Maratony filmowe nie są dobre, bo jednak wieczorem oczy to odczuwały. Współczuję tym, którzy dziennie pracują przy komputerze i niestety ciągle muszą ślepić w monitor. Nawet jak oczy dają znać: to wiedz..., że coś się dzieje..., to nie za bardzo jest co zrobić, bowiem do pracy trza iść.
Udaje się trafiać ostatnio na dobre produkcje, choć zawsze jakieś nielogizmy w nich znajdę. Z jednej strony rozumiem, że film, jakby był logiczny z takim ciągiem przyczynowo-skutkowym to mógłby nie być taki porywający. Część wątków by po prostu odpadła, a tak kontynuując nielogizmy możemy urozmaicić akcję, dodać dramatyczne watki itp. To podobnie jak w "Piękny drań", głównemu bohaterowi, który był nękany przez rówieśników w szkole, pomalowano włosy na pomarańczowo. Na chuj? By było wiadomo - pedał idzie?
Film "Mając 17 lat" do takich się zalicza. Trudno mu zarzucić jakieś błędy od strony realizatorskiej, gry aktorskiej, bo przecież mama od głównego bohatera to Sandrine Kiberlain, znana aktorka, natomiast fabuła trochę, jak może nie więcej, naciągana. Skoro główny bohater pod swoim dachem ma rówieśnika ze szkoły, z klasy, przez pół roku, którego darzy uczuciem, a dopiero po tym okresie dobiera się do niego w szkolnej ubikacji, kiedy ten już u niego nie mieszka, a następnie dostaje w ryj, to z tym scenariuszem jest coś nie tak. Po za tym obejrzałem ten film zaraz po Pięknym draniu i uderzyły mnie b. duże podobieństwa obu filmów. Otóż rdzeń filmu jest taki sam. W obu akcja dzieje się w okresie szkolnym, praktycznie w zbliżonym wieku, bo mając 17 lat to w tym, a Pięknym i d 16, co słyszymy w trakcie. W obu na przeciw pół sierotka, który jest w szkole prześladowany, w Pięknym i d bardziej i jeszcze te pomaranczowe włosy, to w mając 17 również, choć nie za branżowstwo, postawiono skurwiela. W pięknym to skurwiel-rukbysta, w drugim to skurwiel-farmer. W obu pół sierotka zakochuje się w skurwielu i w obu, w związku z tym dochodzi do spięć na linii półsierotka - skurwiel. Zresztą nie ma się co dziwić, bo jak zrobi się taką różnicę potencjałów, to i wyładowania są duże. W obu też ten skurwiel na przeciw jest branżowcem, ale ukrytym.W obu też marginalizowano wpływ rodziców. W pierwszym umieszczono akcję w internacie eliminując rodziców zupełnie. W drugim to od półsierotka ojca w zasadzie wyeliminowano do kontaktów przez laptopa, później już na stałe. Raz się pojawił. Natomiast u skurwiela-farmera matkę położono do łóżka, a z ojcem, nie wiedzieć czemu, kontakty są jakby zerowe, to też przeniesienie na pół roku skurwiela-farmera do domu półsierotka jest stworzeniem takiego internatu, choć kameralnego. Tylko, że z tego nic nie wynikło i to jest najzabawniejsze.
Dla wydłużenia filmu wpleciono wątki, które oczywiście są częścią życia każdego, ale gdyby był pomysł na wypełnienie filmu rozbudowującymi się relacjami głównych bohaterów, choćby gdy razem mieszkali pod jednym dachem, to nie trzeba by było wątków zastępczych umieszczać. Na samym końcu, jak dochodzi do rozmowy matki z półsierotkiem i ona zaczyna się na poziomie, to za chwile się kończy. Nosz do cyca, nie było konceptu na pociągnięcie takiej rozmowy?! Można było scenę pogrzebu skrócić, a właśnie wydłużyć bardzo osobistą rozmowę z matką, która może podziałała by na innych. Tak jest to kolejna opowiastka, tyle że dobrze zrobiona, dobrze zagrana z nijakim zakończeniem. Udało się za to nagrać scenę seksu między głównymi bohaterami na tyle dobrze, że mi organ zaczął się wzbudzać, choć i to mogło by lepiej wypaść, gdyby odpowiedniego konsultanta do tego wzięto, ale wszak to nie porniol, miało być tylko przedstawieniem konsumpcji długo utrzymującego się pożądania.
Nie wiem czemu reżyserzy boją się pokazać uczucie między dwoma nastoletnimi chłopakami. Przecież to nie tak, że takie coś nie istnieje i jeżeli już dochodzi do połączenia, to przez ciosy w ryj. Będę musiał obejrzeć jeszcze raz Brokeback Mountain, bo jakoś ten film zapamiętałem, ale może po latach i innych obejrzanych inaczej na niego spojrzę.
Co w podsumowaniu. Obejrzyjcie jak macie czas. Nie jest to zła produkcja, ale jak wyżej napisałem scenariusz taki sobie.
Do filmu jeszcze wrócę.
Wczoraj pojechałem znowu do brata od 895 kontynuować instalację elektryczną. Już zapomniałem, to co tam zrobiłem i musiałem na msc. odtwarzać co i jak oraz dalej podłączać kabelki, by mógł zamykać sufity podwieszane. W drodze w takiej starej cukierni kupiliśmy lody na gałki. Ale zajebiste. Że też jeszcze takie potrafią robić, a inna sprawa, że ta cukiernia trwa tam z 20 lat pewnie dlatego, że utrzymują wysoki poziom i nie ulegają chemizacji towarów.
Zaś ten czas goni, to niestety muszę się zwijać. To do zaś, narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz