Ostatni dzień przygotowań do wyjazdu, zdobycia stolicy. Dawno w niej nie byłem. Właściwie jak zwykle u mnie to wariactwo pakowania, pisania co zrobić, aby następnie nie było stękania. Lista rzeczy do zabrania gotowa. Podobnie robi się lista spr. do przekazania 979, wszak ruchem na stacji w zastępstwie będzie zawiadował on. Pobyt w stolicy w samym centrum, miejsce stacjonowania na stacji zwrotnej to Chmielna. Bliżej centrum się już nie dało.
Wczoraj jeszcze kurs po 1-go skurwiela od 972, z żoną która ukrywała się przed nim z wolnym. Dopiero w mieszkaniu strzaśli się ok. 17:00. Wcześniej gdzieś tam na wiosce się minęli, ale 972 ich nie zauważył. Jak odbieraliśmy 1-go z ośrodka to po wizycie u jakiejś tam lekarz, dostał te same leki co 3-ci, tylko w podwójnej dawce (będę znał nazwę to napiszę). Pewnie taka duża dawka na początku, bowiem chcą z nim mieć szybko spokój. I co ciekawe, jak weszliśmy do ośrodka to nauczycielka mijana w drzwiach nawijała o tych lekach. Że on już by je chciał żreć, czy je przywieźliśmy, kto je wykupi. Jak jej powiedziałem, że przecież to nie są tablety na chorobę i jak je zeżre 4 dni później to nic mu się nie stanie, to już zamknęła temat. Podobnie było z wychowawcą, też nawijał, że leki są mu potrzebne i takie tam. Chyba bardziej są te leki im potrzebne na spokój z nim, jak jemu na przydupienie dnia, ale co człowiek to inna wersja.
Wczoraj w/g planu zostało zlane wino. Przy ciągnięciu z węża trochę wciągnąłem do ust. Jeszcze nie gotowe, a już smak zajebisty. Mniej klarowne jak z wiśni, ale przecież właśnie porzeczkowe ma dłużej dochodzić, to myślę w czerwcu przyszłego roku będę się delektował smakiem, wyglądem, zapachem. Butelki przy okazji obiegu z cysternami są sukcesywnie zwożone na stację macierzystą, podobnie jak poszukiwane są cysterny do włączenia do składu, ale ostatnio nic nie znajduję do włączenia. Są jeszcze warzywa dostępne, bo ludzie mało kupują przetworzonych w pojemnikach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz