na budzie, za niedługo mu się buda od wstrząsów rozleci. W Bytomiu wsiadłem, choć chcialem ponownie jechać na kato, do linii 608 z dobrze utrzymanym autob. ze Świerklańca. Linia okrężna po Bytomiu, czas jazdy 43min., w autob. ciepło, bo na dworze robiło się już zimno. Słońce zaszło to z dnia w którym było ok. 12C temp szybko się obniżała i jak wracałem na sam koniec to było 5C. Z 608 przesiadka na 830 do kato. Wypatrywałem w drodze nowy tramwaj, bo chciałem sprawdzić wrażenia z jazdy, ale dopiero przy Hucie Baildon minęliśmy go to dopiero w Rynku wsiadłem do 16-ki też na nowym wozie. Podobnie jak autobusy, tak i tram nowe sa dość sztywne w zawieszeniu. Rozumiem, że na zachodzie i drogi i tory są proste, ale u nas nie, i tram często jeżdżą po krzywych torach, dziurawych drogach stąd konstruowanie takiego zawieszenia jest chyba błędem, albo celową robotą, aby je szybciej wymieniać. Przecież stare 105-ki, jak i stare Ikarusy bez problemu dawały i dają radę na dziurawych torach i drogach. Zresztą na krzywe tory nowych tram się nie puszcza, bo mogą z nich nie wrócić. To co to za zabawkarska konstrukcja? Akurat tym, którym jechałem wóz 825 miał już wywalone zawieszenie i na stykach bardzo nim trzaskało, jakby coś dobijało. W autobusach to jest znacznie bardziej zauważalne i w zdecydowanej większości, oprócz MAN-a na 608 napierdalało zawieszeniem więcej lub mniej. Małe dziury czasami powodowały wstrząs całej budy. Ten nowy tram też, sztywny toporny, drzwi zamykając się dobijają, jakby nie można było jakiś gum amortyzujących wsadzić, ale pewnie by to podrożało produkt finalny. Z pętli słonecznej wracałem innym wozem 826 w tym zawieszenie pracowało już lepiej, ale generalnie i tak wóz był sztywny w torach. Pozostały ostatnie dwie linie i końcowy przystanek w wiosce.
     Powrócę do kierowcy autob. 188 tak opóźnionego w Sosnowcu. Po wejściu do wozu, ruszył dość sprawnie rozwinął znaczną prędkość, ale po chwili zauważyłem, że dość dobrze daje sobie radę z wozem, a stałem z przodu przy pierwszych drzwiach (z powrotem siedziałem na pierwszym msc. za pierwszymi drzwiami). W miarę jak pokonywał kolejne metry, byłem pod wrażeniem jego jazdy. Po kilku przystankach wiedziałem już, że jest to odpowiedni człowiek, na odpowiednim miejscu. Jazda z nim po drogach okazała się samą przyjemnością. Autobus płynął po ulicach za jego sprawą. Taki kierowca to jest 1/100 (podobnie jak 975 w swoim wieku i przy swoim wyglądzie). W całym wczorajszym objeździe, mogła by się do niego przyrównać motorowa z 24 i tak w połowie kierowca 76 zajezdni w Katowicach. Ten ze stajni w Sosnowcu w jakiś konkursach byłby nie do zagięcia, dlatego też na przystanku Zagórze Kopalnia, jak zobaczyłem jadącego tego samego to długo nie zastanawiałem i podjąłem decyzję o jechaniu z nim, z powrotem. Może za parę lat, będzie tak jak w czasach lat 80-ych kiedy praca była prawie wszędzie i zdecydowana większość mogła iść pracować gdzie chciała i tam się realizować, to przyjdą takie czasy, iż kierowcy to będą faktycznie kierowcy czujący tą pracę, umiejący jeździć, a nie tylko posuwać się do przodu, co dziś w nowych sprzętach jest na tyle ułatwione, że nawet kobiety mogą jeździć autobusami. Wspomaganie kierownicy, automatyczna skrzynia biegów, elektronika w ułatwianiu prowadzenia np. GPS, a w tramwajach joysticzek do przodu, do tyłu i jak to widać na niektórych filmach na yt nawet dzieci przy joystickach mogą prowadzić ciężkie sprzęty. Tylko, że oprócz tej jednej motorowej reszta bała się przekroczyć 40km/h nawet przy opóźnieniu, posuwała się do przodu, bo taką pracę kiedyś wzięli, bo innej nie było, to pomyśleli, będę motorową, będę motorowym, pojeżdżę tramwajami i dostanę kasę. Podobnie z kierowcami. Dlatego cieszę się, że na razie nie pracuję w zawodzie, kto by to docenił, kto by to w ogóle mógł ocenić, bo aby ocenić to trzeba to też umieć. Wysiadając ponownie na przystanku So-c dw. PKP otwarłem kabinę kierowcy i powiedziałem:
  • jazda z Panem to sama przyjemność, a autobus w pana rękach to płynie przez ulice
  • ale to tak na serio czy taka ironia
  • jak najbardziej serio, jeździłem w zajezdni w komunikacji miejskiej.
    Przeciwwagą do kierowcy ze 188 był z 14. Dziadek, który posuwał się do przodu wozem w wywalonym zawieszeniem, ale mimo tego nie udawało mu się omijać zapadniętych studzienek i w zasadzie we wszystkie wpadał. No co, no obydwoje posuwali się do przodu, jeden lepiej, jeden gorzej.
    Reasumując wyjazd bardzo udany, takich dni darmowej komunikacji powinno być więcej. Drugie i trzecie śniadanie zjedzone i nawet brakło jednej klapsznity, ale od razu przypomniało mi się o babci w studni 4 dni, to odechciało mi się jeść.
    Odnośnie napełnień w pojazdach, to po za kilkoma kursami to tylko w ich części reszta w tym nawet 840, który prawie zawsze jeździ pełny, były wolne miejsca siedzące. Do nie wszystkich info o darmowej komunikacji mogło dotrzeć na dowód 3 osoby chciały skasować bilety, jedna kupić u kierowcy autobusu.
    I jeszcze refleksja n.t. wygody. Masowo produkowane plastikowe siedzenia (wandaloodporne), które aby zniszczyć trzeba spalić lub połamać pod kątem małej zniszczalności spełniają swoje zadanie, ale po iluś przejazdach o 18:00 mnie już tyłek bolał. Fakt ludzie przeważnie nie przemieszczają się tyle czasu w środkach masowego rażenia.
   Po za tym zauważyłem, że o ile kiedyś potentatem w produkcji autobusów był Jelcz, to teraz Solaris i prawie wszystkie zajezdnie mają te wozy. Są tego plusy, bo eksploatacja jest tańsza, przez łatwą dostępność części zamiennych i ich niską cenę, ze względu na skalę produkcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz