Pisałem w poprzedniej notce o b. dobrym filmie ruskim "Dureń". Wczoraj byłem popołudniu na kameralnym spotkaniu byłego już prezydenta (pominiemy tu nazwiska i wrażliwe dane) m-ta, do listopada ub. roku piastował dwie kadencje. Pomijam już fakt ilu ciekawych rzeczy można się dowiedzieć na takich spotkaniach. Otóż obecny prez wstrzymał w mieście inwestycje m.im. budowę centrum przesiadkowego. Teraz jest taka moda na budowę centrów przesiadkowych, choć z komunikacji korzysta co raz mniej ludzi, bo przesiadają się do aut, a ponadto jest nas co raz mniej, a demografii nie da się oszukać. Otóż jak wypłynął temat tego centrum przesiadkowego, spytałem się czy ktoś był tam po 18:00 i w późniejszych godzinach. Zrobiono trochę dziwne oczy, ale nikt tam nie bywa, więc niczego nie zarejestrowali. Powiedziałem, że jest tam generalnie pusto, to dla kogo ta budowa ma być? Od razu zostałem zagadany, że przecież kasa jest do wydania i to się liczy, a nie czy ktoś tam jest czy nie. Ogólnie m-to miało by dać wkład własny w wys. 4 bańki, a 25 baniek było by z finansowania zewnętrznego. Jak mnie tak zagadywali, to poczułem się jak główny bohater z tego filmu Dureń. Na jakiego durnia wyszedłem, bo przecież w tym rządzeniu nie chodzi o dobro ludzi, tylko o kasę. To, że następnie taką budowlę trza utrzymać, że ona generuje stałe koszty dla biednego miasta, to już mniejsza. Po nas choćby potop.
Dlatego nie chodzę na te jebane wybory, które zasadniczo są farsą demokracji. Przy okazji dowiedziałem się, czemu wymienił się (były już) prez. Mysłowic Pomogła nowemu Warszawa, bowiem sfinansowano mu kampanię za ok. bańkę, po czym jak już stał się prez. to podpisał zgodę na budowę kopalni upadowej niedaleko starego m-ta, na co poprzedni się nie zgadzał dla dobra starego m-ta w centrum. Można, można.
Teraz wrócę do tego co też wczoraj, czyli pierdolenia o potrzebie rozrodu społeczeństwa zachęcając je idiotycznym 500+, bo to będzie straszne, jak nas będzie ubywać. Pisałem, że dla samych ludzi pracy, to w ogóle nie jest straszne. Oto dowód. Znalazłem gazetę metro z 20-11-2013, środa. W sumie nie taki odległy czas. W niej na stronie 4 jest artykuł:
Anna Malinowska (redaktorka gazety wyborczej, przypis przepisującego) sprzątała przez kilka godz. (3h, przypis przepisującego) w katowickim praktikerze. Zarobiła 15zł. Starczy na chleb 4zł, kilogram pomidorów 5zł i 20 dkg. wędliny 6zł. Kasy jej nie wypłacili, bo po 2 dniach się zwolniła, a kierownik powiedział: "dwa dni tu była i pieniędzy chce?!"
Obok tego art. w kolumnie mały artykuł: "Polska na godziny za grosze." i czytamy. "Około 900 tys. ludzi w PL pracuje na "godzinówkach", czyli umowach zleceniach. Nie chronią ich przepisy o płacy minimalnej, pracują za kwoty uwłaczające godności, często w fatalnych warunkach. W ogłoszeniach prasowych znaleźliśmy szokujące oferty: dla ochroniarza za 2,40zł/h brutto, dla roznosiciela ulotek 3zł/h brutto. Czekamy na wasze opinie i wspomnienia o pracy na "godzinówkę". metro@agora.pl"
No i teraz wracamy do sedna sprawy. To komu potrzebni są nowi rodzący się masowo niewolnicy?
Miał być 172 na nockę. Dzwoniłem wieczorem 2x ale nie odebrał. Na razie nie znam jeszcze sytuacji co się stało, więc nie jestem w stanie napisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz