No i przyszło z wolna kończyć pobyt w wawce. Dziś ostatni dzień na jeżdżenie, jutro wyjazd do wioski.
Pogoda mnie tu nie rozpieszcza. Wczoraj znowu przez większość dnia nie padało, ale mocno wiało. Wybrałem się na W-wę Zachodnią. Na stację oczywiście wlazłem torami, a nie przez dworzec, od strony dawnej nastawni wykonawczej wjazd z Centralnej.
Nastawnia służy tera jako pomieszczenia gospodarcze i dobrze, bo przynajmniej przeżyła i na razie jej nie burzą.
Oczywiście wchodząc na peron uchwyciła mnie kamera na słupie przy wejściu. W ogóle kamer tam nasranych, że więcej się już chyba nie da. Na prawie każdym słupie kamera, a przez megafony usłyszałem:
- informujemy, że w trosce o Państwa bezpieczeństwo teren dworca może być monitorowany.
Jak to może do cyca? On jest monitorowany, przez kilkaset kamer, bo w setce to się nie zmieści. Czułem się tam jak w big brotherze. Że my na każdym kroku musimy być oszukiwani jawnie i nikt z tym nic nie robi. Wjechałem jeszcze na peron 8 Wa-wy Zach, kiedyś to była Wa-wa Wola, ale dopięli do Zachodniej. Z tego przystanku, peronu 8-go pojechałem w stronę Odolan, ale wiatr mnie na tyle męczył, że Gniewkowską postanowiłem wrócić na st. zwrotną. Za nim to następiło przy ogródkach musiałem przedrzeć się przez błoto, bo jednak jakby ciągle pada i po przejeździe przez nie, dobrze że nie stanąłem w nim, bo bym wyglądał, to maszyna wyglądała tak:
Przez to błoto ważyła ok 10kg więcej. Jak ją dźwigałem to aż się zdziwiłem, taka się nagle zrobiła ciężka. Jadąc do centrum, stale odpadało z niej błoto. Na jednym skrzyżowaniu wyprzedził mnie rowerzysta, w stroju odpowiednim, rower w miarę czysty, góral w dobrym stanie, w miarę nowy. Na następnym złapało go czerwone. Podjechałem obok, stanąłem. On był lekko z tyłu. Jak zapaliło się zielone, to stał jeszcze dwie, trzy sek, obserwując moją maszynę. Na poprzednim to mnie wyprzedził, a tu chyba nie mógł wyjść z ciekawości skąd takim rowerem wyjechałem. Śmiałem się prze następne metry jazdy z jego reakcji.
Wieczorem chciałem jeszcze iść na wawkę, ale po zeżarciu zaczęło padać, to na lapie od kolegi uruchomiłem symka, bo w TV same powtórki, to czy TV, czy symek to wybieram to drugie.
Za chwilę ostatni wyjazd na wawkę, przy okazji maszyna zgubi wyschłe błoto. Jakby kolega mnie z tym rowerem widział, to by mnie do mieszkania nie wpuścił, ale w mieszkaniu maszyna obeschła, nadto jak wracałem to opony się trochę oczyściły, więc nie brudził już. Zeschłe odpadające błoto, pozamiatałem. Na wyjazd i tak podłogi muszę mu przetrzeć, choć jak na stacji macierzystej dziennie je zamiatam.
Tyle, jadę zgubić nadmiar błota, a część dojedzie do stacji macierzystej. Jutro wpisu nie będzie - jazda powrotna do stacji macierzystej. Wyjeżdżałem poc. z wioski o 10:35 z trzema przesiadkami tu na 17:20. Z powrotem wyjeżdżam też o 10:35, też trzy przesiadki i też poc. w wiosce jest o 17:20. Taka zbieżność się bardzo rzadko trafia, to prawie jak wygrać w totka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz