Wczoraj pierwszy dzień jeżdżenia na rowerze po wawce i przy Pałacu KiN jadąc bardzo wolno jechałem obok strażników miejskich i dostałem za jazdę po chodniku mandat 50zł. Jakoś nieszczególnie do nich docierało, że jestem spoza wawki i zwiedzam:
- tam jest ścieżka rowerowa,
- ale ja Panie wyjechałem stamtąd, to jak mam ją tam widzieć do cyca?
Nie drażniłem go więcej, a następnych wszelkich mundurowych omijałem szerokim łukiem jako organu dofinansowującego budżet miasta, czy miast. To jest w ogóle dziwne, że mandaty są wpisane jako dochód budżetowy więc oni muszą je nakładać, aby plan budżetowy realizować. Jednym słowem, przez swoich przedstawicieli, czyli radnych zgadzamy się oddawać część swojej kasy w formie mandatów, dla dofinansowania budżetu m-t. Świetne podejście rządzących do obywateli - będziemy was karać, bo trzeba załatać dziurę budżetową, bowiem tyle nakradliśmy, iż już nie starcza i w inny sposób niż możemy, chcemy od Was wyciagnąć jeszcze więcej kasy. I taki strażnik miejski jakby nawet mógł mi dać upomnienie, to nie, bo na odprawie przedzmianowej padła informacja o konieczności realizacji postanowień budżetu, tj. wystawienia odpowiedniej ilości mandatów oczywiście na odpowiednie kwoty.
W trakcie przejażdżki zadzwonił kolega, że na noc zostaje u swojej new laski i mam chatę wolną.
W pierwszym dniu przejechałem Nowy Świat, rynek starego m-ta, przeprawiłem się przez Wisłę, k/muzeum techniki czy czegoś takiego, pojechałem pod dworzec Wa-wa Wsch. i stamtąd powrót, bowiem zbierało się na deszcz, który już na Chmielnej mnie zastał. Jeżdżenie po nowym terenie jest świetne. Każdy kierunek jest nowy (powiedzmy, bo trochę wawkę znam, już kilka razy tu byłem), inny, nowi ludzie, nowy wystrój ulic, nowe sklepy, otoczenie. Fajnie się jeździ, a nie tylko ta sama trasa lub te same trasy, po których jedzie się jak automat, tu trzeba hamować, tu trzeba przyśpieszyć, tu jazda na luzie i wszystko wiadome z góry. A tu dostosowywanie się do nowych warunków, zmienność ulic, reakcji na ruch uliczny, ruch pieszy. Mózg inaczej pracuje, choć ta głupia wpadka ze strażnikami, po prostu nie sądziłem, że mi dadzą mandat, bo bym ich ominął.
Zjechałem do mieszkania, zeżarłem i wyglebiłem spać po poprzedniej też niedospanej nocy. Obudziłem się ok. 22:00. Zeżarłem ponownie, napiłem się i postanowiłem zaatakować jakiś lokal branżowy. Na necie znalazłem Glam, Toro toro i Blok bar. Pierwszy na Żurawiej 2 chyba nie istnieje, albo wejście jest skąd innąd, bo nic przed dwójką się nie działo. Blok bar wydawał mi się dyskoteką, to nie wlazłem tam, a toro jakimś innym bliżej na razie nie określonym klubem. Chodziłem prawie 2h po centrum, aż o 01:00 stwierdziłem, że w tyg. zapoznam się lokalami i wybiorę się na przyszły weekend do jakiegoś. A co, zrobię sobie gościnne występy.
Łażąc do 02:00 wszędzie w centrum było pełno ludzi. Mimo godziny tłumy przewalały się po wawce, autobusy miejskie bardziej pełne jak nasze wioskowe o 17:00, widać stolica żyje na weekendy prawię całą dobę.
Tera tyle, bo jadę znowu pojeździć, może dziś zahaczę jakieś tereny kolejowe na Grochowie. Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz