No zajebiście, no zajebiście! Budzę się przed 09:00, a tu na placu już 25C. Żrę śniadanie, okno otwarte w budynku stacyjnym, a na zewnątrz je już 28C. Ciepłe podmuchy napierają do wewnątrz stacji, jest rewelka.
Wiem, przed robotą był 979. Noc nieprzespana, bo on z klubu morsów, podobnie jak 172. To trudne dni dla nich, ale cóż ja za to mogę. Kiedyś jak 172 stacjonował na stacji, to w te ciepłe dni spał w piwnicy, bo po moim nagrzaniu budynku wewnątrz potrafi być 29C, w skrajnych przypadkach, a mimo tego śpię normalnie i to jeszcze pod przykryciem. Tzn. lubię mieć coś na sobie. Nawet samą poszwę, ale jednak coś jest potrzebne.
Ale to w części jest wpływ czynników zewnętrznych na predyspozycje ludzi. To co pisałem w poprzedniej notce. Ta wszechobecna klima. W domu klima, w aucie klima, w sklepie klima, w pracy klima itd. I jak ludzie mają się przystosować do wysokich temp. jak ich unikają i organizmy się nie przyzwyczajają, nie dostosowują się. Koszty też w tym mają niemałe znaczenie. Przecież w zimie utrzymywanie wysokiej temp. w mieszkaniu to koszt, więc go unikamy, a lato (stricte) trwa u nas może 2 m-ce.
Wracając do objazdu w sobotę, bo tego nie skończę, to 27 dojechałem na styk Będzina i Sosnowca. Od Sosnowca w kier. Bę-a torowisko wyremontowane, to też tram jechał już obrzydliwie wolno, przynajmniej takie odnosiło się wrażenie. Czas był optymalnie ustawiony do starego torowiska, na którym miejscowe zwolnienia, bo te styki szyn, wyboczenia, deformacje torów itp. a tu idzie się jak po maśle i co z tym czasem robić? Sunie się 20 km/h jak rowerem, a nawet wolniej. No ale tram i autobusy na Górnym Śl. są same dla siebie, nie dla ludzi. Dojechałem do Cmentarza i tam przesiadłem się na 188. Nic z powrotem do centrum i pieszo na Sielec Wawel i tu kolejna ciekawa linia 220 do Jaworzna Szczakowej dw. PKP. Na listopad więcej takich linii muszę wynaleźć i długich. No i na 220 na tzw. Gwiazdach wsiadł pierwszy raz w czasie objazdu rasowy mięśniak. Oczywiście krótkie spodenki, koszulka krótki rękawek. Mięśnie jak trzeba, żadnych przerostów, genetyka + odpowiedni lub nieodpowiedni tryb życia i gotowy produkt. Jechał pewnie do laski na oś. Juliusz przed Szczakową. No niestety usiadł w samym tyle, to też tylko dwa razy go widziałem. Jak przechodził do tyłu z drugich drzwi i jak wysiadał trzecimi. Jak odchodził od autobusu to odprowadzałem go wzrokiem. On ciemna karnacja, taki mulat już trochę opalony, wszystko na miejscu, ładne przedramię, ładny biceps, łydka, klata też z pod koszulki ok. Aż szkoda, że usiadł z tyłu in na bieżąco go nie widziałem. Tak sztuka...
No i gdzie te rasowe mięśniaki? A to już była 17:00 więc końcówka objazdu. Kierowca linii 220, autob. 777 tak średnio jechał. Po części ich rozumiem, nie ma co gnać, bo za jazdę przed czasem są kary, ale przeca można z początkowego odejść 2 min później, do pierwszego zrobić kolejne dwie i już można trochę pogonić. A tak wszystko sunie i przez prawie cały dzień nie było tłoku w żadnym pojeździe.
W Szczakowej było by 20 min postoju planowego, gdyby nie przyjechał 4 do tyłu, to się skróciło do 13 min realnie. Poszedłem na dworzec po remoncie, czy jeszcze w trakcie, bo peron drugi jeszcze nie otwarty. Nowe dworce są totalnie bez klimatu. Takie standaryzowane, wszystkie takie same, a dawny dworzec w Szczakowej miał swój specyficzny klimat jeszcze wielkiej stacji, a także nietypowe rozwiązania na peronach wiat. Teraz wiaty to standard w/g tego samego projektu co w całej PL. Niby dobrze, bo ludzie się wszędzie odnajdą, ale też jak nic na takich peronach widać pustkę i bezludzie.
W czasie obchodu dworca mijałem 3-ch kolejarzy i to wszystko. Nikogo z innych ludzi nie było. Nikogo na taki duży dworzec. Te budowle stacją się wielkimi pustkowiami betonowymi. Nawet w Gliwicach, w których wylądowałem na objeździe 1-go listopada, jak pisałem, były totalne pustki, a tam 4 perony.
Ze Szczakowej 220 odszedł planowo, a mógł trochę opóźnić. Za to na trasie znowu sunięcie i znowu w połowie trasy był już spóźniony, ale wiem - tak jest bezpieczniej. Ktoś tworząc tą komunikację zapomniał chyba, że ludzie chcą się sprawnie i szybko przemieszczać.
Tym razem 220 zaczął się w Sosnowcu już od oś Juliusz napełniać, bowiem w Centrum dni m-ta. To też po raz pierwszy zdarzyło się, że wszystkie miejsca siedzące były zajęte, nawet stojące się pozajmowały. Na Kazimierzu wsiadła młodzież w tym kolejny mięśniak i do tego siadł na przeciw mnie, bowiem siedzenia z tyłu były skierowane na przeciw siebie. On oznaczony na szyi malinami, to takie znaczenie, "jest zajęty". Szybko wyłapałem laskę, też oznakowaną i po jakimś czasie okazało się, ze faktycznie para. Czyli od pokolenia nic się nie zmienia. Nadal znakowanie partnera obowiązuje przez tyle lat.
Przynajmniej ta para była ładna. On mięśniak, ona dość przystojna szczupła - pomyślałem, jak będą samce to będą ładne, przynajmniej na początku. On z twarzy taki średni, no dało się strawić, ale reszta jak najbardziej ok. Ręcę, choć nie tak umięśnione jak u tego, w kursie w drugą stronę, to jednak wyróżniał się umięśnieniem wśród swoich nijakich kolegów. Z twarzy i ładniejszych, ale ta reszta klocowato-gąbczasta. Tu wyobrażałem sobie dotykanie przedramienia, bicepsu, nogi też niczego sobie, mało owłosione, do tego długa umięśniona szyja, to jak się wyginał do laski, to żyły na niej wychodziły na wierzch i wszystko robiło wrażenie.
Kilka razy nasz wzrok się skrzyżował, bo to pierwszy taki mięśniak w czasie całego dnia, który był tak blisko. Nawet czasem nasze nogi się dotykały, bo zakręty, bo on ruchliwy, bo tak się ułożył, to ja też trochę do tego dążyłem. Za chyba 5-tym razem jak się nasz wzrok skrzyżował to wdrożyłem podziwianie widoków za oknem lub obserwowałem jego kolegów. Widziałem jak parę razy sprawdzał, czy się ponownie nie gapię, ale w tym momencie miałem wzrok na kimś innym, to po jakimś czasie odpuścił i już nie kontrolował, to znowu miałem możliwość uważniejszego się przyjrzenia, jednak starałem się pilnować, by do skrzyżowania wzroku ponownie już nie doszło.
Wysiadałem ponownie na przyst. Sielec Wawel. Młodzież też zastanawiała się czy wysiąść tu, w sensie na Wawelu i iść na imprę czy jechać pod UM, na końcowy przystanek. Tu miałem zrobić przesiadkę na 35 do Mysłowic. ale...
No właśnie, bo ta pogoda na zewnątrz jest zajebista, już je 30C, a jeszcze nie skończyłem rozruchu porannego. To zabieram się za czynności dnia, tym bardziej, że stękacz też nadszedł to pcham notkę i do zaś. Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz