Wystarczyły dwa dni nieobecności na stacji mac. i już nie umiem się odrobić od zajęć, nadrabiając, to co powinno być zrobione w trakcie obecności. Głównie to towarowanie szczurów. Wysokie temp. powodują, że herbatę trza im dwa razy dziennie wymieniać, bo z małą ilością cukru, to jednak się psuje szybciej.
No to lecimy z wpisem od wczoraj. Jak pisałem wyjazd do Olzy, bowiem ten klucz z auta... Do katos planowo, nawet dużo ludzi nie było, pewnie powyjeżdżali na weekendy, a nd. południe, to wylegują się gdzieś nad wodą. Poc. 12:26 planowo, ale Cz-wa przyleciała później o 8 min, to niby na skomunikowanie czekaliśmy. Tak czekaliśmy, że jedna grupa wsiadła, a jeden facet rozbił się o drzwi. Mimo iż maszynista ma lusterko i to w zasadzie na nim powinno spoczywać obserwowanie, czy ktoś się jeszcze nie dobija do drzwi, a nie tylko patrzenie na kontrolkę drzwi i jak ta zaświeci to lecim, ale jakoś nie patrzał i gość i może ktoś jeszcze został. Cóż, widać kolej nadal jest sama dla siebie, a ludzie jak w kom. miejskiej są tak przy okazji. Przecież takie sytuacje najbardziej się zapamiętuje.
Pociąg klimatyzowany, na szczęście temp. ustawiona jakoś normalnie, bo wsiadając kapnąłem się, iż nie zabrałem kwadrata na ewentualnie otwarcie okna. Poc. to krótki skład dwuwagonowy do Bohumina zapełniony w 1/4 na starcie z katos, Po drodze ubywało ludzi niż przybywało, w efekcie za Wodzisławiem było w nim, wraz ze mną 6 osób. Już sporo wysiadło w Rybniku i do tej miejscowości to najwięcej osób jechało. Ekonomika tego transportu jest niewielka. Za bilet do Olzy zapłaciłem 13,60, powiedzmy było 20 osób z takimi biletami, choć jechała i młodzież, to za kurs dostali 272 zł. to nie jest nawet pokrycie kosztów dostępu do torów, a gdzie skład (amortyzacja) obsługa: drużyna trakcyjna (maszynista) i drużyna konduktorska (2 os.). Jak my do tego dokładamy, to ci w blachosmrodach nawet nie mają pojęcia.
Na dworcu w katosach byłem na 12 min przed odejściem składu. Dworzec klimatyzowany. Czyli wielka hala, która miała może w środku 24C, a na placu było 33C.
Ostatnio padają rekordy zużycia prądu, podawane w MW (megawatach). Mnie to wygląda tak, że 70 % z tego zużycia w dzień idzie na klimatyzatory. Czyli tworzymy z miast takie wielkie lodówki, które do atmosfery wyciepują wielkie ilości ciepła, jeszcze bardziej podgrzewając miasta, jak lodówka w pomieszczeniu, w którym stoi podgrzewa je. I nagle teraz nie walczy się ze smogiem, bo przecież energię elektryczną mamy z Marsa, a nie ze spalania węgla w elektrociepłowniach, jakby ktoś myślał. Mnie się to jakoś przestaje podobać, bo ilości zużycia prądu w lecie, porównywalne, albo prawie takie same jak w zimie, źle wróżą dla natury. Nie wiem jak przyszłe pokolenia sobie z tym poradzą. W sukurs psucia natury idzie, na szczęście, odludnianie się niektórych krajów w tym PL. To dobrze, bo za jakiś czas zmniejszy się ingerencja w naturę. Już dziś widać złe tego skutki.
W Olzie, wpierw poszedłem w złym kierunku, bo jak to laski, a rozmawiałem z niby laską od 979 nie dogadałem się i polazłem od centrum. Po przejściu jakiś 800m, w sklepie dowiedziałem się i wróciłem już w dobrym kierunku.
W stronę tego oddalającego się czerwonego auta. Do przejścia było, jak prze chwilą obliczyłem 2,5 km. Na szczęście miałem z sobą herbatę, a nadto rozebrałem się do klaty no i wys. temp. mnie tak nie wykańczają jak innych. Dolazłem do Campingu Europa. Z auta wziąłem swój dyżurny ręcznik i poszedłem dalej nad jeziorko.
Poziom wody niestety jeszcze niższy niż na zdjęciu sat. to są te ujemne skutki naszej działalności. Wczoraj było widać, że ogólnie, to poziom wody w tym jeziorku obniżył się o jakieś 2 metry, jak nie więcej. Widać to doskonale po schodkach kiedyś wpuszczonych do wody i po modyfikacji brzegu dla potrzeb ludności. Teraz te modyfikacje zostały już na powierzchni, a woda uciekła wgłąb.
Tak jak pisałem tydz. temu, wystarczyło kilka kolejnych dni, by woda w jeziorku, pewnie w innych też, stała się zupą. Siedzieliśmy w niej 3h, bo wiał wiatr i robił wrażenie, ze chłodniej jest na zewnątrz, jak wyszło się mokrym, niż w wodzie.
Po pływaniu do zadaszonego miejsca przy campingowisku, na zapiekankę, ale średnie były, zresztą mało ludzi to i przemiał mniejszy. Następnyme planem był wyjazd do Mszany k/Wodzisławia. Naście km. od Olzy. Mnie się to średnio uśmiechało, bo wiedziałem, że wrócimy w nocy, mimo jutrzjeszego dnia roboczego, ale naciskała niby laska od 979. Nawet stawałem w obronie 979, mówiąc, że on jutro na 07:00 do roboty, to się nie wyśpi, ale laska, która miała ub. nocy imprezkę z członkami zespołu Tabu, napierała i w sumie nie mając poparcia mocnego od 979, wygrała.
Pozostało się spakować, bo w drugim aucie byli znajomi od nich z Rybnika z dwójką dzieci i jakiś jeszcze kolega i ruszyć do Mszany, w której i zespół Tabu miał wystąpić wieczorem.
Ale to już opiszę następnym razem, bo obowiązki dnia wzywają. To narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz