wtorek, 4 czerwca 2019

Wtorek #1544

   Wczoraj ok. południa poszedłem wykopać niewielki dół. Wcześniej sprawdziłem jeszcze Myszaka, był ciepły, więc zostawiłem go pod ligniną i kołdrą. Po wykopaniu dołu, chciałem go zawinąć, ale miałem brudne ręce. Pomyślałem takimi nie wypada, więc poszedłem je umyć. Podnosiłem go z łóżka, a on nadal był ciepły i wiotki. Choć łapki mu już zesztywniały, to nadal w głowie miałem myśl - przecież jest jeszcze ciepły i wiotki, czy aby na pewno to już.
   Zawinąłem go ponownie do ligniny i wsadziłem do woreczka. Chwilę trzymałem go w rękach. Przez woreczek nadal, przenikało jego ciepło, nadal w rękach był wiotki. Znowu go wyjąłem, odwinąłem, sprawdziłem ponownie, ale łapki miał już zesztywniałe. Mówiłem sobie, przecież już chodzić nie będzie. Jednak ciało nadal było wiotkie, nadal ciepłe, jakby nie chciał rozstać się z tym światem.
   Zmobilizowałem się i zawinąłem go już chyba 4-ty raz w ligninę i ponownie do woreczka. Tym razem już nieodwołalnie postanowiłem go zanieść do ogrodu. Nadal jednak coś mówiło, że to za szybko, że jeszcze nie wystygł, jeszcze jest wiotki, jakbym chciał czekać, aż cały zesztywnieje.
   Ok. 12:30 pochowałem go w ogrodzie.
   Po 13:00 poszedłem do weterynarza powiedzieć mu, że jednak Myszak zszedł. O tej porze jest tam pustawo i faktycznie tak było. Przekazałem informacje, ale znowu wybuchłem płaczem. Jakoś się pozbierałem, z minutę to trwało, po czym wyszedłem.
   Na stacji włączyłem komputer i od razu ruszyła muzyka trochę głośno. Pierwsza myśl, trzeba ściszyć, bo Myszak jest chory i lepiej jak będzie cisza. Jak już ściszyłem to odblokowałem się, że już go nie ma.
   Jeszcze nim go zawinąłem pierwszy raz, zastanawiałem się czy zrobić mu zdjęcia. Z jednej strony nie wypada, z drugiej już go więcej widzieć nie będę, ale też czy takiego jak będzie na zdjęciach chciałbym zapamiętać.
   Przeważyła myśl, że jednak zrobię mu zdjęcia i zrobiłem. Nadal bez lampy błyskowej, tylko doświetlając go.
   Rano miałem krótki sen, taki 2 sek, w którym Myszak wychodził z pod łóżka w stronę miski z piciem. Owinięty był w ligninę, sunął jak ostatnimi dniami, wydając przy tym charakterystyczne odgłosy sunięcia. Sen się urwał.
   Po przebudzeniu jeszcze leżałem. Słyszałem jak Żyrafka weszła na półkę w łóżku, taką wysuwaną część, gdzie Myszak spał, tam gdzie do dwa dni temu ok. 05:00 przeniosłem, po czym gdzieś otarł sobie jedną nózkę. Przeszła tam i wyszła. Po chwili wlazła pod kołdrę. Poszła sprawnie do nóg, na sam koniec kołdry, drugą strona nóg wróciła do głowy, wyszła na zewnątrz, przeszła jeszcze przez drugą część rogówki i zeszła na ziemię po poduszce specjalnie ustawionej, by im się lepiej wchodziło do łóżka. Są dwie poduszki ustawione pod kątem ok. 45 stopni, by lepiej im się wchodziło, druga w takim kącie była przestawiana dla Myszaka, kiedy zaczynał mieć problemy z chodzeniem. Na pierwszej na ostatnim odcinku trzeba się trochę wspiąć. Dla zdrowych szczurów to nie problem, ale Myszak już czasami miał. Druga też początkowo była ustawiona pod kątem ok. 75 stopni, ale przestawiłem ją dla niego. Żyrafka robiła wrażenie jakby go szukała. Wszak tyle czasu przebywała razem z nim, a jak to nie było tam, na tej półce, to przychodziła rano do łóżka, gdzie on leżał przy mnie.
  (jeszcze żywy, za jego przednią łapką drobiny słonecznika, których nie był już w stanie jeść)
  
  Tak się zastanawiam czemu, aż tak bardzo przywiązujemy się do zwierząt, nawet tak małych jak szczury?  Polega to chyba na tym, ze postrzegamy je tylko z tej dobrej strony. Przecież nie wadzimy się z nimi, nie wymyślamy im (no za wyjątkiem 826 i podobnych), nie oddziałujemy na nie negatywną energią, a przynajmniej ja. Zawszę powstrzymuję ją, bowiem wiem, że one nie są niczemu winne. Po prostu są. Trudno je winić za to, choć nie u wszystkich to tak działa. Przeżywam śmierć Myszaka, to w zasadzie reszta się temu dziwi. Przecież to zwykły szczur! No właśnie może i tak by było jakby nie specyficzna, o czym pisałem tu na blogu, interakcja z nim. To nie jest zwykły szczur, taki klatkowy, który zupełnie inaczej się zachowuje. Myszak działał na wolności. Był nieskrępowany. Nie narzucałem mu gdzie ma iść, co ma robić. Klatka nie ograniczała jego ruchów, jego interakcji z innymi szczurami. Przecież tu opisywałem, jak w stójce wyjaśniał sprawy z innym młodym samcem. Inny samiec wyjechał, Myszak został. To on przychodził do mnie do łóżka, wchodził pod kołdrę, co wielokrotnie opisywałem, spał ze mną. To te zachowania są takie szczególne. To nie jest powszechne.
   Ja wiem, że pies bity przez właściciela nie ma gdzie iść i tak wraca w msc. gdzie go biją. Ale tu, na stacji, jest zupełnie inaczej, i ja to zupełnie inaczej odbieram. Właśnie to, że szczury, bo pozostały samiczki, nadal biegają na wolności i są nieskrępowane. Nie są ograniczone klatką, mogą chodzić gdzie chcą. Jak przychodzą rano do mnie do łóżka, co też opisywałem, to jest mi miło, że kiedyś kłócące się Myszyn i Żyrafka, razem potrafią przyjść pod kołdrę i biegać wzajemnie już się nie kłócąc. A kiedyś, kiedy Żyrafka od 826 tu dotarła, musiała się dotrzeć z resztą stada. na tyle się dotarła, że jej największy wróg Myszyn, dała jej spokój (Myszyn to siostra od Myszaka, ale taką ma ksywę). Trochę musiałem wtedy interweniować, by jej nie spacyfikowały, ale ona z zewnątrz, to i inne zapachy i inne zachowanie i jej początkowo nie tolerowały, to też miejsce obrała sobie w biurku przy którym dość sporo siedzę i tu była przeze mnie broniona przed innymi, zwłaszcza przed Myszynem. Ta, oswojona, mimo mojej obecności przychodziła ją pacyfikować i musiałem ją powstrzymywać, a czasami cofać, by poszła sobie z biurka kajś indziej.
    Do tego wszystkiego nie mieszał się Myszak. Mimo, iż samiec to nie wchodził w rozgrywki samic. Był na uboczu. Może też dlatego, iż był wykastrowany, to miał mniejsze poszanowanie u samiczek i traktowały go jako coś dziwnego. Miały rujkę, a on się do nich nie dobierał. Tego nie wiem, nie czytałem na necie, może coś takiego istnieje.
   W biurku jest dwoje drzwiczek. Jedne są stale otwarte, bowiem szczuraki przez nie i wysunięte szuflady wchodzą na biurko i jak coś jem to sprawdzają co i czy im to smakuje. Drugie drzwiczki są zamknięte stale i są tam słodycze. Czasem lubię podjadać. Otwieranie tych drzwiczek wydaje specyficzne skrzypienie, jak przy starych drzwiach. Przeważnie jak otwierałem drzwiczki z drugiej części biurka to Myszak słysząc ten odgłos przybiegał sprawdzić, co ze słodkości pochłaniam. Oczywiście żebrał, by również dostać do skosztowania. Wchodził na mnie, na ręce koniecznie chcąc sprawdzić co tym razem jest pochłaniane. Oczywiście nie mogłem się powstrzymać jego naporom i zawsze dostawał do skosztowania co pochłlaniałem. Odbierał to ode mnie i zaraz znikał w szufladzie biurka, by również oddać się degustacji.
    Ostatnimi dniami jak otwierałem te drzwiczki, to liczyłem na to, że przyjdzie i podobnie jak poprzednimi czasami będzie żebrał, czy wymagał na mnie dania mu do skosztowania kawałka słodyczy, które właśnie pochłaniałem. Po otrzymaniu kawałka z tego co pochłaniałem oddalał się od razu do szuflady i konsumował, by inne mu tego nie zabrały. Wiedział, że oprócz Żyrafki inne tu nie przyjdą, tak blisko, przeto nie oddalał się daleko, tylko w pobliżu konsumował. Podobnie z innymi potrawami. Jak jadłem śniadanie to dostawał kawałki z tego co pochłaniałem. W momencie jak miał to w ustach, to była u niego konsternacja, lecieć z tym pod kołdrę, czy pozostać na krześle i zjeść to jakby na otwartej przestrzeni, ale nie będąc atakowanym przez inne szczurzyce. Często wybierał opcję spożywania na krześle. Nawet jak wbiegł pod kołdrę i któraś mu z ust wyrwała kawałek tego co miał, to wracał do mnie by dostać następny.

   Świadomie nie miałem żadnych zwierząt przez tyle lat. Zbytnio się przywiązuje do nich, zbytnio wchodzę w relacje  z nimi, zbytnio się spoufalam, zbytnio daje im wolność, zbytnio przeżywam odejście każdego z nich.
   979 powiedział mi, że do gadziny się nie przywiązuje, na co mu powiedziałem, że w takim razie nie powinien jej mieć w ogóle. Po co zwierzątko, które bezsensownie jest trzymane w klatce? Po co ono ma się męczyć? Dla kogo? Co to ma dać? Co pisałem już tu, 80% ludzi nie powinno mieć zwierząt k/siebie. Nie wiem, po co one w ogóle są przy nich? U weterynarza, jak chodziłem z Myszakiem, to tylko raz widziałem kobietę, która była w interakcji ze swoim psem, dużym psem, taki skundlony owczarek niemiecki. Tylko jedną. Reszta to przychodziła, jakby miał pluszaki, które zachorowały. Co to za shit?
   Może dlatego weterynarz ostatnie wizyty wziął na klatę, tzn. nie chciał ode mnie żadnej kasy widząc relację moją z Myszakiem. Słysząc to co mówiłem do niego wcześniej, że szczury biegają w zasadzie na wolności.
   Ja wiem, bo czytałem na necie, że niektórzy chodzą ze szczurami na spacery na zewnątrz i je wypuszczają. To jakaś porażka, nieznajomość zachowań podopiecznych. One niechętnie chodzą na tereny, których nie znają. Które są nie poznaczone ich moczem, na których nie ma wytyczonych ich ścieżek. Owszem, muszą się znaleźć w nowej sytuacji i znajdują się, bo co mają zrobić, ale czują się nie swojo, co właściciel powinien widzieć.
   Opisywałem tu przypadek, kiedy kilka la temu byłem z 979 i jego niby laską na koncercie w Zabrzu i był tam gość z dużym szczurem na ramieniu.
    No debil. Ze szczurem, który ma bardzo wrażliwy słuch, on poszedł na koncert i chodził k./zestawów głośnikowych, gdzie nawet my mieliśmy problem z porozumieniem się. Co ten szczur miał zrobić? No po prostu był na jego ramieniu. Nic nie powiedziałem, nie zareagowałem, ale takiemu to od razu szlag w ryj. To jest ten 80%, który nie powinien mieć zwierząt. Nie poczyta, nie doedukuje się i robi takie rzeczy. Na stacji, mimo iż byśmy chcieli czasami, to nie puszczami muzy głośno, bo są szczury. Jest jakaś odpowiedzialność za zwierzątka, które akurat mamy na stacji. Co za problem puścić muzę przez wzmacniacz, odkręcić gałę i już. I już mamy fajne samopoczucie. Ale co z nimi? One już takiego nie mają. Mają wyczulony węch i słuch, i tym działają. Warto to pamiętać, biorąc sobie takie zwierzątka do domu, że z głośną muzyką, perfumami możemy się pożegnać.
   Teraz otwieram drzwiczki biurka i wiem, że na ten dźwięk już Myszak nie zareaguje, bo jedynie on szybko reagował. Żyrafka, to pod jego wpływem. Sama z siebie to nie bardzo. Może też to, że to samiec, to inaczej się zachowywał. Tzn. ja to wiem. Nawet w kwestii żarcia. Samiczki gromadzą do dziś, bo ewentualne młode i trza norować, on samiec i żarł na miejscu. One porywały żarcie, porywają i lecą do legowisk znorować, on zeżerał w niedalekiej odległości od źródła pożywienia.
   Dlatego jego odejście jest takie specyficzne, bo innego samca na stacji nie mamy. Reszta to samiczki, o których mamy wiedzę i ona się zasadniczo nie zmieni.
   Wiem, że Was katuję szczurami, ale chcę też uzasadnić czemu tak przeżywam odejście Myszaka. Nie będzie drugiego Myszaka, nie ma go wśród samiczek i nie planuję nabycia kolejnego. Zbytnio przeżywam odejścia każdej "gadziny"' jak mówi 172, czy 979. Zresztą co się dziwić. Oni nigdy nie wytworzą takich relacji z tą "gadziną" jak ja. Nigdy nie uda im się takiej interakcji uzyskać jak u mnie, bowiem traktują zwierzątka domowe przedmiotowo, nie podmiotowo. Miejsce gadziny jest w klatce. Ona nie ma biegać po mieszkaniu. No z takim podejściem to 979 mówię już od dawna, że nie powinien mieć żadnych zwierząt domowych. To by było tylko ze szkodą dla nich.
   Nie chcę tu napisać, że mam jakiś monopol na utrzymanie zwierząt domowych, ale nikt chyba nie traktuje ich jak partnerów równoprawnych. One u większości są jak pluszaki, tylko żywe. To są zabawki w rękach ludzi, nadludzi. Na stacji są traktowane jako równoprawne istoty, żyjące na stacji. Nie ma, że ja, czy inni chcą imprezkę to odkręcę wzmacniacz, a one niech się jebią. Nie ma imprezki, bo są szczury. Sorry. One nie lubią hałasu i trudno. W domu se możecie napierdalać muzą.
   Rozpisałem się, ale myślę, że mi wybaczycie, bo to w upamiętnieniu Myszaka.
   Najgorsze, że to nie jedyny szczur na stacji. Zostaje ich jeszcze ok. 8 sztuk w tym siostra od Myszaka - Myszyn, Żyrafka, którym jak się coś będzie działo to podobnie będę przeżywał. W ogóle jest pomysł, by po zejściu Myszaka, zacieśnić relacje z Żyrafką, Myszynem (to ona) i innymi szczurzycami. Wiem,. że to negatywnie odbije się na mnie, ale jakaś wewnętrzna siła podpowiada, by wejść w takie relacje i bardziej się z nimi zżyć.
   Wiem, katują Was szczurami, to kończę o nich pisać, przynajmniej na teraz, bo one wracać bedą, w tym sp. Myszak.

   Wczoraj ja sunąłem przez większość dnia usiłując coś z sobą zrobić. Dobrze, że trafił się wyjazd do dentysty, bowiem kolejna plomba wypadła. Z tego zęba co się z nim coś robiło. Nawet był na prześwietleniu, ale nic ono nie wykazało, a widocznie ona gdzie się obluzowała i przepuszczała, przeto ząb reagował na gryzienie i słodkie.
   Wracam powoli do zajęć codziennych. Notka wcześniej, bo lezę poprawiać (nie, nie, nie robiłem tam instalacji) puszkę elektryczną do babci od 973. Miałem tam być 2 tyg. temu, ale jakoś wyleciało mi z gowy, a przypomniało mi się w piątek. Wczoraj byłem się umówić na dziś.
   To narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz