Ja pierdolę. Ja PRDL ! co się tu czasem wyprawia, to się nadaje na film lub na książkę.
W zasadzie od 13:00 na stacji był, z krótkimi przerwami 172. Zaproponował nockę na dziś, a ponieważ, rano musiałem wstać o 05:15 (tak miałem nastawiony budzik i tak wstałem), by zawieźć koleżankę od niby laski od 979 na dworzec do kato na poc. do Gdyni o 06:42, a po tej wyprawie położyłem się ponownie spać i obudziłem się o 10:30 w miarę wyspany, to stwierdziłem, że nocka w sumie czemu nie.
Niestety od tej 13:00 do 22:10 ruch na stacji jak w dzień powszedni. Stale jakiś skład wchodził na stację, to wychodził, to ponownie wchodził inny. Jak już odchodził ze stacji 834 ok. 21:10 i stanął pod wyjazdowym, to stwierdziłem - teraz ta flacha. Ale nic z tego, bowiem jak pod wyjazdowym grzebał się 834 to kolejne dzwonki oznajmiły skład pod wjazdowym. To 895. Qrwa jego mać...
Skład został wprowadzony na stację. W trakcie pobytu 895, 172 stwierdził, że w zasadzie to 895 w łykaniu mu nie przeszkadza i możemy przy nim, by szybciej faza doszła. No ok. Musiałem tylko przygotować otoczenie i samą flachę. Do flachy po żubrówce białej nalałem finkę białą, bo jakbym postawił na biurko od razu litra finki białej, to 895 by se pomyślał i układał scenariusze. Dbając o reputację 172, o czym mu później powiedziałem, nastąpił przelew. Ponieważ 895 miał piwa, to nie wtranżalał się do flachy i ona się rozlewała. Ok. 22:10 odszedł 895, a my ze 172 nadal łykaliśmy, flachę. Mnie już trochę szumiało, to też 172, który stwierdził, że jemu mniej, łyknął dwie kolejki luzem. W trakcie tych nadliczbowych dwu kolejek extra, był już rozebrany ze spodni z dresu, z majtek i oprócz skarpet nie miał nic na sobie. Takie było założenie i tak też zrobiłem.
On sam ustawił pufy na środku grupy A, ja ustawiłem odpowiednio oświetlenie i siadłem na niego. Nie śpieszyłem się, bo nie przewidywałem jakiejś pracy manewrowej na stacji oprócz 172. Siedziałem na nim, klapsy leciały po klacie, bokach, bicepsach.
Poszedł się odlać, a jak wrócił, to stwierdził, że na plecach. Spoko. Siadłem mu na plecy i klapsy leciały na plecy, barki, łopatki itp. Nie śpieszyłem się, wszak do rana, a przynajmniej do jakiejś tam godz. jest dużo czasu. Trochę plułem na niego. Kutas cały czas w gotowości, cały czas gotowy do opróżnienia zbiorników. Jak już mi się zaczęło pomału robić dobrze, to dzwonki oświadczyły, że pod wjazdowym jakiś skład stoi. Było ok. 23:30. Poszedłem sprawdzić, to 826. Wqrwiłem się zleksza, bo misterny plan poszedł się jebać, nadto flacha też. Przerobiłem drogę przebiegu i jak wpuszczałem 826 na stację, to stwierdziłem, że drużyna trakcyjna ma uszkodzoną głowę i to mocno. Był zakrwawiony i mało tego krew nadal leciała. Wersja przekazana, że uszkodził się tak o schody, w sensie się przewrócił.
172 w krótkim czasie spierdolił, bo lejąca się krew na podłogę jego zaplamione mocno ubranie robiły wrażenie. Zostałem sam z 826 i problemem co dalej zrobić.
826 stwierdził, że będzie spał na grupie A i by znieść materac. Uczyniłem to, on wyglebił. Rozebrał się wcześniej z koszulki i powiedział:
- możesz mnie wszędzie macać, ale nie po kutasie i nie od tyłu.
Powiedziałem no ok.
Położyłem się na nim, bo on się rozebrał do klaty, a krwawienie ustało. Pomyślałem jest dobrze, skoro nie krwawi to ok. Spytałem się, czy mogę siąść na niego, bo kiedyś mnie ściepnął jak siadłem na nim. Powiedział, że tak i tak zrobiłem. Jak już mu siedziałem na biodrach i trochę brzuchu to głaskałem go po klacie, bokach, bicepsach, ramionach. Nie wiem jak to się stało, ale zahaczył o ranę na gowie. Jak się krew puściła..., to zastanawiałem się co zrobić. On (826) koniecznie chciał zadzwonić do swojego kolegi mięśniaka. Wybrałem nr. i zadzwonił, pogadał chwilę, ale co ma kolega zrobić jak 826 tu, a on tam. Ja też popełniłem podobną sytuację, bowiem już po północy (rano 979 do pracy) zadzwoniłem do niego i powiedziałem co dzieje, nadto że nie mogę zatamować krwawienia (jak to zrobić na gowie) i w mieszkaniu jest już czerwono i że jak to nie uspokoi się za jakieś 20 min, to dzwonię na pogotowie. Zadzwoniłem do 979 w zasadzie dla uspokojenia siebie. 826 ułożyłem na boku rogówki, by siedział i głowę miał wysoko i dałem ok. 20 min na ustanie krwawienia, jak nie to dzwonię. Bokiem był oparty o ścianę, na której oparłem małą poduszkę by głowę miał opata na miękkim. Po ok. 15 min leciało już mniej, ale cały czas do cyca. Przecierałem mu szyję, brodę by wiedzieć, czy nadal leci, bo telefony pod ręką. Ok. 01:05 zaczęło się uspokajać. On tylko w majtkach, bo chcąc zrobić mi dobrze rozebrał się do nich, zasnął na mojej ręce, którą podtrzymywałem mu plecy, by się nie przewrócił, a głowę miał w najwyższym punkcie, by zniwelować ciśnienie krwi, i rana się zasklepiła. W tym czasie wachlowałem k/jego gowy podkładką pod kartki A4, by przewiew powietrza spowodował szybsze zasklepienie się rany, w sensie utworzenia się strupa na niej. Ok. 01:15 nie udawało mi się go już utrzymać i na wcześniej rozłożony materac położyłem go. Przewróciłem na bok, na którym rana była na wierzchu i obserwuję co dzieje. Krwawienie ustało.
Zabrałem się za pisanie notki, by dłużej być tomnym i sprawdzać jak jest. Mało tego, jak już położę się spać to w cyklach po 2h ustawię budzik, by sprawdzać czy wszystko ok.
Do tego jeszcze drugi dzień na placu napierdala wiatr, że zrywa nawet satelity z murów, nie pisząc już o papie z domów, obróbkach blacharskich, rynnach, jak np. w bloku od 979.
Napierdala wiatrem do tego stopnia, że poprzedniej nocy miałem sen z wiatrem w roli głównej. Byłem gdzieś w okolicach plaży, na której normalnie poziom wody jest niski, a z powodu wiatru nastąpił przybór i do szyi byłem zanurzony w wodzie, miast normalnie chodzić po piasku. Następna scena to znalazłem się w wirze wodnym i po przez tylko swoją masę nie napierdalało mną dookoła, a zsuwałem się po wodzie z lewej w dół, jak serferzy, by cały czas być lekko podnoszonym w lewą do góry w tym wirze, prawie jak w beczce wodnej.
Wczoraj jak ten wiatr tak napierdalał to co chwile następowały spadki napięcia, znak gdzieś następowały wyrównania różnicy potencjałów, ale prąd utrzymywał się. Dziś jak piszę notkę i ponownie o 01:40 napierdala wiatr, to ponownie widzę po żarówkach spadki napięcia. Znak, znowu gdzieś następują wyrównania różnicy potencjałów, które nie powinny mieć miejsca.
Do tego wszystkiego na materacu na grupie A leży 826 tylko w majtkach i kusi z tym rozwalonym łbem. Ja prdl. co za zjebane sytuacje.
Już nie wspomnę, że to 5-ta niedospana noc, a przeca, teoretycznie, nie muszę rano wstawać na godzinę.
Jest 01:50. Byłem spr. u 826 i nie zaschła mu rana. Sączy się bardzo powoli, a w każdym razie jest jasno czerwono na gowie. Nie, nie ścieka mu, bo tak już bym wezwał pomoc. Jednak to powoduje, że opóźnia się moje iście spać, bo nadal muszę nadzorować co się z nim dzieje. Na placu nadal napierdala wiatrem, żarówki przygasają, komp na szczęście jeszcze się nie zresetował. Czegoś jeszcze potrzeba do "spokojnej" nocy?
(aktualizacja 11:00)
Postanowiłem sytuację ze wstawaniem co 2h rozwiazać inaczej. Położyłem się za nim na boku, tak że zablokowałem możliwość obrócenia się na uszkodzoną część gowy. Oczywiście też tylko w majtkach przylgnąłem do niego. Po jakimś czasie się przebudził, więc wytłumaczyłem mu, czemu leżę razem z nim, zaakceptował to. Przytulony do niego, prawą rękę przerzuciłem przez niego i miałem pod nią jego płaski brzuch. Pod wpływem wydarzenia adrenalina nie pozwalała tak szybko zasnąć, to też głaskałem go po brzuchu, klacie, udzie. On nie protestował, a mnie stawał. Po jakiś 10 min kutas już był tak naprężony, że jakby mógł to dziura w majtkach gotowa, a 826 na pewno czuł go na sobie. Jak go głaskałem, to po jakimś czasie przewrócił się na plecy. Wtedy prawą nogę położyłem na nim tak, że udo miałem w okolicy jego organu, który też był pobudzony i twardy. No ale scen teraz nie będę robił przy tej rozwalonej gowie. Po kilku minutach powiedział, bym przesunął nogę bo mu gniotę kuśkę. No ok. nogę przesunąłem, ale doskonale czułem naprężenie fallusa. Jak z nim gadałem, to w półśnie powiedział już inną wersję, że jakaś butelka u kogoś się znalazła w ręce i miała kontakt z jego gową. Czyli napierdalał się gdzieś, choć utrzymuje wersję z potknięciem się i kontaktem ze schodami.
Mnie też już senność brała, to też po jakiejś chwili leżąc obok niego, zsuwając się z materaca, mimo trzymania się go zacząłem zasypiać i zasnąłem.
Przebudzenie ok. 07:30, ale wszystko było ok. Bolało mnie biodro, bo zsunąłem się więc postanowiłem przenieść się do łóżka, zakładając, że 826 nic nie zrobi z raną.
Obudziły mnie piły spalinowe ok. 09:30. To cięto drzewa, które zwaliły się na drogę i ją zatarasowały. No i pospane.
Dobra, tyle, bo i tak wrażeń sporo jak na jedną noc, a muszę się brać za sprzątanie mieszkania, bo podłogi czerwone. 826 właśnie wstał, to muszę kończyć. Narka.
poniedziałek, 11 marca 2019
niedziela, 10 marca 2019
Niedziela # 1507
Szczury są rewelacyjne. Wpierw jak słyszą szelest woreczka, w których
często przechowuję słodycze, a żarcie obligatoryjnie, to nasłuchują
dalej. Patrzą się jednocześnie, mimo słabego wzroku w tym kierunku skąd
dźwięk został odebrany i czekają na drugi etap. Jest nim
charakterystyczne zgryzanie wafelków i innych słodyczy. Jeżeli nastąpi
pierwsze i do tego drugie, to od razu ruszają w moją stronę penetrować, a
następnie żebrać o słodycze.
Postanowiłem odrobić "zadanie domowe" i sprawdzić, czy aktor Kacey Mottet Klein, główny bohater w filmie "Mając 17 lat' gra tak nijako, czy reżyser go źle poprowadził. Obejrzałem jego wcześniejszy film z 2015, (17 lat to 2016) "Zatrzymać". Inny reżyser, inny kraj kręcenia i okazuje się, że da się. Aktor choć jeszcze młodszy dobrze radzi sobie w filmie z rolą, choć nie jest łatwa. Udało się reżyserowi wyzyskać od niego stany emocjonalne i to różne, bowiem film ma właśnie takie zadanie. To historia jego i laski w wieku 15 lat kiedy okazuje się, że wyniku uczucia zaciążyła. Czemu więc w 17 lat, nie udało się wyzyskać od aktora takich stanów emocjonalnych, choć doświadczenie filmowe większe? A może dyrygent źle machał batutą. Może casting źle przeprowadzony? Od razu przypomniał mi się tu film Longhorns, w którym Derek Villanueva gra branżowca. Jak łatwo mu się to udaje. Jak dobrze gra lekko przegiętego, ale nie zmanierowanego branżowca, jaki specyficzny język jest w jego ustach, to dopiero porównując dwa filmy, w których zagrał Mottet, zauważyłem. Dopiero po obejrzeniu filmu Longhorns wysznupałem w necie, iż główny aktor jest właśnie homo. Może więc w takich filmach obsadzać w role aktorów właśnie powinno się homo, by to wypadło naturalnie i z przekonaniem. Może dlatego Xavier Dolan, obsadza się sam w takich rolach, bo też jest homo i wie, że mało kto zagra takie sceny lepiej. To są te specyficzne, ukradkowe spojrzenia, ten zbliżający się pierwszy dotyk, to wysuwanie ręki i czekanie w napięciu na reakcję. W końcu jak się udaje to jest wybuch uczucia, ten wulkan namiętności, ale też rozmowa między partnerami. Tego w 17-cie w ogóle nie było. Trochę lepiej jak w Środku świata, ale to nie to. Po co, jak kursantce na kursie prawa jazdy, tłumaczyć ciągle to samo, a ona i tak swoje, jak można wziąć kogoś innego lub postawić siebie. W filmie "Świnki" zagrał taki aktor Daniel Furmaniak. Osobiście go nie znam, ale lokalne skurwiele już tak. On wyrósł w świecie skurwieli i taką też rolę zagrał w filmie i to zagrał b. dobrze jak na pierwszy występ, dzięki czemu jeszcze dwie produkcje z jego udziałem powstały. Tylko dwie, bo na jego karierze, co często się zdarza zaważyły inne czynniki.
Wracając do filmu 17 lat. Może dla Motteta przełknięcie uczucia do drugiego chłopaka, to było za wiele jak na taki wiek i może dlatego tego nie ma w filmie, tego nie potrafił zagrać, reżyser nie potrafił tego wyzyskać. W Pięknym i durniu część z tych spraw załatwia narracja głównego bohatera. W tym tego nie ma, więc więcej spoczywało na głównym bohaterze, by to pokazać. I jeszcze jedna refleksja. Też nie wiem, czemu w 17 lat relacja aktora z matką jest taka słaba. W filmie "Zatrzymać", choć matkę gra w ogóle nie znana mi aktorka, to relacja matka - syn o wiele lepsza niż w 17-ce, choć przecież nic nie wskazuje, że główny bohater jest z nią powadzony, czy przechodzi właśnie kryzys wieku lat nastu. Czemuż więc jest ich relacja tak płytko pokazana? Przecież to branżowiec, to w wieku lat nastu przeważnie mają lepsze kontakty z matkami, jak z ojcami, no chyba że się z obojgiem powadzili, ale w 17-ce nic na to nie wskazuje. Tym bardziej powinno to lepiej wypaść, że matkę gra w 17-ce znana aktorka, to trudno tu jej zarzucić jakąś wpadkę.
Zabrakło też skorzystania z plenerów do wyjścia tam głównych bohaterów. Nie wiedzieć czemu, to skurwiel-farmer chodzi po górach z matką od półsierotka, a oni razem już nie, a jak się tam zapuścili i coś z tych gór pokazano z nimi, to na polance się napierdalali. To po tym nie można ich było w nie wpuścić ponownie, ułożyć jakiś dialog na poziomie między nimi.
No dobra, bo się rozpisałem tyle o jednym filmie, a zajął już szlak 172. Pewnie u niego i laski jest średnio, skoro powiedział, że lezie popatrzeć na TV.
Miałem jeszcze napisać o 979, ale to następnym razem. Narka.
Postanowiłem odrobić "zadanie domowe" i sprawdzić, czy aktor Kacey Mottet Klein, główny bohater w filmie "Mając 17 lat' gra tak nijako, czy reżyser go źle poprowadził. Obejrzałem jego wcześniejszy film z 2015, (17 lat to 2016) "Zatrzymać". Inny reżyser, inny kraj kręcenia i okazuje się, że da się. Aktor choć jeszcze młodszy dobrze radzi sobie w filmie z rolą, choć nie jest łatwa. Udało się reżyserowi wyzyskać od niego stany emocjonalne i to różne, bowiem film ma właśnie takie zadanie. To historia jego i laski w wieku 15 lat kiedy okazuje się, że wyniku uczucia zaciążyła. Czemu więc w 17 lat, nie udało się wyzyskać od aktora takich stanów emocjonalnych, choć doświadczenie filmowe większe? A może dyrygent źle machał batutą. Może casting źle przeprowadzony? Od razu przypomniał mi się tu film Longhorns, w którym Derek Villanueva gra branżowca. Jak łatwo mu się to udaje. Jak dobrze gra lekko przegiętego, ale nie zmanierowanego branżowca, jaki specyficzny język jest w jego ustach, to dopiero porównując dwa filmy, w których zagrał Mottet, zauważyłem. Dopiero po obejrzeniu filmu Longhorns wysznupałem w necie, iż główny aktor jest właśnie homo. Może więc w takich filmach obsadzać w role aktorów właśnie powinno się homo, by to wypadło naturalnie i z przekonaniem. Może dlatego Xavier Dolan, obsadza się sam w takich rolach, bo też jest homo i wie, że mało kto zagra takie sceny lepiej. To są te specyficzne, ukradkowe spojrzenia, ten zbliżający się pierwszy dotyk, to wysuwanie ręki i czekanie w napięciu na reakcję. W końcu jak się udaje to jest wybuch uczucia, ten wulkan namiętności, ale też rozmowa między partnerami. Tego w 17-cie w ogóle nie było. Trochę lepiej jak w Środku świata, ale to nie to. Po co, jak kursantce na kursie prawa jazdy, tłumaczyć ciągle to samo, a ona i tak swoje, jak można wziąć kogoś innego lub postawić siebie. W filmie "Świnki" zagrał taki aktor Daniel Furmaniak. Osobiście go nie znam, ale lokalne skurwiele już tak. On wyrósł w świecie skurwieli i taką też rolę zagrał w filmie i to zagrał b. dobrze jak na pierwszy występ, dzięki czemu jeszcze dwie produkcje z jego udziałem powstały. Tylko dwie, bo na jego karierze, co często się zdarza zaważyły inne czynniki.
Wracając do filmu 17 lat. Może dla Motteta przełknięcie uczucia do drugiego chłopaka, to było za wiele jak na taki wiek i może dlatego tego nie ma w filmie, tego nie potrafił zagrać, reżyser nie potrafił tego wyzyskać. W Pięknym i durniu część z tych spraw załatwia narracja głównego bohatera. W tym tego nie ma, więc więcej spoczywało na głównym bohaterze, by to pokazać. I jeszcze jedna refleksja. Też nie wiem, czemu w 17 lat relacja aktora z matką jest taka słaba. W filmie "Zatrzymać", choć matkę gra w ogóle nie znana mi aktorka, to relacja matka - syn o wiele lepsza niż w 17-ce, choć przecież nic nie wskazuje, że główny bohater jest z nią powadzony, czy przechodzi właśnie kryzys wieku lat nastu. Czemuż więc jest ich relacja tak płytko pokazana? Przecież to branżowiec, to w wieku lat nastu przeważnie mają lepsze kontakty z matkami, jak z ojcami, no chyba że się z obojgiem powadzili, ale w 17-ce nic na to nie wskazuje. Tym bardziej powinno to lepiej wypaść, że matkę gra w 17-ce znana aktorka, to trudno tu jej zarzucić jakąś wpadkę.
Zabrakło też skorzystania z plenerów do wyjścia tam głównych bohaterów. Nie wiedzieć czemu, to skurwiel-farmer chodzi po górach z matką od półsierotka, a oni razem już nie, a jak się tam zapuścili i coś z tych gór pokazano z nimi, to na polance się napierdalali. To po tym nie można ich było w nie wpuścić ponownie, ułożyć jakiś dialog na poziomie między nimi.
No dobra, bo się rozpisałem tyle o jednym filmie, a zajął już szlak 172. Pewnie u niego i laski jest średnio, skoro powiedział, że lezie popatrzeć na TV.
Miałem jeszcze napisać o 979, ale to następnym razem. Narka.
piątek, 8 marca 2019
Piątek #1506
Był wczoraj, no i jeszcze dziś, bo odszedł ze stacji o 10:25, 826. Chyba do końca pozostanie zagadka dla mnie jego zachowanie. No bo przecież wśród mięśniaków on jest jedynym, który mnie prowokuje ze skutkiem pozytywnym do działań. Wczoraj przyszedł ubrany normalnie. Z flachami barmańskiej. Średnie to alko, ale tanie, to 826 się do nich przyzwyczaił. Łyknął już w ciągu dnia, to też do mnie przyszedł trochę już pod wpływem. W krótkim czasie, nie wiedzieć czemu, przebrał się i ściągnął koszulę, ubrał luźną koszulkę z krótkim rękawkiem, a spodnie zamienił na krótkie spodenki. Oczywiście w trakcie łykania pozbawiłem go koszulki. Ponieważ wczoraj po 02:00 już trochę miałem to zacząłem go intensywnie głaskać. Z czasem to głaskanie przeszło w uciskanie mięśni, takie mocne uciskanie. Nawet w pewnym momencie spytałem się czy mu to nie przeszkadza, bo z masażem to miało już mniej wspólnego, choć do jakiś profesjonalnych masażystów nie chodzę. Może też tak mocno ugniatają. On, ze w ogóle mu to nie przeszkadza i jest dobrze. Zdziwiło mnie to, bo przecież żadnego w taki sposób nie dotykałem. Ponieważ to trochę trwało, przeniosłem się nawet na jego uda i oboma rękami je uciskałem, to nie wiem dlaczego przyszło mi do gowy, by mu pokazać, iż mimo takiego intensywnego dotyku nie podniecam się tym. Wstałem przed nim ściągnąłem spodnie, majtek już nie i pokazałem mu i powiedziałem, że mi nie stoi, by se nie myślał, że w momencie kiedy go uciskam po udach, bicepsach, brzuchu, to kutas ma mi wybić zęby. Nie wiem czy go to zdziwiło, czy nie i czego faktycznie się spodziewał, czy myślał w ogóle o tym, że oddając się w moje ręce sprawia, że się podniecam go granic. W trakcie łykania, "masowania" rozmowa zeszła, a raczej przekierowałem ją na innych wioskowych mięśniaków. Podchwycił temat i jak zwykle zastanawiała mnie jego fascynacja sylwetkami, umięśnieniem innych. Nadto znacznie więcej przez 4h usłyszałem o umięśnieniach samców, jak o budowie samic. Z jakimiś tam się chce umawiać, czy nawet to robi, ale w słowach to sie nie przekłada zupełnie, w czynach na razie też nie (chodzi o seks z nimi). Nie omieszkał powiedzieć, bym się nie rozpędzał i nie wsadzał łap do jego organu, ani nie chwytał go za dupę. Pomimo tego, że znam go lata, to do dziś nie wiem co z nim jest nie tak. Pewnie psychologia by go jakoś zaszufladkowała, ale mnie brakuje wiedzy. Mogę jedynie stwierdzić, że to co robi, to na co zezwala, jest nietypowe. To jest inne, jakby ktoś pamiętał, jak głaskanie 222. Ten też na dużo zezwalał, ale tu też moje podejście było inne. W 222 się trochę zakochałem, stąd dotyk był bardziej subtelny, delikatny, choć zdarzało mi się jego mięśnie pouciskać. Mimo tej dostępności innych mięśniaków, nigdy u nich nie było tak widocznej fascynacji męskim ciałem, jego umięśnieniem. Odnoszę wrażenie, że w tym względzie nie tylko ja jestem koneserem mięśni. Tego właśnie nie umiem pojąć. Jakby kto zapomniał, jak wygląda 826 to fota
Niestety druga noc zarwana i to jeszcze bardziej jak poprzednia. Tamta to wyglebiłem ok. 03:00, tej, czyli dziś, o 04:20, ale ciągle nie wiedziałem, czy go jeszcze ugniatać, czy położyć się spać i kiedy będzie taki następny dzień, gdy będę mógł sobie na tyle pozwolić.
Ponieważ trochę mi szumiało i była już 04:00 to zdecydowałem wyglebić.
Jak zwykle tyle, bo zajęcia czekają, tym bardziej, że później dziś wstałem to nastąpiło spiętrzenie, więc narka.
EDYTOWANO
Rano jak się zbierał do odejścia ze stacji, to ja czekałem na opróżnianie zbiorników. Pierwsze po jego wyjściu zostały one opróżnione.Niestety druga noc zarwana i to jeszcze bardziej jak poprzednia. Tamta to wyglebiłem ok. 03:00, tej, czyli dziś, o 04:20, ale ciągle nie wiedziałem, czy go jeszcze ugniatać, czy położyć się spać i kiedy będzie taki następny dzień, gdy będę mógł sobie na tyle pozwolić.
Ponieważ trochę mi szumiało i była już 04:00 to zdecydowałem wyglebić.
Jak zwykle tyle, bo zajęcia czekają, tym bardziej, że później dziś wstałem to nastąpiło spiętrzenie, więc narka.
czwartek, 7 marca 2019
Czwartek #1505
Maratony filmowe nie są dobre, bo jednak wieczorem oczy to odczuwały. Współczuję tym, którzy dziennie pracują przy komputerze i niestety ciągle muszą ślepić w monitor. Nawet jak oczy dają znać: to wiedz..., że coś się dzieje..., to nie za bardzo jest co zrobić, bowiem do pracy trza iść.
Udaje się trafiać ostatnio na dobre produkcje, choć zawsze jakieś nielogizmy w nich znajdę. Z jednej strony rozumiem, że film, jakby był logiczny z takim ciągiem przyczynowo-skutkowym to mógłby nie być taki porywający. Część wątków by po prostu odpadła, a tak kontynuując nielogizmy możemy urozmaicić akcję, dodać dramatyczne watki itp. To podobnie jak w "Piękny drań", głównemu bohaterowi, który był nękany przez rówieśników w szkole, pomalowano włosy na pomarańczowo. Na chuj? By było wiadomo - pedał idzie?
Film "Mając 17 lat" do takich się zalicza. Trudno mu zarzucić jakieś błędy od strony realizatorskiej, gry aktorskiej, bo przecież mama od głównego bohatera to Sandrine Kiberlain, znana aktorka, natomiast fabuła trochę, jak może nie więcej, naciągana. Skoro główny bohater pod swoim dachem ma rówieśnika ze szkoły, z klasy, przez pół roku, którego darzy uczuciem, a dopiero po tym okresie dobiera się do niego w szkolnej ubikacji, kiedy ten już u niego nie mieszka, a następnie dostaje w ryj, to z tym scenariuszem jest coś nie tak. Po za tym obejrzałem ten film zaraz po Pięknym draniu i uderzyły mnie b. duże podobieństwa obu filmów. Otóż rdzeń filmu jest taki sam. W obu akcja dzieje się w okresie szkolnym, praktycznie w zbliżonym wieku, bo mając 17 lat to w tym, a Pięknym i d 16, co słyszymy w trakcie. W obu na przeciw pół sierotka, który jest w szkole prześladowany, w Pięknym i d bardziej i jeszcze te pomaranczowe włosy, to w mając 17 również, choć nie za branżowstwo, postawiono skurwiela. W pięknym to skurwiel-rukbysta, w drugim to skurwiel-farmer. W obu pół sierotka zakochuje się w skurwielu i w obu, w związku z tym dochodzi do spięć na linii półsierotka - skurwiel. Zresztą nie ma się co dziwić, bo jak zrobi się taką różnicę potencjałów, to i wyładowania są duże. W obu też ten skurwiel na przeciw jest branżowcem, ale ukrytym.W obu też marginalizowano wpływ rodziców. W pierwszym umieszczono akcję w internacie eliminując rodziców zupełnie. W drugim to od półsierotka ojca w zasadzie wyeliminowano do kontaktów przez laptopa, później już na stałe. Raz się pojawił. Natomiast u skurwiela-farmera matkę położono do łóżka, a z ojcem, nie wiedzieć czemu, kontakty są jakby zerowe, to też przeniesienie na pół roku skurwiela-farmera do domu półsierotka jest stworzeniem takiego internatu, choć kameralnego. Tylko, że z tego nic nie wynikło i to jest najzabawniejsze.
Dla wydłużenia filmu wpleciono wątki, które oczywiście są częścią życia każdego, ale gdyby był pomysł na wypełnienie filmu rozbudowującymi się relacjami głównych bohaterów, choćby gdy razem mieszkali pod jednym dachem, to nie trzeba by było wątków zastępczych umieszczać. Na samym końcu, jak dochodzi do rozmowy matki z półsierotkiem i ona zaczyna się na poziomie, to za chwile się kończy. Nosz do cyca, nie było konceptu na pociągnięcie takiej rozmowy?! Można było scenę pogrzebu skrócić, a właśnie wydłużyć bardzo osobistą rozmowę z matką, która może podziałała by na innych. Tak jest to kolejna opowiastka, tyle że dobrze zrobiona, dobrze zagrana z nijakim zakończeniem. Udało się za to nagrać scenę seksu między głównymi bohaterami na tyle dobrze, że mi organ zaczął się wzbudzać, choć i to mogło by lepiej wypaść, gdyby odpowiedniego konsultanta do tego wzięto, ale wszak to nie porniol, miało być tylko przedstawieniem konsumpcji długo utrzymującego się pożądania.
Nie wiem czemu reżyserzy boją się pokazać uczucie między dwoma nastoletnimi chłopakami. Przecież to nie tak, że takie coś nie istnieje i jeżeli już dochodzi do połączenia, to przez ciosy w ryj. Będę musiał obejrzeć jeszcze raz Brokeback Mountain, bo jakoś ten film zapamiętałem, ale może po latach i innych obejrzanych inaczej na niego spojrzę.
Co w podsumowaniu. Obejrzyjcie jak macie czas. Nie jest to zła produkcja, ale jak wyżej napisałem scenariusz taki sobie.
Do filmu jeszcze wrócę.
Wczoraj pojechałem znowu do brata od 895 kontynuować instalację elektryczną. Już zapomniałem, to co tam zrobiłem i musiałem na msc. odtwarzać co i jak oraz dalej podłączać kabelki, by mógł zamykać sufity podwieszane. W drodze w takiej starej cukierni kupiliśmy lody na gałki. Ale zajebiste. Że też jeszcze takie potrafią robić, a inna sprawa, że ta cukiernia trwa tam z 20 lat pewnie dlatego, że utrzymują wysoki poziom i nie ulegają chemizacji towarów.
Zaś ten czas goni, to niestety muszę się zwijać. To do zaś, narka.
Udaje się trafiać ostatnio na dobre produkcje, choć zawsze jakieś nielogizmy w nich znajdę. Z jednej strony rozumiem, że film, jakby był logiczny z takim ciągiem przyczynowo-skutkowym to mógłby nie być taki porywający. Część wątków by po prostu odpadła, a tak kontynuując nielogizmy możemy urozmaicić akcję, dodać dramatyczne watki itp. To podobnie jak w "Piękny drań", głównemu bohaterowi, który był nękany przez rówieśników w szkole, pomalowano włosy na pomarańczowo. Na chuj? By było wiadomo - pedał idzie?
Film "Mając 17 lat" do takich się zalicza. Trudno mu zarzucić jakieś błędy od strony realizatorskiej, gry aktorskiej, bo przecież mama od głównego bohatera to Sandrine Kiberlain, znana aktorka, natomiast fabuła trochę, jak może nie więcej, naciągana. Skoro główny bohater pod swoim dachem ma rówieśnika ze szkoły, z klasy, przez pół roku, którego darzy uczuciem, a dopiero po tym okresie dobiera się do niego w szkolnej ubikacji, kiedy ten już u niego nie mieszka, a następnie dostaje w ryj, to z tym scenariuszem jest coś nie tak. Po za tym obejrzałem ten film zaraz po Pięknym draniu i uderzyły mnie b. duże podobieństwa obu filmów. Otóż rdzeń filmu jest taki sam. W obu akcja dzieje się w okresie szkolnym, praktycznie w zbliżonym wieku, bo mając 17 lat to w tym, a Pięknym i d 16, co słyszymy w trakcie. W obu na przeciw pół sierotka, który jest w szkole prześladowany, w Pięknym i d bardziej i jeszcze te pomaranczowe włosy, to w mając 17 również, choć nie za branżowstwo, postawiono skurwiela. W pięknym to skurwiel-rukbysta, w drugim to skurwiel-farmer. W obu pół sierotka zakochuje się w skurwielu i w obu, w związku z tym dochodzi do spięć na linii półsierotka - skurwiel. Zresztą nie ma się co dziwić, bo jak zrobi się taką różnicę potencjałów, to i wyładowania są duże. W obu też ten skurwiel na przeciw jest branżowcem, ale ukrytym.W obu też marginalizowano wpływ rodziców. W pierwszym umieszczono akcję w internacie eliminując rodziców zupełnie. W drugim to od półsierotka ojca w zasadzie wyeliminowano do kontaktów przez laptopa, później już na stałe. Raz się pojawił. Natomiast u skurwiela-farmera matkę położono do łóżka, a z ojcem, nie wiedzieć czemu, kontakty są jakby zerowe, to też przeniesienie na pół roku skurwiela-farmera do domu półsierotka jest stworzeniem takiego internatu, choć kameralnego. Tylko, że z tego nic nie wynikło i to jest najzabawniejsze.
Dla wydłużenia filmu wpleciono wątki, które oczywiście są częścią życia każdego, ale gdyby był pomysł na wypełnienie filmu rozbudowującymi się relacjami głównych bohaterów, choćby gdy razem mieszkali pod jednym dachem, to nie trzeba by było wątków zastępczych umieszczać. Na samym końcu, jak dochodzi do rozmowy matki z półsierotkiem i ona zaczyna się na poziomie, to za chwile się kończy. Nosz do cyca, nie było konceptu na pociągnięcie takiej rozmowy?! Można było scenę pogrzebu skrócić, a właśnie wydłużyć bardzo osobistą rozmowę z matką, która może podziałała by na innych. Tak jest to kolejna opowiastka, tyle że dobrze zrobiona, dobrze zagrana z nijakim zakończeniem. Udało się za to nagrać scenę seksu między głównymi bohaterami na tyle dobrze, że mi organ zaczął się wzbudzać, choć i to mogło by lepiej wypaść, gdyby odpowiedniego konsultanta do tego wzięto, ale wszak to nie porniol, miało być tylko przedstawieniem konsumpcji długo utrzymującego się pożądania.
Nie wiem czemu reżyserzy boją się pokazać uczucie między dwoma nastoletnimi chłopakami. Przecież to nie tak, że takie coś nie istnieje i jeżeli już dochodzi do połączenia, to przez ciosy w ryj. Będę musiał obejrzeć jeszcze raz Brokeback Mountain, bo jakoś ten film zapamiętałem, ale może po latach i innych obejrzanych inaczej na niego spojrzę.
Co w podsumowaniu. Obejrzyjcie jak macie czas. Nie jest to zła produkcja, ale jak wyżej napisałem scenariusz taki sobie.
Do filmu jeszcze wrócę.
Wczoraj pojechałem znowu do brata od 895 kontynuować instalację elektryczną. Już zapomniałem, to co tam zrobiłem i musiałem na msc. odtwarzać co i jak oraz dalej podłączać kabelki, by mógł zamykać sufity podwieszane. W drodze w takiej starej cukierni kupiliśmy lody na gałki. Ale zajebiste. Że też jeszcze takie potrafią robić, a inna sprawa, że ta cukiernia trwa tam z 20 lat pewnie dlatego, że utrzymują wysoki poziom i nie ulegają chemizacji towarów.
Zaś ten czas goni, to niestety muszę się zwijać. To do zaś, narka.
wtorek, 5 marca 2019
Wtorek #1504
Szczury.
Szczyru są rewelacyjne. Po okresie wzmożonego rozrodu proces udało się zahamować i obecnie żadna szczurzyca nie jest w ciąży, ani nie ma młodych. Widzę po samiczkach, że one by bardzo chciały mieć młode, spełniać się, wychowywać je, norować żarcie, mieć dla kogo żyć, później się z nimi bawić. No niestety moje potrzeby z ichniejszymi trochę się rozjeżdżają, ale trudno i tak mają takie zajebiste warunki bytowania, żarcie itp. że mało które zwierzątko ma takie warunki.
Samczyk nadal przychodzi na głaskanie. Choć jest już duży, to wchodzi na dłoń, na której już się nie mieści, ale kładzie się, odbiera ciepło, ja go głaszczę, a on robi wrażenie jakby zasypiał. Takiego mięśniaka, 18 latka, też bym mógł tak zagłaskać, ale z odbiorem energii cieplnej było odwrotnie. Szczurzyce dwie oswojone też jak widzę potrzebują kontaktu ze mną. Wychodzą z norek i jak jestem z nimi, położę się na podłodze, to chodzą po mnie pod spodniami, pod koszulka i są szczęśliwe.
Oczywiście jak żrę, to one słysząc mlaskanie w ciągu minuty znajdują się przy. I to nie, że są jakieś wygłodzone, ale podobnie jak Ratatuju delektują się smakami. Czasem coś uprowadzą z biurka, z kanapki, a refleks mają b. dobry. Od tego delektowania się żarciem, to brzuchy mają jakby były w ciąży i to przez jakiś czas sprawiało, iż nie wiedziałem - są w ciąży, czy nie są.
Na TTV odkryłem ostatnio program coś tam z kasą, w sensie jak zaoszczędzić czy przyoszczędzić. Było tam też ile razy można zalać woreczek z herbatą. Ponieważ dużo poję herbaty to po pierwsze. Już dawno zrezygnowałem z woreczków, bowiem są one robione nadmiarowo i faktycznie z niektórych, tych markowych nawet litra idzie zrobić. Im dalej w dół, z jakością tym na mniej starczają. Ponieważ w produkcji woreczki są droższe to już od dawna kupuję wyłącznie herbatę sypaną. Ta sama waga herbaty jako sypanej jest tańsza niż woreczkowana. Dzięki używaniu sypanej wsypuję, czy używam, dokładnie tyle ile potrzeba do zaparzenia dobrej, bo po co pić jakieś gówno, herbaty. No ale jak ktoś nie ogarnia tak podstawowych spraw, to następnie takie brednie opowiada w TV. Ani to oszczędzanie kasy, ani przyjemność picia. Oczywiście może być tak jak jest u żony od 972, że ona albo oszczędza, albo ma zjebany gust kulinarny i nawet herbata tam jest ohydna, co tu też kilka razy pisałem. Być może u tej kobiety z TV jest podobnie i smak dobrej herbaty jest jej nieznany lub słabo go rozróżnia. Inne sposoby są częściowo znane, częściowo u mnie inaczej stosowane.
Zasadniczy cywilizacja kapitalistyczna produkuje w nadmiarze, w dużym nadmiarze. Ostatnio od 230 dostaliśmy szynkę wieprzową, ultra wolno gotowaną, dwa dni po terminie. Dziś, ponieważ wczoraj nie było obiegu z cysternami, ją otworzyłem i wyjebka. Taka dobra, że szok. Chuda, mięso kruche, smaczne, nic tłustego, co zawsze wybieram z padlin. I 230 tego miał 20 kg. do wywalenia. Trochę żałuję, że nie wziąłem więcej, ale i tak obiegu z cysternami. No trudno.
Dobra, bo zajęcia czekają, to lecę. Narka.
Szczyru są rewelacyjne. Po okresie wzmożonego rozrodu proces udało się zahamować i obecnie żadna szczurzyca nie jest w ciąży, ani nie ma młodych. Widzę po samiczkach, że one by bardzo chciały mieć młode, spełniać się, wychowywać je, norować żarcie, mieć dla kogo żyć, później się z nimi bawić. No niestety moje potrzeby z ichniejszymi trochę się rozjeżdżają, ale trudno i tak mają takie zajebiste warunki bytowania, żarcie itp. że mało które zwierzątko ma takie warunki.
Samczyk nadal przychodzi na głaskanie. Choć jest już duży, to wchodzi na dłoń, na której już się nie mieści, ale kładzie się, odbiera ciepło, ja go głaszczę, a on robi wrażenie jakby zasypiał. Takiego mięśniaka, 18 latka, też bym mógł tak zagłaskać, ale z odbiorem energii cieplnej było odwrotnie. Szczurzyce dwie oswojone też jak widzę potrzebują kontaktu ze mną. Wychodzą z norek i jak jestem z nimi, położę się na podłodze, to chodzą po mnie pod spodniami, pod koszulka i są szczęśliwe.
Oczywiście jak żrę, to one słysząc mlaskanie w ciągu minuty znajdują się przy. I to nie, że są jakieś wygłodzone, ale podobnie jak Ratatuju delektują się smakami. Czasem coś uprowadzą z biurka, z kanapki, a refleks mają b. dobry. Od tego delektowania się żarciem, to brzuchy mają jakby były w ciąży i to przez jakiś czas sprawiało, iż nie wiedziałem - są w ciąży, czy nie są.
Na TTV odkryłem ostatnio program coś tam z kasą, w sensie jak zaoszczędzić czy przyoszczędzić. Było tam też ile razy można zalać woreczek z herbatą. Ponieważ dużo poję herbaty to po pierwsze. Już dawno zrezygnowałem z woreczków, bowiem są one robione nadmiarowo i faktycznie z niektórych, tych markowych nawet litra idzie zrobić. Im dalej w dół, z jakością tym na mniej starczają. Ponieważ w produkcji woreczki są droższe to już od dawna kupuję wyłącznie herbatę sypaną. Ta sama waga herbaty jako sypanej jest tańsza niż woreczkowana. Dzięki używaniu sypanej wsypuję, czy używam, dokładnie tyle ile potrzeba do zaparzenia dobrej, bo po co pić jakieś gówno, herbaty. No ale jak ktoś nie ogarnia tak podstawowych spraw, to następnie takie brednie opowiada w TV. Ani to oszczędzanie kasy, ani przyjemność picia. Oczywiście może być tak jak jest u żony od 972, że ona albo oszczędza, albo ma zjebany gust kulinarny i nawet herbata tam jest ohydna, co tu też kilka razy pisałem. Być może u tej kobiety z TV jest podobnie i smak dobrej herbaty jest jej nieznany lub słabo go rozróżnia. Inne sposoby są częściowo znane, częściowo u mnie inaczej stosowane.
Zasadniczy cywilizacja kapitalistyczna produkuje w nadmiarze, w dużym nadmiarze. Ostatnio od 230 dostaliśmy szynkę wieprzową, ultra wolno gotowaną, dwa dni po terminie. Dziś, ponieważ wczoraj nie było obiegu z cysternami, ją otworzyłem i wyjebka. Taka dobra, że szok. Chuda, mięso kruche, smaczne, nic tłustego, co zawsze wybieram z padlin. I 230 tego miał 20 kg. do wywalenia. Trochę żałuję, że nie wziąłem więcej, ale i tak obiegu z cysternami. No trudno.
Dobra, bo zajęcia czekają, to lecę. Narka.
poniedziałek, 4 marca 2019
Poniedziałek #1503
Nadrabiamy czasem zaległości w oglądaniu filmów branżowych i ostatnio na tacę poleciał "4th Man Out". Zastanawiam się czemu reżyserzy biorą się za tematykę, której nie rozumieją? Wychodzą następnie produkcje, które są trochę kiczowate. W filmie nic mnie nie porwało. Toczy się i ogląda się, choć tu udało się go dobrze skręcić. Gra aktorska też bez większych wpadek. Praca kamery bez zarzutu, natomiast scenariusz nie porywa. Brakuje tego wow. Choć są sceny, w których można by bardziej zbudować efekt wzruszenia, to tego nie osiągnięto. Zakończenie też takie sobie, trochę jakby nie wiedzieli jak zakończyć. Ogólnie średni film, ale i tak wypadł lepiej niż Środek ziemi", gdzie postarano się z jego spierdoleniem.
Za tu zupełnie innym filmem jest "Piękny drań". Od początku patrzy się na niego inaczej. Jest bardzo dobrze skręcony, zmontowany, z dobrym scenariuszem. To rzadkie atuty w tego typu filmach. Scenariusz w więcej jak połowie filmu zaczyna sytuację robić zagmatwaną, wielopłaszczyznową, a dawno takiego filmu, branżowego, nie widziałem. Nie ma w nim nagości, przesadnie rozbieranych aktorów, choć to zawsze w tego tupu filmach dodaje smaczku. Film broni się świetnie bez tego. Tu nie trzeba było jak w Longhorns porozbierać aktorów, jakby byli w castingu do porniola. Wzajemne relacje między aktorami, wieloma aktorami, są tu dobrze pokazane. To oddziaływanie otoczenia na poszczególne jednostki, wpływ na ich zachowanie i ich reakcję na te działania. Do tego, co też jest rzadko spotykane w takich filmach, muzyka współgra z filmem. W niektórych scenach, to ona daje znać, że "wiedz..., że coś się dzieje..., jak mówił o. Natanek, a przynajmniej za chwile stanie. "End" w filmie typowo amerykański, ale również i jemu trudno coś zarzucić. Przynajmniej tu nie spierdolili tego "i wszyscy żyli długo i szczęśliwie". Reżyser postarał się, by całość wyszła b. dobrze i udało mu się to.
I jeszcze jedna rzecz mi się nasunęła. Główny bohater jest w szkole prześladowany za swoje innostwo. No ok, ale czemu qrwa reżyser zrobił mu do tego pomarańczowe włosy, tego nie rozumiem, bo większość normalnych nastolatków, którzy byli by prześladowani w takich by nie łaziła, by jeszcze bardziej się wyróżniać, by jeszcze bardziej być obiektem nietolerancji.
Odnośnie filmu, reasumując - polecam.
No i to dziś tyle, bo zajęcia czekają, bo jeden ciepły dzień, to na zaległości trza wykorzystać. Narka.
Za tu zupełnie innym filmem jest "Piękny drań". Od początku patrzy się na niego inaczej. Jest bardzo dobrze skręcony, zmontowany, z dobrym scenariuszem. To rzadkie atuty w tego typu filmach. Scenariusz w więcej jak połowie filmu zaczyna sytuację robić zagmatwaną, wielopłaszczyznową, a dawno takiego filmu, branżowego, nie widziałem. Nie ma w nim nagości, przesadnie rozbieranych aktorów, choć to zawsze w tego tupu filmach dodaje smaczku. Film broni się świetnie bez tego. Tu nie trzeba było jak w Longhorns porozbierać aktorów, jakby byli w castingu do porniola. Wzajemne relacje między aktorami, wieloma aktorami, są tu dobrze pokazane. To oddziaływanie otoczenia na poszczególne jednostki, wpływ na ich zachowanie i ich reakcję na te działania. Do tego, co też jest rzadko spotykane w takich filmach, muzyka współgra z filmem. W niektórych scenach, to ona daje znać, że "wiedz..., że coś się dzieje..., jak mówił o. Natanek, a przynajmniej za chwile stanie. "End" w filmie typowo amerykański, ale również i jemu trudno coś zarzucić. Przynajmniej tu nie spierdolili tego "i wszyscy żyli długo i szczęśliwie". Reżyser postarał się, by całość wyszła b. dobrze i udało mu się to.
I jeszcze jedna rzecz mi się nasunęła. Główny bohater jest w szkole prześladowany za swoje innostwo. No ok, ale czemu qrwa reżyser zrobił mu do tego pomarańczowe włosy, tego nie rozumiem, bo większość normalnych nastolatków, którzy byli by prześladowani w takich by nie łaziła, by jeszcze bardziej się wyróżniać, by jeszcze bardziej być obiektem nietolerancji.
Odnośnie filmu, reasumując - polecam.
No i to dziś tyle, bo zajęcia czekają, bo jeden ciepły dzień, to na zaległości trza wykorzystać. Narka.
niedziela, 3 marca 2019
Niedziela #1502
Był dziś, bo to już po północy 172. Ja pierdole, jaki rozpierdol z nim i jego mięśniami, tym wyglądem, tymi żyłami na wierzchu itd. Jak mu przywalałem na brzuch, to jak się spinał, w sensie ten brzuch, klata, ręce które miał za plecami, to po prostu omdlenie prawie natychmiastowe. Byłem po spożyciu, więc jak zwykle lekka blokada. On zauważył, że ja po spożyciu i już powiedział na wstępie, że z jego mózgiem wszystko ok. w sensie, że on się nie blokuje. Tak se pomyślałem - z moim w zasadzie też, w pozostałych dziedzinach jest jak najbardziej ok, może w tej trochę po alko się blokuje, dlatego lepiej jakby on też był po alko, bo wtedy bardziej bym się rozluźnił i miał świadomość, że on więcej przyjmuje. Tak, ja po, on nie i mózg to trawi i rozmyśla - już za daleko czy jeszcze nie? Choć oczywiście wiem, bo mi to mówi, że jak coś będzie nie tak, to mi powie, ale czasem wydaje mi się, że nie jest tak jak powinno być, a on nie mówi. Ale to może tylko mnie się tak wydaje. Wszak mięśniaki mnie już wielokrotnie zaskakiwały.
Nie wyspałem się, bowiem o 10:30 ktoś stanął po wjazdowym. Okazało się - 172. Z jednej strony się ucieszyłem, z drugiej nie, bo zaś niedospany i dzień będzie z dupy. Przyszedł, bowiem jego obecna laska pojechała do swojego ukochanego na widzenie, to ma więcej czasu i, jak powiedział, możemy to dłużej robić. Na mnie takie słowa działają jak płachta na byka. Oczywiście - w to mi graj. Po wstępnych procedurach uruchomieniowych, już przygotowałem stanowisko, a tu pod wjazdowym stanął 834. No myślałem, że mnie rozdupi po ścianach. Postanowiłem nie wpuszczać go na tor stacyjny. Po czasie, ponieważ 834 nadal stał pod wjazdowym, przeniosłem się ruchem manewrowym ze 172 na grupę C. Tam, mimo, że jakby 172 zezwolił na dłuższą zabawę, ona tak średnio nastąpiła, bo 834 stał pod wjazdowym. Qrwa, zaś okazja przeleciała, a już miałem zamysł pomęczyć jego mięśnie dłużej. Mimo tego i tak w innym miejscu niż zwykle, inaczej go przywiązałem, tym razem sznurkiem za oparciem łóżka, tak by ręce miał w łokciach pod kątem 90 stopni. Takie ułożenie rąk powoduje, że biceps jest dobrze widoczny i uwydatniony. Można go dobrze chwycić, można go przygnieść kolanami. 975 też tak robiłem, bo również miał zajebiste bicepsy, a jeszcze jak użyłem wody i mydła to już w ogóle był odlot. Znowu spowodowałem, że 172 się naprężał na klacie, brzuchu, po krótkiej chwili doskonale były widoczne żyły na rękach, bicepsach, klacie, brzuchu, a także obok kutasa, te schodzące na uda. Jakby nie 834 pod wjazdowym, to bym dał czadu, tym bardziej, że było zezwolenie. A tu, qrwa, chuj. Tzn. jego też był naprężony, ale nie o to chodzi.
Już po opracowaliśmy historyjkę zastępczą by wyglądało jakby nic się nie stało. 172 ubrał słuchawki przy kompie, że niby nic nie słyszał, a ja jako wymówkę miałem odchudzanie i dlatego nie otwierałem. Krótko po mistyfikacji 834 przypomniał się sygnałem dźwiękowym, iż nadal tkwi pod wjazdowym. Fakt, to jego stałe godziny w nd. więc w pewnym sensie spodziewałem się go na stacji. Na szczęście po sygnale dźwiękowym byłem już przygotowany do wpuszczenia go i tak się stało, a więc jeszcze jedno usprawiedliwiło, że w miarę szybko tym razem został wpuszczony, więc podejrzenia jeszcze bardziej uległy oddaleniu.
No bo nie napisałem. 172 nie było w czwartek na nocce, bo się przeziębił, miał gorączkę, a wczoraj wziął na przeziębienie ode mnie leki.
Ok, trza coś zrobić, choć czuje niedosyt, bo mogło być dłużej, przyjemniej, a nie po raz kolejny jakby w biegu, jakby na szybko, jakby do dupy.
Narka.
Nie wyspałem się, bowiem o 10:30 ktoś stanął po wjazdowym. Okazało się - 172. Z jednej strony się ucieszyłem, z drugiej nie, bo zaś niedospany i dzień będzie z dupy. Przyszedł, bowiem jego obecna laska pojechała do swojego ukochanego na widzenie, to ma więcej czasu i, jak powiedział, możemy to dłużej robić. Na mnie takie słowa działają jak płachta na byka. Oczywiście - w to mi graj. Po wstępnych procedurach uruchomieniowych, już przygotowałem stanowisko, a tu pod wjazdowym stanął 834. No myślałem, że mnie rozdupi po ścianach. Postanowiłem nie wpuszczać go na tor stacyjny. Po czasie, ponieważ 834 nadal stał pod wjazdowym, przeniosłem się ruchem manewrowym ze 172 na grupę C. Tam, mimo, że jakby 172 zezwolił na dłuższą zabawę, ona tak średnio nastąpiła, bo 834 stał pod wjazdowym. Qrwa, zaś okazja przeleciała, a już miałem zamysł pomęczyć jego mięśnie dłużej. Mimo tego i tak w innym miejscu niż zwykle, inaczej go przywiązałem, tym razem sznurkiem za oparciem łóżka, tak by ręce miał w łokciach pod kątem 90 stopni. Takie ułożenie rąk powoduje, że biceps jest dobrze widoczny i uwydatniony. Można go dobrze chwycić, można go przygnieść kolanami. 975 też tak robiłem, bo również miał zajebiste bicepsy, a jeszcze jak użyłem wody i mydła to już w ogóle był odlot. Znowu spowodowałem, że 172 się naprężał na klacie, brzuchu, po krótkiej chwili doskonale były widoczne żyły na rękach, bicepsach, klacie, brzuchu, a także obok kutasa, te schodzące na uda. Jakby nie 834 pod wjazdowym, to bym dał czadu, tym bardziej, że było zezwolenie. A tu, qrwa, chuj. Tzn. jego też był naprężony, ale nie o to chodzi.
Już po opracowaliśmy historyjkę zastępczą by wyglądało jakby nic się nie stało. 172 ubrał słuchawki przy kompie, że niby nic nie słyszał, a ja jako wymówkę miałem odchudzanie i dlatego nie otwierałem. Krótko po mistyfikacji 834 przypomniał się sygnałem dźwiękowym, iż nadal tkwi pod wjazdowym. Fakt, to jego stałe godziny w nd. więc w pewnym sensie spodziewałem się go na stacji. Na szczęście po sygnale dźwiękowym byłem już przygotowany do wpuszczenia go i tak się stało, a więc jeszcze jedno usprawiedliwiło, że w miarę szybko tym razem został wpuszczony, więc podejrzenia jeszcze bardziej uległy oddaleniu.
No bo nie napisałem. 172 nie było w czwartek na nocce, bo się przeziębił, miał gorączkę, a wczoraj wziął na przeziębienie ode mnie leki.
Ok, trza coś zrobić, choć czuje niedosyt, bo mogło być dłużej, przyjemniej, a nie po raz kolejny jakby w biegu, jakby na szybko, jakby do dupy.
Narka.
piątek, 1 marca 2019
Piątek #1501
Pisałem w poprzedniej notce o b. dobrym filmie ruskim "Dureń". Wczoraj byłem popołudniu na kameralnym spotkaniu byłego już prezydenta (pominiemy tu nazwiska i wrażliwe dane) m-ta, do listopada ub. roku piastował dwie kadencje. Pomijam już fakt ilu ciekawych rzeczy można się dowiedzieć na takich spotkaniach. Otóż obecny prez wstrzymał w mieście inwestycje m.im. budowę centrum przesiadkowego. Teraz jest taka moda na budowę centrów przesiadkowych, choć z komunikacji korzysta co raz mniej ludzi, bo przesiadają się do aut, a ponadto jest nas co raz mniej, a demografii nie da się oszukać. Otóż jak wypłynął temat tego centrum przesiadkowego, spytałem się czy ktoś był tam po 18:00 i w późniejszych godzinach. Zrobiono trochę dziwne oczy, ale nikt tam nie bywa, więc niczego nie zarejestrowali. Powiedziałem, że jest tam generalnie pusto, to dla kogo ta budowa ma być? Od razu zostałem zagadany, że przecież kasa jest do wydania i to się liczy, a nie czy ktoś tam jest czy nie. Ogólnie m-to miało by dać wkład własny w wys. 4 bańki, a 25 baniek było by z finansowania zewnętrznego. Jak mnie tak zagadywali, to poczułem się jak główny bohater z tego filmu Dureń. Na jakiego durnia wyszedłem, bo przecież w tym rządzeniu nie chodzi o dobro ludzi, tylko o kasę. To, że następnie taką budowlę trza utrzymać, że ona generuje stałe koszty dla biednego miasta, to już mniejsza. Po nas choćby potop.
Dlatego nie chodzę na te jebane wybory, które zasadniczo są farsą demokracji. Przy okazji dowiedziałem się, czemu wymienił się (były już) prez. Mysłowic Pomogła nowemu Warszawa, bowiem sfinansowano mu kampanię za ok. bańkę, po czym jak już stał się prez. to podpisał zgodę na budowę kopalni upadowej niedaleko starego m-ta, na co poprzedni się nie zgadzał dla dobra starego m-ta w centrum. Można, można.
Teraz wrócę do tego co też wczoraj, czyli pierdolenia o potrzebie rozrodu społeczeństwa zachęcając je idiotycznym 500+, bo to będzie straszne, jak nas będzie ubywać. Pisałem, że dla samych ludzi pracy, to w ogóle nie jest straszne. Oto dowód. Znalazłem gazetę metro z 20-11-2013, środa. W sumie nie taki odległy czas. W niej na stronie 4 jest artykuł:
Anna Malinowska (redaktorka gazety wyborczej, przypis przepisującego) sprzątała przez kilka godz. (3h, przypis przepisującego) w katowickim praktikerze. Zarobiła 15zł. Starczy na chleb 4zł, kilogram pomidorów 5zł i 20 dkg. wędliny 6zł. Kasy jej nie wypłacili, bo po 2 dniach się zwolniła, a kierownik powiedział: "dwa dni tu była i pieniędzy chce?!"
Obok tego art. w kolumnie mały artykuł: "Polska na godziny za grosze." i czytamy. "Około 900 tys. ludzi w PL pracuje na "godzinówkach", czyli umowach zleceniach. Nie chronią ich przepisy o płacy minimalnej, pracują za kwoty uwłaczające godności, często w fatalnych warunkach. W ogłoszeniach prasowych znaleźliśmy szokujące oferty: dla ochroniarza za 2,40zł/h brutto, dla roznosiciela ulotek 3zł/h brutto. Czekamy na wasze opinie i wspomnienia o pracy na "godzinówkę". metro@agora.pl"
No i teraz wracamy do sedna sprawy. To komu potrzebni są nowi rodzący się masowo niewolnicy?
Miał być 172 na nockę. Dzwoniłem wieczorem 2x ale nie odebrał. Na razie nie znam jeszcze sytuacji co się stało, więc nie jestem w stanie napisać.
Dlatego nie chodzę na te jebane wybory, które zasadniczo są farsą demokracji. Przy okazji dowiedziałem się, czemu wymienił się (były już) prez. Mysłowic Pomogła nowemu Warszawa, bowiem sfinansowano mu kampanię za ok. bańkę, po czym jak już stał się prez. to podpisał zgodę na budowę kopalni upadowej niedaleko starego m-ta, na co poprzedni się nie zgadzał dla dobra starego m-ta w centrum. Można, można.
Teraz wrócę do tego co też wczoraj, czyli pierdolenia o potrzebie rozrodu społeczeństwa zachęcając je idiotycznym 500+, bo to będzie straszne, jak nas będzie ubywać. Pisałem, że dla samych ludzi pracy, to w ogóle nie jest straszne. Oto dowód. Znalazłem gazetę metro z 20-11-2013, środa. W sumie nie taki odległy czas. W niej na stronie 4 jest artykuł:
Anna Malinowska (redaktorka gazety wyborczej, przypis przepisującego) sprzątała przez kilka godz. (3h, przypis przepisującego) w katowickim praktikerze. Zarobiła 15zł. Starczy na chleb 4zł, kilogram pomidorów 5zł i 20 dkg. wędliny 6zł. Kasy jej nie wypłacili, bo po 2 dniach się zwolniła, a kierownik powiedział: "dwa dni tu była i pieniędzy chce?!"
Obok tego art. w kolumnie mały artykuł: "Polska na godziny za grosze." i czytamy. "Około 900 tys. ludzi w PL pracuje na "godzinówkach", czyli umowach zleceniach. Nie chronią ich przepisy o płacy minimalnej, pracują za kwoty uwłaczające godności, często w fatalnych warunkach. W ogłoszeniach prasowych znaleźliśmy szokujące oferty: dla ochroniarza za 2,40zł/h brutto, dla roznosiciela ulotek 3zł/h brutto. Czekamy na wasze opinie i wspomnienia o pracy na "godzinówkę". metro@agora.pl"
No i teraz wracamy do sedna sprawy. To komu potrzebni są nowi rodzący się masowo niewolnicy?
Miał być 172 na nockę. Dzwoniłem wieczorem 2x ale nie odebrał. Na razie nie znam jeszcze sytuacji co się stało, więc nie jestem w stanie napisać.
czwartek, 28 lutego 2019
Czwartek #1500
Myślałem, że udało mi się wyhodować 979 i wytłumaczyć mu, że w tłusty czwartek nie kupuje się pączków, bo są robione byle jak, byle gdzie, byle szybko, byle zarobić itd. Stonka jest zatowarowana pączkami od 3-4 dni. Dzięki E500, E900, zachowują specyficzną świeżość nawet tydzień. Dziś schodzą jak "świeże" pączki, czy świeże bułeczki. Za to od tylu dni nie ma w stonce drożdżówek, bo linie produkcyjne przestawione na pączki. Że też to nasze społeczeństwo tak łatwo ulega nagonkom medialnym. By tylko nasze... Amerykańskie chyba jeszcze bardziej. Rano, jak jeszcze zalegałem na grupie A, 979 przyniósł 4 różne pączki. To miłe.
Co do tłustego czwartku, to kiedyś jak współpracowałem z pewną, dość sporą, piekarnią, to miałem dostęp do zwrotów. Tzn. tego co nie zeszło w sklepach i szło na zwrot czyli różnego chleba, bułek, ciast, drożdżówek, paczków itp. Przez rok czasu nie kupowałem pieczywa i mało tego, rozdawałem jeszcze składom wchodzącym na stacje. Pewnego roku po tłustym czwartku w piątek jak tam byłem, magazyn prawie zawalony był zwrotami pączków. Na stację mac. zwiozłem 37 pączków. To był dopiero tłusty piątek i w ogóle weekend.
TVP kultura zaskakuje mnie ostatnio repertuarem. Po filmie "Tom" Xaviera Dolana, wyemitowano jego poprzedni "Matka", a wczoraj trafiłem na rewelacyjny "Dureń" rosyjską produkcję. Mało tego, po ruskim filmie czułem niedosyt, a to świetnie mieć takie uczucie po obejrzeniu filmu. Rzadko się to zdarza, bo z reguły filmy mają jakiś "end", ten nie miał. Nadto przyjemnie ogląda się filmy z nie amerykańskim scenariuszem na poziomie - Twoja matka to qrwa, a Twój stary to matkojebca. Jak już coś takiego słyszę w filmie to z reguły wyłączam.
Dziś nocka ze 172. Żyję tym od wczoraj. Rano musiałem się powstrzymać przed opróżnieniem zbiorników.
Miała być taka bardziej specjalniejsza notka, bo półtoratysięczna, ale wyszło jak zwykle. Jest zwykła. Ale by nie było - pamiętam, tysięcznej nie było, nadal jest w wersji roboczej, choć czasem rozszerzanej.
I na szybko na koniec, to ponieważ jest wyż, ładna pogoda, to zaczęli nas wiosennie napylać
Na szczęście mocno wieje, to jutro znajdzie się to na Słowacji. Do nas nawieje z Poznania, jeżeli tam też latają.
Tyle bo zaś zajęcia czekają, to lecę. Narka.
Co do tłustego czwartku, to kiedyś jak współpracowałem z pewną, dość sporą, piekarnią, to miałem dostęp do zwrotów. Tzn. tego co nie zeszło w sklepach i szło na zwrot czyli różnego chleba, bułek, ciast, drożdżówek, paczków itp. Przez rok czasu nie kupowałem pieczywa i mało tego, rozdawałem jeszcze składom wchodzącym na stacje. Pewnego roku po tłustym czwartku w piątek jak tam byłem, magazyn prawie zawalony był zwrotami pączków. Na stację mac. zwiozłem 37 pączków. To był dopiero tłusty piątek i w ogóle weekend.
TVP kultura zaskakuje mnie ostatnio repertuarem. Po filmie "Tom" Xaviera Dolana, wyemitowano jego poprzedni "Matka", a wczoraj trafiłem na rewelacyjny "Dureń" rosyjską produkcję. Mało tego, po ruskim filmie czułem niedosyt, a to świetnie mieć takie uczucie po obejrzeniu filmu. Rzadko się to zdarza, bo z reguły filmy mają jakiś "end", ten nie miał. Nadto przyjemnie ogląda się filmy z nie amerykańskim scenariuszem na poziomie - Twoja matka to qrwa, a Twój stary to matkojebca. Jak już coś takiego słyszę w filmie to z reguły wyłączam.
Dziś nocka ze 172. Żyję tym od wczoraj. Rano musiałem się powstrzymać przed opróżnieniem zbiorników.
Miała być taka bardziej specjalniejsza notka, bo półtoratysięczna, ale wyszło jak zwykle. Jest zwykła. Ale by nie było - pamiętam, tysięcznej nie było, nadal jest w wersji roboczej, choć czasem rozszerzanej.
I na szybko na koniec, to ponieważ jest wyż, ładna pogoda, to zaczęli nas wiosennie napylać
Tyle bo zaś zajęcia czekają, to lecę. Narka.
środa, 27 lutego 2019
Środa #1499
Mnie chyba pogięło, porąbało, albo nie wiem ocb. tym co, co rusz pierdolą o rozmnażaniu, o ściąganiu "rodaków" z zagranicy itp. bzdurach lansowanych w mediach przez żadnych niewolników pracodawców. Kiedy ktoś stanie na przeciw nich i powie np. że nie, NIE! Wypierdalać z tymi jebanymi poglądami na drzewa.
Może rozłóżmy częściowo na czynniki pierwsze to co oni pierdolą. Wpierw należało by się zastanowić, komu teraz jest niedobrze w związku z sytuacja na rynku pracy? Czy pracownicy, którzy bez stękania dostają podwyżki u prywaciarzy, w zachodnich koncernach, PL koncernach, stękają? Czy z powodu możności szybkiej zmiany pracy, pracownicy stękają? Czy z powodu poprawiających się radykalnie warunków pracy na msc. pracy pracownicy stękają? Nie, qrwa! Nikt ze znajomych pracujących nie stęka, a jak zaczyna stękać, to znak, że za chwile zmieni robotę na lepszą. No więc komu jest źle? Rządzącym, bowiem mając firmy, zatrudniając ludzi sen z powiek spędza im wizja zmniejszenia dochodów, którymi trzeba się podzielić z tymi, którzy (uwaga) nie stękają. Z tzw. szarą masą, od której oni uważają, że są lepsi.
Kolejną bardzo (niby) fatalną rzeczą dla nas, jest wmawiane społeczeństwu, załamanie finansowania emerytur. No większej bzdury nie słyszałem, ale oczywiście głupie społeczeństwo łyka to jak głodne pelikany i wtóruje rządowi - bo kto będzie robił na przyszłe emerytury. Nikt qrwa na nie robić nie musi. Wystarczy zrezygnować z jebanego pomysłu 500+ i przenieść dokładnie 500+ dla każdego emeryta i tak budżet na tym zaoszczędzi. Czemu? No qrwa proste. 500+ płaci się od 0 do 18 lat (chyba że się uczy to dłużej), ale ile trwa w PL średnia długość życia? Wystarczy sprawdzić i jest to ok. 80 lat w zależności od źródła. Czyli każdy emeryt średnio 500+ przycinałby 13 lat. Czyli na każdym osobniku budżet zaoszczędza 5 lat płacenia. To są te pieniądze czy ich nie ma? No są, ale przecież emeryci nie są elektoratem wyborczym, nie mają wpływu na losy kraju, to się ich spycha na margines, a ładuje w larwy, które niby mają być przyszłością narodu, z tym zjebanym poziomem nauczania. Nie, qrwa, nie będą! To będzie szara masa, udająca się czasem co 4, czy 5 lat wciepnąć kartkę do urny. I o to chodzi tym, którzy ładują w nich te skurwiałe 500+. Przy okazji jakieś dalsze bzdury plotą o rozruszaniu gospodarki itp. wymysły. Czy oni są jebnięci, czy mi się tylko wydaje. Toż na pierwszym roku ekonomii uczą już zupełnie czegoś innego. To jak to jest, że oni to pierdolą w mediach, a ta cała reszta tego słucha i przyklaskuje. Gdzie my, do cyca, żyjemy?
Do tematu może powrócę, bo oczywiście jest tylko liźnięty, a jak zwykle czas goni.
Dobra, teraz o rzeczach przyziemnych. Był 172. Jak on ostatnio wygląda to jest rozpierdol. Siadłem na niego i..., z wrażenia nie mogłem dojść, nawet do połowy nie doszedłem. Jestem znowu jakiś zjebany, czy co?
EDYTOWANO
- ale zdajesz sobie sprawę z tego, że Cię wymęczę?
- no i co z tego?
No i co se mam w związku z tym pomyśleć? Umówiłem się na czwartek i to jest chyba ostateczny termin. Mam nadzieję, że on nie rozchoruje się w dwa dni.
Wczorajszą blokadę nadrobiliśmy dziś. Od wczoraj miałem taką ochotę na niego, że jak wbił dziś, to poleciało z góry. Ale ta wpadka wczorajsza to jakaś masakra.
Tyle, bo zajęcia czekają. Narka.
wtorek, 26 lutego 2019
Wtorek #1498
Opuszczam się w pisaniu, to nadrabiamy. Dziś w nocy miałem sen. Niby nic dziwnego, nawet to, że tradycyjnie brał w nim udział mięśniak i tory kolejowe, to dziwne to, że po opróżnieniu przed spaniem zbiorników, jeszcze miałem taki sen.
Akcja działa się na kilku scenach. Akt pierwszy. Jechałem poc., jak to w dawnych czasach długim, jakoś 17 wagonowym i przy jakiejś tam wiosce, kiedy poc. stanął w polu wysiadłem. Polazłem przez pobliskie uprawy i skraj zagajnika, a w polu pracowali ludzie w tym mięśniak w klacie. Ale nie taki z przerostami, taki zwykły, szczupły, trochę większy od 222.
Przeszedłem k/niego, a nasz wzrok się jakoś skrzyżował. Zauważyłem, że on lezie za mną i w lasku powiedział bym uważał na okolicznych mięśniaków-skurwieli, bo nie lubią obcych, czyli przyjezdnych. (skądś to znam)
Akt drugi. Jakaś spina wyszła w lokalnym wioskowym szynku i musiałem się stamtąd biegiem ewakuować. Padał ulewny deszcz. Wybiegłem z takiej niby rampy odstawczej na 3 tory kolejowe, trochę zarośnięte, z krzywymi położonymi w torze płytami betonowymi, takimi jakie układa się w torowiskach tramwajowych, też trochę zarośniętymi. Pomyślałem krótko, że można by tu jeździć drezynami, tylko tory i rozjazdy do oczyszczenia. Od tych torów pobiegłem do okolicznej drogi, w lesie, praktycznie zalanej z powodu intensywnych opadów. Chciałem biec poboczem, ale widziałem, jak przejeżdżające szybko auta chlapią z pod kół wodą na przynajmniej 4 metry w bok więc nie dosć, że już przemoczony, to jeszcze byłbym ubłocony, a ponieważ droga nierówna, to czasem auta wjeżdżały w kałuże i wtedy dopiero bryzgały wodą na pobocze. Owych zagłębień w jezdni nie bylo widać, bowiem prawie cała droga była pod warstwą 1-2 cm wody, na powierzchni której unosiły się liście, igły, szyszki i inne spotykane w lesie na runie leśnym ... W związku z tym postanowiłem biec krajem lasu, czy już w lesie ale w odległości kilku metrów od drogi. Brnąłem czasem w błocie i ledwo się z niego wydostawałem, bo teren nie utwardzony, nieznany. Tak biegłem i biegłem cały mokry, jak mis mokrego podkoszulka, a w tem...
Akt trzeci. Nagle, jak na filmach, wybiegłem po jakimś krawężniku z lasku, prosto na teren na którym było suchu, słonecznie, ciepło. Za mną przybiegł mięśniak i jeszcze chwilę biegliśmy rozpędem, aż zatrzymaliśmy się koło pryzm, złożonych ze snopków siana. On jak zwykle w klacie, podniecający mnie swoją symetryczną sylwetką. Zaczęliśmy się ściskać, przytulać, szczęśliwi, iż udało nam się wybiec z wioski przed lokalnymi mięśniakami-skurwielami. Przede mną przebiegła myśl długiego romantycznego życia wraz z nowo poznanym mięśniakiem, jak na filmach, kiedy zbliżają się napisy oraz "i żyli długo i szczęśliwie". Tą radosną myśl, zburzyło przebudzenie się z powodów fizjologicznych. Oczywiście nastąpił problem, bo pod wpływem mięśniaka i snu kutas stał gotowy do działania i mało by mi zębów nie wybił, wiec musiałem odczekać nim zamieni funkcję działania.
Teraz szczury. Szczurzyce mają chyba jakiś deficyt młodych. Dziś dwie oswojone samiczki biegają po stacji szukajac najprawdopodobniej samca rozpłodowego, którego niestety (dla nich) nie ma. Bardzo pobudzone od rana, ale to dobrze, bo świadczy o tym, że jednak wszystkie samce wyjechały i wreszcie może skończy się łapanie i wywózki. Przy okazji widać, jak silne jest podtrzymanie gatunku u nich i okresowe wychowywanie młodych.
W sob. przyjechał do mnie ten od drezyn i stacjonował w nocy na stacji. On na grupie B, jego kolega na grupie C. Nie obyło się bez tematu wyburzonej kopalni i inicjatywy. Poglądy tego od drezyn, jak za dawnych czasów - to oni sa winni tego, że tak się stało. Usiłowałem mu wytłumaczyć, że to przeciez nie tak do końca, bo przecież sprawy zaszły daleko, rozbiórki były wstrymane, pozwolili nam, przynajmniej Ci pierwszy przebywać na kopalni na krzywy ryj, więc nie tak do końca, ale on swoje, że to złodzieje itd. Rozmawiając z nim i widząc niemożność zmienienia poglądów, zastanawiałem się, może dobrze, że nie ma tej kopalni, bo jakbym miał pracować z takimi ludźmi, to by mnie chyba wzięło...
Wczoraj przez 5h miałem opiekę nad larwą od 174. Typowy przykład hodowania larwy. Nie ma się co dziwić skoro babcia, która ma nad nim opiekę sama jest po odhodowaniu 4-ch skurwieli i ma 62 lata, i totalnie nie panuje nad jego socjalizacją, jeżeli w ogóle wie co to znaczy. Problem będzie się nasilał, bo on w przyszłym roku do szkoły. Mały miał szczęście, bo wpierw akcja straży pożarnej w wiosce, komuś się w kominie zapaliło, to młody gadał ze strażakami prawię godzinę. Następnie prace przy kanalizacji i koparka, na pkt. których też ma bzika, to znowu gadał z robotnikami i bacznie obserwował pracę koparki. Kolejne pół godziny minęło. Następnie wpadł na pomysł odwiedzenia ciotki. Poszedłem z nim tam, tj. bratowej od 979. Ten jak przez brata się dowiedział, że ja z nim tam jestem to mu (niewiedzieć czemu) ciśnienie wzrosło, zadzwonił do mnie i mnie zwymyślał, że jestem pierdolnięty, jak mogę z nim chodzić po rodzinie i w ogóle przyłażę tam bez zapowiedzi. Qrwa nie wiem, by teraz trza było się anonsować, tym bardziej, że tu pod wjazdowym ciągle ktoś staje i się nie anonsuje. No czasem, ale to rzadko. Po za tym to rodzina, więc nie obce osoby. Widocznie w dobie smartfonów i ciągłej pisaniny, coś mi umknęło.
Tyle, bo zajęcia czekają, resztą może opiszę jutro. Narka.
piątek, 22 lutego 2019
Piątek #1497
Był na stacji 172. Nie, nie był na nocce, na której miał być, bo, jak powiedział, źle się poczuł. No ok. Jak on wygląda, to jest jakaś masakra. To dokładnie jak pisałem o 975 jak tu przychodził. To samo. Ilu mięśniaków w jego, ich wieku tak wygląda. Te mięśnie zdrowe, zarówno optycznie, jak i organoleptycznie. Żyły (zrobili to duże Ż, bo kiedyś się nie pisało) na wierzchu, nawet na klacie co przecież jest niezmiernie rzadkie, by komuś na klacie było widać żyły, już nie wspomnę o tych na brzuchu. No ogólnie rozpierdol mieć takiego mięśniaka pod sobą.
Niestety to zawsze ciążyło na poszukiwaniach partnera. Przyzwyczajenie do takich mięśniaków z górnej półki powodowało, że poprzeczka wyglądowa była podniesiona bardzo wysoko i mało kto ją spełniał z branżowców, a przecież w większości chodzi o związek z seksem. No bo ile par decyduje się, dopóki jeszcze jednostki mogą się kopulować, na bycie razem bez seksu? Do tego jeszcze te brednie, które można czasem na blogach wyczytać, w filmach zobaczyć, że liczy się wnętrze, czyli nerka, wątroba, czasem płuca, bo to dla tego wnętrza z kimś się łączymy. Nie, jakby ktoś pomyślał, nie dla wyglądu, tylko dla organów wewnętrznych, czasem nawet dla mózgu. Ciekawie by wyglądał związek z mózgiem, który by miał funkcję mówienia i jak kwiatek w doniczce byłby hodowany, karmiony i po pracy przychodzilibyśmy i wpadali w gadkę z mózgiem w odpowiednim pojemniku. I już mamy związek nie z seksem, tylko dla wnętrzności. Nawet byśmy mogli przy nim bajerować przy kawce i ciasteczku. On oczywiście wdupiałby co innego.
No więc wracając na ziemię w pewnym sensie, za to, że obecnie jestem sam są winne wioskowe mięśniaki i ich przejebany wygląd, a wioska nauką nie, ale mięśniakami stoi. Niestety kolejne roczniki, te do 20-ki już takie zajebiste nie są. Oczywiście trafiają się jeszcze sztuki na widok, których się mdleje, ale jakaś luka wyglądowa się zrobiła. To co kiedyś powodowało codzienne ćwiczenia mięśniaków-głuptaków, czyli zdobywanie złomu, z powodu kiedyś niedostępności pracy, dziś przez jej dostępność, a przez to możliwości pracy obojga rodziców i większej kasy, także przez wzrost płac, powoduje, że nowe pokolenia nie muszą po szkole iść zdobywać złomu, walczyć o niego, bo mają kasę, jako kieszonkowe i pozostaje im tylko wyrabianie kciuka przewijając tekst i obrazki na telefonie. Dawny kult ciała, czyli dbanie o nie, ćwiczenia po piwnicach we własnym sposobem zrobionych siłowniach odeszło na rzecz kultu fryzury, komórki, ubrań, przeto patrzymy się na kogoś i dostrzegamy, że zewnętrznie ładnie wygląda, ale może lepiej by się nie rozbierał, bo jeszcze stracimy apetyt. To co było w filmie Chemsex. Przy niektórych morświnach, to faktycznie bez wspomagaczy by się nie obeszło, ale na widok takiego 172, czy 975, 972, 222 i innych to nie trzeba nic żreć, by dojść kilka razy bez problemu.
Wczoraj otwarłem, trochę już zleżały, Gin. Do tego w stonie, jak byłem z 979, kupiłem tonic swepsa i poleciały drinki. Wchodziły jak orenżadka, choć proporcje 1/3 na resztę. W trakcie spożywania przewinął się 230, wczoraj sam mi naprężał mięśnie pleców, głównie motyla. Oczywiście jak trzymaliśmy go za tego motyla, a on go naprężył, to mnie też zaczął się naprężać, tym bardziej, że trochę już łyknąłem. By nie zrobić jakiejś wpadki odstąpiłem od niego, bo jeszcze bym ręce dał tam gdzie nie trzeba. Ok. 20:25 po połówce flachy nastąpił system malfunction. Tak nagły i drastyczny, że ledwo wykonałem niezbędne procedury, w tym zatowarowanie szczurów, które częściowo zrobiłem wcześniej przeczuwając taką możliwość. O 20:40 wyglebiłem i po chwili zasnąłem. Trza se bydzie więcej ginów załatwić od kolegi z hurtowni alko. Jak już nastąpiła awaria to zastanawiałem się, jak z taką awarią jeszcze miałbym coś zrobić ze 172? Nastąpił error całości i wiele, oprócz wyglebienia nie dało się zrobić.
Dziś tyle, bo zajęcia czekają, a czas się kurczy. To narka.
Niestety to zawsze ciążyło na poszukiwaniach partnera. Przyzwyczajenie do takich mięśniaków z górnej półki powodowało, że poprzeczka wyglądowa była podniesiona bardzo wysoko i mało kto ją spełniał z branżowców, a przecież w większości chodzi o związek z seksem. No bo ile par decyduje się, dopóki jeszcze jednostki mogą się kopulować, na bycie razem bez seksu? Do tego jeszcze te brednie, które można czasem na blogach wyczytać, w filmach zobaczyć, że liczy się wnętrze, czyli nerka, wątroba, czasem płuca, bo to dla tego wnętrza z kimś się łączymy. Nie, jakby ktoś pomyślał, nie dla wyglądu, tylko dla organów wewnętrznych, czasem nawet dla mózgu. Ciekawie by wyglądał związek z mózgiem, który by miał funkcję mówienia i jak kwiatek w doniczce byłby hodowany, karmiony i po pracy przychodzilibyśmy i wpadali w gadkę z mózgiem w odpowiednim pojemniku. I już mamy związek nie z seksem, tylko dla wnętrzności. Nawet byśmy mogli przy nim bajerować przy kawce i ciasteczku. On oczywiście wdupiałby co innego.
No więc wracając na ziemię w pewnym sensie, za to, że obecnie jestem sam są winne wioskowe mięśniaki i ich przejebany wygląd, a wioska nauką nie, ale mięśniakami stoi. Niestety kolejne roczniki, te do 20-ki już takie zajebiste nie są. Oczywiście trafiają się jeszcze sztuki na widok, których się mdleje, ale jakaś luka wyglądowa się zrobiła. To co kiedyś powodowało codzienne ćwiczenia mięśniaków-głuptaków, czyli zdobywanie złomu, z powodu kiedyś niedostępności pracy, dziś przez jej dostępność, a przez to możliwości pracy obojga rodziców i większej kasy, także przez wzrost płac, powoduje, że nowe pokolenia nie muszą po szkole iść zdobywać złomu, walczyć o niego, bo mają kasę, jako kieszonkowe i pozostaje im tylko wyrabianie kciuka przewijając tekst i obrazki na telefonie. Dawny kult ciała, czyli dbanie o nie, ćwiczenia po piwnicach we własnym sposobem zrobionych siłowniach odeszło na rzecz kultu fryzury, komórki, ubrań, przeto patrzymy się na kogoś i dostrzegamy, że zewnętrznie ładnie wygląda, ale może lepiej by się nie rozbierał, bo jeszcze stracimy apetyt. To co było w filmie Chemsex. Przy niektórych morświnach, to faktycznie bez wspomagaczy by się nie obeszło, ale na widok takiego 172, czy 975, 972, 222 i innych to nie trzeba nic żreć, by dojść kilka razy bez problemu.
Wczoraj otwarłem, trochę już zleżały, Gin. Do tego w stonie, jak byłem z 979, kupiłem tonic swepsa i poleciały drinki. Wchodziły jak orenżadka, choć proporcje 1/3 na resztę. W trakcie spożywania przewinął się 230, wczoraj sam mi naprężał mięśnie pleców, głównie motyla. Oczywiście jak trzymaliśmy go za tego motyla, a on go naprężył, to mnie też zaczął się naprężać, tym bardziej, że trochę już łyknąłem. By nie zrobić jakiejś wpadki odstąpiłem od niego, bo jeszcze bym ręce dał tam gdzie nie trzeba. Ok. 20:25 po połówce flachy nastąpił system malfunction. Tak nagły i drastyczny, że ledwo wykonałem niezbędne procedury, w tym zatowarowanie szczurów, które częściowo zrobiłem wcześniej przeczuwając taką możliwość. O 20:40 wyglebiłem i po chwili zasnąłem. Trza se bydzie więcej ginów załatwić od kolegi z hurtowni alko. Jak już nastąpiła awaria to zastanawiałem się, jak z taką awarią jeszcze miałbym coś zrobić ze 172? Nastąpił error całości i wiele, oprócz wyglebienia nie dało się zrobić.
Dziś tyle, bo zajęcia czekają, a czas się kurczy. To narka.
środa, 20 lutego 2019
Środa #1496
Tym razem w nadrabianiu zaległości zacznę od spraw najwcześniejszych. Dziś umówiłem się ze 172 na nockę przy flaszce.
Wczoraj byłem u 824 korzystając z ferii głównie w spr. konserwacji kuchenki gazowej z ok. 1974r. Wtedy to robiono trwałe i proste w obsłudze rzeczy. Jeden palnik mu trochę zarościał i nie dało się go zdjąć, a przez to i płyty górnej, ten na którą skapują płyny z gotowania. Rozebrałem część górną, włącznie z dyszą gazu, zdjąłem tą górną część wraz z palnikiem, a następnie przy pomocy dwu żabek udało się palnik odłączyć od podstawy dyszy gazu. Wyregulowałem cztery palniki, a w wannie umyłem kompleksowo górną część piecyka, wcześniej ją odmoczywszy w ciepłej wodzie. Po wymoczeniu poszło nawet dobrze z myciem, kuchenka nabrała blasku. Biała emalia z tamtych czasów trzyma się świetnie i takowoż wygląda. Dziś robią jakieś rzeczy na 40 lat poprawnego działania?
W niedzielę, jak wracałem z 979 i jego niby laską to podjechaliśmy na kopalnię. Miałem jeszcze nadzieję na jakieś wejście do nastawni i zabrania niektórych rzeczy z dawnych czasów zgromaczonych tam, jak liczyłem na ruszenie inicjatywy. Wyszliśmy z za mostu i jak zwykle miałem myśl, czy okna w niej są jeszcze całe. Po wyjściu z za mostu ukazał się widok kupki gruzu, w miejscu nastawni, po bliższym dojściu była dziura, bo tam była piwnica.
(to już historyczny widok)
Tak oto padła, wydawać by się mogło ciekawa inicjatywa, głównie dlatego, iż nie byliśmy dostarczycielem kopert i łapówek. To tak zgrubsza, bo błędów przy załatwianiu było znacznie więcej. W trakcie spaceru jeszcze po torach 979 powiedział, jak by to wypaliło to byś tu zdechł. No w pewnym sensie miał rację. Jednak z perspektywy to tak 50% dobrze się stało, że nie ruszyło. Tam w początkowym okresie bym się zajebał robotą, a przecież nie mam wieku 979, czy 230 by dawać z siebie 110%. Teraz za to wysypiam się i powróciłem do poprzedniego sprawdzonego trybu dnia.
Z kopalni pojechaliśmy do "chińczyka" zeżreć obiad, bowiem 979 zgłodniał. Zaś moją dietę chuj strzelił. W lokalu pełno, bo tanio i duże porcje. Właśnie te duże porcje, to są fajne, ale trawiłem obiad jeszcze w nocy. A tu ferie się kończą i wnet ruszą ponownie obiegi z cysternami. 172 już się dopytuje, kiedy kolejne kursy będą następowały.
Zauważyłem na wiosce, że nowi mieszkańcy nie mają odruchów chronienia swojej własności. Na domkach co raz częściej bramy nie są zamykane, a w zasadzie przez całą noc są pootwierane jakby zapraszając potencjalnych przechodniów do wewnątrz. Zastanawiałem się nad tym fenomenem i znowu odpowiedzialna jest tu demografia i zmiany jakie zaszły w związku z nią. Otóż przez ogólnie dostępną pracę mięśniaków-złomiarzy pozostało już niewielu, a z młodego narybku mało kto idzie w ten fach, bo jest ich mało, to mogą sobie przebierać w pracach. Kilku jeszcze mięśniaków opierdala śmietniki i to w zasadzie tyle. Reszta załapała się do różnych prac, na zasadzie jak jeden podjął pracę to wciągał drugiego, następnego itd. W ten sposób rynek mięśniaków-złomiarzy zmalał do b. małego rozmiaru.
Pamiętacie jak otwarli granicę w 2004 i nasi jeździli do dawnego NRD-owa po krasnale ogrodowe i inne asortymenty z ogródków. Tu też znikały wtedy na potęgę. Dziś znacznie się uspokoiło, ale oczywiście nie do zera. Na jesieni ub. roku jednemu skradli pompę do wlk. basenu w ogrodzie. Basen i oprzyrządowanie kusiło przechodzących przez 4 m-ce, aż w końcu któryś nie wytrzymał. Ale krzesła, stoły w ogródkach to już standard i nikt się na to nie ciepie. Na przekór tym ogólnym plusom bieżącym dla ludności, rząd chce zrobić im gorzej, wszelkimi programami rozrodczymi. Rząd znowu chce mieć tanią rzeszę niewolników, w których jak dawniej można by przebierać. Obawiam się jednak, że w części głupie społeczeństwo poleci na te brednie i napłodzi trochę więcej potomstwa. Na jakiś szał tu bym nie liczył, bo roczniki 15-19 są tak małe, że prawie wszyscy by musieli mieć po 4 larwy, by uzupełnić stan, a to jak wiemy nierealne. To co pisałem już kiedyś. W wiosce standardem nie są już rodziny z 4-ma larwami, a dwie. Sporo zatrzymuje się na jednej. Kolejnym plusem wyludniania się wiochy jest dostępność mieszkań w zasadzie do ręki. Kiedyś to były kolejki na 5 lat, a teraz idzie się do zarządcy nieruchomości i dostaje klucze do lokali do obejrzenia. I na chuj te program 500+ i następne? Tylko zepsują bieżące życie ludziom.
Tyle, biorę się do zajęć. Narka.
niedziela, 17 lutego 2019
Niedziela #1495
Zrobiło nam się wiosennie, na placu 10C i słonecznie, mięśniaki zaczynają już łazić w koszulkach z krótkim rękawkiem. Dzięki temu na stacji trochę luźniej, choć stałe składy jak 834, 826 ciągle obecne.
971 wypisali ze szpitala. Jest w domu. Dobrze, że ferie to córka jest na msc. i może się nim zajmować. Inna sprawa, że jak byłem w czwartek u niego, to mieli przyjechać po wózek inwalidzki, no i nie przyjechali, a on przecież nie chodzi. Czyżby znowu kolejna sprawa na mojej gowie? Dopiero się pozbyłem laptopa, którego podciepnięto mi do zrobienia, a już kolejne sprawy na horyzoncie.
Udaje mi się trochę sprzątać na stacji. Ferie, brak obiegów z cysternami, to mogę również popołudnia wykorzystać i to się dzieje. Po za tym przesuwam, sam nie wiem czemu, nockę ze 172, ale w tym tyg. to już chyba nastąpi. On przychodzi co kilka dni i jak jest, to oczywiście głupieję na jego widok, ale jak go nie ma, to mi jakoś przechodzi. Może dlatego tak przesuwam nockę z nim.
Obejrzałem dziś do śniadania taką niskobudżetówkę "Longhorns" (https://vod.pl/filmy-lgbt/longhorns/by2hjq5). Nie wypadło to źle i nawet przyjemnie się oglądało. Bez zbędnego przedłużania, jak w niemieckiej produkcji "Środek świata" opisywanej #1493, w której chyba dla wypełniania czasu filmu wpleciono problem matki. Tu spójna akcja, scenariusz nie najgorszy. Reżyser nie bał się nagości, choć jest ona tak dziwnie pokazywana. Aktorzy w kilku scenach, po prostu całkiem się rozbierają, by w innych nie wiedzieć czemu robić to pod przykryciem. Jak się tak rozbierają, to jakby w castingu byli. Gra aktorska nawet, nawet, choć Justin gra trochę sztucznie, ale niskobudżetówka, to trudno wymagać. Film trwa praktycznie godzinę, to do przedłużonego obiadu lub kolacji można obejrzeć. Są zarówno sceny humorystyczne, jak i romantyczne. Bez wpadek się nie obyło, bo w scenie, w której aktorzy mieli niby być pod wpływem alko, grali normalnie, a właśnie to alko miało być usprawiedliwieniem tego co właśnie robili.
Ogólnie nie najgorzej. Nic nie poraża swoimi błędami. Tyle, bo przylazł 979 i jedziemy.
971 wypisali ze szpitala. Jest w domu. Dobrze, że ferie to córka jest na msc. i może się nim zajmować. Inna sprawa, że jak byłem w czwartek u niego, to mieli przyjechać po wózek inwalidzki, no i nie przyjechali, a on przecież nie chodzi. Czyżby znowu kolejna sprawa na mojej gowie? Dopiero się pozbyłem laptopa, którego podciepnięto mi do zrobienia, a już kolejne sprawy na horyzoncie.
Udaje mi się trochę sprzątać na stacji. Ferie, brak obiegów z cysternami, to mogę również popołudnia wykorzystać i to się dzieje. Po za tym przesuwam, sam nie wiem czemu, nockę ze 172, ale w tym tyg. to już chyba nastąpi. On przychodzi co kilka dni i jak jest, to oczywiście głupieję na jego widok, ale jak go nie ma, to mi jakoś przechodzi. Może dlatego tak przesuwam nockę z nim.
Obejrzałem dziś do śniadania taką niskobudżetówkę "Longhorns" (https://vod.pl/filmy-lgbt/longhorns/by2hjq5). Nie wypadło to źle i nawet przyjemnie się oglądało. Bez zbędnego przedłużania, jak w niemieckiej produkcji "Środek świata" opisywanej #1493, w której chyba dla wypełniania czasu filmu wpleciono problem matki. Tu spójna akcja, scenariusz nie najgorszy. Reżyser nie bał się nagości, choć jest ona tak dziwnie pokazywana. Aktorzy w kilku scenach, po prostu całkiem się rozbierają, by w innych nie wiedzieć czemu robić to pod przykryciem. Jak się tak rozbierają, to jakby w castingu byli. Gra aktorska nawet, nawet, choć Justin gra trochę sztucznie, ale niskobudżetówka, to trudno wymagać. Film trwa praktycznie godzinę, to do przedłużonego obiadu lub kolacji można obejrzeć. Są zarówno sceny humorystyczne, jak i romantyczne. Bez wpadek się nie obyło, bo w scenie, w której aktorzy mieli niby być pod wpływem alko, grali normalnie, a właśnie to alko miało być usprawiedliwieniem tego co właśnie robili.
Ogólnie nie najgorzej. Nic nie poraża swoimi błędami. Tyle, bo przylazł 979 i jedziemy.
piątek, 15 lutego 2019
Piątek #1494
Ten czas zapierdala, to zabieram się za zaległości.
Środa ale ta 06-02-2019. Wywózka szczurów. Ok. północy położyłem się do łóżka. Po ok 5 min zaczęły się gonitwy szczurów w łóżku. Pomyślałem - niechybnie jest tam samiec i goni samiczki. Na rano i tak było przekładane już 2 tyg. ich łapanie, którego głównym celem było złapanie ostatniego samca i wywiezienie. Szczury się goniły, a ja zastanawiałem - wyjść, czy nie wyjść, o to jest pytanie?
Wyszedłem. Zagrodziłem teren i zabrałem się do rozbiórki łóżka. Po ok. 40 min okazało się, że samca tu nie ma, tylko dwie młode samiczki i jedna dorosła, przy czym żyrafka pewnie wcześniej zwiała, jak budowałem zagrodę, bo oswojona to swobodnie porusza się po grupach.
Dwie samiczki wylądowały w klatce i zostały przetoczone na rozwidlenie grup B i C, by inne szczury nie chodziły do nich. Zmontowałem ponownie łóżko i po ok. godz. od wyjścia z niego położyłem się. I teraz historia, która najlepiej pokazuje związłość stadnego życia. Jak już wyglebiłem to wpierw żyrafka, która b. rzadko w nocy przychodzi do mnie, jeżeli już to nad ranem, a tu zaraz po wyglebieniu zaczęła szukać dwu małych szczurzyc u mnie, bo przecież widziała, że to ja je łapię. Przez łóżko przewinęła się 5 razy. Oprócz niej być może mamusia od tych dwu też przylazła, ale nie pod kołdrę, tylko skoczyła na kołdrę przebiegła po niej i tyle. Jakże silny jest ten instynkt stadny u szczurów. W nocy niezmiernie rzadko je łapałem, a jeżeli to już kiedyś nastąpiło, to na pewno kiedy ich ilość na stacji była w granicach 100 sztuk. Teraz gdy ich jest do 10 sztuk, to też łatwiej im policzyć ewentualne stracy w zasobach szczurzych.
Oczywiście wszystkie te obserwacje można przeprowadzać, tylko dzięki temu, że nie są zamknięte w klatkach i żyją we względnej wolności. Rano, czy przed południem dopiero w 4-tym gnieździe udało się namierzyć młodego samca, dołączyć go do samiczek i wyjechać z nimi. Te chytania zawsze dołująco na mnie wpływają. Oczywiście, jak szczurzyce dorosłe szukały tych małych to zrozumiałem, że one po prostu się z nimi bawiły, to przez głowę, kilkukrotnie, przewinęła się myśl wypuszczenia ich. Na szczęście pojawiła się równoległa, że kiedyś te młode dorosną i się przestaną gonić, bawić, a jak obecne dorosłe będą się czasem ścierały wykazując wyższość swoich poglądów nad rozmówczynią.
W środę praktycznie cały dzień po za stacja mac. tyle załatwiania, jeżdżenia (w tym wywóz szczurów jako główny kurs). Przez to w czwartek, co było do przewidzenia znacznie gorzej się czułem i większość dnia przesiedziałem na st. mac. Wyjazd do 824 został przełożony, do 971 do szpitala również. Zarażenie go przeziębieniem w tym stanie mogło by się fatalnie skończyć.
U 971 byłem dopiero wczoraj. Poprawiło się i to znacznie. Zaczął już jeść, ale przybieranie na wadze trochę zajmie. Wczoraj powiedziałem mu, ja to ogólnie za szczery jestem, że nogi to ma jak moje ręce, ale on teraz już świadomy tego co się dzieje. Mają go wypisać do dom. Dziś lub w pn. Przyda się wózek inwalidzki, który kiedyś kompletny przywiozłem ze śmietnika. Wszyscy się dziwili po co mi wózek inwalidzki. Okazuje się, że już dwa razy się przydał, a teraz znowu będzie w użytku.
Brałem go wtedy, bo wiadomo. Starzejemy się, ja też, a nigdy nie wiadomo co się komu stanie. Taki wózek tani nie jest, a stacja pojemna, to znalazło się dla niego miejsce na torze bocznym, to i nie zawadza w bieżącym ruchu.
Do 824 pojechałem we wtorek. W zasadzie bez zmian, choć widać trochę starzenie się. Nie wiem czy jego wieku dożyję, ja nie z tych silnie genetycznie zbudowanych jednostek. Co innego taki 824. Posiedziałem, wytłumaczyłem, że wcześniej mnie nie było, bo przeziębienie, choć pisałem mu o tym na gg. W przyszłym tyg. jeszcze raz muszę jechać, bowiem zapomniałem, że tam piecyk gazowy, a dokładnie jeden palnik wymaga regulacji i doczyszczenia. Do tego muszę ze st. mac. przywieźć dużą żabkę, by ten palnik ruszyć. Robię to, bowiem znowu, życzliwi sąsiedzi, podpowiedzieli, by se kupił nową kuchenkę gazową. Mam nadzieję, że kiedyś będę trzeźwo o takich sprawach myślał i nie będę ulegał, życzliwym sąsiadom.
Wczoraj walentynki. 979 i jego niby laska wzięli mnie z sobą na pizzę do pobliskiego m-ta. Byłem kierowcą bowiem 979 po pracy, po drugiej pracy jako fusze, chciał coś łyknąć, a może też i trochę do towarzystwa. W pizzerii, mimo walentynek byliśmy sami. Większość szła na wynos, tzn. na wywóz z pizzerii, dwa były odbiory osobiste. Widać walentynki spędza się gdzie indziej. Znowu się obżarłem, a miałem być na diecie, by trochę brzucha stracić. Ech..., życie.
W ogóle to jak byłem wczoraj u 971 to straciłem jeden dzień. Wydawało mi się, a w zasadzie byłem przekonany, że środa i nawet mówiłem do 971, że jutro do Cb. nie przyjadę, ale może w piątek, w sensie pojutrze lub na weekend. A tu poprawił mnie 971, że pt. to jutro. Sprawdziłem na komórce, bo nie dawało mi to spokoju. Faktycznie. Taki zalatany tydzień, że jeden dzień umknął.
Na koniec jeszcze zdjęcie 230 z jednej z sesji.
Tyle, w następnych notkach może nadrobię inne zaległości. Narka.
Środa ale ta 06-02-2019. Wywózka szczurów. Ok. północy położyłem się do łóżka. Po ok 5 min zaczęły się gonitwy szczurów w łóżku. Pomyślałem - niechybnie jest tam samiec i goni samiczki. Na rano i tak było przekładane już 2 tyg. ich łapanie, którego głównym celem było złapanie ostatniego samca i wywiezienie. Szczury się goniły, a ja zastanawiałem - wyjść, czy nie wyjść, o to jest pytanie?
Wyszedłem. Zagrodziłem teren i zabrałem się do rozbiórki łóżka. Po ok. 40 min okazało się, że samca tu nie ma, tylko dwie młode samiczki i jedna dorosła, przy czym żyrafka pewnie wcześniej zwiała, jak budowałem zagrodę, bo oswojona to swobodnie porusza się po grupach.
Dwie samiczki wylądowały w klatce i zostały przetoczone na rozwidlenie grup B i C, by inne szczury nie chodziły do nich. Zmontowałem ponownie łóżko i po ok. godz. od wyjścia z niego położyłem się. I teraz historia, która najlepiej pokazuje związłość stadnego życia. Jak już wyglebiłem to wpierw żyrafka, która b. rzadko w nocy przychodzi do mnie, jeżeli już to nad ranem, a tu zaraz po wyglebieniu zaczęła szukać dwu małych szczurzyc u mnie, bo przecież widziała, że to ja je łapię. Przez łóżko przewinęła się 5 razy. Oprócz niej być może mamusia od tych dwu też przylazła, ale nie pod kołdrę, tylko skoczyła na kołdrę przebiegła po niej i tyle. Jakże silny jest ten instynkt stadny u szczurów. W nocy niezmiernie rzadko je łapałem, a jeżeli to już kiedyś nastąpiło, to na pewno kiedy ich ilość na stacji była w granicach 100 sztuk. Teraz gdy ich jest do 10 sztuk, to też łatwiej im policzyć ewentualne stracy w zasobach szczurzych.
Oczywiście wszystkie te obserwacje można przeprowadzać, tylko dzięki temu, że nie są zamknięte w klatkach i żyją we względnej wolności. Rano, czy przed południem dopiero w 4-tym gnieździe udało się namierzyć młodego samca, dołączyć go do samiczek i wyjechać z nimi. Te chytania zawsze dołująco na mnie wpływają. Oczywiście, jak szczurzyce dorosłe szukały tych małych to zrozumiałem, że one po prostu się z nimi bawiły, to przez głowę, kilkukrotnie, przewinęła się myśl wypuszczenia ich. Na szczęście pojawiła się równoległa, że kiedyś te młode dorosną i się przestaną gonić, bawić, a jak obecne dorosłe będą się czasem ścierały wykazując wyższość swoich poglądów nad rozmówczynią.
W środę praktycznie cały dzień po za stacja mac. tyle załatwiania, jeżdżenia (w tym wywóz szczurów jako główny kurs). Przez to w czwartek, co było do przewidzenia znacznie gorzej się czułem i większość dnia przesiedziałem na st. mac. Wyjazd do 824 został przełożony, do 971 do szpitala również. Zarażenie go przeziębieniem w tym stanie mogło by się fatalnie skończyć.
U 971 byłem dopiero wczoraj. Poprawiło się i to znacznie. Zaczął już jeść, ale przybieranie na wadze trochę zajmie. Wczoraj powiedziałem mu, ja to ogólnie za szczery jestem, że nogi to ma jak moje ręce, ale on teraz już świadomy tego co się dzieje. Mają go wypisać do dom. Dziś lub w pn. Przyda się wózek inwalidzki, który kiedyś kompletny przywiozłem ze śmietnika. Wszyscy się dziwili po co mi wózek inwalidzki. Okazuje się, że już dwa razy się przydał, a teraz znowu będzie w użytku.
Brałem go wtedy, bo wiadomo. Starzejemy się, ja też, a nigdy nie wiadomo co się komu stanie. Taki wózek tani nie jest, a stacja pojemna, to znalazło się dla niego miejsce na torze bocznym, to i nie zawadza w bieżącym ruchu.
Do 824 pojechałem we wtorek. W zasadzie bez zmian, choć widać trochę starzenie się. Nie wiem czy jego wieku dożyję, ja nie z tych silnie genetycznie zbudowanych jednostek. Co innego taki 824. Posiedziałem, wytłumaczyłem, że wcześniej mnie nie było, bo przeziębienie, choć pisałem mu o tym na gg. W przyszłym tyg. jeszcze raz muszę jechać, bowiem zapomniałem, że tam piecyk gazowy, a dokładnie jeden palnik wymaga regulacji i doczyszczenia. Do tego muszę ze st. mac. przywieźć dużą żabkę, by ten palnik ruszyć. Robię to, bowiem znowu, życzliwi sąsiedzi, podpowiedzieli, by se kupił nową kuchenkę gazową. Mam nadzieję, że kiedyś będę trzeźwo o takich sprawach myślał i nie będę ulegał, życzliwym sąsiadom.
Wczoraj walentynki. 979 i jego niby laska wzięli mnie z sobą na pizzę do pobliskiego m-ta. Byłem kierowcą bowiem 979 po pracy, po drugiej pracy jako fusze, chciał coś łyknąć, a może też i trochę do towarzystwa. W pizzerii, mimo walentynek byliśmy sami. Większość szła na wynos, tzn. na wywóz z pizzerii, dwa były odbiory osobiste. Widać walentynki spędza się gdzie indziej. Znowu się obżarłem, a miałem być na diecie, by trochę brzucha stracić. Ech..., życie.
W ogóle to jak byłem wczoraj u 971 to straciłem jeden dzień. Wydawało mi się, a w zasadzie byłem przekonany, że środa i nawet mówiłem do 971, że jutro do Cb. nie przyjadę, ale może w piątek, w sensie pojutrze lub na weekend. A tu poprawił mnie 971, że pt. to jutro. Sprawdziłem na komórce, bo nie dawało mi to spokoju. Faktycznie. Taki zalatany tydzień, że jeden dzień umknął.
Na koniec jeszcze zdjęcie 230 z jednej z sesji.
EDYTOWANO
poniedziałek, 11 lutego 2019
Poniedziałek #1493
Kolejny film "Środek świata" niemiecki (2016). Zaczyna się od powrotu bohatera skądś tam. Bohater zaczyna się opisywać byśmy wiedzieli kim jest i po chwili wiemy o nim, jego rodzinie, otoczeniu i tyle. Następnie zaczyna się akcja, która czasem przenosi się do lat dziecinnych, czyli jakieś 10 lat wstecz, by jeszcze bardziej wytłumaczyć nam pewne zachowania, opisać lepiej rodzinę. To kim jest bohater, znaczy się branżowcem, dowiadujemy się na początku filmu, więc jakby psuje nam się ten smaczek dochodzenia do tego. Idylliczne życie jakie prowadzi, jest aż sztuczne, jakby był wyrwany z otoczenia, które w ogóle na niego nie oddziaływuje. Wydaje się, że to, iż jest branżowcem wszyscy dookoła tolerują i nikomu to nie przeszkadza. Szkoła i relacje w niej, została tu w ogóle pominięta. Pojawia się by w życiu aktora zaistniał partner. Poznanie się bohatera z partnerem, to kolejna sztuczna historia. No do cyca, nie można było tego lepiej spreparować? Czy reżyser, a zarazem scenarzysta, nigdy nie chodził do szkoły? Najbardziej kiczowato wypada pierwsze spotkanie w szkole przyszłych partnerów. Na co czerwone tło zostało tam umieszczone - nie wiem. Takiego ujęcia to bym się spodziewał po 374, a nie po reżyserze pełnometrażowego filmu. Skoro już bohaterowie się poznali, w kilka dalszych minut filmu stali się od tak partnerami, to może wypadało by pokazać jakoś zgrabnie ich uczucie do siebie. Zafascynowanie drugiej stroną, ciałem partnera. Nie, jakby ktoś pomyślał, nie oczekuję tu porniola, ale to co było np. w Letniej burzy, w Brokeback Mountain, w Wolnej chacie (hiszpańskim filmie). Pokazać ich samych, bo w końcu są ładnymi aktorami. Tu tego zabrakło. Prawie wszystkie ujęcia to głowy i szyje i tak jest od początku do końca. Nic więcej nie widzimy, a jeżeli są już te ujęcia, to takie mimochodem, jakby reżyser bał się pokazać piękno aktorów. Czemu, skoro oni są ładni. Nie wiem, może kultura niemiecka zabrania pokazywania ciała w sposób podniecający. Ależ nie. Są dwu lub trzy sekundowe ujęcia całych aktorów po nagu, włącznie z organami, które smętnie zwisają. Nosz do cyca! Czy reżyser, kamerzysta nigdy nie byli młodzi? Nigdy z ukochanym partnerem nie byli w łóżku? Przecież w tym wieku to kutas stoi cały czas. Nawet po erekcji jest to kilka sekund i znowu jest gotowy do akcji, która zresztą w filmie miernie była kilkukrotnie pokazywana. Po co w takim razie te ujęcia ich gołych, z pałami a'la flaczkami? W letniej burzy w ogóle nie było pokazywanych organów, a sceny zbliżania się partnerów były pokazane ze smakiem, ich wzajemne zauroczenie odbijało się na częściach ciała partnera, co pokazywała kamera. Tu - ciągle głowy i szyje, i nawet jak główny bohater w pewnym ujęciu biegnie, to za nim biegnie kamera pokazując..., głowę i szyję, tym razem od tyłu no i jeszcze plecak. Nosz qrwa, czy to jest jakiś biegający morświn na widok, którego zwymiotujemy, czy młody mięśniak. A że da się ładnie sfilmować sylwetkę, bieg, chód, to teledysk
Mało tego, przez spreparowanie idyllicznego świata głównego bohatera, który żyje jakby bez problemów, głównym problemem pokazywanym w filmie jest niestabilność emocjonalna matki wobec partnerów. To jakieś kuriozum, bo to nie jest film psychologiczny, a przynajmniej takie robi wrażenie, by przez głównego bohatera pokazywać problemy emocjonalne aktora drugoplanowego. Ten film ma się nijak do np. opisywanego (skromnie) przeze mnie tu filmu "Tom" Xaviera Dolana. Tam dopiero widać kunszt przy produkcji filmu, tym bardziej jeżeli zważy się, że reżyser, scenarzysta i główny bohater to jedna i ta sama osoba.
Jedynie niektóre dialogi o związkach są na poziomie. Tu komuś udało się odrobić lekcje i wybijają się ponad ogólną miałkość filmu. Skoro już przy odrabianiu lekcji, to zarówno dla kamerzysty, jak i reżysera mała podpowiedź jak można ze smakiem sfilmować mięśniaków.
Jeszcze jedna lekcja dla duetu kamerzysty i reżysera
Można? Można nawet w 3 min to pokazać ładnie, a gdzie jeżeli rozciągnąć się na ponad 1,5h.
By się nie sugerować recenzjami innych, to dopiero po spłodzeniu własnej, przeczytałem inne. Jakże odmienna jest ta.
Tyle, bo przyszedł 826 to najwyższa pora publikacji.
Mało tego, przez spreparowanie idyllicznego świata głównego bohatera, który żyje jakby bez problemów, głównym problemem pokazywanym w filmie jest niestabilność emocjonalna matki wobec partnerów. To jakieś kuriozum, bo to nie jest film psychologiczny, a przynajmniej takie robi wrażenie, by przez głównego bohatera pokazywać problemy emocjonalne aktora drugoplanowego. Ten film ma się nijak do np. opisywanego (skromnie) przeze mnie tu filmu "Tom" Xaviera Dolana. Tam dopiero widać kunszt przy produkcji filmu, tym bardziej jeżeli zważy się, że reżyser, scenarzysta i główny bohater to jedna i ta sama osoba.
Jedynie niektóre dialogi o związkach są na poziomie. Tu komuś udało się odrobić lekcje i wybijają się ponad ogólną miałkość filmu. Skoro już przy odrabianiu lekcji, to zarówno dla kamerzysty, jak i reżysera mała podpowiedź jak można ze smakiem sfilmować mięśniaków.
By się nie sugerować recenzjami innych, to dopiero po spłodzeniu własnej, przeczytałem inne. Jakże odmienna jest ta.
Tyle, bo przyszedł 826 to najwyższa pora publikacji.
sobota, 9 lutego 2019
Sobota #1492
Kontynuując nadrabianie zaległości filmowych, branżowych
obejrzałem "Holding The Man" (2015). W sumie tematyka nie nowa, w miarę
dobra obsada aktorska, ale film strasznie jałowy. Bardzo płasko pokazano
uczucie dwu partnerów. Z obrazu nic nie wynika, albo inaczej, nie robi
wrażenia, nie wzrusza scenami miłosnymi, uczuciem dwu partnerów, którego nie wykazano umiejętnie.
Scenariusz do tego też taki miałki. Dialogom bohaterów brakuje tego
czegoś, po prostu są, gadają i już. Jak zwykle brak szczerości w tych
dialogach, typowe dla amerykańskich scenariuszów. Co ciekawe, film trwa
02'08 i podobnie jak "Shelter" po prostu się go ogląda. To nie ten
format, co "Letnia burza", ten węgierski (nie pamiętam tytułu, ale
kiedyś go tu opisywałem) i Brokeback Mountain. Opisywałem filmy tu
=> https://baltazar221.blogspot.com/2015/12/poniedziaek_28.html Co
jeszcze ciekawego, to, bo nasza kultura jest inna, tam o pogrzebie
rozmawia się jeszcze za życia, choć pacjent jeszcze żyje.
Po tym filmie poleciał "Chemsex". Temat aktualny, tzn. sek po chemii, dawkowanej doustnie, dożylnie itp. Film dokumentalny (nie wiem czy lepiej nie fabularyzowany, ale dokładnie na gatunkach się nie znam). W pierwszej części oglądając i słuchając bohaterów jak mówią o środkach wspomagających seks, to mówią to tak, że aż chciało by się spróbować. To coś jak miałem nocki ze 172, z 975, 972 kiedy siadało się do flachy lub więcej i wiedziało się, że leci się (no prawie) na maxa. W sensie, że to ja miałem tym dyrygować, bo oni tylko odbierali moje działania. Poważnie, po pierwszych minutach filmu, opowiadanie o doznaniach, pozytywnych, jest takie wciągające, że nic tylko w to wejść, spróbować i wycofać się. Dopiero gdzieś w połowie filmu pojawiło się uzależnienie od środków chemicznych i walki z tym bohaterów. Pewien 26 latek opisywał próby rzucenia tego, ale z różnym skutkiem. W pewnym momencie przed kamerą mówi, iż poszedł na imprę, przydupił i nie pamięta co się z nim działo i co z nim robili. On ładny i od razu sobie pomyślałem - fajnie środki, po spotkaniu ze mną może lepiej by nie pamiętał co się działo. Choć, że niektórzy to lubią, to wiadome. Na koncercie piątkowym grupy Tabu, był jeden mięśniak z laską (kumpela od 979), o którym tu już pisałem przy okazji grilla u brata od 979 w lecie, gdy widziałem go w batkach, bowiem grill był na ogródku z basenem i okazuje się, że on lubi "udziwniony" seks i jest pasywnym w seksie. Jak go widziałem w piątek, to znowu pomyślałem - taki to by mi się przydał.
Wracając do filmu, to kamera odwiedza czasem przybytki spotkań, domówki. Co rzuciło mi się w oczy to większość osób w ujęciach to takie kloce. Mało było ładnych i oglądając od razu skojarzyłem to z sauną branżową, do której chodziłem z 971. To co opisywałem tu wielokrotnie, że tam nie ma z czego wybierać. Stado morświnów i fakt, co też pisałem, jakbym był zdesperowany, to chyba dopiero po jakiś wspomagaczach mógłbym wparować w to stado morświnów. Oglądałem film i myślałem - przecież do 172, czy innych wcześniejszych mięśniaków, nie potrzebują żadnych wspomagaczy. Ich wygląd robi już takie wrażenie, że rozpierdala gowę. To po co jeszcze coś brać, by jeszcze czasem nie pamiętać. Tu właśnie fajne było to, że do dziś pikantne szczegóły z mięśniakami pamiętam. Ten dotyk ich, te mięśnie, ta skóra, to co można z nimi zrobić. To jest rewelka, choć jakby poszedł zdesperowany z takim morświnem, to faktycznie lepiej bym zapomniał co było. Traumatycznych doznań jak najmniej.
W ogóle to przed chwilą był 973 po kabel od HDD do płyty głównej. Biega od rana, jak powiedział. Położyłem rękę na jego szyi i tak trochę głaskałem go w dół i wyczuwałem, że faktycznie jest zgrzany, znaczy się spocony. Organ na dole zaczął się budzić i od razu wysłał info do górnej główy - atak! Po tym górna gowa zadysponowała wędrówkę ręki na jego klatę pod bluzę. Klata spocona najwięcej między piersiami. Ręka w tym rejonie pozostała dłużej. Masowanie po ślizgającym się pocie między piersiami, trochę też niżej, ale nie bardzo, bo jednak bluza nie pozwalała. Na plecach podobnie spocony, ale to układało się już równo. Oczywiście organ był już pobudzony, a przez to i mózg, i nie mogłem wyciągnąć ręki z jego spoconego ciała. Jednak gowa zarządziła odwrót. Zaś się włączyło myślenie, by go nie zrażać. Co z tą gową jest nie tak do cyca?
Wracając do filmu, to od połowy zaczyna się lekko opisywać problemy ludzi uzależnionych od brania. Nie ma tu jakiegoś szału w pokazywaniu ich problemów, ale jakoś tam są pokazywane. Odniosłem wrażenie, że pozytywy z brania są większe niż negatywy, bo oni biorą, żyją, pracują, czasem mają większe problemy, ale generalnie odbijają się, jak trzeba, od dna. Film raczej ukazywał problem, niż był radą jak go uniknąć, jeszcze do tego robił to tak, że, co napisałem wyżej, aż zachęca do skorzystania, ale ze świadomością, by nie przeginać.
Kolejne filmy na "warsztacie", to opisy pojawią się. Tymczasem 979 w Rzeszowie na imprezce. Ten to jeździ. Ale dobrze, niech korzysta. Jestem za i nigdy nie mówię mu słów krytycznych odnośnie jego wyjazdów. Jako niby rodzic jestem jednak inny. Ale za to zadzwonił podzielić się wrażeniami. No i to jest przyjemne. To jest bardzo qrwa przyjemne jak dzwoni i opowiada ze szczegółami co dzieje. Wysyła zdjęcia tylko do mojej wiadomości, jak to zrobił wczoraj, ale po wpisie, iż to tylko dla mnie, musiałem kartę zamknąć, bowiem obok siedział 230, co też później 979 napisałem, a dziś mu to wytłumaczyłem i pochwalił mnie. I taka refleksja odnośnie oglądanych filmów. W ilu filmach są pokazywane tak dobre relacje między rodzicami i dziećmi? W ilu filmach jest ta pełna szczerość między stronami?
971 został przeniesiony ze szpitala z oddziałem hematologicznym, do szpitala zakaźnego. Ponieważ rozmawiałem z telefonu od 374 to nie dopytywałem chłopaka od jego córki, co mu jest i czemu go tam przenieśli. Nie mogę go teraz odwiedzić, bo zainfekowanie przeziębieniem mogło by go zabić.
Sobota przy flaszce. Na szczęście ruch nie zapowiada się duży. 834 ma imprezkę rodzinną, to gowy nam zawracać nie będzie, nadto sobota to inni też się pewnie wyprawią na jakieś imprezki, to mam nadzieję na wolne popołudnie i wieczór (nadzieja matką głupich).
Tyle, bo jeszcze pranie, choć flacha już leci, później symek i może jeszcze coś spiszę (na czerwono). Narka.
Po tym filmie poleciał "Chemsex". Temat aktualny, tzn. sek po chemii, dawkowanej doustnie, dożylnie itp. Film dokumentalny (nie wiem czy lepiej nie fabularyzowany, ale dokładnie na gatunkach się nie znam). W pierwszej części oglądając i słuchając bohaterów jak mówią o środkach wspomagających seks, to mówią to tak, że aż chciało by się spróbować. To coś jak miałem nocki ze 172, z 975, 972 kiedy siadało się do flachy lub więcej i wiedziało się, że leci się (no prawie) na maxa. W sensie, że to ja miałem tym dyrygować, bo oni tylko odbierali moje działania. Poważnie, po pierwszych minutach filmu, opowiadanie o doznaniach, pozytywnych, jest takie wciągające, że nic tylko w to wejść, spróbować i wycofać się. Dopiero gdzieś w połowie filmu pojawiło się uzależnienie od środków chemicznych i walki z tym bohaterów. Pewien 26 latek opisywał próby rzucenia tego, ale z różnym skutkiem. W pewnym momencie przed kamerą mówi, iż poszedł na imprę, przydupił i nie pamięta co się z nim działo i co z nim robili. On ładny i od razu sobie pomyślałem - fajnie środki, po spotkaniu ze mną może lepiej by nie pamiętał co się działo. Choć, że niektórzy to lubią, to wiadome. Na koncercie piątkowym grupy Tabu, był jeden mięśniak z laską (kumpela od 979), o którym tu już pisałem przy okazji grilla u brata od 979 w lecie, gdy widziałem go w batkach, bowiem grill był na ogródku z basenem i okazuje się, że on lubi "udziwniony" seks i jest pasywnym w seksie. Jak go widziałem w piątek, to znowu pomyślałem - taki to by mi się przydał.
Wracając do filmu, to kamera odwiedza czasem przybytki spotkań, domówki. Co rzuciło mi się w oczy to większość osób w ujęciach to takie kloce. Mało było ładnych i oglądając od razu skojarzyłem to z sauną branżową, do której chodziłem z 971. To co opisywałem tu wielokrotnie, że tam nie ma z czego wybierać. Stado morświnów i fakt, co też pisałem, jakbym był zdesperowany, to chyba dopiero po jakiś wspomagaczach mógłbym wparować w to stado morświnów. Oglądałem film i myślałem - przecież do 172, czy innych wcześniejszych mięśniaków, nie potrzebują żadnych wspomagaczy. Ich wygląd robi już takie wrażenie, że rozpierdala gowę. To po co jeszcze coś brać, by jeszcze czasem nie pamiętać. Tu właśnie fajne było to, że do dziś pikantne szczegóły z mięśniakami pamiętam. Ten dotyk ich, te mięśnie, ta skóra, to co można z nimi zrobić. To jest rewelka, choć jakby poszedł zdesperowany z takim morświnem, to faktycznie lepiej bym zapomniał co było. Traumatycznych doznań jak najmniej.
W ogóle to przed chwilą był 973 po kabel od HDD do płyty głównej. Biega od rana, jak powiedział. Położyłem rękę na jego szyi i tak trochę głaskałem go w dół i wyczuwałem, że faktycznie jest zgrzany, znaczy się spocony. Organ na dole zaczął się budzić i od razu wysłał info do górnej główy - atak! Po tym górna gowa zadysponowała wędrówkę ręki na jego klatę pod bluzę. Klata spocona najwięcej między piersiami. Ręka w tym rejonie pozostała dłużej. Masowanie po ślizgającym się pocie między piersiami, trochę też niżej, ale nie bardzo, bo jednak bluza nie pozwalała. Na plecach podobnie spocony, ale to układało się już równo. Oczywiście organ był już pobudzony, a przez to i mózg, i nie mogłem wyciągnąć ręki z jego spoconego ciała. Jednak gowa zarządziła odwrót. Zaś się włączyło myślenie, by go nie zrażać. Co z tą gową jest nie tak do cyca?
Wracając do filmu, to od połowy zaczyna się lekko opisywać problemy ludzi uzależnionych od brania. Nie ma tu jakiegoś szału w pokazywaniu ich problemów, ale jakoś tam są pokazywane. Odniosłem wrażenie, że pozytywy z brania są większe niż negatywy, bo oni biorą, żyją, pracują, czasem mają większe problemy, ale generalnie odbijają się, jak trzeba, od dna. Film raczej ukazywał problem, niż był radą jak go uniknąć, jeszcze do tego robił to tak, że, co napisałem wyżej, aż zachęca do skorzystania, ale ze świadomością, by nie przeginać.
Kolejne filmy na "warsztacie", to opisy pojawią się. Tymczasem 979 w Rzeszowie na imprezce. Ten to jeździ. Ale dobrze, niech korzysta. Jestem za i nigdy nie mówię mu słów krytycznych odnośnie jego wyjazdów. Jako niby rodzic jestem jednak inny. Ale za to zadzwonił podzielić się wrażeniami. No i to jest przyjemne. To jest bardzo qrwa przyjemne jak dzwoni i opowiada ze szczegółami co dzieje. Wysyła zdjęcia tylko do mojej wiadomości, jak to zrobił wczoraj, ale po wpisie, iż to tylko dla mnie, musiałem kartę zamknąć, bowiem obok siedział 230, co też później 979 napisałem, a dziś mu to wytłumaczyłem i pochwalił mnie. I taka refleksja odnośnie oglądanych filmów. W ilu filmach są pokazywane tak dobre relacje między rodzicami i dziećmi? W ilu filmach jest ta pełna szczerość między stronami?
971 został przeniesiony ze szpitala z oddziałem hematologicznym, do szpitala zakaźnego. Ponieważ rozmawiałem z telefonu od 374 to nie dopytywałem chłopaka od jego córki, co mu jest i czemu go tam przenieśli. Nie mogę go teraz odwiedzić, bo zainfekowanie przeziębieniem mogło by go zabić.
Sobota przy flaszce. Na szczęście ruch nie zapowiada się duży. 834 ma imprezkę rodzinną, to gowy nam zawracać nie będzie, nadto sobota to inni też się pewnie wyprawią na jakieś imprezki, to mam nadzieję na wolne popołudnie i wieczór (nadzieja matką głupich).
Tyle, bo jeszcze pranie, choć flacha już leci, później symek i może jeszcze coś spiszę (na czerwono). Narka.
czwartek, 7 lutego 2019
Czwartek #1491
Miała być notka z filmami o tematyce branżowej jakie ostatnio widziałem, ale jak zwykle brak czasu na dokończenie, to będzie w innym terminie. Tym czasem o wizycie elektryków u 979.
U niego wczoraj byli elektrycy - "fachowcy". Po ich wizycie dzwoni do mnie 979, że oni byli, ale nadal nie ma "prądu" w mieszkaniu. Dzień i tak miałem wyjazdowy, to się niejako nic nie stanęło, że kolejne wyjście. Wziąłem miernik, fazomierz i polazłem. Otwieram skrzynkę z licznikiem i bezpiecznikami, a tam niebieski kabel (ten z niby masą) wpięty do bezpiecznika fazowego. CS mówi, że to normalne, że masa leci przez bezpiecznik. Moja znajomość podstawowej elektryki została zachwiana, wszak przecież przede mną byli "fachowcy". Nic, poszedłem do mieszkania i pierwsze co zrobiłem to odłączyłem przewód niebieski od instalacji masowej i zerowej. Teraz, choć wiedziałem jaki będzie pomiar, dotknąłem fazomierzem i co było do udowodnienia, na niebieskim przewodzie (drut) puszczono z bezpiecznika fazę i wpięto ją w mieszkaniu do części masy (druty niebieskie) i mostka na zero (druty żółto/zielone) (instalacja TN-C) w mieszkaniu. Następnie zmierzyłem, czy aby stara faza (L) nadal jest pod prądem i faktycznie była (w skrzynce wpięte do przewodów brązowych). Wniosek - do mieszkania doprowadzono dwie fazy, co powiedziałem 979. W pierwszej chwili powiedział, iż jestem pierdolnięty. Rozumiem go, bo przecież nie jestem elektrykiem, a przede mną byli "fachowcy", ale spokojnie, bo wiadomo CS, wytłumaczyłem mu i przy nim dokonałem pomiarów miernikiem, co mu pokazałem. Przy liczniku elektrycznym zmierzyłem potencjał między niby masą (ten niebieski drut), a faktyczną masą i było 233V, więc powtórzyłem mu, że mu wpuścili dwie fazy do mieszkania. Jakby ktoś nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia sytuacją, to tak po chłopsku, na wszystkich bolcach w gniazdkach z tzw. "uziemieniem" (fachowo - zerem) pokazał się potencjał, czyli faza. Jeszcze prościej. Po dotknięciu jakiegokolwiek bolca w gniazdku [a te jak wiemy są niechronione i nie izolowane (można je bez problemu dotknąć)] i doziemieniu się, nastąpiło by porażenie prądem.
Ponieważ "fachowcy" byli już w drodze, to postanowiłem nic nie robić, przecież, do cyca, to nie ja napierdoliłem w instalacji.
Wpierw z ekipy trzy osobowej! przyjechał jeden. Wytłumaczyłem mu wstępnie jaki błąd zrobili i zabrał się do poprawiania, ale oczywiście nie dokonał pomiaru i analizy. Efektem było spięcie masy z sieni, z nową masą, a nie z tą z pod licznika odchodzącą do głównego zabezpieczenia. Wobec czego na mierniku pomiar był, a w mieszkaniu nadal nie było. W tym czasie przyjechał "główny" elektryk (z tej ekipy trzech elektryków) i zabrał się do roboty. Podobnie jak pierwszy nie spojrzał, który kabel (przewód) jest tym od licznika, a który tym odchodzącym do mieszkania. Powielił błąd pierwszego elektryka, a w wyniku tego nadal w mieszkaniu nie było "prądu". W tym miejscu info, że już kiedyś z tą ekipą miałem styczność, jak, wpierw 979 usiłował im wytłumaczyć, że ma pierdolniętą masę na dojściu (na sieni), a następnie już ja im to tłumaczyłem.
W końcu "główny" elektryk postanowił przepiąć instalację w mieszkaniu, na nowo położony kabel [trój żyłowy (nieb., brąz., żółto/ziel.). No niestety, po wpięciu do, rzekomo, właściwego przewodu przy liczniku, nowego przewodu do mieszkania, różnicy potencjału w mieszkaniu nadal nie było. Nie zdziwiło go nawet to, że przecież zawsze przy bezpiecznikach topikowych, na główkę daje się fazę od licznika - przychodzącą, a na oprawkę fazę odchodzącą (tą do mieszkania) taki standard wynikający z bezpieczeństwa. Dopiero po drobnej sugestii zauważył to, kapnął się, że rozszywał nie ten kabel. Masę włączył już na końcówkę "wago", ale fazy na bezpieczniku nie zamienił. Tzn. pozostawił błędnie podpiętą! W wyniku tego faza przychodząca jest na oprawce, a odchodząca na główce! Już po ich wyjściu powiedziałem 979, że taki błąd zrobili i by pamiętał, że na gwincie (oprawce) będzie miał zawsze fazę, nawet jak "wybije" bezpiecznik i by o tym pamiętał, bo jak dotknie gwintu, doziemi się, to wyrówna ciałem potencjały. Aby powiększyć listę błędów, elektryk mostkując masę z zerem przy liczniku, choć w mieszkaniu już była zmostkowana!, powiedział, że teraz będzie mógł 979 podłączyć "różnicówkę". No wymiękłem. Gdzie ich uczą?! Nadto, pozostawił podwójny mostek. W mieszkaniu, bowiem do niego przychodził L i N i zmostkowany był N z PE, a on przy liczniku ponownie zmostkował N z PE.
Dramat. Jak ktoś (w sensie administracja budynków) zatrudnia? Ktoś w ogóle weryfikował wiedzę tego gościa (niby elektryka)? Ktoś był przy nim jak on pracuje przy instalacjach elektrycznych? Nie jestem elektrykiem. Tak tylko, jakby przy okazji, liznąłem trochę temat i kilka instalacji elektrycznych zrobiłem, drobne usterki elektryczne usuwam. Ale przecież, do cyca, ten gość i jego pomagierzy robią na co dzień przy instalacjach elektrycznych. Jakim cudem oni jeszcze trwają przy zawodzie, robiąc tak podstawowe błędy?
I jeżeli tak zdarzyło by się, że 979, który poszedłby tam na bosaka wymienić bezpiecznik, zaświeciłby się i zmarł, to zarządca nieruchomości dostałby rok w zawieszeniu, bo on nie wiedział, by to tak miało być prawidłowo wykonane. Podobne jak ostatnio w mediach w sprawie drewnianej bramy, przed jakimś tam budynkiem w górach, która, jak zawiał wiatr (uwaga wiatr w górach, to podobnie jak nad morzem, rzecz, czy zjawisko niespotykane) przewróciła się i zabiła na msc. babcię, a wnuczka wyprawiła na drugi świat po iluś tam godzinach i dla mediów, i większości jest wszystko ok. Ja nie wiedziałem, wystarcza do zabicia dwu osób i wymigania się od kary. No rewelka.
I znowu na mnie pozostanie poprawienie tego niechlujnego podłączenia, by było mniej więcej poprawne. Ale do cyca, czy to mnie za to bulą? Zrobię to, bo wiem, że za -kilka m-cy 979 o tym zapomni, "pierdolnie" mu bezpiecznik, polezie tam w laciach, albo jeszcze na bosaka, bo będzie lato, wykręcić bezpiecznik i się doziemi i "zaświeci', a następnie, ja będę miał wyrzuty, że wiedziałem o tym, ale tego nie zrobiłem. Tylko czy to ja mam poprawiać po "fachowcach" instalację elektryczną by była bezpieczna? Czy mnie ktoś za to płaci?
I znowu wychodzi temat poruszany przeze mnie już wielokrotnie. Ktoś pracuje w zawodzie, w którym chce pracować, realizuje się w nim i wykonuje go z pasją, a ktoś jest od tak, bo płacą, bo taka była oferta pracy, to ją wziął i tak se robi, pierdoląc to co robi, byle co m-c wpłynęła kasa. Jak nie wpłynie, to polezie np. na aktora, bo taka będzie w tym czasie oferta pracy, a pewnie uważa, że zawód, jak zawód i każdy go wykonywać może, nadto on się przecież jak najbardziej nadaje.
Nadal trwa hołubienie głupoty i jej ułaskawianie. O takich aktach pisałem tu -> https://baltazar221.blogspot.com/2018/05/niedziela-1363.html i co widać nawet u nas tak to działa.
Wczoraj prawie cały dzień byłem po za st. mac., a jestem w pierwszej fazie choroby. Zaraził mnie 834 do czego się wczoraj przyznał, bowiem w pn. przylazł już zaziębiony, wtedy po tym ataku białego gówna w kraju, kiedy on wziął wolne w pracy by nie odśnieżać. O ile we wtorek większość byłem na msc., to wczoraj się to nie udało. Od praktycznie 11:30 do 20:45 z drobnymi przerwami byłem po za st. mac. Wieczorem czułem już "łamanie" w kościach, znak, ..., że coś się dzieje...
Na szczęście rano spałem do 11:00 też z małymi przerwami, to trochę się zregenerowałem. Ale nic to, popo i tak wyjazd z mamą od 979 z dzieckiem od 174 do lekarza, więc znowu wyjście na plac mnie czeka, po tym pewnie obieg z cysternami, a jutro mnie ciągną właśnie na instalację elektryczną. Chyba tego odmówię, bo nie chce przeginać. I tak szczury czekały już 2 tyg., myszak czeka na wyjście do weterynarza, no ciągle coś, nie mówiąc już o pracach bieżących na st. mac. Odwiedziny 971 też odpadły, bo przecież nie mogę go zarazić. No dramat. Tu w ogóle nie ma czasu na choroby, a te jednak się zjawiają.
Dobra, tyle bo znowu ta notka zostanie na torze bocznym. Narka.
U niego wczoraj byli elektrycy - "fachowcy". Po ich wizycie dzwoni do mnie 979, że oni byli, ale nadal nie ma "prądu" w mieszkaniu. Dzień i tak miałem wyjazdowy, to się niejako nic nie stanęło, że kolejne wyjście. Wziąłem miernik, fazomierz i polazłem. Otwieram skrzynkę z licznikiem i bezpiecznikami, a tam niebieski kabel (ten z niby masą) wpięty do bezpiecznika fazowego. CS mówi, że to normalne, że masa leci przez bezpiecznik. Moja znajomość podstawowej elektryki została zachwiana, wszak przecież przede mną byli "fachowcy". Nic, poszedłem do mieszkania i pierwsze co zrobiłem to odłączyłem przewód niebieski od instalacji masowej i zerowej. Teraz, choć wiedziałem jaki będzie pomiar, dotknąłem fazomierzem i co było do udowodnienia, na niebieskim przewodzie (drut) puszczono z bezpiecznika fazę i wpięto ją w mieszkaniu do części masy (druty niebieskie) i mostka na zero (druty żółto/zielone) (instalacja TN-C) w mieszkaniu. Następnie zmierzyłem, czy aby stara faza (L) nadal jest pod prądem i faktycznie była (w skrzynce wpięte do przewodów brązowych). Wniosek - do mieszkania doprowadzono dwie fazy, co powiedziałem 979. W pierwszej chwili powiedział, iż jestem pierdolnięty. Rozumiem go, bo przecież nie jestem elektrykiem, a przede mną byli "fachowcy", ale spokojnie, bo wiadomo CS, wytłumaczyłem mu i przy nim dokonałem pomiarów miernikiem, co mu pokazałem. Przy liczniku elektrycznym zmierzyłem potencjał między niby masą (ten niebieski drut), a faktyczną masą i było 233V, więc powtórzyłem mu, że mu wpuścili dwie fazy do mieszkania. Jakby ktoś nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia sytuacją, to tak po chłopsku, na wszystkich bolcach w gniazdkach z tzw. "uziemieniem" (fachowo - zerem) pokazał się potencjał, czyli faza. Jeszcze prościej. Po dotknięciu jakiegokolwiek bolca w gniazdku [a te jak wiemy są niechronione i nie izolowane (można je bez problemu dotknąć)] i doziemieniu się, nastąpiło by porażenie prądem.
Ponieważ "fachowcy" byli już w drodze, to postanowiłem nic nie robić, przecież, do cyca, to nie ja napierdoliłem w instalacji.
Wpierw z ekipy trzy osobowej! przyjechał jeden. Wytłumaczyłem mu wstępnie jaki błąd zrobili i zabrał się do poprawiania, ale oczywiście nie dokonał pomiaru i analizy. Efektem było spięcie masy z sieni, z nową masą, a nie z tą z pod licznika odchodzącą do głównego zabezpieczenia. Wobec czego na mierniku pomiar był, a w mieszkaniu nadal nie było. W tym czasie przyjechał "główny" elektryk (z tej ekipy trzech elektryków) i zabrał się do roboty. Podobnie jak pierwszy nie spojrzał, który kabel (przewód) jest tym od licznika, a który tym odchodzącym do mieszkania. Powielił błąd pierwszego elektryka, a w wyniku tego nadal w mieszkaniu nie było "prądu". W tym miejscu info, że już kiedyś z tą ekipą miałem styczność, jak, wpierw 979 usiłował im wytłumaczyć, że ma pierdolniętą masę na dojściu (na sieni), a następnie już ja im to tłumaczyłem.
W końcu "główny" elektryk postanowił przepiąć instalację w mieszkaniu, na nowo położony kabel [trój żyłowy (nieb., brąz., żółto/ziel.). No niestety, po wpięciu do, rzekomo, właściwego przewodu przy liczniku, nowego przewodu do mieszkania, różnicy potencjału w mieszkaniu nadal nie było. Nie zdziwiło go nawet to, że przecież zawsze przy bezpiecznikach topikowych, na główkę daje się fazę od licznika - przychodzącą, a na oprawkę fazę odchodzącą (tą do mieszkania) taki standard wynikający z bezpieczeństwa. Dopiero po drobnej sugestii zauważył to, kapnął się, że rozszywał nie ten kabel. Masę włączył już na końcówkę "wago", ale fazy na bezpieczniku nie zamienił. Tzn. pozostawił błędnie podpiętą! W wyniku tego faza przychodząca jest na oprawce, a odchodząca na główce! Już po ich wyjściu powiedziałem 979, że taki błąd zrobili i by pamiętał, że na gwincie (oprawce) będzie miał zawsze fazę, nawet jak "wybije" bezpiecznik i by o tym pamiętał, bo jak dotknie gwintu, doziemi się, to wyrówna ciałem potencjały. Aby powiększyć listę błędów, elektryk mostkując masę z zerem przy liczniku, choć w mieszkaniu już była zmostkowana!, powiedział, że teraz będzie mógł 979 podłączyć "różnicówkę". No wymiękłem. Gdzie ich uczą?! Nadto, pozostawił podwójny mostek. W mieszkaniu, bowiem do niego przychodził L i N i zmostkowany był N z PE, a on przy liczniku ponownie zmostkował N z PE.
Dramat. Jak ktoś (w sensie administracja budynków) zatrudnia? Ktoś w ogóle weryfikował wiedzę tego gościa (niby elektryka)? Ktoś był przy nim jak on pracuje przy instalacjach elektrycznych? Nie jestem elektrykiem. Tak tylko, jakby przy okazji, liznąłem trochę temat i kilka instalacji elektrycznych zrobiłem, drobne usterki elektryczne usuwam. Ale przecież, do cyca, ten gość i jego pomagierzy robią na co dzień przy instalacjach elektrycznych. Jakim cudem oni jeszcze trwają przy zawodzie, robiąc tak podstawowe błędy?
I jeżeli tak zdarzyło by się, że 979, który poszedłby tam na bosaka wymienić bezpiecznik, zaświeciłby się i zmarł, to zarządca nieruchomości dostałby rok w zawieszeniu, bo on nie wiedział, by to tak miało być prawidłowo wykonane. Podobne jak ostatnio w mediach w sprawie drewnianej bramy, przed jakimś tam budynkiem w górach, która, jak zawiał wiatr (uwaga wiatr w górach, to podobnie jak nad morzem, rzecz, czy zjawisko niespotykane) przewróciła się i zabiła na msc. babcię, a wnuczka wyprawiła na drugi świat po iluś tam godzinach i dla mediów, i większości jest wszystko ok. Ja nie wiedziałem, wystarcza do zabicia dwu osób i wymigania się od kary. No rewelka.
I znowu na mnie pozostanie poprawienie tego niechlujnego podłączenia, by było mniej więcej poprawne. Ale do cyca, czy to mnie za to bulą? Zrobię to, bo wiem, że za -kilka m-cy 979 o tym zapomni, "pierdolnie" mu bezpiecznik, polezie tam w laciach, albo jeszcze na bosaka, bo będzie lato, wykręcić bezpiecznik i się doziemi i "zaświeci', a następnie, ja będę miał wyrzuty, że wiedziałem o tym, ale tego nie zrobiłem. Tylko czy to ja mam poprawiać po "fachowcach" instalację elektryczną by była bezpieczna? Czy mnie ktoś za to płaci?
I znowu wychodzi temat poruszany przeze mnie już wielokrotnie. Ktoś pracuje w zawodzie, w którym chce pracować, realizuje się w nim i wykonuje go z pasją, a ktoś jest od tak, bo płacą, bo taka była oferta pracy, to ją wziął i tak se robi, pierdoląc to co robi, byle co m-c wpłynęła kasa. Jak nie wpłynie, to polezie np. na aktora, bo taka będzie w tym czasie oferta pracy, a pewnie uważa, że zawód, jak zawód i każdy go wykonywać może, nadto on się przecież jak najbardziej nadaje.
Nadal trwa hołubienie głupoty i jej ułaskawianie. O takich aktach pisałem tu -> https://baltazar221.blogspot.com/2018/05/niedziela-1363.html i co widać nawet u nas tak to działa.
Wczoraj prawie cały dzień byłem po za st. mac., a jestem w pierwszej fazie choroby. Zaraził mnie 834 do czego się wczoraj przyznał, bowiem w pn. przylazł już zaziębiony, wtedy po tym ataku białego gówna w kraju, kiedy on wziął wolne w pracy by nie odśnieżać. O ile we wtorek większość byłem na msc., to wczoraj się to nie udało. Od praktycznie 11:30 do 20:45 z drobnymi przerwami byłem po za st. mac. Wieczorem czułem już "łamanie" w kościach, znak, ..., że coś się dzieje...
Na szczęście rano spałem do 11:00 też z małymi przerwami, to trochę się zregenerowałem. Ale nic to, popo i tak wyjazd z mamą od 979 z dzieckiem od 174 do lekarza, więc znowu wyjście na plac mnie czeka, po tym pewnie obieg z cysternami, a jutro mnie ciągną właśnie na instalację elektryczną. Chyba tego odmówię, bo nie chce przeginać. I tak szczury czekały już 2 tyg., myszak czeka na wyjście do weterynarza, no ciągle coś, nie mówiąc już o pracach bieżących na st. mac. Odwiedziny 971 też odpadły, bo przecież nie mogę go zarazić. No dramat. Tu w ogóle nie ma czasu na choroby, a te jednak się zjawiają.
Dobra, tyle bo znowu ta notka zostanie na torze bocznym. Narka.
wtorek, 5 lutego 2019
Wtorek #1490
[notka poniżej, miała być pchnięta w sobotę, to też (tradycyjnie) określenia jutro, pojutrze itp. odpowiednio przesunąć)
Ponieważ wczoraj w TV jak zwykle powtórki i uczenia nas ciągle tych samych filmów na pamięć, to, ponieważ po imprezce dochodziłem do siebie, postanowiłem odnowić filmy branżowe. Na pierwszy ogień poszła "Letnia burza", na drugi "Shelter". Filmy stare, ale jak zwykle drobna refleksja. Wczoraj na noc, kiedy połozyłem się wcześniej, by odespać, bo codzienny ruch na stacji to jakby uniemożliwia, to jak już zasypiałem przylazł 979 i 897. Oczywiście ten pierwszy darł ryja, ale jak to czasem bywa w tym darciu ryja wypowiedział miłe słowa:
- skoro Ty tatusiujesz, to dziś ja będę synował.
Chodziło o to, że czasem przychodzi do domu syn, jest nawalony, trochę (bardzo trochę) rozrabia i w zasadzie tyle. To jest miłe. To jest, qrwa, b. miłe. Mimo, że mnie zbudził pierwszy raz o 23:15 (coś około, drugi raz już w nocy, to jeszcze za to, że mnie w nocy obudził, położył się na chwilę obok i mnie przytulił. No i qrwa co? No i cieszę się, że udało mi się z nim wypracować takie relacje. Mało tego, jak oglądam filmy, w których się ludzie często kłócą, często nie mówią sobie wszystkiego, odnoszę wrażenie, że nie potrafią ze sobą rozmawiać, to u nas pełna transparentność. Nie ma ściemy z obu stron, wszystko sobie mówimy i, co najważniejsze, na pytania szczerze odpowiadamy. Nawet, jeżeli prawda boli. No nawet w rodzinach tak jest rzadko. Ale chyba dlatego, że nie ma właśnie wypracowanych wzorców zachowań. Rodzice nie rozmawiają z dziećmi i następnie ten kontakt się zrywa, choć i tak często był lichy i wiąże ich jedynie biologiczna zależność, że to rodzice i bracia. I nic więcej. Zastanawiam się czemu w filmach, też tak rzadko pokazuje się normalne relacje w rodzinach. Czemu ludzie nie potrafią w filmach rozmawiać? Czy to wynika ze zdupionych relacji rodzinnych scenarzysty, który przenosi to jak normalną rzecz na ekran? Tak się wychował, tak mu zaszczepiono, tak przenosi to na ekran. Ale w sumie w wiosce, jak takk obserwuję, to znam tylko jedną matkę, która do końca miała dobre relacje z synem i córką. Udało jej się przeskoczyć barierę pokoleniową i zbudować relacje na wzajemnym lubieniu się i rozmowie o wszystkim. Jedna..., tylko jedna. Reszta rozjeżdża się w wieku lat nastu i później już tak zostaje. Więź biologiczna jeszcze trzyma, ale to już nie to, czego by się oczekiwało.
(tyle notki z soboty)
Nie wiem czemu się nie opublikowała, a dopiero teraz to zauważyłem.
Ponieważ wczoraj w TV jak zwykle powtórki i uczenia nas ciągle tych samych filmów na pamięć, to, ponieważ po imprezce dochodziłem do siebie, postanowiłem odnowić filmy branżowe. Na pierwszy ogień poszła "Letnia burza", na drugi "Shelter". Filmy stare, ale jak zwykle drobna refleksja. Wczoraj na noc, kiedy połozyłem się wcześniej, by odespać, bo codzienny ruch na stacji to jakby uniemożliwia, to jak już zasypiałem przylazł 979 i 897. Oczywiście ten pierwszy darł ryja, ale jak to czasem bywa w tym darciu ryja wypowiedział miłe słowa:
- skoro Ty tatusiujesz, to dziś ja będę synował.
Chodziło o to, że czasem przychodzi do domu syn, jest nawalony, trochę (bardzo trochę) rozrabia i w zasadzie tyle. To jest miłe. To jest, qrwa, b. miłe. Mimo, że mnie zbudził pierwszy raz o 23:15 (coś około, drugi raz już w nocy, to jeszcze za to, że mnie w nocy obudził, położył się na chwilę obok i mnie przytulił. No i qrwa co? No i cieszę się, że udało mi się z nim wypracować takie relacje. Mało tego, jak oglądam filmy, w których się ludzie często kłócą, często nie mówią sobie wszystkiego, odnoszę wrażenie, że nie potrafią ze sobą rozmawiać, to u nas pełna transparentność. Nie ma ściemy z obu stron, wszystko sobie mówimy i, co najważniejsze, na pytania szczerze odpowiadamy. Nawet, jeżeli prawda boli. No nawet w rodzinach tak jest rzadko. Ale chyba dlatego, że nie ma właśnie wypracowanych wzorców zachowań. Rodzice nie rozmawiają z dziećmi i następnie ten kontakt się zrywa, choć i tak często był lichy i wiąże ich jedynie biologiczna zależność, że to rodzice i bracia. I nic więcej. Zastanawiam się czemu w filmach, też tak rzadko pokazuje się normalne relacje w rodzinach. Czemu ludzie nie potrafią w filmach rozmawiać? Czy to wynika ze zdupionych relacji rodzinnych scenarzysty, który przenosi to jak normalną rzecz na ekran? Tak się wychował, tak mu zaszczepiono, tak przenosi to na ekran. Ale w sumie w wiosce, jak takk obserwuję, to znam tylko jedną matkę, która do końca miała dobre relacje z synem i córką. Udało jej się przeskoczyć barierę pokoleniową i zbudować relacje na wzajemnym lubieniu się i rozmowie o wszystkim. Jedna..., tylko jedna. Reszta rozjeżdża się w wieku lat nastu i później już tak zostaje. Więź biologiczna jeszcze trzyma, ale to już nie to, czego by się oczekiwało.
(tyle notki z soboty)
Nie wiem czemu się nie opublikowała, a dopiero teraz to zauważyłem.
sobota, 2 lutego 2019
Sobota #1489
No dobra. Opuściłem się we wpisach. Nadrabiając zaległości. W środę byłem u 971 w szpitalu. Optycznie się pogorszyło. Jakby był kasting na aktorów, którzy mieli by odegrać osoby z Oświęcimia, to on by się dostał bez problemu. Skóra i kości. Nigdy bym nie przypuszczał, że choroba może tak zrójnować wygląd zewnętrzny, ciało, mięśnie. Szczęśliwi, ci którzy żyją, bawią się na imprezkach, funkcjonują normalnie.
Oprócz doznań optycznych komunikacja wypadła dobrze, nadzwyczaj dobrze. Po właściwie zastoju trzytygodniowym można było z nim normalnie pogadać. Oczywiście nie omieszkałem zrobić przycinku do jego wyglądu, ale zakładam, że byłem jedyną osobą, która to ofen mu powiedziała. Reszta chyba mówi, że jest zajebiście i by się trzymał. No niestety my jesteśmy bezpośredni. Cóż, taki nasz urok, ale też chcielibyśmy, by nas, jak się coś stanie, nie okłamywali. Kawa na ławę - masz raka tego i tego i już. Myślę, że 979 kiedyś nie omieszka mi tego powiedzieć, miast to ukrywać przede mną. Nie chciałbym tego i bredzenie, że dla mojego dobra niech se wsadzą.
No dobra (po raz drugi). Byłem na koncercie Tabu w Ch-wie, częściowo z okazji urodzin 979. Zresztą kapela ze sceny mu złożyła życzenia, pozdrowiła go itp. Ale na koncercie był taki szkieletor z pracy od laski od 979. No fajny, zdjęcia zrobiliśmy, pomacaliśmy (zdjęcia załączymy, bez twarzy). Niestety się jakoś wymknął i nie został na stacji mac. na noc. mimo iż staraliśmy się. Nie dopilnowaliśmy jego pozostania tu, ale myślę, że jeszcze przez laskę 979 go tu ściągniemy. W sumie to wszyscy inni się dowiedzieli, że chciałbym z nim coś zrobić, chyba oprócz niego. Szkoda, pojechał do domu. A taki fajny. Myślę, że jeszcze uda mi się go ściągnać na st. mac. My to te mózgi mamy zryte.
Mimo tego laska od 979 pozostawiła go na st. mac. bo zaliczył zgon i nie chciała go szarpać, a zresztą jej powiedziałem by go zostawiła, na co przystała. To dobre rozwiązanie, bo się wyśpi, nic mu nie zrobię i rano wstanie wypoczęty.
Wracając do szkieletorka, to fajny gość. Chudy, lekko umięsśniony, trochę go wymacałem, jak zwykle doznania dotykowe pozytywne. Taki fajny do łóżka na teraz, na jutro, na pojutrze, na teraz. No nic trza iść spać, bo już 04:15 to nic nie wymyślimy. 979 leży ledwo żywy na grupie A, to też leziemy wyglebić na grupę C. By nie było, to oczywiście łyknęliśmy stąd się nam tak dobrze pisze.
Zapomniałem tego pchnąć szybciej, a przez większość dnia dochodziłem do siebie. Narka.
Oprócz doznań optycznych komunikacja wypadła dobrze, nadzwyczaj dobrze. Po właściwie zastoju trzytygodniowym można było z nim normalnie pogadać. Oczywiście nie omieszkałem zrobić przycinku do jego wyglądu, ale zakładam, że byłem jedyną osobą, która to ofen mu powiedziała. Reszta chyba mówi, że jest zajebiście i by się trzymał. No niestety my jesteśmy bezpośredni. Cóż, taki nasz urok, ale też chcielibyśmy, by nas, jak się coś stanie, nie okłamywali. Kawa na ławę - masz raka tego i tego i już. Myślę, że 979 kiedyś nie omieszka mi tego powiedzieć, miast to ukrywać przede mną. Nie chciałbym tego i bredzenie, że dla mojego dobra niech se wsadzą.
No dobra (po raz drugi). Byłem na koncercie Tabu w Ch-wie, częściowo z okazji urodzin 979. Zresztą kapela ze sceny mu złożyła życzenia, pozdrowiła go itp. Ale na koncercie był taki szkieletor z pracy od laski od 979. No fajny, zdjęcia zrobiliśmy, pomacaliśmy (zdjęcia załączymy, bez twarzy). Niestety się jakoś wymknął i nie został na stacji mac. na noc. mimo iż staraliśmy się. Nie dopilnowaliśmy jego pozostania tu, ale myślę, że jeszcze przez laskę 979 go tu ściągniemy. W sumie to wszyscy inni się dowiedzieli, że chciałbym z nim coś zrobić, chyba oprócz niego. Szkoda, pojechał do domu. A taki fajny. Myślę, że jeszcze uda mi się go ściągnać na st. mac. My to te mózgi mamy zryte.
Mimo tego laska od 979 pozostawiła go na st. mac. bo zaliczył zgon i nie chciała go szarpać, a zresztą jej powiedziałem by go zostawiła, na co przystała. To dobre rozwiązanie, bo się wyśpi, nic mu nie zrobię i rano wstanie wypoczęty.
Wracając do szkieletorka, to fajny gość. Chudy, lekko umięsśniony, trochę go wymacałem, jak zwykle doznania dotykowe pozytywne. Taki fajny do łóżka na teraz, na jutro, na pojutrze, na teraz. No nic trza iść spać, bo już 04:15 to nic nie wymyślimy. 979 leży ledwo żywy na grupie A, to też leziemy wyglebić na grupę C. By nie było, to oczywiście łyknęliśmy stąd się nam tak dobrze pisze.
Zapomniałem tego pchnąć szybciej, a przez większość dnia dochodziłem do siebie. Narka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)