No i po objeździe po aglomeracji. Ale nim o tym to jeszcze drobna dygresja. Wśród nieustających powtórek w TV tych samych filmów po raz 158 wybieram te, w których przynajmniej występują mięśniaki. Przedwczoraj wypadło na "Jestem nr 4". Wracając do objazdu, to zastanawiałem się, w których pojazdach bardziej zmarznę, czy w autobusach, czy tramwajach. Okazało się, że, paradoksalnie, w tramwajach. Czyli w tych pojazdach, w których, z racji podpięcia do sieci wysokiego napięcia, powinno być ciepło, a nawet powinna być sauna, było zimno. Może to z powodu podwyżki prądu w lecie czy na wiosnę dla instytucji państwowych o 40% i więcej. Ale w takim razie - po co idziemy w autobusy elektryczne, skoro za chwilę będziemy w nich marznąć, bo też będą oszczędzać drogi prąd. Dziś ciepło z silnika spalinowego można wypierdolić w kosmos od razu lub przesłać do kabiny i też wypierdolić w kosmos tylko później, dzięki czemu w kabinie (w pojeździe) jest ciepło. Z elektrykami już tak nie jest, bo nie ma ciepła, jako efektu ubocznego, w takim wymiarze, przeto trza dogrzewać elektrycznie wnętrze, jak w tramwajach. Czy zatem warto iść w elektryki, bo taka jest moda, by następnie w nich marznąć? Nie warto, ale idą koperty i łapówy, to się idzie.
Wracając do samego początku to od niepamiętnych lat udało mi się zamknąć st. mac. i mieć jeszcze rezerwę czasową, przeto do przystanku autobusowego szedłem średnio szybko. To było dość istotne bo noga wyciągnięta niedawno z gipsu nie jest jeszcze w 100% sprawna, ale iście już jest nadzwyczaj dobre. Na płaskim to w zasadzie osiąga już max. prędkości, gorzej jeszcze po schodach lub jakiś nierównościach.
Po za tym, co już było rok temu, w pojazdach zasadniczo, mimo bezpłatnych przejazdów, pusto. Jedynie dwa kursy ok. 14:00 były w miarę zapełnione i to przez część trasy, reszta to wolne msc. siedzące w większości pojazdów i prześwity w pojazdach. Co się dziwić, skoro one się wloką niemiłosiernie. Jechałem linią 31 i średnia prędkość na odcinku 9,20 km wynosi 21,90 km/h. Kto o zdrowych zmysłach układa RJ dla autobusu ze średnią prędkością po wioskach na 21.90 km/h? Co się dziwić, że kierowca trzykrotnie stał na przystankach po 2 min i odstawał do planu. Jak taka komunikacja ma zachęcić do jeżdżenia? Nawet jak autobus czy tram dozna opóźnienia, to oni, przez tą nieustającą wolną jazdę, nie są w stanie wygonić opóźnienia i jechać jakoś normalnie - w sensie nie 30 km/h. Jechałem z Tychów do Ka-ic 1-ka i gość jechał okresowo tak wolno, że nawet ja się zastanawiałem czy mu się coś nie robi, a na innych odcinkach zadupiał prawie do mola. Przy czym z początkowego przystanku odjechał przed czasem nie wiedzieć po co, skoro chciał se pogonić. Jak kiedyś jeździłem to właśnie z początkowego było 5-7 min później, a następnie rura i do przodu. Wtedy było co nadganiać. Płynność jazdy osiągnąć dla dzisiejszych prowadzących to już prawie nieosiągalne. Pamiętam doskonale do dziś kierowcę linii 188 w Sosnowcu, którego opisywałem tu. W tegorocznym objeździe właściwie nikt mnie nie zachwycił swoja jazdą. Owszem byli tacy co jechali sprawnie tzn. szybko, ale wyczuwało się w tej jeździe chaos. Tzn. nie, tak jak ten ze 188, byli zintegrowani z pojazdem. Nie płynęli po ulicach m-ta. Nawet ten z 1-ki, który momentami dość szybko jechał, to brakowało w tym wykończenia.
Kiedyś 825 do mnie powiedział - to wróć na tramwaje i pokaż im jak się jeździ
- na Twoich rozkładach, chyba by mnie tam pojebało.
Teraz nawet z początkowego nie da się później odjechać, bo mają GPS-y, kamery, a kiedyś można było powiedzieć, że dobiegała stara babcia, a następnie miała wybitne problemy z wejściem do pojazdu i już 5 min w plecy. Na co komunikacja miejska, która jedzie np. 12,75 km/h To obliczenia dla połowy trasy linii tram 17-cie. Tyle to się truchtem biegnie.
By nie było, to, chyba mnie się tak udaje, że jeżdżę w zasadzie pustymi pojazdami. Mijam czasem w miastach inne autobusy i w nich tłok, ale przez lata to pamietam tylko niektóre kursy na tram 21, w których było faktycznie pełno i był zgniot, że czuło się wokół na sobie inne osoby. Reszta to wietrzenie wnętrza, ale dobrze bo biorę ze sobą żarcie i picie, to bez patrzących się na mnie oczu mogę żreć.
Młodzieży w pojazdach mało. Może dlatego, że właśnie było pusto, ale w jednym kursie linii 35 z Mysłowic do Czeladzi, przez Sosnowiec wsiadła młoda latorośl. Coś ok. 16 lat. Szczuplutki, nie by umięśniony, ale ładny z twarzy, modnie ostrzyżony, z jednej strony krótko, a od przedziałku już dłuższe włosy. Siedzieliśmy na przeciw siebie przy silniku w solarisie. Nogi oparłem na nadkole, on swoje trzymał podkurczone na tym nadkolu. Moje były na zewnątrz, jego w środku. Na zakrętach, bowiem to takie czasy, że on z komórką w ręku, słuchawkach w uszach, balansował ciałem i trochę zapierał się nogami o moje nogi. Tzn. opierał się swoimi łydkami o moje. Czasem robił to tak długo, że czułem ciepło jego nóg, przez podwójny materiał. Po którymś zakręcie już swojej prawej nogi nie"odkleił" od, mojej lewej nogi. Ciepło zaczęło przenikać przez materiały spodni i tak zacząłem się czuć niezręcznie. On oczywiście z gałami w komórce, a jego noga, może nie swobodnie, ale trochę napierała na moją. Musiałem poprawić ułożenie buta na nadkolu delikatnie, by mi nie zjechała z tego nadkola bo styk by się rozłączył i nie wiem jakbym doprowadził do ponownego. Mijaliśmy kolejne przystanki, a jego noga nadal "leżała" na mojej i nie wiedziałem co z tym zrobić. Obok siedzieli inni, a tu taka sytuacja. Mózg oczywiście wszedł na wyższe obroty. Po którymś przystanku poprawiłem trochę swoją lewą nogę, bardziej przysuwając ją do jego. Brak reakcji. Zacząłem częściej patrzeć na jego twarz, czasami oświetlaną lepiej przez słońce w zależności od ułożenia autobusu. Na niej pojawiający się delikatny zarost, aczkolwiek widać, że już golony. Trochę jakby trądzika, ale bardzo niewiele. W tym patrzeniu blokowałem się do tego stopnia, że kilka razy oderwał wzrok od komóry, ni to sprawdzając gdzie jesteśmy, to patrzał na mnie. 3x nasz wzrok się skrzyżował, ale nie wyczułem tego czegoś w tym wzroku. O co więc chodziło z tą napierającą nadal na moją nogę, jego nogę. Przecież on też musiał czuć ciepło zatrzymane w obszarze styku. Mnie grzało, to jego też musiało trochę. Kolejny przystanek, on poprawił nogi, ale nadal jego prawa, choć już lżej opierała się na mojej. Dojechaliśmy do Czeladzi. Przed Mysłowicką zaczął się zbierać do wysiadania. Choć trzecie drzwi były obok nas, polazł przez długi autobus (trzyosiowy) do drugich drzwi, a po wyjściu szedł znowu w kierunku tyłu. Popatrzałem na niego, jak już był na zewnątrz, ale nie popatrzał się na mnie. W sumie gdybym był jakieś 20 lat młodszy, to było by inaczej. A tak to bez problemu mógłby być moim synem. Ot takie ciekawe urozmaicenie podróży.
Przypomniało mi się, jak kiedyś jechałem na kato tram i, co chyba gdzieś opisywałem, jechał w lecie przepiękny mięśniak w koszulce na ramiączkach, krótkich spodenkach, z jakąś lochą i dzieckiem w wózku. W tym przypadku była taka różnica, że jak patrzałem na niego, w zasadzie to w tym stroju nie mogłem od niego oderwać wzroku, a jak nasz wzrok się krzyżował, to idealnie wyczuwałem to coś. Coś było w jego wzroku, mimo wyglądu na małego skurwiela, co nie odtrącało, a przyciągało. To było to coś, że gdyby nie ta locha, to bym do niego podszedł pod byle pretekstem i zagadał. Mało tego, z czasem on się też gapił na mnie i to dość często, a po jakimś czasie miałem wrażenie, że mnie nawet prowokuje. To już było z 3 lata temu, a nadal to pamiętam.
Dobra, tyle, bo jak zwykle miało być wczoraj, ale się nie wyrobiłem, a dziś muszę to pchnąć teraz, bo później też może nie być możliwości wyprawienia na szlak.
Miało być zdjęcie, jakieś stare tramwajowe, ale nie znalazłem, to kolejowe.
Tam kiedyś był między mostem na którym stoję, a jednostką, która jedzie, jeszcze jeden most. Przyczułki jeszcze widać. Szlak linii 131 między Chorzowem Miastem, a Chorzowem Starym.
Narka.
Widzisz, w elektrykach też wystarczy usiąść bliżej i już jest cieplej!
OdpowiedzUsuńBliżej grzejnika? Niby tak, ale czy oni je włączają?
Usuń