Wczoraj przed spaniem pomny zasypiania przedwczoraj oblałem zasłony i podłogę wodą, od razu lepiej się zasypiało i zasnąłem chyba w ciągu 3 min. To też jakiś rekord, ale chyba niewyspanie z poprzedniego dnia. Normalnie na stacji trochę to zajmuje za nim zasnę, choć teraz zeszło do jakiś 10 min. Jeszcze jakiś rok temu to było ok. godziny, za nim się wyłączyłem. Spanie to ma 371, ale to opisywałem ostatnio.
Teraz tak dopiero patrzę, a tu nie ma opisanego powrotu z wawki.
Obudziłem się ok. 08:00 tak miałem nastawiony budzik, ale wstałem chyba 5 min wcześniej. To już tak jest, że jak jest wyjazd to mózg denerwuje się tym i nie potrafi dospać do końca. Zacząłem się pakować znając siębie i panikę jaka się wytwarza w ostatnich minutach przed wyjściem. Nie mając tu listy rzeczy do zrobienia i spakowania, po prostu co mi przyszło do głowy to od razu robiłem, aby następnie mi nie umknęło. Ten proces trwał prawie 2h, bo tyle miałem do wyjścia zaplanowanego na 10:05 najpóźniej z mieszkania, bowiem poc. miałem 10:35 do Skierniewic. Jakoś udało się wszystko zrobić, oczywiście im bliżej wyjścia tym większa panika, jeszcze z rowera zaczęło przy jego wyprowadzaniu i pakowaniu błoto odpadać i musiałem 3x pozamiatać przedpokój i raz korytarz, bo mu trochę spadło. Nawet sprzątacz na klatce się pytał gdzie takie tereny są w wawce, że tyle błota na kole. Odpowiedziałem, że między Wa-wą Zach, a Odolanami na terenach kolejowych. rower jak zwykle ciężki, ale udało się przejechać przejazdem pod Al. Jerozolimskimi na Pałac Kultury, a z pod niego na dw. W-wa Śródm. Na szczęście byłem jakieś 15 min przed planowym odejściem to też po schodach mogłem wolno sprowadzić rower na peron, co by się nie wypierdolił z ładunkiem. Przed KM do Skiernieiwic jechał SKM, więc w składzie było pusto. Była to nowa jednostka, to też skorzystałem z gniazdka pod fotelem i podłączyłem radiostację kolejową co by słyszeć co dzieje. Ludzi o tej porze mało, jednostka w porównaniu do tych z kolei śmiesznych z wyłączonym oświetleniem w całym składzie. W Skierniewicach (jak dobrze pamietam) jakieś 15 min na przesiadkę, ale z głośników usłyszałem komunikat, ze poc. z Łodzi Kaliskiej ma 94 min. opóźnienia. NIe widząc podstawianej jednostki do Łodzi Kaliskiej skojarzyłem, że może to ta sama w obiegu. Na radiu nic nie słyszałem. ale po iluś tam minutach Pani powiedziała z głośników, że nasz skład ma opóżnienie ok. 30 min. Wypadająć z obiegu z przesiadką w Żakowicach byłbym w wiosce 2 h. później, bowiem poc. na tych odcinkach nie jeżdżą tak często, a właśnie z Koluszek do Cz-wy następny praktycznie za 2h.
Wjechała jednostka EN57 na peron i ustawiłem się z rowerem do wejścia, był to przód jestki, po zmianie kabiny tył, to też był jeszcze kierownik poc. Mając ubraną kurtkę kolejową zagadałem o przesiadce w Żakowicach, ale też powiedziałem, że podejdę na przód jak ruszy skład i wypisze sobie papiery. Po jakiś 4 przystankach udałem się do przodu składu w kurtce kolejowej oczywiście, w drodze spotkałem konduktorkę rewizyjną, dałem jej bilet i powiedziałem, że ide do kieronika uzgodnić przesiadkę. W przedziale służbowym pokazałem kartkę w wypisanymi poc. oraz ich numerami (kolejarze operują numerami poc.) i zreferowałem sprawę. Przy mnie zadzwonił do dyspozytora odcinkowego mówić do mnie:
- daj mi tą kartkę z nr poc. z Łodzi.
Podałem mu kartkę i przekazał dyspozytorowi, że ma kolejarza z rowerem na przesiadkę na 14319 i aby go przytrzymali w Żakowicach. Byłem jedyną przesiadającą się osobą. Wracałem prawie uśmiechnięty, bo znowu kurtka kolejowa uratowała mnie, dokładnie 2h mojego czasu.
W Żakowicach perony usytuowane są na przeciw siebie, a w środku jest droga dwupasmowa chroniona przez 4 rogatki opuszczane przez dróżniczkę. Poc. zatrzymują się przed drogą praktycznie na przeciw siebie, bo są przystanki zorganizowane za drogą, czyli jak stoją dwa poc. to tyłami do siebie. Tu stały przodami. Rogatki były opuszczone, a przejeżdżając wzdłuż jednostki, którą przyjechałem będąc na wysokości przodu kierownik krzyknął:
- podnieś sobie rogatki i przejedź. Przepuściłem jednostkę, którą przyjechałem, bo akurat ruszała i stanąłem przy rogatce lewej. Po przejechaniu poc. podniosłem ją, nie mogłem pochylić rowera, bo by mi bagaż spadł i wjechałem na przejazd kolejowo drogowy. Hamując przy drugiej rogatce dróżniczka wyszła z budy i krzyczy:
- co Pan robi, poc. jedzie!
- nie jedzie, bo czeka na mnie.
Równie zdziwienie byli kierowcy, bo pasażer na rowerze przyjechał z lewej strony poc. i przejeżdża do poc., który jedzie w tą samą stronę, z której przyjechał. Wciągając się na podjeździe na peron przy którym stął już opóźniony z powodu czekania poc. Łódź Kaliska - Cz-wa, widziałem w kabinie trzy osoby patrzące, co to za kolejarz jedzie na rowerze do nich, pewnie zastanawiali się czy go znają. Patrzał mechanik, kierowniczka poc. i konduktorka rewizyjna. Był plan, aby wejść z rowerem do nich do przedziału służbowego, ale jak widziałem ten wytrzeszcz oczu na przednich szybach to stwierdziłem jadę do tyłu. Machnąłem tylko ręką na przywitanie i jechałem dalej wzdłuż jednostki na tył. A w tyle też pełno, bowiem wracali z Łodzi ze szkolenia kolejarze PR. Było ich 7-u, no i dołączyłem do nich, niby kolejny kolejarz. jak wprowadziłem rower to jeden nie wytrzymał i spytał się:
- gdzieś Ty jeździł, że taki ubłocony.
- z Zachodniej na Odolany.
Po tej odpowiedzi nie krępowali się rozmawiać trochę o sprawach zawodowych, trochę o prywatnych. Wdałem się w krótką dyskusję nt. semafora kształtowego przejeżdżanego w Opocznie na Sr1 przez maszynistów. Konduktorki, czy kierowniczki poc. nie wiedziały bowiem na jakiej podstawie jest on przejeżdżany. Po tej krótkiej dyskusji, w której powiedziałem chyba 3 zdania, wzięto mnie już na pewno za kolejarza i spr. kolejowe były już omawiane bez skrępowania. Patrząc na nich zastanawiałem się ile to czasu spędzają na dojazdy do pracy. Prawie wszyscy mieszkali w okolicach Gorzkowic więc do Łodzi jest 1,40 min jazdy to dużo, jeszcze biorąc po uwagę rzadkie połączenia trochę im współczułem. Jedna konduktorka mówiła o grafiku i że w sob. ma do północy w Cz-wie, pierwszym poc. z Cz-wy była by w domu w nd. o 08:00, a o 10:00 musiała by wyjść aby dojechać na kolejną służbę, to już z poc. dzwoniła o wolne w nd. na żądanie. To są dopiero dojazdy. Ale przy okazji przypomniało mi się, jak byłem w objeździe kolejowym 28 czerwca na ŚDM to z Żywca jechał kolejarz do pracy, do Ka-c Ligoty. To dopiero jest dojazd. W sumie może dobrze, że nie pracuje na kolei, też by mnie wydupczyli na odległą nastawnię, na której musiałbym spać, bo nie opłacało by mi się wracać do domu na noc, lub po nocy na dzień. Tak kolej w symulatorze w domu w krześle obrotowym, bez dojazdu.
W Cz-wie przesiadka też krótka, poc. KŚ był już podstawiony. Wracała nim młodzież ze szkół, niektóre bardzo ładne sztuki, było na czym oko zawiesić. W Dąbr. Górn. Ząbkowicach przepuszczaliśmy pośpiecha. Pośp. opóźniony 5 min i my tyle odjechaliśmy. W Będzinie uszkodzenie blokady liniowej na na radiu słyszałem głos dyżurnej, że czakamy na decyzje. Mieliśmy jechać po lewym, ale w końcu puścili na rozkaz pisemny S z unieważnieniem wskazań blokady między stacją Będzin, a Sosnowiec Główny. Opóźnienie wzrosło nam do 12 min. Przed Katowicami kolejny postój, bo skoro nie planowo jedziemy, to przepuszcamy te planowe, to tez w wiosce wysiadłem z 16 min opóźnieniem.
W zasadzie jednostka od Cz-wy do Poraja trochę pełna, a później to już luz, aż do Katowic.
Dobra, jeden zaległy wpis zrobiony, trza się zbierać do dom, bo poc. za 1,5h to nie chcę znowu robic paniki przy wyjeździe. Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz