Odejście ze 120 min opóźnieniem w czwartek, jak to na kolei bywa, zwiększyło w trakcie je jeszcze bardziej. Na szczęście ze szczurzycą do weterynarza nie czekałem, bo nie było ludzi, a już na elektrowstrząsach przetrzymano mnie pod wjazdowym 15 min, bowiem - brak wolnego toru na przyjęcie. No tak jest, jak się biegnie po za planem. Opóźnienie zwiększyło jeszcze przeciążenie nogi. Bieg, w zasadzie, ze szczurzycą do weterynarza, następnie na elektrowstrząsy już powodował obciążenie nogi, a do tego jeszcze doszły ćwiczenia, po których ona zawsze trochę bardziej boli, więc droga powrotna to sunięcie, by tam czegoś w niej nie uszkodzić bardziej. Odpadły dodatkowe kursy, które miałem zrobić, zostały przesunięte na inny dzień (właściwie do wtorku grafik już zapełniony).
Nie opisałem ostatnio, ale był 172. Przylazł jak był na stacji bezdomny to musieliśmy iść do piwnicy. Warunki jak w piwnicy, ale co zrobić. Jak przylazł to powiedział, że wqrwiła go laska. Od razu pomyślałem, to będzie mu można dopierdolić. No i też bardziej jak zwykle pomęczyłem go, a on tradycyjnie przyjął wszystko na "klatę".
Być może, co już kiedyś pisałem, te spotkania ze mną, były dla lokalnych mięśniaków wentylem bezpieczeństwa. Przecież ten co pomagał przy remoncie, był już w wieku 22 lat pochlastany i to nieźle, nawet miał świeże rany. Nie udało się go, oprócz jednego podejścia, które nie zostało niestety kontynuowane, wciągnąć na cykliczne wejścia na stację. Może wtedy nie musiałby się chlastać, a samookaleczenia zamieniłby na inne doznania. Może właśnie mięśniaki wioskowe miast się chlastać, a to modne w wiosce, przechodząc przez moje ręce mieli doznania częściowo rekompensujące to co mogli by osiągnąć chlastaniem się, a tak ręce mieli czyste.
My to z tym ruchem na stacji mamy przejebane. Jakbyśmy tak chcieli pobyć na stacji bez ruchu składów, to się qrwa nie da. Teraz 230 stoi w torze na stacji po 5h dziennie, bowiem rozszedł się z laską i nie ma co z sobą zrobić. Jeszcze przez tydzień to jakoś trawiłem, ale zaczyna mnie to męczyć. Chciałbym mieć tak czasami 2h popołudnia wolne, a to jak widzę mało realne. Jak już jest prawie dobrze, że jakoś ruch omija stację, to i tak znajdzie się jeden skład, który wejdzie na stację i zalega na niej po kilka godzin. Chyba się zestarzałem i dawny ruch zaczyna mi przeszkadzać.
Szczury. O nich ostatnio mało piszę, a jednak się dzieje. Szczurzyca po naprawie dochodzi do siebie. Tak z wolna, ale jednak. Przeszkadza jej bardzo kołnierz, który ma założony, by sobie nie uszkodziła ponownie rany. Od czasu jak ją wypuściłem pod łóżko, na którym śpię, ona się trochę uspokoiła, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Nie jest już w kuwecie (nie wiem jak to inaczej nazwać, bo klatka to nie jest) choć dużej, to jednak ograniczającej jej ruchy, a ponadto to nie jej rewiry. Zapachy te, bo tam dałem szmatki używane przez nie, ale jednak brak kontaktu z innymi szczurzycami. A tak pod łóżkiem co jakiś czas słyszę, że wymieniają poglądy i jakoś tam współżyją. Może, bo do końca nie wiem, to lepiej dla jej dochodzenia do zdrowia. Też lepiej czujemy się w domu, jak w szpitalu, mimo opieki jaka tam mamy (przynajmniej większość, bo przyszły mi na myśl osoby, które w szpitalu mają lepiej jak w domu).
Następna szczurzyca na zabieg zapisana jest na wtorek, później weterynarz jest sam i nie robi zabiegów, to udało mi się zmieścić. Chciał przesunąć ją na po 25-ym, ale jest kolejka szczurzyc, to z powodu nogi w gipsie trza trochę nadgonić.
Ok. Tyle, bo muszę lecieć w codzienny, jak na razie, obieg, czyli weterynarz, elektrowstrząsy i coś tam jeszcze pozałatwiać. Zdj. kolejowe jeszcze.
To narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz