Ostatnio w anty radiu była audycja Owsiaka nt. wyciepowania żarcia przez rodaków. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie w sumie nagonka na ludzi żrących w domach. W ogóle nie poruszono sprawy wyciepowania żarcia przez hurtownie, markety, a przecież to tam marnuje się w kilogramach (by tylko w kilogramach), w lirach (by tylko w litrach) żarcie. Jeżeli coś źle wygląda, to już idzie do wyciepnięcia z półek i znajduje się na tyłach marketów, czy dyskontów. Przeceny towarów z krótkim terminem nie istnieją. Owszem są przeceny na coś co jest w nadmiarze, ale to na miesiąc, czy dwa tyg. wcześniej, Jeżeli to nie zejdzie po przecenionej cenie to, sory memory, ale na śmietnik. Czemu o tym się nie mówi głośno. Jeszcze do tego wymyśla się kary, za wyciepowanie żarcia. Niby przez kogo te kary mają być płacone. Przez ludzi, którzy lezą z żarciem na śmietnik. Wątpię, że markety na coś takiego przystaną. Skoro ciągle drukujemy dla nich 1 i 2 groszówki, bo idzie od nich potężna koperta dla tego od finansów, to czemużby miały płacić za wyciepowanie żarcia. Podobnie było z finansowaniem 500+. Miało być z podatku obrotowego i jeszcze jakiegoś nałożonego na banki, a skończyło się na..., pisałem poprzednich notkach.
Zastanawia mnie jeszcze jedno. Skoro tylu ludzi pracuje w marketach, dyskontach, tylu widzi to marnotrawstwo żarcia, w tym napojów, to czemu jest taka masowa zmowa milczenia? Rynek pracy się poluzował, to oprócz marketów pracę można znaleźć nie tylko w marketach. Skąd więc ten brak nacisku na zmianę sytuacji? Wystarczy pogadać z kimkolwiek, kto pracuje w spożywce i kogo się dobrze zna, by usłyszeć historie wyciepowania tysięcy złotych na śmietnik. Oczywiście za te wyciepnięte też płacimy, bo to jest wliczone w cenę, czyli narzuty 100, a nawet więcej % na towarach.
Ten "system" jest ogólnie zjebany, bo wszyscy ściepujemy się na marnotrawstwo we wszelkich gałęziach godpodarki. Może jedynie małe firmy działają prawidłowo, ale wielkie państwowe, czy nawet niepaństwowe molochy działają już wadliwie, ale dopóki starcza kasy, to działania naprawcze tam nie są wdrażane. Smutne to, bo gdziekolwiek nie popatrzę to muszę płacić za wywalanie kasy przez kogoś, jakąś instytucję, bo oni nie mogą, nie chcą, nie umieją, nie widzą potrzeby zapanowania nad tym. W tym momencie nie ma sensu wchodzić w szczegóły, bo te wielokrotnie tu na blogu opisywałem i wydaje się, że przez najbliższe dekady nic się nie zmieni, z tym żarciem, o którym Owsiak chyba z braku innego tematu, zrobił sobie audycję i innymi gałęziami gospodarki. I jedynie, co też już pisałem kiedyś, normalnie zasypiam, bo do tego "systemu" się b. skromnie dociepuję.
Wczoraj wracałem od 824 i znów, choć był w innym miejscu, jechał ten niby obojniak z pięknymi rękami. Szkoda, że nie zauważyłem go wcześniej, bo zmieniłbym miejsce pobytu w autobusie, wszak podróż przyjemniej mija z ładnym widokiem, niekoniecznie za oknem.
Wiosna już nie tyle w powietrzu, co w ubiorach. Mięśniaki, czy młodzież już paraduje w koszulkach z krótkim rękawkiem, mimo że na placu nadal 11C, dziś lub 10C wczoraj. Szykuje się więc ostatnia fala przeziębień.
No i jeszcze byłem wczoraj u 973 na mieszkaniu, które obecnie remontuje własnymi siłami. Tam to dopiero jest prowizorka. W trakcie rozmowy wyszło, że już nie jest ze swoją byłą partnerką, z którą ma dwójkę dzieci. Pomyślałem se - no zajebiście w *uj. Mógł se tu mieszkać, dochodzić do finansów, a tak wziął mieszkanie, by z nią zamieszkać, w trakcie tego się rozstali i teraz pozostanie mu mieszkanie, komornik na gowie i alimenty. Kolejny myślący inaczej, tzn. w/g niego prawidłowo. To se można życie urozmaicić. Mięśniaki wioskowe nigdy nie przestaną mnie zadziwiać, ale co zrobić...
899 kładzie mu instalację elektryczną w mieszkaniu. Coś w stylu ratuj się kto może, nim to wszystko się spali. Mnie czeka jeszcze poprawienie instalacji w mieszkaniu 979 po fachowcach elektrykach, o których pisałem tu kiedyś.
Ale by tylko tam fachowcy. Bratu od 897 robiłem instalację. Końcową część podłączał fachowiec z uprawnieniami. Nie wiem co zrobił, ale jak mi mówił brat przy 979, bo akurat robiliśmy skurwomobila, miał wyłączony bezpiecznik od pomieszczenia łazienki, czyli teoretycznie prądu (fazy) tam być nie powinno, a mimo to przy skracaniu kabla (cięcia go cęgami) wyleciał główny bezpiecznik. I mnie się pyta, co się tam mogło stać? No skąd qrwa mam wiedzieć co on tam narobił? Gdybym ją robił do końca, czyli montowania bezpieczników i podpięcia do głównego dojścia to bym wiedział, a tak to skąd? Na innych instalacjach które robiłem nic się nie dzieje przez lata, ale one właśnie były robione w całości, a tu jakoś tak chciał, to tak ma, a przylatuje do mnie, a nie do niego (tego co mu to kończył). Ja swoją część zrobiłem, pomiary robiłem razem z nim, by wiedział, że jest ok. i tłumaczyłem mu co mierzymy, to moja część została wykonana poprawnie.
Teraz mówiąc mi o tym nie wiem czego oczekuje? Że tam pojadę, wybebeszę tą skrzynkę co robił jego kolega, przez godzinę będę dochodził do tego jak to poskładał, a następną godzinę będę szukał co jest nie tak. Nie sorry, qrwa - nie. Spierdalać na drzewo. Oczami wyobraźni już widzę, jak 973 przylezie za jakiś czas by mu to poprawnie podłączyć, a jak bylem ostatnio to mu delikatnie powiedziałem by nie zaciepował kabli, bo jeszcze nic nie podłączył, a to co zrobił jest już do poprawy. On to teraz zaciepie, a za "chwilę" trza to bydzie rozkuwać.
Zabieram się za czynności dnia, bo te mięśniaki to fajnie wyglądają i w zasadzie tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz