Wczoraj przed spaniem pomny zasypiania przedwczoraj oblałem zasłony i podłogę wodą, od razu lepiej się zasypiało i zasnąłem chyba w ciągu 3 min. To też jakiś rekord, ale chyba niewyspanie z poprzedniego dnia. Normalnie na stacji trochę to zajmuje za nim zasnę, choć teraz zeszło do jakiś 10 min. Jeszcze jakiś rok temu to było ok. godziny, za nim się wyłączyłem. Spanie to ma 371, ale to opisywałem ostatnio.
Teraz tak dopiero patrzę, a tu nie ma opisanego powrotu z wawki.
Obudziłem się ok. 08:00 tak miałem nastawiony budzik, ale wstałem chyba 5 min wcześniej. To już tak jest, że jak jest wyjazd to mózg denerwuje się tym i nie potrafi dospać do końca. Zacząłem się pakować znając siębie i panikę jaka się wytwarza w ostatnich minutach przed wyjściem. Nie mając tu listy rzeczy do zrobienia i spakowania, po prostu co mi przyszło do głowy to od razu robiłem, aby następnie mi nie umknęło. Ten proces trwał prawie 2h, bo tyle miałem do wyjścia zaplanowanego na 10:05 najpóźniej z mieszkania, bowiem poc. miałem 10:35 do Skierniewic. Jakoś udało się wszystko zrobić, oczywiście im bliżej wyjścia tym większa panika, jeszcze z rowera zaczęło przy jego wyprowadzaniu i pakowaniu błoto odpadać i musiałem 3x pozamiatać przedpokój i raz korytarz, bo mu trochę spadło. Nawet sprzątacz na klatce się pytał gdzie takie tereny są w wawce, że tyle błota na kole. Odpowiedziałem, że między Wa-wą Zach, a Odolanami na terenach kolejowych. rower jak zwykle ciężki, ale udało się przejechać przejazdem pod Al. Jerozolimskimi na Pałac Kultury, a z pod niego na dw. W-wa Śródm. Na szczęście byłem jakieś 15 min przed planowym odejściem to też po schodach mogłem wolno sprowadzić rower na peron, co by się nie wypierdolił z ładunkiem. Przed KM do Skiernieiwic jechał SKM, więc w składzie było pusto. Była to nowa jednostka, to też skorzystałem z gniazdka pod fotelem i podłączyłem radiostację kolejową co by słyszeć co dzieje. Ludzi o tej porze mało, jednostka w porównaniu do tych z kolei śmiesznych z wyłączonym oświetleniem w całym składzie. W Skierniewicach (jak dobrze pamietam) jakieś 15 min na przesiadkę, ale z głośników usłyszałem komunikat, ze poc. z Łodzi Kaliskiej ma 94 min. opóźnienia. NIe widząc podstawianej jednostki do Łodzi Kaliskiej skojarzyłem, że może to ta sama w obiegu. Na radiu nic nie słyszałem. ale po iluś tam minutach Pani powiedziała z głośników, że nasz skład ma opóżnienie ok. 30 min. Wypadająć z obiegu z przesiadką w Żakowicach byłbym w wiosce 2 h. później, bowiem poc. na tych odcinkach nie jeżdżą tak często, a właśnie z Koluszek do Cz-wy następny praktycznie za 2h.
Wjechała jednostka EN57 na peron i ustawiłem się z rowerem do wejścia, był to przód jestki, po zmianie kabiny tył, to też był jeszcze kierownik poc. Mając ubraną kurtkę kolejową zagadałem o przesiadce w Żakowicach, ale też powiedziałem, że podejdę na przód jak ruszy skład i wypisze sobie papiery. Po jakiś 4 przystankach udałem się do przodu składu w kurtce kolejowej oczywiście, w drodze spotkałem konduktorkę rewizyjną, dałem jej bilet i powiedziałem, że ide do kieronika uzgodnić przesiadkę. W przedziale służbowym pokazałem kartkę w wypisanymi poc. oraz ich numerami (kolejarze operują numerami poc.) i zreferowałem sprawę. Przy mnie zadzwonił do dyspozytora odcinkowego mówić do mnie:
- daj mi tą kartkę z nr poc. z Łodzi.
Podałem mu kartkę i przekazał dyspozytorowi, że ma kolejarza z rowerem na przesiadkę na 14319 i aby go przytrzymali w Żakowicach. Byłem jedyną przesiadającą się osobą. Wracałem prawie uśmiechnięty, bo znowu kurtka kolejowa uratowała mnie, dokładnie 2h mojego czasu.
W Żakowicach perony usytuowane są na przeciw siebie, a w środku jest droga dwupasmowa chroniona przez 4 rogatki opuszczane przez dróżniczkę. Poc. zatrzymują się przed drogą praktycznie na przeciw siebie, bo są przystanki zorganizowane za drogą, czyli jak stoją dwa poc. to tyłami do siebie. Tu stały przodami. Rogatki były opuszczone, a przejeżdżając wzdłuż jednostki, którą przyjechałem będąc na wysokości przodu kierownik krzyknął:
- podnieś sobie rogatki i przejedź. Przepuściłem jednostkę, którą przyjechałem, bo akurat ruszała i stanąłem przy rogatce lewej. Po przejechaniu poc. podniosłem ją, nie mogłem pochylić rowera, bo by mi bagaż spadł i wjechałem na przejazd kolejowo drogowy. Hamując przy drugiej rogatce dróżniczka wyszła z budy i krzyczy:
- co Pan robi, poc. jedzie!
- nie jedzie, bo czeka na mnie.
Równie zdziwienie byli kierowcy, bo pasażer na rowerze przyjechał z lewej strony poc. i przejeżdża do poc., który jedzie w tą samą stronę, z której przyjechał. Wciągając się na podjeździe na peron przy którym stął już opóźniony z powodu czekania poc. Łódź Kaliska - Cz-wa, widziałem w kabinie trzy osoby patrzące, co to za kolejarz jedzie na rowerze do nich, pewnie zastanawiali się czy go znają. Patrzał mechanik, kierowniczka poc. i konduktorka rewizyjna. Był plan, aby wejść z rowerem do nich do przedziału służbowego, ale jak widziałem ten wytrzeszcz oczu na przednich szybach to stwierdziłem jadę do tyłu. Machnąłem tylko ręką na przywitanie i jechałem dalej wzdłuż jednostki na tył. A w tyle też pełno, bowiem wracali z Łodzi ze szkolenia kolejarze PR. Było ich 7-u, no i dołączyłem do nich, niby kolejny kolejarz. jak wprowadziłem rower to jeden nie wytrzymał i spytał się:
- gdzieś Ty jeździł, że taki ubłocony.
- z Zachodniej na Odolany.
Po tej odpowiedzi nie krępowali się rozmawiać trochę o sprawach zawodowych, trochę o prywatnych. Wdałem się w krótką dyskusję nt. semafora kształtowego przejeżdżanego w Opocznie na Sr1 przez maszynistów. Konduktorki, czy kierowniczki poc. nie wiedziały bowiem na jakiej podstawie jest on przejeżdżany. Po tej krótkiej dyskusji, w której powiedziałem chyba 3 zdania, wzięto mnie już na pewno za kolejarza i spr. kolejowe były już omawiane bez skrępowania. Patrząc na nich zastanawiałem się ile to czasu spędzają na dojazdy do pracy. Prawie wszyscy mieszkali w okolicach Gorzkowic więc do Łodzi jest 1,40 min jazdy to dużo, jeszcze biorąc po uwagę rzadkie połączenia trochę im współczułem. Jedna konduktorka mówiła o grafiku i że w sob. ma do północy w Cz-wie, pierwszym poc. z Cz-wy była by w domu w nd. o 08:00, a o 10:00 musiała by wyjść aby dojechać na kolejną służbę, to już z poc. dzwoniła o wolne w nd. na żądanie. To są dopiero dojazdy. Ale przy okazji przypomniało mi się, jak byłem w objeździe kolejowym 28 czerwca na ŚDM to z Żywca jechał kolejarz do pracy, do Ka-c Ligoty. To dopiero jest dojazd. W sumie może dobrze, że nie pracuje na kolei, też by mnie wydupczyli na odległą nastawnię, na której musiałbym spać, bo nie opłacało by mi się wracać do domu na noc, lub po nocy na dzień. Tak kolej w symulatorze w domu w krześle obrotowym, bez dojazdu.
W Cz-wie przesiadka też krótka, poc. KŚ był już podstawiony. Wracała nim młodzież ze szkół, niektóre bardzo ładne sztuki, było na czym oko zawiesić. W Dąbr. Górn. Ząbkowicach przepuszczaliśmy pośpiecha. Pośp. opóźniony 5 min i my tyle odjechaliśmy. W Będzinie uszkodzenie blokady liniowej na na radiu słyszałem głos dyżurnej, że czakamy na decyzje. Mieliśmy jechać po lewym, ale w końcu puścili na rozkaz pisemny S z unieważnieniem wskazań blokady między stacją Będzin, a Sosnowiec Główny. Opóźnienie wzrosło nam do 12 min. Przed Katowicami kolejny postój, bo skoro nie planowo jedziemy, to przepuszcamy te planowe, to tez w wiosce wysiadłem z 16 min opóźnieniem.
W zasadzie jednostka od Cz-wy do Poraja trochę pełna, a później to już luz, aż do Katowic.
Dobra, jeden zaległy wpis zrobiony, trza się zbierać do dom, bo poc. za 1,5h to nie chcę znowu robic paniki przy wyjeździe. Narka.
niedziela, 30 października 2016
sobota, 29 października 2016
Sobota #1096
Jechałem do 824 i znowu w poc. oświetlenie jakby była noc. Nie wiem jak to jest, że w warszawce wygaszają światła w poc., a tu koleje śmieszne nie. Może mają prąd za darmo, a może to te absurdalne "bezpieczeństwo", po szyldem którego można dziś zrobić prawie wszystko. Kiedy w wawce tramwaje zapierdalają po ulicach, u nas, jak ostatnio powiedział mi 825, wpłynął kolejny wniosek o spowolnienie jazdy tym razem kolejnej linii 15. Najlepiej to chyba ułożyć im RJ na 10km/h i niech tak jeżdżą cały czas. Już linia 17 na części trasy jeździ prawie z takimi prędkościami, a później się dziwią, że jak nie ma ludzi w wozach to m-ta chcą linie likwidować i dopiero wtedy robi się zamęt choć to już musztarda po obiedzie. Ale co tam, państwówka zawsze sobie jakoś poradzi, a jak będzie w kryzysowej sytuacji to podniesie podatki lub inne opłaty, bo przecież jak wypieprzają kasę to jest ok., a jak im już brakuje i podnoszą jakieś tam opłaty to też jest ok., bo przecież nikt jakoś szczególnie nie stęka.
Ostatni dni przeleciały tak szybko. Zaczął się trochę młyn przed wszystkimi świętymi. Pomagałem 979 przy grobie od babci obmurować kostkę, którą tam położył z bratem, ale jak dla mnie za wysoko, ale już taką obmurowaliśmy. Mam nadzieję, że mu długo wytrzyma. Zaprawę zrobiliśmy dość mocną.
Po za tym byłem też na grobach, wziąłem z nich szklane znicze do umycia, bo znając rodzinę wyciepli by je i wstawili nowe, tak tylko kupię wkłady i będą dalej służyły wszak są produkowane, aby właśnie do nich wkładano wkłady do palenia, a społeczeństwo ciągle kupuje nowe i nowe, i nowe...
Przedwczoraj, wreszcie, wyciągnąłem z paczki new/używany monitor 19 cali, za jedyne 19 zyla kupiony na alledrogo. Przedwczoraj korzystałem przy tworzeniu zmienionej stacji Dąb, o nazwie przyszłej Dąbie, w edytorze scenerii. Układałem podjazd na most, zajęło mi to jakieś 2h bez efektu, a rano wczoraj jeszcze godzinę przy tym siedziałem, ale udało się wejść torem prosto i idealnie na most, aż byłem z siebie zadowolony. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z grafiką komputerową, a to sukces. Jak udało mi się wprowadzić za chyba 20 próbą tor idealnie na most, to od razu stan zapisany wysłałem do archiwizacji na pocztę, co by tyle pracy nie poszło na marne. Z tego co widzę na niewielu sceneriach jest wiadukt kolejowy nad linią kolejową, bo jednak trudno jest idealnie wprowadzi.
Pobyt 371 na stacji przebiega w miarę spokojnie. Jego ustalony tryb dnia nie koliduje z naszymi. Po pracy zeżre, po czym zasypia na grupie A w przedziwnych pozycjach, już zaczynają o tym krążyć opowiastki. Właściwie gdzie siedzie tam zaśnie, raz udało mu się zasnąć z głową opartą o kant stołu. Jak to zrobił, że ucisk na mała powierzchnię głowy go nie obudził - nie wiadomo.
U 824 w zasadzie bez zmian. Nie rozmawiam w ogóle o przenoszeniu się do domu starców jako "okazji" i zaczynam się do tego trochę przyzwyczajać. Może jak mu ktoś będzie organizował życie to będzie dla niego lepsze jak własna organizacja, która obecnie sprowadza się do powielania w określonych dniach tygodnia/m-ca tych samych czynności. Np. kupowania żarcia, ktrego i tak nie żre, ale np. w środę od lat kupuje biały ser, to mimo iż połowę czy 3/4 czasem wywala to i tak kupuje, bo w środę należy kupić. Taki jest rytuał. Dziś obejrzałem ten ser i nie nadawał się do spożycia, a on
- zostaw, zjem go. Lubię taki jeść.
Tłumaczenie, iż to nie jest ser pleśniowy nie daje rezultatu, dobrze, że genetyka pozwala mu na taki wybryki bez widocznych konsekwencji.
Po za tym, jak się stworzy u siebie zbyt dobre warunki do spania to w innych msc. jest trudno się wyspać. Na stacji są stare zasłany, grube, a przeto jest nawet przysłonecznej pogodzie ciemno na grupie A, to można w prawie ciemności spać. W sezonie grzewczym, a wiec już ruszyło, nawilżane jest powietrze, przez stałe wyłożenie na kaloryferze pojemników po litrowych lodach (6szt.) zalanych częściowo wodą, nadto na podłogę kafelkową w korytarzu przed spaniem jest rozlewana cienka warstwa wody. To wszystko powoduje utrzymanie wilgotnego powietrza przez jakiś czas nocy. Wczoraj u 824, było już ok. północy, nie chciało mi się nawilżyć powietrza i ciężko mi się zasypiało oddychając suchym powietrzem. Dziś już zmobilizuję się i tradycyjnie nawilżę tu zasłony i podłogę. Przez te cienkie zasłony rano też nie da się spać, bo robi się jasno i kapa, mało tego jak to w bloku, ktoś o 07:00 zaczął stukać młotem, komuś włączał się budzik na 5 min, następnie po ok. 10 min ponownie i tak trzy razy. W nocy jak zasypiałem to słyszałem z którejś strony czyjeś chrapanie. Jednak budynek stacyjny jest w miarę cichy, tym bardziej z pustym mieszkaniem obok. To się wydają takie drobiazgi, ale przeważnie wracam od 824 niedospany, bo właśnie te drobiazgi powodują niemożność wyspania się przynajmniej rano.
Tyle teraz. Wiem, czeka mnie opisanie zaległości w tym ogólnie o pobycie w wawce, a także kiedyś tam zacząłem parę tematów i nie skończyłem, ale jak to u mnie bywa, czynnik czasowy jest nieprzewidywalny.
Ostatni dni przeleciały tak szybko. Zaczął się trochę młyn przed wszystkimi świętymi. Pomagałem 979 przy grobie od babci obmurować kostkę, którą tam położył z bratem, ale jak dla mnie za wysoko, ale już taką obmurowaliśmy. Mam nadzieję, że mu długo wytrzyma. Zaprawę zrobiliśmy dość mocną.
Po za tym byłem też na grobach, wziąłem z nich szklane znicze do umycia, bo znając rodzinę wyciepli by je i wstawili nowe, tak tylko kupię wkłady i będą dalej służyły wszak są produkowane, aby właśnie do nich wkładano wkłady do palenia, a społeczeństwo ciągle kupuje nowe i nowe, i nowe...
Przedwczoraj, wreszcie, wyciągnąłem z paczki new/używany monitor 19 cali, za jedyne 19 zyla kupiony na alledrogo. Przedwczoraj korzystałem przy tworzeniu zmienionej stacji Dąb, o nazwie przyszłej Dąbie, w edytorze scenerii. Układałem podjazd na most, zajęło mi to jakieś 2h bez efektu, a rano wczoraj jeszcze godzinę przy tym siedziałem, ale udało się wejść torem prosto i idealnie na most, aż byłem z siebie zadowolony. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z grafiką komputerową, a to sukces. Jak udało mi się wprowadzić za chyba 20 próbą tor idealnie na most, to od razu stan zapisany wysłałem do archiwizacji na pocztę, co by tyle pracy nie poszło na marne. Z tego co widzę na niewielu sceneriach jest wiadukt kolejowy nad linią kolejową, bo jednak trudno jest idealnie wprowadzi.
Pobyt 371 na stacji przebiega w miarę spokojnie. Jego ustalony tryb dnia nie koliduje z naszymi. Po pracy zeżre, po czym zasypia na grupie A w przedziwnych pozycjach, już zaczynają o tym krążyć opowiastki. Właściwie gdzie siedzie tam zaśnie, raz udało mu się zasnąć z głową opartą o kant stołu. Jak to zrobił, że ucisk na mała powierzchnię głowy go nie obudził - nie wiadomo.
U 824 w zasadzie bez zmian. Nie rozmawiam w ogóle o przenoszeniu się do domu starców jako "okazji" i zaczynam się do tego trochę przyzwyczajać. Może jak mu ktoś będzie organizował życie to będzie dla niego lepsze jak własna organizacja, która obecnie sprowadza się do powielania w określonych dniach tygodnia/m-ca tych samych czynności. Np. kupowania żarcia, ktrego i tak nie żre, ale np. w środę od lat kupuje biały ser, to mimo iż połowę czy 3/4 czasem wywala to i tak kupuje, bo w środę należy kupić. Taki jest rytuał. Dziś obejrzałem ten ser i nie nadawał się do spożycia, a on
- zostaw, zjem go. Lubię taki jeść.
Tłumaczenie, iż to nie jest ser pleśniowy nie daje rezultatu, dobrze, że genetyka pozwala mu na taki wybryki bez widocznych konsekwencji.
Po za tym, jak się stworzy u siebie zbyt dobre warunki do spania to w innych msc. jest trudno się wyspać. Na stacji są stare zasłany, grube, a przeto jest nawet przysłonecznej pogodzie ciemno na grupie A, to można w prawie ciemności spać. W sezonie grzewczym, a wiec już ruszyło, nawilżane jest powietrze, przez stałe wyłożenie na kaloryferze pojemników po litrowych lodach (6szt.) zalanych częściowo wodą, nadto na podłogę kafelkową w korytarzu przed spaniem jest rozlewana cienka warstwa wody. To wszystko powoduje utrzymanie wilgotnego powietrza przez jakiś czas nocy. Wczoraj u 824, było już ok. północy, nie chciało mi się nawilżyć powietrza i ciężko mi się zasypiało oddychając suchym powietrzem. Dziś już zmobilizuję się i tradycyjnie nawilżę tu zasłony i podłogę. Przez te cienkie zasłony rano też nie da się spać, bo robi się jasno i kapa, mało tego jak to w bloku, ktoś o 07:00 zaczął stukać młotem, komuś włączał się budzik na 5 min, następnie po ok. 10 min ponownie i tak trzy razy. W nocy jak zasypiałem to słyszałem z którejś strony czyjeś chrapanie. Jednak budynek stacyjny jest w miarę cichy, tym bardziej z pustym mieszkaniem obok. To się wydają takie drobiazgi, ale przeważnie wracam od 824 niedospany, bo właśnie te drobiazgi powodują niemożność wyspania się przynajmniej rano.
Tyle teraz. Wiem, czeka mnie opisanie zaległości w tym ogólnie o pobycie w wawce, a także kiedyś tam zacząłem parę tematów i nie skończyłem, ale jak to u mnie bywa, czynnik czasowy jest nieprzewidywalny.
środa, 26 października 2016
Środa #1095
Nie no jakaś masakra, w tym tyg. miał przyjechać stary znajomy branżowiec na odwiedziny, ale gdzież tam, aby się w grafiku zmieścił. Podobnie odezwała się 19-ka z katos, że chce przyjechać, aby ją przelecieć, a tu lipa, dopiero moge zaproponować przyszły tydz. Dziś nie wiem czy się wyrobię, wypadało by na cmentarzu pojawić, choć byłem tam jakiś m-c temu, więc dramatu nie ma. Jeszcze do brico-ciulstwo muszę po łącznik rury spustowej do sracza, bo na grupie C urzęduje 371, a do najbliższego ma dość daleko i musi przechodzić k/grupy A gdzie w nocy stacjonuję wraz z 979. Mało tego po 15:00 jakoś ma przyjść syn od 820, taka sztuka, że rozpierdol, zresztą starego bym i dziś przeleciał. To się nazywa mieć szczęście do genów. 1/4 sukcesu już jest.
Nic nie napisałem o wizycie u małych skurwieli. Kiedyś już pisałem o doniosłości elektroniki w ich życiu. Otóż, 2-gi, jak przyjeżdża mama, dostaje do użytku na czas wizyty tableta, przeto 3-ci standardowo dostawał tel. aby tez pograć w coś tam. Tym razem mama nie wzięła telefonu z auta w związku z tym 3-ci się przywitał, postękał 2-3 min o czymś tam i stwierdził, że idzie na plac. 1-szy też poszedł na plac grać w piłkę, ale on jakby później na przewóz, to z nim kontakt dłuższy to też jego wyjście zaraz po przywitaniu jakby nie raziło. 3-ci jeszcze ujadał, że jakiejś wychowawczyni "zajebie w ryj" bowiem odebrała mu (nie pamiętam co) i zamknęła się w świetlicy a drzwi do tej świetlicy "wykurwi" po czym zrobi to co napisałem wcześniej. W styczniu kończy 13 lat, to pewnie pingwiny szykują już list pożegnalny.
Wczoraj 45 min u dentysty z rozdziawionym pyskiem, bowiem kanałówka górnej 6-ki. Jaka przyjemność zamknąć po 45 min paszczę. Tyle dobrze, że znajomy jest b. dobrym dentystą i polecam go innym, przeto sam robię sobie pod górę, bo terminy teraz to już 3 tyg. 150zł za drugi etap, ten najtrudniejszy i najbardziej czasochłonny. Pierwsza wizyta 50zł, czyli rozwiercenie, założenie trucizny, zaklejenie i oczekiwanie jak ząb się umartwi. Teraz ostatnia wizyta 29-11-2016.
Jeszcze w pt. chcę jechać do 824, nie byłem u niego już jakieś 4 tyg. to wypada się pojawić. W nd. jedzie w rodzinne strony na groby, to taka atrakcja co jakiś czas dla niego, powód do okresowych wyjazdów z domu. No niech jeździ, skoro sam nie potrafi sobie zorganizować innych wyjazdów. Jeszcze muszę poszukać kluczy do jego new drzwi, bo jak zwykle je gdzieś wpierdoliłem i nie wiem gdzie. Ot cały ja. Stacja jest czasem za duża, szczególnie do bieżącej obsługi.
Właśnie, dziś sam z siebie odezwał się 979, że mi pomorze uszczelnić na zimę drzwi do piwnicy. No byłem w szoku. On chce coś sam z siebie zrobić na stacji... niesamowite. Po za tym zauważyłem ostatnio, że jak go dotykam, trochę głaszczę to przestaje mieć odruchy typu
- cof sie, bo ci zaraz wyjebie.
Jakoś tak się rozochociłem i znacznie więcej go dotykam, oczywiści nie przy innych i nie ma negatywnych reakcji. Nie wiem co się stało, nawet nie będę wnikał, bo powróci do poprzedniego, to wolę ten.
Tyle, bo znowu zajęcia czekają, tym bardziej, że dziś obudziłem się o 10:30 to część dnia przeleciała. Narka.
Tyle, bo znowu zajęcia czekają, tym bardziej, że dziś obudziłem się o 10:30 to część dnia przeleciała. Narka.
wtorek, 25 października 2016
Wtorek #1094
172 pojechał do Anglii, ktoś go tam wyciągnął. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że przypadkowo dowiedziałem się, że również został "wyciągnięty" do Anglii, niedawno, inny mięśniak, kiedyś skurwiel, ale z powodu picia trochę mu z tego skurwielowstwa zeszło, z którym kiedyś tam jakieś zapasy chyba z dwa lub trzy razy robiłem. Zastanawia mnie po co takich ludzi ściągają z wioski tam? Przecież jeżeli oni tu są prawie bezdomnymi, a przynajmniej prowadzą prawie takie życie, to tam nagle z nich nie zrobią wzorowych pracowników, chętnych do pracy, którzy nagle pozbędą się swoich nałogów, przyzwyczajeń. I jeszcze jedna kwestia. Kto stąd będzie się upominał, czy interesował co tam robią? Mogą być jedynie niewolnikami, którzy nie będą mieli jak stamtąd uciec, bo nawet języka PL nie znają dobrze, a co dopiero angielski w jakimkolwiek stopniu. Zarówno w pierwszym przypadku, jak i drugim prawie nikt nie będzie ich szukał. Przecież stary nie będzie szukał 172, bo nie potrafi i nie ma odpowiednich środków. Kolegę (m), bo ksywę ma na tą literę, podobnie. On tu prawie nikogo nie ma stąd podobna sytuacja, nikt nie będzie o niego zabiegał. Wiem, że tu czarne wizje roztaczam, ale jak usłyszałem, że już jednego wyciągnęli z wioski to się trochę zastanowiłem nad sensem brania i zawożenia ich tam za darmo.
Będe na tyle na ilę mogę interesował się, co się tam dzieje ze 172. Za to wczoraj w obiegu z cysternami zobaczyłem 181 na miejscu. 826 nic nie mówił na temat jego powrotu, dziś jak przyjdzie to go podpytam co tam u 181 nic mu nie mówić, że go widziałem.
A w ogóle to w miałem sen. Po wyjeździe 172 to co raz częściej myślę o nim. W śnie on leżał na plecach, a ja po jego lewej stronie głaskając go po nich. Po jego prawej stronie leżał inny z wioski także z ksywą m i chciał go pogłaskać. Skąd on został odgrzebany przez mózg to jest zadziwiające, bowiem ostatni jakiś sensowny kontakt z nim miałem z ok. 7 lat temu. Aby 172 nie kapnął się, że głaszcze go inny mięśniak, to wziąłem rękę "m" i nią przesuwałem po plecach 172, aby ruchy były podobne. Niestety ale (mózg też do zapomiętał) skóra od "m" była bardzo gładka, przeto po chwili 172 się kapnął, że to nie ja, chwycił i odrzucił rękę "m" i powiedział, że mogę go głaskać dalej. No i tyle, reszty nie pamiętam z tego snu, taka jakby wstawka.
Pisałem kiedyś o mięśniaku, który walczy w klatkach, ma 21 lat. Pojechał w ten weekend do gebelsów walczyć w klatce. Również z nim, trasę przebył najlepszy jego obecnie kolega 826, który tak przykleja się tam gdzie może coś wyciągnąć (np. śniadania u napierdalającego się kolegi, czasem ode mnie z obiegu z cysternami też coś wyciągnie). 826 w ostatniej pracy był 2 dni i 4h, po czym został zwolniony. Kolega od 826 wygrał walkę w klatce, ale pojechał tam walczyć za (uwaga) 350 euro. No nie wiem czy za 1000zł decydowałbym się jechać uszkadzać, czasami trwale na resztę zycia. Ale co tam dla mięśniaków skurwieli. Się uszkodzi, to będzie uszkodzony i chuj. To tak jak w filmiku animowanym "Mucha" lub "Film że mucha nie siada" Michała Poniedzielskiego (bo pod dwoma tytułami jakby jest), która latała, robiła sztuczki i miała poklask od innych much, a jak przeleciała nad piecykiem i spaliła skrzydełka, to powiedziała:
- to se qrwa polatałam,
a reszta much po chwili zajęła się innymi sprawami.
Znowu taka niedokończona notka, ale dentysta czeka do cyca, a wczoraj pojechałem do niego, a on na mój widok zrobił kwadratowe oczy i po chwili mówi:
- ale my nie na dziś
- jak to nie na dziś do cyca
- no nie, zaraz sprawdzę.... na jutro.
Jakieś 1,5 h w ciągu dnia z głowy. Jeszcze jakbym coś w drodze załatwił to ok, ale nic do cyca, próżny przebieg. Dziś ponowny wyjazd, nadto pada trochę deszcz, a wczoraj było tak fajnie.
Będe na tyle na ilę mogę interesował się, co się tam dzieje ze 172. Za to wczoraj w obiegu z cysternami zobaczyłem 181 na miejscu. 826 nic nie mówił na temat jego powrotu, dziś jak przyjdzie to go podpytam co tam u 181 nic mu nie mówić, że go widziałem.
A w ogóle to w miałem sen. Po wyjeździe 172 to co raz częściej myślę o nim. W śnie on leżał na plecach, a ja po jego lewej stronie głaskając go po nich. Po jego prawej stronie leżał inny z wioski także z ksywą m i chciał go pogłaskać. Skąd on został odgrzebany przez mózg to jest zadziwiające, bowiem ostatni jakiś sensowny kontakt z nim miałem z ok. 7 lat temu. Aby 172 nie kapnął się, że głaszcze go inny mięśniak, to wziąłem rękę "m" i nią przesuwałem po plecach 172, aby ruchy były podobne. Niestety ale (mózg też do zapomiętał) skóra od "m" była bardzo gładka, przeto po chwili 172 się kapnął, że to nie ja, chwycił i odrzucił rękę "m" i powiedział, że mogę go głaskać dalej. No i tyle, reszty nie pamiętam z tego snu, taka jakby wstawka.
Pisałem kiedyś o mięśniaku, który walczy w klatkach, ma 21 lat. Pojechał w ten weekend do gebelsów walczyć w klatce. Również z nim, trasę przebył najlepszy jego obecnie kolega 826, który tak przykleja się tam gdzie może coś wyciągnąć (np. śniadania u napierdalającego się kolegi, czasem ode mnie z obiegu z cysternami też coś wyciągnie). 826 w ostatniej pracy był 2 dni i 4h, po czym został zwolniony. Kolega od 826 wygrał walkę w klatce, ale pojechał tam walczyć za (uwaga) 350 euro. No nie wiem czy za 1000zł decydowałbym się jechać uszkadzać, czasami trwale na resztę zycia. Ale co tam dla mięśniaków skurwieli. Się uszkodzi, to będzie uszkodzony i chuj. To tak jak w filmiku animowanym "Mucha" lub "Film że mucha nie siada" Michała Poniedzielskiego (bo pod dwoma tytułami jakby jest), która latała, robiła sztuczki i miała poklask od innych much, a jak przeleciała nad piecykiem i spaliła skrzydełka, to powiedziała:
- to se qrwa polatałam,
a reszta much po chwili zajęła się innymi sprawami.
Znowu taka niedokończona notka, ale dentysta czeka do cyca, a wczoraj pojechałem do niego, a on na mój widok zrobił kwadratowe oczy i po chwili mówi:
- ale my nie na dziś
- jak to nie na dziś do cyca
- no nie, zaraz sprawdzę.... na jutro.
Jakieś 1,5 h w ciągu dnia z głowy. Jeszcze jakbym coś w drodze załatwił to ok, ale nic do cyca, próżny przebieg. Dziś ponowny wyjazd, nadto pada trochę deszcz, a wczoraj było tak fajnie.
niedziela, 23 października 2016
Niedziela #1093
Teraz jak na grupie C jest 371 to już prawie w ogóle nie ma czasu, na pisanie. Inna sprawa, że w symku zająłem się przebudową własnej stacji, a przynajmniej tej, na której często siedzę i jeszcze trochę to potrwa, a zajmuje prawie tak samo jak rozgrywka z innymi na żywca.
Ze spraw dość ważnych - 172 pojechał do Anglii. No szkoda i to wielka, bo nie zrobiłem z nim flachy, a miała przy okazji być sesja fotograficzna, tak przepadło, oprócz 3 zdjęć jakie zrobiłem w tym tyg. Fatalnie, bo jakoś wykruszyli się ludzie, z którymi się dla tego czegoś spotykałem. Nie wiadomo kiedy wróci i czy w ogóle wróci, bo może tam już zostanie. O ile komuś można odradzać wyjazd tam, bo np. nie ma wiedzy, doświadczenia w jakiś pracach itp., nadto nie ma tu fatalnej sytuacji, to akurat w przypadku 172 argument, że nie jedź tam, bo sobie pogorszysz jest nietrafny, bo trudno, aby u niego było jeszcze gorzej. Jak się już jest prawie na dnie i nie bardzo chce się z tego wyjść to co więcej mówić. Dlatego taki wyjazd jest dla niego rozrywką i kolejnym wydarzeniem w życiu.
Będę to przeżywał przez kolejne dni, a w tygodniach to będę pamiętał o nim, zresztą zdjęcia przypomną o jego wyglądzie, nadto o tym co robiliśmy. Już teraz rano jak się budzę, to myślę w kategoriach czego nie zrobiłem z nim, co mogłem zrobić i co utraciłem. Oczywiście na przestrzeni lat, sporo zrobiliśmy, bo jednak wykorzystałem go dość intensywnie czasami, ale warto było. Wspomnienia tego co się robiło, do tego te ileś tam zdjęć spowoduje pamietanie. Zresztą do dziś jak oglądam z jakiś tam zapasów zdjęcia z 899 to organ się pobudza intensywnie. Szkoda, że na robienie zdjęć tak późno wpadłem np. w przypadku 977. Tam to były możliwości i tyle stracone. Ach, człowiek czasem chce być porządny, myśli - nie, zrobi się później itp. a to później już czasem nie następuje.
Dziś wyjazd do małych skurwieli, jak najstarszy skończy 15 lat, to już przestanę pisać małych. Nie byłem u nich 3 tyg.
371 znosi na stację jabłka, bo rosną na drzewach, to je zrywa. Pytam sie go, kto to będzie przerabiał do cyca ? Bo chyba nie myśli, że będę się przez następne dni zajmował przerabianiem kilogramów jabłek. Ach co Ci ludzie sobie myślą.
Zaś nie ma czsu kończyć, trudno. Lecę narka.
Ze spraw dość ważnych - 172 pojechał do Anglii. No szkoda i to wielka, bo nie zrobiłem z nim flachy, a miała przy okazji być sesja fotograficzna, tak przepadło, oprócz 3 zdjęć jakie zrobiłem w tym tyg. Fatalnie, bo jakoś wykruszyli się ludzie, z którymi się dla tego czegoś spotykałem. Nie wiadomo kiedy wróci i czy w ogóle wróci, bo może tam już zostanie. O ile komuś można odradzać wyjazd tam, bo np. nie ma wiedzy, doświadczenia w jakiś pracach itp., nadto nie ma tu fatalnej sytuacji, to akurat w przypadku 172 argument, że nie jedź tam, bo sobie pogorszysz jest nietrafny, bo trudno, aby u niego było jeszcze gorzej. Jak się już jest prawie na dnie i nie bardzo chce się z tego wyjść to co więcej mówić. Dlatego taki wyjazd jest dla niego rozrywką i kolejnym wydarzeniem w życiu.
Będę to przeżywał przez kolejne dni, a w tygodniach to będę pamiętał o nim, zresztą zdjęcia przypomną o jego wyglądzie, nadto o tym co robiliśmy. Już teraz rano jak się budzę, to myślę w kategoriach czego nie zrobiłem z nim, co mogłem zrobić i co utraciłem. Oczywiście na przestrzeni lat, sporo zrobiliśmy, bo jednak wykorzystałem go dość intensywnie czasami, ale warto było. Wspomnienia tego co się robiło, do tego te ileś tam zdjęć spowoduje pamietanie. Zresztą do dziś jak oglądam z jakiś tam zapasów zdjęcia z 899 to organ się pobudza intensywnie. Szkoda, że na robienie zdjęć tak późno wpadłem np. w przypadku 977. Tam to były możliwości i tyle stracone. Ach, człowiek czasem chce być porządny, myśli - nie, zrobi się później itp. a to później już czasem nie następuje.
Dziś wyjazd do małych skurwieli, jak najstarszy skończy 15 lat, to już przestanę pisać małych. Nie byłem u nich 3 tyg.
371 znosi na stację jabłka, bo rosną na drzewach, to je zrywa. Pytam sie go, kto to będzie przerabiał do cyca ? Bo chyba nie myśli, że będę się przez następne dni zajmował przerabianiem kilogramów jabłek. Ach co Ci ludzie sobie myślą.
Zaś nie ma czsu kończyć, trudno. Lecę narka.
czwartek, 20 października 2016
Czwartek #1092
Jak mnie się wczoraj nic nie chciało, to jest niesamowite. Obudził mnie ok. 09:50 172 i chyba brakło jakiś 15, 20min spania, i cały dzień z dupy. Co zaczynałem robić, to zaraz mi się nie chciało i tak ze wszystkim. Trochę porobiłem i czułem się zmęczony. Jakiś dramat. Obieg z cysternami - jechałem jak na ścięcie, część trasy z rozpędu, ale jak trzeba było włączyć silniki trakcyjne to nie umiały uciągnąć. Z powrotem, ponieważ przedwczoraj obiegu nie było, przekroczona dopuszczalna masa całkowita i przez to brak wymaganej masy hamującej, to wlokłem się do stacji macierzystej. Po obiegu, jakoś dostałem trochę energii, ale nie za wiele i chętnie dałem znać 826 i 834, że pora się zbierać, to też odeszli ok. 22:20, szybkie procedury wyłączeniowe i 22:50 już wyglebiłem, 979 też już leżał. Jakaś wczesna pora na zaśnięcie to nie mogłem szybko zasnąć, ale udało się.
Miałem zrobić msc. w szafkach na grupie C 371, ale zabrałem się za to i po chwili przestało mi się chcieć, ale za to odkryłem prace plastyczne z klas III i IV podstawówki. Że też jeszcze coś takiego trzymam. Przekopałem jedną szafkę, zniechęciłem się i poszedłem na grupę A. Trochę właczyłem popo symka, bo przy takim niechciejstwie to jeszcze mi się chciało.
Flacha, która miała być dziś ze 172 została przełożona na jutro, bowiem on dziś jeszcze jakaś akcja złom, to dopiero był wolny o 11:30, a to godz. trochę za późna na łykanie, wszak popo mam funkjconować i nadto zrobić obieg z cysternami. Może i dobrze, bo dziś na szybko zrobiliśmy, jak zwykle u mnie falstart, bo ostatnio to wygląda, że aż strach. Jutro sesja zdjęciowa, bo tak dobrze to nieczęsto wygląda.
Wczoraj napisałem, że umieszczę zdjęcia to i prymitywnie je obrobiłem i 172 poniżej.
Zdjęcie powyżej, jak ma przywiązane ręce. I się tak zastanawiam, czy w wawce bym takiego skurwiela, którego można by było związać i tyle zrobić co ze 172, znalazł? I właśnie dlatego na ostatni weekend nie byłem w żadnym lokalu, licząc na spotkanie ze 172 na miejscu.
Jak zwykle teraz tyle, bo muszę jednak grupę C trochę opróżnić dla 371, co nie będzie stękał, no i zabrać się za jakieś inne rzeczy na stacji, bo czas leci, a zima nadchodzi.
Nie wiem jak z wpisem jutro, bowiem ta flacha z tym co powyżej i do tego sesja zdjęciowa, mam nadzieję, że zrobię znowu jakieś podniecające zdjęcia, bo nigdy nie wiadomo, kiedy i co się przydarzy 172. Narka.
Miałem zrobić msc. w szafkach na grupie C 371, ale zabrałem się za to i po chwili przestało mi się chcieć, ale za to odkryłem prace plastyczne z klas III i IV podstawówki. Że też jeszcze coś takiego trzymam. Przekopałem jedną szafkę, zniechęciłem się i poszedłem na grupę A. Trochę właczyłem popo symka, bo przy takim niechciejstwie to jeszcze mi się chciało.
Flacha, która miała być dziś ze 172 została przełożona na jutro, bowiem on dziś jeszcze jakaś akcja złom, to dopiero był wolny o 11:30, a to godz. trochę za późna na łykanie, wszak popo mam funkjconować i nadto zrobić obieg z cysternami. Może i dobrze, bo dziś na szybko zrobiliśmy, jak zwykle u mnie falstart, bo ostatnio to wygląda, że aż strach. Jutro sesja zdjęciowa, bo tak dobrze to nieczęsto wygląda.
Wczoraj napisałem, że umieszczę zdjęcia to i prymitywnie je obrobiłem i 172 poniżej.
EDYTOWANO
Jak zwykle teraz tyle, bo muszę jednak grupę C trochę opróżnić dla 371, co nie będzie stękał, no i zabrać się za jakieś inne rzeczy na stacji, bo czas leci, a zima nadchodzi.
Nie wiem jak z wpisem jutro, bowiem ta flacha z tym co powyżej i do tego sesja zdjęciowa, mam nadzieję, że zrobię znowu jakieś podniecające zdjęcia, bo nigdy nie wiadomo, kiedy i co się przydarzy 172. Narka.
środa, 19 października 2016
Środa #1091
Jak zwykle po przyjeździe na stację macierzystą okazało się, że czasu to tu prawie w ogóle nie ma. Wprowadzanie jeszcze 371 na grupę C powoduje jeszcze zmniejszenie ilości wolnego czasu. Nadto za chwilę jadę do stomy, bo mi plomba wypadła w wawce, na szczęście w nd. rano przed wyjazdem w pn., a nie np. w nd tydz. wcześniej po przyjeździe. To by dopiero było... już by mi pewnie pół ryja ukręciło. Dzięki znajomością na NFZ przez kolejka pacjentów dziś będę przyjęty, niejako po za kolejnością. Czasy jak dawniej, bez znajomości to mało co się załatwi.
Zdjęcia 172 chyba jutro, bo dziś to już znowu nie, a jutro to w ogóle termin w biurze pracy, a później ma być flacha ze 172. No jak będzie, to będzie się działo. Zresztą jak to się mówi smaki są. 1,5 tyg. nic nie łykałem, a przed sobotą z kolegą, kiedy tak się spiłem, też była przerwa, to jutro może mnie szybko położyć.
Ci ludzie się nigdy nie zmienią, zresztą chyba są już za starzy. Pytałem się 371 czy ma wszystko przygotowane do zabrania z obecnego msc. pobytu?
- tak.
No to założyłem, że spakowane, gotowe do zabrania. Przyjeżdżamy na msc., a tam owszem trzy torby spakowane, reszta ułożona, ale luzem! Kiedy na stacji macierzystej dużych toreb jest od zajebania, to jak pojechałem co chwilę robiliśmy jakiś kurs, bo większość luzem. No myślałem, że mnie trafi na msc. Co za nieogarniaki. W aucie to samo, większość luzem, to tam wyglądało, podobnie zabieranie z auta - no dramat. A wystarczyło powiedzieć, zabiera 3 lub 4 duże torby, to spakujemy to do nich i tyle.
979 rano już narzekał, że budzik u 371 na grupie C od pół godziny rano się odzywa i nic, sam go nie słyszałem, mnie nie zbudził na szczęście. Przypomniałem 979, że z nim było podobnie. Nastawiał budzik, który wszystkich dookoła budził oprócz niego. Trwało długo, za nim wytłumaczyłem mu (udało się), że nastawia się budzik na moment kiedy trzeba wstać, a nie na jakieś beznadziejne drzemki, skracające tylko czas spania. Trwało, trwało tłumaczenie, argumentacja, ale zadziałało. Teraz tą samą drogę trzeba będzie przechodzić z 371, a przecież jest starszy od 979 i o dobre parę lat.
Jak zwykle krótko, bo zaraz wyjazd do stomy, muszę założyć dłuższy czas jazdy bo pada, to na rowerze będzie wolniejsza jazda.
Tyle, do jutra, narka.
Zdjęcia 172 chyba jutro, bo dziś to już znowu nie, a jutro to w ogóle termin w biurze pracy, a później ma być flacha ze 172. No jak będzie, to będzie się działo. Zresztą jak to się mówi smaki są. 1,5 tyg. nic nie łykałem, a przed sobotą z kolegą, kiedy tak się spiłem, też była przerwa, to jutro może mnie szybko położyć.
Ci ludzie się nigdy nie zmienią, zresztą chyba są już za starzy. Pytałem się 371 czy ma wszystko przygotowane do zabrania z obecnego msc. pobytu?
- tak.
No to założyłem, że spakowane, gotowe do zabrania. Przyjeżdżamy na msc., a tam owszem trzy torby spakowane, reszta ułożona, ale luzem! Kiedy na stacji macierzystej dużych toreb jest od zajebania, to jak pojechałem co chwilę robiliśmy jakiś kurs, bo większość luzem. No myślałem, że mnie trafi na msc. Co za nieogarniaki. W aucie to samo, większość luzem, to tam wyglądało, podobnie zabieranie z auta - no dramat. A wystarczyło powiedzieć, zabiera 3 lub 4 duże torby, to spakujemy to do nich i tyle.
979 rano już narzekał, że budzik u 371 na grupie C od pół godziny rano się odzywa i nic, sam go nie słyszałem, mnie nie zbudził na szczęście. Przypomniałem 979, że z nim było podobnie. Nastawiał budzik, który wszystkich dookoła budził oprócz niego. Trwało długo, za nim wytłumaczyłem mu (udało się), że nastawia się budzik na moment kiedy trzeba wstać, a nie na jakieś beznadziejne drzemki, skracające tylko czas spania. Trwało, trwało tłumaczenie, argumentacja, ale zadziałało. Teraz tą samą drogę trzeba będzie przechodzić z 371, a przecież jest starszy od 979 i o dobre parę lat.
Jak zwykle krótko, bo zaraz wyjazd do stomy, muszę założyć dłuższy czas jazdy bo pada, to na rowerze będzie wolniejsza jazda.
Tyle, do jutra, narka.
wtorek, 18 października 2016
Wtorek #1090
Na stacji macierzystej, jak zwykle pełno zajęć, to też nawet notka tak jakoś późno, bo ciągle jakiś skład przejeżdża przez tory.
Najważniejsze, bo jednak tym po części żyjemy to seks i ściągnąłem dziś 172. Przy tej 1/4 lub 1/5 populacji męskiej warszawki mijanej na ulicach, jakby przegiętej, 172 jest unikalnym rodzynkiem, do tego jeszcze jego wygląd to już rozpierdol. Zrobiłem zdjęcia, jak obrobię to jutro wciepnę. Zrobiłem, bo siedząc w wawce myślałem, że nie robię mu zdjęć, nie robiłem innym i teraz kapa. Z niektórymi kontakt się zerwał naturalnie inni gdzieś przepadli, a zdjęć już nie będzie. To też chciałem na jutro na flachę ze 172 się umówić, ale stomatolog, to - nie, dziś też nie, bo popo przewożę rzeczy od 371, bowiem wejdzie na stacje zająć jeden tor boczny, nie wiadomo dokładnie na ile, ma to być ok. m-ca. W związku z tym, czeka nas (mnie i 979) rozmowa z 371 n.t. warunków miejscowych stacji i ruchów na niej, zarówno manewrowych jak i pociągowych. Wszak z 979 dogadujemy się b. dobrze i to od lat, to trudno, aby teraz ten stan został zaburzony przez inny skład.
Oczywiście musiałem się zabrać za porządki na stacji macierzystej po imprezkach jakie się tu odbyły. Jakoś 979 nigdy sprzątanie po nich nie wychodzi i mniej więcej mogę sobie na podst. stanu zastanego odtworzyć co się mogło dziać. To w zasadzie normalka, szkoda że w tym dziale zrobiłem zaniedbania wychowacze, które skutkują teraz, ale tego nie dało się nigdy sensownie przeskoczyć, co tu już opisywałem. Jakieś wspólne działania są do zorganizowania, ale on sam, z siebie to mało realne.
Pojawił się też 826, który przepracował na słuchawce dwie dniówki i 4h, po czym został zwolniony, bo niestosownie się odzywał do mikrofonu i znowu jest bezrobotny, to znowu będę go miał częściej an stacji. Aby trochę go jakby z przychodzeniem powstrzymać, to dziś zdecydowanie więcej, jak poprzednimi razami wygłaskałem go po rękach, ramionach, szyi. Tak dziwnie mu było, ale wóz, albo przewóz. Co se tak z nudów będzie przyłaził, korzystał z neta i siedział, i zajmował mi czas, tak też mam coś z tego, a (jak dla mnie) wygląda nadal bardzo dobrze. Po za tym drażni mnie wyglądem, bo tak fajnie wygląda, a teoretycznie mało go dotykam, to postanowiłem to zmienić, tym bardziej po wawce jestem jakby wygłodniały kontaktu bezpośredniego z "moimi" mięśniakami.
W zasadzie tyle, podróż powrotną opiszę jutro, bowiem za kilka min. na stację wchodzi 979 i mam być gotowy do wymiany drzwi balkonowych, ma być założona do tych po remoncie uszczelka, a następnie po 17:00 ponowna wymiana już z uszczelkami. Kiedyś usiłowałem przykręcić uszczelkę na drzwiach założonych i w ogóle mi to nie wychodziło, to zrobię tak jak przy oknie kuchennym. Jak będą leżały na krzesłach przykręcę uszczelkę i już z przykręconą zostaną założone ponownie. Zima idzie to trzeba kończyć prace przy remontowanych oknach i drzwiach balkonowych. Cały czas się obawiam, tej, ponieważ poprzednich prawie nie było, a przynajmniej były bardzo łaskawe.
Tymczas, do jutra.
Najważniejsze, bo jednak tym po części żyjemy to seks i ściągnąłem dziś 172. Przy tej 1/4 lub 1/5 populacji męskiej warszawki mijanej na ulicach, jakby przegiętej, 172 jest unikalnym rodzynkiem, do tego jeszcze jego wygląd to już rozpierdol. Zrobiłem zdjęcia, jak obrobię to jutro wciepnę. Zrobiłem, bo siedząc w wawce myślałem, że nie robię mu zdjęć, nie robiłem innym i teraz kapa. Z niektórymi kontakt się zerwał naturalnie inni gdzieś przepadli, a zdjęć już nie będzie. To też chciałem na jutro na flachę ze 172 się umówić, ale stomatolog, to - nie, dziś też nie, bo popo przewożę rzeczy od 371, bowiem wejdzie na stacje zająć jeden tor boczny, nie wiadomo dokładnie na ile, ma to być ok. m-ca. W związku z tym, czeka nas (mnie i 979) rozmowa z 371 n.t. warunków miejscowych stacji i ruchów na niej, zarówno manewrowych jak i pociągowych. Wszak z 979 dogadujemy się b. dobrze i to od lat, to trudno, aby teraz ten stan został zaburzony przez inny skład.
Oczywiście musiałem się zabrać za porządki na stacji macierzystej po imprezkach jakie się tu odbyły. Jakoś 979 nigdy sprzątanie po nich nie wychodzi i mniej więcej mogę sobie na podst. stanu zastanego odtworzyć co się mogło dziać. To w zasadzie normalka, szkoda że w tym dziale zrobiłem zaniedbania wychowacze, które skutkują teraz, ale tego nie dało się nigdy sensownie przeskoczyć, co tu już opisywałem. Jakieś wspólne działania są do zorganizowania, ale on sam, z siebie to mało realne.
Pojawił się też 826, który przepracował na słuchawce dwie dniówki i 4h, po czym został zwolniony, bo niestosownie się odzywał do mikrofonu i znowu jest bezrobotny, to znowu będę go miał częściej an stacji. Aby trochę go jakby z przychodzeniem powstrzymać, to dziś zdecydowanie więcej, jak poprzednimi razami wygłaskałem go po rękach, ramionach, szyi. Tak dziwnie mu było, ale wóz, albo przewóz. Co se tak z nudów będzie przyłaził, korzystał z neta i siedział, i zajmował mi czas, tak też mam coś z tego, a (jak dla mnie) wygląda nadal bardzo dobrze. Po za tym drażni mnie wyglądem, bo tak fajnie wygląda, a teoretycznie mało go dotykam, to postanowiłem to zmienić, tym bardziej po wawce jestem jakby wygłodniały kontaktu bezpośredniego z "moimi" mięśniakami.
W zasadzie tyle, podróż powrotną opiszę jutro, bowiem za kilka min. na stację wchodzi 979 i mam być gotowy do wymiany drzwi balkonowych, ma być założona do tych po remoncie uszczelka, a następnie po 17:00 ponowna wymiana już z uszczelkami. Kiedyś usiłowałem przykręcić uszczelkę na drzwiach założonych i w ogóle mi to nie wychodziło, to zrobię tak jak przy oknie kuchennym. Jak będą leżały na krzesłach przykręcę uszczelkę i już z przykręconą zostaną założone ponownie. Zima idzie to trzeba kończyć prace przy remontowanych oknach i drzwiach balkonowych. Cały czas się obawiam, tej, ponieważ poprzednich prawie nie było, a przynajmniej były bardzo łaskawe.
Tymczas, do jutra.
niedziela, 16 października 2016
NIedziela #1089
No i przyszło z wolna kończyć pobyt w wawce. Dziś ostatni dzień na jeżdżenie, jutro wyjazd do wioski.
Pogoda mnie tu nie rozpieszcza. Wczoraj znowu przez większość dnia nie padało, ale mocno wiało. Wybrałem się na W-wę Zachodnią. Na stację oczywiście wlazłem torami, a nie przez dworzec, od strony dawnej nastawni wykonawczej wjazd z Centralnej.
Nastawnia służy tera jako pomieszczenia gospodarcze i dobrze, bo przynajmniej przeżyła i na razie jej nie burzą.
Oczywiście wchodząc na peron uchwyciła mnie kamera na słupie przy wejściu. W ogóle kamer tam nasranych, że więcej się już chyba nie da. Na prawie każdym słupie kamera, a przez megafony usłyszałem:
- informujemy, że w trosce o Państwa bezpieczeństwo teren dworca może być monitorowany.
Jak to może do cyca? On jest monitorowany, przez kilkaset kamer, bo w setce to się nie zmieści. Czułem się tam jak w big brotherze. Że my na każdym kroku musimy być oszukiwani jawnie i nikt z tym nic nie robi. Wjechałem jeszcze na peron 8 Wa-wy Zach, kiedyś to była Wa-wa Wola, ale dopięli do Zachodniej. Z tego przystanku, peronu 8-go pojechałem w stronę Odolan, ale wiatr mnie na tyle męczył, że Gniewkowską postanowiłem wrócić na st. zwrotną. Za nim to następiło przy ogródkach musiałem przedrzeć się przez błoto, bo jednak jakby ciągle pada i po przejeździe przez nie, dobrze że nie stanąłem w nim, bo bym wyglądał, to maszyna wyglądała tak:
Przez to błoto ważyła ok 10kg więcej. Jak ją dźwigałem to aż się zdziwiłem, taka się nagle zrobiła ciężka. Jadąc do centrum, stale odpadało z niej błoto. Na jednym skrzyżowaniu wyprzedził mnie rowerzysta, w stroju odpowiednim, rower w miarę czysty, góral w dobrym stanie, w miarę nowy. Na następnym złapało go czerwone. Podjechałem obok, stanąłem. On był lekko z tyłu. Jak zapaliło się zielone, to stał jeszcze dwie, trzy sek, obserwując moją maszynę. Na poprzednim to mnie wyprzedził, a tu chyba nie mógł wyjść z ciekawości skąd takim rowerem wyjechałem. Śmiałem się prze następne metry jazdy z jego reakcji.
Wieczorem chciałem jeszcze iść na wawkę, ale po zeżarciu zaczęło padać, to na lapie od kolegi uruchomiłem symka, bo w TV same powtórki, to czy TV, czy symek to wybieram to drugie.
Za chwilę ostatni wyjazd na wawkę, przy okazji maszyna zgubi wyschłe błoto. Jakby kolega mnie z tym rowerem widział, to by mnie do mieszkania nie wpuścił, ale w mieszkaniu maszyna obeschła, nadto jak wracałem to opony się trochę oczyściły, więc nie brudził już. Zeschłe odpadające błoto, pozamiatałem. Na wyjazd i tak podłogi muszę mu przetrzeć, choć jak na stacji macierzystej dziennie je zamiatam.
Tyle, jadę zgubić nadmiar błota, a część dojedzie do stacji macierzystej. Jutro wpisu nie będzie - jazda powrotna do stacji macierzystej. Wyjeżdżałem poc. z wioski o 10:35 z trzema przesiadkami tu na 17:20. Z powrotem wyjeżdżam też o 10:35, też trzy przesiadki i też poc. w wiosce jest o 17:20. Taka zbieżność się bardzo rzadko trafia, to prawie jak wygrać w totka.
Pogoda mnie tu nie rozpieszcza. Wczoraj znowu przez większość dnia nie padało, ale mocno wiało. Wybrałem się na W-wę Zachodnią. Na stację oczywiście wlazłem torami, a nie przez dworzec, od strony dawnej nastawni wykonawczej wjazd z Centralnej.
Nastawnia służy tera jako pomieszczenia gospodarcze i dobrze, bo przynajmniej przeżyła i na razie jej nie burzą.
Oczywiście wchodząc na peron uchwyciła mnie kamera na słupie przy wejściu. W ogóle kamer tam nasranych, że więcej się już chyba nie da. Na prawie każdym słupie kamera, a przez megafony usłyszałem:
- informujemy, że w trosce o Państwa bezpieczeństwo teren dworca może być monitorowany.
Jak to może do cyca? On jest monitorowany, przez kilkaset kamer, bo w setce to się nie zmieści. Czułem się tam jak w big brotherze. Że my na każdym kroku musimy być oszukiwani jawnie i nikt z tym nic nie robi. Wjechałem jeszcze na peron 8 Wa-wy Zach, kiedyś to była Wa-wa Wola, ale dopięli do Zachodniej. Z tego przystanku, peronu 8-go pojechałem w stronę Odolan, ale wiatr mnie na tyle męczył, że Gniewkowską postanowiłem wrócić na st. zwrotną. Za nim to następiło przy ogródkach musiałem przedrzeć się przez błoto, bo jednak jakby ciągle pada i po przejeździe przez nie, dobrze że nie stanąłem w nim, bo bym wyglądał, to maszyna wyglądała tak:
Przez to błoto ważyła ok 10kg więcej. Jak ją dźwigałem to aż się zdziwiłem, taka się nagle zrobiła ciężka. Jadąc do centrum, stale odpadało z niej błoto. Na jednym skrzyżowaniu wyprzedził mnie rowerzysta, w stroju odpowiednim, rower w miarę czysty, góral w dobrym stanie, w miarę nowy. Na następnym złapało go czerwone. Podjechałem obok, stanąłem. On był lekko z tyłu. Jak zapaliło się zielone, to stał jeszcze dwie, trzy sek, obserwując moją maszynę. Na poprzednim to mnie wyprzedził, a tu chyba nie mógł wyjść z ciekawości skąd takim rowerem wyjechałem. Śmiałem się prze następne metry jazdy z jego reakcji.
Wieczorem chciałem jeszcze iść na wawkę, ale po zeżarciu zaczęło padać, to na lapie od kolegi uruchomiłem symka, bo w TV same powtórki, to czy TV, czy symek to wybieram to drugie.
Za chwilę ostatni wyjazd na wawkę, przy okazji maszyna zgubi wyschłe błoto. Jakby kolega mnie z tym rowerem widział, to by mnie do mieszkania nie wpuścił, ale w mieszkaniu maszyna obeschła, nadto jak wracałem to opony się trochę oczyściły, więc nie brudził już. Zeschłe odpadające błoto, pozamiatałem. Na wyjazd i tak podłogi muszę mu przetrzeć, choć jak na stacji macierzystej dziennie je zamiatam.
Tyle, jadę zgubić nadmiar błota, a część dojedzie do stacji macierzystej. Jutro wpisu nie będzie - jazda powrotna do stacji macierzystej. Wyjeżdżałem poc. z wioski o 10:35 z trzema przesiadkami tu na 17:20. Z powrotem wyjeżdżam też o 10:35, też trzy przesiadki i też poc. w wiosce jest o 17:20. Taka zbieżność się bardzo rzadko trafia, to prawie jak wygrać w totka.
sobota, 15 października 2016
Soota #1088
Wczoraj słoneczna pogoda, to znowu pojeździłem 4,5h po wawce. Byłem na Olszynce sfocić peron i wiatę z, chyba, dawnymi kasami biletowymi. Z Olszynki tyłem, więc musiałem przejechać przez grupę IC i KM, i dalej Wiatraczną. Na końcu znowu przeprawiłem się przez tory kolejowe. Przy nich jacyś pracownicy z PLK-i coś robili, ale znowu kurtka i rower to przepustka i bez problemów przeszedłem przez tory. Dalej pojechałem Zabraniecką, a przy Solidarności patrzę, a tu stoi piękna nastawnia. Od razu zaparkowałem loka na torze żeberkowymi zrobiłem foty.
Aż się zdziwiłem, że PLK jeszcze potrafi zostawić takie cacko, a nie tak jak w przypadku GLC23, której zdjęcia tu umieściłem przed i po liftingu. Może uda się z nastawni wileńskiej zrobić teksturę do symka. W tym celu jechalem też na Pragę, gdzie sfociłem starego typu wiatę, choć nie przystankową to dawniej takie robiono czasem na niektórych peronach.
I jeszcze jedno od wjadu.
Niestety z krzaczorami, ale przecież nie będę ich karczował.
Oczywiście nie omieszkałem zrobić zdjęć z kładki nad torami.
Poniżej głowica od strony Wa-wy Gdańskiej.
I widok w stronę nastawni dysponującej i stacji Wa-wa Praga.
Musiałem się wychylić za siatkę ogrodzenia i chyba dlatego wyszło krzywe.
Po zrobieniu zdjęć, mostem gdańskim na stare m-to. Gołębie to znajdą przedziwne msc, na odpoczynek, czy pobyt, tu na latarni między mostami, drogowym i kolejowym.
Tam non stop jest ruch samochodowy, na dole, co widać i na górze na moście.
Tradycyjnie przejazd przez rynek, Nowy Świat i akurat jak byłem na Chmielnej to poczułem głód. Pomyślałem, w samą porę zjeżdżam. Ogólnie w wawce zrobiłem ok. 160km. Niewiele, ale znaczna część czasu to łażenie po terenach kolejowych.
Mięśniaki wioskowe, właściwie skurwiele to są życiowo jednak nieporadne. 979 kłóci się ze 174 i ponownie chciał go wywalić z mieszkania, a 371 jest wywalany z warsztatu nad którym mieszkał i wczoraj dzwoni, w zasadzie oznajmiając mi, że przenosi się do mnie mieszkać na tydzień. Rozmawiając z nim przez tel. nie wypowiedziałem się, ale dziś zadzwoniłem do 979, aby omówić sprawę, wszak nie przebywam sam na stacji, a jeszcze teraz ma być 371, który jest trochę uciążliwy, ze względu na swoje zachowanie. Po raz kolejny przekazałem 979, że mi nie przeszkadza, ale on chciałby już na swoje. Oj będzie ciężki okres, jak odejdzie ze stacji, aż się tego boję.
Dobra, tyle bo muszę się zająć jakimiś przepierkami i wybraniem na kolejny objazd na rowerze. Narka.
Aż się zdziwiłem, że PLK jeszcze potrafi zostawić takie cacko, a nie tak jak w przypadku GLC23, której zdjęcia tu umieściłem przed i po liftingu. Może uda się z nastawni wileńskiej zrobić teksturę do symka. W tym celu jechalem też na Pragę, gdzie sfociłem starego typu wiatę, choć nie przystankową to dawniej takie robiono czasem na niektórych peronach.
I jeszcze jedno od wjadu.
Niestety z krzaczorami, ale przecież nie będę ich karczował.
Oczywiście nie omieszkałem zrobić zdjęć z kładki nad torami.
Poniżej głowica od strony Wa-wy Gdańskiej.
I widok w stronę nastawni dysponującej i stacji Wa-wa Praga.
Musiałem się wychylić za siatkę ogrodzenia i chyba dlatego wyszło krzywe.
Po zrobieniu zdjęć, mostem gdańskim na stare m-to. Gołębie to znajdą przedziwne msc, na odpoczynek, czy pobyt, tu na latarni między mostami, drogowym i kolejowym.
Tam non stop jest ruch samochodowy, na dole, co widać i na górze na moście.
Tradycyjnie przejazd przez rynek, Nowy Świat i akurat jak byłem na Chmielnej to poczułem głód. Pomyślałem, w samą porę zjeżdżam. Ogólnie w wawce zrobiłem ok. 160km. Niewiele, ale znaczna część czasu to łażenie po terenach kolejowych.
Mięśniaki wioskowe, właściwie skurwiele to są życiowo jednak nieporadne. 979 kłóci się ze 174 i ponownie chciał go wywalić z mieszkania, a 371 jest wywalany z warsztatu nad którym mieszkał i wczoraj dzwoni, w zasadzie oznajmiając mi, że przenosi się do mnie mieszkać na tydzień. Rozmawiając z nim przez tel. nie wypowiedziałem się, ale dziś zadzwoniłem do 979, aby omówić sprawę, wszak nie przebywam sam na stacji, a jeszcze teraz ma być 371, który jest trochę uciążliwy, ze względu na swoje zachowanie. Po raz kolejny przekazałem 979, że mi nie przeszkadza, ale on chciałby już na swoje. Oj będzie ciężki okres, jak odejdzie ze stacji, aż się tego boję.
Dobra, tyle bo muszę się zająć jakimiś przepierkami i wybraniem na kolejny objazd na rowerze. Narka.
piątek, 14 października 2016
Piątek #1087
Wreszcie po pięciu dniach deszczowych wczoraj nastał dzień ze słońcem. Wisła nawet przybrała co widzę przejeżdżając przez nią.
A wczoraj się najeździłem. Wpierw pojechałem na Olszynkę Grochowską sfocić stary peron, ale w mieszkaniu nie sprawdziłem aparatu i był rozładowany Nic, pojechałem dalej wzdłuż torów, k/garaży i tam, gdzie w nd. smarowałem rower jeszcze raz nasmarowałem zabieraki i trochę łańcucha. Jednak po wawce robię dość sporo km. Z Olszynki pojechałem na Wschodnią, tam wlałem na peron. Maszyniści przy loku od poc. rozmawiali o wydarzeniach z pracy maszynistów. Trochę się przysłuchiwałem, a że byłem w kurtce kolejarskiej to kontynuowali rozmowę i się mną nie przejmowali. Mówili o jakimś wypadku, gdzie poc. najechał na tył autobusu i ktoś tam jest ranny. Nie podano z jakiej firmy był poc., a mało tego na zdjęciach niby było IC, i maszyniści się oburzali, że to ich obarcza. Postałem chwilę na peronie, obejrzałem poc., tory wokół i pojechałem na Wileńską od strony torów wjazdowych, wczoraj jechałem odwrotnie, od strony dworca w kier. Zielonki. Na Wileńskiej trochę młodzieży po szkole, było na co popatrzeć, bo 14:20 to pojechał jeden poc., a szli na następny. Z Wileńskiej postanowiłem na Wa-wę Pragę pojechać. Dojechałem bez przeszkód, w miarę na skróty o ile się dało. Nad Wa-wą Pragą kładka nad torami na wysokości ok. 10m., z której było widać głowicę rozjazdową od strony Wa-wy Gdańskiej i część torów grupy towarowej. Widok ładny, choć widać stacja niedawno przebudowana to też stary klimat brudnych, zaoliwionych torów zniknął. Samych torów też jest chyba mniej, bo tak jakoś łyso jest na tej głowicy, kiedyś się tak nie budowało, zresztą widać na międzytorzu beton po starej bramce sieciowej. Z jeszcze zajechałem w drodze na peron stacji Wa-wa ZOO, a z niego mostem gdańskim do centrum i przez starówkę do się, bo już była 4-ta godzina jazdy, to wypadało by coś zjeść. Na szczęście dziś słonecznie i ok. 10C więc strawnie w porównaniu z poprzednimi dniami.
Szkoda z aparatem foto, bo jeszcze raz będę musiał się pojawić na Olszynce i Pradze. No ale i tak wyjazdy na rowerze będą to jakby przy okazji wjadę, a teraz wiem co focić.
Wczoraj wieczorem postanowiłem sprawdzić lokar Toro. Ubrałem się w odpowiednią kreację i ruszyłem. Ponieważ mam nowe zawieszenie, to szedłem prawie jakbym frunął nad chodnikiem. Ach jak przyjemnie na nowym zawieszeniu (butach) się szło, to też w lokalu byłem dość szybko o 20:40. Przy wejściu minąłem niby ochroniarza, ale to nie Polak, jakiś cygan lub coś pochodnego, nawet ładny. Powiedział łamaną polszczyzną dzień dobry. Krętymi schodami w dół, zara za nimi minąłem młoda szatniarkę z równie młodym, może naście lat syneczkiem stojącym po drugiej stronie lady, w koszulce na ramiączkach i rozmawiający z nią. Dalej wąskim korytarzem, co chwilę mijając w wykuszu sofę, raz w lewo, raz w prawo, korytarz wymalowany na czarno, prawie jak w labiryncie, brakowało tylko bocznych korytarzy. Wreszcie udało mi się dotrzeć do baru. Stanąłem w wejściu na szczęście między obsługą, a mną stał filar podtrzymujący konstrukcję, dzięki czemu obsługa mnie nie widziała, a byłem z gości sam. Nikogo innego. Postałem jakieś pół minuty, rozejrzałem się. Tu przynajmniej schludnie w stosunku do Blok baru, ale za to pusto. Sam tam siedzieć nie będę, to też odwróciłem się i ponownie krętym korytarzem wracałem. Przy szatni do laski powiedziałem:
- dziś imprezka dla obsługi, bo czuję się intruzem
ona zrobiła trochę kwadratowe oczy, bo wyrwałem ją z dyskusji z tym w koszulce na ramiączkach i odpowiedziała:
- tak.
Nie wiedziałem czy w ogóle zrozumiała pytanie, czy to tak było jakby kontynuacją żartobliwego pytania. Ponownie minąłem mięśniaka na bramce, chciałem i do niego zagadać, ale jakoś nie wystartowałem i minąłem go, mówić dowidzenia.
Na ulicy śmiałem się z odpowiedzi laski - imprezka dla obsługi. Postanowiłem odwiedzić ponownie blok. Na nowym zawieszeniu znowu jakbym frunął nad chodnikami. Idąć myśłałem o syndromie pustego lokalu. Dla pierwszego gościa piwo powinno być gratis, bowiem pusty lokal straszy. Ile takich osób była jak ja, stwierdzając sam nie będę siedział. Pamiętam, jak grałem w lokalu było czasami podobnie. Wchodzili, stwierdzali pusto i wychodzili, i tak kolejni, kolejni, kolejni. Czasami nie mogło załapać, ale jak już załapało, to wszyscy łażący w końcu zostawali. Dość sprawnie przemieściłem się i wszedłem na 5-t piętro. Wczoraj grał dj, ale w lokalu było jakieś 10 osób. Perspektywa płacenia 10 zyla za piwo i marnowania czasu spowodowała, że wyszedłem i poszedłem na dw. PKP Wa-wa Centr. Jakieś 30 min byłem na nim, po czym przeszedłem na śródmiejski. A tu, korek z poc. Okazało się, że jakiś wypadek był ok. 15:30 na wschodnim, czyli godz. po tym jak tam byłem i jeżdżą jednotorowo między wsch, a powiślem. Poc. stały w peronie 1 po 12 min za nim wyjechały. Normalnie tam stoją ok. 1 min, a jak za tym w peronie stał następny na odstępie 12 min, w peronie drugie tyle, na Powiślu następne 12, to na wschodniej miał już 36 w plecy. Opóźnienia standardowo ok. 50min., a jedno z większych, bo spr. portal internetowy to 482 min dla poc. podmiejskiego.
miało się zapisać inne, bez tej numerycznej, bo na lapie nie działa mi print scr.
Też wczoraj jechał poc. do Moskwy opóźniony 806 min. (dzień opóźnień).
Tyle opóźnienia, to prawie jak niektóre towarowe, choć tym się zdarza i 1000 min, ale wynika to często z przyczyn biurowych niż komplikacji na szlaku.
Pora odpowiednia, to zbieram się na dzisiejszy objazd i tym razem robienie już zdjęć. Narka.
A wczoraj się najeździłem. Wpierw pojechałem na Olszynkę Grochowską sfocić stary peron, ale w mieszkaniu nie sprawdziłem aparatu i był rozładowany Nic, pojechałem dalej wzdłuż torów, k/garaży i tam, gdzie w nd. smarowałem rower jeszcze raz nasmarowałem zabieraki i trochę łańcucha. Jednak po wawce robię dość sporo km. Z Olszynki pojechałem na Wschodnią, tam wlałem na peron. Maszyniści przy loku od poc. rozmawiali o wydarzeniach z pracy maszynistów. Trochę się przysłuchiwałem, a że byłem w kurtce kolejarskiej to kontynuowali rozmowę i się mną nie przejmowali. Mówili o jakimś wypadku, gdzie poc. najechał na tył autobusu i ktoś tam jest ranny. Nie podano z jakiej firmy był poc., a mało tego na zdjęciach niby było IC, i maszyniści się oburzali, że to ich obarcza. Postałem chwilę na peronie, obejrzałem poc., tory wokół i pojechałem na Wileńską od strony torów wjazdowych, wczoraj jechałem odwrotnie, od strony dworca w kier. Zielonki. Na Wileńskiej trochę młodzieży po szkole, było na co popatrzeć, bo 14:20 to pojechał jeden poc., a szli na następny. Z Wileńskiej postanowiłem na Wa-wę Pragę pojechać. Dojechałem bez przeszkód, w miarę na skróty o ile się dało. Nad Wa-wą Pragą kładka nad torami na wysokości ok. 10m., z której było widać głowicę rozjazdową od strony Wa-wy Gdańskiej i część torów grupy towarowej. Widok ładny, choć widać stacja niedawno przebudowana to też stary klimat brudnych, zaoliwionych torów zniknął. Samych torów też jest chyba mniej, bo tak jakoś łyso jest na tej głowicy, kiedyś się tak nie budowało, zresztą widać na międzytorzu beton po starej bramce sieciowej. Z jeszcze zajechałem w drodze na peron stacji Wa-wa ZOO, a z niego mostem gdańskim do centrum i przez starówkę do się, bo już była 4-ta godzina jazdy, to wypadało by coś zjeść. Na szczęście dziś słonecznie i ok. 10C więc strawnie w porównaniu z poprzednimi dniami.
Szkoda z aparatem foto, bo jeszcze raz będę musiał się pojawić na Olszynce i Pradze. No ale i tak wyjazdy na rowerze będą to jakby przy okazji wjadę, a teraz wiem co focić.
Wczoraj wieczorem postanowiłem sprawdzić lokar Toro. Ubrałem się w odpowiednią kreację i ruszyłem. Ponieważ mam nowe zawieszenie, to szedłem prawie jakbym frunął nad chodnikiem. Ach jak przyjemnie na nowym zawieszeniu (butach) się szło, to też w lokalu byłem dość szybko o 20:40. Przy wejściu minąłem niby ochroniarza, ale to nie Polak, jakiś cygan lub coś pochodnego, nawet ładny. Powiedział łamaną polszczyzną dzień dobry. Krętymi schodami w dół, zara za nimi minąłem młoda szatniarkę z równie młodym, może naście lat syneczkiem stojącym po drugiej stronie lady, w koszulce na ramiączkach i rozmawiający z nią. Dalej wąskim korytarzem, co chwilę mijając w wykuszu sofę, raz w lewo, raz w prawo, korytarz wymalowany na czarno, prawie jak w labiryncie, brakowało tylko bocznych korytarzy. Wreszcie udało mi się dotrzeć do baru. Stanąłem w wejściu na szczęście między obsługą, a mną stał filar podtrzymujący konstrukcję, dzięki czemu obsługa mnie nie widziała, a byłem z gości sam. Nikogo innego. Postałem jakieś pół minuty, rozejrzałem się. Tu przynajmniej schludnie w stosunku do Blok baru, ale za to pusto. Sam tam siedzieć nie będę, to też odwróciłem się i ponownie krętym korytarzem wracałem. Przy szatni do laski powiedziałem:
- dziś imprezka dla obsługi, bo czuję się intruzem
ona zrobiła trochę kwadratowe oczy, bo wyrwałem ją z dyskusji z tym w koszulce na ramiączkach i odpowiedziała:
- tak.
Nie wiedziałem czy w ogóle zrozumiała pytanie, czy to tak było jakby kontynuacją żartobliwego pytania. Ponownie minąłem mięśniaka na bramce, chciałem i do niego zagadać, ale jakoś nie wystartowałem i minąłem go, mówić dowidzenia.
Na ulicy śmiałem się z odpowiedzi laski - imprezka dla obsługi. Postanowiłem odwiedzić ponownie blok. Na nowym zawieszeniu znowu jakbym frunął nad chodnikami. Idąć myśłałem o syndromie pustego lokalu. Dla pierwszego gościa piwo powinno być gratis, bowiem pusty lokal straszy. Ile takich osób była jak ja, stwierdzając sam nie będę siedział. Pamiętam, jak grałem w lokalu było czasami podobnie. Wchodzili, stwierdzali pusto i wychodzili, i tak kolejni, kolejni, kolejni. Czasami nie mogło załapać, ale jak już załapało, to wszyscy łażący w końcu zostawali. Dość sprawnie przemieściłem się i wszedłem na 5-t piętro. Wczoraj grał dj, ale w lokalu było jakieś 10 osób. Perspektywa płacenia 10 zyla za piwo i marnowania czasu spowodowała, że wyszedłem i poszedłem na dw. PKP Wa-wa Centr. Jakieś 30 min byłem na nim, po czym przeszedłem na śródmiejski. A tu, korek z poc. Okazało się, że jakiś wypadek był ok. 15:30 na wschodnim, czyli godz. po tym jak tam byłem i jeżdżą jednotorowo między wsch, a powiślem. Poc. stały w peronie 1 po 12 min za nim wyjechały. Normalnie tam stoją ok. 1 min, a jak za tym w peronie stał następny na odstępie 12 min, w peronie drugie tyle, na Powiślu następne 12, to na wschodniej miał już 36 w plecy. Opóźnienia standardowo ok. 50min., a jedno z większych, bo spr. portal internetowy to 482 min dla poc. podmiejskiego.
miało się zapisać inne, bez tej numerycznej, bo na lapie nie działa mi print scr.
Też wczoraj jechał poc. do Moskwy opóźniony 806 min. (dzień opóźnień).
Tyle opóźnienia, to prawie jak niektóre towarowe, choć tym się zdarza i 1000 min, ale wynika to często z przyczyn biurowych niż komplikacji na szlaku.
Pora odpowiednia, to zbieram się na dzisiejszy objazd i tym razem robienie już zdjęć. Narka.
środa, 12 października 2016
Środa #1086
Pogoda nie skłania do jeżdżenia po wawce. Wczoraj wieczorem padało, to trochę, aby nie siedzieć w kawalerce pojechałem w deszczu. Tak, bez planu i trochę na samoorientację. Dojechałem na dw. PKP Wa-wa Gdańska, ale nie wiedziałem gdzie jechać. Za nim postanowiłem się zastanowić, który kier. obrać aby wrócić na centrum, obejrzałem perony i halę dworca. Z dw. PKP postanowiłem jechać na wschód, bo wydawało mi się to na centrum, pojechałem Słomińskiego.. Tak dojechałem do galerii handlowej, z której wychodziła grupa uczniów szkoły średniej i jeden szedł w samej koszulce z krótkim rękawkiem to automatycznie skręciłem za grupą w ul. Pamiętajcie o Ogrodach, a mijając ich na wąskim chodniku (nie jechałem ulicą, bo padało nadal), przyjrzałem mu się no i ładne ciasteczko. Za galerią skręciłem w lewo w ul. Kłopot, jako kontynuacji dalszej jazdy, ale nie byłem pewien decyzji. Wjechałem na parking podziemny, zamiarem obejrzenia planu m-ta. Otwarłem sakwę, a tu, podobnie jak w Krakowie - nie ma go, do cyca! Nie pozostało nic innego jak dalej jechać na orientację, kiedy już ciemno na dworze i m-to do tego trochę zamglone, bo niska podstawa chmur i lekki opad deszczu.Tak dojechałem Piaskową w Powąskowską i wszystko było by dobrze, gdybym skręcił w lewo, a nie prawo. Dojechałem do Krasińskiego i coś mi nie pasowało na tyle, że przechodzącej kobiety zapytałem się o drogę do centrum. Musiałem się wrócić i po dojeździe do Jana Pawła byłem już u siebie. Ponieważ ciągle mżyło to postanowiłem się osuszyć trochę na Wa-wie Centr. Zszedłem do podziemi na peron 3-ci, na którym, jak wczoraj byłem prawie tak samo o 19:55. Kolega stwierdził w romowie tel. że nie będzie spał w mieszkaniu tylko u laski, to po jakiś 30min, w tym 5 na dw. śródmiejskim, pojechałem na Chmielną. Zrobiłem kolację i już z powodu pogody nie wychodziłem.
O 05:12 nastawiony budzik, bo odwoziłem go i laskę na Okęcie. Nowe auto jakoś opanowałem bez trudu i mimo nadal padającego deszczu udało się sprawnie ich zawieźć i sprawnie wrócić. Raz źle skręciłem, ale na następnym skrzyżo wstawiłem się w odpowiedni kierunek i po dojeździe położyłem się ponownie spać. Obudziłem się o 10:50, na dworze nadal pada i to ciągle, to też na razie nie jadę, bo ile można jeździć w deszczu. Też mam pecha na pogodę na wyjeździe. To już jest 4 dzień, kiedy ciągle pada. Popo ma trochę przestać to zaatakuję m-to. Narka.
O 05:12 nastawiony budzik, bo odwoziłem go i laskę na Okęcie. Nowe auto jakoś opanowałem bez trudu i mimo nadal padającego deszczu udało się sprawnie ich zawieźć i sprawnie wrócić. Raz źle skręciłem, ale na następnym skrzyżo wstawiłem się w odpowiedni kierunek i po dojeździe położyłem się ponownie spać. Obudziłem się o 10:50, na dworze nadal pada i to ciągle, to też na razie nie jadę, bo ile można jeździć w deszczu. Też mam pecha na pogodę na wyjeździe. To już jest 4 dzień, kiedy ciągle pada. Popo ma trochę przestać to zaatakuję m-to. Narka.
wtorek, 11 października 2016
Wtorek #1085
Byłem w muzeum kolejnictwa. W zasadzie żadne osiągnięcie, dla mnie to był obowiązkowy pkt. do zobaczenia, a ponieważ w pn. za free to pojechałem na rowerze na msc. Na początku potrzebna jest mała dygresja, aby zrozumieć czemu Muzeum Kolejnictwa, wygląda obecnie jak wygląda.
Dworzec katowicki, który już nie istnieje i to jest ważne w sprawie, został swego czasu przez zarządzających miastem i koleją poddany zabiegom socjo-technicznym. Otóż, w przedostatnim okresie swojego funkcjonowania za nim zapadły decyzje o jego zburzeniu został celowo zaniedbany. Praktycznie przestano go sprzątać, chcąc wymusić na tzw. opinii publicznej wrażenie jego beznadziejności, starości, nieprzydatności itp. Będąc w nie najlepszym wyglądzie, zaczęto robić medialną nagonkę, że jak teraz wygląda, jest to straszydło nie przystające na miarę XXI w., szpeci m-to itp. Po głosach społecznych nawołujących do zrobienia czegoś ze stanem zastanym odezwało się wywołane m-to i powiedziało, iż wychodząc na przeciw oczekiwaniom społecznym, zburzymy ten dworzec i postawimy Wam nowy dworzec. Czyli (przed opinią publiczną) to nie m-to wpadło na pomysł zburzenia całkiem dobrego i funkcjonującego dworca, tylko mieszkańcy wymusili poprzez media (w końcu sterowane przez rządzących) zmianę sytuacji.
Gdy już zapadły decyzje wiążące o zburzeniu dworca, co zostało przyklepane w papierach, nagle cały dworzec posprzątano, oczyszczono z grafów przejścia podziemne, wyczyszczono i poradzono sobie z paruletnim brudem. I to był ostatni okres funkcjonowania dworca, udowadniający, że można było wcześniej poradzić sobie jego stanem, ale jakby tak zrobiono, to gdzie było by miejsce na koperty i łapówki. Nawet specjalnie pojechałem zobaczyć wyczyszczony dworzec i dało się. Dworzec stał się czysty, ponownie wrócił do okresu prawie świetności.
Teraz przenieśmy się do Muzeum Kolejnictwa w Warszawie. Mieszkańcy stolicy wiedzą, a spoza może niekoniecznie, że jest ono położone w samym centrum, na bardzo atrakcyjnej działce, podobnie jak były dworzec katowicki. Podobnie jak z tym drugim zastosowano te same stare i skuteczne metody socjo-techniczne. Muzeum wygląda fatalnie, właściwie bardziej mu to złomowiska starych PL lokomotyw niż do muzeum, a zbiory zgromadzone na salach wystawowych może bardziej nadają się do przedszkoli i szkół, jak do poważnego muzeum. Komuś się tam bardzo nie chce lub ktoś komuś bardzo przeszkadza aby w czasach przebudowy linii kolejowych nie móc ściągnąć do muzeum starych sygnalizatorów kolejowych, znaków, wskaźników kolejowych, zegarów dworcowych, pragotronów, lamp czoła poc. itp. Można by tak wymieniać i wymieniać co trafia prosto z przebudowywanych linii i dworców na złom lub po prostu na śmietnik. Podobnie ze wspomnianymi latarniami czoła poc. od lat 70-ych właściwie jeden model lamp był montowany prawie we wszystkich jednostkach jeżdżach po torach. Teraz kiedy masowo złomuje się pojazdy trakcyjne np. SM42, które mają 4 takie lampy, łatwo demontowalne, bo są całe na zewnątrz, dokładnie jak na parowozach na wspornikach, wydaje się być łatwym dogadanie sie i ściągnięcie takich lamp, do eksponatów muzealnych. Miast tego, 1/4 taboru w ogóle ich nie ma, a część będąca na taborze wygląda w opłakanym stanie.
Oprócz dużych modeli tego co jeździło kiedyś po PL torach i jakiś starych dokumentów (których nie zbieram) w innych dziedzinach większe zbiory mam na stacji macierzystej. Jaki jest np. problem ściągnięcia z remontowanych dworców starych zegarów i pomontowania ich w różnych msc. muzeum, do tego zrobić elektroniczny zegar matkę i niech na terenie całego muzeum, jak na dworcu kolejowym wskazują tą samą, aktualną godzinę. Na stacji macierzystej mam tak robione, 5 zegarów w różnych miejscach wskazuje bieżącą godzinę, a koszt elektronicznej matki to ok. 30zł. To muzeum nie ma takiej kasy? A przecież przy okazji odnawiania dworca Wa-wa Centralna, dwie przecznice dalej zegary pewnie wywalano na złom.
Semafor, jest tylko jeden 5-cio komorowy, do tego jeszcze ze zjebanym sterownkiem, który nie umie porządnie podać sygnału S . Bez pasa świetlnego, mało tego nawet nie ma fikcyjnego oznaczenia semafora. Nic, po prostu rura i na niej głowica. U mnie jak stoi tarcza manewrowa to ma oznaczenie Tm5, a semafor G1/2. To do cyca, muzeum nie może sobie tego urealnić? Nadto na słupie nie ma żadnego wskaźnika, a przecież tyle ich funkcjonuje na kolei, czy funkcjonowało. Nie ma ani jednego rozjazdu czynnego, którym zwiedzający mogli by się pobawić w przekładanie, a tyle ich się wymienia na sieci i jadą na złom. Już nie wspomnę, że na sieci są jeszcze czynne rozjazdy z zamknięciami hakowymi, to taki jak najbardziej do muzeum by się nadawał, a już w ogóle hakowy anglik, to byłby rozpierdol. Oczywiście do tego była by potrzebna osoba, która samorzutnie opowiadała by o zgromadzonych rekwizytach.
Zamiast tego wszystkiego i innych prostych rozwiązań uatrakcyjniających miejsce do zwiedzania, jest decyzja o likwidacji muzeum w tym msc., bo przecież ta atrakcyjna działka, za którą będzie gruba koperta i wyniesienie muzeum na Olszynkę Grochowską czy gdzieś w tamte rejony, gdzie mało kto zajrzy, skoro tu w pn, dzień za darmo prawie nikogo nie było.
Podobne działania były prowadzone w stosunku do dw. Wa-wa Centralna, Tylko tu większy opór społeczny i tak łatwo nie było go zaorać, a pamiętać trzeba, że plany burzenia, jak w filmie Rozmowy kontrolowane, PK i N, jako reliktu dawnego Związku Radzieckiego też były. I okazało się, że dw. Wa-wa Centralna udało się po liftingu przystosować do nowych warunków i nie trzeba było burzyć jako niezdatnego do użytku, z dawnego okresu, tego samego, w którym powstał dworzec katowicki. Tylko, że przy takiej operacji koperty wpadające do kieszeni są o wiele mniejsze, jak przy budowie kolejnej galerii handlowej, czy choćby powiększenie Złotych Tarasów, a dw,, jak w przypadku katowickiego, zmarginalizowania, podobnie jak z dw. krakowskim, o którym tu kiedyś pisałem.
Teraz tyle, bo jadę po buty robocze, bo obecne po 2,5 roku chodzenia zaczynają się już rozpadać. Narka.
Dworzec katowicki, który już nie istnieje i to jest ważne w sprawie, został swego czasu przez zarządzających miastem i koleją poddany zabiegom socjo-technicznym. Otóż, w przedostatnim okresie swojego funkcjonowania za nim zapadły decyzje o jego zburzeniu został celowo zaniedbany. Praktycznie przestano go sprzątać, chcąc wymusić na tzw. opinii publicznej wrażenie jego beznadziejności, starości, nieprzydatności itp. Będąc w nie najlepszym wyglądzie, zaczęto robić medialną nagonkę, że jak teraz wygląda, jest to straszydło nie przystające na miarę XXI w., szpeci m-to itp. Po głosach społecznych nawołujących do zrobienia czegoś ze stanem zastanym odezwało się wywołane m-to i powiedziało, iż wychodząc na przeciw oczekiwaniom społecznym, zburzymy ten dworzec i postawimy Wam nowy dworzec. Czyli (przed opinią publiczną) to nie m-to wpadło na pomysł zburzenia całkiem dobrego i funkcjonującego dworca, tylko mieszkańcy wymusili poprzez media (w końcu sterowane przez rządzących) zmianę sytuacji.
Gdy już zapadły decyzje wiążące o zburzeniu dworca, co zostało przyklepane w papierach, nagle cały dworzec posprzątano, oczyszczono z grafów przejścia podziemne, wyczyszczono i poradzono sobie z paruletnim brudem. I to był ostatni okres funkcjonowania dworca, udowadniający, że można było wcześniej poradzić sobie jego stanem, ale jakby tak zrobiono, to gdzie było by miejsce na koperty i łapówki. Nawet specjalnie pojechałem zobaczyć wyczyszczony dworzec i dało się. Dworzec stał się czysty, ponownie wrócił do okresu prawie świetności.
Teraz przenieśmy się do Muzeum Kolejnictwa w Warszawie. Mieszkańcy stolicy wiedzą, a spoza może niekoniecznie, że jest ono położone w samym centrum, na bardzo atrakcyjnej działce, podobnie jak były dworzec katowicki. Podobnie jak z tym drugim zastosowano te same stare i skuteczne metody socjo-techniczne. Muzeum wygląda fatalnie, właściwie bardziej mu to złomowiska starych PL lokomotyw niż do muzeum, a zbiory zgromadzone na salach wystawowych może bardziej nadają się do przedszkoli i szkół, jak do poważnego muzeum. Komuś się tam bardzo nie chce lub ktoś komuś bardzo przeszkadza aby w czasach przebudowy linii kolejowych nie móc ściągnąć do muzeum starych sygnalizatorów kolejowych, znaków, wskaźników kolejowych, zegarów dworcowych, pragotronów, lamp czoła poc. itp. Można by tak wymieniać i wymieniać co trafia prosto z przebudowywanych linii i dworców na złom lub po prostu na śmietnik. Podobnie ze wspomnianymi latarniami czoła poc. od lat 70-ych właściwie jeden model lamp był montowany prawie we wszystkich jednostkach jeżdżach po torach. Teraz kiedy masowo złomuje się pojazdy trakcyjne np. SM42, które mają 4 takie lampy, łatwo demontowalne, bo są całe na zewnątrz, dokładnie jak na parowozach na wspornikach, wydaje się być łatwym dogadanie sie i ściągnięcie takich lamp, do eksponatów muzealnych. Miast tego, 1/4 taboru w ogóle ich nie ma, a część będąca na taborze wygląda w opłakanym stanie.
Oprócz dużych modeli tego co jeździło kiedyś po PL torach i jakiś starych dokumentów (których nie zbieram) w innych dziedzinach większe zbiory mam na stacji macierzystej. Jaki jest np. problem ściągnięcia z remontowanych dworców starych zegarów i pomontowania ich w różnych msc. muzeum, do tego zrobić elektroniczny zegar matkę i niech na terenie całego muzeum, jak na dworcu kolejowym wskazują tą samą, aktualną godzinę. Na stacji macierzystej mam tak robione, 5 zegarów w różnych miejscach wskazuje bieżącą godzinę, a koszt elektronicznej matki to ok. 30zł. To muzeum nie ma takiej kasy? A przecież przy okazji odnawiania dworca Wa-wa Centralna, dwie przecznice dalej zegary pewnie wywalano na złom.
Semafor, jest tylko jeden 5-cio komorowy, do tego jeszcze ze zjebanym sterownkiem, który nie umie porządnie podać sygnału S . Bez pasa świetlnego, mało tego nawet nie ma fikcyjnego oznaczenia semafora. Nic, po prostu rura i na niej głowica. U mnie jak stoi tarcza manewrowa to ma oznaczenie Tm5, a semafor G1/2. To do cyca, muzeum nie może sobie tego urealnić? Nadto na słupie nie ma żadnego wskaźnika, a przecież tyle ich funkcjonuje na kolei, czy funkcjonowało. Nie ma ani jednego rozjazdu czynnego, którym zwiedzający mogli by się pobawić w przekładanie, a tyle ich się wymienia na sieci i jadą na złom. Już nie wspomnę, że na sieci są jeszcze czynne rozjazdy z zamknięciami hakowymi, to taki jak najbardziej do muzeum by się nadawał, a już w ogóle hakowy anglik, to byłby rozpierdol. Oczywiście do tego była by potrzebna osoba, która samorzutnie opowiadała by o zgromadzonych rekwizytach.
Zamiast tego wszystkiego i innych prostych rozwiązań uatrakcyjniających miejsce do zwiedzania, jest decyzja o likwidacji muzeum w tym msc., bo przecież ta atrakcyjna działka, za którą będzie gruba koperta i wyniesienie muzeum na Olszynkę Grochowską czy gdzieś w tamte rejony, gdzie mało kto zajrzy, skoro tu w pn, dzień za darmo prawie nikogo nie było.
Podobne działania były prowadzone w stosunku do dw. Wa-wa Centralna, Tylko tu większy opór społeczny i tak łatwo nie było go zaorać, a pamiętać trzeba, że plany burzenia, jak w filmie Rozmowy kontrolowane, PK i N, jako reliktu dawnego Związku Radzieckiego też były. I okazało się, że dw. Wa-wa Centralna udało się po liftingu przystosować do nowych warunków i nie trzeba było burzyć jako niezdatnego do użytku, z dawnego okresu, tego samego, w którym powstał dworzec katowicki. Tylko, że przy takiej operacji koperty wpadające do kieszeni są o wiele mniejsze, jak przy budowie kolejnej galerii handlowej, czy choćby powiększenie Złotych Tarasów, a dw,, jak w przypadku katowickiego, zmarginalizowania, podobnie jak z dw. krakowskim, o którym tu kiedyś pisałem.
Teraz tyle, bo jadę po buty robocze, bo obecne po 2,5 roku chodzenia zaczynają się już rozpadać. Narka.
poniedziałek, 10 października 2016
Poniedziałek #1084
Rewelacyjnie jest jeździć na rowerze w nowych miejscach. Co pisałem, każdy kier nowy, inny, świetna sprawa. Wczoraj nie mogłem się powstrzymać, aby nie pojechać na tereny kolejowe. Ofiarą najazdu padła Olszynka Grochowska. Kurtka kolejowa wraz z rowerem jest jakby przepustką na tereny kolejowe. Nikt się nie ciepie, nie rzuca co też robię na terenach kolejowych? Strój kolejarza usprawiedliwia pobyt. Pojeździłem i pochodziłem po grupie odstawczej z IC, oraz KM. Mózg zrelaksował się, odbiór terenów kolejowych jest prawie jak terapia. Jak kiedyś zachoruję to w ramach terapii trzeba będzie żądać wywiezienia na tereny kolejowe.
W czasie pobytu na Olszynce dwonił 979 i pytał co robię, ale jak słyszał dźwięki trąb kolejowych to powiedział:
- no tak, gdzie byś mógł być...
Bo właściwie na co zwiedzać inne budowle, czy miejsca. Czy jestem historykiem, ornitologiem, biologiem, historykiem architektury, aby orkeślić wartość jakiegoś zabytku - nie. Podobnie jak większość turystów jedzie do Egiptu pod piramidy, stoi pod nimi i - je, jakie fajne piramidy, i tyle. Nic więcej. Może bym jakieś refleksje poczynił na ich temat (piramid) A tu na Olszynce Grochowskiej peron z lat 80-ych zachowany w idealnym jak na obecne czasy stanie i jak pojadę na grupę towarową to zabiorę aparat i zrobię foty. Taki peron, przy ogólnej krajowej standaryzacji to rzadkość. Nie będę się tu rozpisywał o nim, ale dla mnie robi wrażenie. I to jest ta różnica, bo większość wejdzie na taki peron i nic, nie zwróci szczegółowej uwagi, podobnie jak ja przejeżdżając przez Rynek Starego M-ta na budynki. Może jak ktoś się zna to popatrzy inaczej, ale zwykły turysta...
Z Olszynki Grochowskiej do centrum, bo już późno było i ponownie się chmury gromadziły deszczowe.. Jechałem na czuja, a jednak nieznacznie zbłądziłem. Miałem jechać, Waszyngtona, jak przyjechałem, ale pojechałem Grochowską i dopiero na Targowej wstawiłem się w Sokoła, ktąrą jechałem dzień wcześniej i ponownie przez stare m-to, tym razem Bednarską. Objechałem znowu rynek i na stację zwrotną aby zeżreć, i ponownie wystartować na stolicę. Wieczorna przejażdżka trochę w deszczu to zawróciłem na st. zwrotną, przebrałem się i poszedłem na Złote Tarasy. Już nie wpuszczali bo koniec, ale udało mi się bocznym wejściem wejść. Zdecydowana większość sklepów już nieczynna, ale za to pusto, to mogłem bez tłumów pooglądać co tam w ogóle jest. Ostatni ludzie siedzieli w lokalach i żarli lub pili. Oblężenie, mimo zamykania było jeszcze przy KFC. Na szczęście najedzony i napity to mnie nie kusi, a zawsze w takiej chwili można pomyśleć o babci w studni. Ze złotych coś mnie tknęło i poszedłem do Blok baru. To na 5 piętrze nasz lokal branżowy. Kolejna branżowa speluna. Ani tam czysto, ani schludnie. Po raz kolejny pomyślałem:
- kiedy wyjdziemy z podziemi i będziemy normalnie w kraju funkcjonować.
Lokal usytuowany w centrum, ale w budynku, w którym nikt nie mieszka, budynek, jak mi powiedziała obsługa, nawet ładny chłopaczek, w trackie sprzedaży. To jak się sprzeda, to lokalu już nie będzie. Przynajmniej ubikacje spełniały już jakiś wyższy standard, ale ta reszta odstraszająca. No tyle, że mają w budynku wolność, bo sąsiedzi, których nie ma, nie stękają, więc muzą można napierdalać. Poraziła mnie za to cena piwa, książece w butelce 10zł. Nie wiem czy to standard stolicy, czy tam taka cena. Ruch w lokalu mały, bo nd. Piwo długo piłem, chyba z godzinę, posiedziałem, porozglądałem się i poszedłem na Chmielną.
Jak nie symulator kolejowy, to włączył mi się popęd seksualny i w nocy, na filmikach opróżniłem zbiorniki. Kolega znów spał u laski to chata wolna, to też skorzystałem, a pobyt w lokalu branżowym trochę skłonił do działania. Się nie mogę doczekać spotkania ze 172.
Tyle bo jadę w nowe tereny, dziś pod Muzeum Kolejnictwa, zobaczyć gdzie to, a w tyg już do środka wejdę.
W czasie pobytu na Olszynce dwonił 979 i pytał co robię, ale jak słyszał dźwięki trąb kolejowych to powiedział:
- no tak, gdzie byś mógł być...
Bo właściwie na co zwiedzać inne budowle, czy miejsca. Czy jestem historykiem, ornitologiem, biologiem, historykiem architektury, aby orkeślić wartość jakiegoś zabytku - nie. Podobnie jak większość turystów jedzie do Egiptu pod piramidy, stoi pod nimi i - je, jakie fajne piramidy, i tyle. Nic więcej. Może bym jakieś refleksje poczynił na ich temat (piramid) A tu na Olszynce Grochowskiej peron z lat 80-ych zachowany w idealnym jak na obecne czasy stanie i jak pojadę na grupę towarową to zabiorę aparat i zrobię foty. Taki peron, przy ogólnej krajowej standaryzacji to rzadkość. Nie będę się tu rozpisywał o nim, ale dla mnie robi wrażenie. I to jest ta różnica, bo większość wejdzie na taki peron i nic, nie zwróci szczegółowej uwagi, podobnie jak ja przejeżdżając przez Rynek Starego M-ta na budynki. Może jak ktoś się zna to popatrzy inaczej, ale zwykły turysta...
Z Olszynki Grochowskiej do centrum, bo już późno było i ponownie się chmury gromadziły deszczowe.. Jechałem na czuja, a jednak nieznacznie zbłądziłem. Miałem jechać, Waszyngtona, jak przyjechałem, ale pojechałem Grochowską i dopiero na Targowej wstawiłem się w Sokoła, ktąrą jechałem dzień wcześniej i ponownie przez stare m-to, tym razem Bednarską. Objechałem znowu rynek i na stację zwrotną aby zeżreć, i ponownie wystartować na stolicę. Wieczorna przejażdżka trochę w deszczu to zawróciłem na st. zwrotną, przebrałem się i poszedłem na Złote Tarasy. Już nie wpuszczali bo koniec, ale udało mi się bocznym wejściem wejść. Zdecydowana większość sklepów już nieczynna, ale za to pusto, to mogłem bez tłumów pooglądać co tam w ogóle jest. Ostatni ludzie siedzieli w lokalach i żarli lub pili. Oblężenie, mimo zamykania było jeszcze przy KFC. Na szczęście najedzony i napity to mnie nie kusi, a zawsze w takiej chwili można pomyśleć o babci w studni. Ze złotych coś mnie tknęło i poszedłem do Blok baru. To na 5 piętrze nasz lokal branżowy. Kolejna branżowa speluna. Ani tam czysto, ani schludnie. Po raz kolejny pomyślałem:
- kiedy wyjdziemy z podziemi i będziemy normalnie w kraju funkcjonować.
Lokal usytuowany w centrum, ale w budynku, w którym nikt nie mieszka, budynek, jak mi powiedziała obsługa, nawet ładny chłopaczek, w trackie sprzedaży. To jak się sprzeda, to lokalu już nie będzie. Przynajmniej ubikacje spełniały już jakiś wyższy standard, ale ta reszta odstraszająca. No tyle, że mają w budynku wolność, bo sąsiedzi, których nie ma, nie stękają, więc muzą można napierdalać. Poraziła mnie za to cena piwa, książece w butelce 10zł. Nie wiem czy to standard stolicy, czy tam taka cena. Ruch w lokalu mały, bo nd. Piwo długo piłem, chyba z godzinę, posiedziałem, porozglądałem się i poszedłem na Chmielną.
Jak nie symulator kolejowy, to włączył mi się popęd seksualny i w nocy, na filmikach opróżniłem zbiorniki. Kolega znów spał u laski to chata wolna, to też skorzystałem, a pobyt w lokalu branżowym trochę skłonił do działania. Się nie mogę doczekać spotkania ze 172.
Tyle bo jadę w nowe tereny, dziś pod Muzeum Kolejnictwa, zobaczyć gdzie to, a w tyg już do środka wejdę.
niedziela, 9 października 2016
Niedziela #1083
Wczoraj pierwszy dzień jeżdżenia na rowerze po wawce i przy Pałacu KiN jadąc bardzo wolno jechałem obok strażników miejskich i dostałem za jazdę po chodniku mandat 50zł. Jakoś nieszczególnie do nich docierało, że jestem spoza wawki i zwiedzam:
- tam jest ścieżka rowerowa,
- ale ja Panie wyjechałem stamtąd, to jak mam ją tam widzieć do cyca?
Nie drażniłem go więcej, a następnych wszelkich mundurowych omijałem szerokim łukiem jako organu dofinansowującego budżet miasta, czy miast. To jest w ogóle dziwne, że mandaty są wpisane jako dochód budżetowy więc oni muszą je nakładać, aby plan budżetowy realizować. Jednym słowem, przez swoich przedstawicieli, czyli radnych zgadzamy się oddawać część swojej kasy w formie mandatów, dla dofinansowania budżetu m-t. Świetne podejście rządzących do obywateli - będziemy was karać, bo trzeba załatać dziurę budżetową, bowiem tyle nakradliśmy, iż już nie starcza i w inny sposób niż możemy, chcemy od Was wyciagnąć jeszcze więcej kasy. I taki strażnik miejski jakby nawet mógł mi dać upomnienie, to nie, bo na odprawie przedzmianowej padła informacja o konieczności realizacji postanowień budżetu, tj. wystawienia odpowiedniej ilości mandatów oczywiście na odpowiednie kwoty.
W trakcie przejażdżki zadzwonił kolega, że na noc zostaje u swojej new laski i mam chatę wolną.
W pierwszym dniu przejechałem Nowy Świat, rynek starego m-ta, przeprawiłem się przez Wisłę, k/muzeum techniki czy czegoś takiego, pojechałem pod dworzec Wa-wa Wsch. i stamtąd powrót, bowiem zbierało się na deszcz, który już na Chmielnej mnie zastał. Jeżdżenie po nowym terenie jest świetne. Każdy kierunek jest nowy (powiedzmy, bo trochę wawkę znam, już kilka razy tu byłem), inny, nowi ludzie, nowy wystrój ulic, nowe sklepy, otoczenie. Fajnie się jeździ, a nie tylko ta sama trasa lub te same trasy, po których jedzie się jak automat, tu trzeba hamować, tu trzeba przyśpieszyć, tu jazda na luzie i wszystko wiadome z góry. A tu dostosowywanie się do nowych warunków, zmienność ulic, reakcji na ruch uliczny, ruch pieszy. Mózg inaczej pracuje, choć ta głupia wpadka ze strażnikami, po prostu nie sądziłem, że mi dadzą mandat, bo bym ich ominął.
Zjechałem do mieszkania, zeżarłem i wyglebiłem spać po poprzedniej też niedospanej nocy. Obudziłem się ok. 22:00. Zeżarłem ponownie, napiłem się i postanowiłem zaatakować jakiś lokal branżowy. Na necie znalazłem Glam, Toro toro i Blok bar. Pierwszy na Żurawiej 2 chyba nie istnieje, albo wejście jest skąd innąd, bo nic przed dwójką się nie działo. Blok bar wydawał mi się dyskoteką, to nie wlazłem tam, a toro jakimś innym bliżej na razie nie określonym klubem. Chodziłem prawie 2h po centrum, aż o 01:00 stwierdziłem, że w tyg. zapoznam się lokalami i wybiorę się na przyszły weekend do jakiegoś. A co, zrobię sobie gościnne występy.
Łażąc do 02:00 wszędzie w centrum było pełno ludzi. Mimo godziny tłumy przewalały się po wawce, autobusy miejskie bardziej pełne jak nasze wioskowe o 17:00, widać stolica żyje na weekendy prawię całą dobę.
Tera tyle, bo jadę znowu pojeździć, może dziś zahaczę jakieś tereny kolejowe na Grochowie. Narka.
- tam jest ścieżka rowerowa,
- ale ja Panie wyjechałem stamtąd, to jak mam ją tam widzieć do cyca?
Nie drażniłem go więcej, a następnych wszelkich mundurowych omijałem szerokim łukiem jako organu dofinansowującego budżet miasta, czy miast. To jest w ogóle dziwne, że mandaty są wpisane jako dochód budżetowy więc oni muszą je nakładać, aby plan budżetowy realizować. Jednym słowem, przez swoich przedstawicieli, czyli radnych zgadzamy się oddawać część swojej kasy w formie mandatów, dla dofinansowania budżetu m-t. Świetne podejście rządzących do obywateli - będziemy was karać, bo trzeba załatać dziurę budżetową, bowiem tyle nakradliśmy, iż już nie starcza i w inny sposób niż możemy, chcemy od Was wyciagnąć jeszcze więcej kasy. I taki strażnik miejski jakby nawet mógł mi dać upomnienie, to nie, bo na odprawie przedzmianowej padła informacja o konieczności realizacji postanowień budżetu, tj. wystawienia odpowiedniej ilości mandatów oczywiście na odpowiednie kwoty.
W trakcie przejażdżki zadzwonił kolega, że na noc zostaje u swojej new laski i mam chatę wolną.
W pierwszym dniu przejechałem Nowy Świat, rynek starego m-ta, przeprawiłem się przez Wisłę, k/muzeum techniki czy czegoś takiego, pojechałem pod dworzec Wa-wa Wsch. i stamtąd powrót, bowiem zbierało się na deszcz, który już na Chmielnej mnie zastał. Jeżdżenie po nowym terenie jest świetne. Każdy kierunek jest nowy (powiedzmy, bo trochę wawkę znam, już kilka razy tu byłem), inny, nowi ludzie, nowy wystrój ulic, nowe sklepy, otoczenie. Fajnie się jeździ, a nie tylko ta sama trasa lub te same trasy, po których jedzie się jak automat, tu trzeba hamować, tu trzeba przyśpieszyć, tu jazda na luzie i wszystko wiadome z góry. A tu dostosowywanie się do nowych warunków, zmienność ulic, reakcji na ruch uliczny, ruch pieszy. Mózg inaczej pracuje, choć ta głupia wpadka ze strażnikami, po prostu nie sądziłem, że mi dadzą mandat, bo bym ich ominął.
Zjechałem do mieszkania, zeżarłem i wyglebiłem spać po poprzedniej też niedospanej nocy. Obudziłem się ok. 22:00. Zeżarłem ponownie, napiłem się i postanowiłem zaatakować jakiś lokal branżowy. Na necie znalazłem Glam, Toro toro i Blok bar. Pierwszy na Żurawiej 2 chyba nie istnieje, albo wejście jest skąd innąd, bo nic przed dwójką się nie działo. Blok bar wydawał mi się dyskoteką, to nie wlazłem tam, a toro jakimś innym bliżej na razie nie określonym klubem. Chodziłem prawie 2h po centrum, aż o 01:00 stwierdziłem, że w tyg. zapoznam się lokalami i wybiorę się na przyszły weekend do jakiegoś. A co, zrobię sobie gościnne występy.
Łażąc do 02:00 wszędzie w centrum było pełno ludzi. Mimo godziny tłumy przewalały się po wawce, autobusy miejskie bardziej pełne jak nasze wioskowe o 17:00, widać stolica żyje na weekendy prawię całą dobę.
Tera tyle, bo jadę znowu pojeździć, może dziś zahaczę jakieś tereny kolejowe na Grochowie. Narka.
sobota, 8 października 2016
Sobota #1082
Stolica zdobyta. Wczoraj jak jechałem na stację to zadzwonił 172, że chce przyjść, no teraz do cyca (pomyślałem). Może uda mu się przez 1,5 tyg. przeżyć i znowu nie pobić z kimś, po czym będzie się musiał ponownie składać, choć szybko mu to idzie. A smaka mi narobił. Jeszcze na dworcu myślałem o nim. No nic, za 1,5 tyg. może będzie cały to się z nim umówię, a może i flachę zrobimy.
W poc. chciałem kupić bilet do Wa-wy Śródm., ale pani stwierdziła, że w poc. nie, mogę tylko kupić do Cz-wy dokąd najdalej w str. wawki dojeżdżają koleje śmieszne. Dalej muszę zrobić dopłatę. W kasie częstochowskiej pani wpierw, że nie można zrobić dopłaty, po czym dopiero po przyjściu kierowniczki okazało się, że jednak można. Niestety rower musiałem zapłacić dwa razy, Tak więc mój przejazd kosztował 30,40zł, a rower 12zł, Przy jednym bilecie rower byłby za 7zł. Z powrotem będzie już jeden bilet. Oczywiście konduktorzy w składach, jak widzieli inny niż standardowy bilet (składał się z trzech osobnych biletów) to czytanie trwało znacznie dłużej, bo musieli połączyć. Z dworca na msc. pieszo było by jakieś 5 min, rowerem jechałem dwie. Mieszkanie z widokiem na dworzec Wa-wa Centralna, Śródmieście, Pałac Kultury i Nauki. Kolację jadłem na parapecie przy oknie z widokiem. Nie mogłem sobie darować. Jako, że kolega czasami pije, a w tym jest dobry, to kupiłem do kolacji flachę 0,7 żołądka gorzkiego klasycznego, a po kolacji i po niej poszliśmy do pobliskich lokali. Plan opiewał kilka, a z powodu mojej niskiej odporności na alko skończyło się na dwu. W jednym łykłem jeszcze szota i to był o jeden most za daleko. Musieliśmy zjechać na stację zwrotną, a po wejściu do mieszkania i usiłowaniu zaśnięcia następną godzinę spędziłem z muszlą.
Znowu się nie wyspałem, to już drugi dzień, bo obudziłem się o 08:00 i czuję się lekko przydupiony, tymbardziej po wczorajszym bliskim spotkaniu z muszlą.
Tyle teraz, bo stolica czeka, to zara ruszam w trasę.
W poc. chciałem kupić bilet do Wa-wy Śródm., ale pani stwierdziła, że w poc. nie, mogę tylko kupić do Cz-wy dokąd najdalej w str. wawki dojeżdżają koleje śmieszne. Dalej muszę zrobić dopłatę. W kasie częstochowskiej pani wpierw, że nie można zrobić dopłaty, po czym dopiero po przyjściu kierowniczki okazało się, że jednak można. Niestety rower musiałem zapłacić dwa razy, Tak więc mój przejazd kosztował 30,40zł, a rower 12zł, Przy jednym bilecie rower byłby za 7zł. Z powrotem będzie już jeden bilet. Oczywiście konduktorzy w składach, jak widzieli inny niż standardowy bilet (składał się z trzech osobnych biletów) to czytanie trwało znacznie dłużej, bo musieli połączyć. Z dworca na msc. pieszo było by jakieś 5 min, rowerem jechałem dwie. Mieszkanie z widokiem na dworzec Wa-wa Centralna, Śródmieście, Pałac Kultury i Nauki. Kolację jadłem na parapecie przy oknie z widokiem. Nie mogłem sobie darować. Jako, że kolega czasami pije, a w tym jest dobry, to kupiłem do kolacji flachę 0,7 żołądka gorzkiego klasycznego, a po kolacji i po niej poszliśmy do pobliskich lokali. Plan opiewał kilka, a z powodu mojej niskiej odporności na alko skończyło się na dwu. W jednym łykłem jeszcze szota i to był o jeden most za daleko. Musieliśmy zjechać na stację zwrotną, a po wejściu do mieszkania i usiłowaniu zaśnięcia następną godzinę spędziłem z muszlą.
Znowu się nie wyspałem, to już drugi dzień, bo obudziłem się o 08:00 i czuję się lekko przydupiony, tymbardziej po wczorajszym bliskim spotkaniu z muszlą.
Tyle teraz, bo stolica czeka, to zara ruszam w trasę.
piątek, 7 października 2016
Piątek #1081
Co to do cyca, jakiś falstart z zimą. Wczoraj jak się wyglebiałem było -3C, a rano jak wstałem wraz z 979, bowiem przygotowania do wyjazdu, to -5C. No przecież kogoś na górze pogięło.
Przygotowania do wyjazdu jak zwykle na ostatnią chwilę w tym przelewanie wina porzeczkowego. Nie robię wina, to od razu napiszę gwoli wyjaśnienia, na moc, jak by to większość robiła, ale na smak, wygląd, alko przy okazji. Dziś jak przelewałem porzeczkę i skosztowałem trochę z dna to wyszedł jakiś mocny masakrator. Aż się zdziwiłem, że takie mocne, ale będzie słabsze, bo teraz odparuje alko w baniaku, za to nabierze smaku przez nastepne 8 m-cy leżakowania. Na razie jeszcze w kuchni, ponieważ piwnica nie uszczelniona, a przez ten falstart z zimą nie będę znosił do piwnicy, po przyjeździe z wawki to zrobię. Wiśniowe też czeka na uszczelnienie piwnicy i zrobienie tam msc. na dwa baniaki.
Być może na razie jest to ostatnia notka pisana w takiej częstotliwości. Nie wiem jak tam u kolegi z netem, jak będzie to powstaną następne. Biorę laptopa, zawsze jak go nie będzie mogę iść gdzieś na strefę darmoneta i tam poczynić notkę. Myślę, że takie strefy mają, skoro w sąsiednich m-tach są to tym bardziej w stolicy powinny być do tego w ścisłym centrum. A tak przy okazji to jest jeszcze bar mleczny na Nowym Świecie?
Jak bym miał taką wydajność stale, jak w dniu wyjazdu, to jak pierdolę, aby by robota szła, ale to tylko niestety czasami tak jest. Kończę, bo jeszcze mi cug spierdoli. Narka.
Przygotowania do wyjazdu jak zwykle na ostatnią chwilę w tym przelewanie wina porzeczkowego. Nie robię wina, to od razu napiszę gwoli wyjaśnienia, na moc, jak by to większość robiła, ale na smak, wygląd, alko przy okazji. Dziś jak przelewałem porzeczkę i skosztowałem trochę z dna to wyszedł jakiś mocny masakrator. Aż się zdziwiłem, że takie mocne, ale będzie słabsze, bo teraz odparuje alko w baniaku, za to nabierze smaku przez nastepne 8 m-cy leżakowania. Na razie jeszcze w kuchni, ponieważ piwnica nie uszczelniona, a przez ten falstart z zimą nie będę znosił do piwnicy, po przyjeździe z wawki to zrobię. Wiśniowe też czeka na uszczelnienie piwnicy i zrobienie tam msc. na dwa baniaki.
Być może na razie jest to ostatnia notka pisana w takiej częstotliwości. Nie wiem jak tam u kolegi z netem, jak będzie to powstaną następne. Biorę laptopa, zawsze jak go nie będzie mogę iść gdzieś na strefę darmoneta i tam poczynić notkę. Myślę, że takie strefy mają, skoro w sąsiednich m-tach są to tym bardziej w stolicy powinny być do tego w ścisłym centrum. A tak przy okazji to jest jeszcze bar mleczny na Nowym Świecie?
Jak bym miał taką wydajność stale, jak w dniu wyjazdu, to jak pierdolę, aby by robota szła, ale to tylko niestety czasami tak jest. Kończę, bo jeszcze mi cug spierdoli. Narka.
czwartek, 6 października 2016
Czwartek #1080
Ostatni dzień przygotowań do wyjazdu, zdobycia stolicy. Dawno w niej nie byłem. Właściwie jak zwykle u mnie to wariactwo pakowania, pisania co zrobić, aby następnie nie było stękania. Lista rzeczy do zabrania gotowa. Podobnie robi się lista spr. do przekazania 979, wszak ruchem na stacji w zastępstwie będzie zawiadował on. Pobyt w stolicy w samym centrum, miejsce stacjonowania na stacji zwrotnej to Chmielna. Bliżej centrum się już nie dało.
Wczoraj jeszcze kurs po 1-go skurwiela od 972, z żoną która ukrywała się przed nim z wolnym. Dopiero w mieszkaniu strzaśli się ok. 17:00. Wcześniej gdzieś tam na wiosce się minęli, ale 972 ich nie zauważył. Jak odbieraliśmy 1-go z ośrodka to po wizycie u jakiejś tam lekarz, dostał te same leki co 3-ci, tylko w podwójnej dawce (będę znał nazwę to napiszę). Pewnie taka duża dawka na początku, bowiem chcą z nim mieć szybko spokój. I co ciekawe, jak weszliśmy do ośrodka to nauczycielka mijana w drzwiach nawijała o tych lekach. Że on już by je chciał żreć, czy je przywieźliśmy, kto je wykupi. Jak jej powiedziałem, że przecież to nie są tablety na chorobę i jak je zeżre 4 dni później to nic mu się nie stanie, to już zamknęła temat. Podobnie było z wychowawcą, też nawijał, że leki są mu potrzebne i takie tam. Chyba bardziej są te leki im potrzebne na spokój z nim, jak jemu na przydupienie dnia, ale co człowiek to inna wersja.
Wczoraj w/g planu zostało zlane wino. Przy ciągnięciu z węża trochę wciągnąłem do ust. Jeszcze nie gotowe, a już smak zajebisty. Mniej klarowne jak z wiśni, ale przecież właśnie porzeczkowe ma dłużej dochodzić, to myślę w czerwcu przyszłego roku będę się delektował smakiem, wyglądem, zapachem. Butelki przy okazji obiegu z cysternami są sukcesywnie zwożone na stację macierzystą, podobnie jak poszukiwane są cysterny do włączenia do składu, ale ostatnio nic nie znajduję do włączenia. Są jeszcze warzywa dostępne, bo ludzie mało kupują przetworzonych w pojemnikach.
Wczoraj jeszcze kurs po 1-go skurwiela od 972, z żoną która ukrywała się przed nim z wolnym. Dopiero w mieszkaniu strzaśli się ok. 17:00. Wcześniej gdzieś tam na wiosce się minęli, ale 972 ich nie zauważył. Jak odbieraliśmy 1-go z ośrodka to po wizycie u jakiejś tam lekarz, dostał te same leki co 3-ci, tylko w podwójnej dawce (będę znał nazwę to napiszę). Pewnie taka duża dawka na początku, bowiem chcą z nim mieć szybko spokój. I co ciekawe, jak weszliśmy do ośrodka to nauczycielka mijana w drzwiach nawijała o tych lekach. Że on już by je chciał żreć, czy je przywieźliśmy, kto je wykupi. Jak jej powiedziałem, że przecież to nie są tablety na chorobę i jak je zeżre 4 dni później to nic mu się nie stanie, to już zamknęła temat. Podobnie było z wychowawcą, też nawijał, że leki są mu potrzebne i takie tam. Chyba bardziej są te leki im potrzebne na spokój z nim, jak jemu na przydupienie dnia, ale co człowiek to inna wersja.
Wczoraj w/g planu zostało zlane wino. Przy ciągnięciu z węża trochę wciągnąłem do ust. Jeszcze nie gotowe, a już smak zajebisty. Mniej klarowne jak z wiśni, ale przecież właśnie porzeczkowe ma dłużej dochodzić, to myślę w czerwcu przyszłego roku będę się delektował smakiem, wyglądem, zapachem. Butelki przy okazji obiegu z cysternami są sukcesywnie zwożone na stację macierzystą, podobnie jak poszukiwane są cysterny do włączenia do składu, ale ostatnio nic nie znajduję do włączenia. Są jeszcze warzywa dostępne, bo ludzie mało kupują przetworzonych w pojemnikach.
środa, 5 października 2016
Środa #1079
Bardzo rzadko oglądam teledyski do nagrań, bo ogólny brak czasu. Słucham muzy, owszem, ale aby oglądać, to nie mieszczą się w grafiku. Przedwczoraj po ćwiczeniach na yt, było włączone autoodtwarzanie i właczył się teledysk "Fifth Harmony - Work from Home ft. Ty Dolla $ign", a w nim takie przejebane mięśniaki. Rozmawiając z 672 przez tel. powiedziałem, że 3/4 wyświetleń to laski, choć w tym pewnie jest też dużo naszych.
Realizując przedwczoraj obieg z cysternami przejeżdżałem przez linię tramwajową, akurat jechał tramwaj i dzwonkiem uprzedzał kierowców o swojej jeździe. Jednak to wpierw usłyszałem szum wydobywający się z samej jazdy tram po torowisku, a następnie dopiero dźwięk dzwonka. Jadąc dalej zastanawiałem się, na co montowanie dzwonków, których po prostu nie słychać? Czy ma to być tylko alibi dla motorowego, że go użył i słyszeli go pasażerowie w środku, a reszta już nie? Jestem szczęśliwym posiadaczem starego dzwonka ze 105-ki, który słychać były z odległości 200m i to dobrze. Czy to znowu jakiś new pomysł UE, aby dzwonki nie były słyszalne? Ale na co komu (cytując szefa z Pingwinów z Madagaskaru) broń, która jest nieskuteczna? Podobnie jest z sygnałami karetek pogotowia i innych służb. One są słyszalne dla pieszych bo są na zewnątrz, ale już w aucie nawet jadać bez włączonej muzyki, dźwięk słychać z małej odległości co przećwiczyłem już kilkukrotnie. Muszę podpytać 825 czy jakaś norma hałasu weszła dot. dzwonków tram.
Wczoraj gonitwa, bo to już ostatnie dni przez zdobywaniem wawki. Na szczęście zmieściły się ćwiczenia, choć nie w wymiarze jaki chciałem, zrobiłem tylko 25mi i to było tyle, bowiem po nich żarcie i zara wyjazd do stomy na rowerze, Odjechałem 5min po planie, ale jechałem z wiatrem, to nadrobiłem i do gabinetu wszedłem o 14:45 w/g planu. W drodze powrotnej jechałem pod wiatr, ale czas mnie już nie gonił to mogłem jechać wolniej i bez spiny. A wieczorem, ponieważ jeszcze o 19:00 nie było zgłoszenia o skład pustych cystern to włączyłem symka, no nie wytrzymałem, ale jako mech, nie nastawnię, choć był deficyt jak się włączałem. Dużo nie pojechałem, bo jak zwykle nerwice nie potrafią poczekać, to się też mniej już tym przejmuję. Drugi ban pozwala mi trochę z boku spojrzeć na symka zresztą nakłada się tu wyjazd i związane z tym obowiązki.
Rejestracyjnie, to i wczoraj i dziś załapały się ćwiczenia. Jednak opisanie tego tu, nagadanie 979 podowuje jakby dodatkowy bodziec do ćwiczeń. Dziś 36min, bowiem na początku najbardziej to odczuwałem mięśnie brzucha. No pierwszy brzuszek, to jakaś masakra, ale reszta poszła. Nie chciałem przeginać, bo to już nie ten wiek.
Jeszcze wyjazd po 1-go skurwiela do ośrodka. Żona od 972 oczywiście ukryła przed nim (nie wiedzieć czemu), że ma wolne i jedzie po syna. Ciekawe gdzie chce z nim być 5h, aby ten się nie dowiedział, że ta ma wolne, a ten grasuje po wiosce. Dorośli ludzie, a zachowują się jak dzieci. Chyba dzieci są czasami poważniejsze od nich.
Dziś jeszcze, to musi ruszyć, przelewanie drugiego wina porzeczkowego. Jutro muszę go wlać z powrotem, bo pt. atak na stolicę.
To tyle, bo czas goni, zajęcia czekają w kolejce. A bym jeszcze zapomniał. W tym nawale spraw jeszcze była dziś 19-ka z katos, to takie opróżnienie zbiorników przed wyjazdem. Czy ja już pisałem, że brakuje mu tej nutki skurwielostwa, ktora w pełni występuje u 172 i innych.
No tera tyle, tymczas.
Realizując przedwczoraj obieg z cysternami przejeżdżałem przez linię tramwajową, akurat jechał tramwaj i dzwonkiem uprzedzał kierowców o swojej jeździe. Jednak to wpierw usłyszałem szum wydobywający się z samej jazdy tram po torowisku, a następnie dopiero dźwięk dzwonka. Jadąc dalej zastanawiałem się, na co montowanie dzwonków, których po prostu nie słychać? Czy ma to być tylko alibi dla motorowego, że go użył i słyszeli go pasażerowie w środku, a reszta już nie? Jestem szczęśliwym posiadaczem starego dzwonka ze 105-ki, który słychać były z odległości 200m i to dobrze. Czy to znowu jakiś new pomysł UE, aby dzwonki nie były słyszalne? Ale na co komu (cytując szefa z Pingwinów z Madagaskaru) broń, która jest nieskuteczna? Podobnie jest z sygnałami karetek pogotowia i innych służb. One są słyszalne dla pieszych bo są na zewnątrz, ale już w aucie nawet jadać bez włączonej muzyki, dźwięk słychać z małej odległości co przećwiczyłem już kilkukrotnie. Muszę podpytać 825 czy jakaś norma hałasu weszła dot. dzwonków tram.
Wczoraj gonitwa, bo to już ostatnie dni przez zdobywaniem wawki. Na szczęście zmieściły się ćwiczenia, choć nie w wymiarze jaki chciałem, zrobiłem tylko 25mi i to było tyle, bowiem po nich żarcie i zara wyjazd do stomy na rowerze, Odjechałem 5min po planie, ale jechałem z wiatrem, to nadrobiłem i do gabinetu wszedłem o 14:45 w/g planu. W drodze powrotnej jechałem pod wiatr, ale czas mnie już nie gonił to mogłem jechać wolniej i bez spiny. A wieczorem, ponieważ jeszcze o 19:00 nie było zgłoszenia o skład pustych cystern to włączyłem symka, no nie wytrzymałem, ale jako mech, nie nastawnię, choć był deficyt jak się włączałem. Dużo nie pojechałem, bo jak zwykle nerwice nie potrafią poczekać, to się też mniej już tym przejmuję. Drugi ban pozwala mi trochę z boku spojrzeć na symka zresztą nakłada się tu wyjazd i związane z tym obowiązki.
Rejestracyjnie, to i wczoraj i dziś załapały się ćwiczenia. Jednak opisanie tego tu, nagadanie 979 podowuje jakby dodatkowy bodziec do ćwiczeń. Dziś 36min, bowiem na początku najbardziej to odczuwałem mięśnie brzucha. No pierwszy brzuszek, to jakaś masakra, ale reszta poszła. Nie chciałem przeginać, bo to już nie ten wiek.
Jeszcze wyjazd po 1-go skurwiela do ośrodka. Żona od 972 oczywiście ukryła przed nim (nie wiedzieć czemu), że ma wolne i jedzie po syna. Ciekawe gdzie chce z nim być 5h, aby ten się nie dowiedział, że ta ma wolne, a ten grasuje po wiosce. Dorośli ludzie, a zachowują się jak dzieci. Chyba dzieci są czasami poważniejsze od nich.
Dziś jeszcze, to musi ruszyć, przelewanie drugiego wina porzeczkowego. Jutro muszę go wlać z powrotem, bo pt. atak na stolicę.
To tyle, bo czas goni, zajęcia czekają w kolejce. A bym jeszcze zapomniał. W tym nawale spraw jeszcze była dziś 19-ka z katos, to takie opróżnienie zbiorników przed wyjazdem. Czy ja już pisałem, że brakuje mu tej nutki skurwielostwa, ktora w pełni występuje u 172 i innych.
No tera tyle, tymczas.
poniedziałek, 3 października 2016
Poniedziałek #1078
Ban na symku to bardzo dobra, sprawa. Wróciłem do żywych i lepiej funkcjonuję. Czas dałem sobie do czwartku, a i tak nie wiem na ile mnie zbanowali, może na jeden dzień, ale to przy wyjeździe do wawki ma małe znaczenie, bo tydzień już jest bardzo zajęty. Ostatnie reanimacje u lekarzy, w tym jutro dentysta i pewnie będzie kanałówka, nadto mam, zupełnie nie wiem po co, wezwanie do wojska, też jutro zrealizuję w drodze do dentysty. Jutro jeszcze ma być w miarę normalnie, ok. 10C, bo w środę juz tylko 5C. Zima nadciąga do cyca więc wawka już w kurtce kolejowej zimowej.
Po za tym, wczoraj przyszedł na odwiedziny taki dość ładny mięśniak z wioski. Pojechał do gebelsów do pracy jako niewolnik. Na razie żyje jeszcze mirażem, grubej kasy, którą tam zarobi, a tymczasem ledwo starczyło mu na przyjazd tu, jest tam od 4 sierpnia, mieszka standardowo w domku, z samymi krajowcami, pracuje między nimi, języka gebelsowskiego nie uczy się, bo po co (jak powiedział). To są przejebane mięśniaki, nie ogarniające tego, że w kraju pobytu, warto się czasem komunikować, a nie być tylko niewolnikiem, no ale, każdy sam steruje swoją lokomotywą.
Mięśniak, na razie się nie zmienił, zresztą jakby to miało nastąpić, jak napierdala fizycznie, je tanie ciulstwa, bo na droższe go nie stać, do tego imprezki i tak życie płynie.
Podobnie u 979. Noc z sob/nd spędziłem w aucie i co chwilę, jak bylem na stacji macierzystej, byłem budzony, bowiem 979 po łyknięciu stwierdził, że zaszaleje jeszcze w katosach na Mariackiej i tam go zawiozłem. Po 1,5h, odebrałem go z Mickiewicza, ale mało z tego pamiętał. Na stacji jak przyjechałem chciałem go wyciągnąć z auta do budynku stacyjnego, ale był jak zwłoki, bezwładny i nie dało się go wyciągnąć. W trakcie wyciągania, musiałem go chwycić za ręce, a one takie ciepłe nagrzane, aż się przyjemnie je trzymało. Przez tą chwilę kiedy usiłowałem go wyciągnąć, wewnątrz robiło mi się przyjemnie. Takie ciepłe ręce, delikatna skóra. Trochę też miałem kontakt z twarzą, bowiem chciałem mu głowę bezpiecznie wyciągnąć z auta i podobnie, ciepła, nagrzana skóra, ach taki mięśniak w moich rękach, do tego przewijająca się świadomość, jakby kontakt z własnym synem, wszak 979 z krótkimi przerwami mieszka tu prawie 10 lat.
Nie szamotałem się z nim za długo. Przeanalizowałem sytuacje. Noc jeszcze ciepła, koc w aucie to nakryłem go nim dość szczelnie. Auto ustawione wyjściem w kierunku drzwi do budynku, aby nie zbłądził, to zostawiłem go w nim. Już kiedyś też po takim nocnym powrocie spał w nim i doszedł, to teraz też dojdzie, a jak jest takimi zwłokami, to jeszcze się razem w drodze wypierdolimy i po co. I faktycznie, jakoś rano dzwonek. Poszedłem otworzyć, wszedł, położył się w łóżku. Zamknąłem auto na alarm i też dalej się położyłem spać. Obudził mnie ok. 10:00 371, bowiem przylazł w sob., bo mu się nudzi i został na noc na stacji. Tradycyjnie zasnął przy jakimś filmie w TV.
No i jeszcze jeden pozytyw bana, dziś ruszyły ćwiczenia. Zabierałem się do nich już od chyba dwóch m-cy, ciągle coś, aż wreszcie dziś zaliczona pierwsza seria. Po, chyba rocznej przerwie tylko 30 min ćwiczeń, a i tak na koniec byłem mokry. Oczywiście odpowiednia muzyka, napierdalająca, bo to dodaje wigoru. Jutro zwiększymy czas do 40 min. Oczywiście piszę to tu, aby mieć dodatkowy bodziec na jutro, by je zrobić. Info przekażę też 979, bo to mnie bardziej zmobilizuje do ciągłości.
To tyle, lezę dalej załatwiać sprawy z listy, spisane, abym nie zapomniał o nich. To narka.
Po za tym, wczoraj przyszedł na odwiedziny taki dość ładny mięśniak z wioski. Pojechał do gebelsów do pracy jako niewolnik. Na razie żyje jeszcze mirażem, grubej kasy, którą tam zarobi, a tymczasem ledwo starczyło mu na przyjazd tu, jest tam od 4 sierpnia, mieszka standardowo w domku, z samymi krajowcami, pracuje między nimi, języka gebelsowskiego nie uczy się, bo po co (jak powiedział). To są przejebane mięśniaki, nie ogarniające tego, że w kraju pobytu, warto się czasem komunikować, a nie być tylko niewolnikiem, no ale, każdy sam steruje swoją lokomotywą.
Mięśniak, na razie się nie zmienił, zresztą jakby to miało nastąpić, jak napierdala fizycznie, je tanie ciulstwa, bo na droższe go nie stać, do tego imprezki i tak życie płynie.
Podobnie u 979. Noc z sob/nd spędziłem w aucie i co chwilę, jak bylem na stacji macierzystej, byłem budzony, bowiem 979 po łyknięciu stwierdził, że zaszaleje jeszcze w katosach na Mariackiej i tam go zawiozłem. Po 1,5h, odebrałem go z Mickiewicza, ale mało z tego pamiętał. Na stacji jak przyjechałem chciałem go wyciągnąć z auta do budynku stacyjnego, ale był jak zwłoki, bezwładny i nie dało się go wyciągnąć. W trakcie wyciągania, musiałem go chwycić za ręce, a one takie ciepłe nagrzane, aż się przyjemnie je trzymało. Przez tą chwilę kiedy usiłowałem go wyciągnąć, wewnątrz robiło mi się przyjemnie. Takie ciepłe ręce, delikatna skóra. Trochę też miałem kontakt z twarzą, bowiem chciałem mu głowę bezpiecznie wyciągnąć z auta i podobnie, ciepła, nagrzana skóra, ach taki mięśniak w moich rękach, do tego przewijająca się świadomość, jakby kontakt z własnym synem, wszak 979 z krótkimi przerwami mieszka tu prawie 10 lat.
Nie szamotałem się z nim za długo. Przeanalizowałem sytuacje. Noc jeszcze ciepła, koc w aucie to nakryłem go nim dość szczelnie. Auto ustawione wyjściem w kierunku drzwi do budynku, aby nie zbłądził, to zostawiłem go w nim. Już kiedyś też po takim nocnym powrocie spał w nim i doszedł, to teraz też dojdzie, a jak jest takimi zwłokami, to jeszcze się razem w drodze wypierdolimy i po co. I faktycznie, jakoś rano dzwonek. Poszedłem otworzyć, wszedł, położył się w łóżku. Zamknąłem auto na alarm i też dalej się położyłem spać. Obudził mnie ok. 10:00 371, bowiem przylazł w sob., bo mu się nudzi i został na noc na stacji. Tradycyjnie zasnął przy jakimś filmie w TV.
No i jeszcze jeden pozytyw bana, dziś ruszyły ćwiczenia. Zabierałem się do nich już od chyba dwóch m-cy, ciągle coś, aż wreszcie dziś zaliczona pierwsza seria. Po, chyba rocznej przerwie tylko 30 min ćwiczeń, a i tak na koniec byłem mokry. Oczywiście odpowiednia muzyka, napierdalająca, bo to dodaje wigoru. Jutro zwiększymy czas do 40 min. Oczywiście piszę to tu, aby mieć dodatkowy bodziec na jutro, by je zrobić. Info przekażę też 979, bo to mnie bardziej zmobilizuje do ciągłości.
To tyle, lezę dalej załatwiać sprawy z listy, spisane, abym nie zapomniał o nich. To narka.
niedziela, 2 października 2016
Niedziela #1077
Jest szansa na bardziej regularne wpisy, bowiem w symku po raz drugi nas zbanowali. Nastąpiło to, co krótko po powiedziałem 979, w najlepszym momencie. Kiedy zaległości w pracach na stacji sięgnęły wysokiego pułapu. Od razu po banie, jakbym dostał energii, do działania i z kopyta ruszyły prace na stacji, teraz pisząc, aż w szoku jestem ile zrobiłem i pewnie coś tam jeszcze poczynię. Nawet nie wiem na ile dni ban nastąpił, ale okres na prawdę jest dobry. Zagrożone były przygotowania do wyjazdu do wawki, bowiem kolejka rzeczy do załatwienia, do zrobienia, do przygotowania. Tak będzie czas na to.
Wczoraj wizyta tradycyjnie u małych skurwieli, u pingwinów. Na dzień dobry rodzice zostali wezwani do pingwina naczelnego, poszedłem też posłuchać. Otóż dwa małe skurwiele nieustannie się napierdalają między sobą, a przy okazji z innymi. Wyzywają wszystkich dookoła nie licząc się z tym w czyją stronę wypowiadają przekleństwa. Nie są lekkiego kalibru typu qrwa, bo w zasadzie jest przerywnik, ale np. w czasie rozdzielania przez wychowawczynię powiedzieli aby się odpierdoliła bo za chwile dostanie do ryja. Przedwczoraj drugi na tyle, po przyjściu ze szkoły, zwyzywał wychowawczynię, że została wezwana policja. Odpowiednia notatka do akt, do sądu.
Pingwiny czasem odpuszczają, ale wczoraj postraszyły wysłaniem małych skurwieli do MOW-ów. Chyba w ub. tyg. pisałem, że mogę się o stówkę założyć, że 3-ci wyjedzie od pingwinów.
Rodzice, czyli 972 i żona w zasadzie jeszcze z pretensjami do pingwinów, że ich dzieci są takie, a nie inne, ale przecież one nie trafiły tam w wieku 2 lat, tylko jak miały już w okolicach nastu, więc nawyki skurwielostwa z domu wyniosły. W ośrodku jakby je tylko kultywują. Od 2-go i 3-go, pojechaliśmy do pierwszego. Ten też na poziomie, poziomów dotychczasowych. Rozpierdol dookoła siebie jest czymś normalnym i w pięciu się po drabince skurwielowstwa pożądanym. Wszak inni muszą widzieć jaki to przejebany skurwiel jest.
Po badaniu w środę dostał przepisany lek na "wyciszenie". Jeszcze nie robią z niego ameby, ale idzie w tym kierunku. 3-ci jakieś specyfiki żre już od pół roku, jak widać efekt niewielki, choć nie wiadomo, czy bez nich by ich tam już nie rozniósł. U pierwszego była jeszcze opcja, bo jemu się nudziło (skąd to znam?) wypisania go na 3h, ale zaproponowałem rozwiązanie, aby zrobić to w tyg. kiedy wcześniej kończy lekcje i wtedy wypisanie go na 6 h ma jakiś sens, a przynajmniej jest długą jednostką czasową.
Jak odwiozłem 972 i żonę do domu, to w bloku obok, taki nastolatek, wyszedł przed sień, siadł na schodach i oglądał co dzieje wokół. Pomyślałem - następny, któremu się nudzi i nie może znaleźć sobie zajęcia. Oni wraz ze skurwielostwem mają od razu zakorzenioną nudę. Z nią dorastają, dojrzewają, z nią żyją. Nic ich nie ciekawi, nie interesuje głębiej, jest tu i teraz i tak funkcjonują. Po iluś latach mają już pewnie dość.
Tak przy okazji, bo od prawie 2 m-cy uruchamiam symka, to zauważyłem, że część, która wchodzi na stację usiłuje dyskredytować symka. Sami nie mając zainteresowań, chcą abym dorównał do nich i nie zajmował się nim. Np. 834 kiedyś mówił, jakie go jest głupie, nudne, nic tam się nie dzieje, jak bym w to nie grał nawet 5min.
A co go to qrwa obchodzi. Niech se w coś napierdala, czy mu zabraniam? 979 nic nie mówi, on wciągnął się w oglądanie anime, ale ostatnio pożyczył pleja trojkę i napierdalał prawie tyle co ja, ale po 3-ch dniach stwierdził, że ile można zabijać i napierdalać na padzie? No fakt, to mnie by się też znudziło. A tu w symku nie chodzi o zabijanie, a akcję jak w GTA, ale o prace mózgu. Trudno im jest wytłumaczyć, że na prostej stacji zanudzę się na śmierć. Dopiero większa stacja, jak Dąb, na której "siedzę" pobudza korę mózgową do działania i to jest ponadczasowe. Własnie to, jak przy dużym nasileniu ruchu, wpadam czasami w trans i przepuszczam wirtualne składy przez stacje płynnie i w miarę bezzdarzeniowo. I to są sytuacje, dla których symka uruchamiam. Właśnie te pobudzające do pracy mózg, do działania, do perspektywicznego myślenia. To po takich akcjach czuję się w jakimś tam stopniu spełniony, mózg jest zadowolony z wykonanej pracy. No i jeszcze są bezpośredni obserwatorzy, którzy mogą to oceniać. Multiplej ma tą przewagę nad grą z kompem.
Dobra, tyle, resztę pyknę jutro, bo wolne od symka.
Wczoraj wizyta tradycyjnie u małych skurwieli, u pingwinów. Na dzień dobry rodzice zostali wezwani do pingwina naczelnego, poszedłem też posłuchać. Otóż dwa małe skurwiele nieustannie się napierdalają między sobą, a przy okazji z innymi. Wyzywają wszystkich dookoła nie licząc się z tym w czyją stronę wypowiadają przekleństwa. Nie są lekkiego kalibru typu qrwa, bo w zasadzie jest przerywnik, ale np. w czasie rozdzielania przez wychowawczynię powiedzieli aby się odpierdoliła bo za chwile dostanie do ryja. Przedwczoraj drugi na tyle, po przyjściu ze szkoły, zwyzywał wychowawczynię, że została wezwana policja. Odpowiednia notatka do akt, do sądu.
Pingwiny czasem odpuszczają, ale wczoraj postraszyły wysłaniem małych skurwieli do MOW-ów. Chyba w ub. tyg. pisałem, że mogę się o stówkę założyć, że 3-ci wyjedzie od pingwinów.
Rodzice, czyli 972 i żona w zasadzie jeszcze z pretensjami do pingwinów, że ich dzieci są takie, a nie inne, ale przecież one nie trafiły tam w wieku 2 lat, tylko jak miały już w okolicach nastu, więc nawyki skurwielostwa z domu wyniosły. W ośrodku jakby je tylko kultywują. Od 2-go i 3-go, pojechaliśmy do pierwszego. Ten też na poziomie, poziomów dotychczasowych. Rozpierdol dookoła siebie jest czymś normalnym i w pięciu się po drabince skurwielowstwa pożądanym. Wszak inni muszą widzieć jaki to przejebany skurwiel jest.
Po badaniu w środę dostał przepisany lek na "wyciszenie". Jeszcze nie robią z niego ameby, ale idzie w tym kierunku. 3-ci jakieś specyfiki żre już od pół roku, jak widać efekt niewielki, choć nie wiadomo, czy bez nich by ich tam już nie rozniósł. U pierwszego była jeszcze opcja, bo jemu się nudziło (skąd to znam?) wypisania go na 3h, ale zaproponowałem rozwiązanie, aby zrobić to w tyg. kiedy wcześniej kończy lekcje i wtedy wypisanie go na 6 h ma jakiś sens, a przynajmniej jest długą jednostką czasową.
Jak odwiozłem 972 i żonę do domu, to w bloku obok, taki nastolatek, wyszedł przed sień, siadł na schodach i oglądał co dzieje wokół. Pomyślałem - następny, któremu się nudzi i nie może znaleźć sobie zajęcia. Oni wraz ze skurwielostwem mają od razu zakorzenioną nudę. Z nią dorastają, dojrzewają, z nią żyją. Nic ich nie ciekawi, nie interesuje głębiej, jest tu i teraz i tak funkcjonują. Po iluś latach mają już pewnie dość.
Tak przy okazji, bo od prawie 2 m-cy uruchamiam symka, to zauważyłem, że część, która wchodzi na stację usiłuje dyskredytować symka. Sami nie mając zainteresowań, chcą abym dorównał do nich i nie zajmował się nim. Np. 834 kiedyś mówił, jakie go jest głupie, nudne, nic tam się nie dzieje, jak bym w to nie grał nawet 5min.
A co go to qrwa obchodzi. Niech se w coś napierdala, czy mu zabraniam? 979 nic nie mówi, on wciągnął się w oglądanie anime, ale ostatnio pożyczył pleja trojkę i napierdalał prawie tyle co ja, ale po 3-ch dniach stwierdził, że ile można zabijać i napierdalać na padzie? No fakt, to mnie by się też znudziło. A tu w symku nie chodzi o zabijanie, a akcję jak w GTA, ale o prace mózgu. Trudno im jest wytłumaczyć, że na prostej stacji zanudzę się na śmierć. Dopiero większa stacja, jak Dąb, na której "siedzę" pobudza korę mózgową do działania i to jest ponadczasowe. Własnie to, jak przy dużym nasileniu ruchu, wpadam czasami w trans i przepuszczam wirtualne składy przez stacje płynnie i w miarę bezzdarzeniowo. I to są sytuacje, dla których symka uruchamiam. Właśnie te pobudzające do pracy mózg, do działania, do perspektywicznego myślenia. To po takich akcjach czuję się w jakimś tam stopniu spełniony, mózg jest zadowolony z wykonanej pracy. No i jeszcze są bezpośredni obserwatorzy, którzy mogą to oceniać. Multiplej ma tą przewagę nad grą z kompem.
Dobra, tyle, resztę pyknę jutro, bo wolne od symka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)