czwartek, 19 grudnia 2019

Czwartek #1628

   W ramach porządków (nie, nie przedświątecznych) znalazłem swoje pytania, w starym garniturze, na obronie (jakby mnie nią atakowali) pracy magisterskiej. Oto one:
 1. Źródła industrializacji ziem Królestwa Polskiego.
 2. Specyfika polskiego ruchu robotniczego w warunkach zaborów.
 3. Ekonomiczne następstwa rozwoju dróg kolejowych.
   W ramach wspomnień jeszcze jedno, o którym ostatnio mówiłem 230. Otóż w dawnych latach, to chyba 1983 lub 1984 kiedy występował kryzys energetyczny i rzeczą naturalną były kilkugodzinne wyłączenia prądu, dotykało to również komunikacji miejskiej tramwajowej. Otóż zaczęły już kursować na liniach nowe wozy 105 Na, które na Górnym Śląsku jeździły na przednim pantografie, a tylny był awaryjny.
 Na zdjęciu klasyczna 105-ka skład 659-660.
Teraz drobne wyjaśnienie zasilania sieci trakcyjnej tramwajowej. Sieć jest podzielona na sekcje i źródła zasilania przez podstacje. To czasem tak bywało, że jechało się przez (dziś się mówi - dzielnię) dzielnicę, w której było ciemno, ale akurat zasilanie do sieci dawała podstacja z innej dzielni, albo odwrotnie, w dzielni było jasno, a tram nie miały prądu. Sieć trakcyjna jest rozdzielona tzw. przerywaczami na sieci. W zasadzie jest tak, że trzy odcinki między przerywaczami, to jedno zasilanie z podstacji. Inaczej sieć - przerywacz - sieć - przerywacz - sieć, a następna sieć za przerywaczem to już następne zasilanie. Ponieważ ten kryzys energetyczny był w zimie to jak wpadło się na odcinek bez prądu, to następnie stało się i marzło przez kilka godzin nim prąd włączyli. Szybko więc motorowi wpadli na pomysł, że przez rozdzielające sekcje zasilania przerywacze przejeżdża się z prędkością 10 km/h. To dawało większe prawdopodobieństwo, że w razie braku prądu, wdrażało się hamowanie nagłe. Skład stawał, pasażerów się informowało, że dalej jest brak prądu i koniec jazdy. Wypuszczało się ich z wozu, następnie opuszczało przedni patyk, szło się do drugiego wozu, który stał jeszcze na poprzedniej sekcji zasilania i podnosiło patyk do góry. Zamykało drzwi i jak nas nikt nie podjechał z tyłu, można było cofnąć całym składem i czekać na włączenie prądu na tej sekcji zasilania. Po chwili przed przerywaczem stało już kilka tramwai. I taki myk robili motorowi w czasach kryzysu energetycznego. Pewnie przez jakiś czas pasażerowie się dziwili, czemu w bliżej nieokreślonym miejscu, gdzie nie było przeszkód terenowych, hamowało się do 10 km/h, a następnie (jak był prąd) jechało dalej.
  Wczoraj jechałem na Pyrzowice (lotnisko) odebrać mamę od koleżanki. Jechałem tam po półtorarocznej oddanej do użytku A1. Tak, jak oni przyjeżdżają przeciąć wstęgę, tak ich wszystkich w rzędzie powinno się serią pociągnąć. Po półtora roku ograniczenia prędkości bo zapadliska, uskoki, muldy w drodze, deformacje z powodu źle przygotowanego podłoża. Ile takich inwestycji w kraju musi być zrobionych, by ludzie przejrzeli na oczy. Frekwencja w ostatnich wyborach mnie zaskoczyła, bo to znak, że ludzie chcą wydawać swoją kasę na spierdolone inwestycje, mało tego chyba się z tego cieszą skoro tak tłumnie odwiedzają urny wyborcze. Przecież oczyszczalnia ścieków w wawce, i jej kanał, który zanieczyścił Wisłe, w której w niektórych obwodach wyborczych było ponad 90% frekwencji to oznacza, że oni tak chcą. Tak lubią jak się ich dyma wlk, PL kutasem do tyłu i gmera im się w odbycie. Chyba im się robi przyjemnie wtedy, bo nie wiem czym wytłumaczyć taką frekwencję przy urnach.
   Czy od 30 lat skończono z korupcją, kopertami, układami itp.? Czy ktokolwiek doszedł do władzy zrobił z tym porządek? Ale oni tam chodzą, bo oprócz wsadzenia im od tyłu tego kutasa, jeszcze się do tego nimi manipuluje i im się wmawia, że teraz jest Ci b. dobrze. Jeszcze nim trochę pogmeram i będzie Ci jeszcze lepiej. Rozumiem, że części to na prawdę by sprawiło przyjemność, ale by to było aż 90%?
   I teraz jak już ich się raz wydyma, biorąc od nich kasę na budowę A1, szumnie przecina wstęgę, to za 4 lata, ci sami znowu ich nabijają od tyłu i mówią, teraz potrzebujemy znowu kasy od Was, by ją wyremontować, bo Ci źli Marsjanie źle zrobili drogę i trza ją poprawić. Dokładnie jak ze średnicówką między Gliwicami Centrum, a Gliwicami Sosnicą. Pierwszy jej odcinek – G1, o długości 2,8 km, został zbudowany przez przedsiębiorstwo Skanska za 244,6 mln zł i oddany do użytku 4 listopada 2014r., a już w 2017 roku na obu jezdniach przeprowadzono remont generalny nawierzchni, zrywając starą i kładąc nową. No zajebiście w chuj. Wcześniej zfrezowano ten odcinek by w ogóle sie dało jeździć, bo musieli by wprowadzić ograniczenie do 40 km/h, a tak było do 80 km/h.
od 2'20 jest jazda tą nawierzchni. Widać doskonale jak auto zachowuje się na tej jezdni, to tego te placki zfrezowane, a i tak napieprza tym autem. 
 A tłuszcza nadal chodzi i ochoczo na nich głosuje. No przecież oni są tacy zajebiści...

"W związku z pracami na odcinku Drogowej Trasy Średnicowej w rejonie wiaduktu nad ul. Wschodnią, zamknięta została jezdnia dla jadących w stronę Gliwic. Ruch odbywa się drugą jezdnią, dwoma pasami w stronę Gliwic i jednym pasem w kierunku Katowic. Prace powinny się zakończyć w IV kwartale br.
Przypomnijmy: na DTŚ, na wysokości wiaduktu przy ul. Wschodniej prowadzone są roboty gwarancyjne związane z naprawą nawierzchni jezdni.
- Prace, których zakończenie planowane jest w IV kwartale br. będą realizowane etapami wraz ze zmianami w organizacji ruchu, o których będziemy informowali na bieżąco - informuje Jadwiga Jagiełło-Stiborska, rzeczniczka ZDM Gliwice."
  Pozostaje zasadnicze pytanie, kto wziął do łapy, by oddać do użytku tak spierdoloną drogę, kto się pod tym podpisał, że ona nadaje się do jazdy. Od początku nie powinna być odebrana i poprawiona od razu, ale..., przecież tłuszcza ciepać się nie będzie, bo nas lubi i tłumnie idzie do urn wciepować makulaturę.
  Tyle, bo mi zupełnie niepotrzebnie ciśnienie rośnie. Narka.

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Poniedziałek #1627

  Oglądam filmy. W TV, na necie, nowe, czasem starsze. Filmy także obyczajowe, psychologiczne. W większości nie ma w nich scenariusza, w którym bohaterowie ze sobą rozmawiają. Czy faktycznie tak wygląda nowy świat, że w domach nie prowadzi się rozmów, tylko po prostu bytuje się ze sobą? 979, 230 się rozeszli z laskami. Czasem odnoszę wrażenie, że oni z nimi nie rozmawiali na poważnie, tylko tak byli, "siedzieli w komórkach", bo to teraz taki trend, żartowali, ale poważnych rozmów chyba nie było. Zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia. Seks, czyli to co łączy ludzi w związkach jest nieomawiany zupełnie. Czasem przy seksie któraś ze stron powie nieśmiało że coś chce, ale nie zawsze jest ro realizowane. Jak powiedziałem to w rozmowie 230, to stwierdził, że niedobory w seksie na pewno nie miały wpływu na rozpad związku. Mnie się akurat wydaje, że w odpowiednim momencie to właśnie niedobory w seksie miały wpływ na przypieczętowanie rozpadu związku.
   Seks, jak mi się wydaje, jest podstawą związku. To pożądanie partnera/ki to pierwsze co nas łączy. Następnie do tego dopasowujemy resztę. Kiedy ta reszta się rozpada, to niedobory w seksie najprawdopodobniej okazują się ważące nad całością. Jest tu jeszcze jeden aspekt. Wyczucie. Ile osób potrafi u partnera wyczuć, co mu się podoba, co nie, czego chce, czego nie chce, ile w końcu o tym gada. U 973 też musiałem wyczuć co lubi, co mu się podoba, czego nie chce itp. To pozwalało na przetrwanie kilka lat w spotykaniu się.
EDYTOWANO

  Nie jesteśmy gatunkiem monogamicznym, stąd trudno z jednym partnerem/ką przeżyć ileś lat jednocześnie uprawiając seks. W związkach, które przetrwały, tzn. są razem seks zanika już po 30-ce, co często słyszę od znajomych. Pewnie w tym wieku już dla niektórych jest za późno na diametralne zmiany, tzn. rozejście się, szukanie drugiej połówki i zaczynanie od nowa, to też decydują się być ze sobą razem, kosztem zdrad małżeńskich, bo jednak popęd seksualny im nie wygasa nagle, a (jak to mówią lokalne mięśniaki-głuptaki) dupić się chce. Następnie jak w przypadku 972 są obopólne zdrady i tak trwają razem, nie wiedzieć po co?
   Po rozejściu się 230 widzę nie umie się pozbierać. Nie ma koncepcji na życie, szybko przeszedł w etap stagnacji. 979 jako "dusza towarzystwa" na razie jest na fali, tzn. spotyka się z koleżankami, nawet zaczął z byłą się widywać. Chodzi (choć nie wiem czy to dobre słowo), albo spotyka się z laską, która zjechała z zagranicy i na razie jest sama. Jak mówi nie ma wobec niej planów, to też przekazałem mu, by nie stało się tak, że ich zapatrywania będą daleko odmienne i zmarnuje jej czas. To coś jak u 826. On se wyobraża, że ta jego niby laska go kocha, bo on ją kocha, a on, z tego co widać, jest tylko narzędziem do przeszlifowania otworu. I oczywiście nawet nie próbuję mu mówić, że jest inaczej, bo mogło by się źle skończyć. No cóż, niech żyje w przeświadczeniu, że jest taki zajebisty, potrzebny i w ogóle jest jej sensem życia z jego mało używanym mózgiem.
  Wracając do tematu notki, czyli filmów, w których nie pokazuje się rozmów między ludźmi, zastanawiam się, czy to wina scenarzystów, którzy nie doświadczyli takiego czegoś w młodości, wina kasy, bo komercyjne filmy by się nie sprzedały gdyby bohaterowie rozmawiali ze sobą, jak w francuskim filmie "Miłość", czy może jeszcze jakieś inne powody, które nie przychodzą mi do gowy. Nawet jak oglądam ponownie film "Prawie nic" tu ,  to przecież jest w tym filmie czas na wkomponowanie rozmów, poważnych, głównych bohaterów, a tego się nie czyni. Zamiast tego widzimy ich kłótnie o coś co mogło być przegadane i wyjaśnione. A może to tak ma być jak w serialach "Dlaczego ja", "Zdrady" i pochodne, w których bohaterowie od, praktycznie, 2 min się kłócą między sobą i wrzeszczą na siebie.
   Na razie nie wiem, ale może kiedyś przyjdzie jakieś oświecenie, dlaczego tak jest.

niedziela, 15 grudnia 2019

Niedziela #1626

  Szczury. A właściwie szczurzyce, co naturalne starzeją się. Trzy są po zabiegach wycięcia guzów i na razie czują się dobrze. Jednak zauważam u nich zmiany w związku z ich starzeniem sie. Nie chodzą już jak dawniej po prawie całej kuchni, po blatach, po szafkach. Ograniczyły swoje wędrówki do miejsc niezbędnych. Wieczorem trochę biegają, ale częściej po podłodze. Zauważyłem, że mniej chętnie wspinają się, no chyba, że lezą do miejsc noclegowych, to wtedy jakby muszą się wspiąć.
  Żyrafka częściej przebywa przy mnie, ale to częściej to jest kilka minut więcej, choć zjawia się też w łóżku na kilka minut, po czym lezie dalej. Ogólnie trochę schudła na grzbiecie, wszak ma już ok. 2 lat i tą starość zaczyna być na niej widać.
  Przedwczoraj musiałem złapać inne szczurzyce, bowiem okazało się, że najprawdopodobniej mają pchły. Trza im było dać środek na nie, a złapać je jest trudno. Trzy się udało, ale czwarta spierdoliła, a dwie czy reszta były w niewiadomych miejscach. W sumie 4 zostały środkiem potraktowane, a reszta..., no cóż może w przyszłym tyg. uda mi się je chwycić. Powinno to być zrobione łącznie, ale to prawie nierealne, by je wszystkie zlokalizować i chwycić jednocześnie.

  Gramy w ETS2. Tą grę symulującą jazdę ciężarówką. Widać na niej potrzebę ludzką bycia w stadzie. Jest taka miejscowość Duisburg (chodzi o grę) i w niej, choć na mapie jest b. mała, prawie zawsze jest pełno. Samochody na siebie najeżdżają, czasem wystrzeliwują w kosmos (taka przypadłość gry), czasem się bugują. W związku z tym, że na tak małej mapce jest tyle osób, czasem nawet 130, to prawie wiecznie stoi się tam w zatorze (korku) i mimo tego ciągle jest tam pełno. Od jakiegoś czasu zacząłem przeważnie trasy brać z tej miejscowości, ale nim z niej wyjadę to robię tam jedno lub dwa kółka, czyli stoję w korku obserwując co się wyprawia. Nie wiem ile takich osób jest, ale pewnie jakaś część też tak robi. Ze względu na tą ilość osób na tak małej scenerii, są miejsca, przeważnie wyjazdów z baz, które przeważnie są zaklinowane. Dużo jest innych nacji, jakiś Cyganów, Arabów, bo słyszy się na radiu ich wypowiedzi. W każdym razie coś zawsze się tam dzieje. Nie wiem czy są jeszcze inne miejscowości, w których tyle się dzieje, ale w tej od lat jest pełno, bowiem na yt są filmiki jeszcze z 2016 kiedy też tam było tak pełno.

   W nocy to tam jeździmy z jedną naczepą, ale za dnia bierzemy jamnika, czyli dwie naczepy i ich tam klinujemy.
   Gram w tą grę i tak se czasem myślę, że ta nasza PL przypadłość, czyli modlitwa z "Dnia świra", jest cały czas aktualna. ETS2 to czeska gra. Wiadomo, że jest ich 10 mln, czyli 3 x mniej jak nas, a mimo to spłodzili grę, międzynarodową, w którą jak dziś w nd. gra łącznie ok. 7000 ludzi. Grałem wcześniej w TD2 i pewnie jakieś 1,5 roku temu mieli aspiracje jak w ETS2, ale zadziałała modlitwa z filmu i się podupiło. Nastąpił rozłam w administracji i od tego momentu w zasadzie to mają już pozamiatane. Gra zaczęła już dryfować, a wcześniej była prężnie rozwijającą się. Grali w to ludzie z zagranicy, m.in. Czesi, Niemcy, Węgrzy i mogło to się dalej rozwijać, gdyby nie... No właśnie. Ta nasza polaczkowatość wyszła nawet w świecie wirtualnym. Nie możemy się tego pozbyć nawet jak funkcjonujemy na odległość, bo przecież informatycy nie siedzą w jednym pokoju, ale są w różnych miejscach. Szkoda, szkoda, bo mógł to być produkt na miarę takiego ETS2, jakby tym projektem dobrze pokierowali, ktoś skorzystał prawidłowo z tej buławy władzy, albo była tam właściwa osoba, która te nasze wojenki by zakopała głęboko pod ziemię.
   Tak pozostała gra lokalna, krajowa, w którą gra obecnie tyle samo osób co rok, czy dwa lata temu, czyli w porywach 80 osób, a np. teraz jak piszę 60 osób. Tyle dokładnie grało jakieś 2 lata temu. Więc żaden rozwój, po prostu stagnacja. I mało tego osoby, które tam cały czas mieszały, wprowadzały niezdrową atmosferę nadal mają tam mocne słowo i mocną pozycję. Że też dla dobra całego projektu tego nikt nie może zweryfikować.
   No cóż... Pewne rzeczy sami se dupimy na własne życzenie, pewne są udupiane dla dużej kasy, jak pomysł uratowania układu torowego na kopalni. Miałeś chamie złoty róg..., ostał Ci się ino sznur (chyba się do tego nigdy nie uwolnimy).
   Tyle, bo inne tematy w następnych notkach.
   Narka.

piątek, 13 grudnia 2019

Piątek #1625

  Nasz wspaniały rząd (ci co tam na górze podejmują decyzje) w ramach 500+ robi co może by znaleźć kasę na to cudo, które, co pisałem przy okazji ekologii, powinno być natychmiastowo cofnięte.
  Niestety na razie to działa i szuka się finansów by to jeszcze przez jakiś czas się kręciło. I tak, co już pisałem kiedyś, zlikwidowano w biurach pracy profile, w tym profil trzeci dla życiowo nieudolnych i społecznie nieprzydatnych, w którym to udawało nam się przez ostatnie lata funkcjonować.
  Również w ramach szukania kasy na 500+ zrobiono pewien myk w domach dziecka. Otóż, bo tego nie pisałem, najmłodszego skurwiela od 972 odnośnie którego nie tak dawno, bo w tym roku, toczyło się postępowanie o pozbawienie praw rodzicielskich dla 972 i jego żony, teraz w ramach wytycznych państwa, oddano im go do domu. Kalkulacja jest prosta. Otóż w ub. r. 972, ponieważ sprawa o pozbawienie ich praw rodzicielskich była już założona, by móc go oddać do adopcji, wyszło że utrzymanie małego skurwiela w domu dziecka kosztuje 3100 zł/m-c. Teraz w myśl wytycznych państwa, jak odda się np. 100 małych skurwieli do dom, to państwo miesięcznie zyskuje 260 tysi. Fajna kwota. To oczywiście po odliczeniu zwrotnego 500+, bowiem teraz 972 będzie na niego pobierał 500+, bo jest w doma.
  Oczywiście u 972 się nic nie zmieniło w domu, jakby kto myślał, bowiem nadal jest jak było. Ani on, ani ona nagle nie skończyli wyższych studiów, nie byli na jakiś kursach doszkalających, jak wychowywać małe skurwiele (no nie takie małe, bo najstarszy właśnie wrócił do dom na stałe, bowiem skończył 18 lat), a opinia, którą tu kiedyś przytaczałem z RODK-a jest jakby nadal aktualna.
  Napisałem o setce, ale czy tylko tyle posłali do toksycznych domów, tego nie wiem. Wiem natomiast, że proces się odbywa, w ramach szukania kasy w budżecie.
  Przy okazji małych skurwieli od 972, to drugiego, którego miałem zawieźć do Legnicy (kiedy zwichnąłem nogę w kostce), a on tam oczywiście nie pojechał, zwinęli niebiescy z domu 972 i tym razem wywieźli, za jeszcze lepsze zachowanie, do Włocławka. Ok. 400 km stąd. Na święta i tak ma zjechać do dom.
  Po tym wszystkim, bo 972 był na st. mac. dwa dni temu, stwierdziłem że pojadę kiedyś do jego wioski zobaczyć co tam się wyprawia na miejscu, a przy okazji tego, najstarszego, którego wypuścili już na stałe, bo ładne ciacho. Oczywiście miał tu chodzić (kontynuować naukę) do jakiejś miejscowej szkoły, ale co tam szkoła... WOLNOŚĆ nadeszła i teraz to jest najważniejsze. To, że nawet nie umie liczyć, co pisałem kiedyś, bo matka chciała go wziąć do pracy gdzie robi, to już mniejsza.
   To jest fascynujące. XXI w. a tu się szerzy wtórny analfabetyzm. W 2019 r. na rynek pracy wchodzą ludzie, którzy nie potrafią liczyć w wersji podstawowej. Nie jakieś tam pierwiastki, macierze (no wyżej już iść nie będę).
   Natomiast my, w ramach tego wykształcenia, które nam dało państwo (niby za darmo), poruszamy się w nowej rzeczywistości dość sprawnie. Umiemy trochę oczarować, trochę kokietować panie w biurze pracy i mimo likwidacji profilu trzeciego dla społecznie nieprzydatnych i życiowo nieudolnych, udało nam się wynegocjować następny termin na 12 lutego. No niestety na mnie państwo nie zarobi. Trudno, ale jakiś niewielki % jest na nie, tego co się dzieje.
   Powyżej jeden z mięśniaków z wioski. Czasem udaje mi się wynegocjować jakąś fotę by pokazali swoje umięśnienie. A jakbyście zobaczyli brzuch..., ach to dopiero omdlenie. Nie chciał focić brzucha, za to udało się wynegocjować pociągnięcie podkoszulka na bicepsie. No piękna ręka. Ten biceps, to przedramię (a ja to miałem we własnych rękach).
   Teraz trochę wspomnień, bo jakby trochę przeżyliśmy, to tak z dupy wspomnienie z pracy kiedyś tam. Otóż pracowaliśmy jako kierowca autobusu m.in. autosan H9-21. Ponieważ jesteśmy ciepło-lubni, to zawsze, w każdym pojeździe, dbaliśmy o ciepło wewnątrz pojazdu jakim poruszaliśmy się. I kiedyś wieźliśmy stąd do Bielska Białej zawodników z klubu piłkarskiego. J/w lubimy ciepło, to w autosanie mieliśmy przeczyszczone wszystkie nagrzewnice wewnątrz pojazdu (8 fabrycznych), to też w czasie jazdy było ciepło i zawodnicy (niektórzy) rozbierali się do klaty. Mnie to oczywiście jak najbardziej w pytę i temperaturę wewnątrz pojazdu (tego autobusu) utrzymywaliśmy na wysokim poziomie, bo tak z 50% obserwacji drogi było skierowane na lusterko wewnętrzne i ogląd młodych mięśniaków, którzy już byli w klatach. Jako jeżdżący pojazdem, oprócz, tradycyjnego wtedy lusterka wewnętrznego okrągłego (oddalającego), mieliśmy obok lusterko wewnętrzne wklęsłe, a wiec przybliżające. Mogliśmy więc w czasie jazdy rozkoszować widokiem młodych mięśniaków, sportowców i miast obserwować bacznie przedpole drogi, obserwowaliśmy je wybiórczo, a resztę czasu poświęcaliśmy na obserwację młodych mięśniaków w klatach.
  Gdzieś tak za Goczałkowicami Zdrój, wstała i podeszła do mnie nauczycielka grupy i powiedziała, że chyba za ciepło jest w autobusie, bo oni się porozbierali i na zawodach mogą być niezbyt sprawni z tego powodu i bym zmniejszył ogrzewanie. No spoko. Klient nasz pan, jak chcecie mieć zimno, to trudno wyłączę ogrzewanie. Mimo tego trochę podgrzewałem, by mięśniaki mi się tak szybko nie ubrały, ale do Bielska Białej, już temp. spadła i siłą rzeczy poubierały się. Natomiast co pozostało zarejestrowane w obrazach w mózgu, to pozostało i tego, przynajmniej w krótkim czasie się nie wymaże. Jak wracałem, to takiej sauny już nie zrobiłem, bowiem utkwiły mi w pamięci słowa opiekunki grupy. Swoje obejrzałem, a jak chcą marznąć to ich wola.
  I teraz wracamy do rzeczywistości. Ostatnio jechałem do 824 autobusami komunikacji miejskiej. Znowu pojawia się to, co kiedyś tu opisywałem - konserwacja. Tego dziś nie ma. Nikt, bo nie ma dziś ludzi odpowiedzialnych za to, nie przegląda ogrzewania. Nagrzewnice są, w solarisach, zapierdolone marasem. Mało z nich ciepła wydobywa się, więcej to jest po prostu mielenie w ogóle powietrzem w pojeździe, i tyle. Grzeją jedynie kaloryfery zrobione przy ściankach, z obiegu płynu z silnika. O ogrzewaniu nagrzewnicami trudno jest mówić.
  Kiedyś pisałem o tym, że by zlikwidować dawne Ikarusy, bo np. na lokalnej telewizji, ukazywały się materiały, że jest w nich zimno bo są stare i trza je natychmiastowo zlikwidować. Czyli - kupić nowe, to ten argument, i zimnie w środku był nadrzędny. Teraz, kiedy w solarisach jest zimno, to tego argumentu już nie podnosi się. Dlaczego? Koperty już się rozeszły, wszyscy są zadowoleni. A zimno w pojazdach, to już mniejsza..., a chodzi tylko o głupie nagrzewnice, ale manipulacja medialna nie zna granic. I tak to głupią tłuszczę robi się w wlk. wała, czy nabija na wlk. kutasa, choć oni tego niby nie chcą. Nie chcą, ale się nadstawiają.
   Dobra, tyle bo łykam i za chwilę musiałbym przejść na czerwone.
   To narka.

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Poniedziałek #1624

   To się nazywa ekonomia. W piątek łykałem stocka. 1/3 flachy 0,7 się zaprawiłem tak, że urwał mi się film i generalnie nastąpił reset mózgu. Nie wiem, co się wtedy stało, że taka mała ilość mnie poskładała. W zasadzie warunki były takie jak zwykle. W pewnym momencie mózg daje znak, że to już następuje odcięcie i akurat miałem koniec trasy w ETS 2 udało się nawet zaparkować z bonusem, zamknąć program, kompa, czego w zasadzie już nie pamiętam, bo taśma zaczęła się rwać i natychmiastowo wylądować w łóżku. Nawet nie wiedziałem, która była godzina, ale chyba młoda, bo zacząłem łykać po 15:30. Czy w stacji były składy - nie wiem (nie pamiętam). Info od drużyn trakcyjnych było takie, że niby wpuściłem 230, tzn. wylazłem z łóżka, wpuściłem go i wyglebiłem ponownie, czego w ogóle nie pamiętam.
   Może piątkowa zmiana stylu łykania miała zastosowanie. Przeważnie to łykanie zaczynało się później i dłużej trwało, bo czasem inne drużyny trakcyjne się śliniły i chętnie by się przyłączyły to z przyczaiki, przeto organizm niwelował pierwsze dawki alko, przyjmując następne po np. 4h. A w piątek postanowiłem nie pierdolić się, narzucić szybsze tempo korzystając z początkowo pustej stacji. Obsłużyłem jeszcze stękacza, to pamiętam, ale jak na stację wszedł 230 tego nie pamiętam, a jak się później przebudziłem to w pierwszym przebudzeniu słyszałem 230 i 834, a w następnym 230 i 979. Czyli mimo zgonu dyżurnego ruchu, ruch na stacji odbywał się bez większych zakłóceń.
   Reset był potrzebny. To chyba w zasadzie o to chodzi w okresowym łykaniu, by dojść do takiego stanu. Muszę zapamiętać, że istotne jest tempo. Pewnie też to, że rzadko łykam ma zastosowanie, bo organizm inaczej działa na alko, jak u kogoś kto łyka częściej.
  A żyrafka jednak wyciągnęła sobie dwa szwy i skóra jej się trochę rozeszła, wobec tego założono jej dwa nowe szwy, a z butelki 1,5 ltr. po wodzie weterynarz zrobił jej kołnierz, by następnych sobie nie wyciągała. Te szczurzyce to jakieś masochistki, przecież takie wyciąganie szwów boli. Z kołnierzem chodziła dwa dni, wczoraj jej go zdjąłem, bo znowu cały opatrunek sobie wykręciła. Nie wiem co one robią, że ciągle dłubią przy tych opatrunkach.
   W ogóle w sob. miałem z nią iść do weterynarza, ale nie umiałem jej zlokalizować z tym kołnierzem. Szukałem, szukałem u innych szczurzyc, ale nic. No pozostawiłem sprawę otwartą, a u weterynarza byłem przed zamknięciem i przekazałem mu, że nie mogłem jej znaleźć i umówiłem się na wczoraj, bowiem ma godzinny dyżur na zastrzyki to polazłem z nią. Zmienił jej styl mocowania kołnierza, na dogodniejszy, bo w poprzednim miała poważne trudności z chodzeniem i bałem się, że skądś zleci i se jeszcze gorzej narobi. A w sob. znalazła się na wieczornym karmieniu. Była w spiżarce jak nawoływałem inne szczurzyce, że żarcie zaraz zostanie podane.
   Po znalezieniu przeniosłem ją do szuflady biurka przy którym siedzę i w szufladzie spędziła już czas do niedzieli. Dawałem jej tu okresowo pić i jeść, by nie musiała wychodzić na zewnątrz. Czuła się tu w miarę dobrze, wszak wychowała tu dwa mioty młodych.
   Notka miała tradycyjnie ujrzeć światło dzienne w sobotę, ale nie udało się, wczoraj ugrzązłem w ETS-sie 2 więc też nie, zresztą na stacji przez większość dnia, właściwie do 22:30 były składy, to jak notkę spłodzić...
   Dziś ostatni dzień ciepła, więc grafik dość pełny, to więcej już nie popiszę.
   Tereny kolejowe stacji Warszawa jakaś tam. Nie pamiętam, bo to z 2016 zdjęcie z bardzo długą kładką nad torami.
   Narka.

piątek, 6 grudnia 2019

Piątek #1623

  I żyrafka po oparacji wycięcia guza i wysterylizowaniu. U weterynarza założono jej opatrunek. W sumie od weterynarza na st. mac. mam 5 min pieszo. Po dotarciu na stację okazało się, że ten opatrunek z bandażem, który go przytrzymywał, był założony jak szczewo na kiełbasę, zsunęła i pozbyła się go w ogóle. Próby założenia na nowo, mimo iż była jeszcze trochę w narkozie, nie przyniosły efektu. Budowa szczura ułatwia by przeciskać się, to też co jest na niej to zaraz może z siebie ściągnąć i to robiła. Pozostawiłem ją w takim razie bez opatrunku w kuwecie na szmatach. Jak uporałem się z czynnościami i miałem chwilę czasu, to poszedłem do kuchni, gdzie była, bowiem na grupie A jak zwykle składy, i wziąłem ją na ręce. Siedziałem na krześle z nią na rękach przed niecałą godzinę. Po tym czułem jak nogi mi zdrętwiały, bo pozycja taka średnia. Był moment, że chyba nawet zasnęła. Dobrze, bo dochodziła do siebie, a nadto rana się w tym czasie goiła. Jej było ciepło, nie musiała sunąć po nieznanym terenie - kuwecie.
   Na noc przeniosłem ją na grupę A, by ją mieć przy sobie. Obudziło mnie, bo chciała wyjść i waliła ryjkiem w kratę przykrywającą kuwetę. Odsunąłem kratę i wziąłem ją pod kołdrę. Chwilę łaziła, chwilę leżała przy moich nogach, w końcu słysząc inne szczurzyce postanowiła do nich dołaczyć. Przesunęła się do jednej poduszki, która ułatwia wejście i zejście z łóżka i polazła pod łóżko. Jak już to zrobiła pomyślałem, ależ jestem gupi. Przecież ona teraz wygryzie sobie te szwy, rana jej się otworzy, narządy wypadnę i po szczurze.
   Na szczęście inne szczurzyce były zdziwione (tak podejrzewam) jej nowym zapachem i jakoś jej nie zaakceptowały, bowiem w okolicach 5 min weszła po poduszce, wlazła pod kołdrę i przeszła za nogi. Chwilę za nią, podejrzewam że dwukropek (taką jej ksywę dałem) weszła również pod kołdrę szukać jej. Typowałem dwukropka, bowiem najbardziej jest oswojona, to wejście dla niej pod kołdrę jest do strzymania. Szukała żyrafki pod kołdrą, ale ta była za nogami. Przesunąłem trochę rękę w stronę dwukropka, z jednej strony obawiając się, że mnie ugryzie, ale na szczęście tylko powąchała i w sumie wycofała się schodząc po poduszce pod łóżko. Zapachy nie dawały jej spokoju i pod kołdrę wlazła jeszcze dwa razy, ale żyrafka cały czas była za nogami. Po jakimś czasie, a było ok. 03:00 szczurzyce gdzieś polazły. Słyszała to żyrafka i ponownie polazła pod łóżko. Tym razem nie niepokojona przez nie przesiedziała tam chwilę, po czym polazła do szafki po drugiej stronie grupy A, bo słyszałem jak się przemieszcza. To dobrze, bo do tej szafki wiele szczurzyc nie łazi. Po jakimś czasie zasnąłem, a zaśnięcie odsuwały myśli dot. czy i ile ze szwów naruszy w nocy.
   Obserwuje inne szczurzyce, jak wyglądają i jakaś następne nadawała by się na zabieg, ale muszę je dokładnie obejrzeć w tym dwie albinoski - kiwaczki. Te w sumie są prawie najstarsze, ale trzymają się dobrze.
   Dziś tyle wpisu, bo muszę z żyrafką iść na kontrolę, następnie do sklepu to czas zleci.
   Jeszcze dwa zdjęcia z przed zabiegu.
  Narka.

środa, 4 grudnia 2019

Środa #1622

   Dostaję już do gowy z bezdomnym. Dostał termin do 15-go na wyprowadzkę, bo ciągle zajęte tory na stacji to nie dla mnie. Potrzebuję czasami być sam, co dla osób samotnych może wydawać się dziwne, a tego nie mam na st. mac.
   Nawet koliduje to z rozrządem składu 172, bo kiedy to robić? Choć jak wczoraj była okazja to o tym nie poinformowałem 172 i zwaliłem to.
   Białe dziadostwo się pojawiło. Na szczęście nie przykryło jeszcze wszystkiego, tylko delikatnie pojawiło się na trawach. Przy okazji traw, to może wejdę w ekologię, bo miałem to ruszyć już jakiś czas temu. Otóż, kto zaś naciska na głupią tłuszczę z tym smogiem? Kto będzie beneficjentem kasy, która zostanie przekierowana do źródeł ogrzewania? No można się domyślać... - państwo. Jeżeli dziś najtańszym grzaniem jest spalanie węgla, to jeżeli na osiedlu domków opalają się nim, to państwo dostaje tylko kasę jako podatek od kupna węgla, przy czym do kopalń w zasadzie dokłada, to prawie nic nie ma. Teraz jeżeli, jak w Krakowie, zakazali palić węglem wszędzie, to trza będzie rozłożyć macki elektrociepłowni i samych ciepłowni, a te to mają takie koszty, że gowa boli. Oczywiście od tych kosztów państwo dostaje VAT, a więc się cieszy.
   Bo jak tak myślę na spokojnie, to o co, jakby pominąć sprawę finansową jest ta batalia? Przecież nie o czyste powietrze, to jest tylko pretekstem. Nikt od smogu nie umiera, bo jakby tak było to populacja mieszkająca na Górnym Śląsku w latach 80-ych by wymarła! Wtedy to było widać i czuć czym się oddycha. Sam, jak kiedyś wracaliśmy z basenu w trójkącie bermudzkim w Ch-wie między Azotami (zakłady chemiczne), Hutą Kościuszko, Konstalem, to dobrze że miałem ręcznik mokry z basenu, bo bym formalnie i inni pewnie też żygnął na ulicę, tak tam jebało i to nie w nocy, kiedy filtry uwalniali np. w hutach i do atmosfery leciało co się da, tylko było to popołudniu, jak leźliśmy na autobus. Do dziś to pamiętam, ten smród jaki tam był wtedy, praktycznie nie dało się wytrzymać, a mało tego wokół tych zakładów normalnie mieszkali ludzie. Przecieą fizycznie po 2 latach mieszkania tam, nie powinno tam być nikogo żywego. Teraz przenosząc się na obecne czasy, kiedy powietrze na Górnym Śląsku zrobiło się czyste i jest w zasadzie bajka, jak dobrze się oddycha, ktoś wychodzi z idiotycznymi hasłami o zabijającym smogu i wtórują temu ludzie, którzy żyli w latach 80-ych, więc są świadomi jak wtedy było. Nawet kiedyś w dyskusję n.t. wszedł 825 i nie mógł podważyć argumentu o powietrzu w tamtych latach i różnicy na duuużżżyyy plus tego teraz. Nawet jak uległ manipulacji, że teraz jest taki smog, że nigdy takiego nie było, to spytałem się go prosto:
- teraz czy kiedyś było czystsze powietrze na G. Śl.?
oczywiście coś tam usiłował stękać, ale nie schodziłem z pytania, w końcu musiał potwierdzić, bo przecież też wtedy tu mieszkałem, to co mi chciał wcisnąć inną historię?
  I teraz, kiedy zaszły takie znaczące zmiany, powietrze jest znacznie czystsze jak kiedyś, grupa nawiedzonych inaczej bredzi o jakimś kataklizmie smogowym, który ma nas zmieść z planety.
  Po pierwsze, jakby rządowi, który również bredzi jak inni zależało na ekologii i radykalnemu zmniejszenia smogu, to natychmiastowo odwołałby program 500+ ponieważ w linii prostej jest on przeciwny do ekologii. Przecież wiyncyj ludzi, to wiyncyj śmieci, wiyncyj brudnej wody, wiyncyj zużycia czystej wody, wiyncyj wyciętych lasów, wiyncyj ogólnie marasu na ziemi, w sensie globu. I teraz ten sam rząd, który wprowadzając 500+ jest przeciw ekologii, z drugiej strony cynicznie wypowiada się, że jest za. Mnie się coś podupiło, czy im?
  Taki Chorzów. W 1990 roku ludności było 131 902.  W 2017 - 109 021. Czyli, czy tylko mnie się wydaje, że jest o ok. 22 tysiące kup dziennie mnie wysranych do muszli i lecących kanalizacją do rzek. 15 tysięcy mniej wody z prania, która również leci kanalizacją do oczyszczalni i do rzek, 20 tysięcy mniej ludzi śmieci plastikiem i innymi odpadami, dla 10 tysięcy ludzi trzeba mniej mieszkań, a tereny po za ścisłym centrum zaczynają zarastać zielenią, bo nikt na odludziu nie chce mieszkać i w końcu 22 000 mniej wydycha dwutlenku węgla, przyczyniając się do smogu i wreszcie dla 10 tyś. mieszkań trzeba mniej ogrzewania, które w największym stopniu, ponoć, przyczynia się do smogu. To ogólnie jest czyściej i ekologiczniej, czy nie? I teraz na przeciw temu wychodzi idiotyczny program 500+, który miał spowodować odrodzenie się takiej populacji np. w Chorzowie jaka była, bo rząd tak chce i namnożenie ludzi, którzy będą ewidentnie przyczyniać się do większego smogu, z którym z drugiej strony rząd chce walczyć.
   By nie być gołosłownym to Ruda Śląska 1990 - 171 034, 2017 - 138 578, tu jeszcze więcej ludzi nie sra codziennie i wydycha dwutlenku węgla; Zabrze 1991 - 205 800, 2017 - 174 349; Katowice 1990 - 366 798, 2018 - 278 736.
   Tylko w powyższych wymienionych miastach ubyło 174 850 ludności. Czyli praktycznie znikło całe Zabrze z mapy, tak jakby całe Zabrze przestało emitować do atmosfery zanieczyszczenia, wywozić je na wysypiska, zanieczyszczać wody gruntowe itp. I niech mi teraz ktoś powie, że program 500+ jest proekologiczny. Nigdy w życiu! A cyniczny rząd ma jeszcze czelność mówić o ekologii. Jeden z powodów dla których nie chodzę na jakiekolwiek głosowania.
  Jutro żyrafka idzie na zabieg wycięcia guzów to dziś zdjęcia jej w szufladzie biurka.

  
  Narka.

niedziela, 1 grudnia 2019

Niedziela #1621

   Czemu nie było wczoraj wpisu? Bo ugrzązłem w grze ETS2. Na steamie przecenili ją na 17,50 zł. Taka cena, to aż żal nie brać, no to wziąłem, a tym bardziej, że z ToDramat 2 mnie wyciepli, to jakiś multik się przyda, a ten jest jak najbardziej ok.
  Na początku grałem na klawie, ale jak przekazałem stękaczowi, że se kupiłem i jeżdżę na multkiku to wypożyczył mi pada. Na padzie to rewelka. Zupełnie inaczej chodzi kierownica, płynnie, manewry jakoś lepiej wychodzą no i lepiej się jeździ, kierownica tak nie szarpie autem. Wczoraj w zasadzie to chyba przegiąłem trochę grając, bo dniówkę przy kompie zrobiłem. Oczywiście w przerwach, bo jakby bieżący ruch na stacji, ale w tej grze, w porównaniu do ToDramat 2, ciężarówkę można w miarę szybko zaparkować, jak stanie skład pod wjazdowym, jest pauza, więc bardzo przydatne funkcje. W ToDramat 2 w zasadzie to nie ma miejsc dla odstawienia składu wirtualnego pociągu. Większość stacji nie jest do tego w ogóle przygotowana, a to, zważając na bieżące życie innych, bardzo przydatna możliwość, czy funkcja - ta pauza.
   Pozdobywaliśmy rangi, czy doświadczenie w grze. Trochę inaczej jak inni, wpierw poszliśmy na kasę, czyli na krótkie, dobrze płatne zlecenia. Odblokowaliśmy sobie przesyłki wartościowe, a pozostawiliśmy długodystansowość na później. Krótkie przesyłki mają to do siebie, że szybko naliczają się punkty doświadczenia za parkowania. Niektóre w miarę proste są za 90 pkt. , średnie za 40 pkt., a można i bez jak się nie chce parkować.
   No dobra. Po za tym przekazaliśmy bezdomnemu czas do ewakuacji. On oczywiście chce to przeciągnąć, ale musimy być twardzi, a przynajmniej tak nam się wydaje. Do świąt chcemy się go pozbyć, choć to i tak za długi okres. Do tego dochodzi kwestia ogrzewania grupy D, bo na B remont jeszcze trwa, choć ścianka jest otynkowana. W ostatnie ciepłe dni zabrałem się za robotę i w zasadzie prawie ją zamknąłem na zimne drzwi. Na razie jest jedna warstwa tynku, ta pierwsza. Jeszcze pozostanie, może jak się ociepli, nałożenie drugiej, a na to pójdzie styropian, ale tak myślę styropian to już przyszły rok.
  Wracając do kosztów ogrzewania, to jak zwykle to w większości spadnie na mnie. Ci ludzie myślą, że to wszystko z Marsa leci i jest darmowe.
  Oczyściłem też klawiaturę, nawet zrobiłem zdjęcia, ale to w następnej notce, bo je muszę z aparatu na kompa przeciepnąć.
   Oprócz bezdomnego na stacji przebywa 230, po rozstaniu z laską. Widzę, że się zawiesił w przestrzeni i nie ma kompletnie co z sobą zrobić. Wczoraj przyniósł gogle VR. Pokazał nam na nich dwie rzeczy. Podwodny świat w klatce, kiedy jesteśmy pod łodzią zanurzeni oraz w okrągłej gotyckiej rotundzie odbijami piłkę padem. Rewelacja dla kogoś kto nie widział. Pierwsze wrażenia rewelacyjne. Mnie zapodał spokojne działania, bo np. jazda samochodem na torze a'la rollecoster to ponoć rozpiedala mózg, a nasz chcemy jeszcze zachować na później. Technologia jednak poszła bardzo do przodu. Choć teraz myślę, za dziecka miałem takie a'la slajdy w okularach do przyglądania też dwuwymiarowe. To taka ówczesna technologia tylko rozwinięta i przeniesiona do elektroniki z powodzeniem.
   Większość drużyn trakcyjnych składów przechodzących przez stację oczywiście skorzystała z okazji i zapoznała się z nową technologią. Stękacz nie omieszkał stękać, że to nie takie, to też mogło by być lepsze, to też jakieś takie dziwne, ale ogólnie może być. 
   Na dziś tyle, bo traska w ETS2. Jest dość wciągające. Na koniec tradycyjne zdj. kolejowe. Tym razem kolejne z Warszawy.
  Narka.

czwartek, 28 listopada 2019

Czwartek #1620

    Po raz już ktoryś słuchałem w mediach o budżecie państwa na przyszły rok. Oczywiście pojawiają się wypowiedzi opozycji, że z powodu nadchodzącego kryzysu szykuje nam się dramat, koszmar, zbankrutujemy itd. Na początku trochę się tym przejąłem, ale po jakimś czasie pomyślałem, że przecież takie stękania nt. budżetu opozycji (którejkolwiek), że jest on taki straszny, że w ogóle to nas poqrwi i państwo przestanie istnieć słucham w zasadzie od 25 lat. I co? I qrwa nic. W zasadzie dla nas tu w wiosce niewiele się zmienia. Nawet powiedziałbym, że z przyczyn demograficznych jest znacznie lepiej jak jeszcze 10 lat temu. Więc po wysłuchaniu materiału stwierdziłem bla, bla, bla, bla co 4 lata to samo, wypierdalać na drzewa. Jakie to ma odniesienie do mnie, do życia w wiosce? Jakie to ma przełożenie? Żadnego, albo prawie żadnego. Co? Że niby z powodu nadchodzącego kryzysu mięśniaki stracą pracę? Fajne żarty. 20 latków jest połowa rocznika 60 latków. Nawet jakby 10 % z powodu kryzysu straciło robotę, to i tak brakuje jeszcze 40% do pokrycia ubytków w związku z planowanymi przechodzeniami na emerytury lub nieplanowanymi kopnięciami w kalendarz. Więc kryzys to mogą mieć Ci co łykają koperty, bo mniej bydzie inwestycji i przy okazji mniej kopert. To im się zrobi gorzej. Zresztą już jest im gorzej, bo praca drożeje, to sen z powiek spędzają im nieustające podwyżki wypłat dla pracowników i ich stękania zagrożone przenoszeniem się ich w razie niespełnienia żądań do innych firm. Pewnie se część pomyśli, że to bajki, ale po mięśniakach już widzę fluktuację. Teraz doszło do poziomu, że pracodawcy sami podwyższają wynagrodzenia, by tylko pracownicy nie spierdolili. Często jest tak, że pracownicy nie informują wcześniej, ale nagle mówią, to ja za 2 tyg. odchodzę lub jeszcze ciekawsze rozwiązania, że po prostu na drugi dzień nie idą do roboty, bo lezą do innej. Nawet 979 mimo w miarę dobrych warunków chce zmienić robotę bo mu się nudzi. Oczywiście oni (zarządzający) o tym nie wiedzą.
  Inna sprawa, że nadal funkcjonują firmy dojące pracowników vide 172 i 826, którzy do dziś nie dostali wypłaty za październik, a listopad już się kończy. Zresztą, skoro sami nie potrafią dbać o siebie, to co się dziwić. Przecież po braku wypłaty dawno przeszedłbym na tygodniówki, tym bardziej, że robią na czarno. Brak tygodniówki - nie przychodzę do pracy i jeszcze wszystkim nagadam, że nie płacą. A np. 826 nadal chodzi do roboty i dostaje jakąś stówkę na parę dni. Jak ma ich ktoś szanować, jak sami tego nie robią?
   Wczoraj i dziś ostatnie ciepłe dni, to wczoraj wydajność była na zadowalającym poziomie, az popo byłem zdziwiony, że tyle udało się zrobić. Jakby tak było codziennie..., ale pomału do tego zmierza, bo wyciągnięciu nogi z gipsu wydajność wzrosła. Dziś kontynuacja, bowiem muszę grupę B po remoncie zamknąć, bowiem od niedzieli będzie już atakować białe dziadostwo i odpowiednie przy tym temperatury.
   Bezdomnemu powiedziałem, że ma jakieś 2-3 tyg. do wyprowadzenia się. Coś tam negocjował, że do świąt chciałby przetrzymać. Mnie się to za bardzo nie uśmiecha.
   Po rozstaniu z laską 230 przebywa regularnie na stacji od 16:30 do 21:30. W zasadzie już przyzwyczaiłem się do zajętości toru w tych godzinach, choć nie powiem bym pałał entuzjazmem z tego powodu. Te mięśniaki bez lasek to nie mają co z sobą zrobić. Im się totalnie nudzi, brak jakiś większych zainteresowań widzę, że ich męczy. Kurcze dwadzieścia parę lat i takie coś. W ich wieku to pałałem energią, wiecznie się coś działo, grafik był napięty, a tu lipa.
  Dobra, bo mój grafik tez na dziś napięty, to lezę do realizacji.
  Zdj. kolejowe.
Z Warszawy.
  Narka.

poniedziałek, 25 listopada 2019

Poniedziałek #1619


    Ja pierdolę, jakie zjebane filmy się robi. Obejrzałem "Cola de mono" tu . Film nowy z 2018, ale już za darmo do obejrzenia. W sumie w połowie filmu, a nawet wcześniej wiedziałem czemu jest za darmo. Takiej chały dawno nie widziałem. Zupełnie nie wiem jaki przekaz miał mieć, co ukazać. Gdzieś w 40 min zaczął zamieniać się w porniol, w ogóle nie wiedzieć po co? Chyba tylko dla wypełnienia czasu potrzebnego dla spłodzenia pełnometrażowego filmu. Sceny przydługie, dialogi beznadziejne, właściwie o niczym. Aktorzy też średnio grają, Albo tacy są, albo byli źle pokierowani przez reżysera. Zresztą sam reżyser chyba myślał, że zabłyśnie pokazując niezbyt finezyjnie goliznę, zresztą przeciętnie wyglądających aktorów. Takie ujęcia to nadawały by się dla filmu kubańskiego, gdzie aktorzy byli piękni. (wstawić link) Fabuła nic nie wnosząca nowego, a to co pokazała zrobiła bardzo średnio, jeżeli nie poniżej średniej.  Brak jakiejkolwiek spójności. Bohaterowie zachowują się nie naturalnie, sztucznie przedstawiono życie pewnej rodziny. Relacje między nimi jakby z kosmosu, jakby nie byli rodziną. Bracia, którzy są dorośli nie wiedzą o sobie, a jak się już dowiadują, to jest to pokazane jakby nimi w ogóle nie byli. Zachowanie matki już w ogóle nie jest wytłumaczalne, chyba tylko takie było dla podniesienia napięcia w filmie, choć momentami wyglądało to jak z komediowego horroru ("Krzyk 3").
Generalnie można by kiedyś powiedzieć szkoda taśmy na to, ale dziś nośniki się od jednorazowego użycia nie zużywają. Może i szkoda, bo powstają takie gnioty.

   Zupełnie innym filmem jest "Chłopak dla mojej mamy" tu też nowy film 2017, ale za to produkcja na poziomie. Jest treść, są zabawne sytuacje, jest normalność w zachowaniu (graniu) aktorów, czyli tak, jak to w większości wygląda, a nie jakieś wydumane przez reżysera, czy scenarzystę sceny mało realne w życiu. Aktorzy grają profesjonalnie. Nie są sztuczni, przynajmniej nie razi to tak po oczach jak w poprzednim filmie. Jakieś drobne wpadki się znalazły, ale na prawdę drobne.
Jest nagość, ale pokazana ze smakiem. Nie ma jej przesadnie pokazywanej, nie zbliża się to do porniola. Sceny się nie dłużą, jest pokazane tyle ile powinno być, by wyciągnąć informacje, wnioski. W poprzednim gdyby te dłużące sceny, bez szkody dla treści filmu skrócić, to mógłby się zamknąć w godzinie. Na "Chłopak dla mojej mamy" przyjemnie się  patrzy, jest spójny, choć może ten amerykański happy end na końcu, jak zwykle jest już trochę nudny. Mimo tego polecam ten film, a ten poprzedni to tak na zasadzie zobaczenia jak nie powinny wyglądać filmy.
  Wczorajsze seanse, bowiem na stacji ruch jak w niedzielę. Praktycznie stacja pusta była od 22:30 do 23:00 kiedy to wyglebiłem w łóżku. Tylko 3o min miałem dla siebie, ale nawet nie tyle, bo przed spaniem musiałem zatowarować szczury, co zajmuje ok. 10 min. Dlatego postanowiłem bezdomnemu dać 2 tyg. na wyprowadzenie się. Do niczego nie jest potrzebny, nadto zaczyna się chwiać moja psychiczna równowaga tj. zajmowaniem się ruchem na stacji z okresami kiedy jestem sam i mogę się zregenerować. Teraz takich dni nie ma i wczoraj, przy, jak zwykle, wzmożonym ruchu, zauważyłem wieczorem, iż miałem już dość pełnej stacji. Chętnie bym się wyrwał, ale jak wyjść jak 5 torów zajętych.
   Mało tego remont stoi, bo jak ktoś jest na stacji i odpoczywa (śpi) po nocnej służbie, to mnie się włącza bycie cicho by mu się dać wyspać, przeto mało co robię, bo większość spr. remontowych jest związanych z hałasem. Beznadziejna sytuacja. Nawet zbiorników nie ma kiedy opróżnić, bo kilka razy już tak było, że jak się do tego zabierałem, to on akurat przetaczał się z grupy D, co coś tam akurat chciał zrobić, np. zeżreć.
   Na koniec zdjątko kolejowe
Nie będę pisał gdzie taka ładna nastawnia kolejowa, bo widać.
  Narka.

piątek, 22 listopada 2019

Piątek #1618

   Wczoraj rano obudził mnie chopek, odkurzający chodniki, jakoś po 06:00. No pojebało go? Kto go w ogóle zamówił na taką godzinę? Jak w Dniu Świra ze ścinaniem trawy rano. Dokładnie tak samo. Po jakimś czasie słyszałem jak się z ową dmuchawą oddalał. Pomyślałem - zasnę jeszcze. Jakieś 4 min i zaś z tą dmuchawą zaczął się zbliżać do bloku. Nosz qrwa. Po chyba 10 min przestał. Znowu - może teraz jeszcze zasnę. Nic z tego. Po nim, jakiś gupi chuj zaczął łopatą to nagarniać, jakby nie wymyślono mioteł w XXI wieku. Uderzał tą łopatą w chodnik, po czym ciągnął ją po nim z charakterystycznym dźwiękiem. Co raz bardziej wyobrażałem sobie, że dalsze zaśnięcie będzie już niemożliwe. Po jakiś nastu minutach się uspokoiło. Zaś dałem sobie ileś tam minut na zaśnięcie, ale wtem po jakiś ok. 10 min dzwonek z pod wjazdowego. Nosz qrwa...
   Pod wjazdem 172. Miał szczęście, on albo ja, bowiem bezdomnego nie było jeszcze na stacji. Po krótkim czasie podłączania przez niego powerbanków i telefonów zabrałem się do rozrządu. Położyłem go na pufy i zasiadłem. Spank na klatę poleciał, trochę na brzuch, ale, ponieważ wcześniej opróżniłem zbiorniki, jak te gupie chuje te liście atakowali pod oknami, to były problemy. Mimo jego spinania klaty, o czym pamięta i b. dobrze, tak jakoś nie szło. Oczywiście jego zajebisty wygląd robił swoje ale jednak trochę brakowało czegoś. W końcu przyszło mi do gowy, że skorzystam z czegoś nowego. Leżał na pufie tak, że gowa zwisała mu do tyłu. Zawsze tak robię, bo barki są wtedy uwydatnione, szyja umięśniona jest naprężona, klata lekko podniesiona (kiedyś jego zdjęcie na blog dałem w takiej pozycji). Otóż wpadłem na pomysł, że mam czerwoną szarfę i nią mogę mu przeciągnąć po szyi, a odważnikiem ze sztangi trochę ją do podłogi dociążyć. Tak też zrobiłem. Głowa mu na stałe trochę się odgięła do tyłu, klata jeszcze wyżej podniosła, ale nadal potrafił przy spanku napinać mięśnie brzucha i klaty, co mnie bardzo ruszało. Oczywiście szarfa było lekko przyłożona, jakby potrzebował, to bez problemu by ją wyciągnął spod odważnika, bo odważnik 3,5 kg., a ona wsunięta pod niego. No pozycja rewelacyjna, pewnie jeszcze spróbuję kiedyś. Jednak nadal czegoś mi brakowało, w sumie to wiedziałem czego. Tak mocniej go walnąć. Ale by to nie było na klatę, to postanowiłem to na plecach zrobić. Pamiętam, jak zawsze 975 mi mówił, że na klatę to średnio, bo klata wrażliwa, ale na plecy to mogę napierdalać, bo one wytrzymałe. Zresztą jak 975 mi to kiedyś powiedział, to okresowo to wykorzystywałem. On sam mnie czasem drażnił, by go mocniej pomęczyć. Mnie to pasowało, bo jak tu takiego mięśniaka nie dojechać.
   I na tym zdjęciu widać, choć może nie do końca, tą jego umięśnioną szyję, co jak mu kiedyś powiedziałem, to zrobił kwadratowe oczy. Ale można zauważyć to, co pisałem kiedyś. Mięśniaki z tyłu mają płaską szyję, z widocznymi kośćmi kręgosłupa. Jak ktoś ma taką szyję z tyłu to 80% jest to mięśniak. Przetestowane w wiosce, w miastach, w których się pojawiam też. Na jesieni, czy w zimie jak widzę u kogoś szyję i ona jest z tyłu okrągła, tak że zakrywa kości kręgosłupa, to to mięśniak nie jest, nawet jeżeli ma fajną figurę to za kilka lat się mu pogorszy wygląd. A ręka..., nawet dziś jak na nią patrzę i przypomnę sobie, że miałem ją tyle razy w moich dłoniach...
  Kiedyś była taka sytuacja, że leżał na plecach, a ręce miał przywiązane do kaloryfera. Zająłem się jego klatą, brzuchem, bicepsami, na dłonie nie patrzałem. Jakoś przy wiązaniu popełniłem błąd i węzły źle zakończyłem, to też zrobiły się zaciskowe. Jak on próbował ręce podciągnąć, bo "trochę" go męczyłem, to ciągnął je do siebie, a tam węzły się zaciągały. Dopiero po jakimś czasie zauważyłem jego sine ręce. Od razu zacząłem go rozwiązywać i w czasie kiedy to robiłem mówiłem do niego:
- gupku, czemu mi nic nie mówisz? Nie zauważyłem tego.
  Na co on:
- wytrzymałbym.
  Te mięśniaki... Tyle razy wszystkim tłumaczyłem, że mają gadać co jest nie tak, a nie wytrzymywać wszystko co robię. To ma być w jakimś tam stopniu obopólnie dobre.
    Pamiętając to co mówił 975, zaproponowałem 172 zmianę, Ustawił się na czworakach i ponownie siadłem na nim. Tym razem mogłem mocniej robić spank. Górna część pleców powyżej łopatek zaczęła się trochę robić czerwona. Do rąk nabiegła krew, żyły w tej pozycji wyszły i przedramienia rozwalały swoim wyglądem, zresztą bicepsy też. Tak chlastając go po plecach zauważyłem, jak po jakimś czasie zaczął reagować. Świetnie się na to patrzało, jak po kolejnym klapsie spinały mu się mięśnie pleców, trochę się wyginał w zależności w którą część się walnęło.
   Właśnie tego brakuje na porniolach, co pisałem kiedyś. Albo reżyser się do tego nieudolnie zabiera, albo aktor, grający aktywa, nie wie co ma robić, albo jest to jeszcze źle kamerowane, co tez jest bardzo częstym mankamentem, albo nie odpowiednio jest dobrany aktor pasyw. Czasem, paradoksalnie, lepiej wypadają tu porniole kręcone przez samych aktywów na spotkaniach z pasywami, a przynajmniej takie to robi wrażenie, że nikt ich nie reżyseruje. Ciekawe jakby to z zewnątrz wypadło, jakbym nagrał siebie ze 172? Przed kamerą to bym go musiał mocniej łoić, by kamerą uchwyciła jego ruchy i zmiany na ciele. Wiadomo - oko lepiej odbiera drobiazgi, niż kamera ukazuje to na monitorze.
  Dzięki znajomościom, wczoraj po raz kolejny ostrzyżono mnie za darmo. Wioska jest jednak fajna. Będę się musiał czymś odwdzięczyć. 
  Pora to już wysłać, bo inne zajęcia czekają, w tym wyjście do weterynarza, tym razem plan jest by z trzema szczurami tam iść, a na pewno z dwoma szczurzycami po zabiegach.
   Narka.

środa, 20 listopada 2019

Środa #1617

  Przejazd do biura pracy, bo po L4 to trza się pojawić. W mieście totalna wycinka drzew, na zasadzie - drzewo wrogiem człowieka, bo ono może się przewrócić i wystąpić jako mordercze drzewo, może narobić szkód, śmieci notorycznie i same problemy z nim. Więc w ramach ekologii, z którą na ustach szumnie kandydowali radni, teraz w ramach tej samej ekologii, no chyba że jest jakaś inna jeszcze, wyrżnięto drzewa w mieście. Nie by w jednym miejscu. Piły mechaniczne obiegły część miasta. Przejazd na rowerze obnażył jak faktycznie na ekologię zapatrują się włodarze. Po cóż więc te szumne hasła o ekologii, skoro ma się ją totalnie w dupie. A..., bym zapomniał. Dla koncernów, które będą beneficjentem wymiany przez ludzi pieców grzewczych w imię dobrobytu koncernów energetycznych, gazowych i ciepłowni. Najlepsze, że ci ludzie, z krótką pamięcią łażą i ciągle, nieustająco głosują na nich. Pewnie za 4 lata zapomną już, że w ramach ekologii pozbawiono miasto i tak resztki drzew, i będa ponownie głosować na bzdurne hasła ekologiczne. Teraz w mieści wygląda jak na pustyni. więcej takich działań i tak te głupole nie będą miały czym dychać. Kafelki chodnikowe, asfalt, żwir i inne ciulstwa, którymi masowo się wykłada miasta nie zniwelują zanieczyszczeń powietrza, ale by ktoś to rozumiał, wiedział...
  Do ekologii pewnie jeszcze wrócę.
  W biurze pracy, bardzo miła pani, która mnie obsługiwała już znikła. Ze sztabu kobiet kiedyś obsługujących bezrobotnych obecnie zostały dwie. Jeszcze jak byłem w lipcu, to siedziało 6-ć. Po znalezieniu teczki, pani od razu zaczęła przebierać w ofertach, jednocześnie pytając się w jakim zawodzie szukam pracy.  Od razu zacząłem nawijać, że może nie tak szybko z tymi ofertami, bo zasadniczo mi się nigdzie nie śpieszy, a może jeszcze jakaś rehabilitacja, jeszcze inne wizyty u lekarzy, wreszcie powiedziałem jej dosłownie:
- najlepiej jakby był następny termin na styczeń,
- ja nie mam takich kompetencji, to do koleżanki trzeba się udać
- no to chodźmy.
  Do kolejnego pomieszczenia kolejka. Hmm, pewnie na koniec roku nie tylko mnie się nigdzie nie śpieszy. Tu już siedziała bardziej przyjazna pani i wyznaczyła termin na 13-go grudnia w pt. Nie wiem czy to nie będzie pechowy termin, ale się okaże i pewnie przeżyjemy. Ma być niby jakieś spotkanie aktywizacyjne.
   Co za cymbał, tak jak ta wycinka drzew, skasował ten profil trzeci - dla życiowo nieudolnych i społecznie nieprzydatnych. Taki dobry profil, mógłbym w nim siedzieć i siedzieć, i siedzieć..., a tu se wymyślili nowe warunki z powodu 500+. Te 500+ to pogrąży ten kraj jeszcze bardziej niż się wydaje niektórym.

   To jest jakieś pojebane, ale nie będzie na czerwono. Otóż, na stacji jest 230, 979 i jego (powiedzmy) nowa niby laska. Sytuacja jest na tyle niezręczna, że założyłem słuchawki i ich w ogóle nie słyszę. Ale czy to tak powinno być? (nie, nie będzie na czerwono, bo to jeszcze nie ten etap) Co to są za skurwiałe czasy, że ulega się takiemu 979 i nie bierze się udziału w imprezce na st. mac., a siedzi się w nałożonych słuchawkach, by ich nie słyszeć, z drugiej strony, by dać 979 info, że może do new niby laski pierdolić co chce bo go nie słyszymy.
   Ja pierdole. Czasy w których za chwile oprócz seksu w realu, kontakty pozostaną wirtualne. Co za czasów dożyłem...I teraz oni pierdolą na grupie A, a ja ich w ogóle nie słyszę i pewnie to 979 odpowiada. Co za shit...
   Przy czym należy nadmienić, że tam się leje ballantimes z colą, a my spożywamy z mirindakiem stocka. Choć chcieli nas poczęstować, to dwa razy mówiłem, że nie będę mieszał, bo jakby muszę funkcjonować na następny dzień. 

  Przejazd do 824 autobusem i na przystanku zdziwienie, bo za kierownicą kobieta. Bardziej uważnie przyjrzałem się jej stylowi jazdy i byłem w szoku, jak dobrze jechała. Nawet na końcowym przystanku chciałem jej to powiedzieć, bo pamiętałem, jak mnie miło łechtały uwagi pozytywne dot. mojego stylu jazdy, to i jej chciałem zrobić dobrze. No niestety w drodze pani się wymieniła z innym kierowcą, a ten niestety nie urzekł swoją jazdą. No cóż, miałkość jednak przeważa. Szkoda.

  U 824 trochę gorzej z pamięcią. Kiedyś dzwonił, że mu znikły niebieskie kombinerki i nie ma ich, i nie może znaleźć. Po czym jak do niego przyjechałem, to okazało się, że są na swoim miejscu w szufladzie.
  Oglądanie seriali przez osobę ze słaba pamięcią tez jest dobre, bo w zasadzie każdy odcinek to nowość. Na tej zasadzie 824 ogląda odcinki z ojcem dyrektorem. Przy okazji jak byłem to wymiana przewodu do zbiornika spłuczki muszli, bo po iluś latach mu się rozszczelniło. Robią takie rzeczy na 10 lat i tyle. Dobrze, że to nie geberit w ścianie, do którego nie da się dojść bez rozebrania ściany, przeważnie z płytek.
  Dobra, tyle, bo jak zwykle notka opóźniona.
Tym razem zdjęie z wawki. To peron Warszawy Odolany, udało się sfocić po odejściu pociągów, więc było pusto.
  Narka.

niedziela, 17 listopada 2019

Niedziela #1616

  Dni lecą jak szalone, na szczęście ciepło za dnia, z powodu podmuchów, czy przemieszczania się mas powietrza z Włoch do nas, przeto jest 15C. Dobrze, bo z wolna nadrabiam zaległości w remoncie. Obecnie i dziś niestety też, tynkowanie ściany. Dziś to właściwie jej wykończenie, bo 3/4 pierwszym tynkiem jest narzucone. Może do zimy uda się jeszcze drugą warstwę ciepnąć. Nawet jeżeli nie, to pierwsza i tak zakryje wszelkie nieszczelności.
   Ludzie w miastach to wyciepują przeróżne rzeczy. Ostatnio lezę, a tam leży ciśnieniomierz w opakowaniu, rozgałęźniki i trzy wibratory na komary do gniazdek. Ciśnieniomierz na 4 baterie R6, sprawny, pompuje powietrze, mierzy. Pewnie nie kosztuje 5zł, to może wypadało by sprzedać na alledrogo lub czymś podobnym, a nie na śmieci. Wibratory do gniazdek na komary w zasadzie na komary, może jeden se zostawię. Ciśnieniomierz się przyda, choć nie mam problemów z ciśnieniem, to jednak, podobnie jak wózek inwalidzki, nigdy nie wiadomo co, kiedy i kto.
   To rozchodzenie się mięśniaków z laskami powoduje zagęszczenie na st. mac. Zaczynam już trochę mieć tego dość. Dotychczasowa równowaga została zakłócona i tak wczoraj od rana do wieczora ciągle jakiś skład stał w torach. Nawet zbiorników nie dało się opróżnić. Rzutuje to też na wejścia na stację 172 i rozrząd. Jak go robić, jak ciągle jakiś skład na stacji. To też powoduje rosnące zdenerwowanie, bo by na własnej st. mac. nie mieć czasu dla siebie... Łażenie do piwnicy też nie jest rozwiązaniem, bo ile tam idzie chodzić. W końcu ktoś się też napatoczy. Trza bydzie pogadać z bezdomnym ile zamierza zajmować tor na st. mac.
  Brak asertywności ma swoje negatywne konsekwencje.
  Ale jak popatrzę wstecz, to zawsze zdarzało się, że wchodził jakiś mięśniak na stację, a tu nie było warunków i trza było odprawić ze stacji. Zabawnymi sytuacjami, z perspektywy czasu były te, kiedy 979 się kopulował na grupie C, a w tym samym czasie my robiliśmy rozrząd 977 na grupie A, nadto on musiał być cicho, by nie wyszło, że tu też się coś odbywa. I pewnie takie sytuacje zapamiętał mózg, kiedy widziałem (najprawdopodobniej) 977 w mieście 824, kiedy to opisywałem, że tej nocy miałem problemy ze spaniem. 
  Piszemy notkę, a już dwa tory zajęte. Zaraz mnie trafi... Na szczęście leze tynkować ściankę, to będę miał ich częściowo z gowy.
  Jeszcze zdj. kolejowe
 i kończymy na dziś. Narka.

piątek, 15 listopada 2019

Piątek #1615

Odejście ze 120 min opóźnieniem w czwartek, jak to na kolei bywa, zwiększyło w trakcie je jeszcze bardziej. Na szczęście ze szczurzycą do weterynarza nie czekałem, bo nie było ludzi, a już na elektrowstrząsach przetrzymano mnie pod wjazdowym 15 min, bowiem - brak wolnego toru na przyjęcie. No tak jest, jak się biegnie po za planem. Opóźnienie zwiększyło jeszcze przeciążenie nogi. Bieg, w zasadzie, ze szczurzycą do weterynarza, następnie na elektrowstrząsy już powodował obciążenie nogi, a do tego jeszcze doszły ćwiczenia, po których ona zawsze trochę bardziej boli, więc droga powrotna to sunięcie, by tam czegoś w niej nie uszkodzić bardziej. Odpadły dodatkowe kursy, które miałem zrobić, zostały przesunięte na inny dzień (właściwie do wtorku grafik już zapełniony).
   Nie opisałem ostatnio, ale był 172. Przylazł jak był na stacji bezdomny to musieliśmy iść do piwnicy. Warunki jak w piwnicy, ale co zrobić. Jak przylazł to powiedział, że wqrwiła go laska. Od razu pomyślałem, to będzie mu można dopierdolić. No i też bardziej jak zwykle pomęczyłem go, a on tradycyjnie przyjął wszystko na "klatę".
   Być może, co już kiedyś pisałem, te spotkania ze mną, były dla lokalnych mięśniaków wentylem bezpieczeństwa. Przecież ten co pomagał przy remoncie, był już w wieku 22 lat pochlastany i to nieźle, nawet miał świeże rany. Nie udało się go, oprócz jednego podejścia, które nie zostało niestety kontynuowane, wciągnąć na cykliczne wejścia na stację. Może wtedy nie musiałby się chlastać, a samookaleczenia zamieniłby na inne doznania. Może właśnie mięśniaki wioskowe miast się chlastać, a to modne w wiosce, przechodząc przez moje ręce mieli doznania częściowo rekompensujące to co mogli by osiągnąć chlastaniem się, a tak ręce mieli czyste.
  My to z tym ruchem na stacji mamy przejebane. Jakbyśmy tak chcieli pobyć na stacji bez ruchu składów, to się qrwa nie da. Teraz 230 stoi w torze na stacji po 5h dziennie, bowiem rozszedł się z laską i nie ma co z sobą zrobić. Jeszcze przez tydzień to jakoś trawiłem, ale zaczyna mnie to męczyć. Chciałbym mieć tak czasami 2h popołudnia wolne, a to jak widzę mało realne. Jak już jest prawie dobrze, że jakoś ruch omija stację, to i tak znajdzie się jeden skład, który wejdzie na stację i zalega na niej po kilka godzin. Chyba się zestarzałem i dawny ruch zaczyna mi przeszkadzać.

   Szczury. O nich ostatnio mało piszę, a jednak się dzieje. Szczurzyca po naprawie dochodzi do siebie. Tak z wolna, ale jednak. Przeszkadza jej bardzo kołnierz, który ma założony, by sobie nie uszkodziła ponownie rany. Od czasu jak ją wypuściłem pod łóżko, na którym śpię, ona się trochę uspokoiła, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Nie jest już w kuwecie (nie wiem jak to inaczej nazwać, bo klatka to nie jest) choć dużej, to jednak ograniczającej jej ruchy, a ponadto to nie jej rewiry. Zapachy te, bo tam dałem szmatki używane przez nie, ale jednak brak kontaktu z innymi szczurzycami. A tak pod łóżkiem co jakiś czas słyszę, że wymieniają poglądy i jakoś tam współżyją. Może, bo do końca nie wiem, to lepiej dla jej dochodzenia do zdrowia. Też lepiej czujemy się w domu, jak w szpitalu, mimo opieki jaka tam mamy (przynajmniej większość, bo przyszły mi na myśl osoby, które w szpitalu mają lepiej jak w domu).
  Następna szczurzyca na zabieg zapisana jest na wtorek, później weterynarz jest sam i nie robi zabiegów, to udało mi się zmieścić. Chciał przesunąć ją na po 25-ym, ale jest kolejka szczurzyc, to z powodu nogi w gipsie trza trochę nadgonić.

  Ok. Tyle, bo muszę lecieć w codzienny, jak na razie, obieg, czyli weterynarz, elektrowstrząsy i coś tam jeszcze pozałatwiać. Zdj. kolejowe jeszcze.
   To narka.

czwartek, 14 listopada 2019

Czwartek #1614

   Ciągle coś nie tak, a zima nadchodzi. Chcę skończyć remont ścianki, a tu przedwczoraj oddałem szczura na zabieg i nocki są mniej więcej z gowy, nadto chodzę z nim rano na zmianę opatrunku. Niestety guzy im rosną, taka przypadłość szczurów, które nie krzyżują się jak w naturze, naturalnie, tylko sztucznie, a często, jak na st. mac. jest to chów wsobny, to też genetycznie są zwichrowane.
  Naprawa szczura 150zł, a w kolejce są jeszcze trzy. W sumie to jest tanio, biorąc pod uwagę dzienne chodzenie na zmianę opatrunku, w tej cenie, a jednak jest to operacja przy której pewnie 2 osoby biorą udział.
  Dzisiejsza nocka to od 05:00 budzenie się 158 razy do 10:00, a o 10:00 jak mnie obudził bezdomny, to pół przytomny poszedłem wpuścić go na stację. W zasadzie to już powinienem być ze szczurzycą u weterynarza, ale trudno, większość rzeczy dziś będzie opóźniona o ok. 120 min. Jak na kolei. Trudno, jakoś na elektrowstrząsach i gimnastyce przeżyją, reszta to już operatywnie. Niestety dziś sporo łażenia, a temperatury średnio zachęca do przemieszczania się, ale co zrobić...
   Szczurzyca po zabiegu jest opatulona opatrunkami, ma, jak często psy, plastikowy kołnierz, by nie zdejmowała sobie szwów i nie gryzła się po ranie, przez co jej możliwości ruchowe są ograniczone. Do czasu. Dziś nad ranem odkryła, jej w tym pomogłem, bo ją wyciągnąłem, że z kuwety, czy klatki mozna wyjść. Od tego momentu ciągle chciał być na zewnątrz, to też kratę nad kuwetą przesuwała. W końcu wyciągnąłem ją już chyba po raz 7-y i pozwoliłem jej zejść pod łóżko. Poszła, jakoś z tym kołnierzem się przedostała, do pojemnika na pościel, w którym już od lat urzędują i tam, a przynajmniej po odgłosach tak wnioskowałem, zrobiła sobie małe gniazdko i zasnęła, choć z przerwami, bowiem jakieś stękania dochodziły. Nie wiem czy to tej po zabiegu, czy któraś inna się jej wystraszyła. Jak wczoraj tą chorą dałem na łóżko na chwile do żyrafki, która też czeka na zabieg, to ta z krzykiem zaczęła się wycofywać, bo nie wiedziała co to nadchodzi. Musiałem tą po operacji wyciągnąć, bo szkoda denerwować żyrafkę.
   Zapomniałem, bo to takie czasy, zrobić zdjęcia szczurzycy w opatrunkach. Być może dziś jeszcze w nich powróci to je zrobię, bo teraz nie chce mi się ładować aparatu foto, a moje telefony są z innej epoki i nie robią zdjęć.
   Dziś zdj. kolejowe, bo mało czasu i muszę lecieć w obieg.
  Nie wiem czy to zdjęcie już było, brak czasu na sprawdzenie. Tyle, narka.

poniedziałek, 11 listopada 2019

Poniedziałek #1613

  To tak od dawna jest, że ruch na stacji komplikuje czasem rozrząd innych składów. Wszedł wczoraj ok. 22:00 na stację 972. No było by pusto, gdyby nie bezdomny stacjonujący teraz na grupie D. Do chuja zawsze coś nie tak (nie, no trochę popłynąłem, bo jednak mięśniaki wzajemnie są dla siebie alibi przynajmniej częściowo). Ale 972 miał wczoraj taką ochotę, że odczuwałem, że nawet przy bezdomnym, którego zna, chciał coś zrobić. Głaskałem go, a jak to robiłem to po raz (nie pamiętam już który) 158 jego gładka skóra robiła na mnie wrażenie. To jest dar mieć taką gładką, prawie aksamitną skórę. Taką ma jeszcze 222, co opisywałem, a także mu mówiłem. Zresztą mięśniakom, które są przez swoje predatory niedowartościowane, zawsze mówię co mi się u nich podoba.
  Ostatnio z 979 rozwinęła się rozmowa częściowo n.t., po jego rozejściu się z niby laską, jego atrakcyjności i on mi nawija, że nie jest atrakcyjny itp. Mówię do niego:
- co Ty dupisz? Zara Ci wymienię co masz fajnego...
- powiedziałem do niewłaściwej osoby
- a to właściwe są, te które Ci mówią, że jesteś żadny ?
  Ale by nie było, że to tylko 979 się tak poprzewracało w gowie, to w poprzedniej notce jest zdjęcie 975. Ten też uważał, że jest żadny i brzydko wygląda. To ten, któremu jak powiedziałem, że ma pięknie umięśnioną szyję, to dostał kwadratowych oczu.
  Nieliczne mięśniaki z wioski mają świadomość swojego dobrego wyglądu. Reszta (piszemy o tych zajebiście wyglądających) uważa się za jakieś paskudy, poczwary, nie wiedzieć co. Tzn. to, co w toku wychowywania, czy hodowania przekazali im rodzice.
  No przecież opisywałem to, jak wracałem kiedyś z domu dziecka i matka od najstarszego małego skurwiela od 972 w aucie powiedziała, jak ten wchodził w wiek 16 lat., że musi mu załatwić qrwę, by zainicjować jego wejście w dorosłe życie. Mnie wtedy aż wcisło w fotel. Od razu pomyślałem, takie ciacho, to ze świeczka szukać, dziurawce to się będą zabijać o niego, a ta, żeby mu na start znaleźć qrwę. Delikatnie powiedziałem, że:
- w sumie to nie jest taki brzydki i powinien dać sobie radę sam.
  W lecie jak skręcałem szafę u nich, też pewnie o tym pisałem, to widząc go w samych krótkich spodenkach, w których łaził po mieszkaniu przez dłuższy czas, musiałem się bardzo powstrzymywać, by na zewnątrz nie było widać reakcji drugiej gowy.
  No i jak następnie te mięśniaki mają mieć dobre mniemanie o sobie, jak od lat sączy im się do gowy, że w sumie to nie wyglądają fajnie, czy nawet są brzydcy. Czy Waszym zdaniem taki 975 jest brzydki?
   Wracając do 972, to miał taką chcicę, bo, jak się zapytałem, kiedy to robił ostatnio ze swoją żoną, to:
- nie pamiętam kiedy.
  Ale fakt, już jakiś czas temu też mi mówił, że z nią nic nie robił, podobnie zresztą jak 971. No i po co im te związki, małżeństwa, jak one nie mają w zasadzie podstaw bytu. Chyba chodzi tylko o zarządzanie kasą, choć w wielu przypadkach jest ono również po drugiej stronie wadliwe i te gotowe pseudo obiadki czekające na nich, jak wracają wyjebani z roboty.
   Skoro było o 971 i 972 to zdj. w czasie pewnej imprezki na stacji.
EDYTOWANO
Od lewej 972 i 971 (za te zdjęcia to mnie kiedyś zajebią).
  Tyle, bo robota czeka na stacji, a po za tym w torze stoi 834, to za chwile będzie się dziwić, co tak walę paluchami po klawie, a po za tym właśnie następny skład stanął pod wjazdowym.
  To narka.

sobota, 9 listopada 2019

Sobota #1612

  Od czasu jak na jaw wyszły postanowienia spisku żarówkowego, nadto pojawiły się nowe źródła światła, a to zawinięte dotychczasowe świetlówki, a to halogeny, a to obecnie ledy, to odnoszę wrażenie, że spisek żarówkowy przestał działać. Żarówki, które kiedyś dość często się paliły, wszak były wykonane na 1000h świecenia, obecnie świecą i świecą, i świecą... i nie pamiętam kiedy je ostatnio wymieniałem. Nie mogło to być tak do razu, tylko tyle energii (w sensie produkcji), tyle materiału, tyle paliwa na transport i innych pierdół zostało wypierdolonych w kosmos tylko dla zysku kilkunastu facetów. Żyjemy w żałosnym otoczeniu. Teraz, podobnie jak z żarówkami, jest z lodówkami, pralkami, samochodami. Czyli przenieśliśmy spisek żarówkowy, na bardziej kosztowne sprzęty, a że i w tej dziedzinie się da, to widać najlepiej u tych, którzy wpadli w cykliczną wymianę sprzętu.
   Na szczęście u nas na st. mac. działają jeszcze sprzęty ponad 30 letnie. Polar PS 663 BIO, lodówka Мінск 16, odkurzacz Predom jakiś tam, taki podłużny prostokątny i inne sprzęty i dopóki to będzie działało, niezależnie od wyglądu, bo my nie blondynka, że z powodu jakiejś tam rdzy zaraz będziemy wywalać, to będą tu działały dożywotnio (ich dożywotnio).

  Mięśniaki-głuptaki to nigdy się nie ogarną. 172 zwolnił się z roboty na 3 dni przed wypłatą. Teraz stęka szefowi, u którego robił na lewca, by mu dał wypłatę. Dziś jak był rano, to mówiłem mu, że takie rzeczy to się robi po wypłacie, a nie przed. Ale, jak to mięśniaki głuptaki, spotkał się z szefem i (powiedzmy) potrząsnął nim i wypłata ma się znaleźć. Nieprawdaż, że fajny sposób rozwiązywania problemów...

  Braki w ludziach w przeróżnych zawodach mają swoje plusy. Otóż w zamiataczach ulic i zamiataczach liści w parkach również są braki. W tym roku po raz pierwszy lokalny wioskowy park nie został pozamiatany z liści. Robaczki i drzewa się cieszą, bo na wiosnę nawóz gotowy jak nic. A tak co roku ziemia była wyjałowiona z braku naturalnego nawozu, jakim co roku są spadające, a następnie przez zimę i wiosnę, gnijące liście. W końcu ekologiczne działania będą się działy bez ingerencji człowieka. Co do ekologii, to jeszcze wrócę do tematu, bo mam zaległe przemyślenia.

  W pn. 979 chce jechać do Wisły, chyba się z nim przejadę. Po ostatniej wizycie w Wiśle (15-go sierpnia) mam przyjemne doznania, choć teraz będzie znacznie zimniej.  Po rozstaniu z niby laską, widzę, że jeszcze bardziej nie umie wysiedzieć w domu, zresztą mu się nie dziwię, podobnie miałem po rozejściu się z 800, tak że daję mu jeszcze jakieś 2-3 tyg. na dojście do siebie. Dziś zawiozłem go do miasta na jakiś tam koncert. Pozostało mu to po byciu z niby laską, która ciągle i nieustająco jeździła na koncerty.

   Ależ się ta notka oddala. Wpierw w tytule był czwartek, następnie piątek, teraz już wpisałem sobota. Był 172. Ostatnio tzn. dwa dni temu robiliśmy to w piwnicy, bowiem na grupie B był bezdomny, to wiadomo, trza robić tam gdzie nikogo nie ma i nikt nie słyszy. Choć 172 nie krzyczy, nie stęka, w zasadzie to mało co wydaje z siebie jakieś odgłosy, ale to podobnie jak kiedyś opisywałem ruskiego porniola, gdzie takiego wioskowego lub miastowego mięśniaka-skurwiela męczyli, a on, jak te wioskowe mięśniaki, brał to (jak to mówią) na klatę. Podobnie ze 172. Już mu kiedyś nawet mówiłem, by trochę wydawał z siebie odgłosy, może to przyśpieszy dojście, bo czasem, jak np. dziś, po wszystkim jest mi go szkoda, o czym mu oczywiście powiedziałem. Ale pewne rzeczy pamięta, np. spina klatę jak siedzę na nim, bo zapamiętał, że jak napnie mięśnie brzucha, klaty, baki, to mózg dostaje wariacji. Nie wiem czemu to tyle dziś trwało, ale chyba włącza mi się love.  Chciałbym se obok niego poleżeć, pogłaskać go, nacieszyć się jego wystającymi żyłami, zrobić mu masaż pleców, masaż tych wystających żył na bicepsie, na przedramieniach, a tu on przychodzi - bo ja na chwilę, bo laska coś tam, coś tam, i nie chce by to było podejrzane, że tu tyle siedzi. No spox. Tylko następnie ja działam pod presją czasu, a tego mój mózg nie lubi, co wielokrotnie okazywał niezależnie od mięśniaka. Czy to był 975, czy 977, czy 972, czy inni. Po za tym, co tak myślę, czasem te blokady są powiązane, paradoksalnie, z jego wyglądem. Też to pisałem. Jego zajebisty wygląd mnie zaczyna powalać na kolana. Następnie mózg myśli - jak to możliwe, że mam pod sobą takiego mięśniaka? Się zając trawieniem jego mięśni, to myśli nad tym, czemu on jeszcze przychodzi? Te dwa dni temu, mimo iż miałem przerwę dwa dni w opróżnianiu zbiorników, jemu stanął szybciej ode mnie. To też czasami jest fajne. W sumie to ja pod wpływem jego wyglądu powinienem mieć szybciej wzwód, a tu czasem takie niespodzianki (oczywiście miłe).
   Dziś, nim doszedłem, przerobiliśmy trzy pozycje. Dopiero przy trzeciej poszło. Normalnie to przy pierwszej się udaje. On, jak zwykle, nie stękał, nie kwękał.
  Już po mam zawsze wyrzuty sumienia, o czym mu mówię, ale w prostszy sposób, bo pewnie sformułowania "wyrzuty sumienia" by nie zrozumiał, to mu mówię, że mi głupio, że tyle go męczyłem i tyle to trwało. Mam jakieś swoje wytłumaczenia, czemu to tak wygląda, tzn. że oddają się w moje ręce i nie stękają i kwękają, i kiedyś o tym pisałem. Najbardziej drażnił mnie kiedyś 975. Ten to oficjalnie leżąc pode mną prowokował mnie czasami, bym go bardziej męczył. Mnie się podobało, bo oznaczało otwartą na oścież furtkę, przez którą się ładowałem prawie na maxa.
   Dziś miast zdj. kolejowego zdj. 975, o którym było na samym końcu.
  Miał być koniec, ale jeszcze o szczurzycach. Wreszcie wczoraj złapałem szczurzycę z naroślą i poszedłem z nią w wiadrze do weterynarza. Łapanie trwało 45 min, bowiem oprócz oswojonej żyrafki pozostałe są pół dzikie. U weterynarza, bowiem była 14:00, to taka godz. gdzie jest względnie pusto, oględziny jej zrobiliśmy w poczekalni, bo pomieszczenie kwadratowe, bez zakamarków i jakby zwiała to było by ją łatwiej złapać. Weterynarz zabrał grube rękawice, ale obeszło się bez. Nawet udało mi się ją podnieść na niedużą wysokość w wiadrze, na tyle, by on ją mógł pomacać, co to i co z tym można zrobić. Mam ją dotransportować we wtorek rano na zabieg.  
 I notkę pcham wcześniej, bo później nie wiem jak będzie wyglądała sytuacja ruchowa na st. mac. Tyle, tymczas.

wtorek, 5 listopada 2019

Wtorek #1611

   Po tym ściągnięciu gipsu, to nie umiem się odrobić takie zaległości są we wszystkim, a nadto jeszcze czasem mi się tak chce, że bardziej mi się nie chce.
   Rozpoczęliśmy rehabilitację nogi. Akurat zbiegło to się z okresem, kiedy ona się już trochę rozchodziła i teraz można ją już gimnastykować. Na rehabilitacji nic się nie zmieniło. Pacjenci się, o ile mają takie możliwości, reahabilitują sami, tzn. urządzeniami se sami jeżdżą po ciele przez galaretkę, sami ćwiczą, w zasadzie bez nadzoru, w sensie by któraś z pań fizjoterapeutek się temu przyglądała i korygowała błędy, sami się podłączają, odłączają, tylko nasuwa się pytanie - w takim razie czemu oni chcą podwyżek, skoro ich praca to taka minimalistyczna jest. Jeden dziadek pytał się zaciekawiony, jaka jest różnica między tymi prądami, która one je jemu nastawia. Odp.: "ten drugi prąd jest głębszy". Nie, no nawet mnie, który jako takie ma pojęcie o elektryczności ta odpowiedź nic nie dała. Czy w takim razie ona w ogóle wie co robi? Tzn. jakie są zakresy napięcia i natężenia, jakie można przesłać pacjentowi, jak organizm reaguje na podłączenie dla takich wartości, a jak na inne wartości, co dzieje się z tkankami między elektrodami? Podejrzewam, że jakby zadać szczegółowe pytanie, to z drugiej strony nastąpiła by lekka konsternacja. Miejmy nadzieję, że po tych elektrowstrząsach mój mózg będzie jeszcze w porządku.
   Wracając jeszcze do objazdu komunikacją miejską to z tram. jakim jechałem wysiadała matka z dwiema córkami. Matka ok. 30-tu paru lat, ładna z twarzy zadbana. Córki z twarzy..., tragedia. Od razu pomyślałem - ale musiała trafić na paszteta.
   W Dąbrowie Górniczej Tworzeniu Dworcu PKP wsiadłem do autobusu za tramwaj. Jechałem sam 3 przystanki. W sumie mogłem wysiąść na przystanku Dąbrowa Górnicza Gołonóg Podstacja (tak, tak, to nazwy przystanków), ale nie wiedziałem czy tam z pętli tram zabierają ludzi, to pojechałem jeden dalej. Jadąc widziałem extra krzywe tory przy pętli i jeszcze jakieś 200 m za nią, to od razu zrobiło mi się szkoda, że po takich krzywych torach nie pojadę. Już na następnym przystanku było nowo oddane do użytku torowisko. Szkoda, bo za rok pewnie ten odcinek też wyremontują. Po tym nowym torowisku przyszło mi jechać, i b. dobrze, starą klasyczną, jeszcze bez remontu 105-ką 530-540. Skład jeszcze z plastikowymi, oryginalnymi siedzeniami, wbrew pozorom dość wygodnymi w porównaniu do nowych ładniej wyglądających.
   Zastanawiałem się, czemu, ze względu na zmiany demograficzne i lokalizacyjne miejsc pracy, przy okazji tych remontów nie zmieni się układu torowego. Przecież jeszcze 5 lat i na niektórych odcinkach to będą pojedynczy ludzie jeździć, a całe te remonty będą nic nie warte, nadto przy tych wolnych RJ, to katastrofa w obliczu kilku lat jest jakby nieunikniona. Oczywiście centra miast, jak np. Katowice, dadzą se radę, bo wstrzymają ruch w centrum, zlikwidują jeszcze więcej miejsc, parkingowych na rzecz deptaków, innych budynków, za które biorą koperty i łapówy, miast zbudować w jednej lokalizacji w centrum 5 piętrowy, z 2-ma pietrami podziemnymi parking na 500 samochodów, ale kto by tam o takich pierdołach myślał. Natomiast reszta miast musi się liczyć z zmianą głównych kierunków przemieszczania się ludzi i z wyludnianiem się starych, dotychczasowych cetrów miast. Widać to już choćby na głównej ulicy Ch-wa, przez którą w czasie objazdu przejechałem. Około naście lokali do wynajęcia, co kiedyś tam było nie do pomyślenia. Nad lokalami dość sporo pustostanów. Dwie kamienice całe wyłapałem puste. Degradacja tego miejsca w przeciągu kilku lat najprawdopodobniej nastąpi. I po cóż wtedy tam tyle jeżdżących tramwai?
   A te remonty to tak widzę na siłę by wydać kasę, tak jak w kopalni, w których chciałem uratować układ torowy z nastawniami. Liczyło się tylko wydatkowanie kasy i w mieście to samo. Nie wiem po co ta tłuszcza chodzi jeszcze na wybory. Że też dają se wciskać te kity od nich.
  Kończę, bo się późno robi. Jeszcze zdj. kolejowe:
 Narka.

niedziela, 3 listopada 2019

Niedziela #1610

   No i po objeździe po aglomeracji. Ale nim o tym to jeszcze drobna dygresja. Wśród nieustających powtórek w TV tych samych filmów po raz 158 wybieram te, w których przynajmniej występują mięśniaki. Przedwczoraj wypadło na "Jestem nr 4". Wracając do objazdu, to zastanawiałem się, w których pojazdach bardziej zmarznę, czy w autobusach, czy tramwajach. Okazało się, że, paradoksalnie, w tramwajach. Czyli w tych pojazdach, w których, z racji podpięcia do sieci wysokiego napięcia, powinno być ciepło, a nawet powinna być sauna, było zimno. Może to z powodu podwyżki prądu w lecie czy na wiosnę dla instytucji państwowych o 40% i więcej. Ale w takim razie - po co idziemy w autobusy elektryczne, skoro za chwilę będziemy w nich marznąć, bo też będą oszczędzać drogi prąd. Dziś ciepło z silnika spalinowego można wypierdolić w kosmos od razu lub przesłać do kabiny i też wypierdolić w kosmos tylko później, dzięki czemu w kabinie (w pojeździe) jest ciepło. Z elektrykami już tak nie jest, bo nie ma ciepła, jako efektu ubocznego, w takim wymiarze, przeto trza dogrzewać elektrycznie wnętrze, jak w tramwajach. Czy zatem warto iść w elektryki, bo taka jest moda, by następnie w nich marznąć? Nie warto, ale idą koperty i łapówy, to się idzie.
  Wracając do samego początku to od niepamiętnych lat udało mi się zamknąć st. mac. i mieć jeszcze rezerwę czasową, przeto do przystanku autobusowego szedłem średnio szybko. To było dość istotne bo noga wyciągnięta niedawno z gipsu nie jest jeszcze w 100% sprawna, ale iście już jest nadzwyczaj dobre. Na płaskim to w zasadzie osiąga już max. prędkości, gorzej jeszcze po schodach lub jakiś nierównościach.
  Po za tym, co już było rok temu, w pojazdach zasadniczo, mimo bezpłatnych przejazdów, pusto. Jedynie dwa kursy ok. 14:00 były w miarę zapełnione i to przez część trasy, reszta to wolne msc. siedzące w większości pojazdów i prześwity w pojazdach. Co się dziwić, skoro one się wloką niemiłosiernie. Jechałem linią 31 i średnia prędkość na odcinku 9,20 km wynosi 21,90 km/h. Kto o zdrowych zmysłach układa RJ dla autobusu ze średnią prędkością po wioskach na 21.90 km/h? Co się dziwić, że kierowca trzykrotnie stał na przystankach po 2 min i odstawał do planu. Jak taka komunikacja ma zachęcić do jeżdżenia? Nawet jak autobus czy tram dozna opóźnienia, to oni, przez tą nieustającą wolną jazdę, nie są w stanie wygonić opóźnienia i jechać jakoś normalnie - w sensie nie 30 km/h. Jechałem z Tychów do Ka-ic 1-ka i gość jechał okresowo tak wolno, że nawet ja się zastanawiałem czy mu się coś nie robi, a na innych odcinkach zadupiał prawie do mola. Przy czym z początkowego przystanku odjechał przed czasem nie wiedzieć po co, skoro chciał se pogonić. Jak kiedyś jeździłem to właśnie z początkowego było 5-7 min później, a następnie rura i do przodu. Wtedy było co nadganiać. Płynność jazdy osiągnąć dla dzisiejszych prowadzących to już prawie nieosiągalne. Pamiętam doskonale do dziś kierowcę linii 188 w Sosnowcu, którego opisywałem tu. W tegorocznym objeździe właściwie nikt mnie nie zachwycił swoja jazdą. Owszem byli tacy co jechali sprawnie tzn. szybko, ale wyczuwało się w tej jeździe chaos. Tzn. nie, tak jak ten ze 188, byli zintegrowani z pojazdem. Nie płynęli po ulicach m-ta. Nawet ten z 1-ki, który momentami dość szybko jechał, to brakowało w tym wykończenia.
  Kiedyś 825 do mnie powiedział - to wróć na tramwaje i pokaż im jak się jeździ
- na Twoich rozkładach, chyba by mnie tam pojebało.
  Teraz nawet z początkowego nie da się później odjechać, bo mają GPS-y, kamery, a kiedyś można było powiedzieć, że dobiegała stara babcia, a następnie miała wybitne problemy z wejściem do pojazdu i już 5 min w plecy. Na co komunikacja miejska, która jedzie np. 12,75 km/h To obliczenia dla połowy trasy linii tram 17-cie. Tyle to się truchtem biegnie.
  By nie było, to, chyba mnie się tak udaje, że jeżdżę w zasadzie pustymi pojazdami. Mijam czasem w miastach inne autobusy i w nich tłok, ale przez lata to pamietam tylko niektóre kursy na tram 21, w których było faktycznie pełno i był zgniot, że czuło się wokół na sobie inne osoby. Reszta to wietrzenie wnętrza, ale dobrze bo biorę ze sobą żarcie i picie, to bez patrzących się na mnie oczu mogę żreć.
  Młodzieży w pojazdach mało. Może dlatego, że właśnie było pusto, ale w jednym kursie linii 35 z Mysłowic do Czeladzi, przez Sosnowiec wsiadła młoda latorośl. Coś ok. 16 lat. Szczuplutki, nie by umięśniony, ale ładny z twarzy, modnie ostrzyżony, z jednej strony krótko, a od przedziałku już dłuższe włosy. Siedzieliśmy na przeciw siebie przy silniku w solarisie. Nogi oparłem na nadkole, on swoje trzymał podkurczone na tym nadkolu. Moje były na zewnątrz, jego w środku. Na zakrętach, bowiem to takie czasy, że on z komórką w ręku, słuchawkach w uszach, balansował ciałem i trochę zapierał się nogami o moje nogi. Tzn. opierał się swoimi łydkami o moje. Czasem robił to tak długo, że czułem ciepło jego nóg, przez podwójny materiał. Po którymś zakręcie już swojej prawej nogi nie"odkleił" od, mojej lewej nogi. Ciepło zaczęło przenikać przez materiały spodni i tak zacząłem się czuć niezręcznie. On oczywiście z gałami w komórce, a jego noga, może nie swobodnie, ale trochę napierała na moją. Musiałem poprawić ułożenie buta na nadkolu delikatnie, by mi nie zjechała z tego nadkola bo styk by się rozłączył i nie wiem jakbym doprowadził do ponownego. Mijaliśmy kolejne przystanki, a jego noga nadal "leżała" na mojej i nie wiedziałem co z tym zrobić. Obok siedzieli inni, a tu taka sytuacja. Mózg oczywiście wszedł na wyższe obroty. Po którymś przystanku poprawiłem trochę swoją lewą nogę, bardziej przysuwając ją do jego. Brak reakcji. Zacząłem częściej patrzeć na jego twarz, czasami oświetlaną lepiej przez słońce w zależności od ułożenia autobusu. Na niej pojawiający się delikatny zarost, aczkolwiek widać, że już golony. Trochę jakby trądzika, ale bardzo niewiele. W tym patrzeniu blokowałem się do tego stopnia, że kilka razy oderwał wzrok od komóry, ni to sprawdzając gdzie jesteśmy, to patrzał na mnie. 3x nasz wzrok się skrzyżował, ale nie wyczułem tego czegoś w tym wzroku. O co więc chodziło z tą napierającą nadal na moją nogę, jego nogę. Przecież on też musiał czuć ciepło zatrzymane w obszarze styku. Mnie grzało, to jego też musiało trochę. Kolejny przystanek, on poprawił nogi, ale nadal jego prawa, choć już lżej opierała się na mojej. Dojechaliśmy do Czeladzi. Przed Mysłowicką zaczął się zbierać do wysiadania. Choć trzecie drzwi były obok nas, polazł przez długi autobus (trzyosiowy) do drugich drzwi, a po wyjściu szedł znowu w kierunku tyłu. Popatrzałem na niego, jak już był na zewnątrz, ale nie popatrzał się na mnie. W sumie gdybym był jakieś 20 lat młodszy, to było by inaczej. A tak to bez problemu mógłby być moim synem. Ot takie ciekawe urozmaicenie podróży.
  Przypomniało mi się, jak kiedyś jechałem na kato tram i, co chyba gdzieś opisywałem, jechał w lecie przepiękny mięśniak w koszulce na ramiączkach, krótkich spodenkach, z jakąś lochą i dzieckiem w wózku. W tym przypadku była taka różnica, że jak patrzałem na niego, w zasadzie to w tym stroju nie mogłem od niego oderwać wzroku, a jak nasz wzrok się krzyżował, to idealnie wyczuwałem to coś. Coś było w jego wzroku, mimo wyglądu na małego skurwiela, co nie odtrącało, a przyciągało. To było to coś, że gdyby nie ta locha, to bym do niego podszedł pod byle pretekstem i zagadał. Mało tego, z czasem on się też gapił na mnie i to dość często, a po jakimś czasie miałem wrażenie, że mnie nawet prowokuje. To już było z 3 lata temu, a nadal to pamiętam.

   Dobra, tyle, bo jak zwykle miało być wczoraj, ale się nie wyrobiłem, a dziś muszę to pchnąć teraz, bo później też może nie być możliwości wyprawienia na szlak.
   Miało być zdjęcie, jakieś stare tramwajowe, ale nie znalazłem, to kolejowe.
  Tam kiedyś był między mostem na którym stoję, a jednostką, która jedzie, jeszcze jeden most. Przyczułki jeszcze widać. Szlak linii 131 między Chorzowem Miastem, a Chorzowem Starym.
   Narka.