Się nam dziura zrobiła, ale to nie dlatego, że się nic nie działo, tylko tyle się działo, że nie było kiedy pisać.
We wtorek wszedł na stację 972. Tradycyjnie zrobić opłaty, a także, bo jednak problem alko został łyknąć kilka piw. Dla mnie przyniósł dwa, ale łyknąłem tylko jedno, w trakcie on se fajnie łyknął jeszcze moje (to drugie). Jak tak siedział i łykał, to zastanawiałem się:
- przelecieć go, czy nie przelecieć?
Siedział ubrany w koszulkę i bluzę rozpinaną na zamek, którą miał rozpiętą. Kilka razy zastanawiałem się, a myśl przewodnia była taka: czemu to ja zawsze mam przejmować inicjatywę? Czemu do cyca, oni jak przylezą, to nie zaczną czegoś. Jedynie ostatnio 172 się sam rozbiera, znak, że trza zaczynać. Reszta przeważnie czekała na moje działania, może trochę kusiła. 972 nawet bluzy nie ściągnął, jakby ją zdjął, to kto wie?
W rezultacie nic nie zrobiłem, on po jakimś czasie zaczął już zasypiać, alko i nocki zaczęły robić swoje, ale ok. 16:40 musiałem go zbudzić, bowiem zgłoszono obieg z cysternami.
Wracając do opłat, to rozumiem kogoś, kto dużo zarabia i dużo wydaje, ale u 972 tak nie jest. Robi na drugi etat, by pospłacać te głupoty, które porobił, ale by tylko te porobione. Robi następne i tak już chyba zostanie. To co pisałem kiedyś. Spłat pełno, w domu, bo to było zimą, zimno, ale na ścianie nowy TV 45 cale, czy coś koło tego, w każdym razie kupiony za tysiaka. Po chuj mu taki TV, skoro napierdala na dwa etaty? Ile faktycznie w ciągu dnia patrzy na niego? Szkoda gadać/pisać.
Na szczęście po dniach kiedy chodziłem b. późno spać, w pn. udało się wyglebić o 23:00, to też od rana zabrałem się za nadrabianie zaległości. Mycie cystern, pranie, sprzątanie, to też jak wszedł na stację 972, to w większości miałem już porobione cokolwiek, bo poprzednie dni z wydajnością to dramat.
Wczoraj na awaryjny tel. dzwoni 979, że auto się spieprzyło, wziął wolne w robocie i przyjedzie by zrobić wstępne oględziny. No ok, bo co zrobić, jak go usynowiłem. Na szczęście na placu 3 - 5 C, więc jakoś dało się strzymać, choć pod koniec to już mi łapy marzły. Ten defekt, to auto nie chciało rano zapalić. Kontrolki się świeciły i tyle. Jak przekręcał kluczyć to nic się nie działo. Powiedziałem mu przez tel., że raczej nie defekt mechaniczny, bo te się wcześniej objawiają jakimiś dźwiękami, nieprawidłowym działaniem itp. Stawiałem na elektrykę, bo palił (w sensie odpalał), a teraz nie pali. Zdążyłem zeżreć śniadanie, akurat przyjechał. Rozłożyliśmy podjazdy, choć on oczywiście nie chciał, bo na łatwiznę. Na pierwszy ogień poszły do spr. kable od aku do rozrusznika. Fazowy, był zaśniedziały, zielony, i trochę luźny w osadzie, więc zdecydowałem o rozkręceniu. By było lepsze dojście zdemontowaliśmy filtr powietrza, a także akumulator. Po demontażu filtra powietrza okazało się, że pali się u nasady rozrusznika kabel masowy. Zdemontowaliśmy i jego, oczyściliśmy, prowizorycznie drutami połączyliśmy za około połowę wyłamanych drucików w lince, zaizolowaliśmy skręciliśmy i zadziałało. Przy skręcaniu tradycyjnie śrubki posmarowane, by przy następnej operacji można było bezproblemowo odkręcić, wszak ta linka masowa do wymiany jest na kiedyś. Pisania 2 minuty, faktycznego rozkręcania i skręcania 3h. Po tej operacji, czynności dnia, stała obsługa składów i tak kolejny dzień zleciał. Obiegu nie zgłosili, może i dobrze, bo pogoda taka średnia była.
Wczoraj w TV puścili Brokeback Mountain. Jednak dziś nie napiszę, jak znajdę czas, to kiedyś do tego filmu wrócę. Jutro wyjazd do 824, to też nie wiem jak będzie z wpisem. Tymczasem, narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz