niedziela, 30 czerwca 2019

Niedziela #1559

  Wczoraj zawiozłem 979 na kolejną imprezkę do katos. W związku z tym postanowiłem poleźć na dworzec PKP zobaczyć jak funkcjonuje kolej w wakacje, jakie napełnienie składów. Trafiłem akurat na poc. 45170 B.Biała Gł - Gdynia Gł. Do katos z BB. skład przyjechał w ilości 4 wagonów, z czego jeden był sypialny, a trzy klasy drugiej w tym dwie zdeklasowane jedynki. Łatwo można policzyć, że w dwu zdeklasowanych jedynkach 9 przedziałów po 6 miejsc = 54x2=108 oraz 10x8=80, czyli łącznie 188 miejsc. Wakacje, rozpoczynają się turnusy, a tu skład złożony z 3-ch ! wagonów. We wrocku mają być dołączane kolejne wagony od poc. 66114 z Jeleniej G. To i tak jakiś dramat, jak nisko upadła nasza kolej. Na trasie 267 km, przez aglomerację Górnośląską kolej nie jest w stanie zapełnić nawet 3 wagonów! Skład poc. 45170 odszedł z katos w zasadzie w zapełnieniu 50%, ale to tylko dlatego, że w ostatnim wagonie w 4-ch przedziałach jechała kolonia harcerzy.
  Gdzie te czasy, kiedy poc. nad morze miały po 15 czy 17 wagonów i biegły w takim zestawieniu na całym przebiegu. Dziś często są to łączone relacje, gdzie do 3, czy 4 wagonów dopinane są następne np. 4 i w 8 wagonów biegnie taki poc. nad morze. Już teraz się MK śmieją, że spotkać można poc. zestawione z dwu wagonów i lokomotywy, a jak tak dalej pójdzie to poleci lokomotywa z jednym wagonem. Czyli ekonomia, która była w końcówce lat 90-ych, i na pocz. XXIw., kiedy przewozy regionalne były właśnie tak zestawione, że ciężka lokomotywa ciągnęła dwa wagony, podstawą do likwidacji połączeń jako nie ekonomicznych, dziś jest stosowana z powodzeniem w IC i jakoś oficjalnie nikt tego nie neguje. Da się, da się. Wystarczy, że robi tak hołubiony narodowy przewoźnik i już jest ok.

  Poprzednia noc przespana z 4,5h snu, ta też mało, nadto na raty. Otóż przed 03:00 897 zadzwonił, że chcą jechać nad wodę na nocną kąpiel. Oczywiście on, 895, laska i jeszcze jeden byli już dość wstawieni, ale po trzecim tel. stwierdziłem, że i tak nie pośpię. Jednak trza było jeszcze jechać do katos po 979, ale o ile ze stacji z nim rozmawialiśmy przez tel., to już w drodze nie udało się, by odebrał, a w samych katosach też nie odebrał, w związku z tym, bez niego pojechaliśmy na rogol.
   W nocy nie było dość ciepło, ale woda już tak. Ponieważ nie miałem nic na przebranie, ani koca, to do wody nie wchodziłem. Na stację wesołym pojazdem, wróciliśmy przed 06:00. Zatowarowałem szczury i położyłem się spać. Spałem na raty, bo objawiał się 979 przed i po 09:00, a następnie o 12:15. Nawet nie wiedziałem, że tak późno. Zwlokłem się i bez rozruchu porannego pojechałem na katosy. W drodze okazało się, że niby laska powadziła się wstępnie z 979 i mam po nią nie jechać, tylko od razu po 979. Tak też zrobiłem.
  W katosach, byłem na mieszkaniu, gdzie 979 imprezował z gościem na wóżku inwalidzkim bez nóg i jednego palca u ręki (może po jakimś wypadku). Posiedziałem tam może z 5 min, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną. 979 był b. słaby. W zasadzie to w krótkim czasie a aucie, przy temp. na zewnątrz 35C usnął. W drodze zatankowałem 95 po 5,07 i pojechaliśmy jednak po niby laskę, która utknęła na rynku w C. W aucie sceny niedogadywania się. Zawiozłem ich do mieszkania w wiosce, ale tam jeszcze gorzej, to też dyplomatycznie zostawiłem auto i poszedłem na st. mac.
  Śniadanie (uwaga) zeżarłem po 15:00. Nieprawdaż, że zajebiście...
  Mieli jeszcze plan jechać ponownie nad wodę, ale pierwszy wymiękł 897, następnie zaczął stękać 895 i z wyjazdu chyba nic nie wyjdzie.
  Jestem niewyspany i pisząc to zbiera mnie na spanie. Na placu 35C, wiatr lekki, a tu niewyspanie daje o sobie znać. Fatalnie.

  Miały być zdjęcia 172 w innej pozycji, to na razie jedno, jutro dam drugie.
EDYTOWANO
  Zdjęcie z przedwczoraj. No ja to mam szczęście z mięśniakami. Takie ładne te mięśniaki... No i można je ustawiać w różnych pozycjach, ta bardzo mi się podoba, bo uwydatnia piękne ręce i kształtne barki.
   Oglądałem zdjęcie satelitarne PL i nigdzie, nigdzie w całej PL nie ma chmur. Życzę więc udanej niedzieli, w zasadzie to popołudnia i wieczoru, bo takie słoneczne, ciepłe i do tego w całej PL to rzadko się zdarzają.
    Tymczas.

sobota, 29 czerwca 2019

Sobota #1558

   Był wczoraj 826. Niby nic nowego, bo wchodzi na stację okazjonalnie, ale, ponieważ byłem łyknięty, to poruszyłem spr. jego seksu z jego laską. To tematy, na które w zasadzie się nie rozmawia. Otóż, 826 mi powiedział, że jak uprawia seks z jego niby laską, to ona ma zamknięte oczy. Spytałem się - jak to do cyca!? To nie podobają się jej twoje bicepsy, twoje tricepsy, twoje plecy, twój brzuch?
   On tego nie wie, mało tego od jakiegoś czasu, co opisywałem wcześniej blokuje się i nie może przy niej dość, tzn. nie uwalnia od siebie tych z ogonkami, co ona pewnie doskonale widzi.
   Oczywiście nie omieszkałem mu powiedzieć, że na jego widok, to zawsze by te z ogonkami poleciały na niego, to jednak wróciłem trochę do historii i przekazałem mu, że blokowanie się jest, na dłuższą metę, szkodliwe. Aczkolwiek nie mamy dużego wpływu na działanie naszego mózgu w kwestii tętna, oddychania, czy pracy innych narządów, to tu również możemy się skutecznie blokować i z czasem to może ważyć na dalszym związku. Podałem mu przykłady mojego blokowania się w przeszłości, co kilkukrotnie prowadziło do odejścia partnerów.
EDYTOWANO
 (no jak na widok, dotyk takiego mięśniaka można nie dojść? Jak można na te mięśnie nie patrzeć i zamykać oczy? )
  Te moje wywody na tyle zrobiły na nim wrażenie, że później nie chciał w ogóle o tym rozmawiać, bowiem, jak to się mówi, zasiałem ziarno niepewności. Ta niepewność, to to, że ona nie patrzy na niego w czasie seksu. No jak, qrwa, można nie patrzeć na takiego mięśniaka w czasie seksu? Ale po jego reakcji na moje wywody dot. jego tricepsa, bicepsa, mięśni pleców, widziałem, słyszałem, że jemu zrobiło się gorzej. Zamknął temat i mówił mi, bym dalej nie drążył.
  Wiem, to smutne kiedy się unaoczni, że związek jest zbudowany na czymś innym, nawet w seksie, i że to nie tylko seks w czystej miłosnej postaci go utrzymuje. Być może dla niej jest to zwykłe przeszlifowanie otworu.
   Na jego wniosek wyłączyłem się z tematu, zaniemówiłem, by nie powodować większych rozterek. Ale wcześniej, by nie było, wymogłem na nim rozebranie się z koszulki i głaskając go po tricepsie, bicepsie, klacie, brzuchu (tym 6-cio paku), plecach, opowiadałem o jego mięśniach, które mnie podniecają i widziałem w jego oczach, w jego zachowaniu, że on z jej strony tego nie ma.
  To podobnie jak głaskałem 222 i te jego mięśnie w moich rękach, były zupełnie inaczej traktowane, jak w jej rękach i on to czuł, on to odbierał, i nawet mi powiedział, że ona go tak nie głaszcze, tak się jego mięśniami nie zajmuje, tak sie nimi nie podnieca. U 826 widzę podobnie. Ona, jak uprawiają seks nie patrzy na niego. Powiedziałem mu:
- jak to do cyca? Przecież ja bym wzroku od Cb. nie odrywał z powodu Twojego umięśnienia. To jak to się dzieje, że ona nie patrzy na Cb.?
  To spowodowało u niego zastanowienie, wybicie z bieżącego zachowania. Nagle, za sprawą słów wypowiedzianych przeze mnie, okazało się, że może być nie tak, jak on to sobie wyobrażał. Nadto, jego wyobrażenia o niej i to blokowanie, tzn. co by chciał z nią zrobić, a nie robi, bo coś tam, coś tam, zostało zachwiane. Moje opowieści o jego mięśniach i brak takich opowieści z jej strony dają do myślenia. Cóż..., seks i jest, i nie jest zero-jedynkowy. Na początku jest, następnie już nie jest.   O ile pierwszy stan mięśniaki wioskowe ogarniają, to tego drugiego stanu już nie, ale wtedy już jest często za późno, bo pojawia się produkt uboczny seksu - larwa i wtedy rozejście się już nie jest takie proste.

  Dobra, tyle, bo 230 stanął pod wjazdowym, to tymczas.

  

piątek, 28 czerwca 2019

Piątek #1557

  Był wczoraj 172 Jakoś się złożyło, że to jemu stanął szybciej jak mnie, ale może to dlatego, że ostatnio chyba za dużo pornioli oglądam. W każdym razie było fajnie, prawie jak ostatnio, mimo iż nic nie łyknąłem. Nawet dłużej trwało, bo raz te zbiorniki często opróżniam, dwa też chciałem się nim nacieszyć dłużej.
   Wczoraj wywoziłem złom do niedalekiej złomnicy. Nie dość że dostałem 10zł, to jeszcze z innych rowerów wykręciłem 3 łańcuchy, tzn. rozkuwaczem je rozłączyłem, korbę przednią i trzy tylne, niezjechane kasety z pogiętymi kołami przywiozłem. To się nazywa biznes. Teraz pozostanie odkręcić tylne kasety i zawieźć z powrotem koła, a następnie uruchomić jedną z maszyn, które już ponad rok czekają na wymianę uzębienia. Wreszcie może nimi wyjadę jeszcze na ten sezon.
  Jak jechałem na złomowiec w drodze mijałem, oczywiście po wdrożeniu hamowania służbowego, ok. 9-ciu lokalnych młodych mięśniaków, którzy zdążali na okoliczne jeziorko. Wszyscy w klatach, bo 34C na placu, zresztą ja też, ale oni..., ach jakie widoki. Tak bym się toczył za nimi, tylko nie wypadało. Ale takie stadko młodych mięśniaków... Wszyscy się nadawali. Nie to co miastowe flaczki.

    Byłem wczoraj u 824. Standard. Skończył mu się kilka m-cy temu abonament na telefon w wys. 9zł. Nie by wziął jakiś aparat i spłacał go, po prostu minęły 2 lata i przestali mu go naliczać. W związku z tym dostawał fa-ry na 1,76, 1,45 i 1 82 zł. Zaniepokojony tym powiedział mi ostatnio, że chce tą sprawę wyjaśnić. Oczywiście zapytałem się go - po co? Przecież wysyłają Ci faktury, to po co chcesz tam iść, by więcej im płacić?
   Tak, odgadliście. On poleciał tam do nich i powiedział, że chce ponownie płacić ten abonament i by mu go przywrócili. Da się..., da się. I po co strzępiłem język, jak on wie lepiej, że trzeba wypierdolić kasę na daremno. A co tam, kasy Ci u niego pod dostatkiem.
   Wodę grzeje w czajniku na kawę. Kubek ma może 250ml. Zgadnijcie ile wody gotuje, by zalać ten kubek?
   Tak, ponad 2 ltr. bowiem czajnik jest pojemności 2,5 ltr. I to tak trwa od 10 lat. Ile kasy w tym czasie wypierdolił..., no sporo. Pamiętać należy, że na śniadanie procedura jest identyczna. Woda jest przegotowywana po 3 x, co też nie jest dobre. Pokazałem mu to na necie, ale co tam, ważne, że kasa wypierdolona. Za to w lodówce jakby luźniej, ale niewiele, by nie było jakiegoś szału. Tam to by się jeszcze 172 i 826 wyżywili przy nim.

  W sumie gdyby ludzie działali jak ja, to państwo by w ciągu kilku m-cy zbankrutowało z braku wpływów, a tak pokolenie 824 zasila je i inne firmy, i oni jeszcze jakoś ciągną. Jak to pokolenie się straci, to trza bydzie doić następnych, czyli 972, 834 i innych, którzy dziś podobnie jak 824 już dofinansowują państwo głupimi wydatkami.
  Jak ten "system" jest cudownie zbudowany. Wystarczy ogłupić społeczeństwo i już można je doić jak dojne krowy wstawione w stodołach. Mało tego, te krowy, oprócz zasilania kasą zarządcy, jeszcze chodzą wciepować kartki do urny, tak jak im każą. Jakież to proste i skuteczne i jak długo działa z powodzeniem.

   Notka miała być wcześniej, ale dziś rano do lekarza, a następnie jeździłem przy przygotowywaniu panieńskiego. Miało tez być kawalerskie, ale się odwołało, z braku chętnych. Dzisiejsze czasy... kiedy większość bieżąco jest zajęta rozrywkami, imprezkami i tak widzę ludzie pracy, od weekendu do weekendu, a w każdym coś, jakaś imprezka, jakaś rozrywka, wszak zarabia się więcej, to i wydawać tyle można.
   Tyle, bo dziś dzień łykania, jutro już nie, bo w nd. wyjazd nad wodę z 979, niby laską i pewnie kimś tam jeszcze, jeżeli nic się nie zmieni. To tymczas.

wtorek, 25 czerwca 2019

Wtorek #1556

  Pozostały jakieś zaległości we wpisach, to wrócę do pobytu na rogolu, tej oazie mięśniaków lokalnych. No było to już ponad dwa tydnie temu. Otóż leżąc na piasku na kocu nieopodal siedział mięśniak. Nie zwróciłbym na niego uwagi, gdyby nie jego mięśnie pleców. Był tak dobrze zbudowany, że nawet mały trójkąt w środku pleców, nie wiem jakie to mięśnie, ale u niewielkiej ilości ludzi te mięśnie są widoczne, u niego były. W związku z tym przykuło to moją uwagę. Okazało się, że słusznie, bo reszta była faktycznie ok., oprócz tego że miał na klacie duży tatuaż, taki duży, że zasłonił całkowicie wdzięki jego klaty, to reszta, barki, ręce z bicepsami, przedramieniami, nogi (na jednej łydce też był tatuaż), były widoczne. On w wieku ok. 17-18 lat, więc wiek jak najbardziej ok.
  Nie opisywałbym tego, gdyby nie jego partnerka. Nie wiem czy w rogolu, bo zakładam, że to jakiś miejscowy był, nie ma ładnych lasek. Ona, to była jakaś wieprzowina, o nieciekawych rysach twarzy, gruba, z rozstępami. On chudy mięśniak, widać było zakochany w niej po "uszy". Pisząc chudy, do końca nie wiem czy taki chudy, czy po prostu wokół tych wszystkich morświnów tak się wyróżniał.
   Opisywałem to już przy okazji niektórych wioskowych mięśniaków i widocznych w okolicach. Nie wiem co kieruje wyborem przez nich, ale z takim wyglądem to mogli by mieć prawie Julie Roberts, a ich łupem padają jakieś morświny. Co kieruje ich wyborem nie wiem. Kiedyś usiłowałem dociec, ale odpowiedź była trochę dziwna, choć z pewnym uzasadnieniem. Otóż, część twierdziła, że jakby wzięła sobie zajebiste laski, jak Julia Roberts, to inni by się ciągle na nie ślinili i by je im chcieli odebrać i zerżnąć, następowały by zdrady itp., a tak, jak se przygruchają takiego morświna, to mało kto będzie się chciał do niego dobrać. Z drugiej strony takie morświny mające takiego zajebistego mięśniaka, też nie będą szukały następnego, bo jednego już mają, a drugiego takiego trudno było by znaleźć. Jest to jakieś logiczne wytłumaczenie, ale sam jako samiec, nie wiem czy przy jakimś spaślaku bym wytrzymał i, co najważniejsze, czy by mi stanął? Przeca ja potrzebuję rasowych mięśniaków, a nie warchlaków. Jak te mięśniaki to robią, że na widok tych morświnów im staje - nie wiem.
   Mało tego, po jakimś czasie położyli się, nakryli się kocem, on był na niej i najprawdopodobniej zajmował się jej cyckami. No gratulacje. Jak już wyleźli z pod tego koca i poszli w stronę wody, to zastanawiałem się, czy nawet jeżeli będą z ich pożycia samce, to czy przejmą urodę od niego, czy będą już zjebane jej wyglądem?
   Na prawdę rzadko zdarzają się pary, gdzie on ładny mięśniak i ona ładna samica. Z takiego związku samce to murowane piękne mięśniaki, ale co zrobić skoro to rzadkość. Była taka jedna para nad wodą. On mięśniak po 30-ce, ona ładna i czwórka samców. Najstarszy już robił wrażenie, a następne pewnie też będą niczego sobie. Niestety to wyjątki są dziś.

   Wracając do szczurów, to trudno ten temat pozostawić obojętnym. Tak dziwnie wchodzi mi się rano do kuchni. Od kiedy wiem, że Myszyna już nie ma, jest inaczej. Wiem, że nie wyjdzie rano jak wchodziłem do kuchni, nie będzie z rana chciała jakiś extra kąsków to skonsumowania. Nie trzeba aż tak przejmować się jej dodatkowym pkt. żywieniowym. Wszak w zasadzie to z niego w ciągu dnia korzystała tylko ona, jednak wymieniam w nim żarcie wraz 3-ma innymi pkt. żywieniowymi. Nie trzeba, aż takiej wagi przywiązywać do rozstawień mebli, bo w ciągu dnia w większości to ona biegała po nich, reszta szczurzyc tylko w nocy.
   W ogóle po odejściu Myszaka z grupy A i Myszyna z kuchni jest pusto. Pozostała jeszcze żyrafka, która dziś rano, wczoraj, wlazła do łóżka, to też od razu zrobiłem jej warunki sprzyjające jej pobytowi pod kołdrą. To ostatnia szczurzyca, inne do mnie już nie przylezą z powodów opisywanych w poprzednich notkach. Staram się robić zdjęcia Żyrafce. Jakieś tam zrobiłem, filmik bym też zrobił, ale nie mam takiego nowego telefonu, by ją sfilmować przy jakiś czynnościach, np. żarcia. Muszę przy okazji pobytu 979 pożyczyć od niego tel. i sfilmować ją ja żre resztki z marketów.
   Zastanawiałem się czy zrobić ten wpis, ale postanowiłem go umieścić. Kolor oczywiście taki, bo tego koloru nie obejmuje cenzura, to też jest zupełnie inaczej z tymi wpisami. Je obejmuje brak cenzury, tzn. co napiszę w tym kolorze nie podlega cenzurze, oprawie korekcyjnej itp. 
   Do rzeczy. Zadzwonił jakoś po 18:00 172 że będzie, tylko wypije piwo. Ja po 18:00 wczoraj miałem w planie łykanie, to też już byłem po dwu kielonach (małych), ale jakoś nieszczególnie mnie one ruszały. Postanowiłem przyśpieszyć spożywanie nim przyjdzie 172, licząc na małe co nie co z nim. Jemu się przeciągnęło, mnie też, ale w tym czasie łykanie szło, nie tyle pełną parą, co normalnym tokiem. 172 stanął pod wjazdowym po godzinie. Wpuściłęm go na stację, jednocześnie zamykając ją dla ruchu, tzn. zamykając okna w budynku, by wygladało na to, że nieczynne, a nadto, by nie wychodziły na zewnątrz odgłosy plaskaczy na jego ciele, głównie klacie. 
  Wydawało mi się, że alko nie zrobiło na mnie wrażenia, ale jednak. Po jakimś czasie zajmowania się nim na pufach, w ulubionym ułożeniu, kiedy ręcę miał pod pufami, przeto klata była dość napięta i mięśnie wokół barków i klaty dość napięte i masażu w tej pozycji, postanowiłem zmienić pozycję. Tym bardziej, że on powiedział, że jest już po 9-u piwach, to pomyślałem - skoro on jest po 9-u piwach, ja po iluś tam kielonach, to mogę se pozwolić. Zmieniłem pozycję i zszedłem mu z bioder i jego organu, który budził się do życia, a siadlem mu na górnej części klaty, tak że między pośladkami miałem jego trochę ogoloną, a trochę zarośniętą dolną część głowy, która mile drażniła moje pośladki i mogłem się zająć jego klatą, a zwłaszcza brzuchem i ciosami na niego. On po tych 9-u piwach nic nie stękał, mnie siedzącemu mu prawie na gowie, było przyjemnie, a nadto jego zarost twarzy ocierający się o moje pośladki powodował dodatkowe doznania. Do tego stopnia, że po jakimś czasie odbierając jego krótkie włosy na moich pośladkach, jego spinanie brzucha pod wpływem ciosów na jego dolną część brzucha i widok tych mięśni brzucha, klaty oczywiście opróżniłem zbiorniki. 
   Nic nie powiedział po wszystkim. To są rasowe skurwiele. Nie stękają w trakcie, nie stękają po. 
   Kiedyś taki filmik oglądałem na portalu filmów porno, gdzie występował ruski CS. Dokładnie jakbym miał do czynienia z wioskowym CS-em. Dokładnie takie samo zachowanie, nic dodać, nic ująć. Pamiętam ten filmik, nawet go kilka razy oglądałem, dokładnie rozumiejąc zachowania tego, który w nim wystąpił, tylko po to by zarobić kasę. Odruchy skurwielowate mu pozostały i takie w filmie były. Tego się nie da zmienić, tego nie da się wyłączyć. W stanach szczególnych one się objawiają i już. Ważne, by pewnej granicy nie przekroczyć. Wtedy jest wszystko ok. 
  No ok. tyle, bo lezę spać, to co na czerwono, to bez korekty, bez cenzury pójdzie. Narka. 

No i nie ocenzurowałem, nie zrobiłem korekty, choć mnie kusiło, ale NW trza dochować. Narka, bo dziś dzień zajęć, to chcę się wyrobić. 

niedziela, 23 czerwca 2019

Niedziela #1555

 1555 to taki przegub (w sensie autobus przegubowy) był na zajezdni i jak wpisywałem nr to mi się przypomniało.
  Praca w komunikacji miejskiej wtedy miała swój urok. Były wozy na stałe, jeździło się dziennie tym samym, za wyjątkiem jakiś większych defektów. W zasadzie po 3 m-cach od zatrudnienia zmiennik odszedł na inny, nowszy wóz, choć ten na którym zostałem był dopiero co po remoncie. Jak przyszedłem do zmiennika, to jeszcze pachniał świeżą farbą. Zasada była taka, że ten kto przychodził na wóz do kogoś był gościem, a rządził ten, który był na wozie wcześniej. Dzięki temu, nikt, po odejściu zmiennika, nie chciał do mnie przyjść, bo byłem świeżym kierowcą, a już "rządziłem" na wozie.
  (takim czymś jeździłem)
 (zdj. z fotozajezdnia.pl)
   Kiedyś po 500 000 km autobusy szły do kapitalnego remontu i przez kolejne 500 000 tysi jeździły dalej. Dziś produkcje są takie, że po tylu to można je jedynie złomować. Nikt nie robi im remontów kapitalnych, tylko, jak pralkę, lodówkę na złom.
  W każdym razie zostałem sam na wozie i przez 3 lata jeździłem sam na nim, tzn. (uwaga) miałem swój autobus, którym nikt inny nie jeździł. Był zamykany, wisiała na nim kłódka i nawet dyspozytor nie miał do niego klucza, przeto autobus był takim drugim domem. Było w nim prawie wszystko od spiwora, budzika, talerzy, sztućców, innych pierdół, podstawowych narzędzi, bo to były czasy, że gdy coś się zepsuło, prostego, to się na trasie samemu naprawiało. To skłaniało do dbania o wóz.
   Długie dni jak teraz, bo jasno już ok. 03:00 w nocy. Fajnie przychodziło się do pracy o takiej porze, wyjazd i już jasno, już słońce świeci, ale puste drogi, prawie żadnych ludzi. Mknęło się wozem po linii, przeważnie z początkowego przystanku odchodząc 5-7 min później, to był standard u mnie. Następnie na trasie się nadganiało, by przy końcu być już te 3-4, czasami nawet 5 przed czasem. Ale ludzie wtedy wiedzieli, że tak się jeździ i na końcówkach wychodzili wcześniej. Za to na większościach linii były krótkie przeloty. Zdarzały się linie dla dziadków, gdzie 30-40 km/h to było, aż nadto. Raz taką dostałem, gdzie jeździły dziadki przed emeryturą, to nie wiedziałem co mam z sobą, z wozem, zrobić. Pierwszy kurs w niedzielę i nagle patrzę, a tu połowa trasy, a ja prawie 10 przed czasem. Wóz pusty, to odstałem na przystanku i ruszyłem dalej już po czasie. Następne kółko już se wziąłem na luzie. Były i takie, że goniło się przez pół szychty pełnym autobusem. To nie były czasy, że jeździło paru ludzi i w zasadzie wolne miejsca siedzące przez większość dnia. To były czasy, że w drzwiach montowało się dodatkowe poręczo-płaskowniki, by ludzie nie wypychali szyb z drzwi, bo taki był tłok. Po jednej wyciśniętej szybie i u mnie pojawiły się dodatkowe poręczo-płaskowniki, by następnej nie wyciśli. Do dziś mam je na pamiątkę, jak również kilka tablic autobusowych, jeszcze metalowych. Później robiono już z dykty, bo taniej i prościej.
   To były czasy, że Ci którzy szli do takiej pracy, chcieli w niej być. Nie było takiego rozwarstwienia wypłat wśród ludzi, że np. autobusami dziś jeżdżą kobiety, bo gdzie zarobią 4 tysie? Na kasie w stonce? To też ryja się na kierowców, bo stawki wysokie, to oferta kusząca. Ale też nie wszystkie się nadają, co czasem w opisach po objazdach piszę.
   Były i ciekawe z socjologicznego pkt widzenia sytuacje. Otóż kiedyś zepsuł się sterownik do kasowników. Akurat był okres letni, urlopy i by stała obsada na linii nie musiała dawać autobusu komuś innemu, to mnie tam dopisano ze swoim wozem. Tzn. jeden z kierowców wozu poszedł na urlop, drugi został na wozie. Wyglądało to tak, że on jeździł swoim wozem, a ja popołudniu, czy na drugi tydz. rano, wyjeżdżałem swoim. Oni byli zadowoleni, bo utrzymali wóz, mnie to nie robiło różnicy, bo i tak jeździłem sam. Później planistka częściej takie ruchy robiła, przeważnie w sezonie urlopowym i jak obsada była spanikowana o swój wóz.
   Linia była do wioski i tam kończyła bieg. Ponieważ w wiosce poczta pantoflowa, to szybko się rozniosło, że u mnie kasowniki ciągle odbijają to samo. O ile w pierwszych dniach jeszcze kasowali bilety, to w następnych widziałem już tylko wchodzili bez kasowania, a jak ktoś kasował, to zaraz go informowali, by se trzymał bilet, bo jutro na nim też może jechać. W ten sposób po tygodniu jedynie w mieście odbywał się chrzęst kasowników odbijających te same cyferki na biletach.
  Oczywiście widoki wstającego słońca ok. 03:00 bezcenne. Tyle lat, a nadal pamiętam te pagórki w wiosce i wyłaniające się między nimi słońce, jednocześnie jeszcze śpiące wioski, bez ludzi, samochodów na drogach.
  Zresztą sytuacji, śmiesznych, zabawnych, mniej zabawnych, było sporo, bo dziennie mimo jeżdżenia tymi samymi drogami, sytuacja na nich się zmieniała. W zimie czasami ćwiczyłem drifty autobusem na liniach. Widok w lusterku wewnętrznym pasażerów, jak autobus szedł driftem - bezcenny. Ale były i sytuacje powodujące stany przed zawałowe. Także w zimie, bo o ile w mieście drogi raczej były odśnieżone, to na wioskach różnie bywało, a jak autobus poniosło, to strach się bać. Dwie takie sytuacje pamiętam to dziś, bo mogło się skończyć tragicznie, dla mnie, dla autobusu, dla ludzi.
  Niedziela fajna pogoda, słonecznie, ciepło, a wchodzę takie tematy.
  Dziś może trochę się nasłonecznie, tzn. poopalam w przerwie prac na stacji. Szału jakiegoś robić nie będę, ale pranie, mycie naczyń, porządki w grafik wpisane. Wczoraj sobota na ludzie, po dniach gonienia, była. Kiedyś trza trochę odpocząć.
  Notka na ludzie, to do opisów, tego co było wrócę jutro, bo tam tego zostało, ża aż strach się bać...
  Narka.

sobota, 22 czerwca 2019

Sobota #1554

  Śpieszmy się kochać szczury, tak szybko odchodzą. Może nie wypada, ale trudno. 
   Dziś czułem w kuchni jakby się jakieś żarcie psuło. Postanowiłem, przy małym ruchu na stacji sprawdzić co też szczurzyce znorowały i gdzie, że się psuje. W porządkach poleciały ich miejsca gdzie się załatwiają, skoro już się za sprzątanie zabrałem, a następnie cały czas czułem zapach rozkładającego się pokarmu. W końcu zajrzałem pod byfyj i odkryłem Myszyna. No myślałem, że wyglebie obok niej. W pierwszej chwili zastanawiałem się, jak to się stało, że w ogóle zeszła tak nagle, bez żadnych objawów choroby, czy innych dysfunkcji? Następnie przypomniało mi się, że jakieś 3-4 dni temu w kuchni nagle zobaczyłem kota od sąsiadów. Nagle, bowiem przeszedłęmod pkt. żywieniowego z salaterką do zlewu umyć ją i po napełnieniu herbatą, odwróciłem się, ruszyłem, a tu kot. Łysy, bo to jakaś taka dziwna rasa, i włos mi się zjeżył na całym ciele, mało zawału nie dostałem, bo kot, w środowisku szczurów. I teraz jak to piszę, to tak sobie myślę, że może Myszyn też dostała zawału, bo akurat przechodziła, jak pojawił się kot. A była to chwila kiedy wymieniałem im w pojemnikach (salaterkach ceramicznych) herbatę, to one/ona się aktywizowały, bo wymiana niby żarcia. Być może, jak wszedł kot, Myszyn przechodziła i podobnie jak ja (tzn. prawie jak ja) dostała zawału serca, bo po dwu latach życia zobaczyła kota w kuchni. Mnie się włosy na skórze zjeżyły, na całym ciele i dostałem gęsiej skórki, co dopiero taki mały szczur....
   Znalazłem ją w miejscu między dwoma miejscami noclegowymi, więc tam raczej szczury nie urzędują, co najwyżej przechodzą z jednego miejsca noclegowego i żywieniowego, do drugiego, ale to było miejsce blisko, w którym zobaczyłem kota.  Pod tym byfyjem nic nie ma, nigdy tam nie gniazdowały, to jest tylko miejsce przemieszczania się ich, wędrówki. Nie mam innego wytłumaczenia, bo ona była zasadniczo zdrowa. Dzień przed kotem ją karmiłem. Jej zniknięcie jest mniej więcej w czasie kiedy na stacji pojawił się on. Pamiętam wtedy, jak z szafki, gdzie śpią, jakaś szczurzyca nadawała sygnały alarmowe, jak do dziś uważam, a może to były sygnały, że właśnie schodzi, bo zobaczyła nagle po dwu latach kota na stacji. Fakt, trochę mnie jej brak zdziwił wczoraj, bo jej nie widziałem, ale z powodu dużego ruchu na stacji nie byłem w stanie prawidłowo przetworzyć tych informacji i dopiero dziś zapach w kuchni czegoś psującego się skłonił mnie do działań. Nie wiedziałem, jaki będzie ich efekt. Nawet nie zdążyłem jej zrobić zdjęć, jak przychodziła do mnie ostatnimi czasy.
  W ogóle ostatnio za dużo odejść wokół mnie. Myszak, 971, Myszyn. Średnio to wytrzymuję, jestem podłamany. Mam nadzieję, że już w najbliższych tygodniach nikt nie zejdzie, bo nie wiem jak to wszystko wytrzymam. 
  Szkoda, bardzo szkoda, Myszyna. Mogła jeszcze spokojnie żyć dalej, bo kondycyjnie była dobra. Tzn. przed wizytą kota, i była na karmieniu, i była u mnie, to co pisałem po zejściu Myszaka, że zacieśnię kontakty ze szczurzycami, to następowało. Poświęcałem im więcej czasu, jak wychodziły to podchodziłem do nich, by były przy mnie, by wiedziały, że jestem w pobliżu, i że wszystko jest ok. A tu taka historia. Nie wiem jak wytłumaczyć inaczej jej nagłe zejście. Nie było żadnych objawów choroby. Wszystko, optycznie z zewnątrz, było ok. Jej zachowanie, kiedy ostatni raz ją widziałem, głaskałem również. Biegała po blatach w kuchni tradycyjnie jak robiłem żarcie. Podejrzewam tego kota. Skoro ja na niego tak zareagowałem, to ona również mogła tak zareagować i dostać zawału dlatego znalazła się w takim miejscu i tam już pozostała. 
  Dziś jadły ją już robaki, więc było inaczej jak przy Myszaku. Od razu w rękawicach zapakowałem ją do woreczków i..., niestety, została wyniesiona do śmietnika. Pewnie będę miał wyrzuty przez najbliższe lata, ale co zrobić....
  A jeszcze nim zacząłem poszukiwania tego zapachu, to przy pisaniu poprzedniej notki przeczytałem dwie nt. odejścia Myszaka. Oczywiście się wzruszyłem, pociekły łezki, a tu po kilku godzinach takie odkrycie. 
  Jest fatalnie. Pozostała z oswojonych szczurzyc jedynie Żyrafka. Muszę jej zrobić zdjęcia, bo Myszyna nawet nie zdążyłem sfocić. Nic nie wskazywało na jej tak szybkie odejście, dlatego zdjęcia odkładałem.
  Jestem podłamany. Bardzo jestem podłamany mimo tego, iż nie zajmowałem się nią w ostatnich chwilach jak Myszakiem, to jednak, kolejna cząstka moich relacji nagle odeszła. 
   O ile Myszak działał na grupie A, to Myszyn miała kuchnię pod sobą. To ona latała po blatach, po szufladach, była na powierzchni. Jak wchodziłem do kuchni, to często wychodziła na zewnątrz norek i patrzała co robię, co mogę jej dać do skosztowania. Biegała po parapecie okna, nocowała w szufladzie, w zasadzie miała osobny pkt. żywieniowy. 
  I to już? I to już jej nie ma? Nie mogę dojść do siebie.I w ogóle nie wiem, czemu inni z otoczenia nie umieją zrozumieć, że ja to przeżywam. To nie jest tak, że jakiś głupi szczur zszedł. To były szczególne szczury. Szczury, z którymi relacje budowałem latami. Szczury, które miały względną wolność, a mimo tego przychodziły do mnie do łóżka, odwiedzały mnie. Reagowały na mnie. Niektórzy nawet z psami nie mają takich relacji jak ja ze szczurami. Co przy okazji zejścia Myszaka pisałem, że 80% ludzi nie powinno mieć zwierząt, to podtrzymuję do teraz. Nawet wczoraj, nim znalazłem Myszyna, była rozmowa z 979 i mówiłem mu, że ludzie zachowują się względem zwierząt jak idioci. Podałem mu przykład, jak szliśmy wczoraj. Gość ciągnie starego psa na smyczy, z chodnika, by nam zrobić przejście na tym chodniku. Jak już minęliśmy go to mówię do 979 - co za idiota. Puścił by tego psa ze smyczy, do Bydgoszczy mu nie poleci, bo widać, że stary, a nie będzie musiał go jednocześnie prawie wieszać na obróżce na szyi, bo akurat smycz blokuje część chodnika. Najwyżej byśmy go ominęli, nic by się  nam nie stało. Ale co ja tam wiem. Oni wiedzą lepiej, wszak to prawie jak pluszaki, tylko jakby żywe. To jest żenujące. 
   Straszne, teraz na grupie A nie ma Myszaka, w kuchni ubyło o Myszyna i, z oswojonych, pozostała jeszcze jedynie Żyrafka urzędująca na grupie A. Reszta nie jest już tak oswojona, nie budowałem z nimi takich relacji, bo jak tu budować relacje ze szczurami kiedy ich było np. 40-ci, a w szczytowym momencie ok. 150? Nie da się, bo nie wiadomo, które zostaną. To jest/była loteria. Te, które akurat zostały mogą się b. cieszyć z tego, że zostały ułaskawione i przyjdzie im żyć w, jak to się mówi, godnych warunkach. Nawet w takich żyją. 
  Nie zdążyłem sfocić Myszyna, w najbliższych dniach sfocę żyrafkę, bo to jakoś za szybko idzie. 
  No dobra, bo znowu Was zamęczam szczurami, to kończę tą epopeję odnośnie Myszyna.
  
   Średnio to wytrzymuję. Wchodzę do kuchni i większość rzeczy ustawione pod Myszyna. Te przejścia między szafkami a parapetem, między blatami, a szafkami, to w większości wszystko było ustawione dla Myszyna. Teraz wchodzę do kuchni i zastanawiam się, kto (w sensie szczurów) będzie po tych ścieżkach biegał? Świadomość tego, że to mój błąd spowodował przedwczesne zejście Myszyna jest straszna. To w końcu, ja nieświadomie spowodowałem obecność kota na stacji.
   Jestem padnięty na ryj, a do tego te zejścia. Na prawdę jestem bardzo słaby, bardzo.... Fatalny okres w życiu. Chyba jestem na to za stary, jest ciężko.

  Miałem dziś robić oględziny względem remontu, ale nie wiem czy będę w stanie. Późno wstałem, trochę mi się śniły szczury, mózg jednak się tym przejmuje. Nic nie przygotowałem, a musiałbym na grupie B zrobić przemeblowanie. Miało być robione wczoraj wieczorem, ale wydarzenia zmieniły wieczór. Nadto 2h wczorajsza rozmowa z 811 też zajęła czas. 
  Żyrafka i jakaś inna szczurzyca śpią w łóżku prawie razem ze mną, tzn. w drugiej części rogówki. Słyszę je jak się kładę, że urzędują tam, biegają pod łóżkiem, jak również w części wysuwanej. Teraz jak piszę to Żyrafka położyła się w szufladzie na której jest klawiatura.
  (Żyrafka wystająca z szuflady, na której jest klawiatura. Zdj. z przed ok. roku)
 Nie wiem w jakim stopniu one rejestrują zejścia innych szczurów, ale od 2 dni widzę, że inne szczurzyce bardziej wychodzą na powierzchnie. Nawet mnie to trochę zdziwiło, ale w tym całym zagonieniu nie wychwyciłem braku Myszyna, mimo tego, że prawie codziennie rano jak wchodziłem do kuchni, to ona wychodziła spod szafki i żebrała o coś dobrego do jedzenia ze śniadania, choć na noc zawsze są zatowarowywane. 
  Kończę, bo i tak przeciągnąłem, a zajęcia dnia i tak czekają. Narka.

piątek, 21 czerwca 2019

Piątek #1553

  Jestem zmęczony. Jestem mocno zmęczony. W zasadzie od kilku dni wieczorami padam na ryj. Obsługa składów na stacji jednak pochłania dużo energii, tej jakiej już nie mam jak kiedyś. Widzę to po sobie. Życie w tempie jakie ma 979 i jego niby laska, jakie mają inne drużyny trakcyjne jest już chyba nie dla mnie.
   Wczoraj o 02:00 jechałem po 979 i jego niby laskę do katos i jak ponownie zjechałem na stację, to była już 03:00. Nim zasnąłem, bo jeszcze w wiosce, jak to w wiosce mięśniaki nawet o 03:00 latają w klatach, to była już pewnie 04:00.Wszystko było by fajnie, gdybym na takim poziomie funkcjonował od jakiegoś czasu, ale..., no właśnie. Zimę trochę miałem w letargu, to też teraz to wychodzi. Bardzo wolno wchodzę w tryb letni, choć lato już mamy w pełni. Czekają mnie remonty, nie wiem skąd na to siłę wezmę, ale zdaję sobie sprawę, że później będzie jeszcze gorzej.
  Gdyby obsługa składów polegała tylko na przepuszczaniu ich przez stację, ale prawie każda drużyna trakcyjna wchodzi na stację z jakimś problemem. Z tym zwracają się do mnie. Muszę być odbiorcą treści, często jedynym odbiorcą treści. Muszę przeanalizować je, przetrawić, wypowiedzieć się, wydać werdykt, podpowiedź co do dalszych działań, ukierunkować, by nie zbłądzili.
  Więc oprócz pracy fizycznej, przepuszczania składów przez stację, jest praca umysłowa. To wszystko powoduje wieczorne zmęczenie. Na to nakładają się obowiązki dnia, np. nie zrealizowane dziś z powodu dużego ruchu i już jutro mam nadrabianie , a oprócz tego wpisane bieżące zadania na pt. I teraz oni wczoraj wymyślili dziś grilla na stacji. Oczywiście entuzjazmu z mojej strony nie było, a z ich strony widziałem zdziwienie, czemu tego entuzjazmu nie ma. No domyślcie się.

   Dobra, bo co Was w zasadzie interesuje co robię w ciągu dnia. No to chwila refleksji. Kiedyś, chyba nawet na blogu opisywałem wyniki badań amerykańskich naukowców, którzy stwierdzili, że dzisiejsze pokolenia młodzieży będą żyły krócej niż ich rodzice. Trochę mnie to zdziwiło, bo jak to? Przeca medycyna idzie tak do przodu, że reanimuje nawet dziadków, po wiosce latają same sprawne mięśniaki, to co takiego ma się stać. To info było sprzed kilku lat. Po tych kilku latach stwierdzam, że mieli rację. Co opisuję w notkach, dzisiejsze pokolenie młodzieży "kciukowców" pożyje krócej, bo jakby mieli żyć dłużej, skoro to flaczki bezmięśniowe. To co tą konstrukcję ma kiedyś utrzymywać? Zwichrowany, niestabilny kręgosłup, brak mięśni, chemiczne odżywianie?
  Żyjąc w wiosce, widząc tych mięśniaków na co dzień nie miałem oglądu tego co dzieje się w mieście. Jak bardzo zmiany są już tam widoczne. W wioskach tego jeszcze nie widać, tu jeszcze jest dojrzewanie połączone z ruchem, z dużą dawką ruchu fizycznego. To też jak byłem w Mszanie to młodzież tam prawie jak w wiosce. Dużo mięśniaków, dużo fajnych mięśniaków, w tym np. ten:
  Oglądałem go przez kilkanaście minut. To ile w nim było energii, ile młodzieńczej fantazji, jakie było poruszanie się w przestrzeni, zachowanie, to na mnie zrobiło wrażenie. Po oglądaniu go przez naście minut ta energia udzieliła się i mnie. Zacząłem się inaczej poruszać, bardziej sprawnie, bardziej skocznie. Przez myśl przeleciało oczywiście - a co jakbym z nim był, ale za chwile pojawiło się, no przecież tak jakbym go na łańcuch zapiął do kaloryfera. Zdechł by z braku ruchu. To pokazało jaka przepaść jest już między nastolatkami a mną. Ale by nie było, to on podobał się również fotoreporterce z impry, bo oto na oficjalnej stronie Mszany, jest także:
Zresztą co się dziwić - takie ciasteczko
  To było niesamowite, jak u niego była połączona dziecięca fantazja ze sprawnością nastolatka. Po tych trybunach biegał jak sarna górska, czasem się potykał o siedzenia, ale jednoczenie doskonała koordynacja ruchowa wyprowadzała go z opresji i nie obalał się, lądował na 4-ch łapach.
  Oglądając jego kolegów, jego wieku, doszedłem do wniosku, że jest jak w wiosce. Młodzież jeszcze nie skażona wielkomiejskimi zachowaniami, jeszcze ruchliwa, a przez to prawidłowo fizycznie zbudowana, na którą normalnie się patrzy. To nie to, jak jadę do 824 nowe miastowe flaczki, bezkształtniaki. Tam było na kim oko zawiesić.
  W tym wszystkim udaje się jeszcze obsłużyć 172. Wczoraj to nastąpiło po 18:00 kiedy wystąpił chwilowy bezruch na stacji. Ach jak on wygląda. Zrobię mu przyszłym razem zdjęcie w takiej fajnej pozycji. 172 jest takim wentylem bezpieczeństwa, ale z drugiej strony jest mi trochę głupio. Wchodzi na stację między innymi składami i w zasadzie na szybko, bo nie wiadomo kiedy pod wjazdowym nie stanie nastepny skład, przeto trochę bardziej go męczę by było szybciej i nie było jakiejś wpadki. On nadal dzielnie znosi moje dziwactwa, choć ostatnio z nimi trochę przystopowałem. To też pokłosie dużego ruchu. Jak dziś. Po przemieleniu nastu składów, całej tej imprezki na stacji, kiedy się wypróżniło i też miałem jakby dość i chciałem odsapnąć miałem mu dać znać jak będzie pusto. Dałem znać, ale wlazlem na niego zmęczony, na szybko, na już. A to przecież tak nie powinno być.
   I teraz z podobnymi sprawami przychodzą drużyny trakcyjne. Np. dziś 826 opowiada mi, ze jest w łóżku ze swoją laską i nie może dojść. Pała mu stoi, tzn. okresowo flaczeje, ale podnosi się, on rucha, ale jednak nie potrafi dojść. I to już mu się tak dwa razy zdarzyło. No i co mam mu powiedzieć? Że się niepotrzebnie blokuje, chcąc być ciągle zajebistym, co jedna część mózgu cały czas wypluwa z siebie, a ta druga się blokuje, bo to jednak nie ten moment kiedy jestem taki zajebisty itp. Ale to ma długotrwałe skutki o czym ja wiem, bo kilkukrotnie to przerobiłem. I co, mam mu to ofen powiedzieć? Łagodnie mu powiedziałem, by tyle nad tym nie myślał, ale wiem, że to nie jest rozwiązanie. Zresztą oni by chcieli rozwiązanie, jak w srajfonie. Naciśnięcie kciukiem i już jest odpowiedź, co zrobić by się jednak spuścić. Może jest to też forma spowiedzi. Podzieleniem się problemem nie zawsze oczekując rozwiązania, ale takie ściepnięcie kamienia z serca. Sprawy seksualne są trudne, nawet czasami bardzo trudne. O tym w zasadzie się nie mówi, bo temat tabu, ale jednak są z tym problemy. Każda para od nowa przeżywa to samo, tzn. odkrywanie ameryki na nowo, kiedy ona już dawno odkryta, tylko gdzie znaleźć info o tym? Nie mając takiego obserwuję, co już tu kilkukrotnie pisałem, że znacznie młodsze osobniki kończą z seksem jeszcze przed 40-ką i kapa.
  Inny (brak numerka, wrócił z Anglii) opowiada mi o swoim aucie, w którym chce kabel z aku przepuścić do wzmacniacza w bagolu i mam to w zasadzie dziś z nim robić. No ich pogięło. I tak ciągle ktoś przychodzi z problemami, w tym 979 ze swoimi, a też tam się dobrze nie zaczyna dziać, bo w tej ciągłej gonitwie widzę, ze zaczynają się rozjeżdżać. Jeszcze ich trzymie seks, ale jak długo to potrwa - nie wiem. I co z tym zrobić? Wypadało by jakoś pomóc, ale takich spraw nie omawia się w biegu, a sytuacja jest już napięta, jak baranie jaja. Jeszcze widzę jak są pogodni, robią wrażenie szczęśliwych, by za chwile skakać do siebie i wzajemnie obrzucać się błotem. Z seksem też nie jest różowo po kilku latach. Dalej występuje niezrozumienie potrzeb. 979, jak to samiec, chce na szybko i już. Ona chce wolno, powoli, dokładnie, z odpowiednim zajęciem się nią, czego, jak słyszę, 979 jeszcze nie potrafi. No i co? Wiem o tym, bo słyszę od niej i co mam mu powiedzieć? By inaczej ruchał. By zmienił to jak to robi, skoro on jednocześnie mówi mi jaki to jest zajebisty w lizaniu patelni i że robi to jak mało kto. I jak mu powiedzieć, że jednak qrwa - nie. Nie, nie robisz tego zajebiście. Z drugiej strony ona też ma nikłe pojęcie o męskim organie o jego stymulowaniu, drażnieniu (pozytywnym). To wszystko z czasem wychodzi, w sytuacjach napięcia jeszcze bardziej. Jest to też brak obserwacji, co wielokrotnie pisałem. Trzeba umieć obserwować reakcję partnera na to co robimy. Podobnie jak z autobusami. Pełno ludzi nimi jeździ, ale się spytać, czy kierowca jedzie dobrze, to większość powie - tak, ale już uzasadnienia sensownego do tego -nie, oprócz tego, że udaje mu się poruszać do przodu. I tyle z obserwacji. Podobnie może być z seksem. Coś tam porobimy i jest fajnie, i dobrze, tylko że na chwilę.
  Zastanawiałem się, jak to jest. Rżną się 3 lata i jeszcze się nie dotarli? To ja z mięśniakami się szybciej docierałem, a jednak więcej od nich wymagałem. Po za tym tu mają jednego partnera, ja musiałem przerabiać iluś tam i zapamiętywać, co kto lubił.
  Widzę brak rozmów, brak argumentacji swoich potrzeb, mówieniu o nich. Chyba ze 172, czy z innymi mięśniakami wiyncyj gadałem o seksie jak oni między sobą. Przecież z 975 rozmawiałem wielokrotnie o tym co robię, czemu tak robię, co mnie podnieca, na co on się zgadza, na co nie. Podobnie ze 172, św. pam. 971, z 972. A jeżeli już nie rozmawiałem, to bacznie obserwowałem zachowania i reakcje na moje działania, jak u 973, 222, 974, 571 i innych. Ale co pisałem wielokrotnie. Obserwować i wyciągać wnioski też trza potrafić. Nie każdy ma taką predyspozycję, taką funkcje przetwarzania danych, ich obróbki. A w seksie to jest bardzo ważna funkcja. Bez niej samce myślą, że są takie zajebiste, a faktycznie tak nie jest o czym one się nawet nie domyślają.
   Nosz qrwa, zostanę jeszcze doradcą seksualnym.
   Dobra, bo się rozpisałem, a trza się do zajęć brać, bo tych jak zwykle sporo. To do zaś, narka.

czwartek, 20 czerwca 2019

Czwartek #1552

   Wszystkiego i tak nie opiszę, bo wydarzeń więcej jak czasu na ich spisanie.
   Wróćmy do pogrzebu 971, u którego nie zdążyłem być za życia. Na pogrzebie garstka ludzi. Zastanawiałem się czemu tak jest i chyba z powodu jego pracoholizmu. Taka osoba nie ma czasu na życie towarzyskie i idzie z jednej do drugiej pracy. Stąd mało znanych osób, mało imprezek, życie towarzyskie ledwo ledwo. Dom, praca, dom praca itd.
   Zjechała z Niemiec jego, chyba była żona, bo nie wiem czy jakieś papiery podpisywali, z nowym gachem. Były córki, trzy i znajomi. Był też szef z jego firmy z żoną. Szef już po pogrzebie powiedział mi, że tak faktycznie to byłem jego jedynym prawdziwym przyjacielem. Na pogrzebie z listy wymieniono jakiś innych. Mnie tam nie było.
  Na pogrzebie zdjęcie 971 było takie z dobrych czasów, w czasie jego wakacji nad wodą, uśmiechnięty. Nie mogłem patrzeć na to zdjęcie, bo mi się robiło. Starałem się na nie nie patrzeć, choć do teraz je pamiętam. Koszmar, że jego już nie ma.
  Po pogrzebie poszliśmy z 979 na obiad, taki wczesny, bo było południe. Zeżarliśmy, ale ja tylko drugie danie. Po tym pojechaliśmy na st. mac. i zabraliśmy rzeczy na spawanie w katosach.
  Nie było czasu na refleksje nad jego życiem, bo czas nas gonił. Ciekawe czy nade mną, też nie będą mieli czasu...
  W katosach u rodziców od niby laski od 979 mieliśmy pospawać konstrukcję na zadaszenie z materiału nad stolikiem na ogródku. Okazało się, że ponieważ, dawno nie spawałem, 979 też, to metodą ślusarską zrobiliśmy uchwyty do konstrukcji mojego projektu. Czy wytrzymają, to się okaże.

   Wypiłem trochę (to był wtorek), ale nie na tyle, by zmieniać kolor. Zawsze były czasy dla głupoty. One były i będą. Otóż na śmietniku, gdzie wyciepuję śmieci. znalazłem mapę oryginał z 1934 r na płótnie z papierem, dawnej PL. oraz książkę z 1925r, a także dawne szkła z lat 60-tych i podobne. To się nie zmieni. Zawsze głupota będzie rzeczy wartościowe wypierdalać na śmietnik, a następnie żądać większych wypłat. bo im się należy, bo oni są tacy zajebiści, że powinni zarabiać 1/3 więcej niż obecnie, bo są tacy fajni, jednocześnie wypierdalając historię kraju na... śmietnik. W takich chwilach se myślę - że dobrze, iż nie ma kopalni i historii z nią związanej, a także z kolejnictwem, bo niby dla kogo to ma być? Dla tych zjebanych niby mózgowców, którzy przedmioty 80 letnie lekką ręką wypierdalają na śmietnik. Dla tych zjebów, którzy 90 letnie książki wypierdalają lekką ręką na śmietnik... Po co się starać, po co coś robić, po co programy w TV pokazujące, że warto coś stargo odsprzedać komuś, skoro najważniejsze w życiu jest przewijanie ekranu kciukiem i to jest sens życia. Co tym ludziom więcej do szczęścia potrzeba, jak internetu i możliwości przewijania kciukiem obrazków na srajfonie? Reszta, to sterowalność decyzji, tym co wyświetli się na srajfonie. Wybory..., jakaż bzdura. Co im wyślą, to na to polecą i zagłosują lub (jak 979 z niby laską) z nudów wciepną na kogoś głos, na tego, którego w tych srajfonach im podeślą. I ta ułuda, że to oni wybrali. Nie, że im podesłali kandydata, tylko że oni wybrali. To ich wybór. Ale jak się zapytać szczegółowo czemu ten, a nie inny to brak konstruktywnych informacji. Tylko takie, że mi się podobał, był fajny itp. No qrwa, to po coście tam poleźli, do cyca? Ja tam nie chodzę i jestem to w stanie uzasadnić. Oni tam lezą, i nie są w stanie tego uzasadnić. Bingo, plus dla rządzących, że potrafią tak omamić społeczeństwo.
  Społeczeństwo, które ma wypierdolone na historię kraju, na jego dorobek, na jego spuściznę, na to co zbudowało poprzednie pokolenie. I teraz ktoś mi pierdoli o obywatelskim obowiązku, o społecznej odpowiedzialności nie mając w ogóle pojęcia co bredzi, jednocześnie idąc tam i wciepując głos, który niczym nie jest uzasadniony. No chyba że kandydat jest fajny, ładny, wysoki, przystojny itp. Jakby w wyborach o to chodziło.
  I ci jebnięci usiłują mi wcisnąć, że to ja źle robię nie idąc tam i w tej szopce nie biorąc udziału, ale oni, wybierając na podstawie powyższych, są zajebiści, i mądrzy, i w ogóle fajni, i spełniają ten obowiązek... Nie, qrwa, ten cyrk beze mnie.
   (tyle z wtorku)

   Jeszcze co do pogrzebu. Rano w wiosce szedłem do 979, bo auto stało k/niego. Ciepło, jakieś 25 już o 10:20, a w długich spodniach i w koszuli z podwiniętym rękawkiem. Lezę, a tu wychodzi na ulicę wioskowy mięśniak ubrany tylko w batki. Lezie przede mną w tych batkach, wyrzeźbiony. Patrzę na umięśnione nogi, pracujące łydki, mięśnie na plecach i se myśle: ale qrwa wtopa. Jadę na pogrzeb przyjaciela, też mięśniaka, a tu inny sunie przede mną po chodniku ukazując swoje wdzięki.
  Znam go, mówimy sobie cześć, ale skręcił za następnym rogiem, tak bym się przywitał, a tak szedłem dalej prosto.
  To jeden z tych, co już tu opisywałem, który ma świadomość swojego wyglądu, dlatego tak paraduje po wiosce. Nawet jak ma krótkie spodenki, to ma je b. krótkie, bo jest świadom wyglądu nóg i je eksponuje.
  Na pogrzebie też ileś tam mięśniaków było i musiałem się hamować, bo oczywiście mózg czasami przełączał się na analizę stopnia umięśniania, ewentualnej przydatności w łóżku. Nawet na pogrzebie trudno go było poskromić, tym bardziej, że było już w granicach 30C, to większość była luźno ubrana. Czasem nawet dziwnie, jak na pogrzeb.

   Jeszcze do nd. wrócę. W Olzie była też koleżanka od 979 i jego niby laski z dwójką dzieci 9 i 5 lat. Ojciec ich siedzi w Irlandii i wychowuje je z kimś tam. Tzn. on tam był, ale jego rola jest mi na razie nie znana. Nie pytałem. Otóż te dzieci, albinosy były tak wychowane, iż byłem w totalnym szoku. Przebywałem z nimi jakieś 10h i nie było żadnych problemów z nimi. Relacje między matką, a nimi oraz między nim, a nimi były rewelacyjne. Wiele rodzin takie by chciało. Dzieci w zasadzie samodzielne. O swoich ruchach informowały rodziców, a Ci w zasadzie zezwalali na te ruchy. Czyli chcemy iść tam, to idźcie. Np. w Mszanie na koncercie czy wcześniej dyskotece. Żadnego przesadnego interwencjonizmu: nie idź tam, bo nie znasz innych dzieci, nie idź tam, bo Ci powyrywają rączki i nóżki, nie idź tam, bo cię zeżrą, a wcześniej ugotują w garze itp. Są inne dzieci, to czemu te też nie mogą się tam bawić.
  Żadne uwagi typu nie machaj rączką, nie machaj nóżką, siedź spokojnie, tego nie rób, nie garb się, nie gadaj tyle, czemu nic nie gadasz, nie krzyw się, bądź grzeczny, nie oddychaj itp. Takich relacji z 979 dorobiłem się jak już był po 20-ce i to chyba tak już ocierał się o 22.
   Dobra, kończę, bo już się stacja zapełniła i nie ma kiedy pisać. Rano - nie, w południe - nie, popołudniu - nie, wieczorem - nie, w nocy - nie. To kiedy pisać do cyca? Już zapominam co miałem opisywać. Narka, bo już na mnie napierają.
  

poniedziałek, 17 czerwca 2019

Poniedziałek #1551

   Wystarczyły dwa dni nieobecności na stacji mac. i już nie umiem się odrobić od zajęć, nadrabiając, to co powinno być zrobione w trakcie obecności. Głównie to towarowanie szczurów. Wysokie temp. powodują, że herbatę trza im dwa razy dziennie wymieniać, bo z małą ilością cukru, to jednak się psuje szybciej.
   No to lecimy z wpisem od wczoraj. Jak pisałem wyjazd do Olzy, bowiem ten klucz z auta... Do katos planowo, nawet dużo ludzi nie było, pewnie powyjeżdżali na weekendy, a nd. południe, to wylegują się gdzieś nad wodą. Poc. 12:26 planowo, ale Cz-wa przyleciała później o 8 min, to niby na skomunikowanie czekaliśmy. Tak czekaliśmy, że jedna grupa wsiadła, a jeden facet rozbił się o drzwi. Mimo iż maszynista ma lusterko i to w zasadzie na nim powinno spoczywać obserwowanie, czy ktoś się jeszcze nie dobija do drzwi, a nie tylko patrzenie na kontrolkę drzwi i jak ta zaświeci to lecim, ale jakoś nie patrzał i gość i może ktoś jeszcze został. Cóż, widać kolej nadal jest sama dla siebie, a ludzie jak w kom. miejskiej są tak przy okazji. Przecież takie sytuacje najbardziej się zapamiętuje.
   Pociąg klimatyzowany, na szczęście temp. ustawiona jakoś normalnie, bo wsiadając kapnąłem się, iż nie zabrałem kwadrata na ewentualnie otwarcie okna. Poc. to krótki skład dwuwagonowy do Bohumina zapełniony w 1/4 na starcie z katos, Po drodze ubywało ludzi niż przybywało, w efekcie za Wodzisławiem było w nim, wraz ze mną 6 osób. Już sporo wysiadło w Rybniku i do tej miejscowości to najwięcej osób jechało. Ekonomika tego transportu jest niewielka. Za bilet do Olzy zapłaciłem 13,60, powiedzmy było 20 osób z takimi biletami, choć jechała i młodzież, to za kurs dostali 272 zł. to nie jest nawet pokrycie kosztów dostępu do torów, a gdzie skład (amortyzacja) obsługa: drużyna trakcyjna (maszynista) i drużyna konduktorska (2 os.). Jak my do tego dokładamy, to ci w blachosmrodach nawet nie mają pojęcia.
   Na dworcu w katosach byłem na 12 min przed odejściem składu. Dworzec klimatyzowany. Czyli wielka hala, która miała może w środku 24C, a na placu było 33C.
  Ostatnio padają rekordy zużycia prądu, podawane w MW (megawatach). Mnie to wygląda tak, że 70 % z tego zużycia w dzień idzie na klimatyzatory. Czyli tworzymy z miast takie wielkie lodówki, które do atmosfery wyciepują wielkie ilości ciepła, jeszcze bardziej podgrzewając miasta, jak lodówka w pomieszczeniu, w którym stoi podgrzewa je. I nagle teraz nie walczy się ze smogiem, bo przecież energię elektryczną mamy z Marsa, a nie ze spalania węgla w elektrociepłowniach, jakby ktoś myślał. Mnie się to jakoś przestaje podobać, bo ilości zużycia prądu w lecie, porównywalne, albo prawie takie same jak w zimie, źle wróżą dla natury. Nie wiem jak przyszłe pokolenia sobie z tym poradzą. W sukurs psucia natury idzie, na szczęście, odludnianie się niektórych krajów w tym PL. To dobrze, bo za jakiś czas zmniejszy się ingerencja w naturę. Już dziś widać złe tego skutki.
   W Olzie, wpierw poszedłem w złym kierunku, bo jak to laski, a rozmawiałem z niby laską od 979 nie dogadałem się i polazłem od centrum. Po przejściu jakiś 800m, w sklepie dowiedziałem się i wróciłem już w dobrym kierunku.
W stronę tego oddalającego się czerwonego auta. Do przejścia było, jak prze chwilą obliczyłem 2,5 km. Na szczęście miałem z sobą herbatę, a nadto rozebrałem się do klaty no i wys. temp. mnie tak nie wykańczają jak innych. Dolazłem do Campingu Europa. Z auta wziąłem swój dyżurny ręcznik i poszedłem dalej nad jeziorko.
  Poziom wody niestety jeszcze niższy niż na zdjęciu sat. to są te ujemne skutki naszej działalności. Wczoraj było widać, że ogólnie, to poziom wody w tym jeziorku obniżył się o jakieś 2 metry, jak nie więcej. Widać to doskonale po schodkach kiedyś wpuszczonych do wody i po modyfikacji brzegu dla potrzeb ludności. Teraz te modyfikacje zostały już na powierzchni, a woda uciekła wgłąb.
  Tak jak pisałem tydz. temu, wystarczyło kilka kolejnych dni, by woda w jeziorku, pewnie w innych też, stała się zupą. Siedzieliśmy w niej 3h, bo wiał wiatr i robił wrażenie, ze chłodniej jest na zewnątrz, jak wyszło się mokrym, niż w wodzie.
   Po pływaniu do zadaszonego miejsca przy campingowisku, na zapiekankę, ale średnie były, zresztą mało ludzi to i przemiał mniejszy. Następnyme planem był wyjazd do Mszany k/Wodzisławia. Naście km. od Olzy. Mnie się to średnio uśmiechało, bo wiedziałem, że wrócimy w nocy, mimo jutrzjeszego dnia roboczego, ale naciskała niby laska od 979. Nawet stawałem w obronie 979, mówiąc, że on jutro na 07:00 do roboty, to się nie wyśpi, ale laska, która miała ub. nocy imprezkę z członkami zespołu Tabu, napierała i w sumie nie mając poparcia mocnego od 979, wygrała.
  Pozostało się spakować, bo w drugim aucie byli znajomi od nich z Rybnika z dwójką dzieci i jakiś jeszcze kolega i ruszyć do Mszany, w której i zespół Tabu miał wystąpić wieczorem.
  Ale to już opiszę następnym razem, bo  obowiązki dnia wzywają. To narka.

niedziela, 16 czerwca 2019

Niedziela (Piątek) #1550

miała być notka w piatek, nie było, w sob. też nie, bo cały dzień zajęty, dziś ledwo ledwo, to w kilku zdaniach. Poniżej pt. co napisałem, następnie z nd.  
"Życie się czasami dziwnie układa. Wczoraj zmarł 971. Podobnie, jak przy kopalni, będzie mnie męczyć sprawa braku kontaktu z nim w ostatnich dniach jego życia. Zwlekałem z wyjazdem do niego, ale też z jego strony nie działo się nic, by ten kontakt przyśpieszyć. Mówiłem mu to ostatnio żeby dzwonił i napierał. Ja też, przez ciągły ruch na stacji nie umiałem się zmobilizować i dojechać. Ciągle przekładałem ten wyjazd i przekładałem, aż już nie ma po co przekładać.
   Ta nurtująca sprawa będzie się ciągnęła długo."

Niedziala
  979 z niby laską pojechali wczoraj do Olzy i tam zgubili klucz z auta. Dziś jeszcze jak wstałem miałem w myślach wolny dzień. No nic z tego, bo na poc. i z zapasowym kluczem do Olzy. Zaś kolejny dzień z gowy, bo byda tam na 14:00, następnie jeszcze będzie imprezka w tle i powrót gdzieś ok. 18:00, to na stację mac. zawitam dopiero ok. 20:00.
  Jak to szybko leci, to jest niesamowite, w kontekście zejścia 971 to aż straszne. Nawet nie było chwili refleksji głębszej nad jego odejściem, a tu już bieżące życie przytłacza nadmiarem zadań do wykonania. Nie wiem jakby była kopalnia, to bym tam produkował zawał serca, co wszystkim wokół mówiłem.
  Wczoraj było chyba z 34 w ciagu dnia. Nie wiem, bo cały dzień w terenie i do tego zajęcia, przewóz osób, no od rana do wieczora. Jeszcze się obżarłem, bo dwa obiady. Jeden po pogrzebie 971, następnie drugi już u przyszłych teściów od 979 więc zaś dietę chuj strzelił. Wieczorem na stacji padłem i trawiłem 2h to co zeżarłem no i trochę odpoczywałem. 
   Pogrzeb opiszę być może jutro, bo teraz to trza się zbierać, bo zaś dzień zajęty.
   Notka bez cenzury, taka surowa, być może z błędami.
   Narka.

środa, 12 czerwca 2019

Środa #1549

... ale zrezygnowałem z przesiadki na 35 do Mysłowic. Obok była imprezka, dni m-ta, na którą tłumnie walili mieszkańcy, to też, ponieważ jesteśmy stworzeniami stadnymi, postanowiłem trochę w stadzie się poprzemieszczać. Kurs do Mysłowic miał być ostatnim, a następnie zjazd do wioski, więc zamieniłem ostatni kurs na pobyt na imprezce.
    Dni m-ta kiczowate. Na dużej scenie dominowało disco-polo. Na alejkach (wąskich) odchodzących od sceny rozstawieni wysysacze kasy, czyli salmonella i jakieś ciulstwa nikomu niepotrzebne, ale tłok na wąskich alejkach taki, że nie dało się chodzić. Czasami tak się klinowało, że stało się np. 5 sek. nim ruszyło ponownie w tempie sunącego ślimaka. Stadność można było realizować w 100%.
   Oczywiście moim oczom nie uchodziły mięśniaki, ale niewiele ich jednak było. Mimo tego w tak wlk, skupisku ludzi paru rasowych się trafiło, część już lekko cyknięta, a temperatura ok. 28C sprzyjała łatwiejszemu uleganiu alko.
   Rozstawione też było a'la wesołe miasteczko z cenami z kosmosu. Przejażdżka na czymś tam kosztowała 15zł za os. dorosłą. Mimo tego kolejki do czegoś tam były. Od razu pomyślałem - a ja chciałem początkowo drezyny na kopalni wypożyczać za 10zł. Szybko by to trza było by zweryfikować. Z powodu ceny, a także wariacji błędnika nie skorzystałem. Zresztą po wizycie w beczce w dawnym wesołym m-ku w Ch-wie inaczej podchodzę już do tego typu urządzeń. Mój błędnik już nie taki jak w młodości, kiedy na trzepaku ciągle robiliśmy fikołki, wariowaliśmy na rurkach, ciągłe obroty itp i wtedy błędnik był wyćwiczony. Obecnie takich zadań nie wykonuje i trudno mu na raz przestawić się na jakimś wymagającym urządzeniu. Zresztą po minach niektórych widziałem, że również nie jest im lekko, ale po wyjściu, dla otoczenia, już robili miny uśmiechnięte, choć na urządzeniach to wyglądali jakby za chwilę mieli zwrócić treść żołądka.
   Główna ulica w centrum z powodu imprezki zamknięta, tzn. pas ruchu od dw. PKP w stronę Zagórza (przystanku Estakada).
   Po około godzinnym przeciskaniu się między ludźmi, postanowiłem ewakuować się stamtąd do wioski. Polazłem na przystanek k/dw. PKP i autobusami z przesiadkami dotarłem do wioski.
   Generalnie dzień zaliczony pozytywnie. Trochę za dużo, choć na papierze tego widać nie było, kręciłem się po centrum, czy wokół w Sosnowcu. Wszystkie połączenia, oprócz Mysłowic zrealizowane, nic nie wypadło, nie trzeba było się wstawiać do planu.
   Tylko jeden kurs, ten na dni m-ta linią 100 był w miarę pełny. Reszta to puste autobusy z liczbą do 10-ciu pasażerów, beznadziejnie wolno sunące przez aglomerację. Kiedy to w tej formie pierdolnie nie wiadomo, ale co do tram to w przyszłym roku mogą już robić się duże zawirowania kiedy m-ta dostaną podwyżki np. z obecnych 30zł za km, na 35 za km, bo doliczy się wyższą cenę energii i spłatę nowych pojazdów, które w grudniu mają zawitać na Górny Śl. Paradoksalnie może się okazać, że nowe tramwaje ubiją kolejne linie tram, jak pisałem wcześniej kolejne dwie są wytypowane do zamknięcia.
 Jeszcze co ciekawe, to był to pierwszy objazd, w którym nikt nie urzekł mnie swoją jazdą. Czy prawdziwych kierowców, motorowych już nie ma? Wszyscy, z którymi jechałem po prostu przemieszczali się do przodu i tyle. Nie wiem czy to wpływ tych RJ powoduje, że mało kto swoją jazdą robi wrażenie, ale ogólny dramat. Jeszcze na poprzednim objeździe, jak pamiętam, dwie kobiety zrobiły na mnie wrażenie, jedna w autobusie do T.G., druga w tram chyba właśnie 22.
  Może na kolejnym, ktoś urzeknie mnie swoją jazdą.
  Na stacji przed wjazdowym imprezka, ale nie przeniosła się do środka, bowiem lokalniaki gnały dalej na imprezki. Miałem w nd. z 979 malować u 824 pokój, ale rano okazało się, że jest trudny do zlokalizowania, bo szukała go jego niby laska. Znaleźli się ok. 09:00 i już wiedziałem, że z malowania nicy. Napisałem to do 824 i czytałem, że nie jest zadowolony. Plan ułożony i nagle się sypnął. 979 przełożył malowanie na pn. Za to wymyślili po 2h stania pod wjazdowym, że jedziemy na rogol (jezioro). Mnie to nawet pasowało, po procedurach zatowarowania szczurów i siebie mogłem wyruszyć.
  Nad jeziorem jak na nd. ludzi średnio. Za to jak zwykle zachwyciły swoim wyglądem lokalne mięśniaki-skurwiele. Te tam od lat trzymają poziom, choć i tam było widać, że era smartfonów dociera. O ile kiedyś przeważająca grupa lokalniaków, to były przejebane mięśniaki, to teraz już mniej. Ale i tak Ci, którzy tam byli rozpierdalali swoim wyglądem. Przez cały objazd takie to były dwa, a tu w jednym miejscu około nastu, jak nie więcej przejebanych mięśniaków. Oczywiście w wodzie zabawy siłowe, czyli wyciepowanie kolegów do luftu lądujących w wodzie po fikołkach, odwieczna walka o to, kto dłużej utrzyma się na materacu. To wszystko w wodzie, a zatem mokre ciała, umięśnione z pracującymi, napinającymi się mięśniami. Do tego ciekawe rysy twarzy, bo tam raczej brzydali nie ma i już musiałem się dobrze powstrzymywać, by mi kutas nie stanął. Czasami leżałem na brzuchu to nie podnosiłem się, bo czułem że on reaguje, napływa do niego krew i rozmiar mu się powiększa. Musiałem awaryjnie myśleć o czymś innym, by nie doszło do kompromitacji. A musicie se wyobrazić jaka to jest walka mózgu samego z sobą. Z jednej strony on jest żądny widoku mokrych mięśniaków z napiętymi mięśniami, zapamiętuje obrazy, twarze, sytuacje, te napięte mięśnie z drugiej strony, z powodu otoczenia nie może sobie pofolgować i musi trzymać w ryzach kutasa, który niepohamowany wybiłby mi zęby.
 979, 895 i jeszcze jeden po nocnej imprezce z czasem popadali. Najdłużej trzymał się 895, ale to ponieważ prawie cały czas był w wodzie, bo on z klubu morsów, a nadto wiedział, że jak wylezie to padnie jak tamci, to też leżakował na mieliźnie. Kilka razy byłem w wodzie, ale to jeszcze nie to. Pewnie dziś już będzie odpowiednia, ale dziś dużo spraw do załatwiania i coś w końcu pod kątem remontu muszę zacząć, bo terminy zaczynają gonić. Stękacz jechał dziś na rogol, nawet dzwonił czy nie jadę, ale niestety zajęcia do wykonania i to terminowe, nadto, jak zwykle u nich dzwonią:
- jadę na rogol, jedziesz też?
 Jakby nie można było zadzwonić:
- jadę za 2h lub za godz. na rogol, jedziesz też?
 Wtedy mam czas na przemyślenie, ewentualną zmianę planów, przesunięcia i może bym pojechał. Jak to jest z zaskoczenia - to nie, odpada. Oczywiście brakuje u nich myślenia, tego związku przyczynowo-skutkowego, ale co tam za dużo wymagać skoro konstruktorzy pojazdów, samolotów, tramwai, autobusów działają podobnie. Tam również związek przyczynowo-skutkowy w części nie działa.
 
   Dziś rewelka. O 10:00 było 28,5C na placu. Zapowiada się kolejny ciepły dzień, w trakcie którego dość sporo będziemy na placu, bo objazd z załatwianiem spraw. Szczury trochę gorzej funkcjonują. W trakcie dnia poprzednio były aktywne jeszcze momentami. W te ciepłe dni, jak rano dam im i zeżrą do oddalają się do swoich norek, gniazd i tam leżakują do wieczora. W ciągu dnia wychodzą tylko napić się herbaty lub, rzadziej, wody.
  Z herbatą przeszliśmy na cykl letni, tzn. robimy nadal w kuflu szklanym, podgrzewanym 0,6 ltr. ale jak jeden już pijemy, to robiony jest drugi. Otwarliśmy też sezon na pokrzywy i miętę. To na przemian jest robiona z pokrzywą lub miętą, a rano i wieczorem bez, bo rozlewana jest dla szczurów. 
   No dobra. Teraz tyle, jeszcze pozostaje nd do opisania do końca i wyjazd na koncert do Jastrzębia Zdroju, pn. i malowanie, i może się z tym wszystkim wyrobię. To lecę do czynności dnia. Narka.

wtorek, 11 czerwca 2019

Wtorek #1548

  No zajebiście, no zajebiście! Budzę się przed 09:00, a tu na placu już 25C. Żrę śniadanie, okno otwarte w budynku stacyjnym, a na zewnątrz je już 28C. Ciepłe podmuchy napierają do wewnątrz stacji, jest rewelka.
  Wiem, przed robotą był 979. Noc nieprzespana, bo on z klubu morsów, podobnie jak 172. To trudne dni dla nich, ale cóż ja za to mogę. Kiedyś jak 172 stacjonował na stacji, to w te ciepłe dni spał w piwnicy, bo po moim nagrzaniu budynku wewnątrz potrafi być 29C, w skrajnych przypadkach, a mimo tego śpię normalnie i to jeszcze pod przykryciem. Tzn. lubię mieć coś na sobie. Nawet samą poszwę, ale jednak coś jest potrzebne.
   Ale to w części jest wpływ czynników zewnętrznych na predyspozycje ludzi. To co pisałem w poprzedniej notce. Ta wszechobecna klima. W domu klima, w aucie klima, w sklepie klima, w pracy klima itd. I jak ludzie mają się przystosować do wysokich temp. jak ich unikają i organizmy się nie przyzwyczajają, nie dostosowują się. Koszty też w tym mają niemałe znaczenie. Przecież w zimie utrzymywanie wysokiej temp. w mieszkaniu to koszt, więc go unikamy, a lato (stricte) trwa u nas może 2 m-ce.
  Wracając do objazdu w sobotę, bo tego nie skończę, to 27 dojechałem na styk Będzina i Sosnowca. Od Sosnowca w kier. Bę-a torowisko wyremontowane, to też tram jechał już obrzydliwie wolno, przynajmniej takie odnosiło się wrażenie. Czas był optymalnie ustawiony do starego torowiska, na którym miejscowe zwolnienia, bo te styki szyn, wyboczenia, deformacje torów itp. a tu idzie się jak po maśle i co z tym czasem robić? Sunie się 20 km/h jak rowerem, a nawet wolniej. No ale tram i autobusy na Górnym Śl. są same dla siebie, nie dla ludzi. Dojechałem do Cmentarza i tam przesiadłem się na 188. Nic z powrotem do centrum i pieszo na Sielec Wawel i tu kolejna ciekawa linia 220 do Jaworzna Szczakowej dw. PKP. Na listopad więcej takich linii muszę wynaleźć i długich. No i na 220 na tzw. Gwiazdach wsiadł pierwszy raz w czasie objazdu rasowy mięśniak. Oczywiście krótkie spodenki, koszulka krótki rękawek. Mięśnie jak trzeba, żadnych przerostów, genetyka + odpowiedni lub nieodpowiedni tryb życia i gotowy produkt. Jechał pewnie do laski na oś. Juliusz przed Szczakową. No niestety usiadł w samym tyle, to też tylko dwa razy go widziałem. Jak przechodził do tyłu z drugich drzwi i jak wysiadał trzecimi. Jak odchodził od autobusu to odprowadzałem go wzrokiem. On ciemna karnacja, taki mulat już trochę opalony, wszystko na miejscu, ładne przedramię, ładny biceps, łydka, klata też z pod koszulki ok. Aż szkoda, że usiadł z tyłu in na bieżąco go nie widziałem. Tak sztuka...
   No i gdzie te rasowe mięśniaki? A to już była 17:00 więc końcówka objazdu. Kierowca linii 220, autob. 777 tak średnio jechał. Po części ich rozumiem, nie ma co gnać, bo za jazdę przed czasem są kary, ale przeca można z początkowego odejść 2 min później, do pierwszego zrobić kolejne dwie i już można trochę pogonić. A tak wszystko sunie i przez prawie cały dzień nie było tłoku w żadnym pojeździe.
   W Szczakowej było by 20 min postoju planowego, gdyby nie przyjechał 4 do tyłu, to się skróciło do 13 min realnie. Poszedłem na dworzec po remoncie, czy jeszcze w trakcie, bo peron drugi jeszcze nie otwarty. Nowe dworce są totalnie bez klimatu. Takie standaryzowane, wszystkie takie same, a dawny dworzec w Szczakowej miał swój specyficzny klimat jeszcze wielkiej stacji, a także nietypowe rozwiązania na peronach wiat. Teraz wiaty to standard w/g tego samego projektu co w całej PL. Niby dobrze, bo ludzie się wszędzie odnajdą, ale też jak nic na takich peronach widać pustkę i bezludzie. 
   W czasie obchodu dworca mijałem 3-ch kolejarzy i to wszystko. Nikogo z innych ludzi nie było. Nikogo na taki duży dworzec. Te budowle stacją się wielkimi pustkowiami betonowymi. Nawet w Gliwicach, w których wylądowałem na objeździe 1-go listopada, jak pisałem, były totalne pustki, a tam 4 perony.
  Ze Szczakowej 220 odszedł planowo, a mógł trochę opóźnić. Za to na trasie znowu sunięcie i znowu w połowie trasy był już spóźniony, ale wiem - tak jest bezpieczniej. Ktoś tworząc tą komunikację zapomniał chyba, że ludzie chcą się sprawnie i szybko przemieszczać.
  Tym razem 220 zaczął się w Sosnowcu już od oś Juliusz napełniać, bowiem w Centrum dni m-ta. To też po raz pierwszy zdarzyło się, że wszystkie miejsca siedzące były zajęte, nawet stojące się pozajmowały. Na Kazimierzu wsiadła młodzież w tym kolejny mięśniak i do tego siadł na przeciw mnie, bowiem siedzenia z tyłu były skierowane na przeciw siebie. On oznaczony na szyi malinami, to takie znaczenie, "jest zajęty". Szybko wyłapałem laskę, też oznakowaną i po jakimś czasie okazało się, ze faktycznie para. Czyli od pokolenia nic się nie zmienia. Nadal znakowanie partnera obowiązuje przez tyle lat.
   Przynajmniej ta para była ładna. On mięśniak, ona dość przystojna szczupła - pomyślałem, jak będą samce to będą ładne, przynajmniej na początku. On z twarzy taki średni, no dało się strawić, ale reszta jak najbardziej ok. Ręcę, choć nie tak umięśnione jak u tego, w kursie w drugą stronę, to jednak wyróżniał się umięśnieniem wśród swoich nijakich kolegów. Z twarzy i ładniejszych, ale ta reszta klocowato-gąbczasta. Tu wyobrażałem sobie dotykanie przedramienia, bicepsu, nogi też niczego sobie, mało owłosione, do tego długa umięśniona szyja, to jak się wyginał do laski, to żyły na niej wychodziły na wierzch i wszystko robiło wrażenie.
   Kilka razy nasz wzrok się skrzyżował, bo to pierwszy taki mięśniak w czasie całego dnia, który był tak blisko. Nawet czasem nasze nogi się dotykały, bo zakręty, bo on ruchliwy, bo tak się ułożył, to ja też trochę do tego dążyłem. Za chyba 5-tym razem jak się nasz wzrok skrzyżował to wdrożyłem podziwianie widoków za oknem lub obserwowałem jego kolegów. Widziałem jak parę razy sprawdzał, czy się ponownie nie gapię, ale w tym momencie miałem wzrok na kimś innym, to po jakimś czasie odpuścił i już nie kontrolował, to znowu miałem możliwość uważniejszego się przyjrzenia, jednak starałem się pilnować, by do skrzyżowania wzroku ponownie już nie doszło.
   Wysiadałem ponownie na przyst. Sielec Wawel. Młodzież też zastanawiała się czy wysiąść tu, w sensie na Wawelu i iść na imprę czy jechać pod UM, na końcowy przystanek. Tu miałem zrobić przesiadkę na 35 do Mysłowic. ale...
   No właśnie, bo ta pogoda na zewnątrz jest zajebista, już je 30C, a jeszcze nie skończyłem rozruchu porannego. To zabieram się za czynności dnia, tym bardziej, że stękacz też nadszedł to pcham notkę i do zaś. Narka.

poniedziałek, 10 czerwca 2019

Poniedziałek #1547

   No to nam się narobiło tematów do opisania, ale czy zdążę?
   Wpierw sobota i objazd po aglomeracji.
   Praktycznie cały wykonany w/g planu. Dwa pierwsze poranne kursy sprawdzone na zdupie, czy jadą, następne już na żywioł. Tym razem wybraliśmy się w okolice Tarn. Gór i pierwszy kurs linią 191 do Kamieńca. Linia przez wioski, to też mogliśmy wdychać poza miejskie powietrze, porannej, nagrzewanej przez słońce roślinności. Do tego jeszcze przednie widoki, to też byliśmy zadowoleni z wyboru trasy. Następnie 8 min i przesiadka na 20-kę. Tym razem nowszy autobus rosyjski Maz, ale układ siedzeń, to ktoś popłynął... Bardziej spieprzyć się tego nie dało. Poprzednik, to starsza wersja tego autobusu, w którym konstruktorzy jakoś to normalnie rozmieścili, a właśnie taki był na 191. Ale tak się zdarza, co opisywałem kiedyś przy okazji naszego nowego solarisa. Coś zdupią, by następnie w błysku fleszy obwieścić: poprawiliśmy ergonomię, poprawiliśmy umiejscowienie siedzeń, wnętrze jest teraz bardziej przyjazne pasażerom i otoczeniu, poprawiliśmy przewietrzalność autobusu itp. Z drugiej strony należało by się zapytać, czemu była zdupiona ergonomia, czemu zwalone było rozmieszczenie siedzeń, czemu wnętrze było nieprzyjazne, czemu przewietrzalność została obniżona? Takich pytań już nikt nie zadaje.
   W wioskowych kursach pustki. Po kilka osób w autobusach, zresztą może taka pora, może taka pogoda no i te zwalone RJ, w/g których pojazdy suną, a jak nie suną, to odstają na przystankach do planu. Co ciekawe przy prawie pustym 191, 5 osób przesiadało się  jak ja, na 20-kę i podjeżdżało kilka przystanków. Widać korzystają z neta, gdzie jest wyszukiwarka połączeń.
  W Bytomiu przesiadka na 24 i do Będzina. Z By-mia jechała młodzież, pewnie na rogol. Kilka lasek i synków. Te synki to dramat. Nie by były grube, nawet byli chudzi, ale, co pisałem niedawno, jeszcze z twarzy ok, szyja jeszcze też, ale reszta... Same flaczki. Praktycznie zero umięśnienia. Przedramienia jakby bez mięśni, bicepsów prawie w ogóle, łydy też nic szczególnego. Współczuję laskom, bo wybór się zaczyna kończyć. Wysiedli na wojkach parku i przesiedli się na inny bus w stronę jeziora. Ja dalej na Będzin. Autobus prowadził jakiś dziadek, który nie bardzo ogarniał gabaryty autobusu. Dwupasmowa jezdnia, autobus z przeciwka on hamuje, jakby myślał, że będąc na swoim pasie przytrze tego z przeciwka. Widać braki w kadrach, bo większość z którymi jechałem, to po prostu sunie do przodu, bez jakiegoś polotu, płynięcia przez ulice, omijania dziur i czucia autobusu.
   W Będzinie przesiadka na tram 22. Udało mi się, bo jeszcze stare torowisko, ale niestety trafiłem na motorowego, któremu się nie chciało. Tak bardzo mu się nie chciało, że o ile na Będzinie Zamku był planowo, to już na przystanku Tworzeń Polna był 5 min późno, przy praktycznie pustym wozie, sprzyjających światłach, to też musiałem się na powrotny 22 przesiąść przystanek wcześniej. Przy okazji przejechałem przez styk w torach
który opisywałem tu -> https://baltazar221.blogspot.com/2018/11/piatek-1444.html. Myślicie że coś z tym zrobili? Ależ qrwa nie, bo po co? 1,5 roku jebie wszystkimi tramwajami na tym styku i nic. Chyba trza czekać na wykolejenie, wtedy zrobią. To jest dowód na to, co pisałem kiedyś tam, że oni czekają jak pająki w sieci na przetargi i koperty, które wpadają w sieć przy przetargach. Po co robić skoro jak będziemy robić i utrzymywać należycie torowisko, konserwować to jeszcze potrzymie dekadę, jak można nie robić, nie utrzymywać, ogłosić - właśnie nie nadaje się do jazdy, bo jest stare i trza zrobić nowe. Głupie m-to łyka to jak głodny pelikan i już koperta w sieć wpada i Ci na górze szczęśliwi.
   Z powrotem udało się już trafić na babkę, która jakoś żwawiej jechała i czuć było tramwaj w torowisku. Mięśniaków nadal jak na lekarstwo. Tym 22 prawie do końca, tzn. do Czeladzi na dawne targowisko. Tu teren znacznie się zmienił.

Tereny zielone zaznaczone żółtą linią znikły na rzecz lidla i jeszcze jakiegoś budującego się pawilonu. Po drugiej stronie drzewa też znikły, bowiem wbudowano skrzyżowanie. W ogóle zauważam, że mimo iż m-ta się wyludniają, to tereny zielone znikają wraz ze znikającymi ludźmi. Czy nie idzie w miejsce starych budynków wstawiać nowych, tylko ciągle wyrzynamy tereny leśne w miastach, bo właśnie otrzymaliśmy kopertę od dużej firmy i sprzedajemy jej teren. W wiosce też wycięto starodrzew, by postawić osiedle domków jednorodzinnych, jakby nie szło ich postawić w inny miejscu, a stary las zostawić. Nie, bo koperta, to po nas choćby potop. Las się zetnie, drewno sprzeda, dodatkowy zysk, a i koperta zaliczona. Smutne to, ale tam są tak wszyscy umoczeni, że na te wybory, to w ogóle nie warto chodzić. 
  Z Czeladzi autob. 100 do Zajezdni w Gołonogu, a tam przesiadka na 622, podwózka 2 przystanki i na linię 27, która jest wytypowana do zamknięcia. 100-ka to nowy autobus hybrydowy, ale czy taki ma sens? Pisałem o tym przy okazji notki ze stykiem tram, więc powtarzać się nie będę. Klima teraz jest modna w autobusach, ale czasem jest nastawiona na zbyt niską temp. i kiedy ciepło jest na placu 28C, to wewnątrz się zamarza. To chyba nie powinno tak być. Znowu jest potrzebny przepis wykonawczy, by nie było przesadyzmu w ustalaniu temperatur. Te klimy to też średni pomysł. Co raz bardziej zaczynamy się uniezależniać od aury, a co jak trza wyjść i iść do sklepu? Trza być dłużej na placu i coś robić, np. przemieszczać się z pkt. A do B, a tu nie ma klimy tylko 32C. Wtedy organizmy nieprzystosowane do dostosowywania się do różnych temperatur głupieją i odmawiają posłuszeństwa. Zaczynają się padania satrszych inie tylko osób, bo... za gorąco. A może trza żyć bardziej w zgodzie z naturą, to wtedy będziemy się lepiej przystosowywali do zmian warunków pogodowych. Nie bez przyczyny małe dzieci w wózkach w zimie wyprowadza się na plac, a mogły by przeca siedzieć w doma przy piecu. Larwom to serwujemy zmiany pogodowe, a sobie to już nie. 
   27 to kolejna sunąca linia tram. Ale jak pisałem tram i autobusy są dla siebie nie pasażerów, to sunięcie samemu tram nie przeszkadza, a ludzie, jak nie tym, to przemieszczą się czymś innym. 
  W 27 siłowałem się z klapami w dachu. Kiedyś były na dokręcanie, też se głupota z tym nie dawała rady. Jakiś cymbał wymyślił teleskopy. Teraz może by i se ludzie z tym dali radę, ale nieużywane teleskopy, nie konserwowane są b. trudne do otworzenia. Musiałem się nieźle nasiłować, by dwie tylne podnieść z przodu by wiało do tram. Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto stanie przy otwartym oknie i mimo 28C na placu, on przymyka to okno, bo jemu wieje. Jakby nie mógł se stanąć pół metra dalej, gdzie już tak nie wieje. 
   Jak jeździłem autobusem w kom. miejskiej, to tak otwierałem okna, by nie było ich można zamknąć, a te które można było zamknąć klinowałem śrubami. I dawali se radę. Jak komuś za bardzo wiało w pysk, to znalazł se miejsce, gdzie już tak nie wiało, a nie, że będą przy np. 32C zamykać okna, bo im wieje. Zresztą na stacji do dziś, jak jest lato i powyżej 25C, to prawie wszystko jest otwarte i wieje, i jak zwykle przyłażą i stękają. Zawsze ich jebie, że to ja jestem stary i mnie to nie przeszkadza, a Wam młodym tak?! Co to za shit! Co z Wami nie tak!
   Tak jest, jak się żyje jak w akwarium, jeszcze teraz se klimy montują i robią jeszcze większe akwaria. Jak są na wczasach w Grecji czy Turcji to siedzą w hotelach, bo jak wylezą na plac, to padają jak muchy, bo nie przystosowani do zmian temperaturowych. To po chuj tam w ogóle jadą?
   Tyle, bo zajęcia dnia czekają, a przy takiej pogodzie - słonecznie i 30C na placu, czymś trza się zająć, a nie siedzieć przy notce. Reszta objazdu pewnie jutro i następne wydarzenia też. 
   Narka.

piątek, 7 czerwca 2019

Piątek #1546

   Jak się przyłoży ucho do tych tam na górze, to włos na głowie się jeży. 825 opowiadał, że przyjechał do niego motorowy, który został ukarany, bo pasażerowie zgłosili na niego, że jechał szybko. On tłumaczył, że jechał szybko bo nadrabiał opóźnienie, a że torowisko krzywe to tramwajem ciepało. I oczywiście, by kierownik stanął w obronie motorowego, to nie. Gdzież by się tam coś zmieniło. Nadal jest tak, że jak pasażer coś wysra, to on ma rację. No co za czasy. I b. dobrze, że będą likwidować linie tramwajowe. Niech gady zapierdalają pieszo, albo niech bulą na państwo 23% vatu i akcyzę w paliwie. Wtedy se będą mogli wolno i bezpiecznie podróżować.
   Mało tego, ponieważ 825 jest usłużny to od pn. RJ na linii 11-cie ulegnie korekcie minutowej, by gadom było jeszcze lepiej. Nie, nie będzie szybciej, ale czas zostanie przesunięty z innych przystanków na te gdzie tak ciepie, by nimi tak nie ciepało.
   Przy okazji, moje spostrzeżenie wobec linii 840, które opisywałem -> https://baltazar221.blogspot.com/2019/05/sroda-1533.html, 825 zauważył na linii tram 11-cie. Widział jadące 3 składy jeden za drugim. Następnie po kółku one dalej we trzy sunęły. Na drugi dzień zapytał się na zajezdni dyspozytora, czemu ich nie zawrócili i wstawili do planu?
- a kto te kilometry wyjeździ i kiedy?
  Pisałem to przy okazji 840 komunikacja nie jest dla pasażera, ale sama dla siebie.
   Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Postawa kierownika wozowni. Skoro jest brak motorowych, to powinno się ich nie denerwować i być po ich stronie. Taką postawą kierownictwo jedynie może zrazić kolejnych motorowych do pracy w firmie, a następnie będą stękania kim te kilometry wyjeżdżać.
  Jutro my będziemy wyjeżdżać kilometry, bowiem komunikacja miejska za darmo. Już mamy plan ułożony do 16:10. Wyjazd o 08:57, a wieczorem sprawdzenie czy gdzieś błędu nie zrobiliśmy, byśmy w jakimś wypizdowie nagle nie zostali bez powrotu. Oczywiście zatowarowanie na cały dzień, żarcie picie, jakieś nie topiące się słodycze i mogę jeździć i zwiedzać. Już dwa dni w roku mamy komunikację za darmo.
   Znowu uratowaliście się od opowieści o szczurach, ale te są w planach, bo jednak po odejściu Myszaka nastąpiły zmiany.
   To narka.

czwartek, 6 czerwca 2019

Czwartek #1545

   Ludzie to ciągle stękają. Jak było chłodno i podało, to stękali że to i to, jak jest ciepło, to stękają, że ciepło. To się już chyba nie zmieni.
   Brakuje mi strony "nowadebata", na której były ciekawe i wyczerpujące artykuły. Czytam jakieś inne, to wiecznie jest jedno spojrzenie i tyle. Nie ma innego pkt. widzenia, tak jakby go w ogóle nie było. Czy te dzisiejsze artykuły to pisze gimbaza? Nie spisałem autorów tych artykułów, ani tez ich nie kopiowałem, to też nie umiem dotrzeć do miejsca gdzie jeszcze publikują, jeżeli w ogóle publikują. Nie chcę by mi się mózg lasował, ale bez pożywki, to może być trudne.
   Czytam książkę Generałowie, ale nic mnie tam nie zaskakuje, jak to, że 1,5 m-ca temu w WPKiW objął funkcję nowy dyrektor. Park otrzymał 280 baniek na przebudowę siebie, w tym ileś tam km. chodników. Przy takiej kasie to można dostać do gowy i dyr. dostał. Powołał na podległe stanowisko swojego kolegę Zdziszka i razem zaczęli przekręty. Teraz już siedzą. Czy w tym kraju nie ma uczciwych ludzi? No przecież jeżeli po 1,5 miesiąca! urzędowania już ich zgarnęło CBA, a przecież musieli jeszcze zgromadzić materiał dowodowy, to po tygodniu już zaczęli wałki? Myśleli w ogóle o pracy, czy od razu o wałach? I jak tu chodzić na wybory?
   Zrobiło się ciepło, to też samce są luźniej ubrane w tym chodzą w krótszych spodenkach, szortach. Widać przeto łydki. Patrzę na te młodzieżowe i bierze mnie rozpacz. Nie ma już, czy wielce sporadycznie można spotkać ten mięsień prawidłowo wykształcony u młodych ludzi. Przeważnie to mało kształtny mięsień odpowiadający za pracę stopy. Reszta też nieszczególnie. Z tego się zaczyna jakiś dramat robić. Ród mięśniaków wymiera. Nie ma już prawdziwych mięśniaków. Jakoś dziwnym trafem u 10 lat starszych, czyli jeszcze z pokolenia, które urzędowało na stacji, sytuacja wygląda normalnie. Był wczoraj 172 i jak patrzałem na ten mięsień, to takie powinny być. Zresztą częściej na ulicach widzę u ludzi ocierających się o 30-kę prawidłowo wyrośnięty ten mięsień, niż u dzisiejszych 20-latków. No ale era smartfonów, komputerów, to bieganie za balą wokół bloku zostało zastąpione naciskaniem lub przesuwaniem kciuka po ekranie. Jak z takich czynności mają się prawidłowo rozwinąć samce. Przecież to ani nie biega, chodzi koślawo, zaraz się męczy jest niewydolny fizycznie.
   Jak to dobrze, że jeszcze prowadziłem ruch na stacji w czasie kiedy, co tu kiedyś opisywałem, mięśniaki zdobywały złom i wykonywały inne aktywności fizyczne. Jeżdżę autobusami do 824, to widzę z twarzy fajny, ale ta reszta nieakceptowalna. Ani ręki, ani nogi, klaty pewnie też nie, a brzuch taki nijaki. Jeszcze w okolicach 20-ki płaski, ale nie umięśniony. Laski prawdziwych mięśniaków to se będę mogły za chwile na zdjęciach tylko obejrzeć i na zagranicznych porniolach.

   W komunikacji miejskiej niusy. Kolejne dwie linie tramwajowe zostały wytypowane do zamknięcia - 17-ka i 27. Papier co do zamknięcia linii 9 leży już 3 m-ce i nikt nie chce gówna ruszyć. Wiadomo trzeba odpisać do m-ta i to coś rzeczowego, a co jak się nie ma co do napisania. A szeregowy pracownik tego nie zrobi, bo go to wali. To nie na tym szczeblu się takie sprawy załatwia. A tam wyżej znajomi od znajomych i wychodzi jak zwykle. Zmiany, zmiany, zmiany (na stanowiskach), a realizacja planów do dupy.
   Zaczyna powoli siadać koncepcja cyklicznego RJ, bo kto chce sunąć tram o 20:00 z prędkością 13,5km/h? Kiedy więcej zarabiamy stać nas na taksówkę, na ubera i w kilka osób sprawnie dojechać z pkt.A do B. Kiedy to na górze zobaczą, zrozumieją? Chyba jak już sieć się okroi o 30% to ktoś zacznie się zastanawiać ocb. Tymczasem jak na Titaniku, orkiestra jeszcze gra, choć statek już tonie.
   Przykładów nie trza daleko szukać. Jak kolej doprowadziła swoje szlaki do względnego stanu, podwyższyła prędkość przewozu to i ludzie wrócili. W tram remontuje się odcinki torów, ale prędkości na nich zostają takie same jak przed remontem. Po co w takim razie robić w ogóle te milionowe remonty, jak one nic nie dają, oprócz pełnych kieszeni, tych co brali udział w przetargach. A może właśnie o te przetargi chodzi? Jak stała ileś m-cy linia 9 bo robili tor przy UM Ruda Śl. to można było odcinek od Huty do Chebzia własnymi środkami zrobić, tzn. poprawić. Myślicie, że tam ktoś palcem ruszył przez 9 m-cy? Nikt, nikt qrwa tam nie przyjechał i niczego nie zrobił. Teraz Ruda wysłała im pismo, by z tym tram spierdalali na drzewo i teraz zagwozdka. Jak to, nie chcą naszego zajebistego tramwaju sunącego 13,5 km/h?
   Zabieram się za czynności dnia, bo czas umyka, a samo się nie zrobi. O szczurach dziś nie będzie, ale następnym razem może tak. Narka.

wtorek, 4 czerwca 2019

Wtorek #1544

   Wczoraj ok. południa poszedłem wykopać niewielki dół. Wcześniej sprawdziłem jeszcze Myszaka, był ciepły, więc zostawiłem go pod ligniną i kołdrą. Po wykopaniu dołu, chciałem go zawinąć, ale miałem brudne ręce. Pomyślałem takimi nie wypada, więc poszedłem je umyć. Podnosiłem go z łóżka, a on nadal był ciepły i wiotki. Choć łapki mu już zesztywniały, to nadal w głowie miałem myśl - przecież jest jeszcze ciepły i wiotki, czy aby na pewno to już.
   Zawinąłem go ponownie do ligniny i wsadziłem do woreczka. Chwilę trzymałem go w rękach. Przez woreczek nadal, przenikało jego ciepło, nadal w rękach był wiotki. Znowu go wyjąłem, odwinąłem, sprawdziłem ponownie, ale łapki miał już zesztywniałe. Mówiłem sobie, przecież już chodzić nie będzie. Jednak ciało nadal było wiotkie, nadal ciepłe, jakby nie chciał rozstać się z tym światem.
   Zmobilizowałem się i zawinąłem go już chyba 4-ty raz w ligninę i ponownie do woreczka. Tym razem już nieodwołalnie postanowiłem go zanieść do ogrodu. Nadal jednak coś mówiło, że to za szybko, że jeszcze nie wystygł, jeszcze jest wiotki, jakbym chciał czekać, aż cały zesztywnieje.
   Ok. 12:30 pochowałem go w ogrodzie.
   Po 13:00 poszedłem do weterynarza powiedzieć mu, że jednak Myszak zszedł. O tej porze jest tam pustawo i faktycznie tak było. Przekazałem informacje, ale znowu wybuchłem płaczem. Jakoś się pozbierałem, z minutę to trwało, po czym wyszedłem.
   Na stacji włączyłem komputer i od razu ruszyła muzyka trochę głośno. Pierwsza myśl, trzeba ściszyć, bo Myszak jest chory i lepiej jak będzie cisza. Jak już ściszyłem to odblokowałem się, że już go nie ma.
   Jeszcze nim go zawinąłem pierwszy raz, zastanawiałem się czy zrobić mu zdjęcia. Z jednej strony nie wypada, z drugiej już go więcej widzieć nie będę, ale też czy takiego jak będzie na zdjęciach chciałbym zapamiętać.
   Przeważyła myśl, że jednak zrobię mu zdjęcia i zrobiłem. Nadal bez lampy błyskowej, tylko doświetlając go.
   Rano miałem krótki sen, taki 2 sek, w którym Myszak wychodził z pod łóżka w stronę miski z piciem. Owinięty był w ligninę, sunął jak ostatnimi dniami, wydając przy tym charakterystyczne odgłosy sunięcia. Sen się urwał.
   Po przebudzeniu jeszcze leżałem. Słyszałem jak Żyrafka weszła na półkę w łóżku, taką wysuwaną część, gdzie Myszak spał, tam gdzie do dwa dni temu ok. 05:00 przeniosłem, po czym gdzieś otarł sobie jedną nózkę. Przeszła tam i wyszła. Po chwili wlazła pod kołdrę. Poszła sprawnie do nóg, na sam koniec kołdry, drugą strona nóg wróciła do głowy, wyszła na zewnątrz, przeszła jeszcze przez drugą część rogówki i zeszła na ziemię po poduszce specjalnie ustawionej, by im się lepiej wchodziło do łóżka. Są dwie poduszki ustawione pod kątem ok. 45 stopni, by lepiej im się wchodziło, druga w takim kącie była przestawiana dla Myszaka, kiedy zaczynał mieć problemy z chodzeniem. Na pierwszej na ostatnim odcinku trzeba się trochę wspiąć. Dla zdrowych szczurów to nie problem, ale Myszak już czasami miał. Druga też początkowo była ustawiona pod kątem ok. 75 stopni, ale przestawiłem ją dla niego. Żyrafka robiła wrażenie jakby go szukała. Wszak tyle czasu przebywała razem z nim, a jak to nie było tam, na tej półce, to przychodziła rano do łóżka, gdzie on leżał przy mnie.
  (jeszcze żywy, za jego przednią łapką drobiny słonecznika, których nie był już w stanie jeść)
  
  Tak się zastanawiam czemu, aż tak bardzo przywiązujemy się do zwierząt, nawet tak małych jak szczury?  Polega to chyba na tym, ze postrzegamy je tylko z tej dobrej strony. Przecież nie wadzimy się z nimi, nie wymyślamy im (no za wyjątkiem 826 i podobnych), nie oddziałujemy na nie negatywną energią, a przynajmniej ja. Zawszę powstrzymuję ją, bowiem wiem, że one nie są niczemu winne. Po prostu są. Trudno je winić za to, choć nie u wszystkich to tak działa. Przeżywam śmierć Myszaka, to w zasadzie reszta się temu dziwi. Przecież to zwykły szczur! No właśnie może i tak by było jakby nie specyficzna, o czym pisałem tu na blogu, interakcja z nim. To nie jest zwykły szczur, taki klatkowy, który zupełnie inaczej się zachowuje. Myszak działał na wolności. Był nieskrępowany. Nie narzucałem mu gdzie ma iść, co ma robić. Klatka nie ograniczała jego ruchów, jego interakcji z innymi szczurami. Przecież tu opisywałem, jak w stójce wyjaśniał sprawy z innym młodym samcem. Inny samiec wyjechał, Myszak został. To on przychodził do mnie do łóżka, wchodził pod kołdrę, co wielokrotnie opisywałem, spał ze mną. To te zachowania są takie szczególne. To nie jest powszechne.
   Ja wiem, że pies bity przez właściciela nie ma gdzie iść i tak wraca w msc. gdzie go biją. Ale tu, na stacji, jest zupełnie inaczej, i ja to zupełnie inaczej odbieram. Właśnie to, że szczury, bo pozostały samiczki, nadal biegają na wolności i są nieskrępowane. Nie są ograniczone klatką, mogą chodzić gdzie chcą. Jak przychodzą rano do mnie do łóżka, co też opisywałem, to jest mi miło, że kiedyś kłócące się Myszyn i Żyrafka, razem potrafią przyjść pod kołdrę i biegać wzajemnie już się nie kłócąc. A kiedyś, kiedy Żyrafka od 826 tu dotarła, musiała się dotrzeć z resztą stada. na tyle się dotarła, że jej największy wróg Myszyn, dała jej spokój (Myszyn to siostra od Myszaka, ale taką ma ksywę). Trochę musiałem wtedy interweniować, by jej nie spacyfikowały, ale ona z zewnątrz, to i inne zapachy i inne zachowanie i jej początkowo nie tolerowały, to też miejsce obrała sobie w biurku przy którym dość sporo siedzę i tu była przeze mnie broniona przed innymi, zwłaszcza przed Myszynem. Ta, oswojona, mimo mojej obecności przychodziła ją pacyfikować i musiałem ją powstrzymywać, a czasami cofać, by poszła sobie z biurka kajś indziej.
    Do tego wszystkiego nie mieszał się Myszak. Mimo, iż samiec to nie wchodził w rozgrywki samic. Był na uboczu. Może też dlatego, iż był wykastrowany, to miał mniejsze poszanowanie u samiczek i traktowały go jako coś dziwnego. Miały rujkę, a on się do nich nie dobierał. Tego nie wiem, nie czytałem na necie, może coś takiego istnieje.
   W biurku jest dwoje drzwiczek. Jedne są stale otwarte, bowiem szczuraki przez nie i wysunięte szuflady wchodzą na biurko i jak coś jem to sprawdzają co i czy im to smakuje. Drugie drzwiczki są zamknięte stale i są tam słodycze. Czasem lubię podjadać. Otwieranie tych drzwiczek wydaje specyficzne skrzypienie, jak przy starych drzwiach. Przeważnie jak otwierałem drzwiczki z drugiej części biurka to Myszak słysząc ten odgłos przybiegał sprawdzić, co ze słodkości pochłaniam. Oczywiście żebrał, by również dostać do skosztowania. Wchodził na mnie, na ręce koniecznie chcąc sprawdzić co tym razem jest pochłaniane. Oczywiście nie mogłem się powstrzymać jego naporom i zawsze dostawał do skosztowania co pochłlaniałem. Odbierał to ode mnie i zaraz znikał w szufladzie biurka, by również oddać się degustacji.
    Ostatnimi dniami jak otwierałem te drzwiczki, to liczyłem na to, że przyjdzie i podobnie jak poprzednimi czasami będzie żebrał, czy wymagał na mnie dania mu do skosztowania kawałka słodyczy, które właśnie pochłaniałem. Po otrzymaniu kawałka z tego co pochłaniałem oddalał się od razu do szuflady i konsumował, by inne mu tego nie zabrały. Wiedział, że oprócz Żyrafki inne tu nie przyjdą, tak blisko, przeto nie oddalał się daleko, tylko w pobliżu konsumował. Podobnie z innymi potrawami. Jak jadłem śniadanie to dostawał kawałki z tego co pochłaniałem. W momencie jak miał to w ustach, to była u niego konsternacja, lecieć z tym pod kołdrę, czy pozostać na krześle i zjeść to jakby na otwartej przestrzeni, ale nie będąc atakowanym przez inne szczurzyce. Często wybierał opcję spożywania na krześle. Nawet jak wbiegł pod kołdrę i któraś mu z ust wyrwała kawałek tego co miał, to wracał do mnie by dostać następny.

   Świadomie nie miałem żadnych zwierząt przez tyle lat. Zbytnio się przywiązuje do nich, zbytnio wchodzę w relacje  z nimi, zbytnio się spoufalam, zbytnio daje im wolność, zbytnio przeżywam odejście każdego z nich.
   979 powiedział mi, że do gadziny się nie przywiązuje, na co mu powiedziałem, że w takim razie nie powinien jej mieć w ogóle. Po co zwierzątko, które bezsensownie jest trzymane w klatce? Po co ono ma się męczyć? Dla kogo? Co to ma dać? Co pisałem już tu, 80% ludzi nie powinno mieć zwierząt k/siebie. Nie wiem, po co one w ogóle są przy nich? U weterynarza, jak chodziłem z Myszakiem, to tylko raz widziałem kobietę, która była w interakcji ze swoim psem, dużym psem, taki skundlony owczarek niemiecki. Tylko jedną. Reszta to przychodziła, jakby miał pluszaki, które zachorowały. Co to za shit?
   Może dlatego weterynarz ostatnie wizyty wziął na klatę, tzn. nie chciał ode mnie żadnej kasy widząc relację moją z Myszakiem. Słysząc to co mówiłem do niego wcześniej, że szczury biegają w zasadzie na wolności.
   Ja wiem, bo czytałem na necie, że niektórzy chodzą ze szczurami na spacery na zewnątrz i je wypuszczają. To jakaś porażka, nieznajomość zachowań podopiecznych. One niechętnie chodzą na tereny, których nie znają. Które są nie poznaczone ich moczem, na których nie ma wytyczonych ich ścieżek. Owszem, muszą się znaleźć w nowej sytuacji i znajdują się, bo co mają zrobić, ale czują się nie swojo, co właściciel powinien widzieć.
   Opisywałem tu przypadek, kiedy kilka la temu byłem z 979 i jego niby laską na koncercie w Zabrzu i był tam gość z dużym szczurem na ramieniu.
    No debil. Ze szczurem, który ma bardzo wrażliwy słuch, on poszedł na koncert i chodził k./zestawów głośnikowych, gdzie nawet my mieliśmy problem z porozumieniem się. Co ten szczur miał zrobić? No po prostu był na jego ramieniu. Nic nie powiedziałem, nie zareagowałem, ale takiemu to od razu szlag w ryj. To jest ten 80%, który nie powinien mieć zwierząt. Nie poczyta, nie doedukuje się i robi takie rzeczy. Na stacji, mimo iż byśmy chcieli czasami, to nie puszczami muzy głośno, bo są szczury. Jest jakaś odpowiedzialność za zwierzątka, które akurat mamy na stacji. Co za problem puścić muzę przez wzmacniacz, odkręcić gałę i już. I już mamy fajne samopoczucie. Ale co z nimi? One już takiego nie mają. Mają wyczulony węch i słuch, i tym działają. Warto to pamiętać, biorąc sobie takie zwierzątka do domu, że z głośną muzyką, perfumami możemy się pożegnać.
   Teraz otwieram drzwiczki biurka i wiem, że na ten dźwięk już Myszak nie zareaguje, bo jedynie on szybko reagował. Żyrafka, to pod jego wpływem. Sama z siebie to nie bardzo. Może też to, że to samiec, to inaczej się zachowywał. Tzn. ja to wiem. Nawet w kwestii żarcia. Samiczki gromadzą do dziś, bo ewentualne młode i trza norować, on samiec i żarł na miejscu. One porywały żarcie, porywają i lecą do legowisk znorować, on zeżerał w niedalekiej odległości od źródła pożywienia.
   Dlatego jego odejście jest takie specyficzne, bo innego samca na stacji nie mamy. Reszta to samiczki, o których mamy wiedzę i ona się zasadniczo nie zmieni.
   Wiem, że Was katuję szczurami, ale chcę też uzasadnić czemu tak przeżywam odejście Myszaka. Nie będzie drugiego Myszaka, nie ma go wśród samiczek i nie planuję nabycia kolejnego. Zbytnio przeżywam odejścia każdej "gadziny"' jak mówi 172, czy 979. Zresztą co się dziwić. Oni nigdy nie wytworzą takich relacji z tą "gadziną" jak ja. Nigdy nie uda im się takiej interakcji uzyskać jak u mnie, bowiem traktują zwierzątka domowe przedmiotowo, nie podmiotowo. Miejsce gadziny jest w klatce. Ona nie ma biegać po mieszkaniu. No z takim podejściem to 979 mówię już od dawna, że nie powinien mieć żadnych zwierząt domowych. To by było tylko ze szkodą dla nich.
   Nie chcę tu napisać, że mam jakiś monopol na utrzymanie zwierząt domowych, ale nikt chyba nie traktuje ich jak partnerów równoprawnych. One u większości są jak pluszaki, tylko żywe. To są zabawki w rękach ludzi, nadludzi. Na stacji są traktowane jako równoprawne istoty, żyjące na stacji. Nie ma, że ja, czy inni chcą imprezkę to odkręcę wzmacniacz, a one niech się jebią. Nie ma imprezki, bo są szczury. Sorry. One nie lubią hałasu i trudno. W domu se możecie napierdalać muzą.
   Rozpisałem się, ale myślę, że mi wybaczycie, bo to w upamiętnieniu Myszaka.
   Najgorsze, że to nie jedyny szczur na stacji. Zostaje ich jeszcze ok. 8 sztuk w tym siostra od Myszaka - Myszyn, Żyrafka, którym jak się coś będzie działo to podobnie będę przeżywał. W ogóle jest pomysł, by po zejściu Myszaka, zacieśnić relacje z Żyrafką, Myszynem (to ona) i innymi szczurzycami. Wiem,. że to negatywnie odbije się na mnie, ale jakaś wewnętrzna siła podpowiada, by wejść w takie relacje i bardziej się z nimi zżyć.
   Wiem, katują Was szczurami, to kończę o nich pisać, przynajmniej na teraz, bo one wracać bedą, w tym sp. Myszak.

   Wczoraj ja sunąłem przez większość dnia usiłując coś z sobą zrobić. Dobrze, że trafił się wyjazd do dentysty, bowiem kolejna plomba wypadła. Z tego zęba co się z nim coś robiło. Nawet był na prześwietleniu, ale nic ono nie wykazało, a widocznie ona gdzie się obluzowała i przepuszczała, przeto ząb reagował na gryzienie i słodkie.
   Wracam powoli do zajęć codziennych. Notka wcześniej, bo lezę poprawiać (nie, nie, nie robiłem tam instalacji) puszkę elektryczną do babci od 973. Miałem tam być 2 tyg. temu, ale jakoś wyleciało mi z gowy, a przypomniało mi się w piątek. Wczoraj byłem się umówić na dziś.
   To narka.