środa, 12 czerwca 2019

Środa #1549

... ale zrezygnowałem z przesiadki na 35 do Mysłowic. Obok była imprezka, dni m-ta, na którą tłumnie walili mieszkańcy, to też, ponieważ jesteśmy stworzeniami stadnymi, postanowiłem trochę w stadzie się poprzemieszczać. Kurs do Mysłowic miał być ostatnim, a następnie zjazd do wioski, więc zamieniłem ostatni kurs na pobyt na imprezce.
    Dni m-ta kiczowate. Na dużej scenie dominowało disco-polo. Na alejkach (wąskich) odchodzących od sceny rozstawieni wysysacze kasy, czyli salmonella i jakieś ciulstwa nikomu niepotrzebne, ale tłok na wąskich alejkach taki, że nie dało się chodzić. Czasami tak się klinowało, że stało się np. 5 sek. nim ruszyło ponownie w tempie sunącego ślimaka. Stadność można było realizować w 100%.
   Oczywiście moim oczom nie uchodziły mięśniaki, ale niewiele ich jednak było. Mimo tego w tak wlk, skupisku ludzi paru rasowych się trafiło, część już lekko cyknięta, a temperatura ok. 28C sprzyjała łatwiejszemu uleganiu alko.
   Rozstawione też było a'la wesołe miasteczko z cenami z kosmosu. Przejażdżka na czymś tam kosztowała 15zł za os. dorosłą. Mimo tego kolejki do czegoś tam były. Od razu pomyślałem - a ja chciałem początkowo drezyny na kopalni wypożyczać za 10zł. Szybko by to trza było by zweryfikować. Z powodu ceny, a także wariacji błędnika nie skorzystałem. Zresztą po wizycie w beczce w dawnym wesołym m-ku w Ch-wie inaczej podchodzę już do tego typu urządzeń. Mój błędnik już nie taki jak w młodości, kiedy na trzepaku ciągle robiliśmy fikołki, wariowaliśmy na rurkach, ciągłe obroty itp i wtedy błędnik był wyćwiczony. Obecnie takich zadań nie wykonuje i trudno mu na raz przestawić się na jakimś wymagającym urządzeniu. Zresztą po minach niektórych widziałem, że również nie jest im lekko, ale po wyjściu, dla otoczenia, już robili miny uśmiechnięte, choć na urządzeniach to wyglądali jakby za chwilę mieli zwrócić treść żołądka.
   Główna ulica w centrum z powodu imprezki zamknięta, tzn. pas ruchu od dw. PKP w stronę Zagórza (przystanku Estakada).
   Po około godzinnym przeciskaniu się między ludźmi, postanowiłem ewakuować się stamtąd do wioski. Polazłem na przystanek k/dw. PKP i autobusami z przesiadkami dotarłem do wioski.
   Generalnie dzień zaliczony pozytywnie. Trochę za dużo, choć na papierze tego widać nie było, kręciłem się po centrum, czy wokół w Sosnowcu. Wszystkie połączenia, oprócz Mysłowic zrealizowane, nic nie wypadło, nie trzeba było się wstawiać do planu.
   Tylko jeden kurs, ten na dni m-ta linią 100 był w miarę pełny. Reszta to puste autobusy z liczbą do 10-ciu pasażerów, beznadziejnie wolno sunące przez aglomerację. Kiedy to w tej formie pierdolnie nie wiadomo, ale co do tram to w przyszłym roku mogą już robić się duże zawirowania kiedy m-ta dostaną podwyżki np. z obecnych 30zł za km, na 35 za km, bo doliczy się wyższą cenę energii i spłatę nowych pojazdów, które w grudniu mają zawitać na Górny Śl. Paradoksalnie może się okazać, że nowe tramwaje ubiją kolejne linie tram, jak pisałem wcześniej kolejne dwie są wytypowane do zamknięcia.
 Jeszcze co ciekawe, to był to pierwszy objazd, w którym nikt nie urzekł mnie swoją jazdą. Czy prawdziwych kierowców, motorowych już nie ma? Wszyscy, z którymi jechałem po prostu przemieszczali się do przodu i tyle. Nie wiem czy to wpływ tych RJ powoduje, że mało kto swoją jazdą robi wrażenie, ale ogólny dramat. Jeszcze na poprzednim objeździe, jak pamiętam, dwie kobiety zrobiły na mnie wrażenie, jedna w autobusie do T.G., druga w tram chyba właśnie 22.
  Może na kolejnym, ktoś urzeknie mnie swoją jazdą.
  Na stacji przed wjazdowym imprezka, ale nie przeniosła się do środka, bowiem lokalniaki gnały dalej na imprezki. Miałem w nd. z 979 malować u 824 pokój, ale rano okazało się, że jest trudny do zlokalizowania, bo szukała go jego niby laska. Znaleźli się ok. 09:00 i już wiedziałem, że z malowania nicy. Napisałem to do 824 i czytałem, że nie jest zadowolony. Plan ułożony i nagle się sypnął. 979 przełożył malowanie na pn. Za to wymyślili po 2h stania pod wjazdowym, że jedziemy na rogol (jezioro). Mnie to nawet pasowało, po procedurach zatowarowania szczurów i siebie mogłem wyruszyć.
  Nad jeziorem jak na nd. ludzi średnio. Za to jak zwykle zachwyciły swoim wyglądem lokalne mięśniaki-skurwiele. Te tam od lat trzymają poziom, choć i tam było widać, że era smartfonów dociera. O ile kiedyś przeważająca grupa lokalniaków, to były przejebane mięśniaki, to teraz już mniej. Ale i tak Ci, którzy tam byli rozpierdalali swoim wyglądem. Przez cały objazd takie to były dwa, a tu w jednym miejscu około nastu, jak nie więcej przejebanych mięśniaków. Oczywiście w wodzie zabawy siłowe, czyli wyciepowanie kolegów do luftu lądujących w wodzie po fikołkach, odwieczna walka o to, kto dłużej utrzyma się na materacu. To wszystko w wodzie, a zatem mokre ciała, umięśnione z pracującymi, napinającymi się mięśniami. Do tego ciekawe rysy twarzy, bo tam raczej brzydali nie ma i już musiałem się dobrze powstrzymywać, by mi kutas nie stanął. Czasami leżałem na brzuchu to nie podnosiłem się, bo czułem że on reaguje, napływa do niego krew i rozmiar mu się powiększa. Musiałem awaryjnie myśleć o czymś innym, by nie doszło do kompromitacji. A musicie se wyobrazić jaka to jest walka mózgu samego z sobą. Z jednej strony on jest żądny widoku mokrych mięśniaków z napiętymi mięśniami, zapamiętuje obrazy, twarze, sytuacje, te napięte mięśnie z drugiej strony, z powodu otoczenia nie może sobie pofolgować i musi trzymać w ryzach kutasa, który niepohamowany wybiłby mi zęby.
 979, 895 i jeszcze jeden po nocnej imprezce z czasem popadali. Najdłużej trzymał się 895, ale to ponieważ prawie cały czas był w wodzie, bo on z klubu morsów, a nadto wiedział, że jak wylezie to padnie jak tamci, to też leżakował na mieliźnie. Kilka razy byłem w wodzie, ale to jeszcze nie to. Pewnie dziś już będzie odpowiednia, ale dziś dużo spraw do załatwiania i coś w końcu pod kątem remontu muszę zacząć, bo terminy zaczynają gonić. Stękacz jechał dziś na rogol, nawet dzwonił czy nie jadę, ale niestety zajęcia do wykonania i to terminowe, nadto, jak zwykle u nich dzwonią:
- jadę na rogol, jedziesz też?
 Jakby nie można było zadzwonić:
- jadę za 2h lub za godz. na rogol, jedziesz też?
 Wtedy mam czas na przemyślenie, ewentualną zmianę planów, przesunięcia i może bym pojechał. Jak to jest z zaskoczenia - to nie, odpada. Oczywiście brakuje u nich myślenia, tego związku przyczynowo-skutkowego, ale co tam za dużo wymagać skoro konstruktorzy pojazdów, samolotów, tramwai, autobusów działają podobnie. Tam również związek przyczynowo-skutkowy w części nie działa.
 
   Dziś rewelka. O 10:00 było 28,5C na placu. Zapowiada się kolejny ciepły dzień, w trakcie którego dość sporo będziemy na placu, bo objazd z załatwianiem spraw. Szczury trochę gorzej funkcjonują. W trakcie dnia poprzednio były aktywne jeszcze momentami. W te ciepłe dni, jak rano dam im i zeżrą do oddalają się do swoich norek, gniazd i tam leżakują do wieczora. W ciągu dnia wychodzą tylko napić się herbaty lub, rzadziej, wody.
  Z herbatą przeszliśmy na cykl letni, tzn. robimy nadal w kuflu szklanym, podgrzewanym 0,6 ltr. ale jak jeden już pijemy, to robiony jest drugi. Otwarliśmy też sezon na pokrzywy i miętę. To na przemian jest robiona z pokrzywą lub miętą, a rano i wieczorem bez, bo rozlewana jest dla szczurów. 
   No dobra. Teraz tyle, jeszcze pozostaje nd do opisania do końca i wyjazd na koncert do Jastrzębia Zdroju, pn. i malowanie, i może się z tym wszystkim wyrobię. To lecę do czynności dnia. Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz